Boczuś, jak już powiedziano, w innej rzeczywistości (Bekon ciśnięty z dużą siłą i celnie w dolny korytarz, przelatuje nad głową Yuteala i... jednocześnie wylatuje z wyjścia powyżej na galeryjce, po czym wytraciwszy impet spadaja z powrotem pod nogi stojących na dole. Innymi słowy do żadnego rozmnożenia nie doszło: ot, wyleciał dołem, wrócił górą.), to cały czas ten sam poczciwy boczuś, którym ork pierwotnie wzgardził. Stan jego nie uległ znaczącej zmianie. Jak więc był utytłany w piachu i sponiewierany taki jest nadal, tylko bardziej. Co w zasadzie nie dziwi biorąc pod uwagę fakt, że zaliczył przed chwilą dwa krótkie loty i bliżej nieokreśloną liczbę przydepnięć w bitewnym zamęcie.
Na ścianach sali są uchwyty na pochodnie (w niektórych nawet tkwią) a na kolumnach podpierających drewniany balkon dwuramienne kinkiety ze świecami. Wszystko pogaszone.
Na tradycyjną oczyszczającą wymianę uprzejmości wewnątrzdrużynowych i wzmacnianie więzów braterstwa spuśćmy zasłonę milczenia.
Zasłona milczenia.
Yuteal odwraca się i wraca dolnym korytarzem do sali. Nie wtrąca się w to całe zamieszanie, czeka spokojnie aż temperatura opadnie, po czym mówi:
- Nie dajmy się porwać temu szaleństwu. Sami widzicie, że to nie są zwyczajne podziemia. Może ktoś lub coś, co wprawiło te kukły w ruch, mąci także nasze umysły. Stawiajcie opór, wróg tylko czeka aż sami się powyrzynamy!
Kupiec powiódł wzrokiem zatrzymując spojrzenie na każdym towarzyszu.
- A ty, Ryo, zdajesz się najgorzej to znosić - wzrok Yuteala spoczął na szczególnie krewkiej osobie. - Trzeba wykorzystać twój gniew, twoją energię, skatalizować ją w sposób korzystny dla drużyny. Dlatego proponuję zostawmy już te przeklęte korytarze, ruszmy schodami w dół za twoim przewodem - poszukiwacz skarbów zaprasza ręką do północnego wyjścia z komnaty.