Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 16:17   #33
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
with Nami

Claire leżała w łóżku owinięta w ręcznik, kiedy impreza na świeżym powietrzu się rozpoczęła. Słyszała gwizdy, głośne rozmowy, a nawet muzykę. Mimo to nie ruszyła się z łóżka, leżąc na boku z podkulonymi nogami. Wyglądała jak sto nieszczęść, bez makijażu, z lekko opuchniętymi powiekami, a miną smutną jak u skarconego szczeniaka. Wzdychała ciężko co chwila, nie mając ochoty nigdzie iść. Co chwila podświetlała swój telefon licząc na smsy i wiadomości z sieci. Dobrze wiedziała, że nie złapie zasięgu, jednak miała nadzieję. Chciała by jej znajomi do niej napisali, by Dean się nią zainteresował. Uważała, że milcząc ją karze. Jej umysł był pusty, czuła się jak śmieć.

Blondi daleko było do wraka emocjonalnego jakim była obecnie Claire. Ba! Dobrze się bawiła na imprezie z resztą ekipy aż do momentu kiedy to ktoś ze znajomych nie wpadł na nią i rozlał trzymamy przez Lindsay drink wprost na nieprzyzwoicie odekoltowaną bluzeczkę koloru białego. Niepocieszona dziewczyna szybko ewakuowała się do okupowanego przez nią i resztę koleżanek domku i wślizgnęła się do środka mając nadzieję, że nikt z imprezowiczów nie dostrzegł wtopy, ale tutaj miała spotkać Claire. Zaskoczona nawet zapomniała do pokaźnej plamie na środku cycków.
- Claire! A ty co? Taka dobra impreza, a ty się marnujesz!

Dobra impreza? Pytała siebie w myślach, ale jakoś nie potrafiła podzielić entuzjazmu blondynki. Że też akurat musiała tu przyleźć zamiast pić swoje idealne drinki, trzymane w idealnie zadbanej dłoni obok idealnego mężczyzny. Ruda nie ruszała się z łóżka, tylko bardziej podkuliła nogi. Musiała ją spławić, było jej obojętne wszelakie gadanie.
- Nie mam się w co ubrać - skłamała bez jakiegokolwiek starania się o wiarygodność tych słów - Poleżę sobie, spoko. I tak nikt tam na mnie nie czeka - westchnęła przekręcając się na drugi bok niczym leniwa, tłusta kluseczka. Skrzywiła się z powodu bólu w okolicy ran brzucha. Gapiła się w pustą przestrzeń pokoju.

- O nie, nie, nie laseczka! Tak to nie będzie! Ślepa nie jestem! - tego Lindsay była pewna. Nie była może orłem w szkole, ale jak się z kimś działo coś niedobrego to ona to widziała, a tu miała przykład czegoś niedobrego właśnie. Jej to wyglądało na bardzo kobiece sprawy! Usiadła obok Claire na łóżku do szczętu zapominając tym samym o swojej bluzce i niedawnych problemach.
- Już mi tutaj opowiadaj! - zażądała z powagą wymalowaną na twarzy.

- Oj Lindy, daj spokój - Claire przewróciła oczami. Miała złe wrażenie, że blondynka będzie z niej kpić, choć nigdy tego nie robiła, więc może…
- Najpierw cię o coś spytam, dobra? To nie tyczy się mnie, ale ciekawi mnie twoja opinia. W końcu znasz się na ludziach - ruda uniosła ciało na słabych rękach i usiadła, opierając plecy o ścianę. Jej ruchy były ciężkie, bardzo toporne i pozbawione werwy.
- Przypuśćmy, teoretycznie oczywiście, że umawiasz się z jakimś chłopakiem, nie kochacie się, nie jesteście parą, się zdarzyło parę razy ze się ze sobą przespaliście i tyle. No ale się lubicie. I ten chłopak widział, jak całujesz się z innym chłopakiem. Wtedy cię wyzywa, jest zły… Czemu taki jest, skoro wasz układ był klarowny - przerwała na chwilę, aby skorygować słowo - oczywisty, się znaczy. Czemu tak bardzo się wkurzył? Traktuje cię jak prywatna zabawkę? No i co byś zrobiła wtedy. Olalła to? - zakończyła patrząc w podłogę. Oparła brodę o podkulone kolana i westchnęła. Jej głos był spokojny, opanowany, cichy

Na usta blondynki z każdym słowem wypełzał coraz to szerszy uśmiech.
- Ktoś się zakochał! zapiała niczym młoda kurka - Skoro to miał być tylko seks, a jednak się wkurza to musiał się zakochać - mruknęła zadowolona dotykając palcem wskazującym nosa koleżanki w pieszczotliwym geście i zaraz go zabrała - Albo jest po prostu głupi i myśli, że on może, a ty nie! Myślę, że musisz z nim pogadać. Tak. Tak będzie najlepiej - pokiwała głową, aby nadać swoim słowom większej mocy - A ty jak się z tym czujesz? Bo ja ci powiem, że daleko ci do tej, którą się wyzywa! Powiedz tylko który tak, a Misiu się nim zajmie! - zakrzyknęła bojowo formując z drobnych dłoni pięści i wymachując nimi wojowniczo jakby sama miała się rzucić do bitki o honory Claire.

- A…. - zająknęła się Ruda, która chciała sprostować słowa koleżanki. Przecież uprzedziła, że nie mówi o sobie! No to teraz plota pójdzie w świat, ale porażka.
- To historia koleżanki, nie moja. Pisała do mnie i chciałam jej pomóc, ale nie znam się na związkach - skłamała z obojętnością. Fakt jedynie, ze nie znała, mimo posiadania już dwunastu ex-chłopaków. Jednak nikt o tym nie wiedział i niech tak pozostanie. No, nikt poza Deanem. Cholera.
- Spokojnie, Kenny niech się nie spina, nie ma kogo bić... Chociaż może… - Claire zamyśliła się i spojrzała na Lindsay. Jej podekscytowana twarz była przerażająca, dostrzegła coś jeszcze. Idealny makijaż, zadbana buzia, brwi, niemal profesjonalnie pomalowane usta. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Ładnie wyglądasz - wymsknęło się niekontrolowanie, zupełnie niespecjalnie zmieniając tor rozmowy. Ona sama zaś prezentowała się koszmarnie.

- Och… To koleżanka musi wtedy pogadać! Z tymi facetami to ogólnie nic nigdy nie wiadomo, a to niby my tylko mieszamy - prychnęła jak rozzłoszczona kotka wyraźnie łykając kłamstewko o koleżance i jej problemach.
Rozpromieniła się zaraz kiedy Claire skomplementowała jej wygląd, aby zaraz znowu się nachmurzyć.
- Dzięki, ale ty wyglądasz jakby cię kot wypluł. Zajmę się tym! - mówiąc to popędziła po swoją wypchaną po brzegi kosmetyczkę i już po chwili poczęła się rozlokowywać na łóżku Rudej z całym pokaźnym arsenałem. Claire próbowała bronić się rękami i jednocześnie trzymać ręcznik, którym była owinięta.
- Lindsay daj spokój, co ty wyprawiasz - zdenerwowała się i cofnęła rakiem przyklejając się do kąta ściany. Nie zdążyła zerwać się do biegu, blondynka wyraźnie ją zaskoczyła. Zresztą, niby dokąd miała uciec?
- Padną jak cię zobaczą! - zaszczebiotała radośnie wypakowując kilka podkładów i niewyobrażalne ilości cieni oraz różów, a to był dopiero początek!
- Nikt mnie nie zobaczy bo nigdzie nie wychodzę. - próbowała odważnie postawić się koleżance, ale jej starania spełzły na niczym.
- Lindsay, mam inny typ urody niż ty, zmarnujesz sobie kosmetyki - ruda nie chciała bezpośrednio odmawiać, bo mimo iż Lindsay była jaka była, to to dobra dziewczyna.
- I czasu szkoda! - dodała naprędce nowy argument - Pewnie Kenny już cię szuka!
- Jak kocha to poczeka! I za kogo ty mnie masz? - Lindsay cmoknęła z dezaprobatą i pokręciła głową. - Wyjdziesz i powalisz wszystkich na kolana! A ja zrobię ci delikatny makijażyk jak ci pasuje. Nie każdy lubi aż tak przyćmiewać - zaśmiała się odrzucając falą utleniane włosy mając na myśli oczywiście siebie samą. Skromność raczej nie była mocną stroną dziewczyny.
- I ubierzemy cię ładnie! Jak się dobrze wygląda to i od razu się lepiej czuje uśmiechnęła się zachęcająco - No nie daj się prosić! Wyjdziesz i się nieco rozluźnisz.

Claire przycisnęła się bardziej do ściany i wybałuszyła niebieskie oczy. Wpatrzona w nią Lindsay była taka zadowolona i napalona, że aż ciężko było odmówić. W sumie, to najwyżej makijaż się zmyje i tyle, wilk syty i owca cała. Tylko czemu, do cholery, znowu to ona musiała być owcą?
- No nie wiem - odparła szczerze, nieco spuszczając z tonu. Pomału zaczynała się rozluźniać, jej ramiona nie były już tak napięte i podniesione jak zjeżona, psia sierść. Obawiała się tego, że Lindsay może malować “na jedno kopyto” i po takiej kuracji stanie się jedynie jej klonem, a tego wolała uniknąć. Dean nie lubił takiego typu dziewczyn… Och, chwila, czy ona właśnie o nim pomyślała?
- Ale w razie czego mnie obronisz? No wiesz… gdyby... - “się ze mnie śmiali”, pomyślała
- … Gdyby mnie zaczepiali zbyt natrętnie? Kiedyś chciałam by mnie ludzie lubili i zwracali uwagę, tak jak na ciebie, ale teraz… Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. A jak mnie znowu ktoś będzie obrażał? - podzieliła się swoimi skrytymi obawami. Wbrew pozorom blondynka nie była taka zła, jak się rudej początkowo wydawało. Zawsze łączyły je bardzo luźne relacje, jak siadanie razem na lekcjach, gdy był zapowiedziany sprawdzian, bycie w parze na wfie (całkiem z przymusu), albo przynoszenie przez Claire zadań i zeszytów do domu Lindsay. W sumie to bardziej robiła za jej przydupasa, niż dobrą kumpelę, ale teraz wydawało jej się, że Lewis ją lubi. Może kiedyś będzie tak popularna i chwalona jak cheerleaderka?
Lindsay zaprezentowała Claire piękny uśmiech rodem z okładek pism modowych.
- Jasne, że cię obronię! A jak nie to Misiu się tym zajmie. Nic się nie bój - zapewniała klepiąc zapraszająco miejsce obok siebie na łóżku.
- Ja wiem, popularność to czasami straszna chała więc nie można się w nią pchać tak o! Z ulicy. Trzeba małymi kroczkami albo i nawet nie, bo nie każdy jest do tego stworzony, ale nie bój nic. Przy mnie możesz próbować powoli, a jak coś to krzycz. Raz, dwa będą znali swoje miejsce, a ty nie musisz już nigdy więcej wychodzić na wybieg. Kto nie ryzykuje ten nie pije coli… Czy jakoś tak - zaśmiała się perliście, na co Claire zareagowała półuśmiechem. Dosyć nerwowym, trzeba dodać. Niby wszystko fajnie, świat się kręci i jest zabawa, ale Lindy była jednak lekko “creepy”. Ruda westchnęła z rezygnacją, bo wiedziała, że i tak się jej nie pozbędzie, póki ta nie uskuteczni swojego dzieła i nie uzewnętrzni artystycznej potrzeby. Nieśmiało przysunęła się bliżej, odklejając od bezpiecznej, acz zimnej, ściany. Poczuła wewnątrz siebie, jak zaczyna się stresować. Impreza trwała w najlepsze, powiedziała już Kim, że będzie leżeć i odpoczywać, a nagle miała wyjść stąd… Z takim przytupem. Najwyraźniej zaczęła robić sobie nadzieję, że Lindsay naprawdę potrafi zdziałać cuda. I właśnie dziś zrobi takie jedno cudo z niej.
- Ale jak mi się nie spodoba to zmyję! - odważnie zaalarmowała, zostawiając sobie otwartą furtkę, co by się nie okazało w finalnej odsłonie, że będzie musiała wyjść z makijażem klauna. Trzeba było przyznać, że blondi była przekonująca.

- Moja droga! Będziesz błagać, abym cię nauczył żebyś sama się tak mogła odwalić! Każdy się za tobą obejrzy, a ty zrobisz z tym co chcesz. Dobiorę ci jeszcze ciuszki i będziesz boginią jeziora i imprezy! - zaćwierkała radośnie i od razu wzięła się do pracy. Wbrew obawom Claire, blondynka długo się zastanawiała nad każdym kolejnym krokiem jakby ważyła coś niezwykle ważnego czy też próbowała w warunkach domowych rozszczepić atom. Wystawiała przy tym w pełnym skupieniu i nieco komicznie koniuszek języka, ale przyznać trzeba było, że dziewczyna nie szalała z ilością “tapety” dostosowując się do urody i preferencji Claire. Nie od parady oglądała tony poradników na youtube i nawet zapisała się kiedyś i aktywnie uczęszczała na kurs makijażu ufundowany przez ojczyma. Nie trzeba było długo czekać aż gąsieniczka zmieni się w motyla.


- Taadaaa~! - zawołała uradowana blondynka ukończywszy swoje dzieło i pokazując koleżance jej odbicie w lustrze.
- I jak? I jak?- dopytywała jak przekupka na targowisku. Nie wiedziała, że Claire aż trzęsła się ze strachu, przed spojrzeniem w lustro. W głowie miała obraz siebie oblanej różem w każdym z możliwych miejsc. Różowe powieki, usta jak fuksja z html oraz “lafiryndowe” policzki. Długo zbierała się w sobie nim otworzyła oczy i spojrzała w lustro, którym Lindsay bujała natrętnie przed jej twarzą.
Niebieskie tęczówki ukazały się, a otwarciu powiek towarzyszył powolny ruch, pięknych i długich rzęs, które poruszyły się subtelnie niczym majestatyczny wachlarz. Spojrzała na swoje odbicie, a serce zawtórowało mocnymi uderzeniami, raz po raz, z każdą chwilą przyspieszając. Miękkie, podkreślone wargi rozwarły się ze zdziwienia. Claire nie poznała samej siebie, to faktycznie były jakieś cuda.
- Co… ale… jak… Ty to… Ja pieprzę, jak ty to zrobiłaś?! - uniosła się i podskoczyła na łóżku, wprowadzając materac w falowanie. Obracała twarz lewym bokiem, a potem prawym, patrząc na siebie jak na obcą osobę. Nie miała bladego pojęcia, że perfekcyjne dłonie makijażystki potrafią tworzyć takie rzeczy. Dziewczyna od razu uśmiechnęła się szeroko, a po chwili wisiała już na Lindsay, obejmując ją za szyję. Ścisnęła ją na krótko, ale mocno. Zakłopotana lekko porywem emocji, oderwała się i cofnęła na swoją poprzednią pozycję. Przegryzła bardzo lekko dolną wargę, patrząc na blondynkę.
- Niesamowite - stwierdziła kręcąc głową z niedowierzaniem. Aż zamachała rękami przed swoją twarzą, jakby się nimi chciała wachlować.

Lindsay aż puchła z dumy widząc reakcje koleżanki. Tak, tak! Wie! Też by była pod wrażeniem! Uśmiechała się przy tym szeroko i radośnie. Lindsay może i wpasowywała się w kanon pustych laleczek Barbie, ale nikt nigdy nie mógł jej odmówić, że jak już kogoś polubi to mu nieba przychyli. Z wyglądu często jednak brana była za nie dość, że głupią to od razu zdzirę i samolubną. Prawdą było, że jak ktoś ją odrzuci z samego początku, czy to charakterem czy wyglądem, to potem trudno było wkupić się w jej łaski, ale nie było to też niemożliwym, a także nigdy nie generowało ze strony Lindsay agresji. Prędzej zimną obojętność.
- Mówiłam~ I jak się teraz czujesz? Ekstra, co?- zaśmiała się radośnie jak mała dziewczynka.

- No muszę ci przyznać, że masz talent, dziewczyno! - pochwaliła ją entuzjastycznie, z absolutną szczerością. Być może ta ekscytacja wynikała bardziej z tego, że efekty pracy Lewis były przeciwieństwem obaw Claire, po prostu ruda spodziewała się dostać na ryj istny koszmar. Cieszyła się, że nie miała racji, nawet była w stanie odważnie stwierdzić, że może nie tylko w tej kwestii? Lindsay miała rację. W wielu sprawach ją miała. Ciężko było to przyznać, ale okazało się prawdą. Może i była głupiutka, ale na ludziach, relacjach i społeczności znała się jak nikt inny, kogo Lockhart poznała w tej klasie.
- Nie wiem jak ty to robisz… - zaczęła Claire nieco zmieszana, bo nie wiedziała czy aby na pewno powinna to mówić. Nie chciała by Lewis było przykro
- Ludzie… Obrażają cię za plecami, mówią, że jesteś głupia, są dla ciebie wredni i niemili. A ty, naprzeciw wszystkiemu, po prostu masz to gdzieś. Idziesz przed siebie, własną ścieżką. Potrafisz zadbać o siebie, o swojego chłopaka, przyciągasz spojrzenie, a wcale nie jesteś jakąś puszczalską. Tworzysz z Kennym udany związek, widać, że się kochacie. Nie psuje się wasza relacja. Jesteś sobą mimo tylu zazdrosnych spojrzeń, mimo tak wielu krytycznych opinii…- Claire przerwała na chwilę. Uśmiechnęła się słabo, zaciskając wargi, które otarły się o siebie nawzajem. Patrzyła na Lindsay, a potem przeniosła wzrok w nieistniejący na ścianie punkt - Jak to się dzieje, że nie przejmujesz się innymi? Że z Kenem jesteście razem i on nie ma cię dosyć? Oczywiście nie bierz tego do siebie, po prostu mnie faceci zawsze mają dosyć i to w stosunkowo niedługim czasie. - zakończyła westchnięciem i podniosła się z łóżka. Swoimi myślami psuła sobie humor. Czuła, że tak już będzie zawsze, póki szczerze nie porozmawia z Deanem. Bez wyjaśnienia wszystkiego, zawsze będzie żyła w niepewności. Co prawda nie była pewna, co do niego czuje. Wiele razy po wyczerpującym stosunku i namiętnych zabawach w jego pokoju, miała ochotę powiedzieć, że go kocha. Ale był to zwykły przypływ emocji, na co dzień rzadko kiedy miała taką potrzebę. Zdarzało się co prawda, ale to i tak nie miało sensu. A może miało? Lockhart potrząsnęła głową. Była nieobecna może parę sekund. Szybko przeniosła spojrzenie z powrotem na blondynkę. Uśmiechnęła się widząc jej promienną, pewną siebie twarz.
Lindsay roześmiała się szczerze na słowa Rudej. Nie był to jednak szyderczy śmiech.

- Ja to wszystko wiem lalunia! - powiedziała z nieudawanym rozbawieniem. - Zawsze znajdzie się po prostu ktoś kto będzie starał się zrobić ci źle koło dupy, aby urosło przy tym jego ego. W skrócie, każdy chce sobie przedłużyć kutasa czyimś kosztem. Grunt to dalej robić co chcesz i czujesz nie patrząc na innych. Dasz wiarę, że w podstawówce strasznie mnie nie lubili? W sumie dalej wielu nie lubi… - zamyśliła się marszcząc idealnie wyskubane i podkreślone brwi. Nie doszła jednak do żadnej wiekopomnej konkluzji więc zbyła to wzruszeniem ramion. Nie można było w końcu zapominać, że Lindsay to Lindsay i najbystrzejsza nigdy nie była.
- Ale z Kennym ci nie pomogę. Muszę przyznać, że trafił mi się anioł nie facet - nieopanowana się i zapiszczała entuzjastycznie na samo wspomnienie swojego chłopka. Chociaż można by odpowiedzieć sobie prościej. Oboje byli zbyt mało rozgarnięci, aby zajmować się pierdołami. W końcu wiadomym było, że głupi ludzie to szczęśliwi ludzie! A Lindsay nie mówiła niczego odkrywczego. Wręcz wydawałoby się, że cytuje jakieś porady z modnych i kolorowych gazetek dla pań. Można więc było wyciągnąć wniosek, że porzekadło z głupotą ludzką i poziomem zadowolenia z życia rzeczywiście miało przełożenie na rzeczywistość. Claire aż się zaśmiała. Właściwie to nie wiedziała czego się spodziewała po Lindsay, widocznie włożyła w nią zbyt wiele wiary. Mimo to poziom inteligencji koleżanki nie stanowił dla niej żadnej bariery. Mogła być głupią kozą, a skoro miła i pomocna, szczera i prawdziwa, to czemu miałaby być gorsza od innych dziewczyn? Często się zdarzało, że to te bardziej inteligentne obgadywały wszystkich za plecami, były okropnie złośliwe i obrzydliwie wredne, w dodatku dwulicowe. Ruda nigdy nie słyszała, by Lindy plotkowała o kimś. Owszem, zdarzało jej się, że jakaś tajemnica jej się “wymsknęła”, ale nie robiła tego celowo. Claire powinna jednak zważać na słowa i nie ufać blondynce tak bardzo. Mogła być niemal pewna, że Lewis chlapnie jęzorem o jeden raz za dużo. Lepiej trzymać broń w postaci słów, z daleka od tej dziewczyny.

- Tak, anioł. - potwierdziła aby sprawić jej przyjemność i zamknąć już ten temat. Miała teraz na głowie inny problem, a mianowicie ubranie. Póki co okutana była w gruby ręcznik, a pod spodem nie miała nic prócz swoich ulubionych, czerwonych fig, obszytych kuszącą koronką. I o ile bielizny nie było jej wstyd, to już cięć na brzuchu owszem. Miała jednak dobry pretekst co do ich pojawienia się, a skoro w głowie już ułożyła dobrą wymówkę, nie obawiała się “co Lindsay sobie pomyśli”, bo wiedziała, że nie pomyśli zbyt wiele.

- Wiesz, jeśli chodzi o ubranie… To z odkrytym brzuchem odpada. Przed wyjazdem kot mnie podrapał, że nie wygląda to zbyt ciekawie - wzruszyła ramieniem, dla podkreślenia jak bardzo te ranki nie mają dla niej znaczenia. Były płytkimi cięciami, więc na podrapanie pasowały idealnie. Nawet gdyby Lewis sugerowała, że to cięcia, to Claire szybko wybiłaby to jej z głowy. “Cięcia? Na brzuchu? Jaki to ma sens, przecież tnie się żyły, a nie skórę!”. Ruda uśmiechnęła się pod nosem. Zawsze szybko planowała. Była dobra w słowach i wymówkach. Szkoda tylko, że nie potrafiła na co dzień spontanicznie nimi żonglować, a jedynie w chwili, gdy czuła potrzebę, aby się bronić

Lindsay ochoczo przytaknęła kiedy Clair także nazwała Kennego aniołem. Nie była na tyle rozgarnięta, aby uznać to za nawet wyimaginowaną próbę odbicia jej chłopaka. Śmiechu też nie zrozumiała, ale przyjęła go za coś dobrego skoro nie towarzyszył temu żaden uszczypliwy komentarz, sama wciąż też z resztą się uśmiechała, aby po chwili zaklasnąć w dłonie.
- Koniec tego! Noc jeszcze młoda, a my w polu! Czas zajrzeć co tam skrywasz w swoich torbach, a ja zobaczę czy ewentualnie mam coś pasującego u siebie, aby dopełnić dzieła stworzenia bogini - zachichotała podniecona nadchodzącą wizją kolejnych zabiegów upiększających. Lindsay miała oczywisty zamiar wykazać się i na polu odzieżowym.
- Nie martw się! Mam nie tylko róże - powiedziała z powagą i już zaraz ruszyła na podbój swoich pokaźnych i wypchanych po brzegi toreb podróżnych. Claire uśmiechała się. Była nie tylko rozbawiona, ale i zadowolona. Beztroskie i infantylne podejście Lewis poprawiało jej humor. Czuła się lepiej i pewniej, była bardziej chętna do rozmowy choć brakowało jej rozrusznika w postaci alkoholu.
- Ulubiony kolor? Albo parę kolorów? Zaraz coś wybierzemy! - zawołała z drugiego pokoju.
- Zielony, fioletowy, beżowy, brązowy, szary… czarny? - odpowiedziała grzecznie w zamyśleniu.
- Nie jestem tak szczupła jak ty, raczej się w twoje nie wcisnę - dodała szybko. Miała europejskie 38. Podejrzewała, że blondynka jest chudsza co najmniej o rozmiar, jak nie dwa.
Ale Lindsay już nie słuchała tylko niosła naręcza ubrań w swoich zgrabnych ramionach.
- Mam tu trochę rzeczy, które mogą ci się spodobać- zaczeła, aby rzucić na podłogę zbieraninę biało-czarno-szarych ciuchów. Blondyna wyraźnie się przyłożyła i chociaż to usłyszała wybierając ze swoich rzeczy tylko kolory podane przez Claire. Innych nie było co mogło dawać do zrozumienia, że reszta była po prostu różowa.
W tym samym czasie Ruda wyciągnęła kilka swoich kreacji, aby móc zaprezentować je rozszalałej blondi.
Lindsay podeszła wpierw do rzeczy koleżanki i bardzo szybko jej wzrok padł na jeden konkretny fatałaszek. Zieloną sukienkę, która aż na chwilę odebrała Lewis mowę, a to był już nie lada wyczyn!
- Jezu Chryste! Skąd masz to dzieło?! Jest boska! Mieli różowe?! Będzie bajecznie wyglądać z twoimi włosami!- zapiszczała porywając sukienkę w ozdobione tipsami łapska. Chwilę przykładała ją po sobie zastanawiając się czy różowa wyglądałaby na niej dobrze po czym wepchnęła ją w ręce Claire.
- Ubieraj się! Szybko, szybko! Ja lecę po dodatki!
- Emm, ja… nie wiem...- wydukała oniemiała Lockhart, patrząc za wybiegającą jak strzała Lindsay, która latała w te i z powrotem, wąziutko przebierając zgrabnymi nóżkami. Claire naprawdę nie wiedziała skąd ta sukienka znalazła się w jej walizce, bo ona jej tam na pewno nie spakowała. Nie ubierała się tak, nigdy. Zawsze tylko spodnie. Mimo to uśmiechnęła się pod nosem, a zarazem poczuła ukłucie bólu. Był to zawód. Zielona sukienka była bowiem prezentem od taty, który kochał swą córkę ponad wszystko. Miała jego kolor włosów, jego uśmiech i wysublimowane poczucie humoru. Była jego oczkiem w głowie i starał się, aby była szczęśliwa. Claire było przykro, bo czuła, że go zawiodła. Musiał ogromnie cierpieć wiedząc, jakie jego córka ma problemy, a mimo to nie ukazywał nadopiekuńczości. Wiedział jak wiele czasu spędza z Deanem, być może wiedział więcej niż ruda myślała… Zawsze się uśmiechał, kiedy na pytanie “gdzie idzie” słyszał odpowiedź, że do Deana. Być może czuł ulgę, że jest w pobliżu ktoś kto potrafi sprawić, że jego córka jest szczęśliwsza niż na co dzień… Potokowi myśli towarzyszyło powolne zakładanie odzieży, Najpierw dobra do kompletu czerwony biustonosz, chcąc mieć tego wieczoru skompletowaną, kuszącą bieliznę, a nie jakiś nie do pary. Gdy to uczyniła, w sukienkę wślizgnęła się szybko, żeby być już gotową nim huragan w postaci Lindsay wróci do pokoju i zobaczy jej pocięty brzuch.

Lewis szybciutko przybiegła z obiecanymi dodatkami. Nie trzeba było czekać długo na efekt końcowy. Claire prezentowała się jak młoda bogini. Nie dość, że makijaż miała iście pokazowy to sama sukienka wraz z dobranymi przez blondynkę ozdobami przywodziła na myśl driadę. Lindsay nawet miała złote cieniutkie bransoletki na nogi, które teraz zdobiły kostki koleżanki.


Wyglądała lekko i zwiewnie, a nawet nieco dziko. Lewis aż klasnęła w dłonie z zachwytu.
- No laseczka! Wyglądasz jak złoto! Idziemy podbijać tę imprezę!
Claire zaśmiała się na bardzo krótko. Blondynka bowiem była naprawdę niemożliwa w swej ekscytacji. Lockhart jednak wciąż nie była pewna czy aby na pewno powinna się pokazywać innym na oczy, nie czuła się bowiem “chciana”. Co prawda zaproszenie miała od wielu chłopaków, ale po sytuacji z plaży wszystko co dalej potoczyło się niespodziewanie i wiele rzeczy się popsuło. Sięgnęła po iphone’a aby sprawdzić wiadomości, ale wciąż nie było zasięgu. Skrzywiła się lekko.
- W sumie… I tak nie ma zasięgu, a ty się napracowałaś - westchnęła niepewnie. Poczuła jak ciśnienie jej skacze, a serce zaczyna wygrywać coraz to szybsze rytmy. Nie chciała się przyznać, że się boi. Głównie odrzucenia i wyśmiania, ale miała też bardziej osobiste obawy. Wzięła kilka głębszych oddechów przymykając oczy i się uspokajając. Potem już tylko sięgnęła po szczotkę, aby przeczesać długie, lśniące miedzią i kasztanem włosy, po czym dała się porwać rozochoconej blondynce. “Boże, miej mnie w opiece”.
Blondyna cykała za to fotki koleżance pod każdym możliwym kątem i szczebiotała przy tym zachwycona rezultatem.
- No cholera z tymi drzewami! - mruknęła przekonując się na własnej skórze, że internetu dalej nie ma. Schowała więc telefon w kieszeń na tyłku, króciutkich jeansowych spodenek, które miała na sobie.
- To teraz ruszamy! Tylko przebiorę tę koszulkę, bo mnie jakiś fagas staranował i się ujebałem jak świnia- zakończyła zbierając resztę porozrzucanych ciuchów z podłogi i truchtając do pokoju, aby się przebrać.
- Ken powinien mu wyjechać z dyńki - oburzyła się Claire. W sumie nie spodziewała się, żeby inaczej zakończyła się ta historia, no chyba, że rzeczony “fagas” przeprosił. Królowa jest tylko jedna, przecież.
- Dobra! - próbowała dodać sobie otuchy i dawnej, utraconej energii. Musiała znowu stać się tą pewną i sugestywną dziewczyną, którą była. Tylko tym razem może jednak do wybranych jednostek… - Jestem gotowa! - zacisnęła dłonie i dała krok w kierunku drzwi. Cofnęła się szybko tylko na chwilę, aby rozpylić wokół siebie mgiełkę zapachu czekolady. Potem już tylko wsunęła buty na stopy i poczekała za Lewis, aby w jej towarzystwie opuścić domek. Sama jednak nie miała do tego odwagi
I ruszyły! Ku zabawie! Ale dla Lindsay to nie była ostatnia rozrywka tej nocy...

 
__________________
Once upon a time...

Ostatnio edytowane przez Okaryna : 25-06-2017 o 16:26.
Okaryna jest offline