Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-06-2017, 04:59   #144
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22 - Zew (33:55)

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 2250 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 33:55; 65 + 60 min do CH Black 2


 

Black 8



Poddwodny świat jaki otaczał Black 8 odkąd zaczęła odzyskiwać świadomość zdawał się rzednąć. Woda zamazująca obraz i zniekształcająca dźwięki znów zaczynała zmieniać się w powietrze. Mijana podłoga trzęsła się w rytm stalowych kroków. Black 8 czuła te wstrząsy. Świat wirował. Choć zawężony do wąskiej perspektywy podłogi to wirował nadal. I stopniowo rozszerzał się. Do ścian wokół, do zostawianego za sobą korytarza i sufitu. Zdawała sobie sprawę, że jest niesiona. Przez Black 7. Ona i Patinio. On też wydawał się być równie żwawy jak i ona. I jeszcze inni. Kilku. Kilkoro. Spieszyli się. Jakieś zamieszanie. Głosy. Rozmowa.


- Zabierzcie ich, Johan zaprowadź ich do schronu! - dało się słyszeć ponaglający ale pewny siebie głos. Karl. Hektor zestawł ich na posadzkę. Odbiegli z powrotem. Black 8 widziała plecy ich oddalających się sylwetek. Gliniarz z przewieszonym przez plecy karabinem wyborowym i obwieszony ciężkim sprzętem Parch w ciężkim pancerzu wspomaganym.


- Możesz iść? - głos. Tym razem kobiecy. Ta blondi co tu pracowała. Amanda. Nie miała tyle pary w łapach co Ortega więc podtrzymywała Ósemkę ramieniem. Jednak jej stan poprawił się na tyle, że odzyskała władzę w nogach i mogła nimi powłóczyć gdy ktoś ją podtrzymywał albo opierała się o coś.


Znów zaczęli się przemieszczać. Już nie tak szybko ale wciąż dominował pośpiech. Patinio był podobnie podtrzymywany przez dr. Johansena i jakąś obcą laskę. Black 8 widziała ich gdy oglądała się za siebie. Na końcu wyraźnie zaniepokojony Johan często oglądający się za siebie. Amanda przejęła rolę przewodniczki całej grupki. Otwierała drzwi i ponaglala zdenerwowanym głosem i siebie i zdawałoby się bardzo wolno otwierajace się drzwi. Za to najwięcej mówiła ta obca dla Nash kobieta.



- Mówi specjalny wysłannik IGN Olimpia Conti z księżyca Yellow 14 w systemie Relict. - powiedziała jednym tchem mimo, że niesienie Latynosa i ten pół trucht jaki uskuteczniali chyba dawał się jej we znaki jak i reszcie towarzystwa. - Właśnie znajdujemy się w podziemiach popularnego klubu “The Haven - Hell”. W towarzystwie żołnierzy, wieźniów z kontrowesyjnej jednostki Parchów, naukowców oraz… - mówiła dalej jakby prowadziła reportaż na żywo póki nagle Johan jej nie przerwał.


- Hej laleczko! Ja jestem marine! Tamten przymuł jest z Armii! -
wtrącił się zirytowanym głosem Johan co spowodowało, że Latynos całkiem przytomnie pokręcił głową.


- Chciałbyś być takim przymułem z Armii zazdrośniku. Nie słuchaj go kiciu, do Floty to idą sami nieudacznicy i degeneraci. - wyburczał pierwsze sensowne słowa Patinio. Widząc tą reację Johansen i Conti uśmiechnęli się pomimo powagi sytuacji.


- Nie gadaj tylko drałuj! Dasz radę? - zapytał Johan też się śmiechajac oszczędnym półgębkiem. Grupka zatrzymała się by dać żołnierzowi szansę spróbować i faktycznie zdołał on utrzymać się na nogach. Widząc to Amanda popatrzyła na Nash i też spróbowała z podobnym skutkiem.


- O to dobrze, będziemy szybciej. Tu się robi zdecydowanie zbyt nerwowa atmosfera. - powiedział zaniepokojony naukowiec mimo słyszalnej ulgi w głosie. Z kierunku z którego przyszli dochodziły ich i odgłosy wystrzałów, i broni maszynowej, i eksplozji, i przede wszystki klekotu pazurów po metalu i betonie oraz skrzeki nie tylko konających xenos.


- Już blisko! - zawołała Amanda i otowrzyła kolejne drzwi. W nich jednak stanęła jak wryta. - Są tutaj! - krzyknęła przestraszonym tonem. Stojąca obok Black 8 też widziała przez drzwi to samo co i ona. Zdewastowana sala z filarami. Sporo ludzkich ciał, dziura w poszyciu sufitu i małe xenos zeskakujące na posadzkę.




- Musimy się przebić i utrzymać pozycję aż reszta do nas wróci! Kurwa za nami też już są! - krzyknął Johan. Z wentylacji pod sufitem odpadła jedna kratka i na podłogę zeskoczył mały xenos. Były na tyle małe, że w wentylacji gdzie człowiek z mozołem by się czołgał te małe pokraki poruszały się pewnie niewiele wolniej niż po korytarzu, ścianie czy ulicy.


