Najwidoczniej humor torilskiego kupca tego wieczoru nie miał granic, albo te granice były gdzieś bardzo daleko. Ku zdumieniu chyba wszystkich, Hamadrio wzniósł kielich i przepił do najemników.
-
Samo przebywanie ze mną zrobiło z was wyśmienitych handlarzy - siedzący obok Halbart ryknął śmiechem, pozostali przysłuchiwali się uważnie. -
Cóż za sztuka negocjacji! Wiele by się można było od was nauczyć. Chcecie dziewięć? Nic z tego! Niech mnie kutas Berholia połechcze, żebym tyle dał. Dziesięć! Dam Wam dziesięć escudo. Florena za dzień pracy. Zadowoleni?
Szczegóły dalszej podróży o jakie wołał Ghaga były nad wyraz proste a Hamadrio nie zamierzał też zbyt wiele ujawniać. Mieli pojechać traktem w stronę leżącego już w Sułtanacie Anabazyjskim miasta Senesh. Gdzieś w pobliżu granicy Hamadrio zaplanował spotkanie z rusanamańskim kupcem, od którego za zarobione na sprzedaży niewolników złoto miał kupić jakąś tajemniczą przesyłkę. Potem mieli skierować się na południe, nad Zatokę Baidarską, wsiąść na czekający już okręt i popłynąć do leżącego na południowo-zachodnim wybrzeżu Dierro portu Andalga.
Rankiem, nim jeszcze miasto ożyło i zbudziło się do życia po nocnej hulance, karawana Hamadrio, w okrojonym składzie wyjeżdżała przez Rusanamańską Bramę. Okrojony skład oznaczał, że Herluff, najciężej ranny w starciu z uzko pozostał w Kias, podobnie jak większość wozów i wozaków. Kupiec zabrał ze sobą tylko swój wehikuł i jeden lekki pojazd. Twierdził, że reszta nie będzie potrzebna.
Znów padało, ale było już cieplej, a zza chmur chwilami wychylało się słońce. Trakt wiódł w niewielkiej odległości od brzegu i wiatr przynosił zapach morskiej wody, targając włosy i końskie grzywy, na których osadzał się słony osad. Tempo było dobre, droga prosta i spokojna, Hamadrio w doskonałym humorze. Żyć nie umierać - najemnicy zadowoleni z prostej roboty podśpiewywali sobie i przerzucali się nieobyczajnymi żartami. Tylko Umberto, wciąż w bandażach nie podzielał ogólnej wesołości - jechał ponury, rzucając wrogie spojrzenia wszystkim naokoło.
Podczas południowego posiłku, ranny najemnik nie zasiadł ze swoimi kompanami, jak to miał w zwyczaju. Usadowił się nieopodal Ianusa i Cedmona. Gdy uznał, że nikt z jego starych kompanów nie patrzy, dał znak aby Thoer i Gmanagh podeszli do niego.