Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2017, 07:55   #38
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zatem stało się, tajemnica ujrzała światło lamp. Pomyśleć by można, że to powinno przynieść ulgę, jednak z ust Jess nie wydobyło się westchnienie które by je ogłaszało światu, a jęk. Jęk, bowiem kolejne wydarzenia niosły ze sobą kolejne strachy. Zupełnie jakby te minuty spędzone na nerwowym oczekiwaniu, ten zimny strumień potu spływający w dół kręgosłupa, ten przyspieszony oddech i szalone bicie serca, nie były wystarczające. Jakby zmuszenie ciała by stało się narzędziem, latarką odkrywającą kryjące się w mroku potwory, nie było satysfakcjonujące dla podłego losu. Nie, on musiał jej odebrać także tą jedyną rzecz, która trzymała ją w kupie. Odebrać jej obecność Lestera, a wraz z nią całe bezpieczeństwo, pewność siebie i silną wolę, dzięki której była w stanie stawić czoła temu wszystkiemu. I jasne, braciszek gdzieś tam był, zdążając na pomoc Simonowi, tyle że był tam, w mroku nocy, w miejscu które przerażało ją ponad wszystko. Był na zewnątrz.
Stojąc przy drzwiach, mając pod nogami matkę i córkę, kurczowo obejmujące się nawzajem dla dodania sobie otuchy, dla zapewnienia bezpieczeństwa i poczucia bliskości tak potrzebnych w trudnych chwilach, Jessica poczuła że drży. Drżała jej dłoń, trzymająca rewolwer. Drżała i druga, ta która uwolniła te dwie latynoski z ich więzienia, w którym przecież sama je zamknęła. Drżały jej nogi, próbujące utrzymać równie drżący korpus. W końcu drżały usta, próbując powstrzymać cisnący się na nie krzyk. Oczy, te okna duszy, wpatrzone były w rozbite resztki innego okna. Tego, za którym zniknął Lester. Nie widziały nic innego, podobnie jak i umysł nie był w stanie skupić się na niczym innym poza świadomością tego, że jedyne osoby, na których jej zależało, były tam gdzie czaiły się potwory z jej koszmarów. Ona zaś była sama. Sama wśród ludzi, których nie znała i którzy nie byli w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa. Nie takiego, jakie zapewniali jej bracia Thorne.
- Lest? Simon? - Szept jedynie opuścił jej usta, bowiem nic głośniejszego nie było w stanie przedostać się przez zaciśnięte gardło. Mięsień za mięśniem zmusiła ciało do ruchu. Ignorując leżącą na podłodze parę, ignorując tych, których miała za plecami, a którzy pewnie nadal mierzyli w jej kierunku ze swoich gnatów, ruszyła w stronę tego, co sprawiało że miała ochotę skulić się w kącie pokoju i objąć swoją cenną latarkę jak ta mała dziewczynka obejmowała swoją matkę. Krok po kroku zbliżała się do okna. Niczym ćma zahipnotyzowana światłem, lgnie do swej zguby, tak i ją wabiło to, co znajdowało się teraz w ciemności. Strach, niepokój, troska i wychylająca swój paskudny pysk panika, targały jej umysłem. Nie mogła ich jednak tak zostawić. Byli przecież jej rodziną, jej jedyną rodziną. Lester i Simon byli dla niej wszystkim i była gotowa zaryzykować stanięcie oko w oko z koszmarami byle ich nie stracić.
- Lest?! - Tym razem jej zawołanie było głośniejsze, zdradzające wszystkie uczucia, które zniknięcie braciszka w niej wzbudzało. - Simon?! - Także i to imię niosło ze sobą dawkę niepokoju zdolną powalić na kolana. Za dużo było tych nerwów, tej niewiedzy i tego strachu by mogła panować nad sobą w stopniu wystarczającym by modulować głos tak, żeby nie zdradzać swych słabości. Nic ją to jednak nie obchodziło że poza braćmi ktoś jeszcze słyszał te rozrywające ją od środka emocje. Równie dobrze mogłaby być sama w tym splamionym krwią pokoju i równie dobrze mogłaby teraz stać na krawędzi przepaści. Okno, mrok czający się za nim, były bowiem taką właśnie krawędzią i przepaścią. Ona zaś właśnie poważnie rozważała zrobienie kroku do przodu.

Jess przeszła nad młodszą i starszą Latynoską a potem prawie dobiegła do rozbitego i ziejącego czernią nocy okna. Zatrzymała się przy nim i wyjrzała na zewnątrz. Mimo ciemności dostrzegła szamoczącą się kilkanaście kroków od okna grupkę. Rozpoznawała olbrzymią sylwetkę Lestera który właśnie tam chyba dobiegł. Rozpoznawała ale to już po głosie, że jedna z pozostałych dwóch większych to Simon. Trzeciej nie była pewna ale chyba jakiś facet. Najbardziej żwawa była jednak najmniejsza sylwetka. Wyglądało jakby szarpała się z tą trójką dorosłych mężczyzn i ci wyraźnie byli zdumieni, zaskoczeni i zdezorientowani ta szarpaniną. Lester chyba się właśnie zamachnął czy kopnął tą mniejsza sylwetkę bo odleciała kilka kroków. Przez moment trójka mężczyzn zamarła jakby niepewna co teraz się stanie.

Chciała odetchnąć z ulgi ale oddech ten uwiązł jej w gardle. Skojarzenie kto jest kto nie było trudne. Trzecią osobą musiał być lekarz po którego pobiegł Simon, a mniejszą sylwetką chłopak, który uciekł z pokoju dewastując okno. Biorąc pod uwagę stan matki i córki, musiał być w stanie jakiegoś szału, który sprawiał że atakował każdego napotkanego. Nic zatem dziwnego że Lest posłał małego na ziemię, jednak… To w sumie wciąż było dziecko i… Jednak nie miała zamiaru oceniać postępowania brata, tym bardziej że cała ta sytuacja wciąż była jednym wielkim, niewyjaśnionym chaosem. Wciąż też Jess stała przed wyborem czy podążyć za Lestatem, czego pragnęło serce, czy też zostać w pokoju co podpowiadał umysł. W pokoju bowiem była bezpieczna, a przynajmniej bezpieczniejsza niż tam, w mroku nocy, gdzie czaiły się potwory. Tyle że to właśnie tam znajdowała się jej rodzina, a ona powinna przecież być z nimi.
- Cholera - mruknęła pod nosem. Szybko wciągnęła na siebie spodnie i zarzuciła płaszcz, zostawiając mokry szlafrok, koszulkę i bieliznę na podłodze. Potrzebowała wolnej ręki żeby przejść przez futrynę okna bez pocięcia się o sterczące resztki szyby. Zapięcie płaszcza na jeden guzik wystarczyło by zakryć piersi w sposób wystarczający, a przynajmniej tak się jej wydawało. No i kto by się tam przyzwoitością przejmował w takiej chwili? Mrucząc pod nosem przekleństwa, głównie dla dodania sobie odwagi a nie z faktycznej złości, podjęła próbę dotarcia do braciszków. Próbę, której trudność wcale nie leżała w przeskoczeniu framugi, a w tym pierwszym kroku poza plamę światła wydobywającego się z pokoju. Jej nerwy były napięte do granic możliwości, a może nawet owe granice już przekroczyły. Jej spojrzenie rozbiegane, szukające zagrożenia w każdym, nawet cichym szmerze. Nie mogła jednak zostać z tyłu, sama. Stojąc przed takim wyborem, ciemność musiała ulec, chociaż walczyła dzielnie o to, by pogrążyć swoją ofiarę w odmętach strachu. W jego unieruchamiającym imadle. Czego się jednak nie robiło dla rodzinki…

W miarę jak Jess zbliżała się do grupki sytuacja wydawała się jednocześnie i się przejaśniać i zaciemniać. Rozjaśniać bo z każdym krokiem dostrzegała coraz więcej detali. Już widziała, że pierwsza dedukcja i rozpoznanie okazało się słuszne. Była cała czwórka. Obaj bracia Thorne, ten stary doktor no i ten latynoski dzieciak. Tyle, że to co widziała łamało bardzo wiele zasad jakie znała rusznikarka.

Trzaśnięty przez Lestera dzieciak poleciał na ziemię. I tam powinien pozostać. W końcu Lester do ułomków się nie zaliczał a i bić się umiał więc jak dorosłego trzepnął to potrafiło go to powalić a dzieciaka to chyba by mogło nawet nieźle połamać. A tu nie. Dzieciak zerwał się jakby starszy Thorne bawił się w markowanie ciosów. Rzucił się na Lestera, Simona i doktora. Jeden nieuzbrojony dzieciak rzucił się na trzech dorosłych mężczyzn! To było… No aż ciężko było to Jess do czegoś porównać.

Co więcej ta trójka najwyraźniej miała kłopoty z pacyfikacją tego chłopca. Ciężar uderzenia na siebie przyjął Lester ale z wyraźną trudnością, pomimo różnicy w masie między nimi, siłował się z chłopcem. Więc dołączył do niego Simon a w końcu i doktor. We trzech dopiero zdołali zapanować nad młodzieńcem. - Dawajcie go do środka! Do światła! Trzeba go unieruchomić! - doktor próbował przekrzyczeć szamotaninę i jednocześnie pomagał szarpać chłopca z powrotem w kierunku gospody.

- Jess! Znajdź coś by go związać! - krzyknął do siostry jej najstarszy brat. Trójka mężczyzn zdobyła przewagę nad chłopcem i ciągnęła go w stronę gospody. Jednak jeśli chłopak dalej by się tak wyrywał to jasne było, że bez sznura czy czegoś podobnego spacyfikować go będzie bardzo trudno.

Łatwiej było powiedzieć niż zrobić, szczególnie biorąc pod uwagę to, że ledwie dawała radę myśleć w miarę jasno i trzymać swój strach pod kontrolą. Cokolwiek wstąpiło w dzieciaka, było… Dziwne, niewytłumaczalne i nad wyraz niepokojące. Sytuacja, w której czterech dorosłych mężczyzn, w tym ktoś taki jak Lest, nie było w stanie opanować dzieciaka, była zwyczajnie nienaturalna. Dziecko nie powinno mieć takiej siły, szczególnie dziecko, które dopiero co leżało niemal bez życia, a teraz próbowało przeprowadzić ambush na stojących mu na drodze ludziach. Tylko czy na pewno stali mu na drodze, czy po prostu tylko stali, byli, istnieli? Jeżeli to drugie to na myśl przychodziło jej jedynie dzikie, oszalałe zwierzę, które wyrwane z klatki rzuca się na pierwszą napotkaną osobę. Głodne zwierzę, ranne zwierzę, ale przecież nie dziecko. Nie radząc sobie z implikacjami takiego stanu rzeczy, wybrała to, co było otoczone kokonem racjonalności. Znaleźć coś do związania. Niby proste zadanie bo wystarczyło dorwać się do jakiejś liny czy sznura czy też łańcucha. Tyle tylko, że nic takiego nie miała akurat pod ręką więc zrobiła jedyną rozsądną rzecz i biegiem zawróciła z powrotem w objęcia zbawczego światła. Nie chcąc ryzykować pocięcia się odłamkami, wybrała drzwi do baru i już od progu zawołała.
- Lina! Dajcie jakąś linę albo sznur. Kajdanki lub łańcuch też mogą być - dodała, zdając się na doświadczenie płynące z lat spędzonych z braciszkami i tych licznych przesłuchaniach, które Lest lubił urządzać. Tyle tylko, że nie była pewna czy tym razem stosowane zwykle środki wystarczą by utrzymać młodego latynosa na miejscu.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline