Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2017, 07:33   #150
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23 - Newsy (34:00) (2/2)

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 3200 m do CH Green 5
Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Hell; 2250 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 34:00; 60 + 180 + 60 min do CH Green 5
Czas: dzień 1; g 34:00; 60 + 60 min do CH Black 2



Green 4; Black 2, 7 i 8


- Proszę się przygotować wracamy na pole walki! - krzyknęła ostrzegawczo szatynka i przecisnęła się przez wciąż otwierające się drzwi. Odgłos wystrzałów stał sie wyraźniejszy a przed kamerą ukazał się krótki, prosty korytarz i początek schodów prowadzących gdzieś na górę. - Wracam do dolnego poziomu kluby “The Hell”. - powiedziała Conti przebiegając szybko przez korytarz i wbiegając na schody. Zaraz na ich szczycie widać było plecy trójki ludzi. Kucali lub stali za bardzo improwizowaną barykadą zrobioną pospiesznie z paru krzeseł i biurek. Dwaj mężczyźni z czego jeden o latynoskim typie urody, drugi wygolony prawie na zero i kobieta o czerwonych włosach. Ona jedna z tej grupki miała na szyi widoczną charakterystyczną Obrożę.

- Co tu kurwa robisz?! Miałaś zapieprzać z resztą do schronu! Nie otwiera się?! - wygolony facet krzyknął ledwo odwracając głowę i znów skupił się na strzelaniu z karabinu. Na chwilę jego twarz na ekranie zamarła i ukazał się krótki podpis “kpr. CMC Johan Mahler - mechanik/saper”. Zaraz jednak twarz i ekran odzyskały ruch i barwy.

- Są cali! Są już w schronie! Zostaliście tutaj tylko wy!
- reporterka zdołała przekrzyczeć zgiełk walki.

- Jeszcze nie! Czekamy na resztę! Zaraz tu będą! Kurwa za dużo ich dawaj granat! - żołnierz w latynoskim mundurze odkrzyknął prawie jednocześnie i do szatynki i do rudowłosej. Przy nim obraz zamarł i ukazał się podpis “kpr. Army Elenio Patinio - zwiadowca/droniarz”. Kobieta w obroży zaczęła wyjmować z przywieszki granat i tak zamarła na ekranie gdy go odbezpiecza “Parch Zoe Nash - saper/heavy; wyrok: 320 lat”. Niewielki pojemnik poszybował w pobliże jednej z kolumn i tam eksplodował rozbijając niewielkie ciała obcych istot o dziwnych insektopodobnych kształtach.

Kamera złapała jednak ruch i w dalszej części pomieszczenia. Przez drzwi w przeciwległym krańcu sali wbiegła trójka ludzi w pancerzach i z bronią w ręku. Każda reprezentowała inny typ sprzętu. Jeden z mężczyzn miał w dłoniach miecz, drugi karabin wyborowy a kobieta miała charakterystyczną butlę miotacza ognia na plecach.
- Są! - wydarli się prawie jednocześnie chyba wszyscy przy stołowej barykadzie. Mężczyzna z karabinem coś krzyczał ale przez harmider walki nie było słychać co dokładnie. Sam ustawił się frontem do drzwi przez które przebiegli i wycelował tam broń. Pozostała dwójka ustawiła się po bokach. Mężczyzna strzelił w głąb korytarza. Z głębi niego coś zaczęło dudnić i huczeć jakby nadbiegał jakiś golem. Facet ze snajperką strzelił ponownie. Mundurowi przy barykadzie zaczęli nawoływać i poganiać tamtych przy drzwiach. Zbliżający się huk zbliżał się aż okazał się być wybiegającym przez drzwi pancerzem wspomaganym z ciężką bronią. Ledwo przebiegł a kobieta zalała korytarz potokiem płynnego ognia ze swojej broni.

Sytuacja wydawała się przez chwilę opanowana i cała czwórka ruszyła już w stronę barykady gdy sytuacja się pogorszyła. odbiegającą kobietę nagle trzasnęła w plecy rzucona albo wyrwana skądś krata. Kobieta zachwiała się i upadła na brzuch. Zaraz za kratą na podłodze wylądował jakiś stwór. Ale zdecydowanie większy od tych zabitych przed chwilą przez granat. Wylądował na chwile by zaraz odbić się od podłogi i poszybować ku mężczyźnie z karabinem wyborowym. Jego atak powalił go na posadzkę tuż obok przewalonej właśnie kobiety. Na nogach utrzymali się jeszcze tylko ten pancerz wspomagany i człowiek z mieczem. Zdołali akurat wyhamować i odwrócić się do nowego przeciwnika. Ale wtedy z korytarza wskoczył następny. Podobnie odbił się od ziemi i skoczył na stalowego giganta. Impet uderzenia był tak duży, że metalowy rycerz zachwiał się i cofnął. Gdyby nie trzasnął plecami o kolumnę pewnie też upadłby na posadzkę. Ostatni z wielkich potworów skoczył z sufitu atakując trójkę ludzi za barykadą przez co nie mogli wesprzeć tych przy drzwiach. Kamera szalała próbując uchwycić jak najwięcej z obydwu ognisk walk ale skupiała się na tej bliższej. Potwór o kłapiących szczękach mimo licznych trafień i zostawiając za sobą szlak żółtej posoki na posadzce i zabitych ciałach i pomniejszych xenos i ludzi błyskawicznie znalazł się na barykadzie rozbijając ją w pył. Zdołał chlasnąć łapami i ogonem ale musiał być już śmiertelnie ranny bo przewalił się na górę schodów a gdy trójka ludzi wciąż strzelając upewniła się, że już po nim zsunął się po schodach na sam dół.

W tym czasie druga grupka wciąż jeszcze walczyła. Mężczyzna z mieczem zdołał dojść do tego powalonego na ziemię i ciąć nim zajętą bestię. Kamera zamarła tak samo jak twarz młodego mężczyzny. Za to pojawił się napis “Parch dr. Jacob Horst - medyk/HQ; wyrok 260 lat”.
- Strzelaj! Wytrzymam! - doszło głuche dudnienie głośnika operatora ciężkiego pancerza wspomaganego przyszpilonego przez monstrum do kolumny gdzie pancerną pięścią i zasłaniając się działkiem z trudem odpierał ataki monstrum. Obraz znieruchomiał gdy olbrzym zasłaniał się przed pyskiem bestii swoim działkiem a drugą mocował się z jej łapą. Liczne odnóża potwora dalej pozwalały mu próbować szarpać i rozrywać brzuch przeciwnika. “Parch Hektor Ortega Navarro - heavy/pao; wyrok: wielokrotne dożywocie”. Krzyczał do postaci kobiety która na jego słowa pociągnęła za spust swojej broni i ta plunęła ogniem oblepiając obydwu przeciwników. Kobieta w ciężkim pancerzu szturmowym i o latynoskich rysach też zamarła na zdjęciu ozdobionym krótką informacją “Parch Chelsey L.Diaz - heavy/mechanik; wyrok 2878 lat”.

Ruch powrócił do oka kamery. Płonąca sylwetka i człowieka w pancerzu wspomaganym i potwora zlały się w jedno. Bestia ryczała wściekle ale teraz ogień najwyraźniej mniej szkodził człowiekowi niż jej bowiem ten wreszcie uwolnił się od niej rzucając na ziemię i rozgniatając łeb pancerny buciorem. Wspólnie już pokonali drugiego potwora uwalniając od niego ostatniego członka z tej grupy. “cpo ATT “Raptor” Karl Hollyard - marksman/driver”. Cała czwórka biegła w stronę rozwalonej barykady osłaniana przez stojącą przy jej resztkach trójkę. Z sufitu i bocznych kierunków wybiegały kolejne poczwary choć już mniejszych kalibrów. Obydwie grupy połączyły się w jedną. Został jeszcze ostatni wysiłek przebiec przez schody, poczekać aż drzwi schronu ponownie się otworzą, wszyscy znajdą się w środku i wreszcie drzwi z mozołem się zamknął. Wtedy jeszcze wybić te małe xenos które zdołały dostać się do środka i odczekać aż śluza zdezynfekuje swoje wnętrze.

***

Zdawałoby się wieki potem znaleźli się po tej wewnętrznej, właściwej stronie drzwi. Gdy grupka gości przeszła przez nie i znalazła się w schronie wyglądali beznadziejnie. Wszyscy byli brudni, uwalani czerwonymi smugami i zaciekami krwi ludzkiej i żółtymi po xenos. Ich pancerze były postrzępione, powyginane, postrzelane i popalone. Wszyscy milczeli i wszystkich tak samo suszyło pragnienie. Manierki albo mieli puste albo właśnie je wykańczali. Wszyscy podobnie bezwładnie opadli na ziemię lub opierali się plecami o ścianę ciężko dysząc i nie mając siły się odezwać. Na przeciw nich stali ci sami dwaj ochroniarze których i Black 2 i 7 zdołali poznać nieco wcześniej. Karp i Igor. Oni jednak też spoglądali na gości i chyba nie mieli pomysłu co można by w tej sytuacji powiedzieć. Głos zaczął wracać gdy oddech zaczął im wracać. Wspomógł ich też dzbanek herbaty jaki mieli przy sobie ochroniarze a bez pytania zarekwirował go Hollyard. Poza siłami fizycznymi i psychicznymi ostatnie starcie wyczerpało także ich zasoby. I ładownice i przywieszki coraz powszechniej świeciły pustkami. A najbliższa zbrojownia Parchów znajdowała się o ponad 2 km stąd. Obroże dały też znać, że na powierzchni właśnie zaczął się ostrzał artyleryjski. Pociski miały spać na tą okolicę za 60 sekund.

- To wy jesteście do ruchania? - pierwszy odezwał się Ortega chyba patrząc swoim hełmem z lustrzaną szybką na dwóch ochroniarzy. Ci nagle wytrzeszczył oczy w zdumieniu i zaraz potem szybko zaczęli się cofać pod ścianę by mieć ją za plecami.

- Nie no coś ty! To tam! Kociaki, dziewczynki, focze są tam! - zapewnił błyskawicznie Karp równie gwałtownie machając ręką w głąb korytarza prowadzącego do schronu.

- No! - sapnął groźnie Black 7 unosząc pancerny paluch do góry w geście ostrzeżenia. - Bo miały być focze a nie kaszaloty. - burknął pod nosem i ruszył w głąb tunelu. Zresztą innej drogi poza bramą śluzy stąd nie było. Za nim ruszyła reszta grupy a Conti nagle odkryła, że już nie nadaje na żywo. Właściwie to nagle w ogóle nie ma łączności ze studiem a przecież łapała sygnał tutaj!

- Przykro mi ale nie udało nam się nawiązać łączności z Olimpią. Gorąco trzymamy kciuki by naszej koleżance udało się przezwyciężyć te chwilowe trudności. A teraz przechodzimy do wiadomości sportowych. - powiedział w studio Simon kończąc audycję i oddając głos do studia sportowego. Sfrustrowana dziennikarka pokazała zaś coś co zdołała odebrać i nadać przed utratą łączności.





Miejsce: zach obrzeża krateru Max; parter do Seres Laboratory; CH Black 2
Czas: dzień 1; g 34:00; 60 + 60 min do CH Black 2


Black 4, 6 i 0




Parter. Zaczęli bieg od parteru, tego rozsypującego się od kolejnych uderzeń potwora zza ściany parteru. 1-sze piętro. Black 4 zatrzymał się by użyć detonatora. Ściana piętro niżej już i tak była bliska rozsypania się. Wcisnął przycisk i na dole zagrzmiała eksplozja. Podmuch cisnął odłamkami oraz chmurą dymu i pyłu także i w górę klatki schodowej, w ten naturalny komin. Całą klatkę spowił momentalnie kurz i dym ograniczając pole widzenia do kilku kroków. Trójką ludzi zachwiało od podmuchu ale zdołali utrzymać się na nogach. Teraz prawie po omacku, ciężko dysząc od dymu, kurzu i przygniatającego ciężaru ekwipunku dalej wbiegali na kolejne stopnie. 2-gie i 3-cię piętro przebiegli spokojnie nie licząc wszędobylskiego wścibskiego pyłu. Z dołu dochodziły tylko odgłosy wciąż spadających kolejnych fragmentów gruzu ale poza tym nic. Przynajmniej przez te dzwonienie w uszach nie słyszeli nic więcej. Zmieniło się to gdy Black 6 i 0 dobiegli na 4-te piętro a ich zwiadowca był prawie o piętro niżej. Wtedy znów usłyszeli z dołu skrzeki pogoni. Zyskali trochę czasu ale nie pozbyli się jej całkowicie. Gdy dobiegali do piątego piętra i wyjścia na dach, pościg był o wiele szybszy od nich i gdy pierwsza dwójka wybiegła na dach na słuch xenos musiały już deptać Graeffowi po piętach. Gdy ten jako ostatni wybiegał przez drzwi i udało im się je zatrzasnąć, krztuszący się z suchego wysiłku i kurzu oddech później o drzwi uderzyły pierwsze kły i szpony. Drzwi były zwykłe więc ponownie nie mogły obcych zatrzymać na zbyt długo.

Z dobrych wieści o kilkanaście kroków od nich była kapsuła ze sprzętem. Udało im się do niej dotrzeć choć bez celu jakim było przyprowadzenie na dach dwójki poszukiwanych medyków. Mimo więc, że odległość pokazywana przez Obrożę spadła do 0 m stoper nadal odmierzał sekundy. Obecnie zostało im ich prawie równo na 60 min plus jeszcze godzina czasu rezerwowego. W chwili gdy kapsuła rozpoznała Obroże i otwarła swoje wnętrze dla Parchów nastąpił koniec dobrych wieści.

Ze złych wieści było to, że droga jaką tu przybyli w tej chwili była odcięta przez nieznaną liczbę nieznanych xenos. Nadal dobijały się do drzwi i w ciągu kilkunastu czy kilkudziesięciu sekund pewnie je sforsują tak jak i poprzednie. Sądząc po odgłosach musiały też zasuwać po ścianach pnąc się ku dachowi choć jeszcze nie było ich widać też w końcu musiały się pojawić raczej prędzej niż później. Prócz tego znanego zagrożenia pojawiło się także i te już zapowiadane a wreszcie nadchodzące. Obroża poinformowała Parchy, że właśnie odpalono pierwszą salwę artyleryjską. Z dachu laboratorium słychać było wrzaski nadciągającej hordy obcych. Wszystko co do tej pory słyszała na tym księżycu trójka ludzi nie mogło się równać z rykiem nadbiegającej hordy. Nadal skrytej przez otaczającą laboratorium dżunglę ale na pewno liczniejsza niż jakiekolwiek widziane dotąd stado. Trzewia kapsuły stały otworem ale grzebanie w niej zajmowało czas. Czas zajmowało też dotarcie do jakiegokolwiek schronienia przed jednym i drugim zagrożeniem. Przed nawałą można było stosować zasadę, że im głębiej tym lepiej. Najbliższym schronieniem wydawały się piwnice albo i schrony pod budynkiem laboratorium. Ale od nich dzieliło ich te kilka poziomów jakie właśnie przebiegli. Czas uciekał. Stoper pokazywał czas jaki przewidywał do uderzenia pocisków w tą okolicę. 60 s… 59 s… 58 s...
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 27-06-2017 o 19:06.
Pipboy79 jest offline