Starał się nie myśleć o tym, że jeszcze Starka szybko wypuszczą - bo przecież sigmaryckiemu wysłannikowi wyprosić łatwo by to było - i łowca postanowi na nich zapolować. Z drugiej strony, raz łajdaka pobili, więc chyba nie było się czego obawiać? "Przynajmniej wyniosłem miecz z tej kabały", cieszył się duchu. Prawdziwy miecz! Poczuł się prawie jak rycerz, nie zważając na partacką wręcz jakość ostrza - prosta robota produkowana w dużych ilościach w warsztatach Nuln albo innego dużego miasta.
Mimo tego próbował wyprosić u towarzyszy naukę szermierki, szczególnie u Ayolasa, który najlepiej robił ostrzem z wszystkich jego towarzyszy. Może znajdzie się na to trochę czasu. Wyobraził sobie wszystkie manewry, finty, parady, riposty i inne nieznane z nazwy finezyjne ruchy, którymi chwalili się szermierze na wiejskich jarmarkach. Dziękował w duchu panu Sigmarowi za szansę na tę przygodę.
Względem zaś dziwnej panny, to już Brewinowi zaufał. On uważał, że warto z nią iść, to i pewnie miał rację. Młodzieniec bardzo podziwiał przepatrywacza za jego rozsądek. |