Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2017, 12:25   #140
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Musiał przyznać sam przed sobą, że tego się nie spodziewał. Oczywiście, mógł się domyślić, jednak… Kamera stanowiła zarówno problem jak i, zapewne nieświadomą, przysługę. Problem, bowiem nie mógł zachowywać się swobodnie wiedząc, że nagranie, czy to puszczane na żywo czy emitowane w czasie późniejszym, będzie oglądane przez miliony ludzi. Przysługa, bowiem wśród tych milionów może się znaleźć ta jedna, ta której posłał uśmiech gdy odwrócił głowę w stronę reporterki. Tak, Rebecco, oto jestem posłał jej w myślach przywitanie, wiedząc że w jej umyśle pojawią się wizje tego, co jej obiecał. Zaraz jednak jego myśli wróciły do tu i teraz. Na pytanie Olimpii była w tej chwili tylko jedna odpowiedź.

- Znaleźć schron i umieścić cię w nim, moja droga - poinformował ją, a wraz z nią i jej widzów. Jego uniesione ku górze kąciki ust i postawa wyrażająca troskę o jej osobę działały oczywiście jako zasłona dymna dla tego, co naprawdę chciałby w tej chwili zrobić. Co chciałby zrobić jej za to, że postawiła go w sytuacji, w której musiał rezygnować z wykorzystania jej jako mięsa ofiarnego dla xenos’ów lub chociaż doprowadzenia do jej śmierci w sposób, który stawiałby go na pozycji niewinnego. Później zaś… Lecz ku tym myślom nie mógł się skierować, niepewny czy po tak długim poście zdołałby ukryć swój głód. Odwrócił się też zaraz, rozglądając za tablicami informacyjnymi. Powoli brakowało mu czasu na ogólniki w stylu “na dole”. Musiał znaleźć schron i przebić się do niego zanim fala xenos dotrze do klubu, a za nią nadejdzie ostrzał. Nie miał innego wyboru, szczególnie teraz gdy znajdował się pod ostrzałem kamery. Liczył też, że stworzenia, które przebywały w klubie skupiły się tam, gdzie rozbrzmiewały odgłosy walki dzięki czemu dalsza droga pozbawiona zostanie niepożądanych przystanków.

Tablic informacyjnych nie było. Przynajmniej nie w okolicach wejścia gdzie się obecnie znajdowali. Jednak z początku teren był dość idiotoodporny pod względem gubienia się bo przedstawiał głównie puste przestrzenie przeznaczone dla bawiących się gości. Obecnie gdy ich nie było jawiły się właśnie jako puste przestrzenie. Dopiero w głębi, za barem widać było jakieś przejścia do innych części klubu. Walki z góry wciąż nie ustawały i nadal dawały się słyszeć zarówno strzały jak i wybuchy połączone z szarpiącym uszy skrzekiem xenos.

- Czy masz może pojęcie kto może tam prowadzić walkę z tymi potworami? I jak oceniasz obecną sytuację? Czy jako doktor nauk medycznych masz jakiś swój pogląd czy teorię czym są te potwory i skąd się wzięły? - Conti ruszyła za Parchem nie mając chyba zamiaru oponować co do tego gdzie i po co mają iść. Przeszli przez otwartą przestrzeń parteru i znaleźli się naprzeciwko jakiegoś korytarza. W głębi widać było kratę blokującą zejście na dół. Nad nią była zapraszająco roznegliżowana dziewczyna reklamująca rozkosze i smaki tak hazardu jak i pracownic które go obsługiwały.

Kolejne zadawane mu pytania irytowały, co jednak nie było trudne do ukrycia biorąc pod uwagę, że poruszał się za przodzie, wystawiając do kobiety i jej kamery, plecy. Jeżeli mieli to przeżyć potrzebował się skupić. Czas nieubłaganie gnał do przodu nie czekając na nikogo i nie zwracając uwagi na usilnie próbującą wykonywać swój zawód reporterkę, ani tym bardziej na mężczyznę, który jej towarzyszył. Ten zaś miał na swoich barkach jej bezpieczeństwo, który to fakt zdawał się jej umykać podobnie jak konieczność zachowania czujności. Uzewnętrznianie frustracji nie było jednak czymś, co można było mu zarzucić. Przynajmniej nie w sytuacji gdy spoglądały na niego niezliczone oczy widzów lub istniała możliwość, że kiedyś spojrzą. Maska nie mogła mieć pęknięć, musiała być doskonała.
- Zapewne pozostali z jednostek, które zostały tu wysłane - odpowiedział, przystając i odwracając się do niej z tym samym, uprzejmym uśmiechem na ustach który prezentował od początku. - Co zaś się tyczy sytuacji to wygląda ona, niestety, nie najlepiej. Dopóki jednak nasz przeciwnik zajęty jest na górze, daje nam to stosunkowo wysoką szansę na dotarcie do celu bez konieczności podjęcia walki. Wolałbym jednak aby stało się to możliwie szybko, biorąc pod uwagę zbliżającą się falę i zapowiedziany atak.
Jego słowa miały być przypomnieniem jej, że zawracając mu głowę pytaniami zmniejsza swoją szansę na przeżycie. Zmniejsza ją nie tylko sobie ale i jemu, co oczywiście kolidowało z jego głównym planem. Tego wybaczyć nie mógł, chociaż groźba reperkusji nie zabrzmiała w jego głosie. O nie, nie było tam dla niej miejsca, a przynajmniej nie było gdy stawiała go w tak problematycznej sytuacji. Nie przeszkadzało mu to jednak. Nawet pod okiem kamery był w stanie znaleźć sposób na to, by ją ukarać. Jakby na to nie spojrzeć, był pomysłowym człowiekiem…
Zostawiając przyjemne plany na dogodną chwilę, odwrócił się w stronę zejścia do podziemi. Nie mieli obecnie innego wyboru niż podążyć w tamtym kierunku. Co prawda wciąż nie dostrzegł oznaczeń wskazujących drogę do schronu, które wedle jego mniemania powinny znajdować się w widocznym miejscu na wypadek konieczności skorzystania z takiego miejsca, jednak logika sama podpowiadała drogę. Nawet jeżeli nie znajdą bezpiecznego przyczółku na czas, to znalezienie się pod ziemią powinno im dać większą szansę przeżycia niż stanie w miejscu, w którym obecnie się zatrzymali. Nie marnując więcej czasu ruszył przed siebie, nadal czujnie wypatrując zagrożenia i ignorując pozostałe pytania kobiety. Nie byli w sali wykładowej, a w strefie działań wojennych. Nie znajdowali się na bezpiecznej uczelni, otoczeni grupką studentów, a w klubie na który zaraz miał spaść deszcz ciężkiej artylerii. Jeżeli ona nie dostrzegała powagi sytuacji, on z pewnością ją widział. Nie miał zamiaru ginąć, jeszcze nie teraz, a już na pewno nie na oczach wszystkich. Jeżeli będzie musiał poświęcić reporterkę to tak uczyni, nie bacząc na kamerę.

Do kraty zbliżyli się bez przeszkód. Sama krata była jednak zamknięta co było przeszkodą ale niezbyt poważną dla istot z chwytnymi dłońmi. Wokół dwóch skrzydeł kraty był zapleciony łańcuch ale tylko zapleciony więc gdy nie trzeba było martwić się o pośpiech albo hałas to nie stanowił on zauważalnej przeszkody. Po chwili więc krata i wejście do “The Hell” stanęło otworem. Zdołali zejść po schodach gdy doszła ich jakaś seria wybuchów z góry które jakoś nagle przeniosły się na ten poziom na który właśnie zeszli. Coś jakby wybuchło, zderzyło się czy rozerwało. Brzmiało jak zderzenie samochodów czy podobny wypadek z gięciem i wybuchami metalu.

Wypadek, który w podziemiach nie miał prawa mieć miejsca. Tak, może gdyby był to podziemny garaż, ale biorąc pod uwagę zachęcającą do odwiedzin panienkę, garażem tego miejsca z pewnością nie dało się nazwać. Biorąc zaś pod uwagę szybkość z jaką dźwięk się przemieścił, wniosek nasuwał się tylko jeden. Czując że dobrze zrobił blokując kraty łańcuchem, ruszył dalej, w głąb klubu, w tej wersji wręcz dosłownie.
- Rozejrzyj się za wejściem do schronu ale nie oddalaj - rzucił do reporterki, nie odwracając się do niej. Jego uwaga skupiła się bowiem na źródle dźwięku, które mogło oznaczać zarówno coś dobrego jak i wręcz przeciwnie. Dobrego jeżeli przy okazji zginęła sensowna liczba xenos. Złego jeżeli dzięki tym wybuchom owe xenos nie tylko nie zostały zniszczone ale wręcz zwabione tu, gdzie zdawało się być w miarę bezpiecznie. Oczywiście Green 4 w bezpieczne miejsca tu, gdzie się znajdował, nie wierzył. Nie, dopóki nie przekroczy drzwi do schronu i nie zatrzaśnie ich za swoimi plecami. Nawet jednak wtedy istniało ryzyko, że unikając jednego zagrożenia wystawi się na nowe. Z tego też powodu musiał stale utrzymywać stan pełnej gotowości, co jak wiedział prędzej czy później odbije się na jego organizmie i zdolności do chłodnej kalkulacji. Zanim miało do tego dojść musiał osiągnąć niemożliwe. Musiał znaleźć się sam lub w otoczeniu ludzi, którym mógłby zaufać. Opcja pierwsza w tej chwili wydawała się o wiele bardziej prawdopodobną.

- Tam chyba coś jest. - powiedziała po chwili milczenia reporterka. Wskazała na jakieś drzwi. Musiała mieć bystre oczy albo fart bo nad jednymi drzwiami widać było tabliczkę kierującą do schronu. Odgłosy z głębi poziomu zmieniły się. Słychać było kolejne eksplozje jakby ktoś tam rzucał granat za granatem. Mury i korytarze zniekształcały i wytłumiały odgłosy ale charakterystyczny odgłos wystrzałów też się niósł korytarzami. Gdzieś było to od strony gdzie HUD pokazywał lokacje trójki Parchów z grupy Black. Z czego wedle medycznej wiedzy doktora Horsta wskaźniki Black 8 wskazywały, że albo jest nieprzytomna albo bliska tego stanu. Jednak pojawił się nowy czynnik który należało wziąć pod uwagę analizując sytuację i najbliższe ruchy. Xenos. Od strony schodów jakimi dopiero co zeszli na ten poziom doszedł ich skrzek i chrobot szponów po betonie. Nadciągały xenos! Na tyle małe, że widocznie swobodnie przeciskały się między prętami zamkniętej przed chwilą kraty. Conti tym razem nie zwlekała ani nie zadawała żadnych pytań tylko rzuciła się bezwłocznie do ucieczki. dotrzeć do najbliższych drzwi mieli szanse ale na dłuższe wyścigi z tymi małymi xenos żaden dwunóg nie miał szans!

Tak, bezpieczeństwo bez wątpienia było towarem deficytowym. Wszelkie obliczenia napędzane nadzieją na spokój zakończyły się spodziewanym wynikiem. Nie znaczyło to jednak że miał zamiar poddać się beznadziejności sytuacji. Pozostali z oddziałów najwyraźniej też podążali za tym sposobem myślenia, chociaż nie wszystkim wyszedł on na zdrowie. Jako lekarz, Horst powinien przede wszystkim ruszyć na pomoc poszkodowanym. Tyle tylko, że przede wszystkim cenił on swoje życie, a dopiero na którymś miejscu z kolei umieszczał to, należące do innych. W niektórych przypadkach miejsce to było dalekie od podium. Gdy więc Olimpia rzuciła się do ucieczki, kierując w stronę pozornego bezpieczeństwa ozdobionego kolejnymi fajerwerkami i oprawą dźwiękową, on przystanął by sięgnąć po jeden z własnych fajerwerków. Polubił je, musiał to przyznać sam przed sobą. Niepozorne z wyglądu, a jednak posiadające siłę zdolną powalić zastępy wroga. Gdyby nie materiały wybuchowe to za żadne skarby nie udałoby mu się dożyć tej chwili. Zawdzięczał im naprawdę wiele i miał zamiar ów dług powiększać. Problem wydostania się z klubu zostawił zatem na później i ustawił dokładnie cztero sekundową wartość czasową na trzymanej w dłoni kostce, a następnie zostawił ją za sobą by należycie powitała zbliżających się gości. Jego następnym ruchem miało być podążenie za reporterką. Jakby nie spojrzeć miała ona jego plecak, a w nim zapas fajerwerków. Nie mógł pozwolić jej na zniknięcie wraz z nimi o ile zniknięcie to nie miało miejsca w rozbłysku eksplozji pogrążającej to miejsce w ruinie.

Green 4 cisnął plastikową paczkę w stronę schodów odwrócił się i ruszył biegiem za reporterką. Zdążył odbiec o kilka kroków gdy paczka eksplodowała. Podmuch uderzył go i przewalił ciskając o drzwi które zdążyły się zamknąć po Conti. To, że go przewaliło nie było zbyt dobre bo spowalniało go i wystawiało na atak pościgu. Ale przy okazji eksplozja zniszczyła czołówkę tego pościgu. Początek kolejnego znów wlewał się od strony schodów ale dr. Horst był już po właściwej stronie drzwi.

Potem zaczął się nierówny wyścig. Biegł za Olimpią i razem mijali kolejne korytarze, sale, stoły kasyn a pościg zdawał się czasem zwalniać, czasem tracić odległości ale jednak tendencja była niezbyt dobra. Pojedyncze xenosy wybiegały nawet z pomieszczeń do których dwójka ludzi dopiero wbiegała. Tylko ciągły pęd zdawał się choć chwilowo dawać nadzieję na choć chwilowe odroczenie wyroku. Nagle zdyszana Conti zaczęła krzyczeć. - Pomóżcie nam! Ścigają nas! - i doktor też dostrzegł najpierw jakiegoś żołnierza co profilaktycznie wycelował w dwójkę biegnących karabin a potem pozostałą część grupki. Ciężki pancerz wspomagany niosący dwa ciała, jakiegoś starszego cywila a marynarce i blondynę w czarnych spodniach i sporym dekoltem za to obydwoje bez broni i strasznie zmacherowani. Na końcu szła kobieta w ciężkim pancerzu, karabinkiem z podpiętym plecakowym miotaczem ognia i Obrożą na szyi.

Green 4 skrzywił się słysząc wrzaski Olimpii. Kobieta z każdym kolejnym krokiem traciła w jego oczach, wciąż jednak liczyła się dla niego na tyle by utrzymanie jej przy życiu miało jakieś sensowne podstawy. No i ta kamera, nie mógł wszak zapomnieć o tak istotnym szczególe. Teraz jednak miał co innego do przemyślenia, biegnąc w stronę grupy naprzeciwko. Musiał rozważyć możliwości jakie dawała, zagrożenia, problemy które mogą mu sprawić, a także to, którą maskę założyć. Nie mogła być zbyt kontrastująca z obecną, noszoną na potrzeby reporterki. Nie mogła też stawiać go na zbyt słabej pozycji. Pierwsze wrażenie było zatem wyjątkowo istotne i to na nim musiał się skupić. No i na ścigających ich xenosach.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline