Suczy synu, obyś sczezł w męczarniach, pomyślał Cedmon, pozostawiając to życzenie w gronie niezbyt pobożnych, trudnych równocześnie do zrealizowania.
Bardziej realne była ucieczka i kradzież koni. Dobry jeździec mógł bez problemu zabrać dwa luzaki, a podcięcie popręgów dodatkowo spowolniłoby pościg. Trzeba tylko było wybrać odpowiednie konie, by im założyć uzdy, i siodła, by czasem któryś z kompanów nie zleciał z końskiego grzbietu na pysk.
Przygotowanie wszystkiego nie trwało zbyt długo - konie były spokojne i dobrze znały Cedmona. Niespodziewany okrzyk zakłócił jednak realizację planu.
- Tam kogoś widziałem! Zaatakowali nas! - Cedmon wskazał kierunek, po czym rozpłynął się w ciemnościach, nim ktokolwiek zdążył zwrócić na niego uwagę.
Jęk Mury nie skłonił Cedmona do zmiany planu. Uważał, że trzeba uciekać i gotów był bronić tego planu przed każdym z ludzi Halbarta.
Oczywiście, gdyby "choroba" Muty się rozszerzyła, to to co innego... |