Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2017, 22:24   #48
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Oho, ktoś chyba ma dość roli salonowego pudelka. - powiedziała z uśmiechem Carmen, po czym dodała - Yue, pozwolisz, że opuszczę cię na chwilę? Choć nie myśl, że zrezygnuję ze swojej nagrody. - mrugnęła zawadiacko do Chinki.
- Och… a mogę popatrzeć…- zażartowała Yue i cmoknęła policzek Carmen. - Baw się dobrze.
Po czym zaczęła się oddalać, a Orłow podszedł do dziewczyny. - Jak ci mija przyjęcie?
- Zabawnie. Bardzo zabawnie. - odparła z uśmiechem niewiniątka, zerkając za oddalającą się Yue, która znała w tej chwili sekret, za który Jan Wasilijewicz mógłby wiele dać - wiedziała o brakach bieliźnianych akrobatki. Na samą myśl o tym, Carmen uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - A co u ciebie?
- Nudno… bardzo nudno.- jego dłoń zacisnęła się na jej dłoni.- Masz ochotę wypróbować biurko ambasadora. Jednakże odradzam próby kradzieży dokumentów. Głównie dlatego, że wstyd się przyznać, jak nieznacząca jest ta placówka.
I poprowadził w kierunku dużych drzwi pilnowanych przez ochronę przyjęcia.
- Prawdę mówiąc... wolałabym zatańczyć. - odparła, przystając. Zamierzała nieco zabawić się kosztem temperamentu kochanka.
- Zatańczymy… nie martw się o to. - odparł jej kochanek i po krótkiej pyskówce z ochroną, oboje zostali przepuszczeni przez drzwi, wchodząc na szeroki korytarz godny książęcej rezydencji i… w ogóle niepotrzebny. W takim budynku wystarczyłby korytarz o połowę mniejszy.
Carmen zmarszczyła brwi.
- Na sali. Tam gdzie wszystkie pary. - powiedziała twardo, zadzierając głowę, by spojrzeć mężczyźnie w oczy.
Orłow zatrzymał się i patrząc w jej oczy przyciągnął ją do siebie władczo i zachłannie pocałował jej usta, zaciskając ręce wokół Brytyjki wyjątkowo zaborczo. Jakby bał, że jak ją puści, to ona mu ucieknie. Jego dłonie wodziły drapieżnie po jej plecach i pośladkach… gdyby miał szpony na palcach, pewnie rozerwałby jej strój pazurami.
- I kto tu jest straszny... - zamarudziła, wiedząc już, że nie zrealizuje planu poinformowania Orłowa o braku majteczek w trakcie tańca. Pozostało więc czekać na jego reakcję, gdy sam zorientuje się w owym... braku.
- Ty… Przez ciebie nawet nie byłem w stanie dojść… do gabinetu.- całując ją bez opamiętania w usta, policzki i szyję Jan Wasilijewicz napierał swym ciałem zmuszając do cofania. Aż dotarła do ściany i nie miała się już gdzie się cofnąć. Wtedy to dłonie mężczyzny zacisnęły się na piersiach Carmen, gdy zaczął gorączkowo rozpinać zapięcia jej bluzki.
- Przeze mnie, nie umiesz dojść? - zachichotała, dając mu symbolicznego klapsa po dłoni, a następnie zarzucając ramiona na szyję - Janie Wasiljewiczu, obiecałeś mi biurko ambasadora, żądam, byś wywiązał się z tej obietnicy! A w zamian... zdradzę ci pewien sekret.
- Kusisz…- wymruczał Orłow biorąc dziewczynę w ramiona i unosząc w górę. Ruszył z nią do swego celu, jakim pośrednio było biuro ambasadora. - I droczysz się ze mną. Czy to mądre, mogę nie wytrzymać i zerwać z ciebie ubranie.
Orłow doszedł do gabinetu ambasadora i kopniakiem wyważył drzwi. Pomieszczenie było duże i urządzone jak wszystkie inne urzędnicze gabinety urzędników niższego i średniego szczebla jakie widziała w Anglii. Tylko z większym przepychem i biblioteczką na ścianie. I wielkim portretami: obecnie panującego cara na jednej i ambasadora w mundurze obwieszonego medalami na drugiej ścianie.
- Myślę, że byś żałował... - szepnęła mu do ucha, liżąc delikatnie jego płatek - Podejdź do okna... przyjrzyj się pomnikowi. Coś tam powinno cię zaciekawić. - poleciła.
- Wiele ode mnie wymagasz… kto byłby na tyle szalony by wypuścił cię z rąk?- zaśmiał cicho Orłow posadził dziewczynę na biurku i ruszył w kierunku okna, by zobaczyć to, co mu radziła.
Nie chcąc go odciągać od możliwości zobaczenia jej “dzieła”, Carmen usiadła grzecznie na biurku, zakładając nogę na nogę. Czekała.
- Ktoś założył majtki na miecz cara. No to komuś z ochrony się rano oberwie…- po czym odwrócił się do Carmen. - Chcesz powiedzieć, że to twoje majteczki?
Rozłożyła bezradnie ręce, nie dając mu jasnej odpowiedzi.
- Będę musiał zrobić ci rewizję osobistą. - Orłow podszedł do dziewczyny i zaczął rozpinać jej bluzkę, by odkryć to co “ukrywała” przed nim. Ręce mu drżały z niecierpliwości i pożądania.
- W dziwnym miejscu szukasz moich majtek, wiesz? - Carmen nie broniła się, siedziała przed mężczyzną wciąż z tym samym lekko kpiącym uśmiechem na ustach. Tylko płonące z pożądania oczy mogły ją zdradzić…
- Stęskniłem się za nimi... - wymruczał Orłow wyciskając drapieżnie piersi Brytyjki z malutkiego gorsetu który je obejmował. Pieścił je ściskając i miętosząc gwałtownie. I rozkoszując się sprężystością biustu kochanki niczym mały chłopiec swoją zabawką.
Agentka westchnęła.
- Zachowujesz się jakbyś przez miesiąc pościł a nie raptem kilka godzin. Co się z tobą dzieje? - przyjrzała mu się - I jeszcze to biurko…
- Nie musiałaś znosić tego… ambasadora… tej przeklętej gnidy..- delikatnie ścisnął piersi agentki ocierając je o siebie.- To taka żywa pijawka, karmiąca się arystokratycznym pochodzeniem innych. Podwiniesz spódniczkę, czy mam ją z ciebie zerwać?
- Jeśli pytasz, to nie jesteś chyba wystarczająco zmotywowany. - odparła, zdecydowanym ruchem rozpinając jego koszulę i wodząc po piersi pazurkami.
Orłow podciągnął jej spódniczkę odsłaniając łono dziewczyny i przez chwilę wpatrując się bez słowa w to co widział.
- A więc… to twoje. Nie nudziłaś się jak widzę.- zaczął rozpinać swoje spodnie wpatrzony w jej intymny zakątek.
Carmen wstydliwie zakryła się spódnicą.
- Owszem, musiałam się trochę odświeżyć... i odstresować. Za to ty wydajesz się baardzo spięty.- udała zatroskanie - Może opowiesz mi coś więcej o tych ludziach, którzy tak cię sfrustrowali?
- Teraz? - jęknął Rosjanin i uwolniwszy się od spodni i bielizny.- Teraz to rozbieraj się…-
Zdecydowanie nie był w nastroju do rozmów, przynajmniej do czasu zaspokojenia pierwszego apetytu. Jego dłonie zacisnęły się na tkaninie jej spódniczki, by odsłonić obszary dziewczyny gotowe do ich podboju.
- Nie. - odparła spokojnie, patrząc mu głęboko w oczy.
- Nie?- delikatnie acz stanowczo popchnął ją zmuszając do położenia się na biurku. Jego dłonie przesunęły się po jej brzuchu przesuwając na biodra. Zacisnął na nich dłonie siłą próbując rozchylić szeroko uda kochanki.
Nie opierała się, wszak dla niej to była tylko gra. Gra, która miała uwolnić jego demony.
- Nie. - powtórzyła mimo swojej pozycji.
- Zemszczę… się…- trzymając mocno rozchylone nogi Orłow rzeczywiście zaczął się “mścić”. Jego język musnął jej uda zaczepnie, przejechał czubkiem po kobiecości, pieścił wrażliwy punkcik. Głowa kochanka wylądowała między jej nogami, choć pewnie on wolał umieścić tam coś innego.
- Och... - jęknęła zdziwiona i podniecona zarazem. Tego się nie spodziewała. Była nastawiona na akt manifestacji samczego pożądania, a tymczasem Orłow wyraźnie chciał ją pociągnąć za sobą. I niech go szlag, udawało mu się to. Gdy jeszcze Carmen pomyślała o tym, że rosyjski agent właśnie robi jej dobrze na biurku ambasadora caratu... Ta myśl porwała ją wraz ze zwinnym języczkiem Jana Wasilijewicza. Dziewczyna wczepiła palce w jego perfekcyjnie ułożoną fryzurę, pojękując rozkosznie.
Tymczasem jej kochanek łapczywie sięgnął językiem dalej i wodzić zaczął nim mocniej smakując dowody podniecenia swej kochanki. Rozchylił szeroko jej uda… bo wszak nie miała sił, by mu się opierać. I pieścił językiem jej kobiecość, przyciskając swe usta do niej. Wiedziała co chciał usłyszeć, wiedziała i… nie bardzo mogła powstrzymać swych ust. Jej jęki rozkoszy były dowodem, że należała do niego całym swym ciałem.
Doszła nagle, gwałtownie, z desperacją szarpiąc dłonią jego włosy.
- Weź mnie... - szepnęła słabo, gdy jej ciało wciąż jeszcze przechodziły dreszcze rozkoszy - Nie miej... litości. - poprosiła.
Orłow wstał i pochwycił ją za uda mocniej i przesuwając ciało po gładkim blacie biurka po prostu nabił agentkę na swój oręż i kolejnymi ruchami energicznie i mocno brał ją w posiadanie nie puszczając jej ud. Oczy błyszczały mu dziko, oddech stawał się coraz bardziej chrapliwy, a przesuwająca się po gładkim blacie agentka czuła jego twardą obecność w sobie. Raz po raz wyrywał z jej ust głośne jęki, tym bardziej że była jego… całkowicie jego własnością. Istniała dla jego rozkoszy namiętnie brana w posiadanie każdym ruchem jego bioder.
I co gorsza... uwielbiała to uczucie.
- Rżniesz mnie... na biurku ambasadora... świntuchu... - poskarżyła się, choć jej ton daleki był od niezadowolenia - Tak bardzo... nakręciły cię... te wielbicielki? - znów postanowiła dolać nieco oliwy do ognia.
- Może…- jęknął w końcu przyciskając dziewczynę mocniej do siebie i starając zwiększyć tempo ich ruchów. -... mam ochotę na więcej… niż tylko biurko… może wezmę cię… przy oknie… może… zrzucimy obraz… może.. dołączymy jakąś.. wielbicielkę… miał być trójkącik.-
Dyszał coraz głośniej, coraz bliższy spełnienia. Wpatrywał się łakomie w falujące pod wpływem jego ruchów piersi Carmen.
- Pomyśl... gdyby ambasador teraz wszedł... - dziewczyna z trudem mogła mówić, tak mocno się w niej poruszał. I choć wszystko ją bolała, mocno dociskała się do jego ciała, orając paznokciami ramiona Orłowa.
- Ciebie to nie… powstrzy…- był coraz bliżej, czuła to. Był coraz bliżej eksplozji ekstazy, co tylko dodawało wigoru jego ruchom i wzmacniało jej doznania. Był coraz bliżej i ona też.
Miał rację, nie powstrzymywała się - przynajmniej teraz. Krzyknęła donośnie, gdy jej ciało wygięło się w łuk pod wpływem szczytowania ich oboje. Jedno napędzało drugie, przedłużając cudowną chwilę raz za razem.
- Jesteś straszna… i rozkoszna zarazem.- wydyszał Orłow potem jak ich rozkosz i krzyki zlały się w jedno głośne crescendo. Nadal połączony z nią, opadł torsem w dół i ustami zaczął wielbić i kąsać jej piersi unoszące się w łapczywych oddechu, gdy Carmen dochodziła do siebie.
Dziewczyna, wciąż dysząc ciężko złapała jego policzek i gestem przywiodła w górę, by móc go pocałować długo i namiętnie, w trakcie gdy on wciąż poruszał się w niej, choć teraz znacznie wolniej, ale za to jakby pełniej.
- Wiesz… ja wcale nie żartowałem… zaraz wylądujesz półnaga przy oknie i…- wymruczał po pocałunku Orłow z łobuzerskim uśmieszkiem. - I ktoś może cię zobaczyć. Czyż to nie przerażające?
-Pragnę ci przypomnieć, że dopiero co odbyłam przechadzkę bez majtek. A żeby uniknąć rozpoznania... cóż, musiała zdjąć z siebie wierzchnie odzienie. - spojrzała na niego znacząco - Bardziej mnie zastanawia, co zrobisz jak ktoś faktycznie zobaczy i nabierze ochoty. Ktoś na tyle utytułowany, że nie będziesz mógł mu odmówić mnie... - przygryzła wargę, udając rozterkę.
- Jeśli myślisz o córce gubernatora Kairu to… przyznaję, byłoby to… ekscytujące przeżycie zobaczyć was razem w takiej sytuacji. Choć generalnie nie podniecają mnie pozerki.- zamruczał Orłow.- A co do innych szlachciurek… dostaną w pysk.
- A jeśli byłby to sam ambasador? Albo nasza znajoma Chinka? Wiesz, nie powinno się zadzierać z Triadą. - prowokując go słowami, jednocześnie Carmen wtulała się w kochanka, rozkoszując jego ciepłem i ciężarem. Choć pewnie nigdy nie przyznałaby tego na głos, czuła się bezpieczna w jego ramionach.
- Ona jest ładniutka… szkoda że nie miałem okazji podejrzeć was w Paryżu. Ciekawe co tam knułyście?- wymruczał Orłow wodząc ustami po szyi i obojczykach dziewczyny. Mimo swych pytań, był czuły w swej pieszczocie, a Carmen odruchowo zadrżała przypominając sobie, że gdy była pierwszy raz w objęciach Yue fantazjowała o takiej sytuacji.
- A jak myślisz? - Angielka postanowiła rozbudzić jego wyobraźnię - Zgaduj. A ja powiem czy się mylisz, czy nie.
- Zważywszy jak zmysłowa jest Si Chuan, przypuszczam że nie oparłaś się w końcu tej pokusie. Całowała twe usta, piersi… schodziła wargami niżej i rozpaliła twe ciało pieszczotą twego kwiatuszka.- spojrzał na Carmen uśmiechając się łobuzersko.- Mam wrażenie, że jesteś tam bardzo wrażliwa… lub masz olbrzymi temperament. Lub jedno i drugie.
Spojrzała mu w oczy, oblizując wargi.
- To wszystko prawda... - odpowiedziała spokojnie.
- Powiesz coś więcej?- wymruczał Rosjanin unosząc się na rękach i przyglądając z pożądaniem jej półnagiemu ciału.
- Cóż... jeśli ty powiesz mi czy zrobiłeś to z Gabrielą. - spojrzała na niego z uśmiechem - Chyba mam naturę zazdrosnej żonki.
- Nic. Pewnie cię to zdziwi, ale chyba nadal jest dziewicą. Nie uwiodłem jej na pustyni. - wzruszył ramionami Jan Wasilijewicz.- Nie mieliśmy czasu. A ten który mieliśmy spędzaliśmy na podglądaniu ciebie w obozowisku. Gdyby nie Gabi to pewnie zrobiłbym coś głupiego i polazł do twego namiotu w nocy.
Uśmiechnęła się na to.
- Też o tym myślałam. I wtedy w Paryżu... gdy mnie pocałowałeś... żeby wyrzucić cię z głowy spędziłam noc z Yue. Było wspaniale. Tylko że... cały czas wyobrażałam sobie, że podglądasz nas przez okno. I że... mnie pragniesz. - dodała z rumieńcem.
- To się akurat nie pomyliłaś. Rzeczywiście po pocałunku miałem ochotę na znacznie więcej. Na rozbrojenie cię, porwanie i wykorzystanie sytuacji. - wymruczał Orłow biorąc się za rozpinanie jej spódnicy.
Patrząc na to, co mężczyzna robi, Carmen zaparła się dłońmi o jego szeroką pierś.
- Nie sądzisz, że... ktoś tu może wejść, jeśli będziemy tak długo okupować ten gabinet?
- Nie powinien nikt podczas przyjęcia i nie obchodzi mnie to. Ale skoro ciebie to… chcesz wracać? - zapytał odsłaniając całkiem jej ciało i uśmiechając się… jakby odkrył jakiś śliczny klejnot.
Spojrzała na niego, udając bezradność.
- Jestem tylko osobą towarzyszącą. Towarzyszę zatem…
- Potowarzysz więc do okna i oprzesz się o szybę?- zasugerował Orłow odsuwając się od biurka i przyglądając leżącej na nim Carmen niczym rzeźbiarz swemu dziełu.
Przełknęła ślinę.
- Jesteś strasznym zwyrodnialcem - zamarudziła, lecz posłusznie zsunęła się z biurka i kolebiąc zmysłowo biodrami podeszła do okna. Oparła się o parapet, jednocześnie kusząc Orłowa napiętymi pośladkami - Aż strach pomyśleć co będzie później... widownia?
- Kto wie… może porwiemy Yue i urządzimy jej przedstawienie?- zażartował Orłow, a ona słyszała jak podchodzi. Poczuła jego dłonie na pośladkach i muśnięcia języka między nimi. Oczywiście… tego mogła się spodziewać. Kochanek potrzebował odrobiny czasu, by odzyskać wigor i w tym czasie zajmował się sprawianiem jej przyjemności.
A ona za oknem widziała coraz większy tłumek na tarasie przyglądający się jej dziełu.. majtkami na mieczu pomnika. Jutro ten fakt rozniesie się wraz z innymi plotkami.
Carmen zadrżała, lecz starała się stać wyprostowana. Patrzyła na obiekt swojego triumfu w postaci koronkowych, czerwonych majteczek łopoczących lekko na pomniku.
- Wiesz... w nagrodę za to co dziś zrobiłam, Yue obiecała nauczyć mnie czegoś nowego... w ramach łóżkowych zabaw. Jeśli więc obiecasz, że będziesz grzeczny i ograniczysz się do roli widza... pozwolę ci patrzeć. - szepnęła ze zmysłowym uśmiechem na ustach.
- Zgoda…- wymruczał palcami sięgając między jej uda i wodząc po wrażliwych obszarach jej ciała.- Ale potem… po wszystkim, będę musiał odreagować widoki na tobie. Tak jak przed chwilą.
Pieścił ją z rozmysłem, bawił się jej ciałem i jej reakcjami.
- Hmmm... to chyba jednak cię nie zaproszę... - przeciągnęła się pod jego dłońmi, jednocześnie patrząc przez okno. Kiedyś by się wstydziła, pewnie nawet uciekła, jednak romans z wyuzdaną Chinką i wiecznie nienasyconym Rosjaninem zmieniły podejście Carmen. Teraz ona sama chciała brać, a nie tylko być braną. Ciekawe jakby Brutus zareagowął na tę przemianę? Czasem jeszcze o nim myślała.
Był jednak teraz tak daleko i fizycznie i metaforycznie. Bo jak o nim mogła myśleć, gdy zęby innego mężczyzny kąsały podniecająco jej pupę, gdy pokazywała światu swój nagi biust z delikatnymi śladami namiętności Orłowa na nim.
- Może nie będę pytał o pozwolenie i sam się wproszę?- pierwszą odpowiedzią Carmen na te słowa był przeciągły jęk wywołany silnymi doznaniami jakie czuła w wyniku działań palców Rosjanina w swym intymnym zakątku.
- Musiałbyś wiedzieć kiedy... i gdzie... och, przestań, nie tam... - ostatnie słowa nie dotyczyły miejsca schadzki z Chinką, lecz innego miejsca - tego na ciele Carmen.
- Zaraz nas ktoś usłyszy i spojrzy w tę stronę... - poskarżyła się, ledwo stojąc w miejscu.
- To bądź cichutko. - poradził jej żartobliwie Orłow. Niemniej jego palce wysunęły się spomiędzy jej ud, tylko po to by… poczuła sięga jak nimi między jej pośladki, poruszając w bardziej wrażliwej norce rozkoszy. A co gorsza zdawała sobie sprawę że szykuje jej ciało do bardziej wyuzdanych zabaw, gdy czuła dotyk jego palców w tym zakątku. Nie przejmował się ewentualną widownią. Nie teraz, gdy pożądanie zawładnęło jego umysłem.
Carmen próbowała się wyślizgnąć z jego objęć, uciec przed ciekawskimi paluszkami, lecz Jan Wasilijewicz znał już jej metody. Jedną ręką więc obejmował ją w pasie, by nie mogła zmienić pozycji ani uciec. Drugą zaś pieścił jej zakazaną grotę rozkoszy, coraz śmielej wsuwając się do środka. Dziewczyna jęknęła, lecz bynajmniej nie z bólu.
- Co ty ze mną robisz... przez ciebie stałam się... nienasycona.
- Niewinną panienką byłaś, gdy dumnie stałaś przede mną nago w łaźni tureckiej? - zapytał zaczepnie Orłow nie przerywając słodkiej tortury palców między jej pośladkami. - A może tylko znalazłaś we mnie wymówkę… by pozwolić sobie na wszystko.
Poczuła pocałunek na pośladku. - Jestem już gotów Carmen, wystarczy że sobie zażyczysz mnie poczuć w swojej kształtnej pupie.
Łajdak! Niby dawał jej wybór, ale oboje wiedzieli że go nie miała.
- Niech cię szlag... - wymamrotała, starając się opanować, lecz tak naprawdę każda próba opanowania jeszcze bardziej ją podniecała. Dziewczyna raz po raz napinała pośladki, próbując pozbyć się nieznośnego pulsowania, uczucia oczekiwania, które aż łaskotało ją w żołądku.
- Wejdź we mnie, ty rosyjska kanalio. - poprosiła go, jednocześnie zła na siebie, że to robi.
- Powinienem się obrazić. - mruknął bez przekonania w głosie, a po chwili Carmen czuła w sobie dojmującą pustkę. Pewnie byłaby gotowa go błagać na kolanach, ale Orłow nie był takim kochankiem. No i pragnął jej równie mocno jak ona jego. Dłonie mężczyzny zacisnęły się na jej pośladkach mocno i stanowczo… Powoli zagłębiał się w zakątku wyuzdanej rozkoszy, napierając całym ciałem na Carmen i zmuszając ją do przylgnięcia twarzą i biustem do szyby. I obserwowania zbierającej się na tarasie widowni jej małego skandalu ze świadomością, że jeśli ktoś spojrzy w kierunku okien gabinetu ambasadora dostrzeże ciekawszy widok niż skrawek bielizny powiewający na wietrze.
Zduszony krzyk wyrwał się z jej gardła, gdy Jan Wasilijewicz wszedł w nią. Chwilę tak trwali, delektując się chwilą i pozwalając ciału Carmen przywyknąć do rozmiaru męskości Rosjanina. W końcu jednak głód pchnął ich dalej. Niespiesznie, zaczęli poruszać się w takt tylko sobie słyszanej muzyki, raz za razem napierając twarzą i piersiami Brytyjki na coraz bardziej zaparowaną szybę. Kochała się z Rosjaninem obserwując powoli rozchodzących się ludzi. Wszak trudno było oczekiwać, że majtki Brytyjki ciągle będą sensacją. Co innego widok z okna… ten na szczęście nie został przez nikogo zauważony. I dobrze, bo arystokratka robiła się coraz głośniejsza, gdy kolejne ruchy bioder kochanka przeszywały ją silnymi doznaniami. Czuła Jana Wasilijewicza tak wyraźnie, gdy jej piersi poruszały się tak energicznie pod pchnięciami. No i w szybie widziała odbicie swojej twarzy. Błyszczące szaleńczym pożądaniem oczy, rozchylone w rozkoszy usta, rumieniec na twarzy. Czasem wydawało się jej że to niej twarz patrzy na nią z okna, a Yue,Gabi… Aisha. Pobudzone tak samo jak ona.
Szczególnie wizja tej ostatniej sprawiła, że Carmen aż zakręciło się w głowie. Dziewczyna doszła z głośnym krzykiem, zastygając w ekstazie i tylko przyjmując razy, wymierzone przez lancę Orłowa.Przez kilka kolejnych chwil była drżącym ciałem poddawanym nieustępliwej sile bioder kochanka. W końcu jednak i Rosjanin dotarł na szczyt, po czym dał delikatnego klapsa w pośladek Carmen, przywracając jej świadomość do rzeczywistości w jakiej się znajdowała.
- Kiedyś cię za to zabiję. - dziewczyna odetchnęła, po czym zsunęła się na ziemię. Zabawy z Orłowem wyczerpywały jej kondycję czasem bardziej niż treningi tajnych służb.
- I będzie to piękna śmierć.- agent usiadł na biurku patrząc z łobuzerskim uśmiechem i pewną satysfakcją na łapiącą oddech Carmen.
Ta zmrużyła oczy, wyglądając przez moment jak pantera, która szykuje się do skoku. Jednak chyba się rozmyśliła, bo powoli zaczęła się ubierać. Bezczelnie użyła też jedwabnego szala ambasadora, by zetrzeć z siebie soki swoje i Orłowa.
- Nie musimy jeszcze kończyć, są inne pokoje do wybrudzenia.- zaproponował żartobliwie Rosjanin ubierając się, choć wiedział że tu już skończyli. Powinni opuścić to miejsce i mogli opuścić to przyjęcie. I tak już stracili na nim dużo czasu.
- Myślę, że chwilowo nie mam na to sił. Jeśli nie masz nic przeciwko, pożegnam się tylko z Yue.
- Dobrze.- podał jej swą dłoń, po czym zaborczo przytulił do siebie gdy ją chwyciła i wraz z nią opuścił gabinet ambasadora. Zaborczo przyciskał ją do siebie podczas tej wędrówki korytarzem jakby chciał pokazać, że nikomu nie pozwoli zabrać jej od siebie.
- Daj mi chociaż oddychać. - zażartowała, gdy weszli na salę. Carmen rozejrzała się po gościach, próbując odszukać przyjaciółkę.
- Będziesz spijała oddech z moich zaborczych pocałunków. - zażartował Orłow, a Carmen rozejrzała się po przyjęciu, które wcale nie stało się ciekawsze od czasu, gdy je opuścili. Dość szybko namierzyła Yue swobodnie rozmawiającą z córką gubernatora, której delikatny rumieniec świadczył o uwodzicielskim kunszcie Chinku. Już ją oczarowała swą osobą.
Nie chcąc jej przeszkadzać, Brytyjka po prostu skreśliła notatkę ze swoim adresem i życzeniem kontaktu, gdy tylko Yue znajdzie czas, by “zrealizować do końca umowę”, po czym kazała służącemu przekazać ją Azjatce.
- Nie będę jej rozpraszać. - powiedziała do Jana Wasilijewicza - Jeśli o mnie chodzi, możemy wracać.
- Dobrze… dorożki czekają pod ambasadą. A ja dziś dam ci spokój w nocy… oczekując że przyjdziesz do mnie jak nabierzesz sił i ochoty.- wymruczał do jej ucha Jan Wasilijewicz cały czas trzymając ją w swych ramionach gdy zbliżali się do wyjścia z budynku.
- Czyli to znaczy, że mam spać sama w tym wielkim łożu? - zrobiła smutną minkę na pokaz.
- To oznacza, że możesz zakraść się do mojego łoża jeśli masz ochotę. Bo wiesz dobrze, że jeśli będę z tobą w łóżku nie dam ci spokoju.- wymruczał jej do ucha Orłow.- I zmęczę.
- Służę ci tylko do jednego... - udała obrażoną.
- Nieee… ale nie zamierzam udawać obojętnego na twe uroki, zwłaszcza gdy okryte one będą jedynie koszulką nocną. - uśmiechnął się drapieżnie Jan Wasilijewicz.
Westchnęła ciężko.
- W takim razie nie zostawiasz mi wyboru. Śpię u siebie.
 
Mira jest offline