Choć ciężko w to uwierzyć krasnolud Olaf nie zrobił nic, gdy w końcu stanęli na murze przed większą grupą zielonoskórych. Całą drogę zresztą niewiele robił poza oglądaniem się za siebie na dwie nowe twarze orczej pary. Obie szpetne i nie budzące ani krztyny zaufania.
Teraz przyparty do blanki przepuścił będących za nim wojowników. W milczeniu liczył, że zrobią swoje w boju kosztem własnego zdrowia. Następnie nieco owczym pędem potruchtał zgarbiony za Grzmotem. Choć wątpliwe było, by orkowie mogli zatrzymać szarżę barbarzyńcy kapłan dzierżył w dłoniach topór. Tak na wszelki wypadek.