Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-06-2017, 12:51   #22
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Corax

Jack Brooks - pechowy awanturnik



W zamieszaniu wysiadania i wygrzebywania się na płyciźnie, Annika niby przypadkiem pochyliła się bliżej Jacka.

- Słuchaj… - zaczęła - … widziałam całe zajście, o które ostatnio chryję miałeś. - spojrzała niepewnie na chłopaka. Nie umiała przewidzieć jego reakcji.

- Którą? - Brooks spojrzał niepewnie na blondynkę. Pytania o różne chryje i inne takie przygody jakoś w naturalny sposób wzbudzały w nim czujność i podejrzliwość nawet. Jakoś dziwnie ludzie najczęściej się go czepiali, obwiniali i w ogóle byli niezadowoleni. A to przecież wszystko przez pech i złych ludzi! Ale jakoś rzadko spotykał się ze zrozumieniem dla swoich poczynań. A wczoraj to już w ogóle jakieś mega pechowe kombo było. Więc nie do końca był pewny o co blondynka go pyta.

- No bitkę z Trevorem, Mathiasem i Dougiem… ten ostatni z resztą przyznał, że faktycznie czekali na Ciebie. Coś ględził o zaległym długu… - Annika tłumaczyła po cichu, zerkając w stronę Chorwatki i Danny’ego.

- A to. - Jack pokiwał głową uspokojony. Dobrze, że nie ten przypał z glinami. Chociaż z tymi trzema pacanami to do tej pory czuł efekty tego zajścia. Wyciągnął kajak na brzeg by nie odpłynął i skrzywił się kwaśno gdy mu te śmietnikowo - szkolne zdarzenie znów stanęło przed oczami. - No pewnie, że czekali! - syknął ze złością i cisnął kajak o ziemię. - Mówiłem tym durniom ze szkoły ale mnie nie słuchali! Nie uwierzyli! Pokazali mi nagranie z kamery, że niby tam tego grubasa o ławkę tłukłem! A jak miałem tłuc? Ławką?! No chyba nigdy nie próbowali tłuc ławką to nie wiedzą, że to nie takie łatwe. - burknął na koniec przeczesując palcami ciemno blond włosy. Znów się zdenerwował. Musiał się uspokoić. Kopnął jakąś szyszke i obserwował jak w podskokach zakończyła swój lot w jeziorze. Wrócił z powrotem do Anniki. - Znaczy czekaj. Jak to ci się przyznał? Gadałaś z nim? - gdy złość opadła Brooksowi do rozsądnego poziomu zaczął kojarzyć dokładniej pewne fakty. Na przykład to, że właściwie to blondyna mogłaby poświadczyć na jego korzyść. Gdyby zechciała.

- Noooooo…. - Annika nagle wyglądała na zażenowaną - … przekonałam go by opowiedział mi całość. - ulga na jej twarzy była wyraźna. Cieszyła się, że udało jej się znaleźć wyjaśnienie. - Myślę, że da się przekonać do wyjaśnień, jeśli chcesz… wiesz...

- Ten wafel Mathiasa? - Brooks nie był pewny czy tamten dupek ot tak zacznie nawijać przeciwko pozostałej dwójce. Zerknął na blondynkę zastanawiając się co właściwie ma na myśli. - A jak chcesz to zrobić? - zapytał zaciekawionym głosem. No jakby znalazła jakiś sposób to Jack byłby jak najbardziej za. Podszedł do kajaku i wyjął z niego swoją kurtkę i plecak.

- Poprosić go? - Annika wzruszyła ramionami jakby opowiadała oczywistość - Każdy chce pomóc innym gdy się go o to poprosi ...odpowiednio - uśmiech jaki rzuciła Jackowi był mieszaniną niewinności i przebiegłości. - Już raz opowiedział. Ale nie miałam telefonu, padła mi bateria.

- Aha. - odpowiedział Jack przystając z kurtką w jednym ręku i plecakiem w drugiej. Zastanawiał się chwilę przygryzając do pomocy rozciętą wargę. W końcu skinął głową. Ciekawe rzeczy ta Annika opowiadała. - No. - zgodził się bo jeszcze nie do końca był pewny detali ale zaczynało podobać mu się to gdzie zmierzała rozmowa. - Ja to bym chętnie ich nie prosił tylko spuścił łomot. Tylko musiałbym ich dorwać pojedynczo. Wtedy na pewno żaden by mi nie fikał. - wyznał szczerze ruszając w stronę drzew. - Chodź tam. Zrobimy sobie przerwę. - dodał wskazując głową na początkową ścianę zielonego lasu oferującym bezcenny półmrok chłodniejszego cienia.

- Ok - Annika ruszyła obok Jacka i placnęła na ziemię, podkładając sobie kapok pod siedzenie. Oparła się wygodniej o drzewo i mruknęła rozleniwiona:

- Jak ich zaczniesz lać, to będzie chwila by Cię znowu namierzyli i żebyś komuś znowu podpadł. To debile. Weź ich sposobem. - spojrzała nagle na Jacka całkiem trzeźwo, oczy koloru ledwo zamarzniętego lodu omiotły opuchniętą twarz chłopaka - To - wskazała na nią - sposób nie jest jak masz do czynienia z siłą idiotyzmu. Zbierz opowieść Douga, i zastaw pułapkę na pozostałą dwójkę tak by to ich schwytać na gorącym uczynku. Wtedy podważysz ich wiarygodność i zrobisz głupka z dyra i całej tej błazenady.

- Aha. No może. - powiedział niepewnie Brook sadowiąc się pod drzewem. Rzucił na ziemię kurtkę i siadł obok blondyny. Położył sobie plecak na kolanach i zaczął w nim grzebać. Wygrzebał z niego puszkę browara i wyciągnął w stronę Anniki. - Wiem. Ale i tak mam ochotę ich dorwać. Najlepiej zanim skończy się szkoła bo potem może nie być okazji. - wyznał blondynie Jack. Miała pewnie rację. Czuł, że tak było jak mówiła. Ale do cholery te cholerne gnojki tak go wkurzały, że po prostu spuściłby im najchętniej łomot przy pierwszej okazji. No ale pewnie nie w szkole przez tych cholernych cieci i kamery. Zawsze coś ktoś. Chyba, żeby w kiblu. Tam ne było kamer.

- No jak uważasz - pstryknęła zawleczkę puszki i raptownie usiadła wyprostowana gdy piana z wstrząśniętego piwa wypłynęła gwałtownie. Siorbnęła głośno, spijając napój jak najszybciej i otrząsnęła dłoń - Tylko obicie jest krótkotrwałe. Udupienie da im wpis w papiery, nie? Nagana i tak dalej. W każdym razie, ja to tak widzę. A Dougiem mogę Ci pomóc się zająć. - Williams odwróciła się do Brooka siadając po turecku i na powrót opierając się o pień obok niego.

- Wiesz jak masz jakiś pomysł to mów. Dobrze gadasz widzę. Zlałbym ich tak gratis, dla własnej satysfakcji za to, że są kaprawymi mendami. I mnie wkurzają. - powiedział Jack wyciągając własną puszkę z plecaka. Wygrzebał jeszcze dwie i postawił na trawie dając znak Ves i Danny’emu, że mogą się poczęstować. Ściągnął buty i skarpety, oparł się o pień drzewa i wygodnie wyciągnął nogi przed siebie. - Tu jest fajnie. - wskazał na widoczne o paręnaście kroków przed nimi jezioro. Pociągnął z puszki i zamyślił się. Podobno miał się zadawać, ze spokojnymi ludźmi, radosnymi i takie właśnie miejsca znajdywać to nie będzie miał takich wyskoków. Niezbyt to kupował. Jakby któryś z tych trzech mu stanął teraz przed oczami to zaraz by sobie z nim urządził pogawędkę więc to chyba nie działało. Ale na razie ich nie było więc się relaksował na całego. - Mam nadzieję, że gdzieś da się tu kupić browar. - powiedział patrząc na jezioro przed sobą.

- Nie wiem, czy się da. - Annika nie wykazywała jakiegoś specjalnego zainteresowania tematem piwa - Ale wracając... Ja bym zmusiła Douga do opowiedzenia zeznań, nagrania ich tak by nie wiedział. W między czasie puściła info w tłum, że Doug to donosiciel do dyra, by napuścić pozostałą dwójkę na niego. Będzie jednego mniej. Umowiłabym się na spotkanie z Mathiasem i Trevorem gdzieś na terenie szkoły i sprowokowała by zaczęli niszczyć sprzęt. To nie powinno być trudne, znając ich. A gdy zaczną, zadzwoniłabym do dyra … i policję. Dostaną w pałę za wandalizm. To wiesz… tak na szybko… improwizacja. - nagle spłoszona spojrzała niepewnie na Jacka.

- O. Dobre. - pokiwał głową Brooks spoglądając na siedzącą obok blondynkę. Chwilę główkował nad tym co powiedziała rozmyślając na detalami tego co powiedziała. - Ale znaczy co? Pogadała byś z Dougiem by się tak wsypał? Bo mnie to na pewno nic nie powie. Znaczy wiesz, tak żeby wyglądało, że się wygadał. - pomysł mu się jednak spodobał. Dałby możliwość posmakowania gnojom tego czego sami Brooksowi serwowali. A jakby ich tak zobaczyć odprowadzanych w kajdankach do radiowozu… Nooo… To by było coś w tych ich wspaniale się zapowiadających papierach do przyszłych jakże wspaniałych karier. Stuknął się za to puszką w puszkę Anniki gratulując jej pomyślunku.

- Pogadam z nim jak wrócimy. - obiecała dziewczyna uderzając puszką o puszkę Brooksa - A Ty pójdziesz ze mną do lasu dzisiaj przed imprezą? - spytała zupełnie od czapy. - Znalazłam coś i chcę to sprawdzić.

- Spoko. - zgodził się Jack i humor zaczął mu się całkiem znacząco poprawiać. - Co siedzisz tak daleko? Chodź tu bliżej. - powiedział wesoło do Anniki wskazując głową miejsce przy pniu obok siebie.

Annika nie nadażała za dziewczynami, za chłopakami jeszcze mniej. W sprawach damsko-męskich była totalną nogą i nie wyłapywała sugestii, aluzji i dwuznaczności.

- Daleko? - spojrzała na odległość między nimi. Siedziała może z pół metra od Jacka. - No ok. - podsunęła się razem z kamizelką ratunkową do Brooksa i bez skrępowania wyciągnęła długie nogi. Pomachała palcami u stóp. - Hmm… - obejrzała się na Chorwatkę i Danny’ego. - Zajefajne miejsce, nie? - mruknęła między jednym łykiem a drugim - Chciałabym mieszkać w takim lesie… - palnęła nagle z jakąś tęsknotą w głosie i spłoszona spojrzała niepewnie na chłopaka. - A Ty?

- No. Fajne. Tylko żeby browar szło gdzieś dostać. - mruknął zadowolony z rozwoju sytuacji Jack. Właściwie nawet było całkiem przyjemnie. Luz i relaks. Łypnął okiem na Ves i Danny’ego. Potem odwrócił głowę w stronę blondynki opartej teraz o pień tuż obok niego. - No. Chyba fajnie by było mieszkać w lesie. Nie ma wkurzających typów. Jeszcze fajnie by można do nich strzelać jak wlezą ci w teren. Jak w Teksasie. Ale tam nie ma lasów. Chyba. - skrzywił się gdy próbował przypomnieć sobie czy w tym cholernym teksasie są te cholerne lasy czy nie. Ale pamięć mu szwankowała w takie detale. Słońce i piach to na pewno tam były. I kaktusy i te suche krzaki do przetaczania po ulicach. Ale lasy takie ja tutaj? To nie był pewny. Za to siedząca obok blondyna przykuwała jego wzrok rozciągając te swoje długie, zgrabne pęcinki. - Ale taka chata to pewnie kupę szmalu kosztuje. - skrzywił się mocniej bo z tematem kasy zawsze był na bakier. Zwłaszcza dużej kasy to była dla niego czysta abstrakcja. - Chyba, żeby kupić jakąś ruderę. Ale to potem remontujesz taki dom a jak wyremotujesz to już jesteś na emeryturze. Znam się trochę na tym. Kupa nie kończącej się roboty. - pokiwał głową wodząc wzrokiem wzdłuż jej nóg. Doszedł do półmetka złożonego z jej stóp i zaczął sunąć z powrotem. - Ale w sumie wiesz, na życie to trzeba mieć sposób nie? Ja już wymyśliłem co chcę robić w życiu. Właściwie to nie wiem po co mi ta głupia szkoła. Do niczego mi się to w życiu nie przyda. Wiesz, w życiu to się liczy hajs no i by mieć spokój. Nie zostać trybikiem w maszynie. Bo cię zmielą. - pokiwał głową zadowolony, że udało mu się jakoś dojść do tematu w którym czuł się mocny. Doszedł oczami gdzieś do kibici Anniki i teraz zaczynał sunąć w górę jej korpusu opiętego kostiumem kąpielowym. Tak całkiem fajnego korpusu jak to miał okazję teraz docenić z bliska. - Jarasz? - zapytał bo nacieszywszy wzrok i po schłodzeniu gardła w tym fajnym odludziu zrobiło mu się jeszcze fajniej. Miał zamiar właściwie wyjarać sam ale do cholery w sumie mógł się i dziewczyną obok podzielić. Wyjął więc z kieszeni niedużą torebeczkę z zielonymi grudkami i zestaw do robienia skrętów.

- Nie, nigdy nie paliłam - Annika była albo nieświadoma jego oglądania albo nie zwróciła na nie uwagi - I co chcesz robić, żeby Cię nie zmieliło? - temat jakby całkiem podszedł i w pytaniu zabrzmiała czysta ciekawość. - Masz już coś zaplanowane, serio? - spojrzała na Jacka zupełnie inaczej niż do tej pory. Z jakimś podziwem. Żaden z kolegów nigdy nie mówił o przyszłości. Jedyne co ich interesowało to cycki, palenie i piwo.

- Heh! No pewnie! - Jack schylony nad bibułkami postawił puszkę swojego piwa między nimi i zajął przygotowywaniem skręta. Ucieszył się, że dziewczyna wykazywała ciekawość. A przynajmniej nie zaczęła po cwaniacku szydzić i ironizować. Bo to go wkurzało. - Spoko zrobię ci. - kiwnął głową nasypując grudek na bibułkę. Palce sprawnie zaczęły odmierzać i zwijać, pewnie przemieniając zielone drobiny i kawałek białej bibułki w produkt skrętopodobny. - Założę firmę. - powiedział zezując na nią z cwaniackim uśmiechem. - Hydraulika, elektryka i remonty. Jack Brooks. - powiedział uśmiechając się i do niej i do swoich planów. - Walnę to na swojej furgonetce. Te logo znaczy. Muszę jakiś znaczek wymyślić. Albo znaleźć kogoś kto mi wymyśli. Coś łatwego ale wpadającego w oko i pamięć. Z jajem. - mówił szybciej i dłonie same pracowały mu na skrętem gdy temat najwyraźniej nie był dla niego dziewiczy. Nie jąkał się i nie dukał. Podał Annice skręta i sam zaczął przygotowywać dla siebie. - Wiesz ludzie mają mnóstwo rzeczy jakie im się psują. Albo budują się albo robią remonty. Zawsze będzie im potrzeba kogoś kto im to za nich zrobi. Kogoś takiego jak ja. I będę robił na tym kasę. Dużo kasy. A wiesz mam paru kumpli tu i tam. To mi nawiną robotę. Kumpel mnie namawiał żebym przyszedł do nich do warsztatów. Na samochodach też się znam ale wiesz, to nie mój konik. Poza tym kim bym tam był? Kolejnym mechanikiem? Bo szefem mnie przecież nie zrobią a za głupi jestem by otworzyć własny warsztat. No to pójdę w ten interes co się na nim znam. Domy. Remonty. Elektryka. Hydraulika. Znam się na tym. Jestem w tym naprawde dobry. - powiedział zerkając na nią i sprawnie skręcając kolejnego skręta. Ten robił już dla siebie więc wyszedł mu mniej zgrabnie. Choć obydwu białym pałeczkom brakowało wiele do gracji i elegancji firmowych papierosów. Jack sięgnął po leżącą obok zapalniczkę. - Zaciągnij się jak zwykłym szlugiem. I przytrzymaj dym. - poinstruował Annikę która chyba nie była mocna w te klocki. Zbliżył też swojego skręta do jej by odpalić go za jednym odpaleniem.

Przez całą przemowę, właściwie słowotok Jacka, Annika słuchała uważnie. W pewnym momencie pochyliła się nieco bliżej by pokazać swoją uwagę.

- Mógłbyś robić remonty w takich chatach w lesie! Albo pomagać znajomym mojego ojca. Oni mają specjalne potrzeby więc fachowcy zawsze w cenie - pokiwała radośnie i z ożywieniem - Logo… - zastanowiła się - … chyba to powinno być coś co Ci przynosi szczęście, nie? Takie coś ci daje powera do działania - podwinęła nogi by usiąść po turecku - Nie wiedziałam, że się znasz na takich rzeczach. Zajebiście, Jack. - pacnęła się w czoło - Aaaa to dlatego pracowałeś przy tej damskiej łazience?

Kręciła przy tym swoim skrętem między palcami z obawą. Obserwowała Brooksa, gdy ten odpalał swojego jointa skupiając się na ruchu jego ust i dłoni, a potem z wahaniem pociągnęła gryzący dym.

- No. Coś co daje powera i szczęście. No. Właśnie tak. - pokiwał głową Broocks gdy Annika rozwinęła jego pomysł. Gdy jednak zaczął odpalać skręta to zajął się tym i twarzą dziewczyny o blond włosach bliskiej o centymetrowe odległości. Zaciągnął się głęboko i przytrzymał bucha pozwalając sobie nasycić się mocą palonego zioła. W końcu wydmuchnął chmurę w górę jak lokomotywa. - Dobry towar. Mój kumpel załatwia. - dodał patrząc z uznaniem na skręta trzymanego w dłoni. Zerknął na siedzącą obok blondynkę i lekko zmrużył kaprawe oko. Babskie kible wczoraj. Tego akurat nie wspominał ciepło. - No. Tak. Znaczy częściowo. Miałem zrobić coś konstruktywnego a nie wszystko rozwalać. Połamałem ten statek co Parker trzyma ba biurku. Ale niechcący. - wyjaśnił Annice choć częściowe powody jakie skierowały go do obsługi szkolnej kanalizy wczoraj. Ten statek w tej durnej butelce dość rzucał się w oczy na tym jego biurku. - A jarałaś kiedyś bucha na spółę? - zapytał gdy jego myśli szybko przeskoczyły z jednej kategorii myśli na całkiem inną. Popatrzył chytrze na blondynę nieco unosząc trzymanego skręta.

Annika, która zgodnie z instrukcjami Jacka zaciągnęła się i trzymała dym ile tylko dała rady, mrugała obecnie teraz załzawionymi oczyma.

- Nnn-iee - rozkaszlała się - nie, nie paliłam. Buch to to? - wskazała na skręta trzymanego ostrożnie między dwoma palcami. - Że pół na pół? - próbowała zgadywać i ogarnąć się po pierwszym sztosie. W końcu złapała oddech i odsuwając pasma włosów z twarzy zamrugała - Dużo tego palisz?

- Trochę. - kiwnął ciemnoblond głową Brooks. Uśmiechnął się słysząc pytania. Chyba serio nigdy wcześniej nic nie jarała. - To jest skręt. Zioło. - powiedział unosząc w górę biały rulonik. - A buch to jak się sztachasz. Bierzesz bucha właśnie. Jak my teraz przed chwilą. - skręt w dłoniach Jacka zawirował błyszcząc pomarańczowym żarem w przyciemnionej cieniem scenerii. - A buch na pół to jak bierze jedna osoba. I dzieli się nim z drugą osobą. Zaraz ci pokażę. - uśmiechnął się szerzej i faktycznie zaciagnął się swoim skrętem. Zaraz potem zaczął zbliżać swoją twarz do twarzy Anniki.

Dziewczynie lekko kręciło się w głowie. Przez zioło, upał, skoki adrenaliny nagle pomyślała, że to może być kolejna lekcja. Taka, której nie udzieli jej ojciec. Zbliżyła powoli swoją twarz do twarzy Jacka skracając dystans milimetr po milimetrze. Lekko zwilżyła usta czubkiem języka, czując ciepło bijące od chłopaka.

Przymknęła oczy by poddać się chwili całkowicie, gdy nagle ją oświeciło:

- Jack… - szepnęła opierając się na ręce by zniwelować niewygodnie wychylona pozycję - A pomożesz mi zmierzyć i porównać Danny’ego? - wymamrotała muskając czubkami warg usta Brooksa. To miało sens. Jakoś poczuła dziwną nić zaufania do siedzącego przed nią chłopaka. Może przez to wspólne planowanie?

Szło świetnie! I Jack bawił się znakomicie. Przybliżał swoją twarz do twarzy Anniki, widział już ją z bliska, czuł bijące wręcz od niej ciepło gdy ta zastrzeliła go wręcz pytaniem o Danny’ego. Jakie mierzenie?! Jakie porównanie?! Na twarz Brooksa zagościł grymas rozkojarzenia i dezorientacji ze sporym dodatkiem zaskoczenia. Prawie coś powiedział ale wtedy straciłby bucha. Konsekwentnie jednak postanowił dalej dążyć do tak pożądanego celu. Uniósł własną dłoń i lekko przytrzymał brodę blondynki. Potem przytknął swoje wargi do jej warg i lekko przeniósł dym ze swoich ust do jej. Gdy obdzielił ją tym podarunkiem zanim oderwał swoje usta od jej przebadał je jak na koniec pocałunku. - Przytrzymaj tak jak wcześniej. A Dannym zajmiemy się kiedy indziej okey? Teraz jest zajebiście i mamy okazję zabawić się zajebiście. - pokiwał głową patrząc na twarz blondynki.

Williams zastygła w oszołomieniu z szeroko otwartymi oczami i zaciśniętymi ustami, powstrzymując wypuszczenie dymu. Wpatrywała się w Brooksa, opierając dłonie na kolanach. Na szczupłe policzki wypłynęły lekkie rumieńce nie mające wiele z panującym wokół zaduchem. Z wolna pokiwała głową i ostatecznie wypuściła dym z ust, kaszląc nieco mniej. Wyglądała na zagubioną:

- Jak my wrócimy? - myśli stanowiły lekki chaos - Znaczy jest. Ok. Dobrze się bawię. - rzucała bez ładu i składu - Ale kręci mi się w głowie - z zaskoczeniem poczuła wypełzający uśmiech. Zaśmiała się dość radośnie i zasłoniła usta dłonią. - Jesteśmy na haju? - spytała szukając spojrzenia Brooksa - Nigdy nie byłam na haju! - oświadczyła głośniej z radością zadającą kłam rozczarowujacemu stwierdzeniu. - Ty też jesteś? - przysunęła się bliżej do chłopaka z ciekawością w oczach.

- Na haju? - Jack roześmiał się widząc efekt tej wspólnej zabawy ale pytanie skoro szło o zioło nawet go zaintrygowało. - Nie. Jeszcze nie. Ale zaczyna wchodzić. I niektórych szybciej bierze a niektórych wolniej. Ale nie istotne. Ważne, że jest zarypiaście. - powiedział z uśmiechem do blondynki. - No. Teraz twoja kolej. Zaciągnij się swoim i przekaż mi bucha. Wtedy będzie po równo. Ja coś tobie i ty mi coś. Będzie okey. - uśmiechał się nadal i wskazał brodą na trzymanego przez Annikę skręta.

- Ja serio pytałam - mruknęła z uśmiechem na twarzy i przysunęła ostrożnie skręta do ust. Koniuszek ruloniku rozjarzył się mocno gdy Williams niewprawnie lecz mocno pociągnęła dym. Ponagliła Jacka gestem by się przysunął bliżej i opierając dłoń o jego udo wychyliła się jeszcze odrobinę przyciskając swoje usta do ust chłopaka.

Przez myśl przemknęło jej, że to całkiem jak przy oddychaniu usta-usta dla starszych dzieci, gdy trzeba kontrolować siłę oddechu. Pozwoliła dymowi powoli przesączać się spomiędzy jej warg wprost w usta Brooksa. Zakończyła całość delikatnym i czułym cmoknięciem i westchnęła cicho.

- Danny stwierdził, że jest najlepszy w seksie. - zaczęła dawno urwaną myśl - I chce pokazać mi, że jest. Ale że nie mam porównania, to nie ma jak tego wymiernie zmierzyć. Muszę porównanie mieć - uśmiechnęła się chytrze i puknęła w czubek nosa wykorzystując fakt, że Jack trzymał dym w ustach - No i tutaj potrzebuję pomocy. - uśmiechnęła się ponownie. W zasadzie cała była w uśmiechach jak nigdy dotąd. I nadal trzymała dłoń na udzie Brooksa.

Brooks z przyjemnością obserwował jak dziewczyna chyba złapała ziołowego bakcyla. Zabawa rozkręcała sie aż miło o kierowała się na bardzo obiecujące tory. Przyjął chętnie i wdziecznie tak usta jakie przystawiły się do jego ust jak i dym jakimi go uraczyły. Zzzaajebiście… Dopóki znów nie zaczęła mówić o Danym…

Jack pozezował na wspomnianego kolegę z klasy. Co prawda wyjaśniło się co nieco o czym blondyna mówiła wcześniej. Niemniej jakoś tak mimo wszystko to dziwnie mu brzmiało w uszach. W końcu wypuścił dym z ust i nozdrzy.Co by nie mówić i jak dziwnie by to nie zabrzmiało. Skoro dziewczyna mówiła o seksie to czemu miał dziewczynie nie pomóc w potrzebie? Kaszlnął lekko i wrócił spojrzeniem do Anniki. Chwilę przypatrywał się jej nietypowym oczom, ładnej buzi i pełnym ustom. Zwłaszcza te ostatnie skupiły na dłuższą chwilę jego wzrok. - No pewnie, że ci pomogę. - uśmiechnął się sięgając dłonią do policzka Anniki i przesuwając ją ku jej włosom i uchu. Za dłonią powędrowały usta i Jack znów zetknął swoje usta z ustami dziewczyny. Ale tym razem miał zamiar wymienić między nimi coś innego niż dym.

Widząc, że Annika i Jack zajęci są sobą, Danny gestem dłoni zaprosił Vesnę na spacer po nabrzeżu i już po chwili zniknęli dwójce z oczu.

Tysiące impulsów jakie odczuła z niespodziewanego rozwoju akcji zaskoczyły ją zupełnie. Nie czuła się przygotowana na tego rodzaju odczucia. Ojciec nigdy nie wspominał, że prokreacja może być tak… ciekawa. I przyjemna. Dziwne uczucie pływania przy jednoczesnym zogniskowaniu skupienia na ustach Jacka przebijało ciepło rozchodzące się gdzieś po jej brzuchu. Las do tej pory kojarzył się jej z wieloma rzeczami ale nie tym.

Westchnęła cicho oddając powolny pocałunek Brooksa i zaciskając lekko palce na jego udzie. Ulotne zaniepokojenie “co mam robić z rękami” przestało mieć znaczenie, gdy ich wargi zaczęły poznawać się coraz mocniej.

Myśli błądziły: ciepło, przyjemnie, razem, las, wyprawa na jeziorze i … znalezisko w lesie. Zmarszczyła lekko brwi czując szpileczki niepokoju.

Powinna sprawdzić ten ślad zamiast….

Jeszcze chwilę…

...i Annika w końcu oderwała się od ust Brooksa przykładając palce do lekko opuchniętych i pociemniałych od pocałunków warg.

- Musimy… muszę wracać… - zaczęła jakoś niezgrabnie a przy tym gibnęła się ku Jackowi, raz jeszcze mocno go całując. Zaczęła podnosić się z ziemi i łapać równowagę.

~ Że co?! ~ umysł Brooksa tak skutecznie wypełniony upalonym ziołem, pęczniejącą adreanliną przemieszaną płynnymi endorfinami reagował na otoczenie zdecydowanie wolniej niż choćby przed chwilą. Skutecznie go tym zajmowało całowanie siedzącej tuż obok kobiety. Czuł jej smak, zapach, ciepło i wilgoć. Tak bardzo jak właśnie chciał i lubił czuć. A ta zaczełanagle wstawać i coś bredzić…

- Wracać? - zapytał zaskoczonym głosem ciemny blondyn. Złapał wstającą blondynkę za nadgarstek i bez siły ale stanowczo osadził ją z powrotem na miejsce z którego właśnie wstawała. - Daj se teraz siana co? Wyluzuj. Czilaut dziewczyno. Zapomnij o reszcie. Teraz jesteśmy tu my, tu i teraz, pod tym drzewem. - mówił i puścił jej nadgarstek a w miarę jak mówił przesuwał opuszkami palców po jej ramieniu. Potem po wewnętrznej stonie łokcia, bicepsie, baru aż wreszcie z powrotem zawędrował na jej szyję i policzek akurat gdy skończył mówić. - Za bardzo się szczypiesz. Sztachnij się jeszcze. - powiedział patrząc w te jej dziwnie, nietypowe oczy i zaciągnął się własnym skrętem. Znów zaczął zbliżać wypełnione dymem usta do jej zaczerwienionych ust.

Na sobie czuł spojrzenie przeraźliwie jasnych oczu, lekko teraz zamglonych mieszaniną ziela i emocji. Annika ujęła obitą twarz Brooksa w obie dłonie, starając się nie sprawić bólu ani nie urazić i pogładziła policzki chłopaka lekkim ruchem zaskakująco delikatnych kciuków.

Przysunęła się lekko, zwiększając temperaturę między ich ciałami i ponownie pocałowała Jacka przejmując bucha. Tym razem jednak nie trzymała go tak długo jak poprzedni. Odsunęła twarz od twarzy ciemnego blondyna i wydmuchała dym, by powrócić natychmiast do delikatnych choć nie pozbawionych zapału pocałunków.

W myślach zaś odliczała pełną minutę…

… czterdzieści dwa…
...jak on fajnie całuje…
… jak fajnie jest być całowaną…
...czemu nikt nigdy nie mówił, że to fajne…
...pięćdziesiąt…
...oderwij się…
...jeszcze chwilkę…

Chyba jedynie dzięki wpajanej od małego dyscyplinie zdołała się oderwać od rozkosznych pieszczot Brooksa.

- Muszę iść… później czilout, okey? - widać było po jej rozmarzonej przyjemnie minie, że sam pomysł odejścia niezbyt jej leży, jednak ziołowy haj zaczął fiksować na czymś innym niż usta Jacka. - Idziesz? Weźmiemy kajak…

Czuł usta i język kobiety na swoich ustach i języku. Czuł jej ciało, jej żar, jej zapach i właśnie gdy zaczynał być świetny moment by posunąć zabawę na etap głębszego zaangażowania to się odsunęła. Popatrzył na nią niezbyt zadowolonym spojrzeniem. O co jej chodziło? Fajnie było to po co przerywać? Zgrywa się czy co? Zagryzł wargi chwilę opuszczając wzrok gdzieś w trawę. Podrapał się kciukiem blisko plastra na łuku brwiowym bo go coś zaswędziało. No nie taki koniec mu najbardziej pasował. - No. - powiedział biorąc głębszy oddech, podnosząc puszkę jeszcze nie do końca pustą i wstając na nogi. - A gdzie chcesz płynąć tym kajakiem? - zapytał machając puszką w stronę wyciągniętych na brzeg kajaków. Dziwnie to powiedziała ale chyba chodziło jej o odpłynięcie bo nie miał po co mieliby gdzieś przenosić te kajaki.

- Z powrotem - odpowiedziała Annika, pochylając się właśnie po swoją puszkę i kapok - Muszę coś sprawdzić w lesie. Nie podoba mi się to - zioło sprawiało, że była wyjątkowo wylewna. Odwróciła się do Jacka - Potem możemy się spotkać przy ognisku? Ok?

- Jasne. - Jack wzruszył ramionami i popatrzył w miejsce gdzie zniknęła druga para. Trochę by musieli się przemeblować w obsadzie ale po prawdzie zostawało albo czekać aż wrócą albo Annika musiałaby odpłynąć sama a wtedy z reszty zostawało trzy osoby na dwa miejsca w kajaku. Wolał więc ich ostrzec. - Eeejjj! My odpływamy i wracamy do obozu! - krzyknął w las chwilę czekając czy będzie jakaś reakcja. - A w sumie co znalazłaś w tym lesie? Mam iść z tobą? - zapytał wrzucając plecak i kurtkę do kajaku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline