16-06-2017, 23:17 | #141 |
Reputacja: 1 | Post wspólny - Mike, Cohen, MG, Leminkainen Padre sprawdził szybko czy drzwi do sali wykładowej się otworzą. Otworzyły się do nich. Pozostało tylko przedostać się przez barykadę. Niszczyć jej całej nie było sensu bo zaraz im będzie potrzebna, ale zrobienie dziury by jeden człowiek się przecisnął wystarczyłoby im. Dowiedziawszy się czego chciał, Owain nie tracił czasu na dalsze zabawy z holokomunikatorem. Rzucił się do wyjścia, puszczając w biegu kilka serii bez celowania, w generalnym kierunku stworów, a gdy wpadł do przedsionka, zatrzasnął za sobą drzwi. Black 0 zaczął przedzierać się przez improwizowaną barykadę ze stolików i krzeseł. Odrzucenie mebla i kolejnego nie stanowiło dla niego zbytniej trudności ale zauważalnie go spowalniało. To, że ugrzązł wykorzystał xenos który zdążył wskoczyć do wschodniego pomieszczenia. Jednym susem wskoczył na jeden ze stolików i próbował kąsać Zcivickiego. Black 4 biegł przez zadymione pomieszczenie i kaskadę migających świateł. Biegł i śłyszał klekot pazurów po posadzce z każdym krokiem zbliżających się do niego. Wystrzelone na ślepo pociski chyba nie wyrządziły pościgowi krzywdy. Zdołał dopaść do drzwi i zatrzasnąć je. Właściwie w tym samym momencie z drugiej strony nastąpiło podójne uderzenie i rozzłoszczony skrzek. Black 6 miał też co do roboty. Szczelina okna jak dla człowieka była wąska i mała. Ale dla tych małych kreatur była na tyle pojemna, że na raz obrabiało ją kilka z nich. Siatka jeszcze trzymała ale wyraźnie przegrywała walkę szarpana kłami i pazurami. Wtedy coś uderzyło w ścianę. Od zewnątrz, od strony korytarza “Poziomy 1”. Uderzyło na tyle mocno, że ściana posypała się i powstał otwór przez który przez moment widać było jakieś cielsko. Po tym momencie cielsko znikła i dał się słyszeć potężny ryk czegoś wielkiego i potężnego. I zaraz nastąpiło kolejne uderzenie powiększające otwór. Był już na tyle duży by człowiek mógł przez niego się przecisnąć więc i małe xenos mogły to zrobić. Ściana miała szanse powstrzymać to coś na kilka następnych chwil ale jasne było, że ulegnie i gdy to coś zdecyduje się zdemolować coś tutaj to pewnie to coś zdemoluje. - Zajmijcie się drobnicą - zawołał Black 6 ściągając z pleców karabin snajperski i celując przez dziurę w większe bydlę. Owain nie zatrzymywał się, w ruchu wyciągając pakiet plastiku, który wrzucił do niestandardowego przejścia. - Spierdalamy! - ryknął, przebiegając obok Szóstki i kierując się w stronę drzwi na klatkę schodową. Widząc, jak Padre znęca się nad kurduplowatym stworkiem, minął go i kicnął przez barykadę. - Z życiem, chcę wysadzać, zanim ten wielki skurwiel się tutaj przebije! Black 6 zmienił broń na większą i potężniejszą. Wycelował w dziurę jaką wybił i wciąż wybijał wielki potwór i strzelił. Stwór zaryczał ale czy z bólu czy wściekłości tego strzelec wyborowy nie był pewny. Był natomiast pewny, ze z całej trójki został w tej chwili jako ostatni Parch i najbliżej tej rozwalanej ściany. Black 0 wciąż prowadził swój pojedynek z pojedynczym xenosem. Małe rozmiary zdecydowanie sprzyjały przeciwnikowi podobnie jak jego ruchliwość. Okazywał się zajadłym i trudnym o trafienia przeciwnikiem. Zcivicki trafił kolba krzesło, stół, inny mebel przewrócił się i spadł ale ostatecznie to mała kreatura go użarła a nie on ją. Egzoszkielet wybronił właściciela przed częścią ciosów jednak część przedarła się przez słabsze miejsca. Black 4 wydobył z przywieszki małą paczuszkę i cisnął ją w stronę wybitej dziury. Przedarł się przez otwarte wcześniej przez Padre drzwi i jego samego wciąż użerającego się z małą paskudą. Był już wewnątrz wschodniego pomieszczenia ale widział, że zaraz przez okna wskoczą tu następne kreatury a sądząc po odgłosach za plecami ten duży zaraz rozwali ścianę. Wykorzystując chwilę spokoju, Owain ściągnął maskę przeciwgazową i gogle noktowizyjne, wyjął medpaka i wbił go sobie w udo. Pozwalając cudownemu chemicznemu koktajlowi działać, wywołał mapę laboratorium i zaczął szukać schronu oznaczonego numerem dwa.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
16-06-2017, 23:22 | #142 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
17-06-2017, 11:08 | #143 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ln-Jq6X6p-g[/MEDIA]
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |
18-06-2017, 04:59 | #144 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 22 - Zew (33:55) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 2250 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 33:55; 65 + 60 min do CH Black 2 Black 8 Poddwodny świat jaki otaczał Black 8 odkąd zaczęła odzyskiwać świadomość zdawał się rzednąć. Woda zamazująca obraz i zniekształcająca dźwięki znów zaczynała zmieniać się w powietrze. Mijana podłoga trzęsła się w rytm stalowych kroków. Black 8 czuła te wstrząsy. Świat wirował. Choć zawężony do wąskiej perspektywy podłogi to wirował nadal. I stopniowo rozszerzał się. Do ścian wokół, do zostawianego za sobą korytarza i sufitu. Zdawała sobie sprawę, że jest niesiona. Przez Black 7. Ona i Patinio. On też wydawał się być równie żwawy jak i ona. I jeszcze inni. Kilku. Kilkoro. Spieszyli się. Jakieś zamieszanie. Głosy. Rozmowa. - Zabierzcie ich, Johan zaprowadź ich do schronu! - dało się słyszeć ponaglający ale pewny siebie głos. Karl. Hektor zestawł ich na posadzkę. Odbiegli z powrotem. Black 8 widziała plecy ich oddalających się sylwetek. Gliniarz z przewieszonym przez plecy karabinem wyborowym i obwieszony ciężkim sprzętem Parch w ciężkim pancerzu wspomaganym. - Możesz iść? - głos. Tym razem kobiecy. Ta blondi co tu pracowała. Amanda. Nie miała tyle pary w łapach co Ortega więc podtrzymywała Ósemkę ramieniem. Jednak jej stan poprawił się na tyle, że odzyskała władzę w nogach i mogła nimi powłóczyć gdy ktoś ją podtrzymywał albo opierała się o coś. Znów zaczęli się przemieszczać. Już nie tak szybko ale wciąż dominował pośpiech. Patinio był podobnie podtrzymywany przez dr. Johansena i jakąś obcą laskę. Black 8 widziała ich gdy oglądała się za siebie. Na końcu wyraźnie zaniepokojony Johan często oglądający się za siebie. Amanda przejęła rolę przewodniczki całej grupki. Otwierała drzwi i ponaglala zdenerwowanym głosem i siebie i zdawałoby się bardzo wolno otwierajace się drzwi. Za to najwięcej mówiła ta obca dla Nash kobieta. - Mówi specjalny wysłannik IGN Olimpia Conti z księżyca Yellow 14 w systemie Relict. - powiedziała jednym tchem mimo, że niesienie Latynosa i ten pół trucht jaki uskuteczniali chyba dawał się jej we znaki jak i reszcie towarzystwa. - Właśnie znajdujemy się w podziemiach popularnego klubu “The Haven - Hell”. W towarzystwie żołnierzy, wieźniów z kontrowesyjnej jednostki Parchów, naukowców oraz… - mówiła dalej jakby prowadziła reportaż na żywo póki nagle Johan jej nie przerwał. - Hej laleczko! Ja jestem marine! Tamten przymuł jest z Armii! - wtrącił się zirytowanym głosem Johan co spowodowało, że Latynos całkiem przytomnie pokręcił głową. - Chciałbyś być takim przymułem z Armii zazdrośniku. Nie słuchaj go kiciu, do Floty to idą sami nieudacznicy i degeneraci. - wyburczał pierwsze sensowne słowa Patinio. Widząc tą reację Johansen i Conti uśmiechnęli się pomimo powagi sytuacji. - Nie gadaj tylko drałuj! Dasz radę? - zapytał Johan też się śmiechajac oszczędnym półgębkiem. Grupka zatrzymała się by dać żołnierzowi szansę spróbować i faktycznie zdołał on utrzymać się na nogach. Widząc to Amanda popatrzyła na Nash i też spróbowała z podobnym skutkiem. - O to dobrze, będziemy szybciej. Tu się robi zdecydowanie zbyt nerwowa atmosfera. - powiedział zaniepokojony naukowiec mimo słyszalnej ulgi w głosie. Z kierunku z którego przyszli dochodziły ich i odgłosy wystrzałów, i broni maszynowej, i eksplozji, i przede wszystki klekotu pazurów po metalu i betonie oraz skrzeki nie tylko konających xenos. - Już blisko! - zawołała Amanda i otowrzyła kolejne drzwi. W nich jednak stanęła jak wryta. - Są tutaj! - krzyknęła przestraszonym tonem. Stojąca obok Black 8 też widziała przez drzwi to samo co i ona. Zdewastowana sala z filarami. Sporo ludzkich ciał, dziura w poszyciu sufitu i małe xenos zeskakujące na posadzkę. - Musimy się przebić i utrzymać pozycję aż reszta do nas wróci! Kurwa za nami też już są! - krzyknął Johan. Z wentylacji pod sufitem odpadła jedna kratka i na podłogę zeskoczył mały xenos. Były na tyle małe, że w wentylacji gdzie człowiek z mozołem by się czołgał te małe pokraki poruszały się pewnie niewiele wolniej niż po korytarzu, ścianie czy ulicy. - Jak państwo widzą jesteśmy otoczeni przez obce stworzenia. Zażarta walka trwa w tych podziemiach z nie mniejszym natężeniem niż w głównych siłach obrony skoncentrowanych wokół wschodnich rejonów krateru Max o dobre kilkadziesiąt kilometrów stąd. - Conti nie straciła zimnej krwi i prowadziła reportaż dalej ale choć opanowanie musiała mieć ponad przeciętną mówiła już znacznie szybciej jakby w każdej chwili coś jej miało przerwać. Conti przerwała bo przez korytarze poniósł się jakiś zespolony ryk stada. Brzmiało jak wewzwanie do boju albo zew na polowanie. Xenosy zgodnie do niego odpowiedziały, dołaczyły i złączyły w jeden wspólny ryk. - O kurwa! Fala idzie! Muszą być blisko! - syknął Patinio patrząc z perspektywy uniesionej broni na jednego z wyjących xenos. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 3200 m do CH Green 5 Czas: dzień 1; g 33:55; 65 + 180 + 60 min do CH Green 5 Green 4 i Black 2 Zarówno czas jak i okazja na rozmowy się skończył. Tak żywiołowa piromanka jak i opanowany doktor musieli wytężyć wszystkie siły by stawić odpór inwazji xenos w te podziemne korytarze. Black 2 używała broni obszarowej, podpalając całe fragmenty pomieszczenia. Ogień tworzył gorącą zaporę dla tych xenos jakich nie dosięgnął. Stwory jednak indywidualnie były szybkie, zwinne i trudne do trafienia więc zawsze jakiś zostawał. Tymi zajmował się Green 4. Jego broń okazywała się w sam raz na tak nieduże cele. Kilka tripletów pozwalało zalać cel ołowiem i strącić go z sufitu czy ściany po jakiej zasuwał. Stopniowo dwójka ostatnich Parchów cofała się w stronę schronu. Ale właśnie wtedy zorientowali się, że choć blokują chyba najszybszą i najkrótszą drogę do bramy podziemnego azylu to stwory zaczynają ich okrążać. Poruszały się każdą dziurą w jaką ludzkie dziecko miałoby trudność wejść. I choć we dwójkę stawiali odpór jak głaz na plaży morskiemu naporowi to choć wytapiali i rozstrzeliwali na bieżąco co na nich napierało bezpośrednio to jednak tam gdzie ich nie było stwory buszowały dość swobodnie. Zbiorniki z napalmem stawały się coraz lżejsze a z automatu wypadały kolejne puste magi. Był jednak jeden pozytywny aspekt. Gdzieś od strony schrony dochodziły zbliżające się odgłosy kanonady w tym broni ciężkiej jaką w okolicy miał chyba tylko Black 7. Serie pocisków i wybuchów siekły gdzieś tam korytarze i sale gdzie niedawno przeszła pozostała część grupki. Wracali! A przynajmniej HUD Parchów pokazywał skracającą się odległość między dwójką ostatnich Parchów a Black 7. Black 8 zaś była już w pobliżu wejścia do bunkra. - Latinia słyszysz mnie? - w słuchawce rozległ się głos Hollyarda. - Za dużo ich! Nie przebijemy się, do was! Ale jest inna opcja. Wysadzić zbiorniki z gazem i zalać cały poziom ogniem. Jesteście najbliżej. Macie szansę skryć się w kanałach. Może wam się uda. A jak nie to drałujcie do nas natychmiast! Spróbujemy wrócić we czwórkę! - policjant podzielił się swoim planem z dwójką najbardziej oddalonych od wejścia do schronu Parchów. Jeśli był tam gdzie Ortega a mówił jakby był razem z nim to dzieliło ich jakiś korytarz, pomieszczenie i kolejny korytarz. Niby nie daleko. Ale w obecnych warunkach dotarcie tam wydawało się równie ryzykowne jak udanie się w jakimkolwiek innym kierunku. Nagle do odgłosów walki, płomieni, alarmów przeciwpożarowych przedarł się inny dźwięk. Przez sale i korytarze przeszedł pęczniejący i nabierający mocy skrzekliwe wycie z gardzieli potworów. Łączył się, wzywał, nawoływał, oznajmiał. Nawet tak cywilizowane jednostki jak ludzie pojmowali to w lot. - Cholera fala się zbliża! Nawołują się! Rano też tak było! Czas nam się kończy! - krzyknął zdenerwowanym głosem Hollyard. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; parter do Seres Laboratory; 50 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 33:55; 65 + 60 min do CH Black 2 Black 4, 6 i 0 Trzem Parchom udało się przedostać z największym trudem przez pomieszczenie prowadzące do klatki schodowej. Absolutnie nie poszło ani gładko ani bezproblemowo. Black 0 do końca walczył z tym zwinnym, małym xenosem który na tym rumowisku z chwiejnych stołów i krzeseł okazywał się strasznie trudny do trafienia. Wykorzystywał on swoją ruchliwość by raz za razem kąsać i szarpać Parcha w egzoszkielecie. Choć tym razem miał los sprzyjał bardziej dwunogowi bo dość krucha istota nie zdołała się przebić przez pancerz dwunoga. Patowy pojedynek jednak przedłużał się. Xenos miał mnóstwo kolegów zaraz za ścianą i oknami a dwaj koledzy człowieka mieli własne zmartwienia. Jednak mała kreatura przerwała nagle ataki i zaczęła wyć, łącząc się z podobnym wyciem innych xenos. Powstał potężniejący z każdą chwilą ryk i trójka ludzi miała wrażenie, jakby się znalazła wewnątrz jakichś xenosowych świątynnych organów grzmiących swoją bojową pieść. Ta jednak chwila umożliwiła wreszcie Zcivickiemu trafienie znieruchomiałego nagle stwora i pozbycie się go. Black 4 nie zdołałby pewnie nawet użyć stymulantów leczniczych. Ale pomógł mu ten sam moment zwłoki gdy xenosy które już wpadły do pomieszczenia na chwilę znieruchomiały. Dzięki temu zdołał pozbyć się gazmaski z twarzy ale gdy biegł znowu przez pomieszczenie xenos deptały całej trójce po piętach. Gdy wszyscy trzej wpadli do klatki schodowej xenos wpadły tam razem z nimi i zaczęło się kolejna walka wręcz. Każdego człowieka atakował xenos z szeregowej klasy, taki sam z jakim przed chwilą walczył Padre. Póki trwała walka wręcz zwiadowca grupy Black nie mógł zdetonować plastiku a to coś dużego po drugiej stronie chyba właśnie rozwaliło ścianę. Drzwi i luźna barykada ze stołów nie miały szans powstrzymywać go dłużej. Dotarli jednak do klatki prowadzącej w górę, do ich Checkpoint i kapsuły z zaopatrzeniem i na dół, gdzie powinni być ci ludzie jakich mieli ewakuować na dach budynku. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu Hell; 1750 m do CH Brown 3 Czas: dzień 1; g 33:55; 50 + 60 min do CH Brown 3 Brown 0 - Nie mogłem jej powiedzieć. Nie dałem rady. - Karl mówił jakby się tłumaczył. Ich usta zetknęły się choć podobnie jak dotyk i to ja gliniarz z jednostki specjalnej objął Brown 0 było raczej przeniesieniem wzajemnego wsparcia i potrzeby dzielenia z kimś brzemienia winy. W końcu jednak słowa Vinogradovej pomogły mu przełamać kryzys bo w końcu uśmiechnął się nawet i pokiwał głową. - Pewnie. Gra się toczy póki piłka się toczy. - skinął głową i już zwyczajowym pewnym głosem zaczął się żegnać z Mayą. - Jasne, lepiej tu się przydasz. A ja tam. A o Johana się nie martw przyprowadzę ci go. On też cię lubi, widać, że wpadłaś mu w oko. - powiedział na pożegnanie policjant i odwrócił się by ruszyć w przeciwną stronę korytarza niż Brown 0. Roya znalazła całkiem szybko, znów musieli przejść przez pilnowane przejście do wewnętrznych rewirów gospodarza ale tym razem chyba mieli coś w rodzaju niepisanej przepustki bo ochroniarze po prostu ich przepuścili. Tam któryś z nich zaprowadził ich do “AMBULATORIUM” jak głosił napis nad drzwiami. Wewnątrz zaś pomieszczenie okazało się podobne wyposażeniem jak adekwatne w szpitalach choć bez uśmiechniętego i usłużnego personelu. W chwili gdy weszli był tam co prawda jakiś starszy facet w białym kitlu, butelką wódki i metalowym kubkiem na biurku ale ten sam strażnik co przyprowadził Brown 0 i Roya kazał mu zabrać sprzęt do przesłuchań i iść ze sobą. Szef kazał. Pilnie. Facet zawinął się więc bez słowa i wyszedł razem ze strażnikiem a ambulatorium zostało dla Vinogradovej i Vassera. - Szkoda. Przydałby się do tego lekarz. Ja to właściwie chemikiem jestem. - powiedział Roy patrząc chwilę na już zamknięte drzwi. Ale szybko zaczęli buszować po pomieszczeniu. W oczy od razu rzuciła im sie komora kriogeniczne. Była na tyle rozpoznawalna, że nie trzeba było jej nikomu przedstawiać. Pewnie na ciężkie przypadki gdyby nie można było dostarczyć kogoś ze schronu do szpitala na powierzchni. No ale komora choć pusta i wyglądającą na sprawną była jednoosobowa. Chemik zaś zaczął się kręcić przy skanerze medycznym. - Tak, można to trochę przekalibrować. Ale byłoby mi łatwiej jakbym wiedział na co. Najłatwiej namierzyć coś twardego jak kości albo odłamki. No albo jak coś wydziela jakąś energię. Takie żyły, organy, nowotwory to może być trudniej. - naukowiec z Seres mówił trochę rozkojarzonym głosem gdy głównie był skoncentrowany na majstrowaniu w holoklawiaturze urządzenia.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
23-06-2017, 00:08 | #145 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
23-06-2017, 01:00 | #146 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 |
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
23-06-2017, 23:12 | #147 |
Reputacja: 1 | Post wspólny - Mike, Cohen, Leminkainen, MG - Zamknąć drzwi - warknął Padre nawalając kolba parszywego gnojka. - Nie ma sprawy, akurat mam okienko w kalendarzu. - rzucił Owain, bezlitośnie okładając kolbą swojego karabinu prześladującego go xenosa. - Ok - Black 6 szybko zamknął drzwi. Black 0 próbował trafić zwinnego xenosa ale ten zwinnie unikał jego kolby. Sam jednak też był zajęty na tyle atakami człowieka, że nie był w stanie wyprowadzić decydującego trafienia. Przełom nastąpił u Black 4. Dość szybko udało mu się rozłupać kolbą karabinku czaszkę swojego przeciwnika i mógł dopomóc w zwarciu drużynowemu strzelcowi wyborowemu i paramedykowi w jednej osobie. Sam Black 6 miał najmniej szczęścia. Xenos choć mały był bardzo szybki i zwinny przez co na wpół ogłuszonemu światłami i wyciem alarmów strzelcowi krztuszącemu się dymem było bardzo trudno go trafić. Właściwie został zepchnięty do defensywy i mimo pomocy drużynowego zwiadowcy mała kreatura zdołała go boleśnie ukąsić raz i drugi. We dwóch jednak było im łatwiej stawić czoło stworowi który musiał uważać na dwa razy większą ilość kolb, pięści i butów spadających na niego. Gdzieś w tym momencie też we właśnie zamknięte przez Mathysa drzwi uderzyły pierwsze małe xenos próbując sforsować te drzwi podobnie jak poprzednie. Ale nie byli to jedyni aktorzy próbujący przebić się na scenę klatki schodowej. To coś, to ciężkie coś, co potrafiło rozwalać ściany sądząc po tupocie i zbliżających się rykach chyba właśnie sforsowało bez zatrzymywania się zaporę ze stołów i krzeseł w drzwiach i łupnęło w ścianę między pomieszczeniem przez które trójka Parchów właśnie przebiegła a klatką schodową gdzie się właśnie schronili. Sądząc z efektów pierwszego uderzenia ta ściana pewnie nie miała za bardzo szans wytrzymać dłużej niż poprzednia. - Zabijamy to gówno i na górę, po drodze stawiamy claymory. Tam bierzemy co fabryka dała i czyścimy ogniem i ołowiem wszystko aż do piwnicy. - krzyknął Padre tańcząc z kosmicznym pekińczykiem. Uwolniwszy się od namolnego kosmoszczura, Owain sięgnął po detonator i wysadził podłożone wcześniej ładunki. Nie czekając na efekty, wyciągnął z plecaka kolejny pakiet i nie rozdzielając go na części, przykleił całość do ściany, w którą łupał żywy taran. Black 0 trafił swojego przeciwnika. Kolba rozgniotła go przyszpilając do podłogi i zostawiając na szturmowej broni klejące się, żółte zacieki, przetykane białymi fragmentami kości. Black 4 zrezygnował ze wspierania strzelca wyborowego na rzecz wciśnięcia przycisku detonatora. Za ścianą rozległa się potężna eksplozja i dał się słyszeć rumor walących się ścian i piski przestraszonych lub umierających xenos. Za to Black 6 znów oberwał od ostatniego żyjącego xenos któremu udało się przedostać przez drzwi nim je zatrzasnął. Kolejne jednak już wyszarpały szybę drzwi i obecnie walczyły z siatką tnąc ją szponami i pazurami. Podobnie to wielkie coś choć na chwilę przerwało swoją robotę eksplozją w sąsiednim pomieszczeniu to jednak zaraz uderzyło w ścianę ponownie. Pęknięcie w ścianie powiększyły się ukazując pierwszy nieduży jeszcze otwór zwiastujący, że potwór przebije się przez ścianę w ciągu sekund a nie minut. Zwiadowca szybko dobył kolejny plastik umieszczając go na rozwalanej przez monstrum ścianie. Ostatni żywy xenos uległ w końcu zmasowanemu atakowi strzelca wyborowego i lidera. Na gorąco Graeff musiał zdecydować czy ustawić timer w zakładanym plastiku czy polegać na detonatorze. - Stój spokojnie bydlaku. - Mruknął 6. Black 0 doskoczył do szóstki i walnął z kopa w ufocką dupę. - Odpalisz z góry - krzyknął do czwórki. Owain w istocie nie czekał, aż pojawi się więcej astrofauny i pognał na górę po schodach za Padre. Gdy tylko znalazł się w miejscy, które oszacował jako wystarczająco odległe od eksplozji, zdetonował plastik.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |
24-06-2017, 00:25 | #148 |
Reputacja: 1 | Green 4 & Black 2
__________________ A God Damn Rat Pack Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy... |
27-06-2017, 07:31 | #149 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 23 - Newsy (34:00) (1/2) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu Hell; 1750 m do CH Brown 3 Czas: dzień 1; g 34:00; 45 + 60 min do CH Brown 3 Brown 0 Oleg Kuzniecov. Nazywał się Oleg Kuzniecov, prawnik biznesmena rosyjskiego pochodzenia. Podobnie jak szef wydawał się być mimo nadzwyczajnych okoliczności nadzwyczajnie dobrze zadbany i ubrany. W przeciwieństwie jednak do niego poza personaliami sugerującymi słowiańskie pochodzenie nie przejawiał jego maniery w jego nawiązywaniu do tego. Co więcej okazało się, że Brown 0 miała okazję już go poznać nieco wcześniej. To był ten sam Oleg który ostatnio odprowadził ją do salonu gdzie czekała na jego szefa. Teraz początek poszedł Vinogradovej zaskakująco łatwo. Roy wydawał się być zaskoczony okazaniem sympatii przez tak nietypowego skazańca ale chyba mu ta drobnostka poprawiła humor i gdy się rozstawali ona ruszała korytarzem a on wracał do pracy. Tym razem nad tym specyfikiem jaki powinien rozpuścić blokady antykoncepcyjne. Sama podróż do miejsca gdzie przebywał “gospodin” też poszła dość gładko. Strażnicy choć czasem mijali ją lub ona ich zerkali na nią ciekawie ale nie zatrzymywali. Nawet sam Morvinovicz nie robił o dziwo problemów. Choć to mogło mieć coś związek z tym, że właśnie rozwiązywał własny problem. - Słucham cię słowiańska Różo? - zapytał uprzejmie i nawet uprzejmie się uśmiechnął. Naprawdę wyglądało jakby widok “rodaczki” sprawiał mu przyjemność. Kontrast tej szczerze uśmiechniętej słowiańskim uśmiechem twarzy z błyszczącymi czerwonymi kropkami o barwie krwistej czerwieni był przez to aż nadto widoczny. Dotąd gładko zaczesane, ciemne włosy teraz były w nieładzie i co nieco rozczochrane. Obrazu dopełniała dłoń z której z niej i z sygnetów ścierał chusteczką czerwono rozmazującą się ciecz. Gdy wyszedł do znanego już Brown 0 salonu drzwi nie domknęły się. Właściwie wyszedł przez nie z takim impetem, że trzasnęły o ścianę, odbiły się od niej, trzasnęły w futrynę o dopiero potem zaczęły chwiać się rozszerzając się i ukazując ten sam pokój który przelotnie widziała już wcześniej. Widać było jakieś krzesło i chyba przywiązaną do niej postać jakiegoś faceta. Przy niej krzątał się ten lekarz z którym prawie rozminęli się w laboratorium. Teraz chyba robił temu półprzytomnemu mężczyźnie jakiś zastrzyk. Zanim drzwi się otworzyły z takim impetem Maya słyszała krzyk “gospodina”. Był wytłumiony przez zamknięte drzwi ale jednak dało się zrozumieć wystarczająco wiele. - Taki z ciebie cwaniak?! Cwaniak ze stolycy co?! No to kurwa pokażę ci jak załatwiamy takich cwaniaków tutaj na odległej prowincji! - darł się wyraźnie rozwścieczony Morvinovicz. Z odgłosami jakie dochodziły zza zamkniętych jeszcze drzwi brzmiało jakby kogoś tam maltretowano. A potem właśnie wyszedł trzaskając drzwiami choć nie była pewna czy dlatego, że poprosiła o spotkanie czy dlatego, że ten facet chyba zasłabł bo “gospodin” wychodząc kazał go “postawić na nogi”. A potem wyszedł i gdyby nie te krwawe detale i drzwi zdradzające wcześniej odgłosami a teraz widokiem pewnie mógłby całkiem udanie zgrywać czarującego dżentelmena o słowiańskim rodowodzie. Ale zgodził się. Bez większych oporów dość niedbałym ruchem przywołał Olega i kazał mu porozmawiać ze “słowiańską Różą”. Więc rozmawiali. Oleg Kuzniecov zaprosił Mayę do znanego już jej pokoju konferencyjnego z długim stołem ale tym razem rozmawiali we dwoje i w przeciwieństwie do salonu nie przeszkadzały im żadne hałasy. Oleg okazał bardzo biznesowe podejście do tematu. - Jestem pięciogwiazdkowym prawnikiem. - zaczął w ramach przedstawienia się. Pięć gwiazdek w pięciogwiazdkowej skali. Dla zwykłych śmiertelników prawnicy w ich zwykłych, śmiertelnych sprawach byli realnie dostępni tych z jedną czy dwoma gwiazdkami. Trzy już był niezłym ewenementem mającym dziwne dobroczynne maniery lub przez jakieś okoliczności czy przekonania działającym w tak trywialnych sprawach. Czasem dla rozgłosu i wyrobienia nazwiska gdy prawniczo trywialna sprawa z jakichś powodów budziła ponadprzeciętne zainteresowanie mediów. A wyższe stopnie to pracowały już raczej w typowo korporacyjnych prawniczych wojnach i podchodach. Prawnik z pięcioma gwiazdkami był więc z prawniczej elity. Kolejne słowa tylko potwierdziły tą opinię. - Jestem drogi. Biorę tysiąc kredytów. Za minutę. To moja najniższa stawka dla przyjaciół i krewnych. - lekko kiwnął głową jakby już przedstawiał sprawę swojej potencjalnej klientce. Chwilę czekał jakby oczekując jakiejś odpowiedzi czy reakcji choć to, że Parchy czy inni więźniowie mają zamrożone Klucze a więc za nic zapłacić nie mogą było powszechnie wiadome. Więc pewnie wiedział o tym i prawnik. - Ale Mayu. Mogę tak do ciebie mówić? - prawnik nagle uśmiechnął się ciepło zupełnie jakby był jej najlepszym przyjacielem i położył jej dłoń na ramieniu. - Jak to mawia, mój szef, nie każą usługę trzeba opłacać kredytami prawda? Można przecież wymienić się usługami. Usługa, za usługę. - uśmiechnął się cofając dłoń jakby znalazł rozwiązanie trudnego problemu. - Sprawa jest bardzo prosta Mayu. Złam to i zdobądź dla mnie namiar ich statku. Chcę z nimi rozmawiać. Bez świadków. I tylko mnie podasz te dane. Reszcie powiedz co uznasz za stosowne. - powiedział spokojnie kładąc na blacie stołu znany już jej środek łączności nad którym pracowała wcześniej. Ale zdołała jedynie powierzchownie zbadać zawartość urządzenia zdobywając najświeższe dane. Danych jakich oczekiwał od niej Kuzniecov pozwoliłyby mu pewnie wystąpić w rolę poprzedniego właściciela tego ustrojstwa a więc dałoby mu dostęp do negocjacji w sprawie miejsca na tym statku. Tego miejsca którego tam chyba nie było zbyt wiele. - Wiem, że możesz powiedzieć o tej rozmowie mojemu szefowi. A nawet pokazać mu nagranie z Obroży. Wtedy widząc po tym w jakim jest obecnie nastroju zapewne mnie zabije. Wówczas Mayu zostaniesz tu sama, ze swoim wyrokiem i bez konsultacji pięciogwiazdkowego prawnika. Ale jeśli dasz mi to czego chce to zajmę się twoją sprawą. Prześlij mitu dane ze swojej sprawy. - dłoń prawnika przesunęła na blacie stołu mały nośnik danych na który Vinogradova mogła zgrać z Obroży swoje akta. - Zajmę się twoją sprawą z bezpiecznego miejsca. Jestem pewny, że na pewno wygramy tą sprawę i coś na niej da się ugrać. Na czym ci zależy? Na widzeniach? Może na widzeniach rodzinnych? Takich w jednym pomieszczeniu a nie przez szybę bezpieczeństwa? Wiesz, że jeśli pracowałaś dla sektora publicznego nawet po prawomocnym wyroku tobie, twojej rodzinie oraz wskazanemu partnerowi należy się zniżka na transport publiczny? W tym międzysystemowy? A matki w ciąży mają całe wiadra uprawnień a i są sztuczki że prawnie stan pociążowy, przedłużać w lata. Mówiłaś o służbie zastępczej? Też można tutaj podziałać. To kwestia sprytu i uporu obydwu stron Mayu. Ja jestem bardzo sprytny i bardzo uparty. I jeszcze niezawisły sąd. Sztuka trafić na ten sąd by był niezawisły w odpowiednią stronę. Wszystko to można coś podziałać Mayu. Do tego są potrzebne tylko dwa elementy. I ty i ja musimy do tego momentu utrzymać się przy życiu. - prawnik mówił rzeczowo, spokojnie i klarownie zupełnie jakby już teraz przedstawiał sprawę w sądzie. - Nie mamy dużo czasu Mayu. Tamten kretyn zaraz pęknie a Morvinovicz jak nie jest akurat wściekły myśli całkiem trzeźwo więc zaraz dojdzie do niego, że ten dureń powiedział już wszystko co wie. Wtedy przypomni sobie o tym cudeńku i o tobie. - pięciogwiazdkowy prawnik popatrzył wymownie przez drzwi przez które niedawno przeszli. Jeśli “gospodin” wezwałby ją do złamania kodów pewnie by chciał tego samego. Danych by podszyć się pod tego ktosia z Red Ball lub po prostu nawiązać łączność ze lądownikiem lub innym promem jaki mógłby zabrać kogoś z powierzchni na orbitę. Mogła zaś być wierna tylko jednemu z nich a drugi musiałby odejść z kwitkiem. Przynajmniej Kuzniecov tak chyba widział sprawę. Zza drzwi doszło jakieś zamieszanie. Przez szybę w drzwiach widać było ruch. Morvonovicz, wciąż z czerwonymi “piegami” na twarzy usiadł wygodnie na jednym z foteli. W dłoniach ładował staromodny rewolwer. Dwóch silnorękich rzuciło przed nim jakiegoś zakrwawionego faceta zmuszając go by klęczał na kolanach. - Nie! To jakaś pomyłka! Nie możecie mnie tu z nimi zostawić! - facet był na skraju paniki i zerkał w panice na swoich oprawców, na “gospodina” który słysząc to wesoło się uśmiechnął. I załadował kolejny nabój do bębna. To na jakieś holo którego Maya widziała pod zbyt ostrym kątem by zobaczyć detale. - Tak mi przykro John. Ale nie bój się zadbamy o twoją rodzinę. Zostanie jej wypłacone pełne odszkodowanie za ten nieszczęśliwy wypadek podczas pracy. Sam rozumiesz, że taki detal nie może wpłynąć na wizerunek firmy. - z holo dochodził jakiś spokojny i cierpliwie tłumaczący głos jakby tłumaczył świeżemu pracownikowi podstawowe rzeczy. Anatolij Morvinovicz uśmiechnął się szerzej ładując kolejny nabój do bębna. - Nie! Ja jeszcze żyję! Nie możecie mi tego zrobić! Jak mnie tu zostawicie to wszystko im powiem! - facet miotał się jakby chciał się zerwać na równe nogi ale dwaj silnoręcy gospodarza skutecznie przytrzymali go w klęczącej pozycji. - Oj John. Jeśli rozmawiamy w tych okolicznościach to już coś specjalnie więcej powiedzieć nie możesz. Przykro mi. - holo zgasło i w ostatniej wypowiedzi tego ktosia pobrzmiewała nutka złośliwej satysfakcji. - Oj chyba już nie jesteś takim ulubionym pracownikiem szefa jak przed chwilą mówiłeś. - wyszczerzył się z humorem uśmiechnięty Morvinovicz z dziwnie głośnym trzaskiem zamykając rewolwer. John wyciągnął rozpaczliwie rękę w stronę kolan biznesmena zostawiając na nim czerwony znak. Ten z obrzydzeniem na twarzy trzasnął go rewolwerem w twarz przez co John upadł na puszysty dywan. - No Mayu. Bo to już długo nie potrwa jak widzisz. - ponaglił spokojnie prawnik kończąc obserwować scenę przez szybę drzwi. Brown 0 wiedziała, że ci na orbicie wiedząc już, że ktoś tutaj pokrzyżował im plany mogli zmienić kody czy miejsce spotkania. Ale mając ten namiar na responder samego statku na jakim zależało Kuzniecovowi nadal można było próbować nawiązać z nim łączność. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 3200 m do CH Green 5 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 2250 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 34:00; 60 + 180 + 60 min do CH Green 5 Czas: dzień 1; g 34:00; 60 + 60 min do CH Black 2 Green 4; Black 2, 7 i 8 - Dobry wieczór państwu, mówi Simon Kruse z IGN i Twoich Wiadomości. Przedstawiam państwu admirała Rajko Cerkieza dowodzącego XIII Flotą. - holoekran rozbłysnął ciepłym, profesjonalnym wnętrzem studio i równie profesjonalnym i rozpoznawalnym prezenterem o nieskazitelnym wyglądzie. Jego gościem był starszy jegomość w poważnie wyglądającym mundurze Floty. - Dobry wieczór państwu. - skłonił się uprzejmie admirał choć na twarzy zachował typową dla wojskowych powagę. - Panie admirale przejdźmy od razu do rzeczy. Od jakiegoś czasu otrzymujemy różne sygnały jakoby sytuacja w Sektorze 11 ciągle się zaognia. Pojawiają się nawet plotki o stanie wyjątkowym czy nawet buncie niektórych federacyjnych oddziałów. Czy pan jako oficer Floty może to jakoś skomentować? - zapytał dziennikarz siedzącego po drugiej stronie stolika oficera. Ten lekko przymknął oczy i gdy ten jeszcze mówił zaczął delikatne ale stanowcze przeczące ruchy głową. - Te plotki są bezpodstawne. Zapewniam, że do żadnego buntu ani we Flocie ani w Armii nie doszło. Każdy kto powtarza takie rzeczy bezrozumnie rozpowszechnia wrogą naszej federacyjnej idei propagandę i sugerowałbym mu udać się do psychiatry. - admirał mówił pewnie i spojrzał prosto w obiektyw kamery jakby chciał zgromić wzrokiem każdego komu przyszłoby do głowy powtarzać takie wierutne bzdury. - Czy ja i nasi widzowie mamy przez to panie admirale rozumieć, że sytuacja w Sektorze 11 nie odbiega od normy? - dziennikarz skinął głową, w przeciwieństwie do wojskowego, był to ruch potakujący i zadał kolejne pytanie patrząc na oficera. - Nie bardziej niż zazwyczaj. Nie ma powodów do niepokojów. - zgodził się łagodnym głosem oficer w studio. - Sytuacja w Sektorze 6 jest taka jak zazwyczaj? W systemie Relict również? - Simon Kruze zawiesił i wzrok i głos wpatrzony w rozmówcę. - W systemie Relict jest przeprowadzana akcja antyterrorystyczna. Terroryści z organizacji “Dzieci Gai” mieli zamiar sabotować proces terraformowania jednego z księżyców w tym systemie. Walki wciąż trwają ale nie ma powodów do niepokojów. Zapewniam, że sytuacja w tym systemie nie jest do pozazdroszczenia ale absolutnie nie zagraża innym mieszkańcom Sektora 6. Rząd Federacji oraz zarówno Flota jak i Armia zrobią wszystko co w ich mocy by sytuacja w systemie Relict wróciła do normy i obywatele mogli znów czuć się bezpiecznie. - admirał z poważnym głosem odparł spojrzenie dziennikarza ale szybko spojrzał w obiektyw kamery i mówił spokojnym niosącym otuchę tonem. Brzmiało i wyglądało jakby jakiekolwiek plotki z tego systemu były przesadzone i połączone siły Federacji lada chwila miały opanować sytuację. - Rozumiem panie admirale. A jak pan wyjaśni silne zgrupowanie jednostek Floty jakie w ciągu ostatniego miesiąca skierowano do Sektora 11 z czego właśnie większość do układu Relict? Czy regularne jednostki Armii i Floty są niezbędne do rozprawy z terrorystami skoro sytuacja jak pan mówi nie jest groźna? - dziennikarz zadał kolejne pytanie i admirał spojrzał znowu na niego zamiast w jedną z kamer. Pokiwał lekko potakująco głową i uśmiechnął się lekko choć bez cienia radości. - Przypominam państwu, że w tą porę mają miejsce coroczne manewry połączonych sił jakie zwykle odbywają się właśnie w Sektorze 11. Skoro te siły i tak przebywały w Sektorze głupotą z naszej strony byłoby z nich nie skorzystać. Prawda? - oficer floty przybrał ton i twarz jakby wyjaśniał podstawy strategii przedszkolakom. Na końcu zadał pytanie dziennikarzowi IGN rozkładając przy tym dotąd złożone dłonie. - Nie jestem ekspertem w dziedzinie kosmicznej strategii, jestem dziennikarzem panie admirale. - Simon Kruse rozłożył ręce powtarzając gest oficera i do tego uśmiechnął się rozbrajająco jak to tylko cywil potrafił uśmiechnąć się wojskowemu. - Ale pozwoli pan, że zapytam bo otrzymaliśmy liczne zapytania od widzów. - dziennikarz w studio wyczekał moment umiejętnie podnosząc rangę pytania i skupiając na nim, na sobie uwagę tak rozmówcy jak i widzów. - Czy to prawda, że podczas tej jak pan mówi, operacji antyterrorystycznej, użyto kontrowersyjnej jednostki specjalnego przeznaczenia złożonej z więźniów. Czy użyto jednostki Parchów? - facet w garniturze zadał w końcu pytanie facetowi w mundurze. Facet w mundurze przez jakiś ułamek sekundy mierzył go w milczeniu wzrokiem ale odpowiedział całkiem szybko i pewnie. - Tak to prawda. Zapewniam jednak, że ta jednostka specjalnego przeznaczenia nie została i nie zostanie użyta przeciwko obywatelom Federacji. - szybko zapewnił admirał od razu wyjaśniając jedną z najczęstszych powtarzanych w Federacji fam, że jednostki używa się do czarnych operacji i robienia wszystkiego od mordowania przeciwników politycznych po przeprowadzanie czystek etnicznych na zlecenie rządu Federacji. A potem ich się likwiduje zaraz po zlikwidowaniu ich ofiar by nie zostawić świadków. - No dobrze panie admirale ale w takim razie przeciwko komu jest obecnie używana ta jednostka w systemie Relict? - zapytał pozornie beztroskim tonem uprzejmie uśmiechający się dziennikarz. Oficer Floty chwilę wahał się z odpowiedzią jednak będąc w audycji na żywo nie wypadało się wahać zbyt długo. - Są używani zgodnie z ich statutem do misji w których istnieje zbyt duże ryzyko odniesienia ran, śmierci lub kalectwa przez wykwalifikowany personel zarówno Floty, Armii, Policji czy nawet zwykłych obywateli Federacji. Przypominam, że to ochotnicza jednostka i każdy z jej członków został skazany pełnoprawnym wyrokiem sądowym za ciężkie przestępstwa. W niej nie ma niewinnych. Służba w tej jednostce pozwala przestępcom odpracować swoje zbrodnie i zwrócić dług jaki zaciągnęli wśród nas swoimi zbrodniami. - admirał Cerkiez odpowiedział poważnym głosem przypominając widzom jaki jest oficjalny status tej kontrowersyjnej jednostki złożonej z uzbrojonych skazańców. Na końcu znowu przeniósł wzrok w oko kamery by podkreślić jak wielki dług ci wszyscy skazańcy mają i, że każdy z nich zgłosił się na ochotnika. - Ale przeciwko komu są tam używani w tych ryzykownych misjach ci ochotnicy skoro nie przeciwko obywatelom Federacji? Większość terrorystów również pochodzi z Federacji i ma jej obywatelstwo więc na polu walki chyba mógłby nastąpić pewien kłopot z rozróżnianiem kto jest kto. - dziennikarz dociekał dalej i znów zaliczył poważne spojrzenie ze strony swojego rozmówcy. - Zapewniam państwa, że jednostka Parchów, nie jest używana przeciwko ludziom. Zgodnie ze statutem jest używana przeciw obcym formom życia. - przyznał w końcu oficer kiwając do tego głową. - Czyli na księżycu w systemie Relict, dokładnie na Yellow 14, są obecne obce formy życia i do walki z nimi użyto jednostki Parchów? - dziennikarz zdawał się triumfować swoim uśmieszkiem nad poważnym generałem. Teraz on zdawał się spoglądać wręcz wyzywająco to na oficera Floty na w stronę oka kamery. - Niestety terrorystom z “Dzieci Gai” udało się wyprodukować te monstra na Yellow 14. Księżyc jest w większości niezamieszkały i dopiero poddaje się go terraformingowi. Jest więc mnóstwo kryjówek gdzie terroryści mogli założyć swoje laboratoria produkujące te monstra które obecnie mordują naszych obywateli. Jednak nie tylko jednostka skazańców którą pan chyba tak hołubi walczy z tymi wytworami terrorystycznej inżynierii genetycznej ale wiele dzielnych kobiet i mężczyzn we wszelakich mundurach a nawet i bez stawia im mężny odpór. Razem, zjednoczeni zwyciężymy i ta abominacja zostanie zniszczona raz na zawsze! Co więcej i tak siły połączone miały wydać komunikat ale korzystając z okazji mogę ogłosić go i teraz. We wszystkich miejscach wcześniejszego pojawienia się xenos dało się udowodnić wcześniejsze pojawienie się i działalność terrorystów z Dzieci Gai. Związek między nimi a pojawianiem się tych obrzydliwych kreatur wydaje się więc dość oczywisty. Nie są to jeszcze pewne dowody ale poważne poszlaki. Jeśli więc ktoś z obywateli Federacji miałby na ten temat jakieś wiadomości proszę o skontaktowanie się z odpowiednimi władzami Federacji. - admirał przeszedł w pewny siebie ton, nawołujący do sumienia i solidarności obywateli Federacji w obliczu wspólnego wroga i jego wytworów. Organizacja Dzieci Gai była uznawana za jedną z największych wrogów wewnętrznych Federacji i znana była z ekstremizmu i licznych ataków terrorystycznych. - Dobrze panie admirale, dziękuję, że właśnie u nas wygłosił pan ten apel. - skinął z uśmiechem dziennikarz na co rozmówca również skinął swoją głową w niemym podziękowaniu. - A co z Yellow 14? - zapytał dziennikarz. - Akcja antyterrorystyczna i dexonosyfikacji trwa. Na pewno zwyciężymy. Nie ma powodów do obaw. - zapewnił gładko admirał gdy wyglądało, że rozmowa zmierza ku pozytywnemu zakończeniu. - No dobrze panie admirale ja i nasi widzowie już więcej pytań do pana nie mamy. Ale może ma je jeszcze nasz korespondent przebywający obecnie na Yellow 14. Olimpio oddaję ci głos. - Simon Kruse uśmiechnął się uprzejmie zarówno do admirała jak i do telewidzów i gładko przeszedł do kolejnego punktu programu. Operatorzy kamer i technicy jednego z najpopularniejszych serwisów informacyjnych w Federacji również gładko poradzili sobie z przełączeniem obrazu ze studia do odległego księżyca z Sektora 11. Obraz na holokamerze zmienił się diametralnie. Zamiast ciepłego i jasno oświetlonego studia pokazał szare, betonowe ściany rozświetlone nerwowymi, żółtymi światłami alarmowymi. - Dobry wieczór Simon. Tu mówi Olimpia Conti z księżyca Yellow 14. Obecnie znajdujemy się w śluzie schronu pod znanym i popularnym tutaj klubem “Hell&Haven” w zachodnich rejonach krateru Max. Jesteśmy kilkadziesiąt kilometrów za linią frontu znajdującego się na przeciwległych rejonach krateru. - reporterka pewnie przedstawiła zarówno siebie jak i wstępną sytuację. Na ekranie pojawiła się twarz zdecydowanej, poważnie wyglądającej młodej kobiety o kasztanowych albo czerwonych włosach. W rogu ekranu zaś pojawiła się mapa wspomnianego krateru uprzejmie ukazująca widzom omawianą lokalizację. Migająca kropka na obiekcie zaznaczonym na mapie przy jednym krańcu krateru wyglądała dość mizernie w tych dziesiątkach kilometrów od najbliższych sojuszniczych jednostek. - Cóż masz dla nas Olimpio z tego wysuniętego tak daleko miejsca? - zapytała utrzymująca się w drugim rogu ikonka dziennikarza. Trzecia ikonka z poważnym i skupionym admirałem na razie nie zabierała głosu. - Mam relację na żywo od jednego ze świadków i uczestników tych walk. Amando możesz coś powiedzieć do kamery dla widzów IGN? Nadajemy na żywo do studia. - obraz ukazał młodą dziewczynę i podartym ubraniu, i twarzy przybrudzonej i brudem i czerwonymi kroplami z wyżłobieniami czystszych pasków zaczynającej się od oczu. Dziewczyna wyglądała na rozkojarzoną. Popatrzyła niezbyt przytomnie na reporterkę i kamerę. - Do kamery? Ojej a ja jestem taka brudna i niepomalowana. I mi rozczochrało włosy. - powiedziała blondynka zerkając przez chwilę do kamery ale szybko zaczęła patrzeć na rozmówczynię. Nerwowo przygryzła przy tym paznokcie które były chyba jeszcze brudniejsze i bardziej zakrwawione od jej twarzy. - I połamałam tam paznokcie. - poskarżyła się reporterce jakby na dowód machając zakrwawioną dłonią. Na niej miała improwizowany opatrunek zrobiony chyba z jakiegoś kawałka ubrania. - Amando świetnie ci poszło. Bez ciebie nie dalibyśmy sobie rady. - powiedziała uspokajającym tonem Conti kładąc równie uspokajającym gestem dłoni położyła ja na ramieniu blondynki. Jakoś jednak musiała uruchomić co trzeba bo na obrazie ukazał się wysportowany, nagi kobiecy brzuch gdzie pod spoconą i brudna skórą zdawały się pracować wszystkie mięśnie. Wyglądało jakby był na poziomie kamery albo i nawet wyżej. Oko kamery skierowało się wyżej na naprężone podobnie mięśnie ramienia na którym zawisło ciało obecnie zakłopotanej i roztrzęsionej blondynki. - Dajcie kratę! - krzyknęła ta Amanda z odgrywanego kawałka uwieszona pod sufitem u wylotu jakiejś kratki wentylacyjnej. - Ojej ale jestem brudna! - jęknęła z przejęciem blondynka. - Czemu to tak nagrałaś? Nie mogłaś mnie nagrać jak byłam czysta? Albo jak występ robiłam? - zapytała z wyrzutem Amanda krzywiąc się na pokazywany obraz i znów przygryzając palce zabandażowanej i pokiereszowanej dłoni. - A jakim rodzajem występów się zajmujesz? - reporterka spróbowała zmienić temat rozmowy i ton myśli Amandy. - Pracuję tutaj. Tańczę. Lubię tańczyć. - zabieg chyba pomógł bo dziewczyna skupiła wzrok na czymś i dłoń jej również się uspokoiła. - I lubię Płomyczka. Bardzo ją lubię. Nie chciałabym by coś jej się stało. Ale ona została tam za drzwiami. - skupiony wzrok blondynki znów zmienił kierunek i spojrzała gdzieś w bok. Kamera podążyła za nią i widzom okazały się potężne drzwi jak najbardziej pasujące do ciężkich drzwi ciężkiego schronu. Głos i oczy Amandy wyglądały i brzmiały jakby zaraz miała się rozpłakać. - Kim jest Płomyczek? - zapytała od razu reporterka nie chcąc by rozmówczyni podążała obecnym torem myśli i rozmowy. - To moja dziewczyna. Znaczy nie wiem. Nie wiem czy by chciała ze mną chodzić. Bo tak wszystko szybko było. Nie zdążyłam jej spytać. A teraz ona została po drugiej stronie. Ale ona mnie uratowała. A teraz została po drugiej stronie. - Amanda która na chwilę się skoncentrowała i wróciła spojrzeniem do Conti ale gdy wróciła do osoby po drugiej stronie drzwi znów jej się zebrało na płakanie. - Ale kim jest Płomyczek? Co się dzieje tak szybko, że nie zdążyłaś jej zapytać? Co jest po drugiej stronie? - korespondentka IGN łagodnie nakierowała rozmowę na temat jaki pozwalał dziewczynie trzymać się w kupie. - No Chelsey. Ona mnie uratowała. Ma miotacz ognia to dlatego mówię jej Płomyczek. A nie zdążyłam jej zapytać bo wszędzie wyłaziły te potwory! One są po drugiej stronie! Przecież też tam byłaś to co się pytasz?! Wszędzie są! Wszędzie wyłażą! Ze ścian i w korytarzach nawet w windach! Zamknęliśmy się z tym doktorem ale one przyszły ze ścian! Taka czerwona dziewczyna nas uratowała ale one były wszędzie! I ci dwaj chłopcy z nią byli! Elenio i Johan. Oni są bardzo mili. Występowałam dla nich kiedyś. Zanim to się zaczęło. Na wieczorze kawalerskim. Karl miał. On jest Raptorem. Ale jest taki zakochany w tej swojej Sarze, że nawet poza rozbieraniem to wtedy nic ode mnie nie chciał. A przecież bym mu zrobiła bo był taki sympatyczny. Nawet teraz jak całowałyśmy się z Płomyczkiem na schodach to nie przyszedł. A mówiłam mu przecież, że może. Chelsey też. Ta Sara to musi być prawdziwa szczęściara. A potem była winda i oni spadli. Elenio i ta czerwona dziewczyna. Zapomniałam jak ma na imię… - Amanda nagle jak zaczęła mówić to mówiła w jednym ciągu, szybko i chaotycznie. Mówiła jakby w ogóle zapomniała o oddychaniu zacięła się dopiero gdy chyba próbowała przypomnieć sobie imię kobiety o jakiej mówiła. - Czerwona dziewczyna? Chodzi ci o czerwone włosy? - zapytała Olimpia a gdy Amanda ze znów roztargnionym wzrokiem pokiwała głową. - Tak, ona chyba ma kłopoty z mówieniem. Zapomniałam. Płomyczek mówiła ale zapomniałam. Jestem taka głupia i beznadziejna. - blondynce chyba zrobiło się przykro gdy nie mogła sobie przypomnieć tego detalu i znów nosek i usta zaczęły jej się marszczyć jak do płaczu. - Nieprawda Amando byłaś bardzo dzielna. W zdenerwowaniu każdemu może się zdarzyć coś zapomnieć. A osoba o której mówisz ma kod wywoławczy Black 8. A co było dalej z tą windą? - reporterka była jak zwykle czujna i nie dała się rozpłakać rozmówczyni przekierowując jej uwagę na inne tematy. - Oj Płomyczek to jakoś inaczej na nią mówi… - blondynka posłała szatynce nagle czujne spojrzenie mrużąc do tego oczy. Ale pomogło bo znów się nie rozpłakała. - Ale ona chyba wszystkich nazywa po swojemu. Dlatego jest taka zabawna. - myśl o Płomyczku pierwszy raz wywołała coś podobnego do uśmiechu na przeciętych ustach blondynki. Reporterka grzecznie zgodziła się skinieniem głowy. - A w tej windzie to oni potem spadli. Ja za dużo nie widziałam bo tam była tak czarna chmura. Ale Elenio mnie wyciągnął z niej. Albo Johan. Już nie wiem. Ale potem się porzygałam i prawie nic nie widziałam. A one były wszędzie. I czekaliśmy na windę doktor mówił, że już jedzie a te drzwi ciągle były zamknięte. A gdy się otwarły to zaraz potem Johan kazał im się trzymać i spadli. My też. Krzyczałam bo myślałam, że się zabijemy w tej windzie. Ale Johan wcisnął hamulec i jakoś tylko się wywaliliśmy. Potem nam kazał z doktorem ich nieść a on tam strzelał i rzucał granaty bo one wciąż wychodziły. Bałam się co się stanie. Chciałam uciec ale nie chciałam zostawić tej czerwonej dziewczyny. Bo ją niosłam. A doktor Elenio. Nie chciałam jej zostawić bo ona wcześniej mnie wyciągnęła. I nikogo nie chciałabym zostawi tym potworom. No a potem przybiegła Chelsey! I ten duży. Wujaszek. Chelsey tak na niego mówi. On jest duży i metalowy. Trochę straszny bo mu twarzy nie widać ani nic. Ale Chelsey go bardzo lubi. Właściwie to namawiała by mu obciągnąć. No to wtedy trochę się bałam. Teraz też. Ale teraz mogłabym mu obciągnąć po tym wszystkim. Właściwie mogłabym obciągnąć każdemu byle tylko Płomyczek do mnie wróciła. No ale Wujaszkowi trudno bo on ma tą całą zbroję czy co i by musiał najpierw z niej wyjść bo tak to mu nie ma co obciągać. - Amanda podjęła wątek i nawet się rozgadała znów mówiąc bardzo szybko i bardzo chaotycznie. Pod koniec gdy doszła do tematu o obciąganiu brwi Conti podjechały trochę w górę a obydwaj panowie w studio wydawali się wyraźnie zakłopotani ale blondynka bez zawahania dalej parła w słowotok. - A potem biegliśmy tutaj. Wujaszek niósł Elenio i tą czerwoną dziewczynę. A potem spotkaliśmy Karla i on razem z Wujaszkiem pobiegli do Płomyczka i reszty. A my dobiegliśmy do basenów ale tam też wychodziły! I ta dziewczyna z czerwonymi włosami i Elenio już byli na chodzie to strzelali. I ona kazała założyć kratę no to skoczyłam. Ale mnie dopadły! I mi wlazły we włosy! Dlatego takie potargane teraz są. I złamałam paznokcie bo mnie tam gryzły i drapały a mi palce utknęły w kracie i nie mogłam ich wyjąć. A potem spadłam no i mnie podniosłaś i biegłyśmy tutaj. Ale Płomyczek został tam. Razem z tym z mieczem. Ale Wujaszek i Karl do nich pobiegli mam nadzieję, że im pomogli. Teraz to też tam zostali. Właściwie to wszyscy tam zostali. Tylko my przebiegłyśmy. - oczy blondynki znów się zaszkliły gdy jak zwykle temat wrócił do pozostawionego po niewłaściwej stronie drzwi Płomyczka. Reporterka jednak znów pomogła jej się pozbierać. - Ależ Amando na pewno wrócą cali. - zapewniła ją Conti znów kładąc na jej ramieniu dłoń w pocieszającym geście. Amanda oderwała wzrok od zamkniętych pancernych drzwi i spojrzała na nią wdzięcznie. Rozległ się zgrzyt metalu i praca siłowników hydraulicznych otwierających przeciwległe drzwi od tych które dotąd wzbudzały takie zainteresowanie obydwu kobiet i kamery. - Masz jeszcze sporo do zrobienia. Chelsey na pewno wróci do ciebie a pamiętasz co jej obiecałaś? - reporterka uśmiechnęła się ciepło do rozmówczyni. - No pewnie! Że będzie mnie mogła zerżnąć jak tylko zechce! No albo ja ją jeśli woli. Co tylko Płomyczek sobie wymyśli to ja się zgadzam. - oczy tancerki rozjaśniły się i pokiwała z zaangażowaniem głową patrząc to na reporterkę to na jej kamerę jakby składała jakąś obietnicę. Conti chyba trochę zamurowało bo miała wyraz twarzy jakby dostała strzała w twarz taką odpowiedzią. - Tak. Chelsey na pewno będzie zachwycona. - kiwnęła głową szatynka jakoś przełykając gulę. I tak chyba zareagowała szybciej i płynniej niż ikonki dwóch mężczyzn na ekranie które chyba jeszcze nie przetrawiły odpowiedzi blondynki. Odpowiedź Olimpii zaś wyraźnie uspokoiła Amandę. - A czegoś nie było jeszcze? - zapytała mrużąc nieco oczy pytająco. Brwi tancerki zmarszczyły się w skupieniu. - A no tak! Ale ja jestem głupia! No miałam jej przygotować coś do jedzenia! No i muszę się umyć. I uczesać. I umalować. Przecież nie mogę jej się pokazać w takim stanie. - twarz Amandy rozbłysła radością gdy przypomniała sobie o czym jeszcze rozmawiała przed rozstaniem z Płomyczkiem. Ale w końcu spojrzała na siebie trzeźwym wzrokiem jakby dobitnie do niej dotarło w jakim opłakanym stanie się obecnie znajduje. - Dziękuję ci Amando za udzielenie wywiadu naszym widzom. - powiedziała na zakończenie Conti i Amanda kiwnęła jeszcze blond grzywą i czmychnęła za zamykające się już pancerne drzwi wystawiając przez tą krótką chwilę poprawione i poranione świeżymi pręgami plecy. Drzwi zamknęły się a sama reporterka została w środku tej śluzy schronu. -To była Amanda, mieszkanka księżyca Yellow 14, obywatelka Federacji oraz świadek i uczestnik bieżących wydarzeń na tym księżycu. Jak samo państwo widzieli relacja była z pierwszej ręki i na świeżo z ostatnich minut. Korzystając z chwili przerwy chciałabym zapytać pana admirała o parę rzeczy. - reporterka przeszła do kolejnego punktu rozmowy i mówiła pewnym głosem o zauważalnej nucie pośpiechu. - Słucham cię Olimpio. - zapytał oficer Floty w studio czekając na pytanie reporterki. - Czy Yellow 14 został już skreślony? - krótko zapytała Conti nie bawiąc się w przydługie przemowy. - Ależ Olimpio skąd ten pomysł? To absurdalne! Sytuacja jest pod kontrolą i Federacja uczyni wszystko co w jej mocy by zapewnić pomoc i wsparcie dla jej obywateli. - zapewnił solennie admirał patrząc uważnie na reporterkę przebywającą w podziemnym schronie na odległym księżycu. - To dlaczego od od 8 dni nie wylądował tutaj żaden transport z żołnierzami i sprzętem? W końcu została użyta nawet jednostka Parchów. Wszyscy doskonale wiemy w jakiej sytuacji jej się używa. - Conti nie dała się gładko uspokoić i dalej napierała pytaniami na oficera Floty. - 8 dni? Niemożliwe. Na pewno nikt z obsługi tej operacji nie dopuściłby się tak poważnego zaniedbania. Zwracam jednak uwagę, że przebywa pani w okolicach kosmoportu a nie wszystkie transporty muszą na nim lądować. - admirał Cerkiez zaprzeczył tak słowem jak i przeczącym ruchem głowy absolutnie nie zgadzając się z pomysłem reporterki. Sprzęt wojskowy jednak był tak pomyślany, że nie musiał korzystać z cywilnych kosmoportów potrzebnych większości jednostek cywilnych. - A co z jednostką Parchów? - korespondentka terenowa IGN wróciła pytaniem do drugiego członu swojego poprzedniego wątku. - Została ona użyta zgodnie ze swoim statutem. W końcu tego typu zadania są ich głównym przeznaczeniem dla jakiego stworzono tą jednostkę. Skoro więc pojawiła się okazja do jej użycia to użyto tej jednostki. - admirał wydawał się być pewny siebie i spokojny o tą odpowiedź. - Czy jednostka Parchów walczy wspólnie z lokalnymi siłami z obcymi formami życia? To już chyba nie jest w ich statucie? - szatynka zmrużyła oczy unosząc lekko brew czekając i na reakcję przedstawiciela Floty i na otwarcie zewnętrznych drzwi. Admirał chwilę zastanawiał się nad tym pytaniem. - Jednostka Parchów zgodnie ze statutem może zostać wykorzystana do bardzo wielu zadań. W tym również do wspólnej walki razem z innymi siłami Federacji jak i działaniu w izolacji. To bardzo uniwersalna jednostka którą można wyprofilować pod bardzo różne zadania. W takim celu i z taką myślą ja stworzono. - odpowiedział oficer dowodzący XIII Flotą jak głosił napis pod jego ikonką. Reporterka gładko przyjęła odpowiedź kiwając głową o ciemnych włosach. - A czy to prawda, że na Yellow 14 nałożono kordon sanitarny? - zapytała reporterka nagle zmieniając temat. Oficer przez chwilę wydawał się zaskoczony ale tylko przez chwilę. - Taki krok jest brany pod uwagę. - potwierdził w końcu po chwili milczenia. - Jakie są dowody na istnienie zagrożenia zagrożenia biologicznego? - padło kolejne pytanie reporterki. - To standardowa procedura w tego typu wypadkach. - admirał odpowiedział uspokajającym tonem. - Ale zazwyczaj tego typu procedury przewidują kwarantannę na statkach lub bazach na orbicie. Czym się różni przypadek Yellow 14 od poprzednich? - Conti nie odpuszczała i dalej drążyła temat. Admirał lekko przesunął językiem po cienkich wargach. - Obecnie obawiamy się,że terroryści dodatkowo rozsiali zarodniki mikrobów. Czynią one straszne spustoszenie w narządach wewnętrznych. Nie jestem lekarzem ale raporty służb medycznych są alarmujące. Zainfekowany organizm wytwarza niespotykane przy innych chorobach nadciśnienie w żyłach i narządach. W ciężkich przypadkach może nawet doprowadzić do eksplozji przez co ciało wygląda na rozsadzone od środka. Ale jak mówię, mogłem coś pokręcić przy czytaniu tego raportu. W każdym razie chcielibyśmy zminimalizować ryzyko i uchronić od niego obywateli Federacji łącznie z załogami statków i baz na orbicie. Przy nieznanym środku biologicznym musimy być szczególnie ostrożni. Nikt przecież nie chce by ta straszna zaraza rozniosła się na resztę Sektora 11 czy nawet dalej prawda? - admirał tłumaczył uśmiechając się przepraszająco gdy wspominał o swojej niewiedzy na medyczne tematy. Był w końcu admirałem floty a nie lekarzem czy epidemiologiem. Pod koniec jednak spojrzał uważnie i bystro w obiektyw kamery. Zarazy były straszne i tak stare jak ludzkość. Tak samo jak strach przed nimi. Zarażonych ludzi czy miasto było szkoda ale gdy dochodziło do głosu “albo on albo ja” to ludzie z żalem lub bez ale z reguły stawiali na siebie i własny komfort, bezpieczeństwo czy przetrwanie. - A czy w pierwszej kolejności nie wypadałoby poinformować o tym mieszkańców Yellow 14? - zapytała reporterka unosząc do góry brew. Ale zanim admirał odpowiedział drzwi zewnętrzne szczeknęły, zgrzytnęły i o razu z zewnątrz wdarły się odgłosy wojny. Strzały, wybuchy, krzyki ludzi i skrzeki xenos.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-06-2017 o 19:05. |
27-06-2017, 07:33 | #150 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 23 - Newsy (34:00) (2/2) Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 3200 m do CH Green 5 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 2250 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 34:00; 60 + 180 + 60 min do CH Green 5 Czas: dzień 1; g 34:00; 60 + 60 min do CH Black 2 Green 4; Black 2, 7 i 8 - Proszę się przygotować wracamy na pole walki! - krzyknęła ostrzegawczo szatynka i przecisnęła się przez wciąż otwierające się drzwi. Odgłos wystrzałów stał sie wyraźniejszy a przed kamerą ukazał się krótki, prosty korytarz i początek schodów prowadzących gdzieś na górę. - Wracam do dolnego poziomu kluby “The Hell”. - powiedziała Conti przebiegając szybko przez korytarz i wbiegając na schody. Zaraz na ich szczycie widać było plecy trójki ludzi. Kucali lub stali za bardzo improwizowaną barykadą zrobioną pospiesznie z paru krzeseł i biurek. Dwaj mężczyźni z czego jeden o latynoskim typie urody, drugi wygolony prawie na zero i kobieta o czerwonych włosach. Ona jedna z tej grupki miała na szyi widoczną charakterystyczną Obrożę. - Co tu kurwa robisz?! Miałaś zapieprzać z resztą do schronu! Nie otwiera się?! - wygolony facet krzyknął ledwo odwracając głowę i znów skupił się na strzelaniu z karabinu. Na chwilę jego twarz na ekranie zamarła i ukazał się krótki podpis “kpr. CMC Johan Mahler - mechanik/saper”. Zaraz jednak twarz i ekran odzyskały ruch i barwy. - Są cali! Są już w schronie! Zostaliście tutaj tylko wy! - reporterka zdołała przekrzyczeć zgiełk walki. - Jeszcze nie! Czekamy na resztę! Zaraz tu będą! Kurwa za dużo ich dawaj granat! - żołnierz w latynoskim mundurze odkrzyknął prawie jednocześnie i do szatynki i do rudowłosej. Przy nim obraz zamarł i ukazał się podpis “kpr. Army Elenio Patinio - zwiadowca/droniarz”. Kobieta w obroży zaczęła wyjmować z przywieszki granat i tak zamarła na ekranie gdy go odbezpiecza “Parch Zoe Nash - saper/heavy; wyrok: 320 lat”. Niewielki pojemnik poszybował w pobliże jednej z kolumn i tam eksplodował rozbijając niewielkie ciała obcych istot o dziwnych insektopodobnych kształtach. Kamera złapała jednak ruch i w dalszej części pomieszczenia. Przez drzwi w przeciwległym krańcu sali wbiegła trójka ludzi w pancerzach i z bronią w ręku. Każda reprezentowała inny typ sprzętu. Jeden z mężczyzn miał w dłoniach miecz, drugi karabin wyborowy a kobieta miała charakterystyczną butlę miotacza ognia na plecach. - Są! - wydarli się prawie jednocześnie chyba wszyscy przy stołowej barykadzie. Mężczyzna z karabinem coś krzyczał ale przez harmider walki nie było słychać co dokładnie. Sam ustawił się frontem do drzwi przez które przebiegli i wycelował tam broń. Pozostała dwójka ustawiła się po bokach. Mężczyzna strzelił w głąb korytarza. Z głębi niego coś zaczęło dudnić i huczeć jakby nadbiegał jakiś golem. Facet ze snajperką strzelił ponownie. Mundurowi przy barykadzie zaczęli nawoływać i poganiać tamtych przy drzwiach. Zbliżający się huk zbliżał się aż okazał się być wybiegającym przez drzwi pancerzem wspomaganym z ciężką bronią. Ledwo przebiegł a kobieta zalała korytarz potokiem płynnego ognia ze swojej broni. Sytuacja wydawała się przez chwilę opanowana i cała czwórka ruszyła już w stronę barykady gdy sytuacja się pogorszyła. odbiegającą kobietę nagle trzasnęła w plecy rzucona albo wyrwana skądś krata. Kobieta zachwiała się i upadła na brzuch. Zaraz za kratą na podłodze wylądował jakiś stwór. Ale zdecydowanie większy od tych zabitych przed chwilą przez granat. Wylądował na chwile by zaraz odbić się od podłogi i poszybować ku mężczyźnie z karabinem wyborowym. Jego atak powalił go na posadzkę tuż obok przewalonej właśnie kobiety. Na nogach utrzymali się jeszcze tylko ten pancerz wspomagany i człowiek z mieczem. Zdołali akurat wyhamować i odwrócić się do nowego przeciwnika. Ale wtedy z korytarza wskoczył następny. Podobnie odbił się od ziemi i skoczył na stalowego giganta. Impet uderzenia był tak duży, że metalowy rycerz zachwiał się i cofnął. Gdyby nie trzasnął plecami o kolumnę pewnie też upadłby na posadzkę. Ostatni z wielkich potworów skoczył z sufitu atakując trójkę ludzi za barykadą przez co nie mogli wesprzeć tych przy drzwiach. Kamera szalała próbując uchwycić jak najwięcej z obydwu ognisk walk ale skupiała się na tej bliższej. Potwór o kłapiących szczękach mimo licznych trafień i zostawiając za sobą szlak żółtej posoki na posadzce i zabitych ciałach i pomniejszych xenos i ludzi błyskawicznie znalazł się na barykadzie rozbijając ją w pył. Zdołał chlasnąć łapami i ogonem ale musiał być już śmiertelnie ranny bo przewalił się na górę schodów a gdy trójka ludzi wciąż strzelając upewniła się, że już po nim zsunął się po schodach na sam dół. W tym czasie druga grupka wciąż jeszcze walczyła. Mężczyzna z mieczem zdołał dojść do tego powalonego na ziemię i ciąć nim zajętą bestię. Kamera zamarła tak samo jak twarz młodego mężczyzny. Za to pojawił się napis “Parch dr. Jacob Horst - medyk/HQ; wyrok 260 lat”. - Strzelaj! Wytrzymam! - doszło głuche dudnienie głośnika operatora ciężkiego pancerza wspomaganego przyszpilonego przez monstrum do kolumny gdzie pancerną pięścią i zasłaniając się działkiem z trudem odpierał ataki monstrum. Obraz znieruchomiał gdy olbrzym zasłaniał się przed pyskiem bestii swoim działkiem a drugą mocował się z jej łapą. Liczne odnóża potwora dalej pozwalały mu próbować szarpać i rozrywać brzuch przeciwnika. “Parch Hektor Ortega Navarro - heavy/pao; wyrok: wielokrotne dożywocie”. Krzyczał do postaci kobiety która na jego słowa pociągnęła za spust swojej broni i ta plunęła ogniem oblepiając obydwu przeciwników. Kobieta w ciężkim pancerzu szturmowym i o latynoskich rysach też zamarła na zdjęciu ozdobionym krótką informacją “Parch Chelsey L.Diaz - heavy/mechanik; wyrok 2878 lat”. Ruch powrócił do oka kamery. Płonąca sylwetka i człowieka w pancerzu wspomaganym i potwora zlały się w jedno. Bestia ryczała wściekle ale teraz ogień najwyraźniej mniej szkodził człowiekowi niż jej bowiem ten wreszcie uwolnił się od niej rzucając na ziemię i rozgniatając łeb pancerny buciorem. Wspólnie już pokonali drugiego potwora uwalniając od niego ostatniego członka z tej grupy. “cpo ATT “Raptor” Karl Hollyard - marksman/driver”. Cała czwórka biegła w stronę rozwalonej barykady osłaniana przez stojącą przy jej resztkach trójkę. Z sufitu i bocznych kierunków wybiegały kolejne poczwary choć już mniejszych kalibrów. Obydwie grupy połączyły się w jedną. Został jeszcze ostatni wysiłek przebiec przez schody, poczekać aż drzwi schronu ponownie się otworzą, wszyscy znajdą się w środku i wreszcie drzwi z mozołem się zamknął. Wtedy jeszcze wybić te małe xenos które zdołały dostać się do środka i odczekać aż śluza zdezynfekuje swoje wnętrze. *** Zdawałoby się wieki potem znaleźli się po tej wewnętrznej, właściwej stronie drzwi. Gdy grupka gości przeszła przez nie i znalazła się w schronie wyglądali beznadziejnie. Wszyscy byli brudni, uwalani czerwonymi smugami i zaciekami krwi ludzkiej i żółtymi po xenos. Ich pancerze były postrzępione, powyginane, postrzelane i popalone. Wszyscy milczeli i wszystkich tak samo suszyło pragnienie. Manierki albo mieli puste albo właśnie je wykańczali. Wszyscy podobnie bezwładnie opadli na ziemię lub opierali się plecami o ścianę ciężko dysząc i nie mając siły się odezwać. Na przeciw nich stali ci sami dwaj ochroniarze których i Black 2 i 7 zdołali poznać nieco wcześniej. Karp i Igor. Oni jednak też spoglądali na gości i chyba nie mieli pomysłu co można by w tej sytuacji powiedzieć. Głos zaczął wracać gdy oddech zaczął im wracać. Wspomógł ich też dzbanek herbaty jaki mieli przy sobie ochroniarze a bez pytania zarekwirował go Hollyard. Poza siłami fizycznymi i psychicznymi ostatnie starcie wyczerpało także ich zasoby. I ładownice i przywieszki coraz powszechniej świeciły pustkami. A najbliższa zbrojownia Parchów znajdowała się o ponad 2 km stąd. Obroże dały też znać, że na powierzchni właśnie zaczął się ostrzał artyleryjski. Pociski miały spać na tą okolicę za 60 sekund. - To wy jesteście do ruchania? - pierwszy odezwał się Ortega chyba patrząc swoim hełmem z lustrzaną szybką na dwóch ochroniarzy. Ci nagle wytrzeszczył oczy w zdumieniu i zaraz potem szybko zaczęli się cofać pod ścianę by mieć ją za plecami. - Nie no coś ty! To tam! Kociaki, dziewczynki, focze są tam! - zapewnił błyskawicznie Karp równie gwałtownie machając ręką w głąb korytarza prowadzącego do schronu. - No! - sapnął groźnie Black 7 unosząc pancerny paluch do góry w geście ostrzeżenia. - Bo miały być focze a nie kaszaloty. - burknął pod nosem i ruszył w głąb tunelu. Zresztą innej drogi poza bramą śluzy stąd nie było. Za nim ruszyła reszta grupy a Conti nagle odkryła, że już nie nadaje na żywo. Właściwie to nagle w ogóle nie ma łączności ze studiem a przecież łapała sygnał tutaj! - Przykro mi ale nie udało nam się nawiązać łączności z Olimpią. Gorąco trzymamy kciuki by naszej koleżance udało się przezwyciężyć te chwilowe trudności. A teraz przechodzimy do wiadomości sportowych. - powiedział w studio Simon kończąc audycję i oddając głos do studia sportowego. Sfrustrowana dziennikarka pokazała zaś coś co zdołała odebrać i nadać przed utratą łączności. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; parter do Seres Laboratory; CH Black 2 Czas: dzień 1; g 34:00; 60 + 60 min do CH Black 2 Black 4, 6 i 0 Parter. Zaczęli bieg od parteru, tego rozsypującego się od kolejnych uderzeń potwora zza ściany parteru. 1-sze piętro. Black 4 zatrzymał się by użyć detonatora. Ściana piętro niżej już i tak była bliska rozsypania się. Wcisnął przycisk i na dole zagrzmiała eksplozja. Podmuch cisnął odłamkami oraz chmurą dymu i pyłu także i w górę klatki schodowej, w ten naturalny komin. Całą klatkę spowił momentalnie kurz i dym ograniczając pole widzenia do kilku kroków. Trójką ludzi zachwiało od podmuchu ale zdołali utrzymać się na nogach. Teraz prawie po omacku, ciężko dysząc od dymu, kurzu i przygniatającego ciężaru ekwipunku dalej wbiegali na kolejne stopnie. 2-gie i 3-cię piętro przebiegli spokojnie nie licząc wszędobylskiego wścibskiego pyłu. Z dołu dochodziły tylko odgłosy wciąż spadających kolejnych fragmentów gruzu ale poza tym nic. Przynajmniej przez te dzwonienie w uszach nie słyszeli nic więcej. Zmieniło się to gdy Black 6 i 0 dobiegli na 4-te piętro a ich zwiadowca był prawie o piętro niżej. Wtedy znów usłyszeli z dołu skrzeki pogoni. Zyskali trochę czasu ale nie pozbyli się jej całkowicie. Gdy dobiegali do piątego piętra i wyjścia na dach, pościg był o wiele szybszy od nich i gdy pierwsza dwójka wybiegła na dach na słuch xenos musiały już deptać Graeffowi po piętach. Gdy ten jako ostatni wybiegał przez drzwi i udało im się je zatrzasnąć, krztuszący się z suchego wysiłku i kurzu oddech później o drzwi uderzyły pierwsze kły i szpony. Drzwi były zwykłe więc ponownie nie mogły obcych zatrzymać na zbyt długo. Z dobrych wieści o kilkanaście kroków od nich była kapsuła ze sprzętem. Udało im się do niej dotrzeć choć bez celu jakim było przyprowadzenie na dach dwójki poszukiwanych medyków. Mimo więc, że odległość pokazywana przez Obrożę spadła do 0 m stoper nadal odmierzał sekundy. Obecnie zostało im ich prawie równo na 60 min plus jeszcze godzina czasu rezerwowego. W chwili gdy kapsuła rozpoznała Obroże i otwarła swoje wnętrze dla Parchów nastąpił koniec dobrych wieści. Ze złych wieści było to, że droga jaką tu przybyli w tej chwili była odcięta przez nieznaną liczbę nieznanych xenos. Nadal dobijały się do drzwi i w ciągu kilkunastu czy kilkudziesięciu sekund pewnie je sforsują tak jak i poprzednie. Sądząc po odgłosach musiały też zasuwać po ścianach pnąc się ku dachowi choć jeszcze nie było ich widać też w końcu musiały się pojawić raczej prędzej niż później. Prócz tego znanego zagrożenia pojawiło się także i te już zapowiadane a wreszcie nadchodzące. Obroża poinformowała Parchy, że właśnie odpalono pierwszą salwę artyleryjską. Z dachu laboratorium słychać było wrzaski nadciągającej hordy obcych. Wszystko co do tej pory słyszała na tym księżycu trójka ludzi nie mogło się równać z rykiem nadbiegającej hordy. Nadal skrytej przez otaczającą laboratorium dżunglę ale na pewno liczniejsza niż jakiekolwiek widziane dotąd stado. Trzewia kapsuły stały otworem ale grzebanie w niej zajmowało czas. Czas zajmowało też dotarcie do jakiegokolwiek schronienia przed jednym i drugim zagrożeniem. Przed nawałą można było stosować zasadę, że im głębiej tym lepiej. Najbliższym schronieniem wydawały się piwnice albo i schrony pod budynkiem laboratorium. Ale od nich dzieliło ich te kilka poziomów jakie właśnie przebiegli. Czas uciekał. Stoper pokazywał czas jaki przewidywał do uderzenia pocisków w tą okolicę. 60 s… 59 s… 58 s...
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-06-2017 o 19:06. |