- Jak państwo widzą jesteśmy otoczeni przez obce stworzenia. Zażarta walka trwa w tych podziemiach z nie mniejszym natężeniem niż w głównych siłach obrony skoncentrowanych wokół wschodnich rejonów krateru Max o dobre kilkadziesiąt kilometrów stąd. - Conti nie straciła zimnej krwi i prowadziła reportaż dalej ale choć opanowanie musiała mieć ponad przeciętną mówiła już znacznie szybciej jakby w każdej chwili coś jej miało przerwać. Conti przerwała bo przez korytarze poniósł się jakiś zespolony ryk stada. Brzmiało jak wewzwanie do boju albo zew na polowanie. Xenosy zgodnie do niego odpowiedziały, dołaczyły i złączyły w jeden wspólny ryk.


- O kurwa! Fala idzie! Muszą być blisko! - syknął Patinio patrząc z perspektywy uniesionej broni na jednego z wyjących xenos.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 3200 m do CH Green 5
Czas: dzień 1; g 33:55; 65 + 180 + 60 min do CH Green 5




Green 4 i Black 2



Zarówno czas jak i okazja na rozmowy się skończył. Tak żywiołowa piromanka jak i opanowany doktor musieli wytężyć wszystkie siły by stawić odpór inwazji xenos w te podziemne korytarze. Black 2 używała broni obszarowej, podpalając całe fragmenty pomieszczenia. Ogień tworzył gorącą zaporę dla tych xenos jakich nie dosięgnął. Stwory jednak indywidualnie były szybkie, zwinne i trudne do trafienia więc zawsze jakiś zostawał. Tymi zajmował się Green 4. Jego broń okazywała się w sam raz na tak nieduże cele. Kilka tripletów pozwalało zalać cel ołowiem i strącić go z sufitu czy ściany po jakiej zasuwał.


Stopniowo dwójka ostatnich Parchów cofała się w stronę schronu. Ale właśnie wtedy zorientowali się, że choć blokują chyba najszybszą i najkrótszą drogę do bramy podziemnego azylu to stwory zaczynają ich okrążać. Poruszały się każdą dziurą w jaką ludzkie dziecko miałoby trudność wejść. I choć we dwójkę stawiali odpór jak głaz na plaży morskiemu naporowi to choć wytapiali i rozstrzeliwali na bieżąco co na nich napierało bezpośrednio to jednak tam gdzie ich nie było stwory buszowały dość swobodnie. Zbiorniki z napalmem stawały się coraz lżejsze a z automatu wypadały kolejne puste magi.


Był jednak jeden pozytywny aspekt. Gdzieś od strony schrony dochodziły zbliżające się odgłosy kanonady w tym broni ciężkiej jaką w okolicy miał chyba tylko Black 7. Serie pocisków i wybuchów siekły gdzieś tam korytarze i sale gdzie niedawno przeszła pozostała część grupki. Wracali! A przynajmniej HUD Parchów pokazywał skracającą się odległość między dwójką ostatnich Parchów a Black 7. Black 8 zaś była już w pobliżu wejścia do bunkra.


- Latinia słyszysz mnie? - w słuchawce rozległ się głos Hollyarda. - Za dużo ich! Nie przebijemy się, do was! Ale jest inna opcja. Wysadzić zbiorniki z gazem i zalać cały poziom ogniem. Jesteście najbliżej. Macie szansę skryć się w kanałach. Może wam się uda. A jak nie to drałujcie do nas natychmiast! Spróbujemy wrócić we czwórkę! - policjant podzielił się swoim planem z dwójką najbardziej oddalonych od wejścia do schronu Parchów. Jeśli był tam gdzie Ortega a mówił jakby był razem z nim to dzieliło ich jakiś korytarz, pomieszczenie i kolejny korytarz. Niby nie daleko. Ale w obecnych warunkach dotarcie tam wydawało się równie ryzykowne jak udanie się w jakimkolwiek innym kierunku.


Nagle do odgłosów walki, płomieni, alarmów przeciwpożarowych przedarł się inny dźwięk. Przez sale i korytarze przeszedł pęczniejący i nabierający mocy skrzekliwe wycie z gardzieli potworów. Łączył się, wzywał, nawoływał, oznajmiał. Nawet tak cywilizowane jednostki jak ludzie pojmowali to w lot. - Cholera fala się zbliża! Nawołują się! Rano też tak było! Czas nam się kończy! - krzyknął zdenerwowanym głosem Hollyard.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; parter do Seres Laboratory; 50 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 33:55; 65 + 60 min do CH Black 2




Black 4, 6 i 0



Trzem Parchom udało się przedostać z największym trudem przez pomieszczenie prowadzące do klatki schodowej. Absolutnie nie poszło ani gładko ani bezproblemowo. Black 0 do końca walczył z tym zwinnym, małym xenosem który na tym rumowisku z chwiejnych stołów i krzeseł okazywał się strasznie trudny do trafienia. Wykorzystywał on swoją ruchliwość by raz za razem kąsać i szarpać Parcha w egzoszkielecie. Choć tym razem miał los sprzyjał bardziej dwunogowi bo dość krucha istota nie zdołała się przebić przez pancerz dwunoga. Patowy pojedynek jednak przedłużał się. Xenos miał mnóstwo kolegów zaraz za ścianą i oknami a dwaj koledzy człowieka mieli własne zmartwienia. Jednak mała kreatura przerwała nagle ataki i zaczęła wyć, łącząc się z podobnym wyciem innych xenos. Powstał potężniejący z każdą chwilą ryk i trójka ludzi miała wrażenie, jakby się znalazła wewnątrz jakichś xenosowych świątynnych organów grzmiących swoją bojową pieść. Ta jednak chwila umożliwiła wreszcie Zcivickiemu trafienie znieruchomiałego nagle stwora i pozbycie się go.


Black 4 nie zdołałby pewnie nawet użyć stymulantów leczniczych. Ale pomógł mu ten sam moment zwłoki gdy xenosy które już wpadły do pomieszczenia na chwilę znieruchomiały. Dzięki temu zdołał pozbyć się gazmaski z twarzy ale gdy biegł znowu przez pomieszczenie xenos deptały całej trójce po piętach. Gdy wszyscy trzej wpadli do klatki schodowej xenos wpadły tam razem z nimi i zaczęło się kolejna walka wręcz. Każdego człowieka atakował xenos z szeregowej klasy, taki sam z jakim przed chwilą walczył Padre. Póki trwała walka wręcz zwiadowca grupy Black nie mógł zdetonować plastiku a to coś dużego po drugiej stronie chyba właśnie rozwaliło ścianę. Drzwi i luźna barykada ze stołów nie miały szans powstrzymywać go dłużej. Dotarli jednak do klatki prowadzącej w górę, do ich Checkpoint i kapsuły z zaopatrzeniem i na dół, gdzie powinni być ci ludzie jakich mieli ewakuować na dach budynku.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu Hell; 1750 m do CH Brown 3
Czas: dzień 1; g 33:55; 50 + 60 min do CH Brown 3




Brown 0



- Nie mogłem jej powiedzieć. Nie dałem rady. - Karl mówił jakby się tłumaczył. Ich usta zetknęły się choć podobnie jak dotyk i to ja gliniarz z jednostki specjalnej objął Brown 0 było raczej przeniesieniem wzajemnego wsparcia i potrzeby dzielenia z kimś brzemienia winy. W końcu jednak słowa Vinogradovej pomogły mu przełamać kryzys bo w końcu uśmiechnął się nawet i pokiwał głową. - Pewnie. Gra się toczy póki piłka się toczy. - skinął głową i już zwyczajowym pewnym głosem zaczął się żegnać z Mayą. - Jasne, lepiej tu się przydasz. A ja tam. A o Johana się nie martw przyprowadzę ci go. On też cię lubi, widać, że wpadłaś mu w oko. - powiedział na pożegnanie policjant i odwrócił się by ruszyć w przeciwną stronę korytarza niż Brown 0.


Roya znalazła całkiem szybko, znów musieli przejść przez pilnowane przejście do wewnętrznych rewirów gospodarza ale tym razem chyba mieli coś w rodzaju niepisanej przepustki bo ochroniarze po prostu ich przepuścili. Tam któryś z nich zaprowadził ich do “AMBULATORIUM” jak głosił napis nad drzwiami. Wewnątrz zaś pomieszczenie okazało się podobne wyposażeniem jak adekwatne w szpitalach choć bez uśmiechniętego i usłużnego personelu. W chwili gdy weszli był tam co prawda jakiś starszy facet w białym kitlu, butelką wódki i metalowym kubkiem na biurku ale ten sam strażnik co przyprowadził Brown 0 i Roya kazał mu zabrać sprzęt do przesłuchań i iść ze sobą. Szef kazał. Pilnie.


Facet zawinął się więc bez słowa i wyszedł razem ze strażnikiem a ambulatorium zostało dla Vinogradovej i Vassera. - Szkoda. Przydałby się do tego lekarz. Ja to właściwie chemikiem jestem. - powiedział Roy patrząc chwilę na już zamknięte drzwi. Ale szybko zaczęli buszować po pomieszczeniu. W oczy od razu rzuciła im sie komora kriogeniczne.





Była na tyle rozpoznawalna, że nie trzeba było jej nikomu przedstawiać. Pewnie na ciężkie przypadki gdyby nie można było dostarczyć kogoś ze schronu do szpitala na powierzchni. No ale komora choć pusta i wyglądającą na sprawną była jednoosobowa. Chemik zaś zaczął się kręcić przy skanerze medycznym. - Tak, można to trochę przekalibrować. Ale byłoby mi łatwiej jakbym wiedział na co. Najłatwiej namierzyć coś twardego jak kości albo odłamki. No albo jak coś wydziela jakąś energię. Takie żyły, organy, nowotwory to może być trudniej. - naukowiec z Seres mówił trochę rozkojarzonym głosem gdy głównie był skoncentrowany na majstrowaniu w holoklawiaturze urządzenia.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest teraz online