Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2017, 01:00   #146
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ze wszystkich upierdliwości wszechświata, skąd do ciężkiej kurwy w tych zasyfionych podziemiach wzięła się kamera i to na dokładkę z jazgoczącą niemiłosiernie suką, opisującą na głos jak bardzo grupa Parchowo-militarno-cywilna ma przejebane?! Nash nie ogarniała do końca co się wokoło dzieje. Dopiero co spadała razem z pieprzonych Meksem kolejką szybową prosto w dół, ściskając go za rękę i czekając na wstrząs, który wyłączył resztkę świateł. Zagadką pozostawało jakim cudem przeteleportowała się od windy do sali - kojarzyła urywki, poblask jasnych smug świateł majaczących nad głową i niskie, rozciągnięte do basowego buczenia głosy, otaczające ją zewsząd i znikąd jednocześnie. Ostatnie co pamiętała to pełne napięcia ciemne oczy, dostrzeżone w przebłysku technicznej lampy, a potem… potem się posypało. Znaczy oni się posypali. Powinni tam zginąć, zostać pod aglomeratem giętej blachy, cegieł i kabli. To, że Mahler wyciągnął kumpla rozumiała, ale czemu pomogli i jej? Przecież była Parchem i wbrew temu co tak pieprzyli obaj o wspólnej robocie, pozostawała mięsem armatnim. Kolejną lufą wymierzoną we wroga, po stracie której nikt nie będzie płakał. Mimo tego wyciągnęli ją, ryzykując cholernie dużo. Ciągnięta przez Amandę Ósemka miała chwilę czasu, aby uważnie im się przyjrzeć - Mahler wydawał się w miarę cały, wciąż ściskał karabin i sprawiał wrażenie, że panuje nad sytuacją, bądź cholernie dobrze udaje. Przejął rolę eskorty. Patino zaś żył: oddychał, przebierał kulasami i to znacznie żwawiej od saper. Widziała szereg rozcięć na jego twarzy, pył i brud osiadły na powgniatanym pancerzu - poza tym wydawał się w porządku, choć to jego wciągnęło do szybu, a ona tylko… bardzo nie chciała, aby zginął. Plan chwilowo wykonany, gdzieś po lewej stronie żeber poczuła ulgę. Udało się, przeżył. Pieprzony idiota z poczuciem humoru tak drętwym… potrafiącym wywołać na piegowatej gębie cień uśmiechu, nie zawsze cynicznego, a nawet jawny rechot.
Podobne rozmyślania musiały jednak zostać odłożone na bok, przynajmniej do momentu aż znajdą się bezpiecznie za wrotami bunkra.
Teraz mieli na głowie inne problemy, a trzęsące się ręce i kołowanie w głowie nie pomagały się skupić, tak samo jak kłujący ból boku, towarzyszący każdemu gwałtowniejszemu ruchowi i ciepło sączącej się pod pancerz krwi. Walcząc ze sztywnymi palcami, Parch wyłuskała z uprzęży medpaka, zemszcząc w myślach na ich ilość. Zostały dwa z pięciu, do tego parę stimpaków, a zabawa jeszcze się nie skończyła. Trzymając się ściany przeszła te parę kroków, by bez ostrzeżenia wbić przedostatnią jednostkę medyczną w bark Latynosa. On również oberwał w tej windzie, a jeśli miał się na coś przydać musiał ogarniać - tak sobie tłumaczyła, spychając na dalszy plan powody bardziej naiwne, niepotrzebne w tej chwili.

Cofnęła się, pakując we własne ciało najsilniejszą posiadaną dawkę prochów. Ledwo nacisnęła dozownik, po poszarpanym organizmie rozeszła się ulga tak obezwładniająca, że wyrwała ze spieczonych ust cichy jęk. Kobieta zachwiała się i przymknęła oczy, a szeroki uśmiech stanowił najlepsze skwitowanie poprawy samopoczucia. Dyszała chrapliwie, szczerząc się po wariacku, jakby nagle wygrała główną wygraną na loterii. Rany zasklepiły się, wypełnione dotąd ołowiem kończyny znów odzyskały sprawność. Przekrzywiła kark w lewą stronę, chrupnęły przestawiane kręgi. Powtórzyła czynność z prawą stroną przy identycznym efekcie.
- Dajcie granaty. P.panc, napalm, fb, cokolwiek. Jadę prawie na pusto. Jak stoicie z ammo? - stukała pospiesznie w holo Obroży, a lektor przekładał litery na słowa. Wolną ręką macnęła kieszenie, tym razem wyjmując dwa stimpaki. Jeden podała Amandzie, drugi poleciał do Jenkinsa, była im to winna - Trzeba zabezpieczyć. Zaminować teren. Czekać, potem wysadzić. Tam leży krata. Kurwa - dopisała słysząc chóralne zawodzenie polującego stada i choć syntezator nie przekazywał emocji, warkot i zgrzytanie parchowych zębów skutecznie to nadrabiały. Ale się wpierdolili, kurwa jego mać… i jeszcze z cywilami, zwłaszcza blondyną od Diaz. - Tam leży krata mozna zapchacdziure. Jazda!

Obydwa pistolety huknęły ogniem prawie w tym samym momencie. I żołnierz z Armii i marynarz z Floty prowadzili ogień w przeciwnych kierunkach. Patinio stał w drzwiach do pomieszczenia z filarami i strzelał do poczwar wewnątrz niego. Mahler prowadził ogień w kierunku z którego przybyli. Pomiędzy nimi była Black 8 stimpakująca cywili i oni sami.
- O rany one nas tu zaraz zjedzą! - Amanda przyjmując stimpak od Nash wydawała się przestraszona i bliska płaczu. Naukowiec astroarcheologii choć nie odzywał się też wyglądał na przestraszonego. Najbardziej nad sobą zdawała się panować reporterka choć w spojrzeniu i nerwowych ruchach głowy też nie można było powiedzieć, że nic jej ta sytuacja nie bierze. Para żołnierzy i marynarzy na krańcach ich grupki wydawała się choć chwilowo dawać odpór xenosom ale ile to potrwało to nie było wiadomo.

Black 8 wskazała na otwór nad ich głowami gdzie znajdował się szyb wentylacji który xenos traktowały jak autostradę omijając wszelkie zapory i przeszkody zdolne powstrzymać ludzi. - Ja tam nie sięgnę. - Johansen pokręcił przecząco głową i choć już trzymał kratę to nie zdawał się zdolny do tak wysokiego skoku a co dopiero wmajstrowania kraty na miejsce. Conti spojrzała z uwagą na Parcha szykującego się do wrzucenia granatu by oczyścić okolicę. Niewielki pojemniczek poszybował w górę i znikł w czarnej otchłani szybu. Chwilę było słychać jak metal odbija i turla się o metal nim kolejne strzały obydwu żołnierzy z różnych formacji jej nie zagłuszyły. Na chwilę wszystko zagłuszyła eksplozja w szybie powodując dzwonienie w uszach i grupka ludzi wyraźnie się przegięła. Z okolicznych korytarzy i doszedł ich skrzek przestraszonych czy rozzłoszczonych xenos.

- Ja sięgnę. - powiedziała blondynka oblizując swoje pełne wargi i wpatrując się z troską w kwadratową czerń dziury w suficie. Było dość wysoko jak na skok bez żadnego wsparcia. - Ale przypilnujecie by mi żaden nie wplątał się we włosy co? - zapytała nagle opuszczając twarz na czwórkę otaczających ją ludzi. Ci spojrzeli na Nash, spojrzeli na pracownicę tego klubu i energicznie pokiwali głowami.

Amanda przykucnęła i odbiła się od ściany skracając sobie dystans lotu. Zaraz potem zawiesiła się dłońmi o krawędź dziury. Podciągnęła się i przez chwilę walczyła ze śliskim, gładkim metalem dającym słabe oparcie do czegokolwiek. Na krawędzi dziury, pod sufitem przez chwilę dyndały jej majtające się nogi i brzuch. W końcu jednak zdołała podrzucić się na tyle by złapać stabilną postawę.
- Dajcie kratę! - krzyknęła z góry wyciągając jedną dłoń po metal. Możliwość wsparcia jej były dość ograniczone. Dziura była dość wąska i Amanda, mimo, że szczupła wypełniała ją prawie całkowicie. Zdołała przenieść podaną kratę do środka i dalej mocowała się wewnątrz szybu z jej umocowaniem. Słychać było jak stęka i dyszy a metal zgrzyta o metal.

- Potrzebuję wsparcia! - krzyknął Patinio wciąż prowadząc gęsty ogień z pistoletu. Trafił kilka gnid ale wciąż nadbiegały kolejne, wyskakujące z dziury w suficie. Szyb też zabrzęczał odgłosami kleszczy i chitynowych odnóży.

Nash sapnęła z wrażenia, widząc jak gładko blondyna poradziła sobie ze wskoczeniem do szybu. Splunęła na ziemię, krzywiąc się w rozbawieniu. Jednak ten taniec na rurze do czegoś się przydawał, wyrabiając mięśnie i zwinność… no kto by pomyślał. Do tego odpadała konieczność podsadzania kogokolwiek, albo co gorsza, robienia za podnóżek. Podobnego upokorzenia Ósemka by nie zniosła, na dodatek przed pieprzoną kamerą. Wkurwiająca reporterka jazgotała swoje kwestie, dostając orgazmu na widok akcji, utrwalając całość dla potomnych, Federacji i chuj raczył wiedzieć czego jeszcze. Mogłaby się ruszyć i coś zrobić konstruktywnego, tępa kurwa, zamiast…
Parch splunęła po raz drugi, wracając myślami z przyjemnej strefy linczowania cywildekla, do spraw zgoła bardziej palących. Pomógł jej w tym krzyk Meksa, alarmujący i niepokojący jednocześnie. Szybki rzut okiem rozjaśnił sytuację - trep wciąż dychał, miał się dobrze i nic nie siedziało mu na karku… do czasu. Gnidy napierały z jednej strony, z drugiej pozostawało pilnowanie Amandy, aby nic nie wciągnęło jej do szybu i nie zmasakrowało pyszczka który tak się podobał Dwójce. Rozdwoić niestety się nie mogła, pozostawało więc wyjście pośrednie. Rozległ się metaliczny klekot odpinanej od pancerza puszki.
- Nie sraj ogniem Patino - lektor Obroży wymieszał się z chrypiącym dźwiękiem pośrednim między wizgiem duszonego człowieka, a kaszlem gruźlika, będącym prawdopodobnie śmiechem, choć ciężko było jednoznacznie stwierdzić. Szybki zamach ramieniem i w powietrzu, wraz z ironicznym uśmiechem, poszybował obły, okrągły kształt, śledzony czujnym wzrokiem złotych oczu. Przez jedno uderzenie serca saper wstrzymała oddech, lecz na szczęście dobrze wymierzyła i pocisk nie odbił się od drzwi, tylko gładko przeleciał Piechociarzowi nad głową, by zniknąć w głębi sali. Zaraz w syk potworów wkradła się dźwięczna nuta uderzającego o podłogę metalu, a sekundę później nastąpiła eksplozja, rozjaśniająca obszar za drzwiami i posyłająca w kierunku żywych falę gryzącego żaru razem z deszczem czarnych, spalonych drobin.

- Zaajeebiście! - Latynos z satysfakcją obserwował jak płonące kule xenosowych mięśni skwierczą, piszczą i gwałtownie szarpią się próbując uniknąć nieuniknionej agonii. - Dawać zanim się ogarną! - krzyknął i wbiegł do płonącego pomieszczenia. Zatrzymał sie przy pierwszym filarze spoglądając zza tej osłony na wnętrze sali. Reporterka i naukowiec popatrzyli niepewnie na Black 8 i wolne obecnie drzwi do sali zajmowane dotąd przez latynoskiego piechociarza. Zanim jednak zdążyli coś zapytać czy się ruszyć doszedł ich z góry pisk przestraszonej Amy. Jej nogi zaczęły dziko wierzgać a z góry doszły jej krzyki i głuche uderzenia o metal wentylacji połączone ze skrzekiem obcych. Amanda z dzikim wrzaskiem spadła na dół. Dr. Johansen próbował ją łapać ale okazał się zbyt niezdarny. Conti co prawda złapała tancerkę ale chyba zbyt słabo i w efekcie razem z nią wylądowała na posadzce. A wraz z nimi mały xenos wczepiony w plecy i włosy piszczącej i wierzgającej na wszystkie strony blondynki. Mahler pomóc nie mógł, wciąż strzelał do xenos nadbiegających z głębi korytarza. - Do sali! Pospieszcie się! - krzyknął nie odwracając głowy na dłużej niż jedno spojrzenie.

Ósemka krzyczeń nie mogła, zostawało warczenie i pospieszne wystukanie jednego prostego słowa.
- Spierdalać! - lektor przeczytał zlepek literek, podczas gdy Nash doskakiwała do szamoczącej sie grupy. Strzał przy takiej ilości celów postronnych pozostawał ryzykownym pomysłem, było tylko wyjście manualne, siłowe. Dobrze, że cel należał do tych małych… choć mógłby mniej wierzgać i się rzucać.

Na nogach oprócz Nash był tylko dr. Johansen. Ten zawahał się na chwilę spoglądając na nią, na szamoczące się z xenosem kobiety tarzające się na podłodze i otwarte drzwi. W końcu zdecydował i wybiegł przez drzwi znikając Parchowi z pola widzenia. Sama czerwonowłosa saper z Obrożą usiłowała pozbyć się małej wścieklizny z pleców wierzgającej tancerki. Jednak uchwycenie czy trafienie tak małego i bardzo ruchomego celu okazało się skrajnie trudne. Olimpia Conti zdołała odczołgać się z tego kłębowiska przez co zrobiło się trochę luźniej. Nash miała już do dyspozycji tylko jeden zaczepiony ze sobą cel. Udało jej się w końcu oderwać krabopodobne monstrum z pleców blondynki i trzasnąć go o ścianę a potem jeszcze raz kończąc wreszcie jego żywot. Blondynka chyba nadal była w ataku paniki bo dalej piszczała i tarzała się po podłodze zostawiając na niej krwawe smugi ze zranionych pleców. Conti zdołała powstać na własne nogi. Mahlerowi udało się zastrzelić nadbiegającą kreaturę w ostatnim momencie gdy już jej właśnie rozprute pociskami truchło zatrzymało się ślizgiem tuż przy jego butach. A korytarzem nadbiegały dwa następne. Magazynek zgrzytną suchym trzaskiem oznajmiając koniec amunicji. - Maag! - wrzasnął marine oznajmiając reszcie grupy o pustym magazynku. Czy by zdecydował się go zmienić czy użyć karabinu to nawet przy wybornym strzelaniu miał szansę zlikwidować najwyżej jednego szybkiego obcego.

Para zwinnych stworów zbliżała się nieubłaganie, podczas gdy Ósemka łapała za karabin. Dwa cele, cholernie szybkie. Zbyt szybkie aby dało się je zdjąć oba, zanim nie wpadną z impetem na cel. Dopiszę jej fart i zdejmie jednego. Pech zgapi, a Mahler pozbędzie się drugiego… jednak jeśli coś pójdzie źle, w ruch ruszą kły i szpony. Cywilom brakowało pancerzy w jakie zapakowano zarówno Parchy jak i żołnierzy. Potrzebowali tarczy, ubezpieczenia na czas zebrania dup celem przetransportowania ich dalej. Warcząc nie gorzej od gnid, Nash uniosła broń, odgradzając kobiety od agresorów. Tarczy nie posiadała, lecz wciąż nosiła pieprzone płyty. Parę razy już się sprawdziły, poza tym po Parchu i tak nikt nie będzie płakał.

- Wstawaj! Wstawaj już nic nie masz! Ona to z ciebie zdjęła już po wszystkim! Wstawaj! - Nash częściowo widziała a częściowo już tylko słyszała jak reporterka zamiast uciekać pochyliła się nad spanikowaną blondyną tarzającą się po podłodze i próbowała tak słowem jak i szarpnięciem podnieść ją i zmusić do opuszczenia korytarzowego lokalu. Złotooka saper i wygolony marine jednak już strzelali. Parch czuła napięcie gdy zwinne choć gnidy zbliżały się z każdym susem. Gdyby były troche wolniejsze, tego korytarza było trochę więcej, miała jeszcze tak ze dwa, trzy pociągnięcia cyngla więcej... ale nie miała. Mahler też nie. Obydwoje spudłowali o jeden raz za dużo i teraz małe kretury już próbowały im wypruć wnętrzności albo chociaż wyszarpać kawałek mięsa.

- Hej ty! Pomóż im dorwali ich! - krzyczała gdzieś za ich plecami reporterka chyba biegnąc i pomagając biec blondynie.

- Do schodów! Biegnijcie do schodów! - krzyczał zza ich pleców Patinio chyba nadal gdzieś przy filarze. Następny okrzyk już jednak i Black 8 i pewnie Mahler usłyszeli znacznie bliżej. - Fire in the hole na trzy! Raz! Dwa! - Latynos darł się i dał hasło jakie zwykle rzuca się przy ciskaniu granatów.

- Spierdalamy! - wrzasnął Mahler i odwrócił się łapiąc i pociągając za sobą Nash. Stwory rzuciły się w pościg za nimi ledwo chwilę potem.

- Trzy! - widzieli już sylwetkę latynoskiego piechociarza stojącego w progu. Cisnął pojemnik w ich kierunku a gdy przebiegali przez próg zatrzasnął drzwi. Prawie w tym samym momencie obydwa xenos zderzyły się z drzwiami i nastąpiła eksplozja.
- Do schodów! - krzyknął ponaglająco i na drugim krańcu sali było widać odbiegające plecy blondyny i reporterki.

W odpowiedzi Ósemka zaskrzeczała mu prosto w twarz, szarpiąc i pchając, byle ruszył do przodu. Poganiała obu trepów, choć zachęty dużej nie potrzebowali. Ruszyli pędem za cywilami z Parchem zamykającym mini-procesje i zabezpieczającym tyły. Było dobrze, wciąż żyli.
Los jednak lubił być przewrotny - Nash przekonała się o tym nie raz.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline