Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-06-2017, 00:25   #148
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Green 4 & Black 2

Nie lubił broni palnej, nigdy tego nie ukrywał. Brakowało jej tej szlachetności jaką niósł ze sobą miecz. Przydawała się jednak, szczególnie gdy miało się do czynienia z większą ilością przeciwników. Problem polegał na tym, że prędzej czy później kończyła się amunicja, a nie miał przy sobie zapasowej. To jednak co miał to plecak z fajerwerkami, który zabrał Olimpii nim ta ruszyła z resztą. Miał też plan, chociaż nie był on jego autorstwa i wcale go nie przekonywał. Owszem, wysadzenie zbiorników nie powinno przysporzyć problemów, jednak co do kanałów to miał jednak wątpliwości. Przede wszystkim kanały nie były, jego zdaniem, miejscem bezpiecznym. Xenos mogły się do nich przedostać, a to by oznaczało niekończącą się walkę z nimi. Bunkier bardziej do niego przemawiał, z prostego powodu, którym były drzwi. Drzwi można było zamknąć, z tunelami kanałów takiej możliwości nie mieli. No chyba, że tutejsze zostały inaczej zaprojektowane.
- Proponuję próbę przedostania się do bunkra - zasugerował towarzyszącej mu kobiecie, wydobywając jednocześnie jedną materiału wybuchowego i szybko ustawiając na niej czas sześciu sekund. To powinno im wystarczyć by zdążyli się nieco oddalić zanim nastąpi wybuch.

- Mierda... co ty nie powiesz cabrón - Diaz prychnęła słysząc oczywistą oczywistość. Nie było bata żeby została poza kurwią dziurą podczas nalotu nie tylko ze względu na sam nalot i morze gnid. Umówili się na coś z lamusem w bieli i za wrotami czekała ich armia kociaków do wydymania, o wódzie i koksie nie wspominając. Odseparowanie od Promyczka, póki jeszcze mieli czas na stykanie końcówkami, również się jej nie uśmiechało. Dawno nie miała tak prawilnej dupy, do tego chętnej, wdzięcznej i równie uroczej, co skrzynka granatów obwiązania czerwoną wstążką - gotowa żeby zanurzyć w niej chciwe łapska i pogmerać przy zawleczkach. Korzystając z paru sekund względnego spokoju, piromanka odpaliła obrożę, ustawiając nowy kanał komunikacyjny, oznaczony świeżym, swojskim tytułem “pollas”. Wpakowała do niego nowopoznanego gada, Romeo i Wujaszka, coby w gorącej chwili nie zaśmiecać linii pozostałym. Oni też mieli zapewne przejebane, bo inny klimat w baroburdelu ostatnio nie panował.
- Romeo weź mnie nie wkurwiaj, claró? Zapierdalamy do kurwiej dziury! W komplecie, Pogodynek też!- zajojczyła do Hollyarda, odpalając radyjko Obroży - Że niby ma nas ominąć nagroda od tego ruskiego zjeba?! Raz kurwa w życiu człowiek uczciwą robotę wykonał, a ci mu jeszcze utrudniają zgarnięcie dineros… por tu puta madre! Wujaszek! Ty słyszysz to ssanie? Weź go tam jebnij z liścia na otrzeźwienie i zapierdalajcie do Latarenki i Kudłatego, Promyczka mi pilnować! Słyszycie jak wyją! Nie ma czasu na pierdolenie! Wysadzimy i palimy za nami drogę, potem się będziemy martwić! Pogodynek to konował, czaisz Romeo?! Konował! - nie rozwodziła się nad detalami licząc, że pies załapie do czego pije. - Jebnijcie napalmem i oczyśćcie nam częściowo drogę! Jak będzie trzeba napierdalajcie czym popadnie, poskładamy się za wrotami! Rápidamente! Masz pestki i granaty? - ostatnie pytanie wycelowała w Green 4.

Horst przysłuchiwał się temu co kobieta mówiła, czując rosnące rozbawienie, które jednak nie wychylało się poza maskę uprzejmości, nie licząc szerszego rozchylenia warg ukazującego rząd białych zębów w uśmiechu. Równie dobrze mogłaby sama być miotaczem, bowiem składała się z ognia. Oczami wyobraźni ujrzał ją taką, jaką mogłaby być, gdyby oddała ciało w jego dłonie. Wiedział dokładnie jakich składników potrzebował by oddać jej naturę, by ją podkreślić, wynieść na piedestał. Był gotów oddać swój czas, zaprzęc pasję i… Lecz nie był to odpowiedni czas na myślenie o przyjemnościach. Najpierw trzeba było dożyć chwili, w której takowe miałyby szansę zaistnieć.
- Brak amunicji, ale to powinno wystarczyć - odparł na jej pytanie, luzując zamknięcie plecaka by mogła rzucić okiem na jego zawartość. Granaty i materiały wybuchowe, które tam upchnął kusiły niczym zakazane owoce, do których smaku zdążył się już przyzwyczaić, a który nadal budził tą samą radość i podniecenie. Karabin, który obecnie nie był mu już potrzebny, został zastąpiony mieczem. Horst był jak najbardziej gotów do dalszej walki.
- Panie przodem? - zapytał jeszcze, mieczem wskazując kierunek, w którym powinni się jak najszybciej oddalić.

Black 2 wyszczerzyła się pod hełmem, jakby dostała wyrok w zawiasach, a nie trzy lata w pierdlu. Bez krępacji poczęstowała się wybuchającą bombką, w zamian rzucając medpaka. Żeby było sprawiedliwie i nikt jej nie powiedział, że na krzywy ryj kogoś kroi… albo że w ogóle kroi. Wymienili się, nie? Było pięknie i w ogóle zajebisty podkład pod nową znajomość.
- Soy Diaz - przedstawiła się, bo o tym wcześniej zapomniała, przebierając prężnie kulasami. Co za kulturwa, normalnie gacie spadały. - Rób rozpierdol, tym cwelom z dołu i tak obojętne kto i jak im poprzestawia meble. Nakurwiamy do Wujaszka, potem do kurwiej dziury, mam zaległe kociaki do wyruchania. I jednego czterookiego pendejo do połamania… dwóch - poprawiła się, warcząc przez zęby.

Sytuacja robiła się coraz ciekawsza, z każdą mijającą chwilą, chociaż nie dało się ukryć iż robiła się także niebezpieczna. Relacje najwyraźniej były skomplikowane, jednak z doświadczenia Horsta, one przeważnie takie były. Szczególnie gdy się wrzucało obce osoby w jeden kociołek i rozpalało pod nim ogień. Był ciekaw czym te osoby zawiniły Diaz i miał nadzieję na zaspokojenie tej ciekawości. Później… Najpierw trzeba było umieścić kostkę na ścianie, wcisnąć rozpoczynający odliczanie przycisk i zmyć się, podążając za poruszającą się na przodzie kobietą.
- Miło mi - rzucił jedynie, by nie tracić oddechu na niepotrzebne w tej chwili rozmowy i wymianę uprzejmości. Nie mógł jednak tak całkiem odrzucić dobrego wychowania, które wraz z upływającym czasem, stało się jego drugą skórą, pod którą krył swoje prawdziwe ja. Pod nim i pod jeszcze kilkoma warstwami, jeżeli miał być ze sobą szczery. Nie powstrzymał się także przed skinięciem jej głową w odpowiedzi na wymianę, na którą się zdecydowała mimo iż nie nalegał na to. Biorąc pod uwagę to, co jeszcze było do zrobienia nim znajdą się w schronie, środki utrzymujące ich przy życiu mogły okazać się istotniejsze niż te, które pozwalały im mordować wszystko co stawało na drodze. Jako lekarz potrafił docenić jej wybór w tej kwestii.

Kolejne fragmenty dywanowej wykładziny umykały pod parą butów. Dwójka Parchów z różnych grup biegła co sił w nogach. Przed chwilą owionął ich huk wybuchu który spowodowała nieduża, plastelinopodobna kostka przyczepiona przez Green 4 do jednej ze ścian. Eksplozja wyrwała drzwi z zawiasów które odbiły się od ściany i śmignęły tuż obok uciekającej dwójki ludzi. Owionął ich jedynie gorący podmuch i chmura pyłu ale szybko się z niej wydostali. Tam gdzie biegli też musiało być gorąco. Z każdym krokiem zdawała się potężnieć kanonada ciężkiej broni operatora ciężkiego pancerza wspomaganego. Zagłuszały prawie całkowicie drugą lufę choć ją też dawało się słyszeć.
Uciekająca dwójka chwilowo nie ścigana gdyż eksplozja chyba kupiła im co nieco czasu likwidując czołówkę pościgu. Ale za to gdy wpadli przez drzwi do większego pomieszczenia widzieli już po przekątnej drzwi. Za tymi drzwiami wedle map wyświetlanej przez HUD na oczodole powinien być korytarz i prowadzić do pomieszczenia gdzie chwilowy posterunek miała czarna migająca plamka z numerem 7. Ale na drodze stanęło im kilka stworów z szeregowej klasy. Gdy tylko pchnięte przez ludzkie dłonie drzwi trzasnęły o ścianę xenos rzuciły się w stronę właścicieli tych rąk ze swoją nieludzką szybkością i zwinnością. W ich stronę poleciał granat odłamkowy, zapożyczony przez Diaz z torby Pogodynka. Zawleczka poszła w pizdu, prezent poleciał na spotkanie wroga. Chuj w to ze oberwą, poskładają się. Teraz mieli konowała.
-Zaaapierdalaj tekst! - ponaglała gada wrzaskiem. Musieli dostać się do Wujaszka.
A potem będzie już zajebiście.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline