Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2017, 22:32   #41
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
- W-wiedźma - jęknął Dizi.
- Ten szponiasty potwór, którego bym zabił, jakby tak nie wierzgał? Zamierzałem coś z tym zrobić. Wbić coś więcej niż złamaną kość między jej żebra, na przykład.
Gveir puścił Ristoffa i odsunął się od niego. Nie podobało mu się ciągnięcie maga, który zapewne zwichnął rozum. Pobiegłby prosto za wiedźmą, jednak pomimo długiego snu, czuł głód i lekkie zmęczenie, pewnie spowodowane czarami. Pusty brzuch wcale nie pomagał w walce.
- Potrzebuję jedzenia - rzekł prosto. - I picia. Starucha pożarła moje zapasy, bogowie raczą wiedzieć, ile przespałem pod tym jej zaklęciem. Dla tego, kto da, zetnę jedną głowę za darmo.
Co do staruchy, nie chciał biec w nieznane. Ostatecznie, to był jej teren, mogła się zasadzać. Nie wątpił jednak, że starucha będzie musiała zginąć. Kim byli ci ludzie? Co tutaj robili? Były to dobre pytania.
-Najemnik?-Esmond bardziej stwierdził niż zapytał, zwróciwszy uwagę na pojedyncze zdanie. Podchodząc do obozowiska złapał za bukłak i podrzucił go nieznajomemu.
-Częstuj się- dodał zsuwając szal zasłaniający usta i nos.
- Zatem darmowa głowa wędruje do ciebie - Iskall uśmiechnął się i pociągnął spory łyk. Pomimo ssania w żołądku, poczuł się nieco lepiej. Rozejrzał się wokół.
- Starucha musi zginąć - rzekł. - Potrzeba nam planu. Jak długo tutaj jesteście? Znacie dobrze dwór?
Alenderas był zafascynowany. Wreszcie gdzieś dotarł a im bliżej był celu, tym więcej sił i motywacji miał.
- to będzie wspaniała przygoda! Zapewniam Cię powtarzał do gryfika. - Chodź, sprawdzimy czy nie ma nikogo przy wozie
Słysząc obcy głos i kroki w śniegu, łowca odruchowo chwycił za łuk.
-Kto idzie?- zapytał, przezornie celując w kierunku z którego dochodził dźwięk.
Widać było, że mężczyzna albo nie usłyszał bądź też nie zwrócił uwagi na słowa łowcy. Był wyraźnie rozbawiony i mógł sprawiać wrażenie, że rozmawia z kimś - a raczej mówi do siebie. Gestykulacja dłoni wskazywała jednak na coś zupełnie innego.
- I…. Rozpalimy ognisko! Zrobimy coś ciepłego! Tak, tak może tę zupę?
Hektor wyprostował się nie przestając czochrać warga między łopatkami. Spojrzał uważnie na wędrowca, a dłoń złapała powietrze, gdy instynktownie chciał chwycić za miecz. Zaklnął w duchu uświadamiając sobie, że zostawił go w drugim budynku, a Esmond nie zabrał go po drodze.
- Gadghraj chyżo! - zagulgotał wrogo. - Wysłannik wiedźmy jesteś? Sługus jej?
- Wiedźmy…? O...A jak ta wiedźma wygląda, mości Panie...P..pp Hej! To Ty! - - Przeniósł spojrzenie na warga, po czym zbliżył się - Nic Ci nie jest! Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Uciekłeś i nawet nie pożegnałeś się z przyjaciółmi! Aaa...to twój przyjaciel? Mhm - mężczyzna wyprostował się. Był wysoki, mierzył dużo ponad dwa metry.
- Nazywam się Alenderas Wykonał dworski ukłon - Ludzie wołają na mnie, Alenderas Wysoki, Alenderas Uczony lub Alenderas Dziecinny… Miło mi poznać! Z jego twarzy nie schodził uśmiech
- Dziecinny..-powtórzył Esmond opuszczając łuk, wciąż jednak trzymał strzałę na cięciwie- jak tu trafiłeś w taką pogodę?
Mężczyzna wskazał palcem na nogi - Na nogach… Później na wargu, potem znów na nogach… Czy to nie oczywiste? - zapytał wyraźnie zaskoczony pytaniem.
- No dobrze-mruknął łowca, zbity z tropu odpowiedzią Alenderasa- Hektorze, widziałeś gdzie pobiegła ta szkarada?
- Do dworu… a później, nie mam pojęcia
Gveir stanął, patrząc wyczekująco na towarzyszy. Czekał, aż podejmą decyzję, co do następnego kroku.
- Ten dwór, jest opuszczony, zdaje się, od dawien dawna, choć kiedyś mógł należeć do możnych. Zgaduję, że jesteście grupą szabrowników, którzy przeszukują zapomniane miejsca dla złota? - rzekł w stronę Esmonda i Hektora.
- Nie! - zaprotestował oburzony karzeł. - Uciekaliśmy przed burzą śnieżną i postanowiliśmy tutaj przenocować. Jesteśmy wyprawą, a nie rzezimieszkami! - mały człowiek, który nie był już młody wyglądał na mocno zdenerwowanego. Zmarszczki na jego policzkach pogłębiła gniewna mina.
- Dobrze wiemy, że jest opuszczony! Albo raczej, tak nam się wydawało skoro jest tutaj wiedźma! Nie dość, że napadli na nas bandyci, to jeszcze wyglądało jakbyśmy krzykuli uwagę Siewcy Wiatrów! Prawie się drzewo na nas zwaliło! A teraz… a teraz jeszcze Ristoff… To przez wiedźmę? Bogowie zlitujcie się… zlitujcie - Dizi wybuchł tylko po to aby zmarkotnieć. Przetarł twarz dłonią i popatrzył na dużo spokojniejszych towarzyszy.
- Pobiegła tam. Ślady was poprowadzą - powiedział uspokajając się.
- Wyprawa? - starszy najemnik podniósł brwi. - Po co wyprawiać się do starego dworu?
I, nie czekając na odpowiedź, dodał:
- Pomogę wam z wiedźmą. Coś jestem winien za napojenie mnie i jedzenie. Starucha już niedługo pożyje. Pożałuje momentu, w którym wypowiedziała czar w moją stronę… O, tak. Pokryta szramami ręka Iskalla bezwiednie powędrowała w stronę głowni miecza, którą pogładził z lubością. - Muszę jeszcze znaleźć Karhu. - rzekł bardziej już do siebie.
Zastanawiając się, Esmond mimowolnie sięgnął po swój bukłak i pociągnął solidny łyk.
-Nie bardzo znam się na istotach magicznych, ale gdyby tak zwabić staruchę do holu i zrzucić na nią tą klatkę?
- Plan dobry - Iskall skinął głową. - Zawsze lepiej mieć jakiś. Lepsze to niż moje zwyczajowe “Idźmy tam i zatłuczmy ją, zanim się zorientuje”. Tak samo jak ty jednak, nie rozumiem się na magii. Czym… Albo też, kim zwabimy ją?
Łowca wymownie spojrzał w stronę rycerza.
-Najlepiej z nas radzisz sobie w zwarciu, a i zdążyliście się już polubić.
- Świetnie - Gveir uśmiechnął się z przekąsem. - Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziemy mieli jedną wściekłą wiedźmę w klatce.
- Jedną klatkę znajdziesz nawet w posiadłości, o ile jesteś wystarczająco silny, by ją unieść - Lily wzruszyła ramionami, widocznie bardziej zainteresowana stanem samego Hebalda niż polowaniem na “tubylców”. Zachowanie samego Diziego pozwoliła sobie przemilczeć, ale jeśli dalej tak będzie gadał, to nie wiedziała czy nie utnie mu języka.
- Mi… Ristoff tak ma od momentu, kiedy go znaleźliście? - zapytała się po chwili.
- Ten tam dostał po łbie, całkiem nieźle. Czarem albo mieczem. Może oboma naraz. - Gveir uśmiechnął się słabo. - Nieprędko wróci do siebie.
Rozejrzał się wokół, zamierzając wejść do pomieszczenia z klatką.
- Klatka jest zawieszona- stwierdził łowca poprawiając dziewczynę- A Ristoffa znaleźliśmy wewnątrz jakiegoś kręgu. Całość wyglądała trochę jak rytuał. Przerwaliśmy krawędzie żeby go uwolnić.-Obejrzał się za odchodzącym Gvierem- przejdę z nim. Dopóki szkarada jest wolna, nie powinniśmy chodzić w pojedynkę.
Długowieczny cały czas słuchał, był wyraźnie zainteresowany. Nic nie mówił, do czasu, kiedy stwierdzili, że mają zamiar wejść do budynku.
- Macie zamiar tam wejść?! - Zapytał wyraźnie podekscytowany - idę z wami!
- My tam nawet obóz rozstawiliśmy… Dizi jestem. Przepraszam… trochę nerwy mnie noszą.
Esmond wciąż musiał podpierać Ristoffa aby ten dotarł do miejsca ich obozowiska i zarazem klatki. Gdy został posadzony ciągle coś mruczał do siebie co Lily ostatecznie odszyfrowała jako rytualne zaklęcie wymagające wyrecytowania długiego wersu powtarzanego aż do skutku. Z każdym powtórzeniem wzrok maga robił się ostrzejszy.
- Jeśli mogę - odezwał się Dizi - Klatka ma podłogę. Jak ją zrzucicie na pewno jej zrobi krzywdę… tylko to jest nad naszym obozowiskiem… no i w sumie tu nie ma dużo miejsca. Jak ją zamierzacie zwabić?
Gveir wzruszył ramionami.
- Czy mamy jakiś powód, żeby jej nie zabijać? Zrzućmy na nią to żelastwo i tyle. Co tego drugiego zaś… Zapewne ktoś będzie musiał wszcząć walkę i przybiec tutaj.
Najemnik zawahał się. Nie był pewien, czy istniało cokolwiek, co mogło zwabić wiedźmę do pokoju z klatką.
- Jest szybghrlka - zauważył rycerz. - Za szybghrlka żeby ktokolwiek z nas mógł ją zwabić. Zwłaszcza w tym śnieghrlu. Jak już stanę z nią do walki to nie zakghładam gonitwy… chybghrla że za nią. Jeno miecz zostawiłem w jej leghrlowisku. Nie ma jednak czasu, im dłużej czekamy tym mniejsza.szansa by ją złapać na naszych warunkach. Za mną towarzysze! Dizzy zajmij się Ristoffem, my zapolujemy.
Hektor ruszył przez śnieg kierując się.do pierwszego tropu o którym wspomniał Dizzy.
Gveir podążył za nim.
Esmond położył otumanionego maga na posłaniu niedaleko ognia, po czym dogonił rycerza i najemnika.
Uczony ruszył z nimi nucąc pod nosem. Nie wiedział na co się szykuje, jednak z pewnością dowie się czegoś nowego!
Magini również postanowiła pójść za nimi. Kiedy już jej mistrz zdawał się być we względnie odpowiednim stanie, rzuciła jedynie Diziemu “zaraz wrócę".
Jeśli dojdzie do walki, to jej wierne sztylety i katalizator będą musiały wystarczyć. Poza tym pewnie bez niej by pozostali wpadli w kłopoty. Jeszcze jakieś zaklęcie ta stara prukwa rzuci i co oni​ zrobią?
 
Jaracz jest offline