Siedząc po turecku mruczał z cicha coś do siebie. Czuł przepływającą moc życia z trawy czy winorośli, które go otaczały. Uspokajał się. Brakowało mu tych chwil od jakiegoś czasu.
OLBRZYMI ból zwinął ciało maga w kłębek.
- Co jest?!- Warknął przez zaciśnięte zęby i w chwilę jak ból się pojawił tak zniknął. Wyprostował się na trawie oddychając z ulgą gdy usłyszał telefon stacjonarny.
- Kto znowu?- Powiedział i wstał. Ruszył przez ogród i podniusł słuchawkę z matki stojącej przy wejściu na taras.
- Swordich słucham.- Odezwał się.
- Przyjeżdżaj jak najszybciej.- Usłyszał głos Hudiniego.
- Gdzie niby? Do klubu i skąd wiedziałeś, że w domu jestem?- Gdy dowiedział się, że Bill już zdał raport ze stadionu i powiedział iż Michael jest w domu domyślił się co i jak.
- Trochę wredne było dzwonić na komórkę wiedząc co mi się stało.-
Łagodnym tonem mówił Michael.
- Niebawem będę.- odpowiedział gdy znał cel podróży.
Zamówił taryfę i magią osuszając swoje ubranie z wody i biorąc torbę z różnymi przydatnymi rzeczami ruszył do samochodu jednego z miejscowych przewoźników.
Podał adres i zrobił temblak na prawą rękę by ukryć przyklejony pistolet.
Będąc gotowym i zakamuflowanym wyszedł do stojącej taksówki. Wsiadł i podał adres.
Jechał wyglądając przez okno i co jakiś czas sprawdzał czy wszystko ok z kierowcą., czy aby nie był jakimś podstawionym elfem czy szczurem. Drogi też pilnował.