Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2017, 20:11   #35
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Ken opierniczył trzy kiełbachy, w tym jedną zasypaną w dziwnym szaro-brązowym proszku, który nie był popiołem. Następnie wypił niemal galon coca-coli zero, w międzyczasie piekąc pianki dla swojej dziuni. Siedział niby w grupie, ale jednak na uboczu. Mrukliwy i milczący.
Blondyna podeszła do swojego boja kołysząć zgrabnym tyłkiem pokazowo, ale za nic miała wzrok innych. Rzuciła się od tyłu na plecy Kennego i zawiesiła na jego ramieniu jak wyjątkowo ciężka i nieporęczna torba.
- I jak tam pianki Misiu?
- Skwara jak ta lala… - odparł bez entuzjazmu wielkolud, pokazując na kijku skarmelizowany z wierzchu łakoć. - W środku pewnie niezła magma… hue hue.
Wzięła piankę w swoje szpony, które nieźle sprawowały się też jako szczypce do podniesienia gorących rzeczy. Podmuchała na nią nieco po czym zjadła przygotowaną przez futbolistę skwarkę ze smakiem.
- O boże! Najlepsza na tym świecie! Tylko ty umiesz robić takie cuda - pochwaliła kiwając z uznaniem głową i oblizując jeszcze palce z pozostałości karmelu.
Przygłupi Larkins uśmiechnął się czule do swojej jedynej, zgarniając ją łapskiem jak orangutan, przytulając do szerokiej piersi.
- Chcesz jeszcze jedną? Zajebałem całe opakowanie i przypierdole każdemu, kto będzie rościł sobie choćby do tego… eee... talku z wnętrza… - Wyjąwszy z kieszeni telefon, na którego ekranie widać było zaschniętą rzęsę z jeziora, sprawdził godzinę i czy aby na pewno nie było tu internetu.
Kurwa… nie było.
- a co ty tu masz? - zapytała przyglądając się opakowaniu o którym wspomniał Kenny i zanim ten odpowiedział zanurzyła paluch we wnętrzu torebki i nabrała na palec dosyć dużą ilość szaro-brązowego proszku po czym wsadziła go do ust. Skrzywiła się nieznacznie. Myślała, że to cukier puder! Może był już przeterminowany?
- Nie miałem gdzie przesypać swój proszek z proteinami… więc wsypałem do pianek… hue hue… bo w pokoju mam taki słój… kilogramowy - mruknął dumnie sportowiec.
- W ogóle mała… tak se myślałem o tym, co mi mówiłaś nad wodą… o interencie i drzewach. Myślisz, że jakby je tak wyciąć… zrobić taką ścieżkę w lesie… to by się znalazła jedna krecha? Co by na fejsa można było wejść…
Zerkneła na niego dalej memlając językiem chcąć pozbyć się smaku czekolady z języka, nie po to chciała piankę, aby jej tu z innym smakiem się wpierdalać! Zamarła w połowie ruchu kiedy sportowiec począł mówić. Zerwała się zaraz na równe nogi zapominając całkowicie o swoich kubkach smakowych i stanęła przed Larkinsem po czym chwyciła go dłońmi za twarz ściskając nieco, pochylając się przy tym i prezentując swoje wielkie cycki, które wręcz błagały o nieco wolności.
- Misiu! Jesteś genialny! Ale.. jak my to zrobimy? Widziałeś jaki ten las duży?
- No kurwa… no nie wiem no… może nie trzeba przecinać się przez cały las… tylko tak wiesz… tak dotąd o tam gdzie najdalej oczy sięgają… jak się to nazywa, no wiesz taka kreska tam daleko ooo jak się patrzy nie? To nie powinno być takie trudne. - Nadział na kijek dwie pianki i zawiesił je nad ogniem. - Nie chce mi się tutaj siedzieć… muzy nie ma, cycków nie ma… alkohol się zaraz skończy i będą zamulać. Do chuja to nie podobne.
- Co? Ty chcesz się przekopywać do końca świata?! Przecież to nie jest możliwe! Musimy wymyślić coś innego Misiek - powiedziała siadając obok niego i podpierając głowę na rękach a te zaś na kolanach i myśląc intensywnie.
- Wiesz co? Myślę, że chuj z tego.. Ale! Chyba mam inny pomysł! Skoro i tak tu wieje chujnią to co ty na to, aby się gdzieś przejść? - spojrzała na Kennego swoimi niebieskimi ślepiami pod wachlarzem omaskarowanych na grubo rzęs.
Ken nie sądził, że jego oczy potrafią widzieć tak daleko, ale skoro jego Misia tak twierdziła, to znaczy, że była to prawda. Chłopak zdawał sobie sprawę, że był debilem… wszyscy mu o tym przypominali, więc zawierzał w intelekt swoich bliskich, całkowicie się im podporządkowując.
- Przejść? Że do miasta chcesz kopsnąć? Ale ja nie wiem gdzie tu jest najbliższa dzielnia… - odparł zatroskany, rozglądając się dookoła i pilnując by biodra partnerki, nie zasłaniały mu ważnych widoków, jakimi były karmelizujące się pianki.
- No co ty! romantyczny bądź! Chodź przejdziemy się po lesie nocą jak w tych zajebistych filmach romantycznych- rozmarzyła się uczepiając ramienia swojego chłopaka.
Jak on kurwa nie lubił filmów romantycznych. Nigdy nie wiedział o co w nich chodzi... kto z kim i dlaczego. No ja pierdole to matematyka przy tym to pikuś!
- E… no dobra… trzymaj jedna dla ciebie. - Pokazał jej patyk, zdmuchując podpaloną końcówkę. - Tylko ciemno jest… jesteś pewna, że chcesz się szargać po chwastach? - Footballista nie wiedział, czy w lesie rosną chwasty, ale wolał uprzedzić, by później nie było na niego.
- Od czego mamy latarki w komórkach! - podekscytowała się już swoim pomysłem, ale pianką nie pogardziła. Chwyciła kolejny łakoć, który zaoferował jej jej Misiu i zjadła ze smakiem lekko patrząc język i podniebienie, ale smak był tego wart!
- To już wstawaj! Idziemy! - jęczała ciągnąc lubego za umięśnione ramię samej wstając już z miejsca.
Przegłosowany Ken, posłusznie wstał, zjadając swój dymiący, marshmallowy kwadracik, jak prowadzone na powrózku ciele, poszło za swoją panią.


Bez słowa oddalili się w las. Nie, że ktoś by za nimi tęsknił. Wszyscy albo chlali, albo się ruchali po krzakach. Muzyki prawie w ogóle nie było… internetu też nie. Larkins nie miał co robić. Gdyby był grill pewnie zostałby jak zwykle zatrudniony w roli kucharza, bo pieszczenie na ruszcie wychodziło mu tak samo zajebiście jak bycie sportowcem. Tutaj jednak było ognisko i każdy ciułał własny badyl z kiełbą, jakby to był jebany puchar mistrzów świata w tryskaniu spermą na odległość.
- Przynajmniej robali nie ma… hue hue - odezwał się chłopak po pewnym czasie, spokojnego marszu przez iglastą ściółkę i znikome, romantyczne widoki czarnego, jak dupa murzyna, lasu.
Para zakochanych nie miała bladego pojęcia gdzie i po co szli, ale chyba nie zdawali sobie sprawy z własnej głupoty i poziomu bezsensu zaistniałą sytuacją.
A Lindsay klepała jak najęta do swojego Misiaczka-Pysiaczka-Piździaczka jakby jutra nie było i mieli jej wrzucić limity na ilość wypowiadanych słów. O swoich paznokciach, o kremach, o makijażu, o akcji w domku z Claire, jak ją ubrała, umalowała, przekonała i jaka to nie jest zajebista jako negocjator i może by kiedyś zaczęła pracę jako medytator czy jak temu tam co gada z na ten przykład ludźmi co chcą skoczyć z mostu i mówią im, że to zgoła chujowy pomysł. Paplała też o swoim zostawionym w domu piesku o imieniu Księżniczka marki Yorkshire Terrier, a raczej terror jakby go z pewnością ochrzcił Ken. Nie zabrakło też wielu innych wspaniałych tematów, ale tych można by już zaoszczędzić czytelnikowi. W lesie było ciemno jak w… bardzo ciemno (jak ktoś zgadnie do czego tu piję to ma reputkę!), ale to nie zrażało parki do zapuszczania się coraz dalej i dalej, bez wyraźnego celu. Nie było nawet jakoś źle, gdyż radośnie kroczyli po całkiem szerokiej wydeptanej przez ludzi, zwierzęta oraz zapewne samochody leśniczych, ścieżce.
W końcu jednak blondynka ocknęła się ze swojego gadatliwego transu i rozejrzała dookoła.
- Misiu, a my to gdzie tak właściwie jesteśmy?
Ken najchętniej by odpowiedział, że w piekle, ale był miłym, uczynnym i grzecznie wychowanym młodym mężczyzną, więc powiedział tylko - chuj wie - po czym sprawdził, czy ma internet.
Nie miał.
- Swoją drogą… skoro jesteśmy w lesie to myślisz, że rosną w nim grzyby? Te takie wiesz co to indianie je gotują i później mają odpały? Takiej marychy to nie wezme bo to wiadomo, że sztuczny koks i w moczu pewnie da się wykryć… ale taki grzyb? Zjarałbym takiego, czy tam upichcił… - zmienił szybko temat, dziękując wspaniałemu i miłosiernemu Jezusowi, że nie musiał już słuchać o nowej technice hybrydowania paznokci.
Zmrużyła swoje podkreślone kredką oczy i wpatrywała się w swojego chłopaka wyraźnie wprawiając chomiczka w kołowrotku w jej głowie w ruch.
- Myślisz, że taki grzyb to ma gluten?
- A co ja wikipedia?... ale skoro nawet pędzle do makijażu je mają… oczywiście, nie te których ty używasz… - Bezmózgi sportowiec wykazał się dobrą pamięcią co do preferencji make-upowej swojej ukochanej. - Ale jak je zjaramy to pewnie wyparuje, nie? Hue hue
- A może da się je wygotować? Jak myślisz? Tak jak czasami brud ze starych prześcieradeł.. czy coś tam - Lindsay zastanawiała się długo i co niecodzienne w prawie całkowitej ciszy - Ale jeśli ci zależy to mogę pomóc ci szukać! Potem się dowiemy od innych jak z tym glutenem, a jak nie to zjesz sam, ale będzie zakaz całowania mnie przez 24 godziny!
I tak miał zakaz przez makijaż, więc nie robiło mu to jakiejś wielkiej różnicy. Pojęczał jednak chwile, by nie było, że “źle” zareagował i foch przez następny tydzień, po czym pokiwał w zrezygnowaniu głową i ruszył przed siebie.
- Tylko… jak poznamy, że te grzyby to te z halunami?
- No jak to jak? Będą świecić w ciemność! - powiedziała bez chwili namysłu, ale z całkowitą pewnością w głosie.
Chłopak rozejrzał się wokoło, marszcząc czoło w “skupieniu”. - To… tu ich nie ma… idziemy dalej.[/i] - Wziął pod rękę swoją dziunię, pomagając jej iść przez las na gigantycznych szpilach.
A internetu… jak nie było, tak ni ma.
- Czuję się jak poszukiwacz skarbu! Mam nawet taką bluzeczkę co by pasowała wiesz? Mogłabym być drugą Larą Croft tylko lepiej ubraną! Oczywiście też nie byłabym za tymi szarymi i burymi kolorami, są chujowe. Co myślisz o różach? Czekaj, Poświęcę nam. Uważaj na korzenie. Boże, ale tutaj brudno! Słyszałeś to? To na pewno jelonek! Mogłabym być też księżniczką Disneya! W dzień księżniczka, a w nocy poszukiwaczka skarbu. Ty! Tam coś zaświeciło! a nie, to tylko butelka. Kurczę chyba chujnia z tymi grzybami. Wiesz, że ostatnio widziałam taki super szampon co sprawia, że nawet rozdwojone końcówki się ze sobą scalają? Mam na sobie nową szminkę, co o niej sądzisz? Nie jest zbyt dziwkarska? - trajkotała w najlepsze.
- Larą, Barbie, a nawet Maryją Najświętszą Panienką mogłabyś być - przytakiwał, dzielnie nie słuchając słowotoku jaki wylewał się z wymalowanych, i to o wiele po za linię, ust. - Najlepiej ci w nudach mała… ale różowy też jest sponio, hue hue… kurwa jaki syf, w lesie jesteśmy, chuje, butelki wyrzucają, no co za świat, co za ludzie, wiocha pierdolona, Meksyk… mówie ci… dobrze, że ten mur zbudują, bo kurwa ja pierdole co za dzikusy z tych arabusów. Czy to ten nowy marcz Jeffrego Starra? - Popatrzył jej na wargi, po czym kiwnął z aprobatą. -No spoko na tobie leży… nic tylko całować. - Ale całowac wcale nie chciał, bo zaraz by był wymalowany jak pedał… No offence. Geje są spoko, ale no kurwa, no... potem tego skurwysyństwa zmyć nie może, nawet mydło nie pomaga.
Lindsay zachichotała usatysfakcjonowana odpowiedziami swojego misiaczka i trajkotała dalej jak najęta, a biedny Larkins był zmuszony każdy tekst skomentować chociaż jednym słowem, aby dziunia nie przywaliła się, że ten znów nie słucha.
Nie wiedzieli ile czasu minęło, ale w końcu nawet cheerlederka zmartwiła się brakiem ogrzybienia.
- Misiu, w tym lesie to chyba nic nie ma, może wracajmy, co? - zaczęła marudzić.
- Ta… możemy... - odparł ledwo żywy siłacz.
Problem polegał w tym, że ani on, ani ona nie wiedzieli gdzie byli. A telefony niedługo im się rozładowały, pozostawiając parę w całkowitych ciemnościach.
Internetu i grzybów, nie znaleźli.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 05-07-2017 o 16:16.
sunellica jest offline