Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2017, 00:08   #145
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Pół drogi do celu, chyba tak można było nazwać ich aktualną sytuację. Zdobyli sprzęt, kogoś kto potrafił go skalibrować… częściowo. Bardziej przydałby się im lekarz, ale Vinogradova nie miała zielonego pojęcia gdzie takowego znaleźć. Chodzenie i dopytywanie Morvinovicza było proszeniem się o kłopoty, a tych mieli już wystarczająco. Zegar tykał, oni utknęli pod ziemią nie wiadomo na jak długo. Zdążą do Brownpoint? I czy zostanie ktoś, komu skaner będzie potrzebny? Poza tym cel na ten Blackpoint pozostawał niezaliczony, bo lwia część zespołu pomagała w robocie która ich nie dotyczyła. Z obawą Brown 0 patrzyła na wykresy życiowe grupy Black, żałując że nie może sprawdzić co z Johanem… a jeśli już nie żył, tylko nie było czasu aby o tym ją poinformować? No i po co, reszta miała większe zmartwienia na głowie, niż jej samopoczucie.
Siedząc za bezpiecznymi wrotami bunkra, Maya czuła się nieprzydatna i bezużyteczna. Poza schronem trwała walka na śmierć i życie, a ona tkwiła w czystym, sterylnym i spokojnym ambulatorium, narażona co najwyżej na nabicie siniaka o rant laboratoryjnego stołu. Powtarzała uparcie w głowie, że to też jest potrzebne, że ktoś musi się zająć logistyką i przygotować wszystko na powrót chłopaków. O ile wrócą w komplecie…
- Proszę się nie spieszyć, na pewno się uda - uśmiechnęła się do naukowca, chociaż chciało się jej płakać i zaciskała z całej siły pięści. Zostali sami, przyszedł czas na podzielenie się detalami zadania. Może nie spanikuje, może da radę. Musiał dać radę. Oboje musieli. Dla reszty, Karla, Elenio. I Johana. Trzeba było wziąć się w garść dla nich. Połowę drogi mieli już za sobą - Musimy namierzyć pasożyty… te stwory. Małe, coś jak larwy żerujące w ludzkim ciele - odpowiedziała ostrożnie, przyglądając się pilnie reakcji chemika - Wczesne stadium. Namierzyć i wyciągnąć nim rozrosną się na tyle, aby zabiły nosicieli. Nie mogą ich zabić, nie… nie ich - głos się jej załamał, ale dokończyła, zaciskając trzęsącą się szczękę.
Roy który dotąd wydawał się bardzo pochłonięty ustawianiem i kalibracją aparatury medycznej nagle zamarł. Przestał klikać w wyświetlaną holoklawiaturę i odwrócił się by spojrzeć na Brown 0 jakby chciał sprawdzić czy dobrze usłyszał albo czy ona nie żartuje. Ale chyba się przekonał gdy zobaczył zaciskające się mięśnie szczęk i usłyszał łamiący głos informatyczki. Wybałuszył oczy, przejechał językiem po wargach, otworzył usta chcąc chyba coś powiedzieć ale po chwili niezdecydowania ostatecznie nic przez nie nie przeszło. Zanurzył więc palce w swoich włosach i pokręcił głową.
- Ale… - powiedział patrząc gdzieś w jasne kafelki podłogi i znów pokręcił głową. Miał wyraźnie trudności z przyswojeniem tego czego się dowiedział. Znów pokręcił głową, wstał od skanera i podszedł do umywalki. Odkręcił kran z zimną wodą i przepłukał twarz. Potem jeszcze raz. W końcu oparł ciężko sylwetkę na ramionach położonych na umywalce i chwilę się w nią wpatrywał. - Słyszeliśmy o tym. Plotki. Ale nie… Nie sądziłem… - pokręcił znowu głową i chwilę wpatrywał się w wodę spływającą do umywalki. W końcu sięgnął po papierowy ręcznik i przetarł nim twarz. Odwrócił się znowu frontem do czarnowłosej kobiety z Obrożą i chwilę widziała zamiast jego twarzy jego dłonie i ten papierowy ręcznik. W końcu zmiął go w kulkę i chwilę miętolił w dłoniach.
- No. Spróbuję. Ale nie wiem. Nigdy nie robiłem czegoś takiego. Raczej chyba trzeba by ustawić na coś miękkiego. A… A kogo mam zbadać? Ciebie? - Roy w końcu po chwili mamrotania gdzie próbował zebrać myśli wreszcie znowu spojrzał w miarę trzeźwo i przytomnie na twarz czarnowłosej informatyczki. Patrzył ze współczuciem ale i obawą a przynajmniej z niepokojem. Rozkojarzenie też dało się dostrzec w tym spojrzeniu i nerwowych ruchach dłoni którymi wciąż miętolił papierową kulkę.

- Nie, niestety nie mnie - odpowiedziała przybita, patrząc się uparcie w podłogę - Nic by się nie stało, gdyby chodziło o mnie. Jestem Parchem, więc poniekąd i tak mam wyrok na karku… ale chodzi o chłopaków. Oni nic złego nikomu nie zrobili, to dobrzy, odważni ludzie. Nie zasłużyli na taki potworny - zatrzęsła się, zamrugała i otoczyła ramionami jakby miało jej to pomóc odciąć się od nieprzyjemnej wizji i rozmowy - To nie plotki, widziałyśmy w kanałach kokony. Te potwory… zamykają ludzi w kokonach. Spóźniliśmy się… ja się spóźniłam i przez to… przez to ich złapały i zamknęły. Paru już nie żyło, ale… ale oni oddychali. Jakoś się wydostaliśmy, myśleliśmy że… że się udało, że to koniec. Oni mają rodziny - podniosła szklany wzrok i kręcąc głowę - Proszę… niech to pan zachowa na razie dla siebie, jeszcze jest czas. Wciąż mają szansę, jeżeli… kiedy już wrócą wszystko musi być gotowe. Jeśli to ciało obce może mieć inną temperaturę i skład. Inaczej przepuszczać promieniowanie skanera. Spróbujmy pomyśleć pod tym kątem, musi być jakiś sposób.

- Chłopaków? Jakich chłopaków? Ale to nie ty? - Roy słuchał w napięciu choć chyba bardzo chciał wyglądać na opanowanego to raczej wyglądało, że jest na pograniczu chęci dania nogi z ambulatorium. Ale wiadomość, że to nie stojąca przed nim kobieta jest nosicielem obcych pasożytów chyba jednak pomogła mu jakoś zachować równowagę ducha. - A badanie. - Vissner w końcu zmiętolił kulkę ostatecznie i wrzucił ją do kosza. Chwilę obserwował jak tam się kula i nieruchomieje.
- No bez ciała zarażonego… Znaczy pacjenta… Kurde no wiesz… - machnął dłonią gdy zdał sobie sprawę jak niezręcznie to zabrzmiało. - W każdym razie bez tego nie będzie tak łatwo. - westchnął ocierając rękawem pot z czoła. Milczał chwile trąc nerwowym ruchem czoło. - Ale może zacznę od ciebie? Wiesz będzie materiał porównawczy ze zdrowym człowiekiem. I próbka krwi by się chyba przydała. Może toksykologia coś pokaże. Skaner ma w programie badanie krwi więc może jakoś by to pomogło. Wiesz jakby te… to… no jakby jakieś nietypowe enzymy czy substancje były we krwi… No to może coś by pokazało. - Roy sprawiał wrażenie, że próbuje odzyskać równowagę ducha i chyba był na dobrej drodze. Przynajmniej jeśli mówił o samym badaniu. - Aha. No iii… Widziałaś to? Wiesz coś o tym? Kształt, wielkość, ciężar, skład? Wiesz, wszystko to można wrzucić w program to jest wtedy większa szansa, że coś znajdzie. - wskazał dłonią na skaner i odkleił się wreszcie od zlewu. - Potrzebuję kawy. - powiedział bez związku uśmiechając się nieco nerwowo jakby chciał przeprosić za tą swoja nerwowość.

- Trafiliśmy na gniazdo lub coś w tym rodzaju. Xenos były wszędzie dookoła, nie miałyśmy czasu, ani chęci… dokonywać sekcji na tych którzy zginęli - Brown 0 mówiła i zmieniała przy tym barwę skóry z bladej na zieloną i odwrotnie - Bardzo mi przykro, ale nie mam pojęcia gdzie to jest, jak duże… tylko tyle że jest. Obstawiałabym klatkę piersiową: w otrzewnej znajdują się najlepiej ukrwione narządy, a także najlepiej natlenione - płuca. Są też duże naczynia krwionośne, a jeśli to pasożyty to żywią się… do wzrostu potrzebują pokarmu. Skład pewnie mają podobny do dorosłych form… możemy poprosić grupę na zewnątrz o przyniesienie próbki. Oczywiście, zrobię co tylko będzie trzeba, niech pan mówi po kolei czego ode mnie wymaga. Krew, skan? Coś jeszcze? Biopsja? Jestem do pełnej dyspozycji… i jeśli to nie problem też poproszę kawę. - uśmiechnęła się mizernie - Nie pamiętam już kiedy piłam normalną kawę.

- Tak, tak, klatka piersiowa, to ma sens. - pokiwał głową chemik podchodząc do szafek. Otwierał je i zamykał trochę za głośno chyba trzaskając drzwiczkami gdy szukał czegoś do zrobienia kawy. - Nie no gdzie biopsja? Albo jakieś okazy. A jak taki nie byłby całkiem nieżywy? - przecząco pokręcił głową i spojrzał na Vinogradovą. - Tam przy skanerze jest próbnik. - wskazał brodą na jeden bok urządzenia. Znajdowało się tam mały próbnik podobny do domowych czy szpitalnych automatów do badania krwi. Wystarczyło wsadzić palec i po drobnym ukłuciu dać próbkę krwi do badania. - Aha! Mam! - chemik triumfalnie wyjął z jednej szafek słoik z ciemną substancją. Rozejrzał się ale tuż obok był czajnik więc wziął dwa papierowe kubki i zaczął przygotowywać nalewkę. - Zaraz. Chodź napij się. Zaraz będzie gotowe. Potem zrobimy ci skan. - westchnął Roy po nasypaniu kawy i włączeniu czajnika. - Nie macie kawy w… - zawahał się zerkając na Brown 0 a właściwie jej Obrożę. - Boo właściwie to jesteś więźniem? - zapytał jakby dopiero teraz skojarzył fakty albo odważył się zapytać. - Już gotowe. Tu jest cukier i reszta. - podał jej kubek z ciemną, gęstą cieczą i machnął dłonią na precjoza do parzenia i okraszania kawy.

- Mogą przynieść kawałek. Ogon albo łapę… dziękuję - Brown 0 uśmiechnęła się w podzięce i zaraz z wyraźną przyjemnością zamoczyła usta w kawie. Prawdziwej kawie. Napiła się i dopiero z posmakiem arabici na języku wzięła cukier i mleko.
- Tak, jestem więźniem skazanym prawomocnym wyrokiem. W moim przypadku na dożywocie - potwierdziła mieszając napój plastikową łyżeczką - Zgłaszamy się dobrowolnie. W zamian za wykonanie zadania zmniejszają nam wyrok, ale niewielu przeżywa więcej niż 3 misje. Pchają nas w najgorszy teren, tam gdzie żal posłać zwykłych żołnierzy. Jeżeli zaś chodzi o kawę… nie, nie mamy. Gdy nas wybudzają z kriosnu dostajemy żywność liofilizowaną i koncentraty. Produkty wysokoenergetyczne mające zapewnić odpowiednią dawkę kalorii. Nikt nie… nie przejmuje się smakiem - uśmiech się jej zważył. Napiła się więc, ciesząc podniebienie ulubionym napojem.
- Oj to nie będzie potrzebne. - skrzywił się Roy na pomysł o przynoszeniu tu obcego czy jakichś jego części w jakiekolwiek postaci. Upił łyk swojej kawy i popatrzył chwilę we wnętrze swojego kubka. - Jesteś więźniem? No tak, jesteś. I Parchem. Masz Obrożę i w ogóle. - lekko pokręcił na boki głową jakby wiedział i widział ale jednak miał jakieś “ale”. - Ale wiesz, nie wyglądasz jak przeciętny wiezień. Nie klniesz, nie masz tatuaży no i w ogóle. - dodał jakby na wyjaśnienie swoich wątpliwości. Obejrzał kobietę jeszcze raz od góry do dołu.
- I nie macie kawy? - pokręcił głową znowu. - Nie powinno tak być. - kręcenie głową przybrało na sile jakby chemik naprawdę się z czymś nie zgadzał i tego akurat był pewny. - To wszystko. - machnął wolną dłonią dookolny ruch zakreślając całe pomieszczenie choć zapewne nie tylko o nie mu chodziło. - Nie powinno ludzi sie posyłać do takich zadań. Jakieś roboty to powinny robić jak już. Ludzi powinno się ewakuować a nie wysyłać następnych. To nie jest w porządku. Nawet jeśli chodzi o więźniów. - pokręcił głową na koniec i upił znowu łyk kawy. Zza kubka spojrzał na twarz Vinogradovej i nagle oczy mu się rozszerzyły. - Krew! - krzyknął odstawiając na blat szafki swój kubek tak gwałtownie, że aż sporo kawy wylało się na ten blat. - Masz na sobie ich krew! - krzyknął wskazując na pancerz na jakim nadal widać było tu i tam żółte zacieki krwi xenos. - Poczekaj wezmę próbkę. - dodał z nagłą werwą i ruszył do jakiejś szafki z medycznie wyglądającym szpejem. - Jak mamy krew to jesteśmy w domu. Krew ma jakiś skład chemiczny a chemię to ja ogarnę. Jeśli tylko te małe mają taką krew jak dorosłe no to skaner powinien to wykryć. Mamy szansę. - dodał energicznie wracając od szafki w kierunku Parcha i trzymając w dłoniach jakiś wacik.

Brown 0 zamarła z szerokim uśmiechem na twarzy. Mieli szansę! Johan miał szansę i Karl i Elenio! Musiało się udać. Patrzyła z nadzieją na poczynania naukowca, trawiąc jego słowa. Wydawało się, że patrzenie na nią sprawia mu przykrość.
- Sami się zgłaszamy, to nasz wybór i decyzja. - powiedziała łagodnie, ale uśmiech się jej zważył - Jesteśmy tam za karę, nie na wczasach. Zrobiliśmy… złe rzeczy. Umierali przez nas ludzie, łamaliśmy prawo. Popełnialiśmy… błędy których popełnić nie powinniśmy i ktoś przez to ucierpiał. Zasłużyliśmy. Te misje… to taka ostatnia szansa na odkupienie choć części winy. Jakaś dobra rzecz… rehabilitacja - odwróciła głowę, gapiąc się gdzieś na ścianę - Złamałam tajemnicę wojskową, nie każdy Parch musi być seryjnym mordercą, fanatykiem, albo chodzącym agresorem. Ludzie są różnie a my też… ciągle jesteśmy nimi. Gdzieś w środku. Dziękuję… jesteś pierwszą osobą, która powiedziała coś… tak miłego.
Chemik potarł wacikiem o kawałek pancerza Brown 0 obejrzał jak to wygląda i po chwili zastanowienia nabrał jeszcze trochę rozciągliwego pomarańczu.
- Tajemnicy wojskowej? Jesteś żołnierzem? - spojrzał krytycznie na czarnowłosą kobietę dość jasno dając znać, że nawet w pancerzu i z bronią to chyba słabo mu się wpisywała w stereotyp żołnierza. Wsadził wacik do jakiejś małej tuby i wrócił do skunera wsadzając tubę w jakiś otwór w jego wnętrzu. Usiadł na krześle i zaczął coś klikać tym razem ze zdecydowanie większą pewnością w ruchach i sprawnością niż poprzednio. - Nie wyglądasz na żołnierza. - powiedział Roy klikając w holoklawisze. Nagle znieruchomiał i odwrócił się do Brown 0. - Ale chyba nie jesteś jakąś psychopatką co? - zapytał zezując na nią dość podejrzliwym wzrokiem.
- Zresztą to nieistotne. - machnął ręką i wrócił do pracy na skanerze. - Ja rozumiem idee waszej formacji. Ale mam wątpliwości. Powinno być coś innego. Jakąś praca. Taka gdzie się nie ginie. No wy się zgłaszacie na ochotnika. No ale to wam się narzuca opcje wyboru. Ale pomyśl. A gdyby było coś innego? Jakaś praca? No w jakimś laboratorium na przykład? Bez tego strzelania i zabijania. - Roy mówił choć był pochylony nad aparaturą i coś tam w niej ustawiał, sprawdzał i zmieniał.

- Nie obawiaj się, nie zrobiłabym ci krzywdy nawet gdybym mogła. Nie wolno krzywdzić… jaki w tym cel? Zadawanie bólu, odbieranie życia… powinniśmy się szanować i traktować humanitarnie. Nie robić nic, czego sami nie chcielibyśmy doświadczyć, tak nie można. A Obroże mają wbudowany system bezpieczeństwa. Aktywują ładunek wybuchowy w chwili w której zrobimy trwałą krzywdę obywatelowi Federacji. W obrębie formacji możemy się zabijać, ale tylko w niej. Ludność cywilna i wojskowa jest bezpieczna. - Vinogradova zabujała kubikiem, siadając na blacie stołu - Nie byłam żołnierzem, zatrudniano mnie z ramienia sektora cywilnego, ale składałam przysięgi i podpisywałam stertę dokumentów na temat niejawności i przestrzegania regulaminu jasno mówiącego, że nie wolno było udostępniać jakichkolwiek informacji osobom postronnym. Żadnych, nikomu - westchnęła i dopiła napój, a kubek postawiła obok siebie - Etyka formacji jest dyskusyjna, to fakt. Gdyby była jakaś praca społeczna, bardzo chętnie bym się jej podjęła… ale wtedy gdzie kara? Laboratorium byłoby jak zbawienie, a gdyby jeszcze… ktoś… moglibyśmy mieć odwiedziny - zacięła się, a przed oczami stanął jej Mahler. Pewnie zapomni o niej ledwo opuści Yellow, ale wizja w której mogłaby go widywać cyklicznie była tak piękna, że nie chciała się dać stłamsić - Zresztą nie każdy by się nadawał. Pracowałam przy dekryptażu, znam się na komputerach i Sieci. Szyfrowaniu i łamaniu kodów, praca naukowa mi nie straszna, ale… nie wyobrażam sobie aby Chelsey wytrzymała w takim miejscy dłużej niż godzinę bez niszczenia czegokolwiek. Jest miła, tylko specyficzna… i jeżeli zobaczysz Amandę w jej towarzystwie to lepiej nie podchodzić. Trzeba podziwiać z daleka - parsknęła.

- Aha. No tak rozumiem. - pokiwał głową Vissner zerkając kilkukrotnie na Mayę. Dalej jednak głównie patrzył na holomonitory. - Nie macie wizyt? Chyba powinniście mieć. - zmrużył oczy chyba nie będąc pewny czy jest jak mówi. - I słuchaj no ja rozumiem, zbrodnia i kara, i że jakoś to musi być unormowane. Ale i tak nie powinno wysyłać się nikogo do walki z tymi potworami. - pokręcił głową przesuwając coś na holoklawiaturze. Na jednym z ekranów powiększyły się komórki pewnie z tej krwi obcego jaką Roy badał. - I rozumiem, że nie każdy nadaje się do powrotu do społeczeństwa, że musi być jakiś nadzór. Ale chociaż niektórych z was powinno dać się inne szanse. No właśnie jakąś pracę. Coś łagodnego. - obok komórki pojawiły się jakieś wykresy, tabele i wzory chemiczne.
- Może trzeba by pogadać z jakimś prawnikiem? Poszukać czy nie ma jakiejś alternatywy. Albo stworzyć nawet precedens prawny. - chemik ciągle mówił mimo, że operował też przy okazji aparaturą badawczą.
- No i na widzenia czy przepustki to możesz zajść w ciążę. No wiem, to wieczne nie jest ale no przez jakiś czas powinno być lżej. No chyba, że ci to nie leży no to rozumiem. - dodał zerkając na nią szybko. Zaraz jednak wrócił do swoich wzorów i wykresów. - I o jakiej Amandzie mówisz? Bo tu jest taka jedna ale to w klubie. Nasza gwiazda. Mnie, zwykłego chemika i korposzczura to na nią nie stać. Ale czemu o niej mówisz? I kto to jest ta Chelsey? - temat dziewczyn chyba zaciekawił chemika bo zaczął się o nie podpytywać.

- Chelsey. Diaz. Dwójka. Dziewczyna z grupy Black… one się lubią z Amandą, taką śliczną blondynką. Chelsey ją uratowała przed tymi potworami - Vinogradova odpowiedziała najpierw na pytania, gorączkowo układając w głowie to co usłyszała. Prawnik, precedens… mogłaby wykonywać pracę zamiast siedzieć w celi? Wrócić… do społeczeństwa? Mieć szansę… na normalność po tym wszystkim?
Milczała długo, patrząc na zaciśnięte w pięści ręce.
- Nasze więzienia są daleko, podróż jest koszmarnie droga. Ciężko o pozwolenie na wizytę. Trzeba też… mieć kogoś, kto by chciał cię odwiedzić. Często nie mamy już rodzin, a nawet jeśli mamy to nie chcą mieć z nami nic wspólnego. Albo ich nie stać. Albo nie mogą się przebić przez procedury… zresztą. Wyobraź sobie, że… że jesteś takim Parchem i… poznajesz kogoś. Sympatycznego, zabawnego i… zaczyna ci zależeć… zaczynasz się przywiązywać i ta osoba też się przywiązuje. Może przeżyjesz misję, może nie. Masz szczęście to wrócisz do celi z której nigdy nie wyjdziesz. Jeżeli… przywiążesz kogoś do siebie, będzie cierpiał. Bo nie będzie szansy na cokolwiek… normalnego. Jeśli ci naprawdę zależy nie zafundujesz mu czegoś takiego. To potwornie samolubne - obraz jej się rozmył, mokra kropla spadła na rękę - Ty już zmarnowałeś swoją szansę, lepiej żeby zapomniał. Dla jego dobra… a co do ciąży to nas sterylizują podają… - uniosła nagle głowę - Jesteś chemikiem, umiałbyś… to cofnąć? Sterylizację? Sprawić żebym zaszła w ciążę? Oczyścić organizm, albo… nie wiem, nie jestem lekarzem. Ludzie różnią się od komputerów, nie mój zakres kompetencji.

Roy odwrócił wzrok od skanera i spojrzał na siedzącą na stole dziewczynę. Słuchał jej, chyba się wahała ale w końcu wstał i podszedł do niej.
- No nie płacz. Albo płacz. Nie wiem. Nigdy nie wiem. - powiedział chemik przyciskając Parcha do siebie w niosącym pocieszenie uścisku. - Poznałaś tu kogoś? I masz potem wrócić do celi? I potem znów jechać na coś takiego? To straszne. - powiedział chemik wzdychając ciężko i milcząc dłuższą chwilę. W końcu jednak odwrócił się i usiadł na stole obok Vinogradovej. Wziął w ręce jej kubek, zamieszał i upił łyk. Chwilę na niego patrzył nim się znów odezwał.
- Nie wiem co masz. Ale jeśli to standardowa blokada… - zawahał się wyraźnie ważąc słowa i pomagając sobie w tym miarowymi ruchami papierowego kubka. - … no to znam teorię. Praktykę właściwie też. Ale tak w probówce. A tutaj to bym się bał. - wskazał palcem na brzuch Brown 0. - To są silne chemikalia, szkodliwe dla zdrowia. W probówce na pewno rozpuszczą co trzeba. Ale w żywym ciele trzeba by podać z osłoną. Inaczej wszystko ci tam w środku popali. No i to sama chemiczna strona takiego numeru. A jest jeszcze medyczna. Pewnie trzeba by podać jakieś usypiacze no i dobrać tą osłonę. To już bez medyka, prawdziwego medyka a nie takiego jak ten tutaj, to będzie ciężko. Właściwie sam tego na pewno nie zrobię. - Roy siedział na krawędzi stołu i omawiał jakie widzi ryzyko i trudności w takim zabiegu. O tym lekarzu co tu był przed nimi to najwyraźniej nie miał dobrego mniemania. - Jest jeszcze samo podanie tego wszystkiego. Ja sam mogę zrobić takie coś co właściwie sama możesz sobie wsadzić. No i wtedy idzie się na masę. Wytworzy się taka piana z której część powinna dojść gdzie trzeba i zostaje mieć nadzieję, że rozpuści co trzeba. Można też przygotować o wiele mniejszą dawkę no ale to już trzeba by ją precyzyjnie umieścić na miejscu. To już robota chirurga ani ja ani ty tego nie zrobimy. Tak to wygląda. Przynajmniej dla mnie. - westchnął i spojrzał na twarz siedzącej obok niego kobiety. - A z prawnikiem to pogadaj z tym całym Morvinoviczem. Ta jego papuga go tyle razy wybronił, że aż nie wiem. Zawsze coś znalazł inaczej już dawno by ten Rusek siedział albo był spłukany. Nie wiem czy ci pomoże no ale może. I chyba jedyny prawnik jaki dał się tu zamknąć. - wzruszył ramionami Roy patrząc znowu na kubek i dopijając resztkę kawy.

Nadzieja było paskudnym stworzeniem. Wystarczył niewielki zastrzyk pożywki, żeby zaczęła rozrastać się w postępie geometrycznym. Brown 0 objęła naukowca i przyciśnięta do niego słuchała co mówi. Nie wyła, nie mówiła nic, tylko siedziała, a łzy płynęły jej po policzkach. Rozmowa obudziła coś, co umarło razem z zapadnięciem wyroku, ale ciągle pozostawała masa komplikacji i niepewności, czy się uda.
- Ma na imię Johan, jest tutaj, po drugiej stronie włazu. Nie wiem czy jeszcze żyje, nie mam jego paramentów na HUD. Ostatnio gdy rozmawialiśmy strzelali się z tymi potworami… i jeszcze nie wrócili. To jego między innymi trzeba przebadać - szeptała bo głośniejsze dźwięki nie przeszłyby przez ściśnięte gardło - Nie mam jak zapłacić prawnikowi, a do pana Morvinovicza… nie chcę nadużywać jego gościny i tak bardzo nam pomógł udostępniając ambulatorium… ale spróbuję. Jak on się nazywa? Jaki jest… myślisz, że będzie chciał pomóc? Chyba… i tak najpierw powinnam spytać naszego gospodarza o zgodę, żeby nie myślał, że próbuję mu coś knuć za plecami w jego własnym domu. Nie wypada… to by było niestosowne. - podniosła wzrok, ocierając oczy dłonią - Mogłabym cię prosić, abyś przygotował to… antidotum? Tak na wszelki wypadek. Może… może się uda. W Seres wciąż pozostali pracownicy których grupa Black ma ewakuować… o ile jeszcze żyją. Wciąż… może się udać.

- O matko… -
mruknął Roy gdy usłyszał kogo na myśli ma Parch i w jakiej sytuacji się on znajduje obecnie. - Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Tobie też. - powiedział klepiąc ją współczująco po ramieniu. - Wam obojgu. - kiwnął głową. - A czy nas gospodarz ci pomoże to nie mam pojęcia. Ale jak nie masz kasy to chyba lepiej go poprosić. Wpuścił cię i mnie tutaj więc chyba mu podpasowałaś. Może będzie coś chciał a może pójdzie a ładne oczy. - wzruszył ramionami. - A papug nazywa się Kuzniecov. Oleg Kuzniecov. - dodał patrząc na czarnowłosego Parcha. -Tak, mogę przygotować ten specyfik. - zgodził się na koniec.

- Dziękuję Roy - Brown 0 objęła go i pocałowała w policzek - Za rozmowę, pomysłowość i pomoc. Pójdę do pana Morvinovicza, poproszę o możliwość rozmowy z jego prawnikiem. Może... ciągle używam tego słowa - spróbowała rzucić dowcipem, wstając ze stołu i z ciężkim sercem podeszła do drzwi wyjściowych. "Może" - ostatnio ciągle to powtarzała.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline