Czasem się zastanawiam, jak to możliwe, że Yut nie stracił jeszcze we mnie wiary, a wręcz pokłada we mnie dziwnie dużo nadziei. Nawet ja się temu dziwię, a może bardziej niż inni.
ZatrzymujÄ™ Yuta na chwilÄ™.
- Chwila, Yut - po raz kolejny studzę mu nadmiar zapału. - Mówię poważnie. Niech ktoś szkicuje na szybko mapę albo porządnie zapamięta drogę do wyjścia. Też uważam, że ktoś tutaj jest poza nami w tej piramidzie, a jak zaznaczymy znaczki na murach, to ktoś przy nich zmajstruje.
Nie rozumiem, czemu Yut mnie przepuszcza przodem. Nigdy nie byłam wcześniej w tej piramidzie, nie wiem, gdzieś pójść. Ale pójdę, przecież nie jestem cykorem.
- Żeby nie było, Yut. Pierwszy raz jestem w tej piramidzie - nie wspominając o tym, że żaden ze mnie jebany tybetański mnich, ale daję znak, że każdy za mną idzie na własną odpowiedzialność. Orka mam w dupie. Jak ma peniać z powodu mojego towarzystwa, to niech sobie idzie gdzie chce albo wraca. Droga wolna.
Ja wchodzę do kolejnego wejścia z We.
- Nie czuję się jakoś inaczej niż zazwyczaj - oznajmiam szefowi, że ze mną jest git i nie trafił mnie żaden urok, a przynajmniej nie mam takiego wrażenia, żeby ktoś coś na mnie rzucił. - chociaż może czegoś nie załapałam albo nie zauważyłam? - spoglądam uważniej na szefa. Może rozwinie się bardziej, o co mu chodziło. - Chodzi ci o to, że wymierzyłam ostrze w gardło Orka?
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |