Szturchanie kogoś, kogo od Elvina oddzielały dwa stwory, byłoby nie lada sztuką. Cofając się i wymieniając ciosy z bezokimi, rycerz zarobił kolejną niewielką ranę, kiedy atak prymitywnego topora minął jego tarczę i przebił zbroję. Już nie pchali go w tył, bo już mieli przejście do głównej komnaty. Jeden próbował go ominąć i Blacktower z ogromnym wysiłkiem sięgnął go mieczem, przecinając udo i obalając na posadzkę w smrodzie wypalanego kwasem ciała. Rexa ani myślała kogoś słuchać, przebijając się w drugą stronę. Ściągała na siebie uwagę, zatrzymywała ich. Lecz krwawiąc już z kilku ran miała niewielkie szanse przeciwko tym wszystkim napierającym wrogom.
- Na nich! Zatrzymać ich! Nie pozwolić im zamknąć drzwi, wy głupie bezmózgie kreatury!
Właściciel dudniącego głosu jak zwykle musiał widzieć co się dzieje, ale sam nie interweniował. Jego sługi naparły mocniej i jeden z nich przedarł się do trzymającej jabłko półelfki. Choć jego cios okazał się niecelny, to próbował za wszelką cenę dostać się do mauzoleum. Szpara w drzwiach pozwalała już tylko na przechodzenie pojedynczym osobom. Elvinowi mogło się udać, ale Rexa nawet nie próbowała. Między nią a rycerzem ciągle stało dwóch wrogów, resztę półorczyca na razie miała przed sobą. Trzeci wciskał się w drzwi, czwarty - ranny - próbował podnieść z ziemi.
Yetar wyjął ostrożnie księgę z rąk posągowej bogini. Aura z ołtarza przeniosła się na pomnik, a potem popłynęła do jednego z sarkofagów. Fetchling zauważył, że kości dziecka zniknęły. Kiedy Luna dostała w swoje łapki trochę za duży dla niej, starożytny wolumin, po jej ciele przeszły ciarki. I wypuściła księgę na ziemię, na szczęście nic się jej nie stało.
Mogła wypowiedzieć zaklęcie, ale nie potrafiła określić jaki będzie efekt. To nie była zwykła księga z zaklęciami. Magia nie pozwalała przewracać kartek wstecz, w przód zaledwie jedną, ale co stanie się wtedy z tą? Dało się także ją zamknąć. I już.
Tu i teraz mogła użyć jednego czaru, lecz mauzoleum nie było jeszcze zamknięte, a Elvin i Rexa znajdowali się na zewnątrz.