Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2017, 07:44   #21
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
feat. Zombi. Dzięki za świetny dialog! :)

Ośrodek był całkiem spoko. Jak na takie zadupie, ktoś zadbał, żeby goście mieli co robić. Danny najbardziej cieszył się z boiska do piłki; kto wie, może udałoby się nawet zorganizować jakiś meczyk klasowy, na przykład 4vs4. Mógłby nawet być w drużynie dziewczyn, żeby kumple mieli większe szanse, choć i tak nie pomogłoby im to w zwycięstwie.

Obchodząc teren wraz z pozostałymi, co jakiś czas zerkał w stronę Kate. Ostatni raz mieli czas dla siebie tydzień temu, a to było zdecydowanie za długo, jak na potrzeby chłopaka. Co prawda w międzyczasie pukał Lulu, ale taka niedoświadczona nastolatka nie miała nawet podjazdu do kobiety, która wiedziała, czego chce od zbliżenia. Dopiero przy niej Danny mógł pospełniać niektóre swoje fantazje, bo pani Marshall była bardzo otwarta na wszelkie łóżkowe zabawy i eksperymenty. Liczył, że jeśli nie dziś, to jutro w nocy uda mu się zakraść do jej pokoju i spędzić trochę czasu w krainie rozkoszy.

Po obchodzie przyszedł czas na obiad, a Danny był totalnie wkurwiony, że musi obierać masę ziemniaków. Na szczęście do towarzystwa miał Deana, więc pogadali sobie trochę i czas szybciej zleciał, ale i tak wszelkie kuchenne sprawy to było coś, czego Calistri unikał i omijał szerokim łukiem. Hoy się na nich ewidentnie uwzięła i nawet tutaj, z dala od szkoły, nie potrafiła odpuścić. A żeby ta stara idiotka udławiła się tymi ziemniakami! Przy obiedzie obczaił, który talerz idzie do fizyczki i korzystając z ogólnego zamieszania splunął jej do frytek, a potem wszystko ładnie pomerdał, żeby się nie zorientowała. Enjoy your meal, mrs Hoy!

Skończywszy posiłek, przebrał się w gacie plażowe, ze schowka na sprzęt wytargał niewielki leżak i ruszył na plażę. I wtedy się zaczęło. W przypływie chwili, chcąc pożartować sobie ze sztywnej w jego mniemaniu Kim wrzucił ją do jeziora i... dziewczyna straciła przytomność, bo nie potrafiła pływać. A skąd on miał to, kurwa, wiedzieć? Na domiar złego rzucili się w jego stonę Ken z Marty'm, gotowi mu za ten psikus spuścić srogi wpierdol. To było po postu urocze - tyle czasu pili razem, nabijali się z innych, ale jak Danny wykręcił żart, z którego sami pewnie byliby dumni, gdyby to nie była Kim, należało dać mu nauczkę. Co za złamasy i hipokryci. A miał ich za swoich kumpli...

Szczęście w nieszczęściu pojawiła się eskadra nauczycielska i Hoy jak zwykle przywołała wszystkich do porządku, a przy okazji Calistri załpał się na całotygodniowe obieranie ziemniaków. Po prostu słodko. Zanim poszedł do siebie, rzucił kilka wymuszonych słów przeprosin za sytuację, ale z Kenem i Marty'm nie miał zamiaru już więcej gadać. Zresztą, to ostatni tydzień w życiu, kiedy widzi ich mordy, węc jakoś wytrzyma. Po powrocie do domku, w nieco podłym nastroju, pozbierał swoje rzeczy i przeniósł się do domku, w którym będzie mógł nocować sam, z dala od Blake'a.

Posłuchał trochę muzyki na iPhonie, chciał nawet zadzwonić do domu, ale przecież na tym zadupiu nie było zasięgu, ani internetu. Nagle, nie wiadomo dlaczego, zatęsknił za siostrą, która studiowała medycynę na uniwersytecie w Minneapolis. Odpalił na telefonie ostatnie zdjęcie, które mu podesłała z akademika, tuż przed wyjściem na jakąś imprezę i uśmiechnął się do siebie. Z Muffin zawsze mógł pogadać o wszystkim i jako jedyna naprawdę go rozumiała, a przy okazji potrafiła zachować pewne rzeczy tylko dla siebie. Niestety, ostatnimi czasy w domu była radziej, niż by chciał.

W końcu zebrał się w sobie i poszedł do punktu medycznego, by sprawdzić, co z Kimberly. Na szczęście dziewczyna dochodziła do siebie, więc Daniel nie będzie mieć pierwszego trupa na koncie.
- Wybacz, głupio wyszło, już więcej nie wytnę ci takiego kawału - powiedział, a w myślach dodał: "bo więcej się do ciebie nie zbliżę, kaleko". Po tych słowach po prostu wyszedł, gdyż nie chciało mu się tracić czasu na konwersację z kimś, kto był dla niego jak powietrze. Niezauważalny.


Nastrój mu się zdecydowanie poprawił, gdy załapał się do kajaka z Anniką. Pogadali trochę i choć dziewczyna wydawała się jakoś tak oderwana trochę od rzeczywistości, to Calistriemu udało się namówić ją na seks. Co prawda miejscówka trochę słaba, bo wolałby któryś z domków zamiast ciemnego lasu, ale mógł się przemęczyć. Czego nie robi się dla odrobiny przyjemności, czyż nie? Ponurkowali trochę na środku jeziora, ale nie odnaleźli żadnego skarbu, więc podpłynęli na drugi brzeg. Annika i Jack mieli jakiś interes do siebie, więc Danny ruszył piaszczystym wybrzeżem, gestem dłoni zapraszając do spaceru Vesnę.
- Chciałabyś się przejść kawałek? - Uśmiechnął się lekko. Jego ton głosu zmienił się, nie brzmiał już tak cwaniacko, jak zwykle, gdy odzywał się do dziewczyn. Po akcji na plaży z Kim jakoś odechciało mu się już szpanowania. Od czasu do czasu mógł przecież z kimś normalnie pogadać.

Druga strona jeziora oferowała niepomiernie więcej spokoju, niż część zajęta przez hałaśliwą grupę młodzieży. Spokój był dobry, pozwalał wyciszyć rozbiegane chaotycznie myśli, wziąć się w garść przy ograniczonej widowni. Tutaj miast śmiechów i pokrzykiwania, królowały dźwięki natury. Wysoko nad ich głowami szumiały korony drzew, przeplatając się z ptasimi trelami. Delikatne fale rozbijały się o brzeg, a oni stali na piasku, chłonąc tak rzadki w ich zabieganych czasach spokój. Vesna miała wrażenie, że znalazła się w kompletnie innym świecie, gdzie czas przestał płynąć, zatrzymując się łaskawie pośrodku pięknego, słonecznego dnia. Bezpieczne sanktuarium, daleko od zgiełku miasta, ciągłego stresu oraz zabiegania - stygmatów XXI wieku, oblepiających człowieka na podobieństwo drugiej skóry.
- Hm? - z zamyślenia wyrwał ją dopiero głos towarzysza. Uniosła rozkojarzone spojrzenie, przenosząc je z linii horyzontu na pogodną, przyjemną dla oka twarz tuż obok. Pytał o coś, proponował. Gest wyciągniętej dłoni jasno wskazywał intencje. Odwzajemniła grymas i odłożywszy gitarę bezpiecznie na trawę, rozłożyła niewielki, ażurowy parasol, odgradzając się nim od słonecznych promieni, spadających z nieba złotymi strugami w ilości przekraczającej tolerancję bladej karnacji.
- Bardzo chętnie, tylko nie odchodźmi daleko żebi nie zgubić sje - zmrużyła pogodnie oczy, podchodząc te parę kroków.
- Będziemy trzymać się brzegu, w lesie na pewno bym się zgubił, słaby ze mnie survivalowiec - powiedział, ciesząc się w duchu, że dołączyła do przechadzki. - Jak ci się tutaj podoba jak na razie? Będziesz na wieczornej imprezie? Razem ze swoim... ekhm... ochroniarzem?
- To jest nas dwoi
- Chorwatka zaśmiała się dźwięcznie, bez skrępowania ujęła go pod ramię. Teren należał do wyboistych, a ona nie zamierzała zbłaźnić się, lądując twarzą w piachu, lub co gorsza, skręcić kostki. Danny tylko uśmiechnął się pod nosem na jej gest i pogładził ją delikatnie dłonią po przedramieniu.
- Pięknie tu, tak… cicho. Tylko pewni dużo pająków i wilków. Albo i njedzwiedzi - poprawiła parasol, aby nie zahaczał o towarzysza i jednocześnie wciąż pełnił swoje zadanie. Westchnęła nieznacznie, gdy padło ostatnie pytanie - Ty nie lubi Baya? On jest miły, ładni śpiewa i potrafi być zabawni. Powinnam być, nie wjem czy z nim. Zależi… może chciec’ sje wyspać, albo… jakoś tak. Czemu pyta?

Danny spojrzał na nią. Miała fantastyczne oczy i usta, w ogóle jakoś tak z bliska wydawała mu się ładniejsza. Przez dłuższą chwilę tak się gapił, aż w końcu zerknął na ścianę lasu po prawej stronie.
- Nawet jeśli wyskoczy na nas jakiś niedźwiadek, to mamy blisko do jeziora. One chyba nie lubią wody, chociaż nie jestem pewien, nigdy nie byłem dobry z tych przyrodniczych przedmiotów - powiedział, marszcząc brwi. - Co do twojego ochroniarza, to nie to, że go nie lubię… raczej się unikamy i nie wchodzimy sobie w drogę. Po prostu. No ale jak ma być, to ja się nie będę kręcił koło ciebie, bo nie chcę zarobić od niego po gębie. Już dzisiaj prawie mnie Ken z Marty’m pobili. W ogóle, to nie wiem, czy przyjdę na tę imprezę…
Podniósł niewielki kamyczek wystający z piasku i zamachnął się, ciskając go o taflę wody. Pocisk podskoczył kilka razy na niej i zatonął.
Czarne brwi Vesny podjechały do góry, dając jasny sygnał o jej zdziwieniu. Zamrugała do kompletu, szybkim spojrzeniem oceniajac czy chłopak jest cały.
- Co się stało? - spytała z troską, przelewającą sie gdzieś na dnie błekitnych tęczówek - Dlaczegu oni chcjeli bic’ cię? Wszystko w porządku, nie zrobilji ci nic? Jakby co mam apteczke w walizce, nikt nie musji wjedziec… i ty da spokój - prychnęła przez nos, układając usta w zawadiacki uśmiech - Bay nie ochroniarz. Przyjacjel. Nie ma… prawa własności, czi jak to nazwać. Ja sobi sama sterem i okrętem. Chcesz to my razem możemy być na tym ognisku czy imprezje… no wiesz. Będzie ci razniej, nie martwi się Byronem. My tu przyjechali odpocząć, nie szukać scysji. Tych mamy dośc w domu.
Calistri uśmiechnął się do Vesny. Przynajmniej wszystko się wyjaśniło i już wiedział, że nie musi się obawiać tego jej ochroniarza. Czy właściwie przyjaciela.
- Rozumiem - odparł. - Co do imprezy, to jeszcze zobaczymy, nie wiem, czy na niej będę. Nie chcę widzieć tych dwóch. Najpierw razem pijemy, robimy wspólnie głupoty, a potem, jak zobaczą, że jakiejś dziewczynie się coś niby stało, to chcą mnie pobić. - Westchnął, po czym przeszedł do wyjaśnień, bo zaczął od dupy strony. - Chodzi o to, że wrzuciłem Kim do wody z pomostu, a ona nie potrafi pływać. Wyciągnęliśmy ją z Claire i wszystko chyba z nią w porządku, ale oni obaj po prostu chcieli mnie za to zlinczować. Na szczęście pojawiła się Hoy i reszta i sytuacja została opanowana. Inaczej pewnie resztę wycieczki spędziłbym w tutejszej izbie medycznej. No ale skąd mogłem wiedzieć, że Kim nie potrafi pływać? - Rozłożył ręce. - Jeszcze gorsze żarty się czasami uskuteczniało i wszyscy wychodzili z tego cało… Poza tym, nic jej się nie stało, a zareagowali co najmniej, jakbym ją zgwałcił i zamordował. Barany.
- Może chcjeli wyjsc na… rycerzy? Ty wie, obrońców pięknich dam. Zaplusowac’ w ich oczach
- odpowiedziała po chwili przerwy, potrzebnej na szybkie przeanalizowanie sytuacji. Dużo słyszała o Calistrim, wiele widziała. Wolała jednak opinie budować na podstawie własnych doświadczeń, nie plotek. Do tej pory był dla niej miły i nie wyskakiwał z niczym nieodpowiednim, powódów do wieszania psów wiec brakowało.
- Ziart jest wtedy, gdy bawi obie stroni i nikogo nie krzywdzi, Danni - wzmocniła nacisk na jego ramieniu, unosząc nieznacznie głowę aby móc złapać z nim kontakt wzrokowy - Skądy ty mógł wjedziec’, że ona pływać nie umi? Nie ma tego na czjole napisane.
- No właśnie.
- Wszedł jej w słowo. - Myślałem, że wrzucę ją do wody, ona wypłynie, będzie na mnie zła, trochę mnie pogoni po plaży i będzie fajna zabawa. A zrobił się prawie kolejny odcinek “Baywatch”.
- Ty klatą swiecjił i biegał w zwolnionym tempie, a ja tego nie widzjala?
- tym razem to ona weszła mu w słowo, uderzając w żartobliwą nutę. Wydęła przy tym nieznacznie wargi, parodiując nadąsanie - Nieładni Danni, czuje sje urażona.

Chłopak zaśmiał się perliście na jej uwagę.
- Jeszcze nie raz mnie zobaczysz tutaj biegającego z gołą klatą - odrzekł. - Ale w sumie masz rację, żarty powinny bawić obie strony. Zwykle jednak nie myślę w takich sytuacjach, chcę być w centrum uwagi bez względu na wszystko i wszystkich. Zresztą, w sumie to nawet nie wiem, dlaczego ci o tym gadam. - Westchnął i spojrzał jej w oczy. - Czy ktoś ci już mówił, że jesteś bardzo ładna? - Danny jebnął najbardziej wyświechtanym komplementem po tej stronie wszechświata.
- Parę razi… dziękuję. Miłe że tak mówisz. To po mamie, tak słyszala - nie uciekła spojrzeniem, ani nie spaliła buraka. Przyjęła komplement z gracją i tylko uśmiech na jej twarzy stał się odrobinę szerszy, jakby podobne stwierdzenie sprawiło jej szczerą przyjemność - Tobie pewno wiele dzjewczyn ciągle to powtarza, więc pozwoli, że ja nie będę dublowac’. Powtarzane w kółko szlagjery szybko nudzą - ściągnęła brwi i po krótkiej przerwie, podjęła wątek - Ty cholerni sympaticzni, tak na osobnoscji. Ciepły i zabawni… carpe diem, prawda? - nawiazała do wyznania sprzed paru sekund - Mamy jedno życje, warto je przeźić w pełni. Nikt nie zrobi tego za nas. Czuć i nie ziałować. Ja to rozumi, nie ma zamiaru suszyć cji głowy. Jesteśmi jacy jesteśmy, tak? Mamy swoi role, czjegoś od nas sje wymaga. Pozy, schiematu postjępowania. Nie marwti sje, ja nie zdradzę nikomu twojego sekretu - szturchnęła go lekko łokciem pod żebra.
- Dzięki, dawno nikt mi nie mówił takich rzeczy. Właściwie to nie pamiętam, czy ktokolwiek kiedykolwiek - odparł, rozglądając się.
Odeszli już spory kawałek, a wybrzeże zakręcało delikatnym łukiem, tak, że część lasu zasłaniała im miejsce, gdzie znajdowali się Jack i Annika. Po drugiej stronie jeziora migały im tylko jakieś niewielkie punkty, co oznaczało, że niektórzy wciąż jeszcze bawili się na plaży. Byli sami, z dala od oczu pozostałych.
Danny zatrzymał się i odwrócił Vesnę w swoją stronę, patrząc jej prosto w oczy.
- Carpe diem, mówisz? - Uśmiechnął się, po czym ujął jej twarz w ciepłe dłonie i pocałował. Najpierw delikatnie, by z każdą chwilą wzmacniać gest, próbując wsunąć język do jej ust.
W pierwszej sekundzie Chorwatka stężała, zaskoczona i rozkojarzona. Nagła bliskość zburzyła z takim trudem wypracowany spokój, wyłaniając z zakamarków mózgu wspomnienia innych ust, innego oddechu i głosu. Kalejdoskop obrazów wyświetlanych na siatkówce przywracał o zawrót głowy. Przymknęła więc powieki, lecz sytuacja niewiele się poprawiła. Pozbawione wzroku ciało odbierało bodźce zewnętrze pozostałymi zmysłami, wyostrzając je aby nadrobić nagłe straty percepcji. Wargi… takie miękkie, dłonie mniej szorstkie choć równie przyjemnie grzejące skórę okolic policzków. Oddech… nowy i obcy. Srebro bransoletki, palące nadgarstek niczym rozpalone żelazo. Niepoprawność sytuacji budziła sprzeciw, lecz miała też w sobie coś pociągającego, nie dającego się zignorować. Nikt nie widział, nie musiał wiedzieć… jeden pocałunek i tyle. Simon co wieczór całował swoją żonę. Kładł się obok niej i zasypiał, gdy Vesna tkwiła w pustym, zimnym łóżku, za towarzystwo mając jedynie cienie.
Uchyliła szczęki, wpuszczając bezczelny język głębiej, odpowiadając głodem i niecierpliwością. Pozwoliła chwili trwać przez dobre sześć uderzeń serca, nim delikatnie, ale stanowczo odsunęła się do tyłu, przerywając kontakt. Nie chciała go urazić, ani mamić obietnicami Bóg wie raczył czego. Sama do końca nie wiedziała co dzieje się w jej głowie, prócz tego, że panował tam nieziemski bajzel.
- Danni - wysapała przez płytki oddech, kłądąc mu dłonie na ramionach - To narobi probljemów, duzich. Nie myśl, że nie podoba mi sje, albo coś takiego… naprawde bardzo cje lubię i uważam za przystojniego. Kłopot… jest ze mną. To… bardzo pokomplikui. Nie chcę… być twoją kompljkacją. Ty zasługui na kogoś ljepszego.

Calistri westchnął i przejechał dłonią po zmierzwionych włosach. W sumie to nie wiedział, na co liczył tym pocałunkiem, przecież nie na to, że Vesna nagle rozłoży tutaj przed nim nogi i zaprosi go do środka. Niemniej to był jeden z najfajniejszych pocałunków ostatnio. Spontaniczny, naładowany jakimiś emocjami i chyba jej też się to podobało. I choć zachowała dystans, miał wrażenie, że jednak nie zamknęła przed nim drzwi. Nie do końca. Ta niewielka przestrzeń dawała jakąś nadzieję.
- Jasne, wybacz, chyba za bardzo odjechałem. Nastrój chwili mnie poniósł - Wyszczerzył się w uśmiechu. - Ale... to było fajne. Masz świetne usta. I też cię lubię, jesteś jakaś taka... inna. I nie myśl, że mówię to każdej, bo nie mówię. - Uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej. W sumie po raz pierwszy od dawna był z jakąś dziewczyną zupełnie szczery. - Co do problemów... co masz na myśli? Chodzi ci o siebie, czy o mnie? Jeśli nie możesz się zadawać z kimś takim jak ja, to powiedz.
Obrzucił ją zaciekawionym spojrzeniem, wciąż czując na ustach jej pocałunek.
- Inna… znaczy jaka? Jak kosmita? Taki zieloni, z rogami… z planeti Namek? A ti jak sje zdenerwui to zmienia kolor na blond? - zrobiła niepewną minę, choć oczy się jej śmiały. Parsknęła i obróciwszy się na pięcie, wróciła pod jego ramię, choć tym razem zamiast kończyny, objęła go w pasie - Nic sje nie stało, nie przejmui się. Jest… w porządku. Bilo je zabavno… znaczi, było fajnie - zgodziła się, naporem ciała sugerując aby ruszyli dalej, wszak poszli się przejść. Rzeczywiście, zrobiło się jakoś tak… miło i kameralnie. Spacerować w świetle dnia, otwarcie. Zamiast chowania w ciemnych kątach. Przyjemne uczucie.
- Mogu zadawać z kim chcje, tylko… nie za mocno. Papa mówi, że powinna sje skupić na muzice, bo to moja siansa. Nie wolno zaprzepajscić jej. Nie wolno sje rozpraszac’. Bardzo na mnie liczy… żeby wstidu nazwisku nie priniosla. Chce… chce jak najlepij. Svijetao cel… ty to zna, bo sportiowec - zaczęła tłumaczyć, aby nie pozostały żadne niedopowiedzenia - Określiona rola. Ma myśleć o przyszłoscji, ja rozumi… tak musji byc’. Prioritety. Ale… - urwała, zapatrzona w drobne fale przy brzegu. Drgnęła i naraz się rozpogodziła - Ale my tu przyjechali odpocząć, nie smutniec’. Piękni dzjeń, biez Hoy na horizjoncie. Dobrze pójdzie, to może ten njedziwedz’ ją zje i my spokój mieć będzjemy… i pokazui częścij tego Danni’ego, on nie jest taki niedobri jak myśli - puknęła go palcem w pierś, akcentując stwierdzenie uniesieniem lewej brwi.
Chłopak również objął ją w pasie i choć często chodził tak z innymi dziewczynami i w zasadzie mu to zwisało, to teraz było... inaczej. Dziwnie. Jakby nagle został zaproszony do innego świata, do którego chyba nie do końca pasował. Vesna zdawała się być normalną dziewczyną, ale nie jak te szare myszki zamknięte w sobie, które często obracał i którymi równie szybko się nudził. Miała coś do powiedzenia, fajne poczucie humoru, jakąś pasję i życiowy cel. No i chyba jakąś tajemnicę w sobie, ale któż ich nie miał?
- Tak, znam to doskonale, chociaż u mnie jest trochę inaczej - powiedział. - To mama mnie wspiera najbardziej na świecie, a ja odwdzięczam się dostarczając jej kolejnych nerwów i siwych włosów różnymi swoimi wybrykami. To ona jeździ ze mną na zawody, kibicuje, kupuje sprzęt, wynajmuje najlepszych trenerów personalnych. Ojciec nie zaakceptował, że chcę być piłkarzem, twierdzi, że to zabawa dla dzieciaków, że powinienem iść na weterynarię i kontynuować rodzinną tradycję. Nawet do siostry sapał, gdy ta stwierdziła, że chce być pediatrą, a nie wetem... Na szczęście Muffin wyjechała na studia do Minneapolis i ma na niego wyjebane. Według mojego starego weterynaria to jest pieprzone Mount Everest rozwoju osobistego i społecznego, nie widzi, że ktoś może mieć inne plany, pasje, predyspozycje. No i twierdzi, że to są prawdziwe pieniądze i dobre życie. Chyba nie wie, ile zarabiają profesjonalni piłkarze. - Calistri prychnął. Czuł, jak wzbiera w nim napięcie na samą myśl o ojcu i kłótniach z nim. Jak gniew rodzi się w dołku poniżej serca. - Na szczęście mama trzyma ojca pod pantoflem i gdyby nie ona, to pewnie już byłbym wydziedziczony i mieszkał w kartonie na dworcu. - Zmarszczył brwi. - No ale tak jak mówisz, nie ma co smęcić. I nie mów o tym nikomu, ok? Te barany po drugiej stronie jeziora nie muszą nic o mnie wiedzieć.
Spojrzał nagle na nią.
- Opowiedz mi trochę o swojej pasji. Jesteś znana w swojej dziedzinie? Masz już jakieś sukcesy? Wybacz, ale poza muzyką metalową i rapową, nie interesuję się innymi gatunkami. - Uśmiechnął się.

Sytuacje rodzinne zwykle opatrzone były notkami “to skomplikowane”. Ile rodzin Vesna poznała, tym bardziej utwierdzała sie w przekonaniu że ideały nie istnieją. Z pozoru udane komórki społeczne potrafiły kryć pod piękną fasadą masę żalu, pretensji i niezrozumienia, ścinających mięśnie tak jak teraz w przypadku tego wysokiego, uroczego chłopaka, który chciał być sportowcem. Podążać za marzeniem, choć zapewne nasłuchał się niejednego monologu na temat niepoprawności podobnych marzeń. Czując to napięcie, przeszywające towarzysza, Chorwatka przeniosła dłoń na jego plecy, drapiąc delikatnie po plecach wzdłuż linii kręgosłupa. Podobny zabieg pomagał się uspokoić również jej. Ludzie często do niej mówili, a ona słuchała. Jemu jednak naprawdę chciała ulżyć, sprawić aby się uśmiechnął i przestał zamartwiać na zapas. Powoli tworzyła w głowie plan, w międzyczasie wypełniając ciszę melodyjnym glissando rozmowy.
- Twoja mama musji byc’ bardzo wspaniała. Ti ma szczęsci… i lepiej głupoti robic’ za młodu i zawczasju spażić się, niż potem popełnijać błedi na większą skalję. Kiedyś trzeba chariakter wypracować - zatrzymała dłoń w okolicach oddcinka lędźwiowego badanego terenu i na nim skupiła uwagę - Są różni rodzai muziki, nie ma gorszych i lepszych. Wszystkie są ważne i cenne, jeśli płyną z sjerca i czyjes’ sjerce pobudzają. Sztiuka, by za pomocą dźwięków oddać to, co sjedzi nam w duszi: radosc’, smutek, nadzjeję… rozpacz - cała gamę emocji. Granie pozwala mówic’ cos na boli biez koniecznosci użiwania słów, którich cięsto nie umiemy znaleźć. - przymrużyła jedno oko, przyglądając mu się czujnie. Z tej perspektywy jeszcze go nie widziała. Pachniał też jakimś młodzieżowym, świeżym antyperspirantem, lub proszkiem do prania. Ciekawe połączenie. Tak samo jak informacje z domowych pieleszy. Ojciec weterynarz, rodzeństwo chcące iść własną drogą i matka jako ostatni bastion wsparcia dla młodego sportowca. O dokonaniach Calistriego huczała cała szkoła. Parę medali wisiało nawet w gablotkach.
- Ja chcjala grać, odkąd usłyszała “Fantaisie brillante sur Faust opera de Charles Gounod” z 1865 roku Wieniawśkiego. Coś tam wygrala - przeszła do ostatniego pytania, przybierając na pozór beztroską pozę lekkoducha. Machnęła przy tym ręka, jakby zbywajac temat. Po chwili jednak westchnęła - Konkiurs imjenja Piotra Cziajkowskiego w Moskwie w 2009 roku, potem w Bruksjeli dwa lata późnij… pod patronatim Króliowej Elżbiety, też wygralam. Ostatnio miedzynarodowi konkiurs skrzipcowi w Indianapolis. Grywala jako solistka z Orkiejstrą Simfonicznią Bern, Orkiejstrą Simfoniczno Trondheim, Orkiejstrą Kamieralną Zurichu… a w ogóli to wiem cjo to spaloni - zakończyła, obracając temat o sto osiemdziesiąt stopni.
- Wow, rzeczywiście niezłe dokonania. - Calistri aż uniósł brwi, szczerze zaskoczony. - Brawo, wiesz, piłkarzem to prawie każdy łamaga może być, jak się wczuje, ale dobrze grać na instrumencie i wygrywać konkursy, to trzeba być naprawdę kozakiem. Mam nadzieję, że zrobisz jeszcze większą karierę. - Uśmiechnął się do niej. Mówił to szczerze. Kurwa, nie poznawał samego siebie. Na uwagę o spalonym, wyszczerzył ząbki. - Tak? Jak moja siostra była mniejsza, to myślała, że jak jest spalony, to tam przy linii stoi taki pan z miotaczem ognia i przypieka tych piłkarzy. - Zaśmiał się, udając, że trzyma przed sobą niewidzialny flamethrower.
- My sje mogą umówic’ - parsknęła, z ulgą przyjmując zmianę tematu. Co prawda kiwnęła w podzięce głową, słysząc życzenia powodzenia, wydawała się jednak speszona do momentu, aż pojawiło się wybawienie w postaci ognistej wizji rodem z głowy Quentina Tarantino - Jak ti zostani znanim piłkarzem, a ja znajdu chwilę… to mogi ljatać z takim mjotaczem po murjawie. Przynajmniej będzi wesjoło. Jak w Mad Maxie. Albo podmienic’ piłkę na puszkie z napjalnem - zaśmiała się, strząsając z siebie resztki zmieszania. Znów świeciło słońce, szumiały drzewa i trwała konwersacja równie ciekawa, co niespodziewana - Ty moze sje śmiać, ale ja nie wjedzjala kiedy dlaczego wy jecie gorące psi. Dopiero po czasi się zorientowała, że to… no inne coś - parsknęła, zamierając w pół kroku. Szybko powiodła wzrokiem po brzegu jeziora, krawędzi lasu. Omiotła nim też towarzysza i na nim finalnie się skupiła, ściągając usta w cwaniacki dzióbek.
- Widzę… njeprawidłowość - odkleiła się od niego, idąc powoli rakiem na sam brzeg - My są nad jezijorem, a ja sje jeszcze nje kąpała. Jak mamy robić głupoti to czemu nje tieraz? - spytała retorycznie i patrząc mu wyzywająco w oczy, ściągnęła sukienkę, łapiąc za jej dolną krawędź i pozbywając się przez głowę. Została w samej bieliźnie, niepasującej do plaży, a bardziej sypialni. Czarna, koronkowa - odcinała się wyraźnie na tle bladej skóry. Kontrast jednak nie trwał długo, bo i te fragmenty garderoby wylądowały na piasku. Śmiejąc się głośno, Chorwatka nie przestawała iść, aż zanurzyła się po pas.
- Zgoda, będę cię zabierał na mecze jako tajną broń. Będziesz biegać z miotaczem i grillować piłkarzy drużyny przeciwnej. - Zaśmiał się, puszczając do niej oczko.
Moment później uniósł prawą brew, gdy zobaczył, że dziewczyna pozbywa się najpierw sukienki, a potem bielizny. Ujrzał jej piękne, pełne, duże piersi i idealnie wydepilowaną kobiecość. Wpatrywał się w ponętne kształty Vesny jak zahipnotyzowany.
- No skoro tak stawiasz sprawę! - Zarechotał i szybko pozbył się plażowych gaci, a dziewczyna ujrzała zadbaną męskość chłopaka z zaledwie delikatnym owłosieniem. Chwilę później Danny wskoczył do niej i chwycił ją za ramiona, przewracając się z nią do wody. - Niezły z ciebie diabełek, lubię to! - Zaśmiał się i prysnął w jej stronę wodą zgarniętą dłonią.
Woda przyjemnie chłodziła rozgrzane upałem ciało, choć pierwszy kontakt stanowił dla organizmu szok, pokrywając go gęsia skórką. Tym bardziej, gdy głowa w przeciągu pół sekundy znalazła się pod wodą, a wraz z nią ręce i druga głowa. Tors.
Śmiejąc się i pokasłując, Chorwatka stanęła pewniej na nogach, uderzając ręką na płask w taflę jeziora. Pochylał się nad nią, a mięśnie napinały mu się z każdym krótkim ruchem. Tak szeroki w barkach, że zakrywał sobą widok piaszczystego brzegu. Oddech dziewczyny nabrał szybszego rytmu. W błękitnych oczach jak impuls narodziła się potrzeba. Potrzeba tak pilna...
- A ti myślał że co? - zaśmiała się i nagle skoczyła na niego, próbując przewrócić w rewanżu do wody.
- Szczerze? Że za chwilę wrócimy do Jacka i Anniki i na tym się to wszystko skończy - rzucił wesoło. - Świetnie, że się myliłem.
Nim mu cokolwiek odpowiedziała, zanurzył się i po chwili poczuła jego dłonie na łydkach. Wciągnął ją pod wodę, podpłynął i złożył na jej ustach kolejny pocałunek.


Trwali tak dłuższy moment, aż w końcu wypłynęli na powierzchnię. Danny odrzucił dłonią mokre włosy do tyłu i uśmiechając się szeroko do Vesny powiedział.
- Powinniśmy to częściej robić, może w końcu wyszłoby z tego coś więcej. - Mimochodem przesunął wzrok na piersi dziewczyny. Co ciekawe, chyba jej to nawet nie przeszkadzało.
- Powinniśmi. Tylko gdzie mi jezjoro znajdziemi w mieścje? - udała, ze całkowicie nie wie o co się mu rozchodzi, zgarniając śliskie czarne kosmyki na plecy. Wciąż miała grunt pod nogami, lecz sytuacja mogła się zmienić nie tylko ze względu na dowcipy czy żarty Danny’ego. Nikt nie sprawdził dnia, zresztą kogo ono obchodziło…
Ugięła kolana, dzięki czemu zanurzyła się po czubek nosa. Chwilę tak trwała, by po wybraniu odpowiedniego momentu, unieść głowę i plunąć chłopakowi strumieniem wody prosto w twarz - I ile skrzypiec ja musiała będzie rozwaliajc’ na głowiach konkiurencji? - pytanie bardziej przypominało stwierdzenie.
- Jeziora może nie znajdziemy, ale możemy chodzić na basen i tam gorszyć ludzi. - Zaśmiał się. - Po dwóch tygodniach mielibyśmy bana na wszystkie baseny w St Cloud. - Uśmiech nie schodził Calistriemu z ust, a gdy plunęła mu wodą w twarz, zerwał się i chwycił ją w pasie. Zanim wciągnął pod wodę krzyknął tylko. - O ty wredoto jedna!
Przez chwilę byli pod powierzchnią, a gdy wypłynęli, Danny dokończył.
- Ile skrzypiec? Pewnie ze dwa tiry, a tak na poważnie, przecież mówiłaś, że między nami nic nie może być. Ubolewam, bo z chęcią bym cię trochę porozstrajał. - Dłonie Danny'ego szybko znalazły pod wodą drogę do jej piersi, a kciuki zatrzymały się na stwardniałych sutkach. Poczuł, jak jego “przyjaciel” budzi się do życia. Zapowiadało się interesująco.




Po powrocie na teren ośrodka, w dobrym nastroju i wciąż mając w zapasie trochę sił, zabrał ze schowka piłkę do nogi, zamienił sneakersy na halówki i ruszył na boisko. Ze słuchawkami w uszach, z których Matt Tuck z Bullet for my Valentine krzyczał, że nie ma wyjścia, rozgrzał się, wykonując różne proste futbolowe triki z piłką i zaczął naparzać w bramkę. Wykonując kolejne rzuty wolne i oddając strzały z coraz to dziwniejszych pozycji, rozmyślał o Vesnie i ich rozmowie. Dlaczego wspomniał jej o swoich problemach z ojcem? Po co się otwierał? Może chciał się po prostu tym z kimś podzielić, a może gdyby się wygadała przy reszcie obrócić wszystko w żart i stwierdzić, że na pewno źle go zrozumiała? Może tak naprawdę potrzebował kogoś zaufanego, żeby od czasu do czasu zrzucić z wątroby pewne rzeczy?

Na kumplach nie mógł polegać, zresztą, nigdy żadnemu z niczego się nie zwierzał, to byłoby odebrane jako słabość. W obecnych czasach nie można było pokazać, że ma się jakiekolwiek uczucia. Trzeba było być wilkiem wśród owiec, więc Danny wszedł w tę rolę i spisywał się w niej znakomicie. Tak świetnie, że czasami zapominał o tej swojej innej, normalniejszej stronie. Stronie, którą niewielu miało okazję poznać. Powrócił na chwilę myślami do spontanicznego moczenia jajek w towarzystwie Vesny - uwielbiał takie dziewczyny, które nie bały się robić szalonych rzeczy, a jednocześnie nie miały umysłowego płaskostopia i nitki między uszami, na której - przy odrobinie szczęścia - może kiedyś zacznie kiełkować coś, co można będzie nazwać zalążkiem mózgu. I chociaż między Dannym a Chorwatką do niczego w jeziorze nie doszło, to i tak było świetnie. Poza tym nikt nie powiedział, że nie mogło jeszcze dojść, przecież wciąż mieli kilka dni przed sobą.

Po treningu zaszył się w domku, wziął prysznic i przygotował dwie zgrzewki browarów. Miał zamiar poczekać, aż wszyscy zbiorą się na plaży, czy tam polu namiotowym, a potem prześlizgnąć się do kantyny i odpalić jakiś film na blu-rayu. Chlanie do ekranu telewizora było obecnie lepsze, niż spędzanie czasu z częścią klasy, której Calistri nie miał zamiaru oglądać. A tak przynajmniej poszerzy swoje horyzonty kulturalne, bo na półkach z filmami widział parę perełek, które kiedyś chciał obejrzeć, ale nigdy nie znalazł czasu albo było coś lepszego do roboty. Po filmie seks z Anniką i powtórka z rozrywki z Kate. A jak z Kate nie za bardzo będzie jak, to zawsze może się pokręcić przy Vesnie. Brzmiało jak dobry plan.
 
Kenshi jest offline