Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 10:01   #179
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
11 dzień przypływu lata 1372 roku Rachuby Dolin. Port Ilipur

Czas żeglugi dobiegł końca. Gdy majtek na bocianim gnieździe dostrzegł majaczący z oddali brzeg i klify głośno oznajmił wszystkim zbliżający się koniec podróży. Marynarze zajęli się przygotowaniami do cumowania i rozładunku wszelkich towarów transportowanych na okręcie. Od czasu rozmowy z Okhe, rudowłosa kobieta nie pojawiła się już na pokładzie.
Ilipur było paskudnym portem, śmierdzącym gównem i pozbawionym jakichkolwiek uroków. Nie było tu majestatycznych sztandarów, strażników w lśniących pancerzach. Nie było pięknego zamku jak w Suzail, czy też wyniosłych budowli świątynnych.
-Odwagi Venoro...- Albrecht szepnął towarzyszce na ucho, gdy okręt dobił do portu, marynarze zawiązali cumy i opuścili kładki. Paladynka była spięta odkąd tylko się przebudziła, nic więc dziwnego, że kapłan starał się dodać jej otuchy.
-Ej wy tam...- usłyszeli znajomy głos krasnoludzkiego woja zza pleców -Pani Okhe zaprasza was do siebie. Pragnie was ugościć i zaproponować pomoc, pod warunkiem, że zakryjecie swoje święte symbole- postawił ultimatum. Albrecht i Gritta spojrzeli na Venorę. To była jej krucjata i ona decydowała.


Panna Oakenfold wpierw spojrzała na krasnoluda, a następnie po swoich towarzyszach. Propozycja była hojna lecz warunek udzielenia pomocy już problematyczny. Właśnie to był ten moment kiedy paladynka dotykała granicy własnych przekonań.
- Prowadź więc do niej - odparła po chwili wahania. Nie odpowiedziała jednak czy przystaje na warunki, bo to już zamierzała omówić bezpośrednio z rudowłosą. Brodacz skinął głową i udał się do kapitańskiej kajuty, mijając starszego człeka w progu. Okhe siedziała na eleganckim stołku wpatrując się przez niewielkie okienko na fruwające po niebie mewy.
-Pani- brodacz wyrwał ją z zamyślenia.
Venora poczekała aż drzwi do kajuty zamkną się za nią, wtedy rozejrzała się po pomieszczeniu, zatrzymując spojrzenie na kapłance Kossutha.
- Jeśli wymagasz ode mnie pani bym zdjęła symbol mojego boga z szyi i skryła go głęboko w plecaku lub co gorsza porzuciła go, to wiedz, że nie nie mogę przystać na taki warunek - zaczęła krzyżując ręce przed sobą. - Jednakże - kontynuowała, nie dając sobie wejść w słowo. - Mój bóg nie jest ślepy i nie pcha swych wyznawców na pewną śmierć, a tym bardziej nie toleruje zachowania bezmyślnego. A takim byłoby obnoszenie się z jego symbolem w miejscu tak nam nieprzychylnym jak tutejsza kraina. Dlatego to co mogę zrobić, to trzymać symbol Helma za koszulą, lecz z szyi go nie zdejmę - podkreśliła na koniec. Jeszcze do niedawna nawet by się nie zawahała idąc na tą formę ustępstwa, ani nie szukała tłumaczenia swojej decyzji, ale po tym jak Albrecht zwrócił jej uwagę w tym temacie, jeszcze nim opuścili teren zakonu, paladynka już nie była taka pewna. Pozostawało jej mieć nadzieję, że nie myliła się w swej ocenie jak sam Helm mógł to widzieć. Bo jeśli obrazi go swym postępowaniem i utraci swe moce...

~ Nie, Helm nie kara z tak błahego powodu. To swoją postawą oddaję mu cześć, a nie obwieszając się jego symbolami ~ zganiła się w myślach. Bo gdyby było inaczej to samym udaniem się w to miejsce pozbawiona by została swoich zdolności. ~ On pragnie chronić słabszych, szczególną troską obdarzając dzieci ~ wspomniała ten dogmat swego bóstwa, który całym sercem uważała za najważniejszy. A właśnie to było sednem jej wyprawy, gdy w pełni świadoma porzuciła dobro własne, swoją karierę, która tak dobrze się zaczęła, by iść z pomocą chłopcom.
-Moje dziecko, ja nie chciałam byś cisnęła swoje świecidełko do zatoki. Ukrycie go pod koszulą w zupełności wystarczy. Twój towarzysz ma jednak symbol Wiecznie Czujnego Oka na pelerynie, a ten rzuca się w oczy równie mocno co twój na szyi…- skierowała spojrzenie na Albrechta. Mężczyzna z grobową miną rzucił porozumiewawcze spojrzenie Venorze i odpiął zatrzaski utrzymujące fioletową pelerynę na jego naramiennikach, po czym poskładał ją z szacunkiem i schował do plecaka.
-Rycerz nie może kłamać. Co jeśli ktoś nas spyta o tożsamość?-
-Wtedy ja będę mówić…- wtrąciła elfka.

-Udacie się ze mną, jako moja przyboczna straż. Najemnicy, których zabrałam ze sobą z Cormyru. Kiedy dotrzemy do mojego domu porozmawiamy spokojnie o tym jak mogę pomóc wam oraz jak wy możecie mi się odwdzięczyć. Zgoda?-
Venora westchnęła przeciągle zdając sobie sprawę co Albrecht może o tym sądzić. Miała jednak nadzieję udobruchać go w późniejszym czasie.
- Dobrze, niech tak będzie - paladynka oficjalnie zgodziła się na warunki rudowłosej. Ta umowa była jej bardzo na rękę, gdyż zawsze dawało to im punkt zaczepienia, w miarę bezpieczne i wiarygodne tłumaczenie ich pobytu w Ilipur, które Gritta będzie mogła bez problemu przywoływać.
-Świetnie. Zatem wyprowadźcie swoje wierzchowce na ląd i za dwa kwadranse ruszamy w drogę- poleciła.
Venora skinęła głową i wkrótce razem z towarzyszami opuściła kajutę kapłanki Kossutha.
Zmierzając do magazynu, by wyprowadzić wierzchowce panna Oakenfold zatrzymała się nagle.
- Poczekaj - powiedziała do Albrechta i zdjęła z szyi wisiorek, który jej podarował. Zbliżyła się do niego i założyła mu go. - Miałam ci go oddać po powrocie, ale skoro jesteś tu ze mną to bardziej się tobie przyda - mrugnęła do niego okiem i się odsunęła.

~***~

Okhe i jej krasnoludzki towarzysz zbierali się dłużej niż zapowiedziała ruda kobieta, lecz dało to Venorze czas na rozejrzenie się po miasteczku. Była mocno zaskoczona różnicami między portem w Suzail, czy Marsember, a tą mieściną. Smród ryb i uryny ustępował tylko na krótką chwilę, gdy powiew morskiego wiatru z północy trzepotał żaglami zacumowanych w porcie statków. Większość ludzi pracujących w porcie była w bardzo młodym wieku. Dzieci nie miały wyjścia i by zarobić na chleb musiały ciężko harować. Venora nie dostrzegła tutaj żadnego strażnika, czy paladyna. W zasadzie bez skutku było wypatrywanie kogokolwiek w ciężkiej zbroi. Kupcy, handlarze i ciężko pracujący młodzieńcy. Przed zapyziałymi szynkami o niezbyt przyjaznym wyglądzie spacerowały portowe ladacznice, zapraszając każdego kto tylko na nie spojrzał.

Venora nie była w stanie sobie nawet wyobrazić jak w tym miejscu musieli się bać jej bratankowie, którzy swe krótkie życie wiedli beztrosko na spokojnej wsi, z dala od miejskiego zgiełku i smrodu.
~ Helmie, Tymoro, miejcie ich w opiece póki ich nie znajdę ~ zamartwiała się.
Na tą jej zadumy od razu zareagował Młot, nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- Spokojnie - paladynka poklepała go po szyi. Zdała sobie sprawę, że zwierzę bardzo było wyczulone na jej zmiany nastroju.
W końcu po chwili na kładce pojawiła się Okhe i jej towarzysz. Wtedy też z tłumu przechodniów wyłonił się powóz, na którym zasiadał mężczyzna w sile wieku, w kolczudze.
-Ilekroć panią widzę jest pani piękniejsza…- powitał ją, nisko się kłaniając. Rudowłosa wspięła się po schodku na wóz rozsiadając się wygodnie. Krasnolud usiadł na koźle, obok miejsca woźnicy. Okhe skinęłą Venorze głową i cała grupa powoli ruszyła w górę miasta.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 14-06-2017 o 10:22.
Nefarius jest offline