Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2017, 17:46   #38
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
ft Ombrose, cz 2 "Przegoń Gada wokół kampusu, Claire"

Chwilę później Claire usłyszała szczęk zamku i drzwi otworzyły się energicznie, a na progu, niczym zjawa, stanęła wybudzona ze snu pani Hoy w różowym szlafroku, który był chyba na nią o numer za duży. Przyciskając jedną żylastą dłoń do krtani, a drugą obejmując się w pasie patrzyła na Claire z dziwnym skrzywieniem na twarzy, jakby właśnie dostała wylewu krwi do mózgu.
- Co się stało, dziecko?! - Zapytała w końcu skrzekliwym, podniesionym głosem. - Czy ty wiesz, która jest godzina? Jeśli to są jakieś żarty...
- Pani profesor, chłopaki… Chłopaki piją nad wodą! Ale to, to naprawdę nie tak, że nie mogą, to znaczy pani powiedziała, że nie mogą, ale ja po prostu się przestraszyłam, po tym jak Danny wrzucił Kim do wody i mało się nie utopiła, a teraz jak przechodziłam to mnie zaczepili i zaczęli szarpać i się bałam, że mnie chwycą i tak jak ją wrzucą! - jej słowa były bez ładu i składu, choć miały swoją wartościową treść.
- A potem jak uciekłam to zdałam sobie sprawę, że Kimberly Hart nigdzie nie ma, wychodziła z pokoju na imprezę, ja wyszłam godzinę po niej i nigdzie jej nie było! Proszę panią profesor, jeśli oni tam znowu, jakąś dziewczynę do wody wrzucą? Wszyscy są nietrzeźwi, to jakieś zoo, istne zoo! Niech pani coś zrobi, oni tylko pani się boją i słuchają! Inni nauczyciele na wszystko pozwalają i jedynym skutkiem tego będzie piętnowanie mnie bo skarżę, a nie egzekwowanie bezpieczeństwa i przestrzeganie podstawowych zasad! - skamlała niczym porzucony na ulicy pies i nawet oczy jej się zaszkliły, choć chyba niekoniecznie ze smutku. W szkole pokazywała się jako mądra dziewczyna, podobnie jak Kim, chociaż Hart była lepsza. Jej jojczenie było więc wielce prawdopodobne, tym bardziej, że przecież miała potarganą i brudną sukienkę.
- Piją nad wodą?! Chociaż im zabroniłam? Niech ja ich tylko dorwę w swoje ręce! - Warknęła rozeźlona i wypadła najpierw na werandę, a potem zbiegła po schodach w równie różowych, pluszowych kapciach, nie zamykając nawet za sobą drzwi. - Prowadź, dziecko, pokaż mi dokładnie, gdzie są te łachudry!

Claire wcięło totalnie. Stała przez chwilę jak sztywny kołek, doznając przerażenia i stresu. Zrobiło jej się niedobrze, mimo iż była już w połowie sukcesu. Patrzyła otępiale na nauczycielkę, która w końcu ją wyminęła i kazała się prowadzić… No tak i kto teraz dostanie wpierdol, Dean? Kto będzie miał przerąbane? No i… Jeśli naprawdę zrobisz jej krzywdę, Dean? Chciałabym, żebyś tego nie robił. Błagam cię, zrezygnuj. Claire miała w głowie przeróżne myśli, aż w końcu spojrzała na Deana ze zbolałą miną. Widział to po jej twarzy, mimice i w jej oczach. Widział, jak bardzo źle się czuje z myślą, co stanie się potem. Stąd też zaszklone oczy; ze strachu. Czuła się bardzo źle, mimo iż nie tak dawno było wspaniale. Gdy tylko stanie się coś złego, na pewno nigdy sobie tego nie wybaczy. Nie będzie umiała z tym żyć. Nie będzie już nawet chciała.
- Dobrze - odparła drżącym głosem i poszła razem z Panią Hoy. Nie spieszyła się, aby Dean miał dużo czasu. Miała jednak cichą nadzieję, że wykorzysta go na przemyślenie i zrezygnuje. Że prócz o sobie, pomyśli też o niej. Chciałaby by o niej myślał…

Dean bardzo intensywnie myślał o Lockhart. Był jej niesamowicie wdzięczny za to, że tak sprawnie wykiwała Hoy. Dostrzegł jej minę kipiącą przerażeniem. Zdawała się tak bardzo realistyczna, że po prostu nie mogła być jedynie grą aktorską. Miał nadzieję, że Claire da sobie radę zarówno z fizyczką, jak i własnym strachem. Poświęcenie z jej strony było w tej sprawie ogromne. Rudowłosej naprawdę musiało być przykro z powodu sceny w lesie z Martym. A może chciała podziękować mu za to, co wydarzyło się przed chwilką? Van der Veen źle się czuł z tym, jak bardzo Lockhart musiała przeżywać tę akcję, jednak był pewien, że sobie poradzi. Musiała.

Szybkim susem wskoczył do otwartego domku. Nawet nie musiał korzystać z wytrycha. Zapalił latarkę w komórce, chcąc jak najszybciej odnaleźć fiolki z insuliną. Nie musiał długo szukać, gdyż odnalazł je w środkowej szufladzie szafki nocnej stojącej przy łóżku, leżące sobie na złożonych w kostkę dżinsowych spodniach Hoy.
Van der Veen spieszył się, lecz jednocześnie starał się nic nie stłuc. Położył gitarę, wyjął z niej fiolki morfiny. Na szczęście nie biły zbite. Dean zaszedł tak daleko, że zaczął podejrzewać, że coś musi teraz nagle spieprzyć się widowiskowo. Jednak na szczęście ten pesymizm okazał się bezzasadny. Ustawił i odbezpieczył osiem fiolek insuliny. Z każdej usunął połowę zawartości strzykawką. Uzupełnił ją, zużywając cztery pojemniki morfiny z dziesięciu, które posiadał. Miał nadzieję, że to wystarczy, by Hoy zaczęła skakać na haju przy wszystkich. Z drugiej strony chciał zostawić choć dwie nietknięte porcje hormonu na wypadek, gdyby życie nauczycielki okazało się naprawdę zagrożone. Oznaczył je pociągnięciem paznokcia na etykiecie.

Ustawił zmodyfikowane lekarstwo tak, jak wcześniej stało i zamknął za sobą szufladę. Misja wykonana. Szybko opuścił domek Hoy i w krzakach na jego tyłach umieścił pozostałych sześć fiolek morfiny z powrotem w gitarze. Czuł rumieńce na twarzy. Nie mógł uwierzyć, że się udało! A to wszystko dzięki Claire! Zakopał płytko pod ziemią cztery puste pojemniki i ruszył z uśmiechem przed siebie.

Tymczasem Claire szła niespiesznym krokiem, co jakiś czas oglądając się za siebie i sprawdzając, jaki dystans dzieli ją od domku Pani Hoy. Tak bardzo nie chciała, żeby Dean to robił, że aż z nerwów zaczeło kręcić jej się w głowie. Trzymała się jednak i szła obok podkurwionej nauczycielki. Próbowała znaleźć w niej coś, co by zmyło jej wyrzuty sumienia. Jakiś haczyk świadczący o tym, że ona sobie na to zasłużyła.
- Skoro idziemy już tak razem… - niepewnie próbowała rozpocząć rozmowę, było jej trochę głupio. Zaczęła zastanawiać się dłużej nad tym, co w końcu powiedzieć, aż w pewnym momencie okazało się, że tak długo myśli, iż jej słowa były już dalekie w czasie. Nie wiedziała, czy warto dokończyć, bo brzmiałoby to jak osobna myśl, a nie kontynuacja.
- … czemu Pani tak bardzo się o nas martwi? - spytała, choć szybko zdała sobie sprawę z tego, jakie to było głupie. Miała ochotę walnąć się w czoło. Przecież była pedagogiem, nauczycielem, opiekunem tego gównianego zlotu bachorów. Nawet jeśli się nie martwiła, to była to dobra okazja by udawać przejęcie, a tak naprawdę pastwić się nad dzieciakami. Musiała sprostować to pytanie.

- To znaczy, proszę mnie nie zrozumieć źle, pani profesor, ale mam wrażenie, że tylko pani się nami przejmuje w stopniu większym, niż inni… Choć nie rozumiem dlaczego musi pani powiadomić ojca Kimberly? Ona bardzo się tym przejęła, a podtopienie nie było jej winą przecież… Nie powinno się informować tylko rodziców Danny’ego, a jej odpuścić? Niech pani jej daruje… Tata Hart jest bardzo surowy, będzie na nią zły. Czy to jej wina, że nie umie pływać? - tor myśli Claire diametralnie się zmienił. Niestety obydwie pomału dochodziły na plażę, a Claire już z daleka widziała, że jest ona niemal pusta. W tle malowały się tylko sylwetki jakichś dwóch, siedzących obok siebie osób. Miała zepsuć im randkę różową jak kucyk pony panią Hoy? Ruda, wbrew temu co mówią o tych osobach, miała jeszcze serce.
- Co to w ogóle za pytanie? - Hoy, obruszona zezowała na dziewczynę. - Odpowiednie wychowanie to najważniejsze, co nauczyciel może dać swoim podopiecznym, zwłaszcza, gdy rodzice nic nie robią, by dziecko odpowiednio ukierunkować, więc sama robię wszystko, co w mojej mocy, by pokazać im, co spłodzili. I czego powinni się wstydzić! - Uniosła podbródek, dumna ze swoich słów. - Niestety, w większości przypadków nawet doświadczenie pedagogiczne nie jest w stanie naprostować pewnych zachowań, drogie dziecko. Co do panny Hart, jeszcze się zastanowię, rodziców Calistriego na pewno powiadomię, spisałam już odpowiednie notatki, które zamierzam im wręczyć od razu po powrocie. Porządek musi być. - Po tych słowach zacisnęła szczęki, jakby chciała w ten sposób rozładować zbierającą w niej nerwowość.

Im bliżej plaży były, tym bardziej oczy Claire wyłapywały pustkę. Choć może tylko jej się to wydawało? Musiała coś wymyślić. Działając w stresie, robiła coraz to większe głupoty.
- Słyszała to pani?! - stanęła gwałtownie nadstawiając uszu i oglądając się jak opętana. Wskazujący palec przyłożyła do wydętych lekko ust, starając się zwracać na siebie uwagę, a odwracać od pustego molo oraz domków nauczycieli.

- Jakiś hałas w bawialni! Słyszała Pani?! - powtórzyła nerwowo. - P-pewnie tam uciekli bo wiedzieli, że pani przyjdzie - czuła, że więcej stresu jedynie zwali ją z nóg. Już teraz ledwo na nich stała.
- Nie, nie słyszałam... - mruknęła poirytowana fizyczka. - Jeśli stroicie sobie ze mnie jakieś żarty, to gorzko tego pożałujecie! - Wycelowała w Claire chudy i długi palec wskazujący. - Idę sprawdzić jadalnię, bo na plaży rzeczywiście chyba już nikogo nie ma, a ty marsz do swojego pokoju. Jutro sobie porozmawiamy o tym wszystkim, teraz jestem zmęczona i śpiąca.
Po tych słowach, obejmując się w pasie, jakby pod szlafrokiem skrywała najcenniejszy skarb świata, pani Hoy podreptała z wolna w stronę bawialni.
- Do pokoju, Claire! Już! - Krzyknęła jeszcze za rudowłosą, nie odwracając się nawet.

Lockhart ujrzała stojącego za flagą Deana, który pomachał do niej rozanielony, jak gdyby nie zwracając uwagi, że tuż obok Claire stoi fizyczka.
Dziewczyna była drętwa, sztywna i nieruchoma. Zauważywszy ruch spojrzała w tamtym kierunku. Pani Hoy już odeszła, olewając Lockhart. Ruda patrzyła tępo nie mogąc się ruszyć. Przerażenie, które ją sparaliżowało, nie chciało odpuścić a stres był niewyobrażalny. Czuła jak cały świat wokół niej wiruje. Uśmiechnęła się martwo do Deana i wzniosła na wpół rękę, machając leniwie poruszanymi palcami. Tuż po tym runęła jak ciężka kłoda, tracąc przytomność na środku pagórka.
- O boże - Dean jęknął jak sparaliżowany. W głowie miał kompletną pustkę, jak gdyby to tak naprawdę nie wydarzyło się. Co za koszmar. Hoy weszła już do bawialni, więc Dean mógł bez żadnych przeszkód podbiec do Claire. Wpierw zbadał palcami jej głowę, do końca nie wiedząc, co robi. Miał nadzieję, że Lockhart nie uderzyła się nią mocno w jakiś kamień. Siniaki na kończynach nie były problemem, jednakże istniała szansa, że dziewczyna złamała którąś w trakcie upadku.
- Claire - poruszył nią. - Słyszysz mnie?

Opuścił policzek na jej usta, aby sprawdzić, czy oddycha. Na szczęście ta funkcja jej nie opuściła i choć jej oddech był płytki i bardzo powolny, to ważne, że w ogóle był. Dziewczyna jednak nie reagowała na żadne próby, szarpania, szturchania ani mowę. Tętno na obwodzie nie było wyczuwalne, ale raczej żyła. Po prostu była słaba.
Dean miał nadzieję, że unosząca się klatka piersiowa oznacza, że stan Claire nie jest dramatyczny i nie trzeba robić bonanzy na cały obóz. A może jednak zawiadomić któregoś nauczyciela? W normalnych okolicznościach zadzwoniłby na pogotowie… jednakże nie było zasięgu. Dopiero teraz Dean uświadomił sobie, że niesprawne komórki równają się nie tylko z brakiem internetowych rozrywek… lecz także wielkim niebezpieczeństwem w razie jakiegokolwiek zagrożenia. Czy powinien zabrać Lockhart do budy medycznej, w której wcześniej odpoczywała Kimberly? A może wystarczyło podrzucić ją do jej domku?

- Claire, chcesz, aby pani Hoy cię tu znalazła?! - Dean krzyknął jej do ucha. Od razu pożałował tego, gdy uzmysłowił sobie, że to zapewne z jej powodu Claire straciła przytomność. No ale nie można było zemdleć jeszcze bardziej, więc chyba nie wyrządził tym większej szkody. - Obudź się - potrząsnął nią.
Największym problemem w tej sytuacji stanowił fakt, że van der Veen nie mógł nieść jednocześnie gitary i Claire. Nie chciał też żadnej zostawiać. Po prostu nie mógł. Nie zdawał sobie sprawy, co dziewczyna mogła teraz przeżywać. Ma sny czy totalną pustkę? Słyszy choć strzępki jego głosu czy jest głucha na wszystko? Jej nieruchoma twarz była niepokojąca, nie przypominała tej słodkiej, niewinnej buzi, kiedy zasnęła w jego łóżku i z bólem serca musiał ją budzić, aby na noc wróciła do domu. Holender był obok kilka minut, zastanawiając się jak powinien zareagować. Dziewczyna długo leżała bezwładnie, co mogło być niepokojące.

- Tato, przepraszam... - mruknęła żałośnie, słabym głosem, a jej głowa lekko drgnęła. Był to przynajmniej jakikolwiek znak na to, że będzie z nią dobrze! Co prawda wciąż na niego nie spojrzała, a jej słowa musiały być jakimś wspomnieniem. Dean znał kilka historii, do których jej słowa mogłyby pasować, ale nie mógł być pewien, że to o nie chodzi. Nawet nie wiedział, czy na pewno chodzi o cokolwiek, czy to zwykłe majaczenie. Claire opowiadała mu, że gdy pierwszy raz się pocięła, to znalazł ją jej ojciec. Akurat przyjechał wezwany do pożaru własnego domu, który spowodowała jego córka, najpierw wkładając jedzenie do piekarnika, prawdopodobnie chcąc zrobić obiad, a potem tracąc świadomość w wyniku utraty krwi poprzez pocięcie sobie rąk i wzięcie za dużej ilości tabletek uspokajających. Było to zdarzenie, które jedynie mignęło w pamięci Deana, choć nie wiedział czemu Claire miałaby akurat za to przepraszać, że też akurat to by jej się przypomniało. Dlaczego? Może rzecz była jednak bardziej trywialna, a może i nawet nie miało to znaczenia.

Powieki pomału się zacisnęły, choć nie było w tym żadnej siły. Mimo to funkcje wracały do normy, co dało się zauważyć. Palce u rąk w nerwowych ruchach zaczęły się zginać.. Kiedy otwierała oczy wyglądała jakby była zaspana i bez siły do dalszego życia. Gdy już w pełni patrzyła na osobę, która nad nią uklęknęła, jej czoło zmarszczyło się, a brwi ściągnęły. Zamrugała.
- Co… - szepnęła nieco ochryple, więc szybko odchrząknęła. Zaczęła unosić lekko plecy, wspierając ciało na łokciach. Jej ruchy były słabe i powolne. -...skąd się tu wziąłeś? - spytała podnosząc się do siadu i schowała twarz w dłoniach. Następnie przesunęła je na policzki, odsłaniając oczy i patrząc na Deana. Niespiesznie składała w głowie informacje, ostatnie kilka sekund przed omdleniem uciekło jej z pamięci.

Dean przesunął palcem po długim pasemku rudych włosów. Nachylił się i krótko pocałował Claire. Złapał mocno za ramiona, jak gdyby chcąc zakotwiczyć dziewczynę w rzeczywistości.
- Dzięki bogu - szepnął. Zadrżał, ale nie z zimna. Uświadomił sobie, kiedy Claire zwróciła na niego oczy, że mógł już nigdy nie zobaczyć ich koloru. - Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Boli cię coś? Potrzebujesz czegoś? - zarzucił ją gradem pytań. Na ich mnogość oczy Claire zrobiły się większe. Co prawda zdała sobie w końcu sprawę, że przygrzmociła w glebę, ale to co najwyżej spowodowało, że było jej wstyd.
Dean postanowił nie wspominać o tym, że przywołała ojca. Przy odrobinie szczęścia nie pamiętała tego. Van der Veen nie chciał, aby zaczęła zastanawiać się, z jakiego powodu prosiła o przebaczenie. To mogło jedynie popsuć jej humor, który już teraz musiał być w katastrofalnym stanie.

- Emm… N-nie, nie boli chyba, w porządku, nic mi nie jest - niepewny głos wydobył się z jej ust. Jedyne co ją póki co bolało, to pocięty brzuch. Przypominał jej o tym, co zrobiła… a raczej czego nie zrobiła. Patrząc na Holendra zastanawiała się skąd aż taka reakcja. Wyrzuty sumienia? A może coś więcej?
- Zrobiłeś to już? Gdzie pani Hoy? - spytała rozglądając się bardzo ostrożnie i pomału. Trochę zaczynała boleć ją głowa. “Nie zrobiłem tego, bo cię kocham” byłoby dla Claire odpowiedzią najlepszą. Nawet miała cichą nadzieję to usłyszeć.
- Tak, już po wszystkim! I nie zostaliśmy nakryci! - Dean ewidentnie oczekiwał, że ta wiadomość rozpogodzi Lockhart. - Już w porządku. Najbardziej stresująca część obozu już za nami, teraz wystarczy tylko czekać - uśmiechnął się. - Często zdarza ci się stracić przytomność? To nie jest normalne… - Dean pomógł jej wstać. - Co ta suka powiedziała ci takiego?

Van der Veen ewidentnie przypisywał winę za omdlenie bardziej nauczycielce niż sobie. Utrata przytomności przez Claire tylko upewniła go, że dobrze postąpili, karząc Hoy. Uczniowie nie powinni mdleć ze strachu po rozmowie z pracownikami szkoły. Nawet nie przyszło mu do głowy, że to on wmieszał Claire w tę sytuację. Być może właśnie ten sposób myślenia, a może coś zupełnie innego, w końcu sprawiło, że dziewczyna się zdenerwowała. Na początku pozwoliła sobie pomóc, ale gdzieś w połowie drogi, gdy już była prawie wyprostowana, szarpnęła się.

- Naprawdę myślisz, że stresem dla mnie była rozmowa z nią lub słuchanie czegokolwiek niemiłego?! - uniosła się w gniewie. Jej ręce były napięte, ułożone wzdłuż ciała, a dłonie zacisnęły się mocno w pięści.
- Możliwe, że właśnie przyczyniłam się do czyjejś krzywdy, być może nawet śmierci! Wiem, że sama się na to zgodziłam, ale do samego końca miałam nadzieję, że jednak odpuścisz, pytałam wielokrotnie, ale nie chciałeś. - usta Lockhart zadrżały. Była chyba bardziej zła niż rozżalona.
- Nie będę miała do ciebie pretensji, bo to moja decyzja. Nie zmienia to faktu, że gdyby nie ten pomysł, to nic by się nie stało. To dopiero początek całego stresu, nie wiem co będzie jutro czy pojutrze, kiedy już zażyje to świństwo. - Claire westchnęła ciężko obejmując się rękami i zamknęła oczy. Jej szczęka zacisnęła się mocniej, próbowała rozładować powstałe napięcie.

- Bez przesady, dawka jest mała, a zostawiłem jej dwie nienaruszone sztuki. Jak po jednej ogarnie, że jest jej wesoło, to może wróci do domu po zapasy czystej insuliny. I w ten sposób pozbędziemy się jej stąd. To nie jest tak, że dosypałem jej trutki na szczury. Jeżeli weźmie rozsądną ilość leku, a nie wszystko na raz, to nic się nie stanie. Jeżeli suka ma siłę gnoić wszystkich, to znajdzie ją również, by przeżyć tę śmieszną dawkę. Uwierz, że w naszej klasie są ludzie, którzy zaćpali znacznie więcej w swoim życiu i nic im nie jest.
- No jeszcze mi powiedz, że mówisz o sobie!
- otworzyła oczy patrząc na niego gniewnie.
- Nie, jeszcze nie - odparł Dean. - Ale to nie jest tak, że tylko ja kieruję się drogą autodestrukcji - dodał. Być może zranił Claire tymi słowami, lecz obiektywnie rzecz ujmując, ją łatwo było zranić czymkolwiek. Dean zaczynał być zmęczony po całym dniu, a Claire chciała uparcie odebrać mu radość ze zwycięstwa. - Naprawdę chcesz się znowu ze mną kłócić? - smutno zwiesił głowę i zagryzł wargę. Miał nadzieję, że Claire zaprzeczy i pogodzeni ruszą do swoich domków na spotkanie objęciom Morfeusza.
- Nie chcę się z tobą kłócić - pokręciła przecząco głową, na podkreslenie swoich słów.- Kiedy porozmawiamy? - spytała już znacznie spokojniej.

- Obóz dopiero zaczyna się. Jestem pewien, że będziemy mieć na to wiele okazji - uśmiechnął się. Być może na końcu tego tunelu błyszczało światełko niebędące pociągiem. - Może po śniadaniu? Ewentualnie możemy dalej zaszaleć i postawić na konwersacje przeprowadzane spontanicznie, bez wcześniejszych ustaleń - spróbował zażartować. Zaczął iść w kierunku domków dla studentów, sprawdzając czy Claire za nim podąża.

- Podczas śniadania dostanę pewnie srogi opierdol od Hoy. Pogoniłam ją na plażę, a potem do bawialni… Ale uznała, że sobie jaja z niej zrobię i powiedziała, że później ze mną porozmawia. Także mam już przesrane. Kto by imprezę w bawialni spędzał? A ja głupia pierdolnęłam, że tam się schowali - skrzywiła się z niesmakiem na własne głupie pomysły. Idąc koło Deana westchnęła głośno. Po kilku nieśmiałych krokach, chwyciła go za rękę i wplotła palce dłoni między jego palce. Spojrzała w przeciwnym do chłopaka kierunku, udając, że to normalne i w ogóle ten gest jej nie rusza.
- Pewnie po śniadaniu będę miała zwalony humor - dodała smutno. Była taka zestresowana tym, co zrobili, że nawet nie wyłapała sugestii w jego słowach, a propos spontaniczności. Dean poczuł rumieniec wstępujący na policzki.

- Bo widzisz - rzekł. - Kim siedziała w bawialni i poszedł do niej Jerry. Zgaduję, biorąc pod uwagę nasze ostatnie rozmowy, że w celu wyznania miłości. O ile wcześniej tego nie zrobił. Potem natomiast ja gadałem z Martym i zachęciłem go niejako do walki o swoje. Poleciał do tej bawialni jakby się paliło. Nie wiem, jak to się skończyło, pewnie trójka zdążyła wyjść i pogodzić się jakoś w czasie, kiedy my… przeprowadzaliśmy obserwację na tyłach domku Hoy. Jednak istnieje szansa, że oni tam nadal są i nie zaprowadziłaś suki do pustego budynku.

Kim była przyjaciółką Claire, więc tego już nie dodał, ale uznał, że Hart nie zaszkodziłby mały odpierdol ze strony Hoy. Szczególnie po tym, gdy córka ordynatora nie mogła zrozumieć jego migreny i pokazała mu środkowy palec. “Być może karma jednak istnieje”, pomyślał.

Gdyby szczęka Claire nie trzymała się na zawiasach żuchwy, runęłaby teraz wgryzając się w glebę.
- Co ty pieprzysz?! - uniosła się zdziwiona i aż zacisnęła mocniej, trzymającą jego dłoń rękę.
- Kurwa… napuściłam gada na własną przyjaciółkę…. Kim mnie zabije. - Lockhart czuła się coraz gorzej. Aż odechciało jej się wracać. Obejrzała się jeszcze w stronę bawialni ale nie spostrzegła żadnego ruchu.

- To prawda, że Kim jest agresywna, ale nie sądzę, żeby miała wyrządzić ci krzywdę. Jeżeli jest twoją przyjaciółką, to zrozumie, że to tylko nieszczęsny zbieg okoliczności i nie miałaś o niczym pojęcia. Jeżeli ma głowę na karku, to będzie wiedzieć, że twoja przyjaźń jest cenniejsza od jakiegokolwiek opierdolu, jaki Hoy mogłaby jej zgotować i nie należy chować urazy - Dean skinął głową. Mówił tonem osoby nieskazitelnej moralnie. W międzyczasie założył gitarę i zaczął wygrywać pierwsze akordy piosenki Talking Heads. Tym samym puścił dłoń dziewczyny. Jednak miał nadzieję, że terapeutyczne działanie muzyki przewyższy w tym przypadku wartość dotyku i pomoże Claire szybciej podłapać lepszy nastrój.

Agresywna? Claire nie rozumiała czemu tak mówi. Kimberly była do rany przyłóż, złote serce!
- Żeby zrozumiała, to musiałbym jej wszystko wyjaśnić. Mam powiedzieć, że podrzuciłeś pani Hoy jakieś gówno? Serio?
- Powinnaś jej powiedzieć, że przez lojalność względem innego przyjaciela nie możesz wyjawić jego sekretów. A ona nie powinna o to prosić, bo to kwestionowałoby twoją szczerość i oddanie względem przyjaciół. Myślę, że Kim nie chciałaby, abyś zdradzała jej tajemnice innym, więc powinna to zrozumieć. Na dodatek prawdziwym przyjaciołom daje się kredyt zaufania i o taki mogłabyś ją poprosić. Poza tym tak naprawdę nawet nie wiemy, czy ona tam rzeczywiście nadal była, kiedy prowadziłaś Hoy. Wydaje mi się, że Kim to osoba, która woli wcześniej pójść spać, aby wcześniej wstać
- skinął głową. - Jeżeli jednak sprawiałaby jakieś problemy, to powiedz jej, żeby ze mną pogadała. A ja to załatwię - uśmiechnął się ciepło. - Pamiętaj, nie jesteś w tym sama. Jestem przy tobie.

Claire już chciała wylecieć z pretensjami, że nawet nie zna Kim, ale nim wyskoczyła ze swoim oburzeniem, Dean powiedział coś, co ją zaskoczyło i pochłonęło resztki skupienia.
- Przyznasz się przed nią do nas? To znaczy, … - Lockhart nie do końca przemyślała swoje słowa. - … do tego co jest między nami. Czy będziesz coś wymyślał dziwnego? - spojrzała na blondyna, żałowała że nie może już trzymać go za rękę… ale widocznie tego nie chciał. Pewnie na co dzień się jej brzydził...

Dean spojrzał na nią, jak gdyby nagle oszalała.
- Przecież pocałowałem cię przy wszystkich na plaży. A potem rozmawiałem z Kim i powiedziałem jej o nas i wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Strasznie bolała mnie wtedy głową, to było po tej akcji z Martym. Myślałem, że już między nami skończone, więc poprosiłem ją, aby była dla ciebie dobrą przyjaciółką i wspierała cię. Byłem na ciebie zły, ale nie mogłem pozostawić bez żadnego wsparcia. Potem przeprosiłem ją, bo dopadła mnie jedna z tych migren - wyjaśnił. Claire wiedziała, że często boli go głowa i zawsze wozi przy sobie masę paracetamolu. - Poprosiłem, żebyśmy kontynuowali rozmowę za godzinę, ale ona wtedy rzuciła się na mnie, gdy wychodziłem. Zaczęła mi ubliżać i pokazała środkowy palec.

Claire uniosła brew w zdziwieniu.
- Tego na plaży i tak nikt nie widział - mruknęła pod nosem bardziej do siebie, niż chłopaka. Nie wierzyła, by Kim zareagowała tak bez powodu. Na pewno coś ją sprowokowało.
- To zapytam ją czemu tak cię potraktowała. Nie chcę żebyście byli w konflikcie - nie wypowiedziała się na temat tego, że się przyznał przed Kim. I tak już nie było przed przyjaciółką wiele do ukrycia, w końcu Claire sama jej zdradziła tajemnicę. Mimo to nie wstydził się związku z Lockhart, a to już było miłe. Choć nie chciał trzymać jej za rękę... Gubiła się trochę.
- Dean… zanim pójdziemy do swoich pokoi, mogę cię o coś spytać?
- Przerażasz mnie, Claire
- chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi. Spojrzał na nią, czekając na zadane pytania. - O co chodzi?
Dean odpowiedzią zburzył jej i tak znikoma w tej chwili pewność siebie. Skoro była dla niego "aż" przerażająca, to może lepiej by było nie pogłębiać takiego wizerunku. Widocznie układ mu pasował, ale jak Lindsay powiedziała "był głupi myśląc, że tylko on może z innymi na boku", ją zaś chciał trzymać na smyczy. Mimo smutku kołującego się w głowie, ruda uśmiechnęła się i podskoczyła w kierunku domu.
- A nic, nieważne! - machnęła wesoło ręką i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Nawet odechciało jej się pytać o cokolwiek.
- To do zobaczenia - pożegnała się szybko całując go na odchodne i szybkim krokiem udała się do swojego lokum.
- No Claire, tak się nie robi - Dean krzyknął za nią, rozkładając ręce. Przychodziło mu kilka tematów, które dziewczyna mogła chcieć poruszyć. Nie wiedział jednak, który interesował ją akurat teraz. Lockhart w odpowiedzi odwróciła się na chwilę i puściła mu oczko.
- Robiło się gorsze rzeczy - pomachała mu i weszła do domku, pozostawiając Deana samego ze swoimi myślami.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline