Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2017, 23:21   #130
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice wreszcie wydostała się na zewnątrz, wraz z drugą kobietą wynosząc Lotte. Dopilnowała, by Ismo i Fluks również wydostali się ze środka, a dopiero po tym trzasnęła drzwiami pojazdu.
- Sugeruję się od niego odsunąć. - rzuciła jeszcze do wszystkich, bo nie wiedziała ile czasu zajmie, nim gaz ulotni się i na zewnątrz, a nie wiadomo jaki miał zasięg rażenia i jak szybko rozniesie się w powietrzu.
Popatrzyła na Sharifa, który stał nad krwawiącym mężczyzną. Stąd te strzały. Harper rozejrzała się, spodziewając że zobaczy gdzieś swoją siostrę. Niestety to nie nastąpiło. Trochę zagubiona zerknęła znów na Sharifa. I co teraz? Były premier zasugerował, by się stąd wynieśli limuzyną. W obecnej sytuacji było to chyba najrozsądniejsze rozwiązanie, cała akcja bowiem mogłaby spalić na panewce, jeśli nie znajdą się w miejscu, z którego będą mogli wszystko bezpiecznie zaplanować...
- Sharif! Zabierzmy się stąd… - rzuciła do mężczyzny. Zerknęła na nieprzytomnego
- Może da radę go podwieźć do szpitala? - zaproponowała, zerkając na staruszka, kiedy ruszyła w stronę limuzyny, przy okazji uważając na Lotte i mając oko na chłopca i psa.

Holkeri przełknął ślinę i przybrał minę osoby, której pomysł nie podoba się, ale otwarte zaprotesowanie postawiłoby go w złym świetle. Lekko zmarszczył czoło i nieznacznie skrzywił się, po czym zagryzł wargę.
- Ratowanie wroga mogłoby wprowadzić nas w niebezpieczeństwo - rzekł. - Szpital to miejsce publiczne, jest dużo kamer, oczu, a po limuzynie to już chyba tylko słoń bardziej mógłby zwrócił uwagę. Myślę, że…
Feleena wyszarpnęła broń z dłoni staruszka, podeszła do strażaka i podsunęła lufę pod gardło.
- Nie ma czasu na pieprzenie się z żywymi trupami - rzekła. Strażak był wsparty na ramionach Sharifa i Gabriela. Irakijczyk miał ułamek sekundy, by zatrzymać kobietę przed wymierzeniem sprawiedliwości.

Detektyw szybko przekalkulował za oraz przeciw. Prawdą było, że sam chciał zabić napastnika. Nie mógł tego jednak zrobić przy premierze, a zwłaszcza Alice. Feleena zaś była chętna go w tym wyręczyć. I Khalid jej na to pozwolił.
Jedyne, co zrobił, to otworzył usta, jakby próbował krzyknąć i ją powstrzymać oraz udał zaskoczenie.
Rozległ się strzał. Bardzo szybko strażak wsparty o Gabriela i Sharifa zwiotczał do kategorii zwłok.
- Bądźcie mężczyznami - Feleena, czy też raczej Mary Colberg, żachnęła się na osłupiałe miny i weszła do limuzyny, w której na tylnym siedzeniu siedział Ismo. Chłopiec przylepił twarz do szyby, starając się dojrzeć jak najwięcej, ale nie wyszedł na zewnątrz.
- Myślę, że możemy go tu zostawić - Gabriel rzekł niepewnie, spoglądając na Sharifa.
- Wszystko w porządku!? - tymczasem premier Holkeri doskoczył do Alice, jak gdyby to ona dostała. Miał troskę wymalowaną na twarzy. - Proszę odwrócić wzrok - rozpostarł dłonie, chcąc po dżentelmeńsku oszczędzić jej widoku nieboszczyka.
Alice była osłupiała. Całą ta sytuacja. Czy ten ciąg śmierci nie miał mieć końca? Zmrużyła oczy gdy nastąpił strzał. Popatrzyła z delikatną pretensją, ale i zmieszaniem na Sharifa. Zaraz jednak zwróciła spojrzenie na staruszka. Uśmiechnęła się uprzejmie, lekko krzywo.
- Dziękuję bardzo… - powiedziała do Holkieri’ego, ale nie wyglądała na niezwykle wstrząśniętą, co raczej zasmuconą i zmęczoną.
- Teraz powinniśmy się zbierać czym prędzej. - zgodziła się i ruszyła do limuzyny, cmokając na Fluksa. W końcu Ismo siedział w środku, a on to już na pewno nie powinien tego oglądać.
Najwyraźniej chwila spokoju była nie dla nich…

- Tak, chyba nie ma sensu wozić ze sobą nieboszczyka - przytaknął Sharif i skinął na Gabriela, by pomógł mu odłożyć ciało na bok. Kiedy już to zrobili, Irakijczyk pobieżnie przeszukał postrzelonego. Mężczyzna jednak nie miał przy sobie nic prócz komórki, która szybko okazała się mało pomocna. Brak zapisanych wiadomości, kontaktów, rejestru połączeń - nic. W pozostałych kieszeniach strażackiego stroju Sharif nie znalazł nic, co by go zainteresowało.

Wnet wszyscy znaleźli się w limuzynie. Jedynie Gabriel skierował się do odgrodzonego od głównej części przedziału dla kierowcy.


Wnętrze okazało się prawdziwie luksusowe. Długi korytarz wyłożony dębowym parkietem, miękkie skórzane sofy z ozdobnym, świecącym obramowaniem. Gdy spojrzeli w górę, ujrzeli oszklony otwór w suficie, za którym wisiało czarne niebo. Mnogość najróżniejszych światełek, miękkość tkanin, piękny zapach odświeżacza i głos Arethy Franklin. Detektywi znaleźli się w zupełnie innym świecie. Na samym środku kusił szeroki barek z wbudowanym telewizorem. Kilkanaście kieliszków jedynie czekało na użycie.
- Czy ktoś chciałby trochę brandy? - premier Holkeri zaproponował serdecznie. Bez wątpienia jego uprzejmość była swoistym mechanizmem wyparcia na wszystkie wydarzenia, których do tej pory był świadkiem.
- Jestem trochę głodny - rzekł Ismo. Fluks zaszczekał potwierdzająco. Staruszek podał mu misę krakersów, na którą chłopiec rzucił się bez najmniejszego wahania.
- Proponuję wszystkim gościnę - kontynuował gospodarz. - Oraz pokój w mojej rezydencji. Chętnie poznałbym was wszystkich - dodał, choć jego głos zadrżał, kiedy spojrzał w kierunku Mary Colberg. - Przyznam, że mam również pytania, które chciałbym zadać. Najlepiej w okolicznościach wspólnej kolacji - skinął głową. - Czy mogę zadzwonić do kucharza, by rozpoczął należyte przygotowania?

Sharif przyglądał się ukradkiem starszemu mężczyźnie, jakby w duchu rozpatrując jego propozycję. Faktem było, że stracili swoją chwilową kryjówkę, rozdzielili się, a na dodatek zostali wytropieni przez mafię. Jednak czy mogli wykorzystywać pana Holkeria w swoich celach? Jak długo on mógł ciągnąć swoją bajkę o policjancie? Khalid wyłapał to, jak Alice nazwała go po jego imieniu. Nie potrwa to długo, kiedy zacznie ich rozpracowywać. O ile już tego nie zaczął robić.
Irakijczyk podsunął się do rudowłosej.
- Co o tym myślisz? - zapytał cicho. Starał się jednak nie szeptać, by nie wyjść na niegrzecznego.
Kiedy starszy mężczyzna zapytał kto ma ochotę na brandy, tym razem Alice zamiast po prostu milczeć, albo zaprzeczyć, uniosła lekko dłoń.
- Ja się skuszę - oznajmiła.
W międzyczasie Ismo oznajmił, że jest głodny. No tak, nic się dziwić nie można, chłopiec nie wrócił na obiad, a potem tyle się działo… Harper pomyślała o jego biednej matce. Zastanawiała się co teraz zrobić. Może rzeczywiście zostanie opiekunką dla jednego porzuconego psa i zagubionego chłopca nie będzie takie złe? Alice pogłaskała Ismo znowu po głowie, a tymczasem słysząc słowa byłego premiera uśmiechnęła się lekko
- Bylibyśmy bardzo wdzięczni za odrobinę pomocy. Los postanowił nam bowiem spłatać o jednego figla za dużo, jakby się mogło zdawać. - Teraz zerknęła na Sharifa, a jej słowa do Holkieri’ego powinny być dla niego już swoistą odpowiedzią. Spojrzała w oczy towarzyszowi swej niedoli, wyglądała znów na tak zmęczoną, jak wtedy, nim przyjechali do obozu
- Sądzę, że przynajmniej na razie dobrze będzie skorzystać z pomocnej dłoni. Przynajmniej póki nie ustalimy co dalej… Co z pozostałymi i co poleca zrobić ‘góra’. - odpowiedziała mu spokojnie i lekko ściszonym tonem. Po chwili oparła się o oparcie i czekając na swoją szklaneczkę brandy, zmrużyła lekko oczy. Zamilkła i spoważniała, zaczynając śledzić wszystkie wydarzenia ostatnich dni i wszystkie informacje które zebrała o sobie i o wszystkim naokoło siebie. Miała mnóstwo pytań, ale brak czasu, by je zadać. Chwila spokoju może znów pozwoli jej coś z tym uczynić? Liczyła na to.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline