Były chwile, w których Zoe wiele by oddała za możliwość prostego, werbalnego powiedzenia co myśli w sposób zrozumiały dla otoczenia oraz słuchaczy. W chwilach takich tym dotkliwiej odczuwała kalectwo, niepozwalające na pociśnięcie po Mahlerze niczym po burej suce. Miała do wyboru albo dłubać w klawiaturze, albo działać. W obliczu zbliżającego się wroga opcja numer dwa stawała się tą jedyną sensowną. Zamiast swojskich kurew i chujów, w wąskim korytarzu rozlegało się pełne niezadowolenia i złości, ochrypłe krakanie, przetykane hojnie syczeniem podobnym do tych wydawanych przez xenosy. Pieprzone darmozjady również się znalazły, zalewając pozycję ludzi z dwóch stron. Marine rozstawiał minę, Piechociarz pruł z pistoletu, a Nash przebiegła te parę kroków dzielących ją od bliższego trepa. Lampiła się intensywnie w jego plecy, mieląc pod nosem własną wersję wulgaryzmów. Odstrzelić łeb… no kurwa dobre sobie. Po cholerę w takim razie babrała się w tym pieprzonym szambie, marnując czas i zasoby? Gdyby miała mózg, siedziałaby w Seres lejąc na sługusów Federacji… no ale ów organ odpowiedzialny za racjonalne myślenie ostatnimi czasy u saper coś szwankował. Inaczej nie dało się wyjaśnić szeregu głupot popełnianych przez nią na przestrzeni ostatnich godzin.
- N... nhaa... - próba wydania ludzkiego głosu z popalonego gardła zawiodła, więc Parch spasowała. Zamiast tego pochyliła się nad klęczącym mężczyzną jakby chciała go objąć od tyłu. Sprawne dłonie zmacały pancerz i odpięły puszkę napalmu. Swoje zużyła, a potrzebowali zapory. Ogień był dobry, kupował cenne sekundy.
Granat poszybował w głąb korytarza. Zniknął z oczu Black 8 gdy odbił się od ściany, poleciał ku podłodze którą już biegły małe xenos pochłonięty w całej ruchomej sekwencji biologicznych ruchów. Słyszeli w słuchawkach głos Brown 0. Gadała głównie w Mahlerem. Ten akurat skończył i widząc ciśnięty granat powstał i płynnie rzucił standardowe wojskowe ostrzeżenie przed eksplozją mającą nadejść w ciągu sekund. Ta faktycznie nadeszła.
Głębia korytarza rozbłysła światłem, prawie od razu pojawiła się pędząca w ich stronę chmura kontrastujących cieni i błyskających świateł. Byli na tyle blisko, że podmuch szarpnął ich włosami, uderzył w twarz odłamkami, zerwaną po drodze drobnicą, wybił na moment dech z płuc ale jednak nie odczuli tego co się działo w epicentrum. Tam zaś ledwo dym z fali uderzeniowej się rozrzedził pojawiły się płomienie. Ten korytarz był odcięty na parę chwil przez ogień. Do kilku ostatnich xenos które były zbyt blisko ludzi a za daleko od centrum dostało się pod szybki ogień z pistoletu Marine. Strzelał stojąc cofając się z powrotem w stronę wind.
- Dawaj tutaj! Co z tą windą do cholery?! - krzyknął do nich Latynos wciąż strzelający ze swojej broni krótkiej.
- Jedzie! Czuję drgania, jedzie tutaj! - krzyknął naukowiec z dłonią położoną na płaskich drzwiach windy. Drugą podtrzymywał blondynę która w tej chwili nie wyglądała by nadawała się do czegokolwiek innego.
-
Mag! - krzyknął żołnierz oznajmiając, że zmienia magazynek w swojej broni. W tym momencie stały się prawie na raz dwie rzeczy. Winda wreszcie szczeknęła i drzwi się otworzyły. Naukowiec wciąż trzymający tancerkę prawie wpadł do środka. A Latynos zniknął jakby go coś nagle wciągnęło do czerni szybu. Wyrzucony z pistoletu pusty magazynek spadł właśnie na posadzkę korytarza.
Szło tak dobrze, za dobrze. Kurwa jego mać, nie mogło pójść za łatwo. W jednej chwili czas zwolnił, Ósemka widziała jak sylwetka Latynosa zgina się i leci do tyłu, upuszczony magazynek zawisł w powietrzu. Naraz zrobiło się cicho, serce Parcha zgubiło dwa uderzenia, krew odpłynęła z piegowatej gęby. Czemu nie pieprzony Jenkins? Mogło wciągnąć tego rozlazłego patafiana, a nie…
Czarny element pistoletu spadł z brzękiem na podłogę, a nim upadł Nash wyrwała się do przodu, przestając zwracać uwagę na Mahlera i cywili. Nie mógł zdechnąć, nie on. Nie ten idiota sypiący drętwymi tekstami. Nie mógł… po prostu…
- Kuurrrwaaa! Patinio! - Johan wydarł się dostrzegając nagłą zmianę sytuację w tym samym momencie co złotooka saper. Dobiegli do szybu windy prawie razem. Z bliska ciemność szybu nie okazała się całkowitą ciemnością. Gdzieniegdzie świeciły się techniczne światła. Widać było więc dach windy na dole. Z dobre standardowe piętro poniżej. Przy jednej ze ścianie wiać było ludzki kształt. Wciśnięty między windę a szyb windy.
-
Ciągnie mnie! - wydzierał się Patinio zakleszczony i ściągany przez coś w dół. W głosie dało się wyczuć strach, ból i determinację. Stwory z góry szybu nic jednak nie robiły sobie z tej sytuacji i dalej z małpią zwinnością skakały i biegły na dół, do otwartych drzwi szybu i zakleszczonej poniżej windy z zakleszczonym przy niej człowiekiem.
Szybki rzut oka wystarczył, aby zorientować się z beznadziejności sytuacji. Potworów było zbyt dużo i zbyt blisko trepa, aby eksplozja sięgnęła tylko je. Facet darł mordę i szarpał się, trzymając kurczowo elementów technicznych szybu. Nash zgrzytnęła zębami. Za wąsko aby próbować celować granatem między ścianę a pudło windy. Gdyby bombka odbiła się od dachu oberwie człowiek, wtedy zaś potwór już bez większych problemów wciągnie go w otchłań.
- Co się dzieje?! Chodźcie! - z wnętrza otwartej windy doszedł przestraszony głos naukowca. Słychać było jak bezuczuciowy automat zaczyna zamykać drzwi.
-
Osłaniaj - Ósemka szczeknęła obrożą, zrywając przedostatnią puszkę napalmu z pancerza Mahlera. Ledwo obły pojemnik znalazł się bezpiecznie w uchwycie parchowej zbroi, saper ugięła kolana i wybiwszy się porządnie, skoczyła w dół.
- Trzymaj drzwi! - wrzasnął marine i skierował lufę pistoletu w górę. Wąski promień latarki taktycznej zaczął wyłaniać z mroku kolejne skaczące w dół poczwary. Tyle zdążyła zarejestrować Black 8, nim jej buty oderwały się od posadzki i poszybowały w dół. Światła techniczne w szybie śmignęły jej i poczuła przez te buty chwiejną powierzchnię gdy buty uderzyły z metalicznym odgłosem o dach. Winda zadrżała ale spadła. Będąc tam widziała trzymającego się kurczowo elementów pionowego dźwigu żołnierza. Twarz miał rozciągniętą w krzyku bólu jakby to coś z dołu planowało go pospołu z martwym uporem windy rozerwać go zostawiając górną połowę tutaj a dolną zabierając ze sobą. Coś tam było. Nie wiedziała co ale słyszała jak to coś tam syczy, dyszy, skrzeczy i uderza czy obija się bo winda co chwila drżała od uderzeń.
Dobyła granatu. Udało jej się schylić i po części wrzucić, a po części wcisnąć obły pojemnik. Ten spadł na gzyms szybu, potoczył się po nim do krawędzi i zniknął z oczu gdzieś w czeluściach windy. Pojemnik eksplodował poniżej. Wąski szyb skumulował efekt wybuchu. Głuche, gołe ściany przekazały falę uderzeniową dźwięku zarówno w górę jak i w dół szybu. Windą miotnęło a pod nią rozległ się jakiś skrzekliwy jęk.
Z góry na dach windy spadły ciała kolejnych zestrzelonych przez marine stworzeń. Nagle jednak nastąpiła cisza w tych strzałach. Gdy Nash spojrzała w górę dostrzegła same dłonie marine który pospiesznie zmieniał magazynek w broni.
- Idą! Tam są! - z szybu nie widać było co pokazuje naukowiec ale chyba miał co pokazywać. Głowa Mahlera spojrzała gdzieś w bok, w poziomie a nie pionie.
-
Ciągnij! - wrzasnął ciężko Latynos łapiąc za nadgarstek Nash. Stwór chyba go puścił bo czerwonowłosa poczuła jak pospołu daje radę wyciągać żołnierza z zakleszczenia.
-
Fire in the hole! - dobiegło ich z góry ze strony Mahlera. Wciąż jednak w dłoniach miał pistolet. Stwory z góry szybu zbliżały się już do górnej strony otwartych drzwi. Z góry doszła ich eksplozja claymora ustawionego wcześniej. Był ustawiony o zaledwie kilka kroków od wejścia do windy.
Mahler spojrzał w dół szybu i mimo, że jego twarz od dwójki ludzi leżących na dachu windy dzieliło tylko kilka metrów to jego blady owal twarzy wydawał się być odległy jak na dnie jakiejś studni.
- Trzymajcie się! - krzyknął do nich i pociągnął za jakąś dźwignię przy drzwiach. Drzwi do szybu zaczęły się zamykać i marine zniknął za nimi. Winda zaraz potem zaskrzypiała, szarpnęła i runęła w dół razem z dwójką ludzi na jej dachu. Światła techniczne zlały się w smugi a potwory które z góry dotarły do właśnie co zamkniętych drzwi windy nagle zdawały się maleć i oddalać jak stacja metra za oknami pociągu. Para ludzi zdążyła się złapać windy i siebie nawzajem. Z każdym metrem spadająca winda nabierała prędkości a w miarę jak ona rosła rósł nacisk przeciążenia naciskający na ich żołądki. Metal szorując o metal skrzypiał, jęczał i krzesał iskry wprawiając klatkę windy i ludzi na jej dachu w niemiłosierne drgania i zapowiadając nieuchronną katastrofę. Zdążyli jeszcze spojrzeć na siebie, dostrzegając w krótkim błysku rozszerzone źrenice. Wzmocnić nacisk dłoni na ramionach, a potem przyszło uderzenie, początek dźwięku gięcia metalu.
I ciemność.