Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2017, 12:11   #139
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Były chwile, w których Zoe wiele by oddała za możliwość prostego, werbalnego powiedzenia co myśli w sposób zrozumiały dla otoczenia oraz słuchaczy. W chwilach takich tym dotkliwiej odczuwała kalectwo, niepozwalające na pociśnięcie po Mahlerze niczym po burej suce. Miała do wyboru albo dłubać w klawiaturze, albo działać. W obliczu zbliżającego się wroga opcja numer dwa stawała się tą jedyną sensowną. Zamiast swojskich kurew i chujów, w wąskim korytarzu rozlegało się pełne niezadowolenia i złości, ochrypłe krakanie, przetykane hojnie syczeniem podobnym do tych wydawanych przez xenosy. Pieprzone darmozjady również się znalazły, zalewając pozycję ludzi z dwóch stron. Marine rozstawiał minę, Piechociarz pruł z pistoletu, a Nash przebiegła te parę kroków dzielących ją od bliższego trepa. Lampiła się intensywnie w jego plecy, mieląc pod nosem własną wersję wulgaryzmów. Odstrzelić łeb… no kurwa dobre sobie. Po cholerę w takim razie babrała się w tym pieprzonym szambie, marnując czas i zasoby? Gdyby miała mózg, siedziałaby w Seres lejąc na sługusów Federacji… no ale ów organ odpowiedzialny za racjonalne myślenie ostatnimi czasy u saper coś szwankował. Inaczej nie dało się wyjaśnić szeregu głupot popełnianych przez nią na przestrzeni ostatnich godzin.
- N... nhaa... - próba wydania ludzkiego głosu z popalonego gardła zawiodła, więc Parch spasowała. Zamiast tego pochyliła się nad klęczącym mężczyzną jakby chciała go objąć od tyłu. Sprawne dłonie zmacały pancerz i odpięły puszkę napalmu. Swoje zużyła, a potrzebowali zapory. Ogień był dobry, kupował cenne sekundy.

Granat poszybował w głąb korytarza. Zniknął z oczu Black 8 gdy odbił się od ściany, poleciał ku podłodze którą już biegły małe xenos pochłonięty w całej ruchomej sekwencji biologicznych ruchów. Słyszeli w słuchawkach głos Brown 0. Gadała głównie w Mahlerem. Ten akurat skończył i widząc ciśnięty granat powstał i płynnie rzucił standardowe wojskowe ostrzeżenie przed eksplozją mającą nadejść w ciągu sekund. Ta faktycznie nadeszła.
Głębia korytarza rozbłysła światłem, prawie od razu pojawiła się pędząca w ich stronę chmura kontrastujących cieni i błyskających świateł. Byli na tyle blisko, że podmuch szarpnął ich włosami, uderzył w twarz odłamkami, zerwaną po drodze drobnicą, wybił na moment dech z płuc ale jednak nie odczuli tego co się działo w epicentrum. Tam zaś ledwo dym z fali uderzeniowej się rozrzedził pojawiły się płomienie. Ten korytarz był odcięty na parę chwil przez ogień. Do kilku ostatnich xenos które były zbyt blisko ludzi a za daleko od centrum dostało się pod szybki ogień z pistoletu Marine. Strzelał stojąc cofając się z powrotem w stronę wind.
- Dawaj tutaj! Co z tą windą do cholery?! - krzyknął do nich Latynos wciąż strzelający ze swojej broni krótkiej.

- Jedzie! Czuję drgania, jedzie tutaj! - krzyknął naukowiec z dłonią położoną na płaskich drzwiach windy. Drugą podtrzymywał blondynę która w tej chwili nie wyglądała by nadawała się do czegokolwiek innego.

- Mag! - krzyknął żołnierz oznajmiając, że zmienia magazynek w swojej broni. W tym momencie stały się prawie na raz dwie rzeczy. Winda wreszcie szczeknęła i drzwi się otworzyły. Naukowiec wciąż trzymający tancerkę prawie wpadł do środka. A Latynos zniknął jakby go coś nagle wciągnęło do czerni szybu. Wyrzucony z pistoletu pusty magazynek spadł właśnie na posadzkę korytarza.

Szło tak dobrze, za dobrze. Kurwa jego mać, nie mogło pójść za łatwo. W jednej chwili czas zwolnił, Ósemka widziała jak sylwetka Latynosa zgina się i leci do tyłu, upuszczony magazynek zawisł w powietrzu. Naraz zrobiło się cicho, serce Parcha zgubiło dwa uderzenia, krew odpłynęła z piegowatej gęby. Czemu nie pieprzony Jenkins? Mogło wciągnąć tego rozlazłego patafiana, a nie…
Czarny element pistoletu spadł z brzękiem na podłogę, a nim upadł Nash wyrwała się do przodu, przestając zwracać uwagę na Mahlera i cywili. Nie mógł zdechnąć, nie on. Nie ten idiota sypiący drętwymi tekstami. Nie mógł… po prostu…

- Kuurrrwaaa! Patinio! - Johan wydarł się dostrzegając nagłą zmianę sytuację w tym samym momencie co złotooka saper. Dobiegli do szybu windy prawie razem. Z bliska ciemność szybu nie okazała się całkowitą ciemnością. Gdzieniegdzie świeciły się techniczne światła. Widać było więc dach windy na dole. Z dobre standardowe piętro poniżej. Przy jednej ze ścianie wiać było ludzki kształt. Wciśnięty między windę a szyb windy.
- Ciągnie mnie! - wydzierał się Patinio zakleszczony i ściągany przez coś w dół. W głosie dało się wyczuć strach, ból i determinację. Stwory z góry szybu nic jednak nie robiły sobie z tej sytuacji i dalej z małpią zwinnością skakały i biegły na dół, do otwartych drzwi szybu i zakleszczonej poniżej windy z zakleszczonym przy niej człowiekiem.

Szybki rzut oka wystarczył, aby zorientować się z beznadziejności sytuacji. Potworów było zbyt dużo i zbyt blisko trepa, aby eksplozja sięgnęła tylko je. Facet darł mordę i szarpał się, trzymając kurczowo elementów technicznych szybu. Nash zgrzytnęła zębami. Za wąsko aby próbować celować granatem między ścianę a pudło windy. Gdyby bombka odbiła się od dachu oberwie człowiek, wtedy zaś potwór już bez większych problemów wciągnie go w otchłań.

- Co się dzieje?! Chodźcie! - z wnętrza otwartej windy doszedł przestraszony głos naukowca. Słychać było jak bezuczuciowy automat zaczyna zamykać drzwi.

- Osłaniaj - Ósemka szczeknęła obrożą, zrywając przedostatnią puszkę napalmu z pancerza Mahlera. Ledwo obły pojemnik znalazł się bezpiecznie w uchwycie parchowej zbroi, saper ugięła kolana i wybiwszy się porządnie, skoczyła w dół.

- Trzymaj drzwi! -
wrzasnął marine i skierował lufę pistoletu w górę. Wąski promień latarki taktycznej zaczął wyłaniać z mroku kolejne skaczące w dół poczwary. Tyle zdążyła zarejestrować Black 8, nim jej buty oderwały się od posadzki i poszybowały w dół. Światła techniczne w szybie śmignęły jej i poczuła przez te buty chwiejną powierzchnię gdy buty uderzyły z metalicznym odgłosem o dach. Winda zadrżała ale spadła. Będąc tam widziała trzymającego się kurczowo elementów pionowego dźwigu żołnierza. Twarz miał rozciągniętą w krzyku bólu jakby to coś z dołu planowało go pospołu z martwym uporem windy rozerwać go zostawiając górną połowę tutaj a dolną zabierając ze sobą. Coś tam było. Nie wiedziała co ale słyszała jak to coś tam syczy, dyszy, skrzeczy i uderza czy obija się bo winda co chwila drżała od uderzeń.

Dobyła granatu. Udało jej się schylić i po części wrzucić, a po części wcisnąć obły pojemnik. Ten spadł na gzyms szybu, potoczył się po nim do krawędzi i zniknął z oczu gdzieś w czeluściach windy. Pojemnik eksplodował poniżej. Wąski szyb skumulował efekt wybuchu. Głuche, gołe ściany przekazały falę uderzeniową dźwięku zarówno w górę jak i w dół szybu. Windą miotnęło a pod nią rozległ się jakiś skrzekliwy jęk.
Z góry na dach windy spadły ciała kolejnych zestrzelonych przez marine stworzeń. Nagle jednak nastąpiła cisza w tych strzałach. Gdy Nash spojrzała w górę dostrzegła same dłonie marine który pospiesznie zmieniał magazynek w broni.

- Idą! Tam są! - z szybu nie widać było co pokazuje naukowiec ale chyba miał co pokazywać. Głowa Mahlera spojrzała gdzieś w bok, w poziomie a nie pionie.

- Ciągnij! - wrzasnął ciężko Latynos łapiąc za nadgarstek Nash. Stwór chyba go puścił bo czerwonowłosa poczuła jak pospołu daje radę wyciągać żołnierza z zakleszczenia.

- Fire in the hole! - dobiegło ich z góry ze strony Mahlera. Wciąż jednak w dłoniach miał pistolet. Stwory z góry szybu zbliżały się już do górnej strony otwartych drzwi. Z góry doszła ich eksplozja claymora ustawionego wcześniej. Był ustawiony o zaledwie kilka kroków od wejścia do windy.

Mahler spojrzał w dół szybu i mimo, że jego twarz od dwójki ludzi leżących na dachu windy dzieliło tylko kilka metrów to jego blady owal twarzy wydawał się być odległy jak na dnie jakiejś studni.
- Trzymajcie się! - krzyknął do nich i pociągnął za jakąś dźwignię przy drzwiach. Drzwi do szybu zaczęły się zamykać i marine zniknął za nimi. Winda zaraz potem zaskrzypiała, szarpnęła i runęła w dół razem z dwójką ludzi na jej dachu. Światła techniczne zlały się w smugi a potwory które z góry dotarły do właśnie co zamkniętych drzwi windy nagle zdawały się maleć i oddalać jak stacja metra za oknami pociągu. Para ludzi zdążyła się złapać windy i siebie nawzajem. Z każdym metrem spadająca winda nabierała prędkości a w miarę jak ona rosła rósł nacisk przeciążenia naciskający na ich żołądki. Metal szorując o metal skrzypiał, jęczał i krzesał iskry wprawiając klatkę windy i ludzi na jej dachu w niemiłosierne drgania i zapowiadając nieuchronną katastrofę. Zdążyli jeszcze spojrzeć na siebie, dostrzegając w krótkim błysku rozszerzone źrenice. Wzmocnić nacisk dłoni na ramionach, a potem przyszło uderzenie, początek dźwięku gięcia metalu.
I ciemność.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline