10-06-2017, 16:40 | #81 |
Administrator Reputacja: 1 | Cedmon był pełen podziwu dla działań Ianusa, równocześnie był pewien, że sam nie posunąłby się tak daleko w obronie kogokolwiek. Gdyby w dłoni miał solidny topór, to może by spróbował ręcznie włączyć się do starcia, ale z szablą? To nie miałoby sensu. Przesunął się tak, by kompan nie przeszkadzał mu w celowaniu, po czym strzelił do niedźwiedzia. - Kamieniami w bestię! - zawtórował Ianusowi. - Czym kto ma! Rzucać! |
11-06-2017, 23:31 | #82 |
Reputacja: 1 | Nic nie szło tak, jak powinno... Drugi strzał w kierunku niedźwiedzia był niecelny. Wystrzelona przez Cedmona strzała minęła rozwścieczone zwierzę i zrykoszetowała o ścianę domu po przeciwnej stronie ulicy, odłupując kawałek tynku. Accipiter tracił grunt pod nogami. Potężne, masywne zwierzę po drugiej stronie drąga przewyższało Thoera siłą i stabilnością. Drąg trzeszczał, podeszwy sandałów legionisty ślizgały się w błocie, a Umberto, mimo iż z przerażenia niemal wytrzeźwiał, nie był w stanie dobyć znajdującego się za pasem Ianusa miecza. W końcu drąg trzasnął, posyłając we wszystkie strony chmurę drzazg i odłamków. Jeden z nich wbił się w ramię Ianusa. Kilka innych utkwiło w torsie, szyi i pysku bestii. Pozbawiony oparcia niedźwiedź runął na cztery łapy, tuż przed czołgającym się torilskim najemnikiem. Thoer wylądował w błocie kilka kroków z tyłu. Nikt z widzów nie zareagował na krzyki i prośby o pomoc. Wszyscy przyglądali się z zapartym tchem, wydając tylko głośne, chóralne "ochy" i "achy". Niechybnie cała sytuacja zakończyłaby się źle, a nawet tragicznie, gdyby nie nadbiegający oddział gwardzistów gubernatora Almundo da Quarreiry. Ci uzbrojeni w kusze i włócznie żołnierze, najpierw dali salwę w kierunku bestii, która trafiona bełtami natychmiast spokorniała, a dokończyli kłując ją nieubłaganie, do momentu, aż wyzionęła ducha i znieruchomiała. - Odnajdźcie właściciela tego niedźwiedzia, zakujcie w łańcuchy i odstawcie do zamku. Odpowie za swoją niefrasobliwość - wydał polecenia kapitan gwardzistów. Potem zwrócił się do najemników. - Dobrzeście stawali, ale i tak uważam, że walka z niedźwiedziem była głupotą. Trzeba było uciekać. Już wieczorem wszyscy stawili się na spotkanie z Hamdrio. Grubas był bardzo kontent, czemu dawał wyraz częstując wszystkich doskonałym winem i smakołykami. Najwyraźniej transakcje poszły po jego myśli, niewolnicy przynieśli spodziewany zysk. - Wywiązaliście się ze swojego zadania, chociaż nie obyło się bez nieporozumień - wymownie spojrzał na Zahiję, wciskając do ust napęczniałe od soku winogrono. - I ja się wywiążę z umowy, płacąc wam należną kwotę i dorzucając coś od siebie. Dzisiejszy dzień przyniósł mi, dzięki hojności Querco spory dochód. Sprzedałem wszystkich niewolników, dokonałem korzystnych transakcji i nawiązałem nowe znajomości, wielce obiecujące... Halbart wyjął ze skrzynki pękatą sakwę, wypełnioną monetami. Wysypał na stół jej zawartość i rozdzielił na kupki. Potem przesunął je tak, że przed każdym z najemników znalazła się jego wypłata. Najemnicy ze starej gwardii pochowali pieniądze, nawet nie licząc. Potem jeden przez drugiego wznosili toasty na cześć Pana Hamadrio i jego szczodrości. - A teraz ostatnia sprawa - Hamadrio zwrócił się do Enki, Zahiji, Cedmona, Ianusa, Mumamby i Khazry. - Jako, że zadowolony jestem z waszych usług, chciałbym was nająć jeszcze raz. Tym razem na podróż w stronę Senesh. Nadal potrzebuję wzmocnionej obstawy i tak, jak mówiłem przy naszym pierwszym spotkaniu, gotowy jestem zapłacić sześć escudo za każdy dzień podróży. Liczę, że się zgodzicie - zakończył przyjaźnie, a w jego oku pojawił się błysk. |
12-06-2017, 10:02 | #83 |
Administrator Reputacja: 1 | Rację mieli gwardziści, co do niedźwiedzia, ale była też i inna racja - nie można było zostawić Umberta w potrzebie. - Świetna robota, Ianusie - Cedmon pochwalił kompana. - Warta co najmniej kielicha wina. Zapraszam. * * * Cedmon bez liczenia zgarnął stosik monet, a gdy Hamadriado skończył mówić odezwał się jako pierwszy. - Mi to odpowiada - oświadczył. |
12-06-2017, 23:16 | #84 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05! Ostatnio edytowane przez Autumm : 12-06-2017 o 23:19. |
14-06-2017, 15:27 | #85 |
Reputacja: 1 | Święto Żebraków minęło Mumambie na tym, co najbardziej sobie cenił - na spokoju, niespiesznych spacerach i spontanicznych wizytach w ciemnych zakątkach uliczek, gdzie oddawał się pasji obstawiania co bardziej krwawych "sportów". Znów spał w zapyziałej karczmie, gdzie mlaskał zimne ziemniaki z omastą, popijając wszystko cienkim sikaczem, dla oszczędności zapewne wymieszanym ze wczorajszą deszczówką. Chłodny, wilgotny pokój dodawał jedynie harmonii staremu wojownikowi i pozwalał zagłębić się w wieczornej modlitwie, która poskutkowała głębokim i dobitnie relaksującym snem. Następnego dnia wieczorem, delikatnie tylko częstując się podanym przez kupca jadłem, słuchał uważnie jego słów, lecz był całkiem obojętny na przechwałki i sukcesy chorobliwie otyłego mężczyzny. Czekał jedynie na brzdęk świecących monet, a kiedy pracodawca podsunął każdemu z nich kupkę należności, zgarnął je szybko, wzrokiem objął jedynie całą ich liczbę, po czym wpakował je pospiesznie w kiermany. Mimo całego obrzydzenia jakie biło od Hamadrio, Mumamba cenił go za rzetelność, dotrzymanie danego słowa i sowitą wypłatę. - Moja szabla to twoja szabla kupcze. - skinął głową i beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w grubego handlarza. - Szczegóły - rzekł na koniec twardo, nie spuszczając z pracodawcy bystrych oczu. |
14-06-2017, 17:47 | #86 |
Reputacja: 1 | Na wzmiankę o "nieporozumieniach" Zahija zaśmiała się niskim upiornym głosem, zupełnie jakby Hamadrio zaserwował im przedni dowcip, który ona jedynie pojęła. Przenosiła wzrok z jednego najemnika na drugiego a wyraz jej oczu zdradzał nieprzemożne zdziwienie, że nikt inny nie złapał dowcipu i tylko ona się śmieje. - Nie-po-ro-zu-mie-nie - powtórzyła sylabami a potem nałożyła dłoń na chustę w miejscu gdzie skrywały się jej usta by ostatecznie uciąć chichot. Każdy po kolei deklarował swoją pełną chęć by brać dalszy udział w wyprawie. Gdy zaległa cisza wiedźma spojrzała na kupca. - Oni mogą iść za sześć escudo. Ja pójdę za osiem. Jestem stratna dwadzieścia za poprzedni kurs, muszę odrobić choć częściowo uszczerbek. Poza tym to premia bym przymykała oko na rzeczy, które są sprzeczne z naukami Najwyższego Proroka. Możesz oczywiście panie, jeśli masz czas, szukać innego czarownika. Albo podróżować bez żadnego, ale każdy doświadczony podróżny wie, że lepiej zabierać z sobą kogoś kto mówi językiem magii. |
14-06-2017, 20:06 | #87 |
Reputacja: 1 | - Językiem bezeceństwa, niegodziwie wymierzonym w honorową i uczciwą walkę - prawie przerwał wypowiedź Zahii, posługując się językiem nad wyraz sprawnie, patrząc jednakowym wzrokiem na milczącego kupca. Po krótkiej chwili przeniósł spojrzenie na magiczkę, posyłając jej zagadkowy uśmiech, lecz jego oczy pozostały bez wyrazu. Co mógł oznaczać ten grymas? Kpinę? pogardę? dziwną życzliwość? Sam jeden Mumamba raczył wiedzieć. - Ty nie musisz jechać z wojownicy - kontynuował suchym, charakterystycznym dla jego ludu tonem. - 'Ukryta kobieta' to pech dla podróży. W mój kraj wasz człek to wolny człek. Urodę calutki swój pokazując, choćby i brzydki jak bezgwiezdna noc. Walcząc ramię w ramię z tajemniczą, bez twarzy siostrą - kpina! Ty nie wstydzi się twarz, ty pokaże co pod chustą ma, a Mumamba porządnym kompanem być i za tobą, choć żeś magiczka, niechybnie wstawi się i za dwanaście nawet ezskudo. Szorstki uśmiech nie zszedł z jego twarzy. Skamieniałe lico wojownika utkwiło czarnych oczu wzrok w ślepiach czarodziejki. Małpi żart? prowokacja? Figlarnego Rugug jeno pytać. |
19-06-2017, 00:39 | #88 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
19-06-2017, 23:34 | #89 |
Reputacja: 1 | Najwidoczniej humor torilskiego kupca tego wieczoru nie miał granic, albo te granice były gdzieś bardzo daleko. Ku zdumieniu chyba wszystkich, Hamadrio wzniósł kielich i przepił do najemników. - Samo przebywanie ze mną zrobiło z was wyśmienitych handlarzy - siedzący obok Halbart ryknął śmiechem, pozostali przysłuchiwali się uważnie. - Cóż za sztuka negocjacji! Wiele by się można było od was nauczyć. Chcecie dziewięć? Nic z tego! Niech mnie kutas Berholia połechcze, żebym tyle dał. Dziesięć! Dam Wam dziesięć escudo. Florena za dzień pracy. Zadowoleni? Szczegóły dalszej podróży o jakie wołał Ghaga były nad wyraz proste a Hamadrio nie zamierzał też zbyt wiele ujawniać. Mieli pojechać traktem w stronę leżącego już w Sułtanacie Anabazyjskim miasta Senesh. Gdzieś w pobliżu granicy Hamadrio zaplanował spotkanie z rusanamańskim kupcem, od którego za zarobione na sprzedaży niewolników złoto miał kupić jakąś tajemniczą przesyłkę. Potem mieli skierować się na południe, nad Zatokę Baidarską, wsiąść na czekający już okręt i popłynąć do leżącego na południowo-zachodnim wybrzeżu Dierro portu Andalga. Rankiem, nim jeszcze miasto ożyło i zbudziło się do życia po nocnej hulance, karawana Hamadrio, w okrojonym składzie wyjeżdżała przez Rusanamańską Bramę. Okrojony skład oznaczał, że Herluff, najciężej ranny w starciu z uzko pozostał w Kias, podobnie jak większość wozów i wozaków. Kupiec zabrał ze sobą tylko swój wehikuł i jeden lekki pojazd. Twierdził, że reszta nie będzie potrzebna. Znów padało, ale było już cieplej, a zza chmur chwilami wychylało się słońce. Trakt wiódł w niewielkiej odległości od brzegu i wiatr przynosił zapach morskiej wody, targając włosy i końskie grzywy, na których osadzał się słony osad. Tempo było dobre, droga prosta i spokojna, Hamadrio w doskonałym humorze. Żyć nie umierać - najemnicy zadowoleni z prostej roboty podśpiewywali sobie i przerzucali się nieobyczajnymi żartami. Tylko Umberto, wciąż w bandażach nie podzielał ogólnej wesołości - jechał ponury, rzucając wrogie spojrzenia wszystkim naokoło. Podczas południowego posiłku, ranny najemnik nie zasiadł ze swoimi kompanami, jak to miał w zwyczaju. Usadowił się nieopodal Ianusa i Cedmona. Gdy uznał, że nikt z jego starych kompanów nie patrzy, dał znak aby Thoer i Gmanagh podeszli do niego. |
20-06-2017, 06:23 | #90 |
Administrator Reputacja: 1 | Zadowolenie ze wspaniałego zarobku i z wizji jeszcze lepszego zysku minęło jak ręką odjął, zanim jeszcze Umberto skończył mówić. Podejrzenia, jakie wcześniej Cedmon żywił w stosunku do kupca potwierdziły się, a to sprawiło, że dobry humor łucznika rozpłynął się niczym mgła poranna, gdy padnie na nią spojrzenie wstającego słońca. Nic dziwnego, że Hamadrio zaoferował im tyle złota... Suczy syn... Nic dziwnego, że za każdym razem najmował nowych pomocników... - Wdzięczni jesteśmy - powiedział - i skorzystały z ostrzeżenia. A potem zapomnimy, kto go udzielił. - Przekażę pozostałym - powiedział cicho do Ianusa, gdy Umberto się oddalił. Ciekawe był, co powiedzą jego kompani na wieść, że Hamadrio chce ich uśpić, okaleczyć, a potem sprzedać do kopalni. We grupie mieli większe szanse na ucieczkę, chociaż piesi z pewnością spowolnią wędrówkę. Chyba że zostaną koniokradami, co z kolei spowolniłoby pościg. Jeśli uciekną w odpowiednim momencie, będą mieć może godzinę przewagi. Zawsze jakaś szansa. Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-06-2017 o 14:54. |