-[i]Znam go. To półelf z Dolin. Przybył tu kilka lat temu i szybko zdobył poparcie
Pomocnej Dłoni… skomentowała Okhe. -
Ale do tej pory żyliśmy w neutralnych stosunkach…-
-
Chcecie go odbić?- spytał Ricko.
-
To niebezpieczne i ryzykowne… Chyba mam inny pomysł…- Okhe wstała od stołu i spojrzała na zakutego w stal krasnoluda -
Malvoinie. Udasz się z nimi w góry. Odszukacie ten cały klejnot gigantów. Ty zaś - skierowała spojrzenie na Ricko -
Udasz się ze mną do Ilipur. Pracy tutaj coraz więcej i potrzeba mi kilku młodzieńców do pomocy w polu... - rudowłosa spojrzała na Venorę
-
Chcesz go wykupić?- spytał Albrecht
-
Tak. To najmniej ryzykowne i najbezpieczniejsze wyjście zarazem- odpowiedziała Okhe, spoglądając na Venorę, oczekując jej komentarza na swój pomysł.
Paladynka skinęła energicznie głową.
-
Tak, wykupienie go będzie najlepszym rozwiązaniem. Jeśli to tylko możliwe to nie chce uciekać się do rozwiązań siłowych. - stwierdziła. -
Ale czy go rozpoznacie? - zapytaÅ‚a Â-z zawahaniem w gÅ‚osie, spoglÄ…dajÄ…c po Okhe i Ricku.
-
Większość dzieciaków pracujących w porcie i polu to bezdomne sieroty z południa. Opiszesz go, a na pewno go rozpoznamy- odparł Ricko.
Venora wyglądała, że nie do końca wierzy w te zapewnienia, ale nie skomentowała.
-
Obaj moi bratankowie są drobni, jasnej karnacji, niebieskoocy i o czarnych włosach. Jeśli wspomnisz moje imię to na pewno poznają - opisała chłopców, wyraźnie ożywiona.
-
Zajmiemy się tym- Okhe przyklasnęła w dloń i służba wniosła kolację, rozkładając misy na stole
-
A co ze mną? Przecież miałem dokończyć zadanie…- Ricko był wyraźnie niezadowolony z nowych rozkazów swej pani.
-
Bez dyskusji. Malvoin uda się z Venorą i pomoże im szukać klejnotu. Pod ziemią czuje się lepiej niż ktokolwiek inny.- spojrzała kątem oka na krasnoluda, a ten stał niewzruszony niczym pomnik. Ricko fuknął tylko i zapełnił usta kęsem mięsa.
-
Kiedy zdobędziecie klejnot udacie się do gigantów we dwójkę- Okhe zwróciła się do Albrechta i Venory -
Giganci nie będą zadowoleni z obecności mojego przyjaciela…- nie od dziś było wiadomo, że giganci nie przepadali (delikatnie mówiąc) za krasnoludami i z wzajemnością.
Paladynkę zaskoczyło, że kapłanka zdecydowała się oddać jej odpowiedzialność za rozmowy z gigantami.
-
Dobrze, tak też zrobimy - zapewniła ją. -
Po kolacji chciaÅ‚abym z paniÄ… pomówić o szczegółach prowadzenia tych negocjacji, co mogÄ™ im zaoferować z waszej strony, wraz z podaniem jakich tematów należy z gigantami unikać by ich nie urazić - poprosiÅ‚a Venora i Â-spojrzaÅ‚a na elfkÄ™. -
Gritto jesteś wspaniała - pochwaliła ją przy wszystkich i dopiero wtedy zabrała się za jedzenie. Kiedy napchali brzuchy pyszną i sytą strawą, jadalnię opuścili wszyscy za wyjątkiem Venory i Okhe. Kobiety krótką chwilę rozmawiały o celu misji, lecz nim rudowłosa zdążyła przejść do szczegółów umowy z gigantami do pomieszczenia wkroczył Ricko.
-
Wiem że cię zawiodłem, ale daj mi szansę to naprawić!- rzekł tonem butnego dziecka. Okhe posłała mu znudzone spojrzenie i wzruszyła bezuczuciowo ramionami.
-
Już zdecydowałam, tracisz czas- odparła patrząc na niego kątem oka.
-
Malvoin im nie pomoże z gigantami a ja znam na pamięć każdy argument, poradzę sobię...- nie odpuszczał chłopak. Kobieta w końcu uraczyła go spojrzeniem i spojrzała na Venorę jakby chciała się jej spytać o zdanie, ale w końcu wzięła głęboki wdech.
-
Czyli będzie mi dane polegać na sobie w terenie?- spytała na głos kręcąc głową -
Widzisz jak o mnie dbają?- kobieta wstała od stołu i podeszła do drzwi.
-
Przypilnujcie go...- rzuciła od niechcenia Venorze, po czym opuściła jadalnię zostawiając ich samych.
-
Ją przekonałem, to gigantów nie przekonam?- rzucił wesoło rycerce i również wyszedł.
14 dzień Przypływu lata 1372 roku rachuby Dolin. Bezimienne góry, na południe od Ilipur
-
No czegoś takiego się nie spodziewałam... zdumiona Gritta rozejrzała się po pozostałościach ogromnej twierdzy i otaczającym ich jarze.
-
Tu jest bezpieczne miejsce. Możmy zostawić konie- zaproponował Albrecht, wskazując to samo miejsce, gdzie sami zostawili wierzchowce.
Malvoin skinął mu głową i tak poczynili. Krasnolud szedł jako pierwszy, choć pozornie wyglądał na wolniejszą od reszty osobę. O dziwo brodacz dobrze wiedział o jaki korytarz chodziło. Wystarczyło że posłuchał opis Venory i Ricko. Najwyraźniej zakuty w stal krasnolud był tu wcześniej. Kompani zapalili lampę i pochodnie, po czym ruszyli za wojownikiem do skrzyżowania korytarzy, a następnie w lewo prosto w kierunku wielkiej zapadliny. Na miejscu, krasnolud zatrzymał wszystkich gestem ręki i dobył z plecaka żeliwny szpikulec, oraz kilowy młot. Brodacz przyłożył szpikulec do gruntu i potężnie uderzył weń młotem kilka razy. Następnie odpiął od pasa związaną rzemieniem linę, rozplątał ją i splątał na szpikulcu. Czynność powtórzył z liną którą niósł Ricko i gdy miał pewność, że liny utrzymają jego ciężar ruszył jako pierwszy w dół.
-
Ciekawe jak się wespnie w tej zbroi. Toż to z dziesięć metrów...- Harfiarka wychyliła się w przód zaglądając w dół. Malvoin czekał już na dole z pochodnią w ręku.
-
Najpierw opuść mi lampę- polecił wojownik.
Ricko wartko wykonał jego polecenie: wciągnął linę na górę i przywiązał jej koniec do uchwytu lampy, po czym opuścił Malvoinowi w dół. Krasnolud odplątał lampę i obserwował ogromną jaskinię, kiedy pozostali kolejno do niego dołączali.
-
Za czym wypatrywać, czego szukać?- spytała Gritta, naciągając linkę z kuszy.
-
Pewnie samo cię znajdzie...- odparł brodacz, po czym sięgnął po topór za pas i ruszył w przód.
Wszędzie do okoła roiło się od skał, otoczonych ciemnością i unoszącym się w powietrzu kurzu. Czasami skały, które zapadły się wraz z górą były tak wielkie, że dwie, które się zblokowały tworzyły niemal kilometrowy tunel.
-
Tak wygląda serce ziemi?- spytał zdumiony Ricko. Brodacz coś mu mruknął w odpowiedzi po krasnoludzku i nagle się zatrzymał.
-
Czuję smród śluzu... Potrafię skurwiela zwęszyć na kilometr i mówię wam, że gdzieś tu kryje się pełzająca kupa gówna... warknął, wręczył latarnię Rickowi, zaś wolną ręką dobył tarczy.