Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2017, 20:35   #34
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
feat. corax. Dzięki za świetny dialog i masę offtopowego funu przy pisaniu go :)

Czekał na tę imprezę odkąd wsiadł rano do autobusu. Wizualizował sobie nawet, że z Marty'm, Dean'em i Kenny'm chleją na umór, aż do zerwania filmu a potem leczą kaca-giganta, opowiadając sobie najbardziej żenujące historie z imprezy. Kto co nawywijał. I wszystko chuj strzelił, bo - jak to ładnie nazwała Vesna - zachciało im się bawić w rycerzy. Bo jebana w dupę Hart przez te wszystkie lata swojej marnej egzystencji nie potrafiła nauczyć się pływać. Kurwa, co za żałosny przypadek. Spieprzyła mu plany na wieczór, więc musiał znaleźć sobie zajęcie. Był w trakcie wybierania filmu, gdy przyczłapała ta życiowa pokraka. Danny nawet się do niej nie odezwał, odwracając ostenntacyjnie plecami i skupiając na tytułach. Na szczęście Hart polazła sobie gdzieś i został przed telewizorem sam. No, pomijając nowych "kolegów" w postaci ośmiu puszek Budweisera. Przy jego obecnym nastroju nawet lepsi, bo nie będą pierdolić bez ładu i składu.

Do czytnika wrzucił jakąś produkcję z Nicolasem Cage'em. "Drive Angry" czy jakoś tak. Kiedyś lubił oglądać filmy z tym aktorem, choć uważał go za gościa jednej miny i wiecznie smutnych oczu. Popijając piwo, całkiem dobrze bawił się na filmie. Pościgi, strzelaniny, skurwysyny - tak w skrócie można było go opisać. Przy paru scenach parsknął śmiechem, a i oko było na czym zawiesić, bo Cage'owi partnerowała zmysłowa Amber Heard. Do filmu pękło sześć Budków, więc w dobrym nastroju opuścił kantynę i ruszył na plażę w poszukiwaniu Anniki, w końcu mieli jeszcze wspólne plany tego wieczoru. Półmrok przechodził powoli w noc, gdy znalazł ją nieopodal ogniska. Wpatrywała się w wodę, jakby ktoś ją zahipnotyzował.
- Zgubiłaś tam coś? - Zapytał wesoło, zrównując się z nią i biorąc łyk piwa z puszki. Czuł już procenty hulające w krwioobiegu, ale nie był na tyle wstawiony, by się nie kontrolować. Jak to mówili w szkole - złapał dobry vibe.
Williams drgnęła słysząc głos Danny’ego. W zasadzie oczekiwała Jacka, z którym spędziła większość mijającego popołudnia i wieczoru.
- Zastanawiałeś się, czemu woda w nocy wydaje się niebezpieczna? - odwróciła wzrok ku koledze.
- Bo wydaje się mroczna, niczym nasze dusze, w których zawzięcie trzymamy to, czym nie chcemy się podzielić ze światem i boimy się, że pewnego dnia ten mrok się z nas wyleje i się w nim utopimy? - Zapytał w odpowiedzi. W sumie sam się zdziwił, że to powiedział, a tym bardziej się zdziwił, że to było pierwsze, co przyszło mu na myśl. Chyba za dużo dzisiaj rozmawiał z Vesną o poważnych rzeczach, albo to już alkohol zaczął budzić w nim domorosłego filozofa. - A co cię tak naszło na takie rozkminki? - Pociągnął kolejny łyk piwa i tylko odwrócił delikatnie głowę w stronę ogniska, gdy przez ujednolicony szum rozmów przebił się podniesiony głos Kena krzyczącego coś do kogoś.

Odpowiedzią było lekkie wzruszenie ramion:
- Normalnie nie mam czasu na to, więc teraz korzystam - Annika uśmiechnęła się choć Danny widział jedynie jej profil - Ale z tą ciemnością masz trochę racji. Przyroda jest majestatyczna, ale potrafi pokazać i ciemną stronę. Jak wszystko i wszyscy. Imprezka coś nie bardzo się kręci, hm? - w końcu odwróciła się ponownie ku przystojniakowi. - Dobrze się bawisz?
- Zajebiście. - Prychnął Calistri. - Ostatnie dwie godziny spędziłem na oglądaniu filmu w bawialni i chlaniu, mając za ścianą Kimberly, która przylazła z książką... Po prostu idealny początek wycieczki. A ty? Wszystko gra? - Spojrzał na nią, uśmiechając się lekko.
- Filmu? - Annika nie mogła się nie zdziwić. Siedział w zamkniętym pomieszczeniu i oglądał film zamiast … Kopnęła się w myślach. Przyroda nie jest dla każdego - Tak. Wszystko w porządku. Nie mogę się doczekać jutrzejszej wyprawy. Nosi mnie… - uśmiechnęła się, zakładając pasmo włosów za ucho.
- No filmu, nie chciałem siedzieć tutaj i patrzeć na te mordy, które jeszcze niedawno chciały spuścić mi wpierdol za niewinny żarcik - mruknął, wychylając z puszki. Na myśl o Kenie i Marty’m zaczął się agresywnie nakręcać, ale szybko stłamsił to w sobie. Były ważniejsze rzeczy. - No tak, wyprawa do lasu z Lambo… My też mieliśmy dzisiaj się wybrać, pamiętasz? - Poruszał miarowo brwiami, szczerząc się do niej.
- Mieliśmy. Myślałam, że zrezygnowałeś. - odpowiedziała tym samym uznając to za jakiś tajny znak, a Danny się zaśmiał.
- Musisz jeszcze trochę poćwiczyć poruszanie brwiami w rytm. Na razie słabo ci wychodzi - rzucił, po czym znów zaczął nimi ruszać, tym razem na przemian, jakby nad jego oczami pełzła jakaś wielka dżdżownica.
Williams nie wytrzymała i roześmiała się w głos:
- Daleko mi do mistrza, to fakt. To wpasowuje się w twój nick. - uśmiechnęła się szerzej, pokazując ponownie dołki w policzkach.
- Więc jak, wciąż zwarta i gotowa na epicki seks? - Puścił jej oczko i wyciągnął w jej stronę dłoń z puszką.
- Jasne - odmówiła gestem dłoni poczęstunku i sięgnęła po swój plecak. - Gotowy? Hmm… tak wiem… od urodzenia.
- Od przyrodzenia też. - Zaśmiał się. - Prowadź w to swoje specjalne miejsce.
Nie trzeba jej było dwa razy tego powtarzać.
Ruszyła sprężystym krokiem przed siebie, po chwili wyciągając dłoń do chłopaka:
- Chwyć mnie za rękę, żebyś się nie zgubił. No chyba, że zabrałeś chleb…
- Chleb? Sorry, ale nie zamierzam dokarmiać dzikich zwierząt
- rzucił, łapiąc ją za dłoń. Była ciepła i na swój sposób delikatna.

Szybka marszruta i przedzieranie się przez las, zarośla i krzaki nie nastrajały specjalnie romantycznie, a Calistri starał się nie zwracać na to specjalnej uwagi, bo i nie czuł się zbyt dobrze w otoczeniu natury po zmroku. Cokolwiek pouszyło w zaroślach, bądź wydało dziwny odgłos, Danny oglądał się, jakby właśnie podążał za nimi jakiś seryjny morderca.
Zdecydowanym plusem jednak było to, że wkrótce zostawili za sobą cały jazgot i dramaty licealne. Danny widział dziewczynę, która zdawała się znać ten las jak własną kieszeń. Jak to robiła nie wiadomo, byli tu zaledwie pół dnia. W końcu Annika zatrzymała się przyciągając Danny’ego, który stracił orientację i przyciągnęła go bliżej, wskazując niewielką polankę teraz oblaną srebrną poświatą księżyca. Danny nie miał pojęcia co to za roślinność, ale wielkie liście niemal zaścielały cały obszar.
- I jak? - w głosie Williams brzmiała duma.
- No… w sumie… może chyba być. - Calistri podrapał się po głowie. - Chociaż wolałbym jakieś przytulniejsze miejsce, na przykład mój pokój. No ale skoro chcesz pod gołym niebem, jak pan bóg przykazał… - Po tych słowach zbliżył się do niej, objął w pasie pod plecakiem i zaczął całować.
Dziewczyna na chwilę zesztywniała po czym lekko popychając Danny’ego w stronę wyglądającej na aksamitną roślinności, zaczęła nieco nieudolnie ściągać mu koszulkę. Pomógł jej w tym, a chwilę potem zrzucił z niej plecak i dobrał się do jej zwykłej bawełnianej koszulki, pod którą o zgrozo wyczuł również bawełniany, sportowy stanik. Annika nie zdawała sobie sprawy z sypialnianych subtelności. Kierowała się jakąś zawziętą determinacją, gdy raptownie oderwała się od ust Danny’ego i ukucnęła by szybko i bez kokieterii zacząć pozbawiać go również szortów wraz z bielizną. Chwilę później jej oczom ukazała się budząca do życia męskość chłopaka. Williams poczuła gorąco uderzające na policzki.
- Widzę, że znasz się na rzeczy - powiedział, uśmiechając się do niej i gładząc po policzku.
- Mhm - kiwnęła głową całkowicie pochłonięta widokiem. Na żywo widziała TO po raz pierwszy. Pamiętała jednak opracowania naukowe z zajęć wychowania seksualnego oraz fragmenty broszurki, którą ukradkiem przed ojcem zamówiła na Amazonie.
“How to tickle his pickle”...
Liczyła, że pamięta chociaż część porad.

Nieporadnie zabrała się do dzieła pobudzając Danny’ego i starając rozgrzać go do czerwoności ustami i dłońmi. Calistri cały czas na nią patrzył i czuł, jak z każdą chwilą wzbiera w nim coraz większe podniecenie. Annika robiła to inaczej, niż reszta dziewczyn, które zdążył zaliczyć w swojej karierze. Niby była bardziej nieporadna, ale jednak wiedziała, co robi. To było naprawdę podniecające.
W duchu dziewczyna odliczała, do chwili gdy Danny zacznie odlatywać. Podobno miało dziać się to szybko. Nie trwało długo, gdy zniercierpliwiona i nieco obolała od powtarzalnego ruchu, odsunęła się i zachęciła cicho podnieconego Danny’ego:
- Połóż się? - sama podniosła się niby to majstrując przy zapięciu swoich krótkich spodenek. Miała nadzieję, że Danny łyknie haczyk.
- Za chwilę - odparł i niemal zerwał z niej biustonosz, dopadając językiem do jej piersi. Ssał sutki przez krótką chwilę, jednocześnie rozpinając jej spodnie i zsuwając wraz z majtkami.
Nim zdołał się nacieszyć jej nagim ciałem, zniechęcona do subtelności jaką wg niej było jej dotychczasowe zachowanie, Annika podłożyła mu nogę i popchnęła na roślinne poszycie lasu. Poczuł lekkie z początku uczucie parzenia na skórze i nadchodzącą szybko falę szczypania, od porozkładanych przez dziewczynę wcześniej pokrzyw. Gdy zaskoczony chłopak szamotał się na ziemi, Annika podciągnęła spodenki i bieliznę, zgarnęła plecak i zaczęła zwiewać. Danny wyskoczył z tych krzaczorów jak poparzony (nota bene!), co chwilę rzucając głośne.
- Au, au, au, kurwa! - Założył szybko gacie na tyłek, jednak zrobił to tak nieporadnie, że wywalił się z powrotem w te parzące krzaki. - Pojebało cię, Annika?! - Krzyknął za nią, zbierając się na równe nogi.

Williams odbiegła w las lecz zatrzymała się tak by być ukrytą przed oczami kolegi a jednocześnie móc obserwować poczynania. Żałowała jedynie, że nie ma ze sobą kamerki…
Chłopak zebrał się w końcu, uzupełnił odzienie i ruszył (w jego mniemaniu) w drogę powrotną do obozu.
- Naprawdę zajebiście sobie ze mną pograłaś! Cieszysz się?! - Krzyknął, a jego szorstki głos odbił się echem od drzew. - I jak ja mam. kurwa, wrócić do ośrodka teraz?! Pojebało cię? Ale muszę przyznać, że lodzik był niczego sobie. - Zaśmiał się.
Odpowiedzi nie uzyskał, a nocna zwierzyna też nie kwapiła się do rozmowy z nastolatkiem.
Annika zaś ukryta pomiędzy drzewami, ubrała się w ciuchy wyciągnięte z plecaka. Musiała odczekać aż Danny ruszy się z miejsca “schadzki” by zabrać swoje bety.
- Poza tym, hej, mam twój stanik! - Danny chwycił go w dłoń i merdał nim nad głową, niczym flagą. - Jeśli tu nie przyjdziesz, to jutro rano cały obóz będzie wiedział, że cię puknąłem. Mam swoją pamiątkę! Swoją zdobycz! - Zarechotał, całując jedną z miseczek biustonosza.

Rozważając za i przeciw, Annika dopięła plecak. Widziała, że Calistri jest nieco podminowany i niepewny. Postanowiła odczekać jeszcze chwilę, aż chłopak...zmięknie. Danny chodził w tę i wewtę po tym polu jakiegoś zielska i machał stanikiem, jakby był po srogich grzybach, ale Annika się nie pojawiła.
- No dobra, jak tam chcesz. Zabieram zdobycz ze sobą i spadam. Najwyżej coś mnie zeżre po drodze. Będziesz się cieszyć, nie?! - Krzyknął.
Pytanie ją zastanowiło.
Czy cieszyłaby się, gdy coś stało się chłopakowi?
Nie zwracał na nią kompletnie uwagi przez cały czas liceum, ale skoczył na pierwszą okazję seksu.
Był słaby - jakby słyszała słowa ojca. A potem “przeżyją najsilniejsi, najbardziej przystosowani”.
Zostawić go samego w lesie?
A jeśli się zgubi, ciamajda?
Z pewnością ktoś widział jak odchodzą razem.
Zaszeleściła krzakami by odstraszyć Danny’ego, który kierował się w zupełnie przeciwnym kierunku niż leżał obóz.
- Ok, to ja tu sobie po prostu odpocznę! - Daniel położył się na trawie i założył dłonie za głową. Nawet, jeśli Annika była już daleko, to chyba nic go nie zje, jak się do rana zdrzemnie w lesie. Kiedyś coś tam słyszał, że wilki nie podchodziły do człowieka, jak nie były głodne, ale czy w tych lasach były wilki? Nie wiedział. Trzeba się było, kurwa, uczyć, jełopie, pomyślał, patrząc w niebo. Oczywiście próbował ją sprowokować. Jeśli się nie pojawi, to w jakiś sposób będzie próbował dotrzeć do obozu. Oby Ken głośno krzyczał tej nocy, może ktoś zasłuży sobie na wpierdol. Oby!

Annika wciąż obserwowała chłopaka.
Cierpliwość była cnotą.
W końcu Danny ruszył kuperek z ziemi i ruszył niepewnie przed siebie. Annika zastanawiała się jak to jest, nie wiedzieć nic o lesie… To musiało być tak jak bycie niewidomym albo upośledzonym.
Gdy Danny oddalił się od polanki wróciła i zebrała tshirt i ruszyła śladem Danny’ego.
Dała mu chwilę by pobłądził zupełnie i zaczął doceniać miejsce, w którym był, by w końcu z tyłu spomiędzy zarośli cicho mruknąć:
- Wracasz do domu? Masz dość obozu? - lekko żartując i próbując nie brzmieć ironicznie.
- Bardzo zabawne. Pokaż się, do cholery - mruknął, zastygnąwszy w miejscu. Rozglądał się, ale nigdzie nie mógł jej wypatrzyć.
- Oddaj stanik! - mruknęła stanowczo.
- Wyjdziesz, to oddam - odparł, wciąż zerkając w stronę ciemnych drzew.
- Chcesz się dalej włóczyć po nocy? Może pozwolę ci wleźć w kolejne pokrzywy albo bagienko?
- Jak tam chcesz, nawet jeśli tutaj zostanę do rana, to ktoś się zorientuje, że mnie nie ma. Przyjdą mnie szukać
- odrzekł.
- Kto? Musieliby ściągać straż leśną chyba. Oddawaj!
- Może od razu przybrzeżną, co?
- Zaśmiał się. - Bez przesady. Przestań się bawić, wyjdź i się dogadamy. A jeśli nie chcesz, to mnie po prostu zostaw tutaj i tyle. Może jakieś zwierzątko będzie miało miłą kolację, albo śniadanie - rzucił, starając się uderzyć w wesoły ton, choć do śmiechu to mu nie było.
- Właśnie się dogadujemy. Oddaj stanik i cię wyprowadzę. Będziesz mógł spokojnie znaleźć inną ofiarę.
- Oddam, jak wyjdziesz. Nie będę rzucać w krzaki, nie gram w baseball, tylko w piłkę
- odparł.
- To połóż na ziemi. I odejdź na północ. - Annika ugryzła się w język.
- No północ to nas zaraz zastanie, jak nie wyjdziesz - powiedział, prychając. - Nie ma mowy. Wychodzisz i stanik jest twój. Nie wychodzisz, to wracaj sobie do Brooksa…
- Kariery jako negocjator nie zrobisz. Słowo skauta, że zabiorę cię do obozu. Chociaż Ty i tak będziesz rozsiewał ploty. - uśmiechnęła się ironicznie - Niezależnie od tego, czy ci pomogę czy nie, nie, Danny?
- Aż tak bardzo się tym przejmujesz? Przecież to koniec szkoły, a ty i tak zawsze trzymałaś się gdzieś z boku. Co cię obchodzi opinia innych? - Prychnął, rozkładając ręce. Powąchał przy okazji stanik. - Świetnie pachnie ten twój ciuszek, ładny proszek… albo perfumy.
- Jesteś głąbem, wiesz o tym? - Annika wylazła spomiędzy zarośli ubrana w identyczną koszulkę jaką z niej wcześniej ściągnął i stanęła z rękoma opartymi na biodrach. - I do tego nawet nie zauważasz, jak krzywdzisz innych. - wyciągnęła rękę po stanik. - Oddawaj.
- Nie powiedziałaś nic, czego już bym wcześniej nie słyszał. Prowadź do obozu, jak już będziemy blisko, dostaniesz stanik. I nie pisnę o nas słowa - rzucił.
- Wiem. I to jest najbardziej przerażające w tym wszystkim, Danny. - odparła zagadkowo - Stanik najpierw. A potem poprowadzę Cię za rączkę. - kiwnęła palcami.
- Nie potrzebuję cię już dotykać - odparł z kamiennym wyrazem twarzy. - Stanik dostaniesz przy obozie, obiecuję. Wiem, masz za nic to, co powiedziałem, bo przecież jestem głąbem, ale dotrzymam słowa.
- Przez cztery lata liceum nie pokazałeś ani raz, że warto wierzyć w twoje słowa.
- Annika podeszła kilka kroków bliżej wypatrując okazji do “przejęcia” stanika - Dlaczego miałbyś się nagle zmienić? Bo się boisz? Bo to nowa dla Ciebie sytuacja?
- I kto to mówi? Przecież ty mnie w ogóle nie znasz!
- Prychnął.- I nie, nie boję się, po prostu dbam o swoje interesy. Prowadź do obozu, potem dostaniesz stanik i możemy się nie znać - powiedział to z pewnością w głosie.
- A może znam Cię lepiej niż Ci się zdaje, hm? To, że Ty nie zauważasz innych, nie znaczy, że oni Cię nie widzą - Annika ponownie skróciła dystans - Oddawaj stanik. Ten las ma szesnaście tysięcy kwadratowych powierzchni. Żyją tu różne drapieżniki:wilki, niedźwiedzie, rosomaki, dziki a nawet rysie. Zastanów się jak szybko możesz liczyć na odnalezienie…

Calistri przeanalizował szybko sytuację. Sam na pewno nie trafi do obozu, byli zbyt daleko, a on się już zdążył dobrze zakręcić i nawet nie wiedział, w którą stronę iść. Takie licytowanie się w kółko mogło w końcu sprowadzić jakieś drapieżniki, co tylko pogorszyłoby ich sytuację, a Danny chciał jeszcze pożyć, miał karierę do zrobienia.
- Masz ten stanik i już nie płacz... - rzucił go w jej stronę. - A teraz, tak jak obiecałaś, prowadź do obozu...
Miał dość. Zapowiadało się fajnie, ale oczywiście musiała wszystko spierdolić. Kolejna nauka na przyszłość - nie zadawać się ze świruskami. Czuł nieprzyjemne pieczenie na plecach, miał tylko nadzieję, że jutro mu się nie pogorszy.
- Ok - Annika, która rozważała właśnie rzucenie się na Danny’ego i próbę wyrwania ciucha, z ulgą chwyciła stanik. Obawiała się jego utraty. Kosztował sporo i był jej ulubionym. Nie zważając na wcześniejsze słowa Danny’ego chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą:
- Uważaj… - mruknęła jeszcze tylko - … i nie bierz gorącego prysznica jak wrócimy.
- Trzeba było mnie nie wrzucać w te krzaczory - odburknął. - Myślałem, że chcesz fajnie spędzić ten wieczór, a nie odpierdalać takie hece… - Pokręcił głową, krzywiąc się.
- Trzeba było nie traktować mnie jak głupiej gęsi - Williams pokazała mu po dorosłemu język. Nie mógł go w ciemnościach zobaczyć. Przez chwilę przedzierali się przez chaszcze w milczeniu.
- Masz jakieś koleżanki? Takie wiesz, co nie zaliczyłeś ich?
- A po co ci ta wiedza?
- Danny uniół brew.
- Jestem ciekawa - wzruszyła ramionami - A to chyba nie jakaś wielka tajemnica,co?
- Nie wiem, czy mam takie, których nie pukałem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem zbytnio
- odparł, wzruszywszy ramionami.
- Aha. A takie co puknąłeś? Długo się z nimi przyjaźnisz po pukaniu? Ej! W ogóle co to za określenie?! Pukać?- oburzyła się Annika. - Puknąć to się można w glowę. Tyle określeń jest. Serio?!
- Boże, ale ty jesteś czepialska
- odburknął Calistri. - Pukać to słowo jak każde inne, wolałabyś, żebym bardziej wulgarnie wyskoczył? Zresztą… nieważne. Nie przyjaźnię się z dziewczynami, które pukam.
- Czemu?
- Bo nie
- odparł, prychając. - Zaliczam jakąś i biorę się za następną, a z moimi predyspozycjami to nie jest trudne. Ale czasami trafiają się takie zimne ryby, które nie chcą dać się przekonać, więc olewam i znajduję sobie nowy cel. Nic na siłę.
- Aha.
- Annika dumała przez chwilę nad słowami kolegi, ściskając jego dłoń w swojej. - To musi być bardzo samotne. - dodała w końcu ze współczuciem w głosie.
- Skoro tak mówisz. Ja nie czuję się samotny, czuję się spełniony - odrzekł pewnie, choć nie była to prawda. Nie zamierzał się jednak zwierzać komuś, kto zaciągnął go do lasu i wrzucił w jakieś pokrzywy czy inne badziewie.
- Spełniony? Przecież nie… no wiesz… - Annika rzuciła z lekkim popłochem w głosie.
- Co nie?
Williams zatrzymała się w pół kroku i obróciła do Danny’ego:
- Nooooo…. - zrobiła ruch dłonią w okolicach podbrzusza chłopaka - nie doznałeś spełnienia. - wydukała ostrożnie.
- A to niby ja cię uważam za głupią gęś, tak? - Westchnął. - Nie chodziło mi o to spełnienie, chociaż akurat to też w tym lubię. - Uśmiechnął się szelmowsko. - Poza tym zawsze możesz dokończyć, co zaczęłaś.
- A ty tylko o jednym!
- fuknęła rozeźlona, że dała się głupio podejść. Wyrwała dłoń z jego dłoni i rozpoczęła marsz na nowo.
- To ty zaczęłaś dobierać się do mnie pierwsza- rzucił wesoło, rozkładając ręce i ruszając za nią szybkim krokiem. - I to ja powinienem być teraz obrażony.
- To sobie bądź. Najwyraźniej nie można pogadać bez propozycji… - odburknęła i przyspieszyła jeszcze bardziej.
- O czym chcesz gadać z głąbem? - Zapytał, doganiając ją. Ta rozmowa zaczynała go bawić.
Annika ponownie wyhamowała w miejscu i z błyskiem w oku się obróciła:
- Jesteś głąbem. - potwierdziła - I w dodatku słabeuszem. Próbuję doszukać się czegoś co by temu zaprzeczyło. - machnęła rękami w powietrzu.
- To nie szukaj, bo się jeszcze zgubisz. - Danny puścił jej oczko.
- Ha! Czyli jednak to całe przedstawienie o słowie honoru i obietnicach to była czcza gadanina. - z Anniki nagle opadło napięcie. Jednak instynkty jej nie zawiodły.
- Nie, oddałbym ci ten stanik, gdybyś mnie doprowadziła… znaczy, do obozu - powiedział, drapiąc się palcem po brwi.
- Żal mi Cię, Danny. - uspokojona Annika stwierdziła na nowo ze współczuciem. - Obyś doznał spełnienia we wszystkim. - zakręciła długie włosy w samonoszący węzeł i zaczęła na nowo przedzierać się przez krzaczory.
- Tak jest, Ciociu Dobra Rada. - Zasalutował jej i już bez słowa ruszył w stronę obozu, nie odnosząc się do pierwszej części jej wypowiedzi.

Miał totalnie w dupie, co o nim myśli, zwłaszcza, że nic o nim nie wiedziała. Nic ponad to, co sam pokazywał, a co było tylko zagrywką pod publiczkę na którą wszyscy się łapali. Na jakiej podstawie tak go żałowała? Bo zaliczał panienki na lewo i prawo, po czym przestawał się nimi interesować? Wielka obrończyni moralności i znawczyni ludzkich charakterów i zachowań. Myślał, że jest inna, ale się pomylił, więc nie było sensu niczego między nimi kombinować. Niech sobie żyje w tym swoim świecie pełnym ptaszków (dobre sobie), trawki, motylków i zielonych drzewek. Z Brooksem na pewno się dogadają, w końcu on też był inteligentny inaczej.

Ledwo wrócili do obozu, a Danny bez słowa pożegnania ruszył do domku. Przebrał się w świeży t-shirt, łyknął dwa paracetamole (chociaż i tak nie liczył, że plecom się jakoś diametralnie po tym poprawi) i usiadł na chwilę na łóżku, rozmyślając nad dalszymi ruchami. Z okolic jeziora wciąż dochodziły go stłumione odgłosy bawiących się ziomków, ale nie zamierzał tam iść. Znając życie, Kenny pewnie już się mocno zaprawił i mogłoby mu się przypomnieć, że jednak miał spuścić mu łomot, a tym razem nauczyciele raczej by nie intereweniowali. Spojrzał na zegarek - dochodziła północ, więc noc była jeszcze młoda. Odpowiednio młoda, by odwiedzić Kate. Przepłukał gardło Plaxem, żeby mu nie waliło z gęby piwem, zgarnął z portfela kondoma i wyszedł z domku. Ostrożnie, ale i nie wywołując niepotrzebnego wrażenia, że gdzieś się skrada, ruszył w stronę sypialni anglistki, obserwując otoczenie. Miał nadzieję, że wyczerpał już na dzisiaj limit pojebanych sytuacji i nikt go nie przyczai.

Pani Marshall zajmowała ostatni domek patrząc od masztu, więc obejrzawszy się raz jeszcze wszedł na schody najciszej jak umiał i nacisnął na klamkę. Uśmiechnął się do siebie, gdy ustąpiła. Wślizgnął się do środka, czyniąc jak najmniej hałasu i od razu po zamknięciu drzwi na klucz, który musiała celowo zostawić w zamku, spytał szeptem.
- Kate?
Pod oknem naprzeciwko wejścia, na łóżku wychwycił jakiś ruch.
- Nie śpię, czekałam na ciebie. - Wyszeptała kobieta. - Dlaczego tak późno?
- Chciałem zachować pozory w grupie
- odparł Danny, ruszając w jej stronę. Jak zwykle skłamał, ale przecież nie musiała wiedzieć o wszystkim.
- Nikt cię nie widział? - Zapytała, siadając na łóżku i opierając się o wezgłowie. W tym świetle Calistri zobaczył, że nie miała biustonosza. Dwie ciężkie, duże piersi odcinały się wyraźnie na tle reszty ciała.
- Nie sądzę - odrzekł, zrzucając z siebie koszulkę i rozwiązując sznurki szortów.
Chwilę później, zupełnie nagi, dopadł do niej, całując namiętnie, a ona nie była mu dłużna, przyciągając go do siebie, jakby był jej najcenniejszym skarbem. Jej ciało pachniało jakimiś świetnymi, jabłkowymi perfumami, które tylko wzmogły jego podniecenie. Dłonie chłopaka szybko powędrowały na wielkie piersi, a następnie niżej, do ciepłego i śliskiego krocza nauczycielki. Napędzany pożądaniem, nie myślał już o ludziach przy ognisku, o tym, co wydarzyło się wcześniej na plaży i w lesie, z Anniką. Odpłynął zupełnie, mając zamiar dać tej kobiecie tyle rozkoszy, ile z siebie wykrzesa, a potem wymknąć się do swojego domku pod osłoną nocy. Fantastyczny seks z Kate miał być przyjemnym zwieńczeniem tego chujowego dnia.
 
Kenshi jest offline