Skończywszy zbierać drobne na wypłatę reparacji wojennych dla oddziału krasnolud zaczął zezować w stronę cudaka, któremu konował wlewał właśnie w gardło jakieś świństwo. Nie minęła chwila, a już przydreptał tam, gdzie Estalijczyk był opatrywany. - Miał przy sobie jakieś dokumenty lub klucze? - zapytał bez owijania w bawełnę, czekając cierpliwie do chwili, gdy cyrulik zakończył swoje zabiegi. - Cokolwiek, czego szuka nasz sierżant kochany, czyli powodów, dla których tu jesteśmy? - Sprecyzował. - A, i jeszcze jedno. - Po usłyszeniu odpowiedzi zatrzymał się, jakby sobie o czymś przypomniał. - Fanty rozliczymy po akcji - opatrunki i wywary leczące kosztują, a skoro działamy jako oddział, to jako oddział ponosimy wspólne koszty i dzielimy to, co pozostanie. - Powiedział tak, jakby stwierdzał najbardziej oczywistą rzecz pod słońcem, po czym wstał i podszedł do wylotu tunelu ewakuacyjnego, którego twórcy usłyszeli kolejną porcję złorzeczeń i narzekań na człowieczą partaninę.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |