Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2017, 19:17   #125
Lunatyczka
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Odgłos zbliżających się syren karetek i oddziałów SPdO był w tej chwili najmilszym dźwiękiem jaki mogła usłyszeć. Elektronicznie, odetchnęła z ulgą, trzymając rozoraną rękę. Ramię i dłoń, zwisały bezwiednie, podtrzymywane przez jej zdrową rękę, by rozcięcie nie ciągnęło bólem. W postaci zbroi, obdarzeni również odczuwali ból i nawet świadomość, że zaraz otrzyma pomoc, a potem wystarczy przemiana by nie została jej nawet blizna zupełnie nie pomagała. Mimo to wolała ten ból. Jego fizyczny wymiar, pozwalał, choć na chwilę przytłumić kołaczące się w głowie myśli. Jack musiała poradzić sobie ze świadomością, że zabiła człowieka. Próbowała tłumaczyć sobie, że wybór był prosty, oni albo on i w tym wypadku nie było innej odpowiedzi niż on. Wiedziała też, że po tym co zrobiła w jego umyśle, śmierć była niemal nagrodą. Mimo to, czuła się potwornie. Za pierwszym razem, nie wiedziała, nie kontrolowała tego co się dzieje, nie zdawała sobie nawet sprawy, że jej postępowanie może mieć takie skutki… wówczas to po prostu był wypadek. Teraz jednak nie mogła nazwać swojego zachowania inaczej niż morderstwo z zimną krwią. Jack Dove morderczyni – tak o sobie myślała i to wcale nie były dobre myśli.

Gdy ratownicy poprosili ją o przemianę, musiała wrócić umysłem, do chwili obecnej. Popatrzyła na Deana, na Theo, który w tej chwili już znajdował się w karetce i w końcu, powróciła do ludzkiej postaci. Ręka pulsowała bólem, od którego Jack zagryzła zęby. Brak części włosów na głowie, umknął jej uwadze, gdyż umysł walczył z tym by nie krzyczeć. Krew popłynęła z otwartej rany, a Jack, tylko dzięki silnym dłoniom ratowników medycznym nie zwaliła się na ziemie, gdy nogi się pod nią ugięły. Położono ją na wózku i okryto folią NRC, by organizm nie utracił ciepła. Rzuciła ostatnie spojrzenie Deanowi, z którym nawet nie chciała chwili porozmawiać, nim drzwi karetki zamknęły się. Ruszyli do najbliższego szpitala.

[MEDIA]http://www.newyorknursinghomeabuselawyerblog.com/wp-content/uploads/sites/119/2015/10/hospital-food.jpg[/MEDIA]

Kilkanaście minut po wizytacji lekarzy Jack dostała obiad. Kucharz okazał się na tyle przytomny, że podano jej bardzo małe porcje mięsa i warzyw, dzięki czemu dała radę posługiwać się tylko widelcem.
Kończyła posiłek, gdy usłyszała głos z charakterystycznym, australijskim akcentem.
- Smacznego Cheza.
W progu do jej pokoju stanął Jack Vellanhauer. Co było raczej oczywiste - w końcu to on był Nadzorcą na Amerykę Północną. Nie mógł zignorować takiego incydentu.
- Jak się czujesz? - zapytał.
Jack nie potrafiła ukryć zdziwienia, kiedy zobaczyła posiadacz żywiołu ognia. Przełknęła kawałek, mięsa, który akurat przeżuwała i przechyliła głowę spoglądając na Jacka.
- Na pewno nie lepiej niż wyglądam – wzruszyła ramionami, co wywołało ból, odbijający się nieładnym grymasem, na jej ładnej buzi.
- Co tu robisz Jack?
- W teorii zabezpieczam teren, a tak naprawdę to uspokajam lokalne władze, kiedy Rocket jest na urlopie. Nie chciałem go ściągać z Seszeli, zresztą i tak miałem bliżej niż on, a ten miodowy tydzień mu się należy - wyjaśnił.
- Ale co robisz, tutaj? - położyła nacisk na ostatnim słowie, zapewne mając na myśli swoją salę szpitalną. Dove raczej nie spodziewała się wizyty Smauga.
- Chcę wiedzieć dlaczego zostaliście zaatakowani. Z opisu walki jaki otrzymałem od McWolfa domyśliłem się, że wdarłaś się im do umysłów.
- Szukali tego złotego, ale nie było czasu na zbieranie informacji. Robiłam co innego - mruknęła, a cień przebiegł przez jej piegowatą twarz - Ja mam jednak ważniejsze pytanie, jak to się stało, że Rocket uznał, że bezpiecznym jest mieć na swoim terenie, kogoś, kogo już dwa razy w przeciągu ostatniego miesiąca atakowano i nie pozostawienie mu na stałe ochrony co najmniej jednego oddziału SPdO? Bo jak dla mnie wygląda to na naprawdę poważne zaniedbanie Jack.

Jack podparł ręką brodę i się mocno zamyślił słuchając jej.
- To rzeczywiście bardzo duże przeoczenie - zgodził się z nią. - Prześledzę ścieżki służbowe, które zaniedbały tą sprawę i wyciągnę konsekwencje.
Westchnął i potarł brodę.
- Twoje potwierdzenie, że Theodor Masasshi był celem... Jego moc polega na kontroli metabolizmu. To nie jest coś, co tłumaczyłoby tak częste ataki.. Musi być jeszcze jakiś inny powód. Podejrzewasz coś może?
Jack milczała chwilę, zastanawiając się, odgrzebuję potrzebne jej informację, z właściwych przegródek jej umysłu i pamięci. Uniosła w końcu spojrzenie na Smauga. Miała pewne podejrzenie, ale potrzebowała odpowiedzi na jedno krótkie pytanie.
- Ile on ma mocy Jack?
- Według informacji do tej pory zebranych to trzy. Bazowy metabolizm, oraz zdobyczne. Karabin i coś w stylu tunelu aerodynamicznego, gdzie może przyspieszać rzeczy i istoty znajdujące się w nim.
- Widziałam co najmniej dwie z jego mocy, karabin i tunel, tak mi się wydaje. Metabolizm też mógłby go przyspieszyć, ale… - uniosła zdrową dłoń, do twarzy i przetarła ją zmęczona - ...ale to co zrobił, tam na miejscu, nie może być tłumaczone żadną z tych mocy. Wątpię by był czwórką, bo jego wielkość, się nie zgadza, z drugiej strony Dean jest bardzo mały jak na dwójkę, więc to też się zdarza. - krótka dygresja oddzieliła ją od wyjaśnienia o co jej chodzi - nieważne.. Zakładając, że jest trójką na pewno o czymś nam nie powiedział. Cofnął krew we własne żyły, gdyby nie to, że wiemy gdzie są powiernicy wody, można by to podciągnąć pod ten żywioł, ale w tym wypadku.. Metabolizm nie mógłby czegoś takiego zrobić. Żadna ze znanych mi mocy, nie mogłaby. Gdyby miał leczenie, po prostu uleczył by się. Nie wiem Jack, ale śmierdzi mi to na kilometr. Zatrzymałabym go, przesłuchała a najlepiej… - zawiesiła głos, bo przez gardło nie chciała jej przejść propozycja, że najlepiej by było wejść mu do głowy. Dlatego zaraz machnęła lekceważąco zdrową dłonią - Po prostu dokładnie bym go zbadała i raczej nie puszczała samopas.
Smaug milczał przez chwilę uważnie na nią patrząc.
- Czyli coś istotnego przed nami ukrywa - podsumował jej wiadomości. - Coś o czym musieli wiedzieć atakujący was Obdarzeni. Inaczej by te ataki się tak często nie powtarzały - pokiwał głową. - Dam znać Jakiro, że zatrzymam ciebie tutaj na trochę dłużej. Rozwikłamy tajemnicę kryjącą się za panem Theodorem Massashi.

- Przepraszam, a od kiedy, to ja nie mam już nic do powiedzenia, co do mojego losu? - kiedyś rozkaz, był rozkazem, ale teraz sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Wraz z awansem mogła bardziej decydować, o tym gdzie była i co robiła i nie miała zamiaru dawać tak sobą dyrygować.
- Przełknęłam to, że perfidnie wykorzystałeś mnie do sprawdzenia Beckett, ale naprawdę, przychodzisz tutaj, kiedy jestem chwilę po operacji, rzucasz jednym pytaniem o moje samopoczucie, po czym od razu przechodzisz do przesłuchania, a potem oznajmiasz mi, że znów mnie gdzieś przenosicie? Rozumiem,że sprawa jest nagląca, ale… - pokręciła głową wzdychając. Jeden, Dwa, Trzy… Sześć, Siedem… Dziewięć Dziesięć. Odliczanie pomogło jej się uspokoić i kiedy spojrzała na Smauga modrymi oczami, była już całkowicie opanowana - Zresztą, po co ja się produkuje, pewnie to co myślę, ja, nie ma najmniejszego znaczenia, prawda Jack?
Mężczyzna podniósł brew zaskoczony jej gwałtowną reakcją.
- Przecież sama zaproponowałaś, żeby go ponownie przesłuchać. Coś źle zrozumiałem?
Jack westchnęła, odsuwając tace z jedzeniem, na które i tak nie miała już ochoty. Oparła się wygodniej, opadając na poduszkę i na chwilę zmrużyła oczy. Nie powinna się tak denerwować, wyżywała się na Smauga, bo nie była zadowolona z tego, jak wszystko się potoczyło, a to nie była jego wina.
- Sama poinformuje Jakiro, że tu zostaję.- stwierdziła krótko, nie odpowiadając bezpośrednio na jego pytanie.
- Jak wolisz - odpowiedział. Nie ciągnął jej dalej za język. - Ode mnie to wszystko. Czegoś ci potrzeba?
- Telefonu, przede wszystkim - odparła bez zastanowienia. - Jakaś książka też nie byłaby głupia, muszę się czymś zająć nim mnie wypiszą. - dodała, już całkowicie spokojnym tonem i udało jej się zmusić wargi, do wygięcia się w łagodny uśmiech.
- Nie ma sprawy. Telefon będzie za chwilę, natomiast książkę mogę dać ci od siebie - sięgnął do plecaka, który zostawił przy wejściu. Widać dopiero co przyleciał. - Proszę - podał jej. - Do zobaczenia później - po tych słowach zostawił ją samą.

[MEDIA]http://www.mytolkienbooks.com/books01/pics/hobbit26.jpg[/MEDIA]

Odebrała od niego książkę, kładąc ją na swoich kolanach
- Dzięki – rzuciła, odprowadzając piątkę spojrzeniem. Hobbit, był dobrą lekturą, a sądząc po stanie w jakim była książka Jack czytał ją wiele razy, obdarzona jednak musiała przyznać, że mimo zużycia wyglądała na zadbaną. Uśmiechnęła się do siebie, bo Smaug, nabierał całkiem nowego znaczenia. Jack od jakiegoś czasu podejrzewała, że posiadacz żywiołu ognia, wziął swój pseudonim, po jednym z najbardziej znanych smoków literatury, ale teraz, była tego pewna. „Niech twój płomień nigdy nie zgaśnie - Mama” dedykacja na pierwszej stronie była urocza. Cheza niewiele wiedziała o Smaugu, ale im bardziej go poznawała, tym coraz bardziej lubiła tego człowieka i nawet to, że wykorzystał perfidnie jej zdolność do sprawdzenia swojej „dziewczyny” jakoś w tej chwili znalazła się na drugim planie. Pokręciła głową, a jej rozmyślenia przerwało wejście do pokoju mężczyzny, który w rękach trzymał nowy aparat telefoniczny. Nie zajęło im to dłużej niż piętnaście minut od wyjścia Jacka.
Ruda, od razu rozpakowała telefon i włożyła nową kartę sim, co wcale nie było takie łatwe, gdy musiało się to robić tylko jedną ręką. Ostatecznie, poprawnie złożyła aparat telefoniczny i wklepała, znany na pamięć numer Davida. Chwilę spoglądała na wyświetlany na ekranie smartfona numer, niepewna czy nacisnąć zieloną słuchawkę. Jednak obiecała Smaugowi, że to ona powie Davidowi, iż zostaje w Meksyku, dlatego jej palec w końcu dotknął zielonej słuchawki.

- Jakiro. - usłyszała głos w słuchawce. Zapewne wyświetliło mu się połączenie z oddziałem w Meksyku
- Hey, tu Jack - odpowiedziała i mimowolnie uśmiechnęła się słysząc miły jej głos. W tej chwili zupełnie nie wiedziała dlaczego wahała się przed zadzwonieniem do niego.
- Och, dobrze cię słyszeć - ulga w jego głosie potwierdzała słowa. - Martwiłem się. Jak się czujesz?
- Dobrze…? - niepewność w jej głosie była wyczuwalna, bo o ile fizycznie czuła się całkiem dobrze, jak na sytuację, to psychicznie było znacznie gorzej - Kiedy wracasz do Buenos Aires? - zapytała chcąc odciągnąć jego uwagę od osoby rudej.
- A kiedy wracasz do Caracas? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Nie ma mnie przy tobie tylko dlatego, że Smaug był bliżej. I niestety miał rację mówiąc, że moja obecność tam niewiele by zmieniła, a sam mam sporo do zrobienia u siebie - wyjaśnił.
- Hey.. nie mam ci tego za złe, zresztą nie musisz się tłumaczyć - stwierdziła i choć nie było go z nią w pokoju, uciekła wzrokiem w bok - Jack chce żebym została w Meksyku na dużej… - wypaliła w końcu.
Po drugiej stronie telefonu zaległa cisza. Dopiero po chwili Lovan odparł:
- Znając Smauga nie robi tego z błahego powodu - choć nie był z tego powodu zadowolony, to w żaden sposób nie zamierzał protestować. - Co się dzieje?
- Ten cały atak wymierzony był w pewnego obdarzonego. Ukrywa swoje prawdziwe zdolności. Smaug chce żebym pomogła mu i dowiedziała się co takiego ukrywa.. - ciche westchnięcie uleciało spomiędzy warg Jack.
- Rozumiem... Czyli będziesz musiała się przemienić. Zanim to nastąpi... Cóż chyba rzeczywiście wrócę do Buenos Aires.
Zrobiło jej się naprawdę przykro, bo nie chciała by tak to wyglądało. Może jej się tylko wydawało ale słyszała chłód w głosie Jakiro.
- Nie chcę tu zostawać… - wyznała ciężko, ewidentnie przybita całą sytuacją – ale chyba nie mam innego wyjścia…
- Taka praca - skwitował. - Muszę kończyć, mam spotkania. Kuruj się - powiedział i rozłączył się.
Jack odsunęła telefon od ucha patrząc na niego, jakby był czymś wyjątkowo obrzydliwym. Zacisnęła dłoń na smartfonie marszcząc brwi. Nie podobało jej się zakończenie tej rozmowy. David nie był typem ciepłego misia, ale wiedział, że jest w szpitalu, wiedział że została ranna i tak to wszystko lekko potraktował? Może miała paranoję, a może to jej własny nastrój wpływał na to jak odebrała całą rozmowę. Westchnęła ciężko, rozluźniając uścisk. Odpaliła okno wiadomości tekstowej i napisała krótką wiadomość do Jakiro.

Cytat:
Przy okazji, jestem trójką.
Po tym wyciszyła telefon i rzuciła go w nogi łóżka, zła i całkowicie przybita. Nakryła się przykryciem, na tyle na ile mogła i policzyła do dziesięciu, by samą siebie uspokoić. To był ciężki dzień, zdecydowanie zbyt ciężki jak dla Jack. Mimo to, po kilku chwilach, bezczynnego leżenia, wiedziała, że musi się ruszyć i zacząć działać, a przynajmniej skontaktować się z Deanem.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 15-06-2017 o 20:22.
Lunatyczka jest offline