Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 15:13   #70
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan, Olena i Gabriel. Szpital Św Ducha.
Deszcz trochę zelżał i para Kainitów nie zdążyła mocno zmoknąć nim dotarla do szpitala przy kościele Świętego Ducha.
- Płock ma jedną przewagę nad Konstantynopolem - stwierdził Jan. - Wszędzie jest blisko.
Chwycił w dłoń kołatkę i zastukał w drzwi szpitala. Ktoś musiał czuwać przy chorych w nocy a i brat Gabriel pracował przecież wyłącznie po zmierzchu.
Po kilku minutach drzwi, które w zasadzie nie były wcale zamknięte, uchyliła przed nimi dość młoda zakonnica (choć raczej mało urodziwa, na jej twarzy ospa odcisnęła swoje)
- Pan z wami dobrzy ludzie. - powiedziała na powitanie przemęczonym acz życzliwym głosem.
- Teraz i zawsze niech będzie pozdrowiony - odpowiedziała Olena schylając nabożnie głowę - przychodzimy z ważną sprawą do brata Gabriela.
- Przekażcie mu, siostro, że przybył doń magister Jan, medyk z towarzyszką i raczcie wybaczyć późną porę - dodał Kainita.
Kobieta przeżegnała się.
- Brata Gabriela zbójcy wczoraj napadli, gdy z nabożeństwa wracał, ledwo żywego do domu biskupa klerycy zabrali. Chciałyśmy go zobaczyć, ale powiedziano nam iż nakazał by nikogo doń nie wpuszczać, gdyż w modlitwie pogrążon. - wyjaśniła.

- Nie prosimy, abyście nas do niego zaraz do niego prowazili a jedynie przekażcie mu że na niego czekamy, a jeśli nie zechce nas przyjąć odejdziemy. - powiedziała wampirzyca ocierając twarz ze smug deszczu. Miała nadzieję, że siostra się zlituje nad nimi i wpuści ich do środka. - Jeśli jednak siostra się nie boi, że odchodząc od łóż chorych pozbawi ich opieki obecny tutaj mistrz Jan jest wybitnym medykiem i chętnie zajmie się nimi pod nieobecność siostry.

Zakonnica popatrzyła po twarzach gości.
- No tak tak, proszę, wchodźcie - powiedziała uchylając przed wampirami drzwi. Spokrewnieni skwapliwie weszli do środka. Mimo późnej pory jeszcze dwie inne siostry nie spały. Trudno bowiem było spać, gdy kilku chorych jęczało w mękach. Na pryczach leżeli ludzie w różnym wieku, choć przeważnie starsi. Musiało tu być z kilkadziesiąt osób.
- Biedacy - skomentował Jan. - Mogę pomóc siostrom, póki brat Gabriel nie wydobrzeje. Bez żadnej zapłaty ma się rozumieć, lecz z chrześcijańskiego obowiązku. Jeno po zmierzchu, gdyż za dnia zajmują mnie pacjenci, dzięki którym zarabiam na chleb.
Zmęczona siostra uśmiechnęła się.
- Bóg zapłać Mistrzu, bóg zapłać, proszę zdejmijcie ino płaszcze bo przemoczone i niedługo sami opieki potrzebować będziecie.
Olena sprawnie zdjęła płaszcz oddając go zakonnicy. Następnie chcąc uniknąć zbędnych pytań rozwiązała zakrwawioną zapaskę którą sprawnym ruchem ukryła w kieszeni pod spódnicy. Po czym usiadła na ławie pod ścianą w oczekiwaniu.

Jan powiesił swój płaszcz przy kominku a na stole postawił torbę z przyborami.
- Wskażcie tylko, siostro, którzy z chorych najpilniej potrzebują pomocy i spróbujcie powiadomić brata Gabriela. Od niedawna jestem w mieście a już wiele o nim słyszałem i wielce zmartwion jestem o los tak świętego męża. Tak się również składa, że mam dla niego ważne wieści.
Kobieta zaprowadziła wampira do łóżka, na którym leżał człowiek bez dwóch nóg. Wyglądało na to, że amputację przeprowadzono nie dalej jak kilka dni temu. Nieszczęśnik wył w mękach.
- Życie jest bólem - sentencjonalnie powiedziała Olena. To miejsce pełne zapachu świeżej krwi budziło w niej głód, a ona nie była na tyle niekulturalna aby bez pytania sięgać po potrawy z cudzego stołu dlatego siedziała w milczeniu nie ruszając się z miejsca.

Gabriel wszedł do szpitala i zdziwił się lekko na widok nowych gości - tą samą parę kainitów, których widział wcześniej jak nieśli przez miasto zwłoki...
- Witajcie, gość w domu bóg w domu. Choć to miejsce rzadko chętnie odwiedzane - uśmiechnął się też do zakonnicy. - Spokojnie siostro nic mi nie jest. Pan mnie ocalił.
Zastał dwoje nieznajomych, z czego brodaty mężczyzna nachylał się właśnie nad chorym, któremu niedawno amputowano obie nogi. Inwalida już nie jęczał, lecz wzdychał z ulgą, łagodnie zapadając w sen, jakby cały jego ból zniknął za dotknięciem ręki.
- Wy musicie być bratem Gabrielem - odezwał się nieznajomy z uśmiechem. - Ja jestem Jan, medyk z dalekiego Konstantynopola. Właśnie zaoferowałem siostrom swoją pomoc w szpitalu, ale ja i moja przyjaciółka nie jesteśmy tu przypadkiem. Mamy dla brata ważną wiadomość, tyczącą się spraw prywatnych. Czy moglibyśmy pomówić na osobności?
- Zapraszam do mojego skromnego pokoju. Połączonego z pracownią. - wskazał drogę do niewielkiego pokoiku w głębi szpitala. Schody wyraźnie prowadziły w dół… do piwnicy kościoła.

Tam weszli do pokoju przypominającą mnisią celę. Nieco szerszą za solidnymi dębowymi drzwiami. Widać było skobel dość duży którym można było zablokować drzwi. Ponadto skromnie mała pracownia przy dużym stole. Wiele roślin, moździerzy i maści. Wszystko rozgrzebane jakby w połowie przerwane. Ksiąg niewiele na jednej półce upchniętych. Na kamiennym łożu usiadł Gabriel.
- Co was do mnie sprowadza i z ciekawości jakiej mocy użyłeś na chorym? - podpytał Gabriel by zacząć rozmowę.
- Mocy nauczonej mnie przez mych przodków - odparł ostrożnie Jan. - Jestem dalekim potomkiem Raziel - dodał, czekając na reakcję Gabriela na to imię.
Gabriel nie zareagował na imię choć sama moc go zdziwiła. Był wyraźnie zaciekawiony. Słyszał o podobnych, domyślał się już klanu.
- Rzadki to dar. Doprawdy rzadki - powiedział Gabriel kiwając głową. - Słyszałem o waszym klanie. Choć rzadko i niemal szeptem się o nim obecnie mówi. Cieszy mnie jednak pokrewność naszych zainteresowań panie. Przepraszam też pani - zwrócił się do Oleny - za moje skromne progi. Sługą bożym jeno jestem. Pani też wybaczy, że tak o sprawach leczenia od razu. Wie pani ciekawość zawodowa. - zamyślił się na chwilę. - Czy to sprawa szpitala was do mnie sprowadza? Nie ukrywam widzę potencjał we współpracy, z tak zacnym specjalistą.

Olena uśmiechnęła się szeroko
- Nie macie za co przepraszać bracie Gabrielu gdyż czas poświęcony na rozmowy o leczeniu nigdy nie jest stracony. - podeszła do niego wyciągając rękę w geście przywitanie - jestem Olena, pochodzę z Rusi i też interesuje mnie medycyna, szczególnie - za pauzowała - kształtowanie ciała. Nie chcąc się chwalić powiem tylko, że mogę z łatwością zmusić skórę do wzrostu i niemal natychmiastowego zamknięcia rany, połatać zerwane ścięgna i mięśnie ot taka tkaczka - szwaczka że mnie. - roześmiała się, a potem skończyła już poważnym tonem - Trochę w tym pasji a po części prostu nie lubię gdy bydło pada przedwcześnie a wręcz przeciwnie chcę je utrzymać jak najdłużej w jak najlepszej kondycji.
- Wybacz mej przyjaciółce słownictwo, bracie - westchnął Jan, po czym zwrócił się do Oleny: - Ci z nas bardziej przywiązani do człowieczeństwa nie uważają słowa “bydło” za zbyt stosowne.
Spojrzał ponownie na Gabriela.
- Nie mylisz się co do mego klanu - powiedział. - Przyznam, że słysząc o twym darze uzdrawiania liczyłem w duchu, że spotkam jednego ze swoich. Zostało nas bardzo niewielu i czasem myślę, że jestem ostatnim. Tremere uczynili sobie z nas zwierzynę łowną, łatwy cel zważywszy, że wielu z nas wyrzekło się przemocy. Rozsiewają o nas kłamstwa, dla usprawiedliwienia swych diabolistycznych zbrodni a kłamstwo powtórzone po stokroć dla wielu staje się prawdą. Dlatego nie mówię głośno kim jestem i do was - obejrzał się na ich oboje - mam prośbę o zachowanie tajemnicy. Wierzę w twą dobrą wolę bracie, bo podążasz zdaje się tą samą ścieżką, zaś Olenie ufam, gdyż Tzimisce nienawidzą Uzurpatorów równie mocno jak ja.
- Dla mnie droga Oleno są owieczkami. Wiernymi którym trzeba wyznaczać drogę. Troszczyć się opiekować. Dość odważnie Janie podzieliłeś się z nami wielką tajemnicą. U mnie jest ona bezpieczna. Trzech świetnych medyków w jednym mieście! - powiedział uradowany Gabriel i uśmiechnął się od ucha do ucha. - To rozwiąże wiele problemów. Co byście powiedzieli na wspólne dzieło? Szpital jest moją domeną wraz z kościołem św ducha. Moglibyśmy tu urządzić placówkę medyczną na wysokim poziomie. Daje to nam po pierwsze bezpieczną metodę na zdobywanie pożywienia. Po drugie schronienie, zapasowe jeśli ktoś z was ma już stałe. Po trzecie… Co prawda będzie to wymagało wydatków. Jednak z datki czy opłaty w innej formie mogłyby być dochodowe. Ja co prawda nie potrzebuje wiele, jednak nawet głoszenie słowa bożego kosztuje. Wy natomiast też macie swoje standardy i potrzeby. Po czwarte w końcu… praca w szpitalu dla kościoła daje… Cóż nazwijmy to opiekę. Ludzie lepiej będą was postrzegać. Kościół wstawić się może w razie kłopotów. Śmiałą wizja możecie powiedzieć. Macie inną i co sądzicie o mojej? - oczy Gabriela gdy chodziło o wizję wielkiego szpitala wręcz się świeciły.
- Podzielam ją w zupełności - Jan niemal się rozpromienił. - A ja chętnie skorzystam z twojej gościny. Wciąż spędzam dnie w drugim dnie powozu, którym tu przyjechałem z Bizancjum. Ani to wygodne ani bezpieczne. Szczegóły jednak zostawmy na później, pozwól, że wpierw przedstawimy ci bezpośrednią przyczynę naszych odwiedzin. Nie dalej jak za godzinę odbędzie się narada wszystkich Spokrewnionych w mieście, zwołana z ważnych przyczyn. Najlepiej gdybyś udał się tam prosto z nami. Niestety nie udało nam się ciebie wcześniej odwiedzić, stąd to zaproszenie w ostatniej chwili.
- Ja bym tylko poprosił jeszcze o wyjaśnienie waszej wędrówki ze zwłokami po mieście. - nieśmiało, choć z uśmiechem na twarzy powiedział Gabriel.
- Więc nie byliśmy tak niewidoczni jak byśmy chcieli - Jan spojrzał na Olenę, po czym zwrócił się do starca. - To żadna tajemnica, te zwłoki będą głównym tematem naszej narady. Bowiem zabity został jeden ze Spokrewnionych a my znaleźliśmy jego spalone słońcem szczątki i zabraliśmy by ustalić przyczynę śmierci i aby nie wzbudziły niezdrowej ciekawości wśród śmiertelnych. Zrelacjonujemy wszystko dokładnie na spotkaniu. Wampirzyca w milczeniu pokiwała głową.
- Te zwłoki mogły nie zostać tam przypadkowo. - zasugerował duchowny - Gdybym ruszał na łowy, rzuciłbym przynętę i czekał. - powiedział jakby od niechcenia. - Upewnijcie się, że nie jesteście śledzeni. Oleno a co ty powiesz na wizję współpracy w szpitalu na tych kilku płaszczyznach? - zapytał z nadzieją w głosie.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 14-06-2017 o 15:56.
Icarius jest offline