Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-06-2017, 19:51   #29
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
współwinni zbrodni: Czytboy i gościnne Kenshi


Poruszenie na pomoście przyciągało uwagę. Ruch, pokrzykiwania i śmiechy, mieszały się z cichszym szumem wody, uderzającej o wysłużone, omszałe podpory. Jezioro w przeciwieństwie do lasu i dusznych, nieklimatyzowanych domków oferowało orzeźwiający chłód, jakże przyjemny w zestawieniu z lejącym się z nieba żarem. Szukającej drogi nagłej ewakuacji od pozostałych Vesnie para kajaków wydawała się spełnieniem marzeń. Zupełnie jakby jasny promień światła padł prosto na chyboczące się łódki, fundując rozwiązanie przynajmniej części problemów. Szybko pokonała pas trawy i stukając obcasami o drewniane dechy, podeszła z uśmiechem do grupki pływaków.
- Znajdzie się jeszcze jedno miejsce? - spytała, poprawiając oparty o ramię parasol.

- Jasne, wskakuj! - Danny’emu aż się oczy zaświeciły, gdy zobaczył Vesnę. - Fajnie, że chcesz się z nami zabrać. Pływałaś już kiedyś czymś takim?

- Ja mam wolne. To pakuj się. - powiedział Brooks wskazując głową na puste, przednie miejsce w kajaku. - Tam są wiosła to weź sobie jakieś. - machnął znowu wskazując na przystań. Zerknął w górę ale Słońce smaliło tak po skórze jak i oczach więc widział głównie stojącą nad sobą sylwetkę Chorwatki. - I ten. Moglibyśmy już odpłynąć bo się reszta zleci a ja na taką zgraję sprzętu nie mam nie? - wyjaśnił Brooks z wciąż pociętą i napuchniętą twarzą po wczorajszych przygodach.

Pytanie odrobinę skrępowało brunetkę. Popatrzyła na Danny’ego przepraszająco i rozłożyła ręce w geście bezradności.
- Ja… nie mijala okazji, ale szybko się uczę - podsumowała pogodnie, za poradą Brooksa zaopatrując się we wskazany suwenir. Ciężki, podrapany kawałek drewna źle leżała jej w rękach, nie miała jednak zamiaru narzekać. Ostrożnie podeszła do krawędzi molo i przysiadłszy na deskach, powoli rozpoczęła proces pakowania do kajaku, co stanowiło dość ciężkie przedsięwzięcie, gdy na plecach dyndała gitara, a dłonie zajmowało wiosło - Gdzje płyniemi? - rzuciła pytaniem, dzieląc uwagę miedzy towarzystwo i chwiejną skorupę na wodzie. - Jack… byłbyś ta miły i pomógł? To straszni buja.

- Nie słuchaj go. On żartował z tą rybą. - powiedział Jack gdy Vesna wpakowała się do środka. Łypnął okiem i tym drugim z rozciętym łukiem brwiowym i zaklejonym plastrem też na Danny’ego dając znać by się spacyfikował z takimi odzywkami. - Masz gitarę? A ten. A umiesz zagrać coś punkowego? - instrument mu się wydał bardziej ciekawy od skrzypiec z jakimi najczęściej widywał Chorwatkę. Właściwie to nawet nie wiedział, że na gitarze też gra. No ale gitara była zdecydowanie bardziej punkowa niż skrzypce więc jakby Vesna mogła coś zapunkować to by było naprawdę zajebiście. - A płyniemy tak sobie. Będzie jakieś miejsce to się zatrzymamy. - machnął ręką Brooks najwyraźniej nie przejmując się docelowym miejscem przybicia do brzegu.

- Alien Ant Farm, Nirvana, Papa Roach, Bad Religion… inne żiczenia?
- Vesna wyszczerzyła się, siadając wygodniej z przodu łódki - Jak ty zajmiesz się wiosłowaniem, mogę pograć, nie problim - wzruszyła ramionami, odkładając wiosło i łapiąc za gitarę - Coś tam ja zna i zawsze można… imprjowizowac’.

- Dobra. Ale połóż wiosło przed sobą by nie zgubić. Albo wsadź do przodu kajaka jak dasz radę. - Brooks zgodził się wiosłować za dwójkę ciekaw muzycznych talentów Vesny. Odbili od brzegu i Brooks miarowo wiosłował wodę zastanawiając się co wybrać. - Może Nirvanę? - zapytał zerkając na plecy i ciemne włosy Chorwatki.

W odpowiedzi uderzyła w struny, wydając z instrumentu pierwsze takty. Przymknęła oczy i nagle nawet piekące niemiłosiernie słońce przestało jej przeszkadza. Kołysała się w rytm muzyki, nucąc do kompletu pod nosem i wybijając rytm stopą. Wydawało się, że w jednej chwili za pomocą paru ruchów dłoni, znalazła się w innym świecie, a to co widziała pod powiekami musiało ją niezmiernie cieszyć.
- Jak będzie ci ciężko to powidz, my sje zmienimy… znaczy wezme wiosło - rzuciła przez ramię, na moment otwierajac lewe oko.

- Jest dobrze. Zasuwaj dalej. - odpowiedział z uśmiechem Brooks. Brakowało co prawda wokalu ale kurde ta Ves to jednak miała smykałkę w łapach do tej muzy. A myślał, że gra tylko jakieś Bethoweny czy inne takie głupoty na tych skrzypcach a tu jednak proszę jaka niespodzianka. Zapowiadała się całkiem fajna ta wycieczka. Przynajmniej teraz na te kajaki. - Nie wiedziałem, że umiesz grać na gitarze. - powiedział do pleców Vesny.

- Ty dużo o mnie nie wi - zaśmiała się dźwięcznie, odchylając głowę do tyłu. Muzyka niosła jej przyjemność, cieszyła się, że może się nią dzielić jeszcze z kimś. Grać coś, co nie wymaga pełni skupienia i niemego odliczania taktów aby zmieścić się w odpowiednim tempie - Na gitarze, skrzypcach, wjolonczeli, harfje, fortjepainie, flecie, kortiabasie, waltornji, pierkusji. Próbowała dzwoni rurowe… tylko jakoś nie chcą… grac’ dobrze. Tydziń tjemu zaczęła się uczić saksofonu… ale dopiero poczatek. Jak się naumi to też ci może zagrać - zaproponowała i zaraz dodała - O ile będziesz chciał. Albo mogę cię nauczyć gitary. Nic trudnego, a koi smutek i relaksuje.

- Grasz na perce?
- to wyznanie zaskoczyło Jacka. Laski na perce to była rzadkość. Z gitarą czy skrzypcami spoko. Ale na perce no to było rzadkość. Brzmiało trochę jakby Chorwatka mogła robić za małą orkiestrę. Nad jej propozycją zastanowił się. Grać na gitarze? To było ciekawe. Gitary były punkowe. I metalowe też. W ogóle gitary były kozackie. Grać na gitarze? Brzmiało kozacko. - No… Nie wiem. Pan Parker mówi, że ja się łatwo denerwuje. I mam problemy z tą. Agresją. I skłonność do przemocy i takie tam pierdoły. Znaczy, że powinienem coś sobie znaleźć. Jakieś ujście. Tak skumałem co gadał. Nie wiem czy dobrze. Znaczy no wiesz, te gitary to fajne i takie punkowe no ale no mnie wszystko jakoś się samo rozwala. Nie wiem jak. No jak tamta ściana w babskim kiblu. No kurwa mać, powinni dać mi medal czy coś, że ich uratowałem. A te dwie stare prukwy na mnie wskoczyły jakbym nie wiem co zrobił. Rozwalił ścianę czy co. - westchnął Brooks wiosłując przez jezioro. Myśli popłynęły mu od jednego skojarzenia do drugiego i jakoś czuł, że znów adrenalina mu skacze w żyłach jak sobie przypomniał o tamten cholernej ścianie i tych laskach co się darły a nawet rzucały go czymś tam i jeszcze tą całą chryję co wyszła potem. O co ta pretensja!? Samo się przecież zrobiło a o tylko wypadł przez ścianę. No zdarza się. Co? Nikt nigdy nie wypadł przez ścianę czy co?

Wystarczyło jedno, głupie słowo. Nazwisko wyciągnięte ze zwykłej codzienności, by twarz Vesny przeciął bolesny skurcz. Simon prześladował ją nawet tutaj, pośrodku jeziora i kilkaset mil od St Cloud. Wciąż nie potrafiła wyrzucić z głowy echa ich ostatniej rozmowy, choć usilnie próbowała, zajmując się czymkolwiek, byle nie dać wspomnieniom pola do popisu. Nie miało to sensu, przecież dopiero przyjechali i mieli przed sobą cały tydzień w leśnej głuszy, zaś po powrocie…
Westchnęła dyskretnie, ciesząc się, że dzięki ustawieniu tyłem do rozmówcy, nie widzi on jej twarzy. Nad głosem panowała, mimika była kompletnie inną rzeczą.
- Ja słyszała… o tej ścianie. Brzmiało groźnie. Cieszę się, że nic ci sje nie stało. Musiała być stara i zmruszala. Dobrzi, że nie upadła na ludzi, bo by byla tragedia. - wykrzesała cały optymizm, jaki jeszcze w niej siedział, przyjmując lekki, współczujący ton. Grana melodia również się zmieniła, zwalniając do spokojnego, kojącego rytmu.
- Pan Parker dobrzi mówi, trzeba sobi znaleźć odskoczni, swoją własną. Muzika dobra… i ty sje nie przejmui. Ja dużo gitar mam w domu, jak któraś pęknie, to ci da nową. A próbowałeś malować? Albo grać w jakiś sport? Zmęczenie też dobre, wypala gniew. Każdi z nas ma swoi diemony, Jack. Sztuką jest… ech - westchnęła, szukając gorączkowo pasujących zwrotów. - Nie ma sensu z nimi walczyć, ale nauczyć się z nimi współżyć. Karmić… żeby spały. Jesteśmi jacy jesteśmi, nie zmienimy tego. Ali my możemy… znaleźć kontrolje… wybacz, brakuji mi słów - uśmiechnęła się niepewnie, spoglądając przez ramię - Będe ci griać i uczyć, zobaczi będzie fajnie.

Jack wiosłował chwilę wpatrzony w plecy grywalnej towarzyszki i przemijający wody krajobraz. Z perspektywy kajaka wszystko wydawało się wysokie i duże. - Znaczy ten. Ja jestem normalny nie? Nie mam żadnych demonów ani jobla okey? - powiedział niezbyt pewny czy dobrze rozumie brunetkę siedzącą z przodu. Nie miał z tym problemów. Chyba. Znaczy pan Parker nie mówił, że ma i on sam też nie uważał, że ma bo przecież wszystko przez pech i złych ludzi. - Lubię ten kawałek. No a z gitarami spoko. Tak tylko mówiłem. Wiesz jak coś się zepsuje to ja mogę naprawić. Ale nie wszystko. Z gitarą miałbycm chyba problem. - wyjaśnił co nieco swoje motywy i znów przemilczał kilka machnięć wiosłem. - A z tą ścianą to dzięki. Wczoraj to się mnie nikt nie spytał czy jest okey. Tylko darli się za ten prysznic i tą ścianę. - pożalił się towarzyszce. Chyba była pierwszą osobą co wreszcie powiedziała mu coś miłego o tej cholernej ścianie. A nie jak zwykle co wszyscy się na niego darli i obwiniali.

Chorwatka pokręciła nieznacznie głową, a jej uśmiech stał się odrobinę krzywy. Powinna bardziej się przykładać do lekcji angielskiego z Sam zamiast… zajmować się innymi czynnościami niebyt pokrewnymi nauce. Dzięki temu obeszłoby się bez nieporozumień i ciągłych fau pax.
- Agriesja, mielancholja… złe uczucia które w nas mieszkają. O to mi chodzjilo. Wszysci je mamy, ale nje wolno sje im podawać i pozwolic’ aby wzijeły kontrolę. Ty jest całkowicie normalni, Jack - wyjaśniła drobne nieporozumienie, mając nadzieję, że tym razem niczego nie pomiesza. Przestała grać i zamiast ściskać gryf, podniosła dłoń do szyi. Chwilę przy niej majstrowała, odwijając optymistycznie kolorowy szal, by następnie zamoczyć go w wodzie. - Przyłożi do twarzy. Jest ciepło, a jak ciepło to sje bardzi puchnie. Zrobi ci sje lepiej, a ja będę spokojniejsza - wyciągnęła materiał za plecy.

Co prawda bardziej z tego wyszła opaska zahaczająca o sporą część głowy a nie okład na twarz ale i tak było fajnie.
- No pewnie, że jestem normalny. Tylko ciągle mam pecha. I trafiam na wrednych, cwaniackich typów. - burknął Jack wznawiając wiosłowanie. Jakoś jednak zrobiło mu się lżej ja ta Chorwatka okazała mu dobre słowo i
- Dzięki Ves. - powiedział Brooks przestając na chwilę wiosłować i przewiązując sobie zmoczony szal na głowie. gest a nie darła się się jak wszyscy.

- Nie ma sprawi. - dziewczyna wróciła na poprzednią pozycję, w powietrzu znów popłynęła muzyka. - To już wie, gdzie isc’ jak zatnie futerał skrzypiec, albo zamek w domku. Ja ma dwie lewi ręci do praci takiej… i papa by zawału dostał, jakby z młotkim mnie zobacził. Nie pozwala mi ćwiczyć na boisku, a co dopiero machać młotikm. Ty zdolni skoro umie takie rzeczy, a teraz wygląda… wyglądasz jak Rambo - zażartowała, podsuwając temat bardziej optymistyczny niż pech. Skoro chłopak miał smykałkę do majsterkowania należało zająć go właśnie tym. Pokazać plusy, zamiast minusów i podbudować komplementem. Prosty zabieg, którego nauczyła się od ich szkolnego psychologa. Sapnęła cichutko, kotwicząc wzrok na szybko zbliżającym się brzegu i drugim kajaku, który już zdążył do niego przybić. W ich wypadku napęd stanowiła jedna para rąk, szło więc wolniej - Nie jestem ani cwana, ani wriedna. Będziesz chcjal pogadać, albo coś się stani to… wal śmiało? Tak sje mówi?

- Rambo to miał mięśnie. I fajną spluwę. I nóż. I łuk.
- gdy padło imię znanego filmowego i firmowego herosa Brooks przypomniał sobie z czego znana jest ta postać a czego on sam nie posiadał. Ale samo porównanie mu się spodobało. - No jak nie jesteś cwana ani wredna to będziesz mieć chujowo w życiu. - powiedział po paru machnięciach wiosłem w trosce o przyszłość tej miłej kajakarki. No co prawda nie wiosłowała ale była w kajaku i wydawała się ok a nawet fajna to Jack był gotów przymknąć oko. - Ale ten. Wiesz jakby coś ktoś ci jechał albo co to mów. Ja tam mogę wziąć go za chabet. Wiesz mnie na opinii nie zależy i tak mnie pewnie po wczorajszym wyjebią ze szkoły. Chuj im w oko poradzę sobie i bez nich. - Brooks chciał być miły ale miał kłopot z tego okazaniem. Przynajmniej słowami. Nie miał pomysłu co właściwie powinien teraz powiedzieć. Próbował się więc chociaż zrewanżować ofertą pomocy.

- Dziękuję Jack - Vesna słuchała, a gdy nastała cisza powiedziała to, co zwykle w podobnych sytuacjach trzeba powiedzieć, choć tym razem nie była to tylko formułka, ale szczera wdzięczność, przeganiająca chłód z okolic splotu słonecznego - Jakby chcjeli, to już by cię zawiesili, więc ty nie ma się co martwić. Nikomu nie zrobiłeś krzywdy… trwałej. Wipadki chodzą po ludzjach, takie życie… i nie musisz siam sobje radzic’. Od czegoś są przyjacjele, prawda? - wylała z siebie wiaderko optymizmu - Ty się mną nie martwi, ja i tak niedługo wyjedzie… a na razie jest w porządku. Tutaj mili ludzie… i tacy wyluzowani. Chyba że pani Hoy, ale nie ona jedna tutaj.

- No właśnie. - choć towarzyszka z przodu kajaka tego pewnie nie widziała Jack pokiwał głową zgadzając się z jej tokiem myślenia. - Nikomu właściwie nic się nie stało. Przesadzają i panikę sieją. Właśnie jak mówisz, wypadki. Przecież rany to normalne, że czasem jakaś ściana się zawali albo ktoś się potknie i uderzy głową w ławkę. Jej. Co dzień takie rzeczy się przecież zdarzają. - doszedł do wniosku, że dotąd z tą Chorwatką jakoś się specjalnie nie zadawał ale właściwie jest w porzo. Mówiła z sensem i jak tak mówiła to sam Brooks nabierał przekonania, że to wszystko to był przypadek. Tylko pechowo zakręcony wokół jego pechowej osoby. No dobra trochę tam temu tumanowi pomógł wpaść na tą ławkę. A tamtą rurę i ścianę trochę pokopał. Ale przecież nikt poza nim nie musiał o tym wiedzieć prawda? Jakby wszyscy ludzie było tak w porządku jak Ves to by wszystkim żyło się lepiej i spokojniej. Dlatego czujnie zwrócił uwagę na dalsze słowa Chorwatki. - Wyjeżdżasz? Kiedy? Dokąd? Na studia czy coś? - w sumie to nie było takie dziwne. W końcu ostatnia klasa i sporo osób się rozjeżdżało. A do tego Ves była chyba muzyczką czy artystką czy coś to w ogóle kosmos jak na podwórkowo - uliczne horyzonty Brooksa. Chociaż teraz to myśl, że ta czarnulka wyjedzie jakoś wydała mu się bardziej przykra niż gdyby miał wyjechać ktokolwiek z tej bandy co chodził z nimi do szkoły.

Zadane pytania położyły się cieniem na bladej twarzy gitarzystki, przeganiając goszczącą tam dotąd pogodę ducha. Westchnęła ciężko, wzruszając ramionami i obracając twarz w stronę opuszczonego niedawno brzegu. Podobało się jej w St Cloud, zdążyła polubić tutejszą społeczność, a nawet zadomowić się na tyle, na ile pozwalała sytuacja. Myśl o tym, że po raz kolejny przyjdzie pakować walizki i wyjeżdżać tam, gdzie na co dzień otaczać ją będę ludzie gdzieś o dekadę starsi, a harmonogram dnia wyznaczą ścisłe, rygorystyczne podpunkty, serwowane przez nauczycieli i managera - wzdrygnęła się, zmieniając chwyt, by zagrać coś kompletnie innego. Melodia zwolniła jeszcze bardziej, stając się nostalgiczna. Metallica to to nie była i pewnie Brooks wolałby coś z repertuaru właśnie tego zespołu, jednak akurat ten utwór pasował do nastroju Vesny. Sam więc pchał się przez ręce na struny.
- Po zakończeniu roku szkolnego. Do Nowego Jorku… potiem pewni znowu do Europi. Za pół roku jest… ważni konkurs. Taki międzynarodowi… pari już wygrałam - przyznała głucho, wpatrzona w kołyszącą się na wietrze trzcinę - Papa i monsieur Bourass chcą, żebym wrócjila na scene i grała… a ja bym chcjala do szkoły isc’. Aktorskiej. Ale nie mogi - pokręciła głową, wyraźnie przybita - I nie chce wyjeżdżać. Nie ma jednak co czarnojwidzić na zapas - zmieniła podejście, próbując znaleźć pozytywny punkt widzenia - Ty na studia idzie? Masz pomysł co dalej?

Jack zawahał się słysząc ton i słowa Ves. O co jej chodziło? I ta melodia. Jakoś mało pocieszna. Znaczy no ładna i znajoma ale no mało pocieszna. Jakby smutna chyba nawet. Wahał się wyczuwając tą rozbieżność. Chyba fajnie było wyjechać z tej dziury i jeździć po świecie i być jakąś tam gwiazdą. No chyba. Chociaż lepiej było być gwiazdą rocka albo metalu no albo punka no ale w sumie i tak chyba lepiej było być gwiazdą niż siedzieć tutaj. Więc o co jej chodziło? Wiosłował chwilę w milczeniu zastanawiając się jak to ugryźć.
- No to źle? Jak stąd wyjedziesz? Fajnie jest chyba podróżować po świecie nie? Nie lubisz? - nie mógł tego rozgryźć więc po prostu zapytał. Europa. Nigdy nie był w Europie. I pewnie nie będzie. Wątpił by kiedykolwiek wyjechał za granicę. Chyba, żeby w totka wygrał. To by pojechał na Bahamy czy co. Ale nie wygra bo nie gra. Więc psu na budę z takimi planami. Laska coś chyba nie jarała się tym wyjazdem. Tego nie rozumiał ale wyczuwał to, że się nie jarała.
- Ej. - w końcu nie mając innego pomysłu puścił wiosło i jedną dłonią położył na ramieniu dziewczyny siedzącej przed nim by jakoś dodać jej otuchy. - No jakoś to będzie. Nie wiem jak tam masz ze starymi i w ogóle tam u siebie. Ale może zrób z nimi deal? Wiec pojedziesz na ten konkurs a potem zrobisz co będziesz chciała. Do tej szkoły aktorskiej czy co. Wiesz coś im dasz i oni niech ci coś dadzą. - nie miał pojęcia czy to jest realne ale nic innego nie przychodziło mu do głowy.
- A ja na studia? - puścił jej ramię i wrócił do wiosłowania. Roześmiał się wesoło. - No coś ty głupków to nawet do wojska teraz nie biorą a co dopiero na studia. To nie dla mnie. Ja tu zostanę. Na tych ulicach i dzielnicach. To jest mój świat. - powiedział zdając sobie sprawę z jak bardzo innych światów pochodzili z tą siedzącą o pół metra od niego dziewczyną i jak bardzo odmienne mieli opcje i perspektywy.

- Ty nie jest głupi, Jack - Vesna od razu zaprzeczyła ostatniemu wywodowi Brooksa, wkładając w stwierdzenie całą pewność siebie jaką posiadała. - Ty możi być kim chce, robic co chce. Zostać, wyjechać. Ma wybór. Chce to jak ja sje ustawi to cje ściągnie. Euriopa… trochu inna jest, ale - zacięła się, przez dobre dwie minuty skupiając się tylko na graniu. Skoro chłopak miał zdolności techniczne, mógł się zaczepić gdziekolwiek. Naprawiacze zawsze byli w cenie, osoby z umiejętnościami technicznymi, sprawiające że ich świat dział na poziomie, do którego przywykli.
- Ja od dziecka gra, nie jest źle. Do kopani rowów i tak sje nie nadai. Nie uniesi łopaty - uśmiechnęła się wesoło, maskując smutek za maską pogody ducha - Ja zrobiła już… dieala. Obiecała coś mamie, dała słowo. Nie może… jej zawieźć, byłobi jej przikro… gdzjekolwiek teraz… - urwała, by odkaszlnął i dodać - Teraz nie możi marudzic’, tylko brac’ sje do pracy… byłoby samiolubne, gdyby zrobila inaczej. Zawsze tez może odwiedzać… przyjacjół. Tego raczej nikt mi nie zabroni. I Skype jest, to idzje prawie na żywo porozawiac’. Świat nie taki dużi, jak jest intiernet.

Jack wiosłował i znów nie wiedział co odpowiedzieć Ves. Znaczy jak wziąć pod uwagę, że nie chciał jej urazić i przesiewając przez sito tego co skumał o czym chyba mówiła. Co jak co ale to, że każdy ma szansę, że ma ster w rękach i takie tam dyrymały tu uważał za propagandę bogatych ludzi. Taka tam ściema by tacy jak on się nie burzyli i zapchać im usta, że niby mają jakieś opcje. Zresztą jakoś chyba był za tępy na to bo nie widział siebie w takiej roli jaką miała Ves. Ale nie chciał jej robić przykrości mówiąc to na głos. - No to nie wiem Ves. - przyznał w końcu bo jak jednak to było tak skomplikowane w sieci obietnic, zobowiązań i celów to docierało do niego, że tak w pięć minut to mu tego nie wyjaśni a i właściwie nie był pewny czy chce się w to wgłębiać. Za to takie porady co mógł uszyć pewnie były o nic nie warte więc chyba lepiej bylo się przymknąć. - A ten. Idziesz na ognisko wieczorem? - zapytał by zmienić temat a nic innego mu nie przyszło do głowy.

- Jeszcze nie wi - zmianę tematu przyjęła z ulgą i radością, wracając w rejony powszechnie przyjęte za beztroskie. Czuła się dziwnie spięta, rozmawiając o sprawach prywatnych z rówieśnikiem. Do tej pory podobne żale wylewała Simonowi, jego dręcząc niepewnością, oraz niechęcią do wizji machiny zmian praktycznie nie do zatrzymania. Zostawić ten kawałek azylu, za jaki uważała liceum i St Cloud, jedno z niewielu miejsc, gdzie czas zdawał się toczyć powolnym, utartym rytmem, gwarantującym pozory normalności. Tam nikt nie latał na złamanie karku, wiecznie się spiesząc z powodu permanentnego spóźnienia w wykonywaniu planu dnia bieżącego. - Prawdopodobni tak, będzje na ognisku… już nie pamięta kiedy ostajtnio jadla pieczoni ziemniaki, albo pijanki… a możi ty chciałby pojechać do Nowego Jorku po szkole? - spytała nagle, wyrzucając na głos świeżo zakiełkowaną w zwojach mózgowych ideę. - Papa nie mijałby nic przeciw, ma wielu znajomych. Coś by znalazł ci na początek, a potem byś już sobje poradzil, bo mądry i zdalni jestes’ . Ja z nim porozmawia jak wróci - obiecała, a gdzieś na dnie serca poczuła ukłucie nadziei. Cudownie byłoby móc mieć do kogo się odezwać na żywo w nowym mieście.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline