Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2017, 21:41   #675
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Gdy tylko się uspokoiło, Boschowi momentalnie pociemniało przed oczami. Jakby organizm tylko czekał na tę chwilę kiedy będzie mógł zawieść. Na szczęście po chwili przeszło, kiedy Albert zmaterializował się przed jego oczami z dość głupim pytaniem.

- A wyglądam jakbym się dobrze czuł? Oswald zapytał z grymasem bólu na twarzy i spróbował się podnieść, co mu się udało z małą pomocą cyrulika. - Czuje się jakby mnie kijami obtłukli i tak zostawili żebym cierpiał. Przy tym stole coś się stało. Ta magia jakoś na mnie zadziałała. Przetarł oczy, starając się wrócić do pełni przytomności.

- Właśnie! Skąd wzięło się to bydle? Zapytał rozglądając się dookoła. - Jeno kudły po nim się ostały. Pokręcił głową i końcem miecza przegrzebał kłaki, jakby szukając pośród nich truchła. - Ki cholera... Skomentował pod nosem.

Cyrulik spoglądał na bohatera z lekkim zaskoczeniem po czym zaczął:

- Na magii się nie znam, jednak wiem co nieco o miksturach. Niektórzy czasem mawiają, że to to samo. Z tego co ja wiem, to ta bestia przypominała Ciebie paniczu, nie widziałem Cię dokładnie wtedy w nocy, ale ten kolor i postura były bardzo podobne do takiej jaką przyjąłeś tamtego czasu.

Oswald wzruszył ramionami. - A cholera wie. Ja tym bardziej się nie znam. Czasem czy wszystkie wilkołaki nie wyglądają tak samo? W końcu jeden pies…

- Ten, drugi jeśli dobrze pamiętam, panicz Luis był białego futra, reszta prawie to samo. - cyrulik wpadł w zamyślenie - Zaiste ciekawe od czego to zależy, kolor futra, kto by pomyślał.

- Zaiste… Powtórzył sarkastycznie Bosch.

***


Gdy Randulf zaproponował pościg, Bosch przytaknął.

- Słychać jak się tam mocują z czymś na dole. Ten pod stołem nich tu czeka. Raczej nigdzie nie ucieknie, a jak będzie próbował... Stanął nad kultystą i przyłożył mu sztych do gardła. - Zmęczony jestem, więc nie kombinuj bo jeno umrzesz zmęczony. Zrozumiał? Powiedział chłodno i spróbował zrobić parę kroków w stronę schodów.

- Bogowie, ależ mnie nogi naopierdalają. W takim stanie to nie dam rady tym schodom. Skomentował nieco sfrustrowanym głosem i usiadł na podwyższonej krawędzi kręgu, wydając bolesne syknięcie. - Otwinie, Randulfie, zajmiecie się resztą? Bo w takim stanie to wam się chyba tam nie przydam. Zdjął hełm i zrezygnowany pokręcił głową, czego zaraz pożałował gdy pod czaszką odezwał mu się tępy ból.

***


Gdy po chwili poczuł się lepiej, podszedł do przygniecionego i popatrzył na niego z obrzydzeniem, niczym na prawdziwie paskudnego robaka.

- Cośta tu robili? Jeno nie kłam, bo prawda zawsze się z gówna wygrzebie na wierzch. Szczególnie jak zaczniemy cię przypiekać niczym wieprzka nad ogniem... Zagroził.

Kultysta z początku się lekko wystraszył, jednak po chwili będąc na sytuacji i tak już przegranej zaczął dosyć swobodnie, co mogło być bardzo podejrzane, gadać.

- I tak zniszczyliście wszystko, plugawe szumowiny. Powinieneś być martwy… ty… - zatrzymał się, prawdopodobnie szukając słowa - … ty

- Psie? Oswald dokończył wyraźnie z siebie zadowolony.

- eee miałem na myśli coś co trzyma boga, demona w sobie, ale tak też może być. - splunął, jednak plwocina jedynie przykleiła się do jego policzka, zważywszy na niezbyt sprzyjającą pluciu pozycję. - i tak zginiecie, moi bracia was zabiją, teraz pewnie rozprawiają się w tymi dwoma idiotami, twoimi towarzyszami. - zachichotał - więc pomóż mi wstać i odejść.

- Wstać? I odejść? Powtórzył zamyślony Oswald, a następnie oparł nogę o stół, dodatkowo przyciskając rannego.

- Aauua. Zabierz to… - krzyknął z bólu

- Pomyślę. Gadaj co wiesz o tym trzymaniu demona w sobie, a przysięgam że pozwolę ci odejść. Jednak śpiesz się zanim wróci reszta. Ponaglił.

Kultysta zobaczył iskrę nadziei, bo jasnym było, że albo naprawde naiwnie wierzy, że Otwin i Randulf nie dadzą sobie rady z kilkoma kultystami, albo grał na czas i chciał przestraszyć w jakiś sposób Oswalda.

- Powiem, powiem - krztusił się - jeden z naszych widział cię w nocy jak się zamieniłeś w wielkie stworzenie, co to silniejsze jest od dziesięciu chłopa. W naszych księgach nazywamy to Lupus, to zwierze nocy, co nasycić się musi krwią i mięsem. W naszych księgach wiele o nim było, to i bracia uznali, że taką sytuację należy wykorzystać i cię …. - spojrzał na bohatera, bo prawdopodobnie wiedział, że te słowa mogą mu się nie spodobać - cię zabić, bo potrzebny był tylko ten byt, tylko to stworzenie, aby zaprowadzić nowy porządek na świecie, aby nasze bractwo przejęło władzę nad tym parszywym światem. Aby wyjść z ukrycia. [/i] - pokiwał głową - to tyle, czy mnie puścisz?

- Zaraz. Czyli to we mnie siedzi. A da się tego pozbyć jakoś inaczej? Zapytał Oswald, zdejmując nogę z przyciskającego kultystę stołu.

Kultysta zmarszczył brwi i biorąc głębszy oddech odparł:

- W naszych księgach nie było nic o tym aby osoba była w stanie przeżyć taki rytuał, bracia byli tym zaskoczeni, bo mogłoby to znaczyć, że jesteś znacznie silniejszy niż normalny człowiek. Kim jesteś ? - zapytał zaskoczony

- Jestem, który jestem...- Odpowiedział filozoficznie Oswald.

- Tej nocy walczyłeś ze sobą samym, w tej zdawało by się groźniejszej formie, a ja widząc to zaczełem wątpić w nasz kult. Księga którą się posługiwaliśmy zawiodła, a w niej istnieje wiele zaklęć, które także mogą być zawodne. -



- No dobra. Ostatnia rzecz. Wioska. Ludzie o was wiedzą? Pomagają? Zastraszyliście ich? Bosch spojrzał w oczy jeńcowi.

- Nikt o nas nie wie…. ,- przerwał jak gdyby myśląc - prócz jednej rodziny i kilku ludzi. Nasz przywódca to człowiek, którego nigdy nikt z nas nie widział na oczy, zawsze przekazuje informacje przez kogoś, ostatnio dostaliśmy zaszyfrowaną wiadomość od Borga, tutejszego grabarza, z tym, że ten nic nie widział, tylko miał to przekazać jednemu z naszych który nie wyróżnia się w tłumie, aby ten przekazał ją dalej. - - wyglądało jak gdyby specjalnie gadał nie dając większych konkretów

- Ta rodzina wam pomaga?-

- Rodzina? - zapytał głupio jak gdyby zapomniał o czym właśnie mówił.

- Ta o której wspomniałeś. Czy czasem córki nie mają? Xandry?-

- Tak - odparł zaskoczony - ale to tylko głupie dziecko. Odkąd widziało jednego z nas zaczęło chcieć być jednym z nas, jest bardzo zdolna, ale to tylko dziecko.

- A pomagają wam z własnej woli, tak?- Dopytał Oswald.

- Tak.. znaczy nie wszyscy. Dziewczynka sama, ale niektórzy nie chcieli, ale są zbyt ważnymi osobami i potrzebujemy ich aby więcej znaczyć. -

- Hmm… Ciekawe. A teraz chyba już na ciebie czas. Oswald wyprostował się...

- Tak, dziękuję - odparł kultysta starając się wygrzebać, jednak nie za bardzo mu to wychodziło, gdyż mebel był niespotykanie ciężki. Ewidentnie starej, solidnej konstrukcji.

… i wbił jeńcowi sztych miecza w serce.

 
__________________
Our sugar is Yours, friend.

Ostatnio edytowane przez Cattus : 14-06-2017 o 22:57.
Cattus jest offline