Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2017, 21:18   #37
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
- Co za jełopy… - westchnęła zdegustowana Melody podnosząc tą kłódkę. Gdy brama stanęła otwarta na oścież kombi rozświetliło wnętrze podwórza. Nie było zbyt rozległe właściwie wyglądało na standardowe gospodarstwo. Ale w świetle reflektorów widać było skazę uczynioną przez ostatnie dekady niszczenia i różnych mniej lub bardziej trwałych gości. - To wyjeżdżajcie i zaparkujcie gdzieś. Ja zamknę bramę. - powiedziała pełniąca rolę gospodyni kurierka wskazując gestem na wnętrze podwórza. Sama stanęła przy bramie gotowa do jej zamknięcia gdy motocykl i samochody wjadą do środka.

Vex jako, że stała niedaleko drzwi, jako pierwsza wjechała do środka, ustawiając Spika przy innych zaparkowanych pojazdach. Uważnie obserwowała okna, w których palą się światła jakby w każdej chwili spodziewając się ataku. Omiotła też wzrokiem zaparkowane pojazdy, sprawdzając czy nie stoi tu coś znajomego.

Zadowolona z efektu wspólnej pracy Angie szczerzyła się do Patyczaka, Vex i wujka też, bo przecież sobie poradzili, no nie? Zlazła monterowi z ramion po czym przeszła na podwórko, kręcąc głową dookoła. Większość terenu tonęła w mroku, bryki oświetlały niewielki wycinek ziemi. Ciemność pod ścianami mogła kogoś kryć - kogoś niemiłego. W domu też mogli być niemili ludzie... ale dom miał okna, a Angie miała nóż. I karabin, on jednak był głośny. Wolała kosę dziadunia, lepiej leżała jej w ręku. Podczas gdy ludzie zjeżdżali pod sypiącą się ruderę i zajmowali parkowaniem bryków, blondynka wykonywała powolny taktyczny odwrót. Krok za krokiem cofała się dyskretnie poza zasięg świateł reflektorów, jasne włosy wylądowały schowane pod kapturem. Skoro już weszli, chciała sprawdzić czy obcy nie zasadzkują. Budynek z palącymi się światłami sam przyciągał uwagę i wokół niego dziewczyna postanowiła się pokręcić, a jak znajdzie sie okazja - wejść przez okno i popatrzeć czy wewnątrz nikt nie czai się z nożem. Albo spluwą.

Motocykl zaparkował i jego silnik zgasł, podobnie jak i zaparkowanych obok pojazdów. Chwilę jeszcze jarzyły się reflektory świateł. Melody dołączyła do nich po zamknięciu bramy. Przez ten czas większość grupki czekała przy samochodach nie chcąc chyba samemu pakować się do cudzego domu. Chwilę tą wykorzystała nastoletnia blondynka w obecnie w kapturze. Zajrzała przez jedno z okien parteru i wyglądało na jakąś kuchnię z piecem. Paliło się światło i widziała jak na ławie pod ścianą siedzi jakiś mężczyzna z pochyloną w dół głową. Wyglądało jakby spał. Ale rękaw miał podwinięty a na nim zawiniętą jakąś opaskę a obok leżała pusta strzykawka. W drugim oknie było ciemno ale sądząc po odgłosach chyba ktoś tam chrapał. W oknie były kraty więc nie dało się raczej dostać do środka. Ale okno na piętrze było otwarte o dobywało się stamtąd słabe światło jakby od pojedynczej świeczki. Stamtąd muzyka dochodziła znacznie wyraźniej. Właściwie Angie stwierdziła, że po tej kracie dałoby się chyba wejść i zajrzeć chociaż na górne piętro. O ile ta krata by utrzymała jej ciężar.

- Dobra, nie ma co tu tak stać, chodźcie do środka. - powiedziała wracając do bramy Melody i zachęcająco machnęła dłonią dając znać by szli za nią. Ruszyła po schodach do chyba głównego wejścia do domu które było na piętrze.

Vex zeszła ze Spika, zabezpieczając po staremu motor i zgarnęła plecak. Zerknęła na resztę ekipy.

Nie wiedzieć czemu, ale Rononnowi brak świateł i ruchu wydawał się nieprzyjemnie nieznany. Na łajbie, nawet na nocnej wachcie, coś brzęczało, coś stukało, pluskało, kumpel odchrząknął, było słychać chrapanie kapitana. Takie oznaki że łajba żyje, ale śpi. Tutaj, poza melodią i ponurym chałupnictwem… nic się nie działo… Owszem, była noc i wszyscy pewnie spali… Ale żeby tak bez wartownika? Chociażby zmutowanego szczura coby ujadał na nieznajomych… Pomimo dreszczy na karku i oblepiającej niepewności, monter odwzajemnił uśmiech blondyny. Sam również uważał to za jakiś sukces. Ponownie podjęli się wspólnego zadania i tym razem Rononn nie dostał w zęby. Po wyszczerzeniu się w stronę małolaty, co przecież i tak nie było widoczne ze względu na nieodłączną maskę przeciwgazową, Patyczak podszedł do zsiadającej z pojazdu Vex, siostry.
- Jak się jechało? - zapytał rozglądając się wokół. Szukając rzeczy, które zniwelują ten nieracjonalny strach przed nieznanym miejscem.

W tym czasie Angie stała pod oknem i zadzierając łeb do góry intensywnie myślała, co przychodziło jej ciężko i z trudem, ale jakoś szło do przodu. Wejście wysoko, ale bez zbędnej przesady. Niby wdrapać się było po czym i to po cichu, bez alarmowania śpiącego pana z parteru. Śpiącego albo naćpanego, co sugerowała porzucona w okolicy brudnych, nieruchomych rąk… szczykawka. Taka do wszczykiwania różnych dziwnych rzeczy. A może był chory? Tego jednak dziewczyna nie miała na razie ochoty sprawdzać. Spał, albo umarł… więc nie zasadzkował. Co innego tamto okno z muzyką. Nie było co dumać, żołądek zapchany cukierasami znowu zaczynał burczeć, więc blondynka podskoczyła, łapiąc się parapetu i podciągając do góry. Czekała ją wycieczka po spróchniałych dechach i sypiących się cegłach… no ale przynajmniej nikt do niej nie strzelał.

Vex widząc, że jej partnerzy w zbrodni otwierania drzwi zajęli się sobą… chwilę uważniej obserwowała Angie, uznała jednak, że może lepiej nie komentować. Fakt faktem, ruszyła za Melody.
- Reszta dołączy jak będzie chciała, jak nie, to rozbiją tu obóz. - Powiedziała, podchodząc do brunetki.

- Nijak. W ogóle nie powinno mnie tu być. Miałam już wszystko ugadane z Puzzle jak ta wredna małpa się wpieprzyła. - Mewa z wyraźnym żalem i złością płynącą z bezsilności wskazała na wchodzącą po metalicznie brzdękających stopniach sylwetkę przewodniczki. - A teraz jeszcze ten cały wujek się wpieprzył. - sapnęła ze złością ze wzrokiem wciąż utkwionym w postaciach wchodzących za Melody do domu. Vex, wujek i trójka z Black Cross też postanowili skorzystać z zaproszenia gospodyni. - Posłuchaj mamy sztamę nie? - zapytała nagle siostra spoglądając w górę na ciemny od gazmaski owal twarzy starszego brata. - Ja się zajmę tym wujkiem i spróbuję się z nim dogadać. Ale weź trzymaj tamtą małpę z dala od niego. - siostra popatrzyła na brata prosząco łapiąc go za rękę.

Vex w tym czasie z większością grupki zdążyła wejść po metalowych schodach. Te odbijały dźwięcznie podeszwy butów wydając charakterystyczny, metaliczny odgłos. Same schody chyba nie były oryginalne w konstrukcji domu bo właściwie wyglądały na dostawione na dach dawnego ganku. Skrzypiały i chwiały się wyczuwalnie ale jednak weszli wszyscy bez dodatkowych przygód. To, że nie była to oryginalna konstrukcja najwyraźniej widać było na ganku gdzie wejściem okazało się dawne okno. Dość spore i nisko zawieszone ale jednak okno a nie drzwi więc “próg” był gdzieś na wysokości kolan. Obecnie mimo wieczorowej pory było całkiem ciepło więc chyba robiące za drzwi jakieś zbite dechy i blachy leżały oparte o ścianę korytarza.

Z wnętrza domu wyraźniej dobiegała muzyka z jakiegoś działającego sprzętu grającego. Zza widocznych drzwi widać było oświetlone szczeliny. Sam korytarz i schody oświetlone były gdzieniegdzie rozstawionymi świecami. Sądząc po woskowych zaciekach jakie zostawiły poprzedniczki musiało to być standardowe oświetlenie tego domu. W nozdrza uderzał zapach tych palonych świec, przemieszany dodatkowo z tytoniowym i gandziowym dymem, przemieszanym z woniami kurzu i stęchlizny. Jednym słowem sadyba nie odbiegała zbytnim standardem od miejsc zazwyczaj zamieszkałych przez ludzi na dłużej. Czy to tu, na południu czy gdzieś na trasie po drodze na te południe.

Melody zatrzymała się przy kiwającej się postaci siedzącej przy ścianie. Jakiś facet w nasuniętym na głowę kapturze. Dość słabo reagował zarówno na obecność Melody jak i gości. Podniósł co prawda głowę ale dopiero gdy pierwsze pytania kurierki nie przyniosły efektu i potrząsnęła jego ramieniem. Facet powiedział coś niezbyt wyraźnie i nie było jasne czy nawet trzymająca go za ramię kobieta zrozumiała o co mu chodzi. W końcu co raz bardziej zirytowana kurierka puściła faceta i pewnym krokiem podeszła do drzwi naprzeciw schodów. Chciała je chyba otworzyć ale okazały się zamknięte.
- Roger! Roger otwieraj! Co tu się do cholery dzieje!? To ja Melody, wróciłam! Otwórz! - Melody zaczęła uderzać otwartą dłonią w drzwi krzycząc by przekrzyczeć muzykę dobiegającą chyba właśnie z tego zamkniętego pokoju.

Dla Angie wspinanie się po kratach w oknach było niewiele trudniejsze niż wejście po drabinie. Oczka krat były dość duże, dało się swobodnie przez nie wsadzić ramię a więc i but czy dłoń się mieściły swobodnie. Krata jednak wyraźnie drgała gdy nastolatka w kapturze wspinała się wyżej i nie miała pojęcia czy to dlatego, że się wspina czy dlatego, że krata zaraz spadnie na ziemię razem z nią. Ale wspinaczka nie była zbyt długa bo do okna na piętrze było dość blisko. Gdy krata w oknie się skończyła Angie była już na tyle blisko parapetu, że swobodnie go złapała i mogła się podciągnąć.

Gdy wreszcie zajrzała do środka jej oczom ukazał się jakiś pokój. Większy niż ten co wynajmowali w tawernie w Pendleton. Oświetlony kilkoma świecami tonął w przyjemnym, ciepłym półmroku ucywilizowanego płomienia. Wewnątrz było trochę starych szaf, półek ale najciekawsze chyba było łóżko. A raczej dwie osoby na nim. Mężczyzna i kobieta. Wyglądali jakby spali. Obok łóżka było jakieś radio albo coś podobnego i to chyba ustawione na cały regulator więc głośna muzyka zagłuszała większość dźwięków. Ale zza drzwi doszedł zdenerwowany głos Melody domagający się otwarcia i wyjaśnień. Dźwięk wywołał ruch na łóżku. Mężczyzna uniósł niezdarnym gestem ramię przecierając twarz i oczy. Kobieta przesunęła dłonią po jego torsie i poruszyła głową ale nie okazała większej aktywności. Mężczyzna poruszył ustami ale jeśli coś powiedział to muzyka skutecznie go zagłuszyła. Walenie do drzwi i głos Melody dalej nie ustawało.

Vex oparła się o przeciwległą ścianę, obserwując poczynania Melody. Była bardzo ciekawa kim jest Roger.

Rononn spojrzał na siostrę - Chodzi Ci o tą pannę co Ci twarz pokiereszowała? Czy o blondie właśnie się wspinającą? - brat trochę nie ogarnął o co prosi go Mewa.
Widząc jednak swobodne zachowania reszty towarzyszy sam również się rozluźnił a początkowy strach zmalał do lekkiego ziarnka niepokoju. Wolał na razie nie wchodzić do budynku, w sumie i tak sądząc po krzykach Melody, wszyscy musieli poczekać. Nie mając za wiele do roboty ukucnął by w razie czego, nie być łatwym celem. Jego żołądek już na dobre szukał “połączenia z kosmosem” burcząc niemal co chwilę.

Parapet nie był wysoki, więc Angela podciągnęła się i po cichu wsunęła się do pokoju z łóżkiem. Radyjko darło ryja więc nawet jakby wbiegła tupając z całych sił pewnie dwójka ludziów by jej nie usłyszała. Nie wyglądali jakby zasadzkowali, ale blondynka wolała się upewnić. Karabin wylądował w jej łapkach, gdy przesuwała się wśród cieni prosto do źródła niemożliwego hałasu. Chciała je wyłączyć i spytać obcych czy mogliby otworzyć niemiłej pani, bo zaraz ochrypnie i tyle z tego będzie. Prośbę podeprze kawałem czarnej stali... tak na wszelki wypadek. Jakby jednak chcieli zasadzkować.

- No pewnie, że chodzi mi o tą zdzirę! Tą całą “Melody”. - Mewa wydawała się zirytowana odpowiedziami starszego brata. Przy wymawianiu imienia rywalki jej głos i twarz aż ociekały jadem. - Ta blondi i tak zrobi co jej ten cały wujek każe. Chyba, że ty ją ogarniesz by zdobyła od jej wujka to urządzenie. Chyba cię lubi. I nie należy do zbyt bystrych to jej coś łatwo wkręcić. - młodsza siostra popatrzyła na starszego brata jakby próbowała oszacować jego możliwości i umiejętności.

Angela widziała jak po zdawałoby się długiej chwili mężczyzna usiadł ciężko na łóżku. Schował równie zmęczonym ruchem twarz w dłoniach a ramiona oparł na nogi.
- Roger! Otwórz! Co jest grane?! - z zewnątrz znowu dobiegło walenie do drzwi i głos zdenerwowanej Melody. Mężczyzna ciężko i niechętnie spojrzał na drzwi.

- Przestań się drzeć! Już otwieram! - odkrzyknął przekrzykując i ją i radio. Walenie do drzwi i krzyki ucichły. Mężczyzna wstał i schylił się ciężkim ruchem by zgarnąć i nałożyć spodnie leżące na podłodze. Dzięki temu nastoletnia blondynka mogła dostrzec, że ma on na sobie mnóstwo tatuaży. W jakieś symbole i wzorki. Dużo tego miał. I na torsie i ramionach a gdy odwrócił się by podejść do drzwi okazało się, że także i na plecach.

- Tam ktoś jest. - odezwała się leżąca na łózko kobieta patrząc prosto na Angie i nawet wskazując ją palcem. Patrzyła się jednak mało przytomnym wzrokiem a facet który zdążył podejść do drzwi nawet się nie odwrócił.

- Jasne. Mówiłem ci, że to świetny towar. Śpij, jeszcze ciemno, jeszcze nie czas. - mruknął facet odblokowując drzwi. Kobieta na łóżku zamknęła oczy i wyglądało, że znów zapadła w sen.

Vex obserwowała trzepiącą w drzwi i wołającą Rogera Melody. W końcu doczekali się odpowiedzi i kurierka i przewodniczka cofnęła się o krok czekając na otwarcie drzwi. Chwilę tak czekali gdy w końcu drzwi zachrobotały, otworzył je jakiś półnagi mężczyzna o wielu tatuażach chyba na całym widocznym ciele.

- Roger! Co tu się dzieje? Dlaczego siedzicie w nie zakluczonej bramie? Wszyscy się uwalili czy jak? - Melody zasypała pytaniami stojącego w drzwiach faceta. Ten skrzywił się niechętnie i że był od niej wyższy spojrzał na pozostałych gości ponad jej głową.

- Przestań chlapać śliną. - mruknął niechętnie. - Długi gorący dzień był. Dorwaliśmy zarypiasty towar. Spróbujesz to sama zobaczysz. Co to za jedni? - mężczyzna wydawał się bardziej zaciekawiony gośćmi niż kobietą po drugiej stronie drzwi.

- My jesteśmy Black Cross. Mieliśmy mieć spotkanie w Pendleton. - powiedziała w ramach przywitania kobieta czarnokrzyżowców.

- No. Ale jutro. Co tu robicie dzisiaj? - Roger i odpowiedział i zapytał dalej tym zaspanym tonem.

- Wygląda na to, że nocujemy. - odpowiedziała kobieta chyba rozczarowana takim przyjęciem.

- A wy? - Roger przeniósł spojrzenie na pozostałą dwójkę czyli Vex i wujka Zordona.

- Vex, kurier. Niechcący się napatoczyłam. - Odpowiedziała z uśmiechem. Jej oczy przesunęły się po tatuażach faceta, zwanego Rogerem. - Będę wdzięczna za odrobinę gościny.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline