To było wspaniałe! Kurwa euforyczne! Ta walka, dał w niej z siebie wszystko, pięknie mu odpłaciła. Stosy trupów, zwłok poszatkowanych i nadpalonych, tak że wystarczyło jedno spojrzenie, by po smrodzie spalonego mięsa i strużek dymu wznoszących się krętymi zawijasami, rozpoznać trasę, jaką pokonał przebijając się przez szeregi wrogów. Długa, kręta, najeżona strzaskanym orężem i nie tak całkiem ludzkimi szczątkami. Wciąż go nosiło. Pomimo obolałych od wymachiwania młotem ramion, pomimo nóg, które przez ostatnie godziny nic tylko biegały, skakały i kopały a teraz coraz trudniej odrywały się od ziemi, nie potrafił się zatrzymać. Nie gasł w nim w nim ten rozpalony walką wir ognia i gniewu, czuł że wciąż jeszcze musi coś zrobić.
- Gdzie jest nagini? Gdzie ta zdzira Sasisja?! - zawołał szukając odpowiedzi w oczach wojowników Nar. Ci, których spojrzenia pochwycił, pokręcili przecząco głowami, bardziej zainteresowani dobijaniem rannych i łupieniem. Zmusił nogi do truchtu i ruszył rozglądając się po niedawnym polem walki. Po paru chwilach, w morzu krwawej monotonii, dostrzegł Me’Ghan. Stała bez ruchu, wpatrując się w coś na ziemi.
- Widziałaś Sasisję? - zawołał i zwalniając kroku skierował się do kobiety. Nie unosząc oczu pokręciła głową. Ten gest już go wkurzał.
- Co jest? - Choć miał tyle miejsca, to kierując się złością podszedł do Me’Ghan od tyłu i stanął tuż za jej plecami. - Co tam masz? - Nachylił się i niemal ocierając się o jej policzek spojrzał na ciało spoczywające u ich stóp. Gniew nagle minął, gdy tylko rozpoznał w trupie osobę. To był cios, Wachlarz, jeden z nich, z dziesiątki, która miała zmienić porządek tego świata był martwy. Już niepewnie, z delikatnością na jaką tylko było go stać, położył dłoń na ramieniu kobiety.
- Co teraz? Czy on… wróci? Jak to kurwa możliwe? - Nagle, dopiero co odniesione zwycięstwo zyskało gorzki posmak. |