Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 16:26   #166
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Miecz był zaskakująco lekki i wyjątkowo dobrze leżał w dłoni. Był dla niej niczym zabawka w rękach dziecka, gdyby zechciała mogłaby nim wywijać tak jak dzieciaki swoimi plastikowymi mieczami. Z tą różnicą, że jej broń mogłaby przeciąć człowieka na pół. Wiedziała o tym, czuła, że tak właśnie by się stało gdyby tylko cięła kogoś tym orężem. Jakaś cząstka niej samej, obca a jednocześnie znajoma pragnęła tego.

Na szczęście nie miała pod ręką nikogo, na kim mogłaby użyć owej broni. Zamiast tego jej myśli skierowały się na inny tor i zrozumiała kolejną rzecz.

Niepotrzebnie szukała broni burzącej, do zniszczenia ściany wystarczyłyby jej pięści. Ale czy na pewno?

Aria przełożyła miecz do lewej ręki, zacisnęła prawą i spojrzała na swoją małą piąstkę. Jej pięść nie wyglądała zbyt solidnie. Jeśli się pomyliła to pogruchocze sobie kości.

Napięła mięśnie i zacisnęła prawą pięść jeszcze mocniej wbijając sobie paznokcie w dłoń, a potem z całej siły grzmotnęła w ścianę, zza której słyszała niepokojące wrzaski.

- Krew! Wojna! Bitwa! Lud Nar walczy z Maską! Siostry zabite! Zginęły! Lud Var już wie!

Pięść uderzyła w mur i wystarczyło jedno uderzenie, aby wybiła dziurę w ścianie. Przez huk pękającego kamienia dziewczyna nie słyszała już wcześniejszych krzyków, ale kiedy kłęby pyłu już opadły przez wybity otwór do Arii dotarło jeszcze głośniejsze krakanie kruków i mogła także zobaczyć dziwne monstrum po drugiej stronie wywalonej dziury. Żywy cień w tonacjach czerni i szarości o ostrych, kościstych kształtach.

Był tam ktoś jeszcze. Więcej osób, ale przez wybitą dziurę nie była w stanie zobaczyć niczego więcej z pozycji, w której stała.

Aria zajrzała tylko przez wybitą dziurę i już wiedziała, że to była zła decyzja. Dziwaczne monstrum ją o tym przekonało. Odsunęła się od zniszczonego muru. Póki jej jeszcze nie dostrzeżono mogła obrać inną drogę. Tylko którą? Zastanawiała się przez krótką chwilę.

Po co szukać skomplikowanych rozwiązań. Musiała wydostać się z tej twierdzy, nie miała tutaj, czego szukać, bo według jej pokrętnych wizji władca tego przybytku był zdrajcą. Najprościej było, zatem wrócić tam skąd zaczęła wizytę tutaj, czyli na lądowisko i stamtąd poszukać drogi wyjścia.

Na korytarzu, którym wcześniej szła, leżał już tylko prakruk. Połamany, pokrwawiony, jęczał coś cicho i boleśnie. Ravennevar gdzieś znikł. Co oznaczało, że pozbierał się już i mógł być w drodze po jakieś wsparcie.

Lądowisko natomiast było puste. Za to na zewnątrz szalała dzika burza. Huczały pioruny a błyskawice przecinały niebo raz za razem jak potężne lance światła, rozczepiające się niczym szpony burzowej bestii na liczne mniejsze. Wiatr i deszcz przesłaniały widok z platformy. Teraz za krawędzią lądowiska Aria widziała jedynie ścianę deszczu i przecinany światłem błyskawic mrok.

Dziewczyna zbliżyła się ostrożnie do krawędzi wylotu. Wiał straszny wiatr i obawiała się, że mógłby ją po prostu zdmuchnąć. Musiała jednak oszacować wysokość, więc stanęła na tyle blisko krawędzi otworu żeby coś zobaczyć.
 
Ravanesh jest offline