Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2017, 22:20   #42
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Kimberly Hart, ostoja spokoju, opanowana I grzeczna dziewczyna wychowana przez konserwatywnych rodziców, nigdy nie wpadająca w kłopoty i raczej bezkonfliktowa osoba, wpadła do domku jak burza. Z furia trzasnęła drzwiami i zamknęła się w pokoju, który dzieliła z Claire. Rudej jeszcze nie było. I bardzo dobrze, pomyślała Kimberly, rzucając gniewne spojrzenie w stronę łóżka Claire.
Rzuciła plecakiem w kąt, jakby to miało pomóc jej w rozładowaniu emocji, po czym opadła na swoje łóżko.
Sięgnęła po swój telefon, który leżał na szafce i nałożyła fioletowe słuchawki na uszy, wsłuchując się w głos Cyndi Lauper.

Lockhart pojawiła się w pokoju w przeciągu piętnastu minut. Gdyby nie to, że zrezygnowała z dalszej rozmowy z Deanem, pewnie wróciłaby jeszcze później. Stanęła gwałtownie patrząc na leżącą na łóżku Kimberly. Zamachnęła raz ręka na powitanie, widząc ze przyjaciółka ma słuchawki na uszach. Claire miała zwichrowaną kieckę, całą w kurzu, piachu i ziemi, a w jej rudych włosach zadomowił się nawet jakiś liść. Odwróciła się tyłem do Kim i zaczęła ściągać sukienkę. Gdzieś w połowie drogi jednak przypomniała sobie, że przecież nie ma majtek, bo zostawiła je Holendrowi. Opuściła więc kiecke z powrotem i spojrzała na Kim.
- Kimberly… jesteś zła, prawda? - zapytała po chwili z nadzieją, że Hart słyszała.

Kimberly słyszała. I była zła. Nie odpowiedziała jednak, wpatrując się w sufit i udając, ze wcale nie zauważyła obecności Claire.
- Czyli Dean miał rację - mruknęła pod nosem i westchnęła. Wygrzebała spod poduszki spodenki od piżamy i wsunęła je na, i tak już goły, tyłek. Dopiero potem zdjęła sukienkę.

- Słuchaj Kim, ja naprawdę nie miałam pojęcia, że jesteś w sali z TV. Po prostu chcieliśmy z Deanem wyciąć numer Hoy i ganiałam ją po całym kampusie, najpierw że nad wodą piją, potem widząc tam pustkę pierdolnęłam, że pewnie uciekli do bawialni. Też dostałam ojeb, bo to "różowe zło" tam polazło, ale ja przysięgam ci na wszystko, że nie miałam pojęcia, że ty tam jesteś, gdybym wiedziała, w życiu bym tego babska tam nie wysłała!! W dodatku rozmawiałam z nią o tobie i prosiłam, by nie informowała twojego taty o tym podtopieniu, bo to nie twoja wina, że nie umiesz pływać i to Danny powinien za to beknąć. Udało mi się ją przekonać, choć patrzyła na mnie jakby miała mnie zabić - Claire wyjaśniła i opowiedziała wszystko, co wiedziała, niemal na jednym tchu. Każdy szczegół był oczywiście prawdą. Dziewczyna stała odwrócona do Kim plecami, aby ta przypadkiem nie dojrzała jej brzucha. Po złożeniu sukienki w kostkę, zabrała się za niespieszne odpinanie stanika.

Kimberly w tym czasie usiadła na łóżku i wpatrywała się w Claire. Oczywiście, pragnęła wybuchnąć, pragnęła nawrzeszczęć na rudą zdrajczynię, rzucić w nią czymś, a potem jeszcze najlepiej pobić na śmierć i ukryć jej zwłoki w szafie. Jednak dobre wychowanie nie pozwalało jej na taką reakcję. Potrafiła nad sobą zapanować, mimo skrajnych emocji, które nią targały - nauczyły ją tego relacje, jakie łączyły ją z jej ojcem.
Kimberly wyciągnęła słuchawki z uszu i odłożyła telefon na poduszkę.
- Marty i Jerry pobili się przeze mnie. Oboje uznali, że mnie kochają. Marty był wstawiony, więc zaatakował Jerry’ego. Zniszczyli telewizor w bawialni - powiedziała sucho. Jej ton głosu był bardzo nieprzyjemny, chłodny, zupełnie do niej nie pasujący. - Poszłam tam tylko, by spędzić wieczór w samotności, bo miałam już serdecznie dość wrażeń na dzisiaj. Skończyło się na tym, że jestem współwinna zniszczenia sprzętu i razem z chłopakami będę odpowiedzialna finansowo.
Umilkła na moment. W gardle ją ściskało. Walczyła sama ze sobą, by nie wybuchnąć złością.
- Wiesz, co to dla mnie oznacza? - spytała, unosząc jedną brew. - Mogę się pożegnać ze studiami na Harvardzie. Ojciec nigdy mnie teraz nie puści dalej niż do lokalnego collegu.
Powoli zsunęła się z łóżka i stanęła naprzeciwko Claire. A dokładniej na przeciwko jej pleców.
- Nie spodziewałam się tego po tobie, Claire - powiedziała oschle. - Wiesz? Ty i Dean jesteście siebie warci. Oboje potraficie nieźle kłamać i wykorzystywać słabości innych. Powiedz mu przy najbliższej okazji, żeby wypchał się swoimi informacjami na temat mojego brata. I tak mu nie uwierzę w ani jedno jego fałszywe słowo. Zresztą… w twoje również.
Po tych słowach Kimberly chwyciła swój plecak, telefon i ruszyła w stronę drzwi. Nie zamierzała spać w jednym pokoju z Claire Lockhart, która wsłuchiwała się w słowa koleżanki w milczeniu. Nie spodziewała się w sumie, że wyjdzie inaczej, że się pogodzą, przytulą czy cokolwiek innego. Nie rozumiała tylko, czemu Kim zwaliła na nią całą winę.
- No sorry Kim, ale skąd miałam wiedzieć, że tam jesteś? Umiesz to jakoś wyjaśnić, że mnie obwiniasz o to?
- Tak, Dean dobrze o tym wiedział
- przerwała jej Kimberly.
- To do niego miej pretensje, a nie do mnie.
- Zresztą, nie tłumacz się. Nie chcę tego słuchać. Mam dość kłamstw.

- Skoro masz dość kłamstw, to zacznij słuchać, a nie idziesz w zaparte. - Claire spojrzała na nią i uniosła głos. Brzmiała poważnie i surowo, a jednocześnie w jej głosie ukryta była nutka ciepła i wyrozumiałości. - Nie wiedziałam, że tam będziesz. Nic nie mówiłaś gdy wychodziłaś z pokoju. Dobrze wiesz, że to prawda. - Claire założyła górę od piżamy i odwróciła się w stronę wychodzącej Kimberly. Wiedziała, że i tak nic na to nie poradzi, skoro ta się zawzięła. Być może Dean miał rację co do niej… Ciężko było rudej w to uwierzyć. - Nie zapłacisz ani grosza, przysięgam ci. Załatwię to.
- A co, zabijesz Hoy zanim ta zdąży naskarżyć do mojego ojca? - rzuciła z przekąsem, odwracając się w stronę Claire, która zrobiła głupią i krzywą minę, a następnie wzruszyła ramionami. Niewiele brakowało jakby się wypaplała. Wciąż miała wrażenie, że tym numer z Deanem do tego dążyli. W końcu jak nie od morfiny, to może padłaby na zawał widząc, jak ci pieprzą się pod jej oknem.
- Nie, ale mogę coś zrobić. I zrobię. Możesz mi nie ufać, ale zrobię!
- Claire, wystarczająco już zrobiłaś
- powiedziała Kim, po czym westchnęła i oparła się o drzwi, którymi chciała wyjść. Osunęła się powoli na podłogę i ukryła twarz w dłoniach. - Mam serdecznie dość, wiesz? Mam wrażenie, że każdy się na mnie uwziął i robi sobie ze mnie okrutne żarty. Teraz jeszcze to… Może lepiej byłoby, gdyby mnie nikt nie wyłowił z tego cholernego jeziora?
Claire postąpiła krok w kierunku przyjaciółki, stając nad nią i patrząc z góry przez pewien czas.
- To ja cię wyłowiłam, Kim. I zrobiłabym to drugi raz, albo pozwoliła pociągnąć się na dno. Twoje życie jest warte więcej, niż ci się wydaje. To faceci wszystko pieprzą… Gdyby nie Dean, który powiedział Marty’emu, że Jerry poszedł do ciebie, to by się nie spotkali - Lockhart wypaplała się i przerzuciła oczami. Sorry Dean, ale przegiąłeś.
- Wierz mi, nie chciałam źle. I pomogę ci, naprawdę. - dziewczyna kucnęła obok Hart i niepewnie przeczesała koniuszkami palców jej włosy.
- Wiem - odparła Kimberly, spoglądając na Claire spomiędzy palców. - Wybacz, że tak na ciebie naskoczyłam. Nie chciałam. Chyba po prostu pierwszy raz pozwoliłam sobie, by emocje wzięły nade mną górę i prawie cię przez to straciłam. No dobra, może drugi raz - dodała po chwili, przypominając sobie rozmowę z Deanem.*
- Mnie straciłaś? - spytała Claire i pokręciła głową - Nie zrobiłaś nic złego. Wiesz, to przeze mnie Hoy tam polazła… Więc masz prawo mieć mi to za złe. Ale naprawdę gdybym wiedziała, że tam jesteś, to bym ją ganiała wokół obozu, a nie po domkach - ruda uśmiechnęła się usiadła na kolanach obok Kim, aby pochwycić ją w ramiona i przytulić.
- Nie mogę ci obiecać, że Hoy umrze nim wiadomość dojdzie do twojego ojca. Ale mogę obiecać, że postaram się, by nigdy do niego nie dotarła
Kimberly dała się przytulić, kompletnie już porzucając pomysł o tym, by opuszczać ten pokój.
- Jak niby zamierzasz to zrobić? I dlaczego właściwie ganiałaś się z Hoy po obozowisku? - spytała.
- To przez Deana, nie chcesz wiedzieć - odparła krótkim westchnięciem. Obawiała się, że Hart właśnie cholernie chciałaby wiedzieć…
- A jak zamierzam… jeszcze pomyślę. Skoro samą rozmową udało mi się ją przekonać, by nic nie mówiła twojemu ojcu o podtopieniu, to i z tym sobie poradzę. Najpierw trzeba opierdolić facetów… Który winny bardziej? - spytała pozwalając Kim na wyswobodzenie się z uścisku. Przetarła kciukiem jej policzek, sprawdzając czy nie płakała, po czym patrząc na jej buzię uśmiechnęła się do niej. Nie próbowała się odsuwać, ani uciekać. Chciała być blisko przyjaciółki, aby ta czuła, że ją ma zawsze. Chłopaki byli i odchodzili, w dodatku ich głupota, niedomówienia i brak umiejętności domyślania się, jedynie wkurzały. Nie ma to jak dwie kobiety, zawsze się dogadają!
Kimberly zaśmiała się krótko. Humor znacznie jej się poprawił dzięki Claire. Przez te małe gesty faktycznie poczuła, że ma w niej prawdziwą przyjaciółkę.
- Ciężko stwierdzić, który bardziej winny. Tak naprawdę chyba żaden - odparła po chwili Kimberly. - Masakra. Kto by się spodziewał, że kiedyś będę w takiej głupiej sytuacji.
Hart oparła głowę o drzwi i westchnęła.
- Najgorsze jest to, że ja naprawdę nie potrafię wybrać. Nie wiem co mam robić. To okropne…
Przeczesała włosy dłońmi.
- Co jednak tyczy się Deana… - zaczęła, po czym opowiedziała Claire dokładnie jak przebiegała rozmowa z Holendrem, co jej powiedział i jak on sam się zachował.
Kimberly nie umiała kłamać. Ani trochę. Dlatego też Claire mogła być pewna, że relacja była wiarygodna i nie przekoloryzowana.
- No i na koniec pozwoliłam sobie pokazać mu “faka” - dokończyła, przewracając oczami. - Słuchaj, on coś wie o moim bracie. Przyjaźnili się. A teraz wcale nie zamierza mi tego powiedzieć… Nie wiem w jakim celu w ogóle wspomniał mi o tym, że wie. Jakby chciał zrobić mi przykrość i obserwować moją reakcję. Zresztą, nieważne. Po co cię tym zadręczam.
Kim miała dziwne wrażenie, że w tej sytuacji i tak Claire nie stanęłaby po jej stronie. Może nie było to słuszne przeczucie, ale za to nieodparte.
- Hmm… w sumie mogłaś go jeszcze kopnąć w dupę, tak dla zasady, za bycie kutasem - dorzuciła Lockhart zupełnie luźno, niby żartem ale nie brzmiała też jakby miała za to się obrazić.
- Wiesz, on naprawdę miewa migreny. Nie chcę go bronić, bo cała rozmowa brzmiała dziwnie, ale ten jeden szczegół mogę potwierdzić. Na twoim miejscu pogadałabym z nim drugi raz, jeśli chciał powiedzieć to powie, a jeśli nie to faktycznie nie wygląda miło. Czuję się trochę jak między młotem a kowadłem, chociaż ty przynajmniej mnie kochasz, on tylko przez piętnaście minut - wzniosła ręce w geście bezradności i klapnęła tyłkiem obok Kimberly, opierając się plecami o ścianę obok drzwi.
- Albo ja od niego wyciągnę to info. Jeśli chcesz. - dodała jeszcze wzruszając ramionami - W końcu dalej się bzykamy, więc powinno jakoś pójść. Ale to jak wolisz. - zastanowiła się chwilę. Brat dla Kim był ważny, raczej ważniejszy niż Jerry i Marty, więc trzymała się tematu. Wydawało jej się, że o tym bardziej Kim chce rozmawiać, dlatego ciągnęła. - Wbrew pozorom, Dean nie jest taki. Złośliwy w sensie. Czasami po prostu jest głupi. Ale wiesz jak to mówią…. Jeśli natura poskąpi w głowie to odda podwójnie w innym miejscu… - Claire sugestywnie szturchnęła Hart łokciem. Był to przedni dowcip, który krył w sobie ogromną i potężną prawdę. Holender potrafił seksualnie dać jej popalić. Zawstydzenie Kim było zawsze jakaś metodą na zobaczenie chociaż lekkiego uśmiechu.
Kim zaśmiała się niezręcznie, ale była wdzięczna Claire za to, ze nawet w takiej chwili potrafiła poprawić jej nastrój.
- Wiesz, to już nie jest ważne. Skoro Connor nie powiedział mi dlaczego tak naprawdę ucieka, widocznie miał jakiś powód. Może nie chciał mi mówić. Zresztą, nie chce dawać tej satysfakcji Deanowi.
Kim spojrzała na przyjaciółkę.
- Zresztą… Co z niego za powiernik tajemnic? Tak łatwo chciał zdradzić sekrety swojego przyjaciela? To zupełnie jakbym ja poznała jakaś twoja wielka tajemnice i poszła przekazać ją komuś twojej rodziny. Nigdy by mi to nawet nie przyszło do głowy.
- Może to coś co sprawia, że się martwi? Albo ma wyrzuty sumienia? Ponoć o mnie ci powiedział, bo się martwił, a jako powiernik tajemnic nie powinien, tak?
- Claire myślała intensywnie - Albo mu przykro, że nie wiesz jako osoba bliska? Wiesz, ja z nim o tym nie rozmawiałam, nie wiem. Ale pewne jest że myślenie Deana czasami do najmądrzejszych nie należy - wzruszyła ramionami, obracając między palcami sznureczki od spodenek piżamy.
- Gdybyś wiedziała, że mogę cierpieć lub robię jakieś głupoty, no nie wiem, chodzę na zloty osób co się tną albo oddaje się za pieniądze, to byś to dusiła w sobie? Tak tylko pytam. - westchnęła i spojrzała na Kim.
- Na pewno bym o tym nikomu nie powiedziała - odparła Kimberly. - Porozmawiałabym o tym z tobą I tylko tobą.
- O ile miałabyś taką możliwość i chciałabym gadać. Nie wiem Kim, to już jak ty chcesz. Ja ci pomogę tylko powiedz mi w czym, ok?
- uśmiechnęła się Claire.
- Jakbyś nie chciała rozmawiać, to byśmy po prostu o tym nie rozmawiały. Zresztą, nieważne. Tak jakby… - Kim zamyśliła się na chwilę. Dean wspominał o tym, że Claire kiedyś robiła sobie krzywdę. - Dalej to robisz? - spytała bezpośrednio. - Dean mi powiedział, ze się cięłaś. Jak nie chcesz to nie mów. W sumie nieważne, to raczej nie moja sprawa.
Lockhart uśmiechnęła się gorzko
- Mówimy sobie wszystko, tak? - spytała retoryczne i podciagnela koszulkę piżamy do góry, odsłaniając świeżo pocięty brzuch.
- Nie przepadam za sobą - zaśmiała się, jakby miał być to żart.
Kim przyjrzała się cięciom na brzuchu Claire. Były świeże, najprawdopodobniej z tego samego dnia, ale na szczęście nie głębokie. Potem przeniosła wzrok na twarz przyjaciółki i uśmiechnęła się do niej z troską.
- Wszystko. Bez tajemnic. A to wymaga opatrunku - oznajmiła, po czym na czworaka poczłapała w stronę swojej walizki, z której wyciągnęła podręczna apteczka. - Nie jestem jeszcze światowej sławy chirurgiem, ale możesz mi zaufać - powiedziała do Claire, otwierając apteczkę.
Następnie wróciła do rudowłosej i najostrożniej jak mogła wykonała opatrunek.
- Gotowe. Powinno się szybko zagoić.
Kimberly nie zamierzała o nic dopytywać. Nie zamierzała nawet przekonywać Claire, ze to glupie. Claire potrzebowała wsparcia, a nie kolejnej osoby, która tylko by ją utwierdziła w tym, że cały czas głupio postępuje. To tylko wpędziłoby ją w głębszą depresję.
Rudowłosa obserwowała poczynania Kim. Wzbraniała się, że to zbędne i jest ok, że nie potrzeba, nie musi, ale przyjaciółka wiedziała lepiej. Nie da się ukryć, że dla Claire był to bardzo miły gest z jej strony. W sumie cieszyła się, że ich relacja się polepszyła, że zbliżyły się do siebie.
- Dzięki. Nie dziwię się, że spodobałaś się tylu chłopakom. Jesteś naprawdę niezwykła. I słodka - Claire uśmiechnęła się patrząc na opatrunek. - Podoba ci się któryś bardziej?
Kimberly usiadła ponownie obok Claire. Oczywiście jej słowa lekko ja zawstydziły, ale zrobiło jej się też miło.
- Naprawdę nie wiem - odpowiedziała. - To znaczy wiesz, Marty podobał mi się już od dłuższego czasu. To takie głupie i typowe zauroczyć się w bad boyu, któremu udziela się korepetycji.
Westchnęła, bawiąc się zamkiem apteczki. Bad Boy któremu udziela się korepetycji?, przemknęło Claire przez głowę. Sama z takim regularnie się pukała.
- O Jerrym zaczęłam myśleć dopiero dzisiaj. Właściwie przez ciebie i Deana - stwierdziła Kim, rzucając oskarżycielskie spojrzenie Claire, ale zaraz też się uśmiechnęła. Nie miała jej tego wcale za złe. Ruda zrobiła istnego poker face’a.
- Emm… przyznam ci się, że nie miałam pojęcia o Jerrym. Dowiedziałam się w tej samej chwili co ty… Co do Martyego - Claire westchnęła zasłaniając w końcu brzuch i podciągnęła nogi pod brodę, krzywiąc się przy tym z bólu.
- Kiedy byłaś nieprzytomna strasznie się przejął. Chciałam się z nim przejść, pogadać. Oczywiście, jak to ja, rzucałam głupimi tekstami i ten nagle mnie pocałował, mówiłam zresztą. Wtedy Dean przyszedł, zaczął krzyczeć i takie tam, a Marty…. Popłakał się i zaczął mówić, że cię kocha. Nie wiem więc czy to taki “bad boy”. Już Dean jest bardziej ostry i odpierdala takie rzeczy, że sama się stresuję… choć Marty’ego nie znam i oceniam go po tej jednej sytuacji. No poryczał się jak głupi - wyznała Claire, bez żadnego nabijania się z Blakea. Nie lubiła śmiać się z innych
- Wiesz, w oczach mojego ojca to on jest diabłem wcielonym - odparła Kim. - Przynajmniej teraz wiemy, że chłopaki też czasem płaczą - dodała lekko rozbawionym tonem. - Co nie zmienia faktu, że w tej nieszczęsnej bawialni wcale nie zbierało mu się na płacz. Wręcz przeciwnie. I powinno mnie to odstraszyć, ale no… sama nie wiem. Może w ogóle nie powinnam się tym przejmować? Za chwilę i tak każdy z nas pójdzie inna ścieżką. Nie wiem. A co ty byś zrobiła?
- Przeleciałabym go
- odpowiedziała ze śmiechem, choć było w tym wiele prawdy.
- Ja akurat nie umiem kochać. Tylko się pieprze z kimś albo pieprze czyjeś życie. Tak mi się przynajmniej wydaje. Trzeba by dopytać kogoś, kto tego doświadczył. - próbowała podrapać się po opatrunku, bo rany na brzuchu piekły i swędziały - Ale po tym co wiem o chłopakach, to wolałabym Jerrego. Marty jest diabelnie przystojny, ale wzbudza we mnie niepokój.
- Nie drap
- Kim upomniała Claire niczym nadopiekuńcza matka. - No tak, w sumie innej odpowiedzi się nie spodziewałam - powiedziała ze śmiechem. - Cóż, to jednak kompletnie nie w moim stylu. Zresztą… Nie mogłabym. Nie umiałabym tak… chyba.
Wciąż nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie kogo by wybrała. Czuła,że nigdy nie będzie w stanie.
- Nie umiałbyś, bo nie jesteś taka. Ale to dobrze o tobie świadczy, jesteś lepsza niż ja - odwróciła się przodem do Kim, siadając po turecku - W ogóle robiłaś to kiedyś? - spytała uśmiechając się podejrzliwie.
Kimberly spojrzała na Claire z lekkim przerażeniem i momentalnie pożałowala, ze zdecydowały się mówić sobie wszystko. Było jednak już za późno.
- Nie - odparła cicho Kim, czerwieniąc się na twarzy.
Claire, ponieważ nie była zaskoczona odpowiedzią, uśmiechnęła się ciepło.
- Gdybym miała wybór, to też bym wolała nie znać tego w tym wieku. Znaczy wiesz, wszystko ma swoje plusy, ale zdecydowanie mogłabym poczekać. Przez to moje relacje są lekko zaburzone. Spójrz, nawet Deana nie umiem w sobie rozkochać. Myślę, że gdy seks nam zbrzydnie, to znajomość się zakończy - zwinęła usta w wąską kreskę i wzruszyła ramionami. Nie mogła nic na to poradzić. Dobrze że Hart była od tego wolna - póki co jestem od tego uzależniona. I od niego. - westchnęła z przygnębieniem.
- Przynajmniej masz już to za sobą - stwierdziła Kimberly, wzruszając ramionami. - Im dłużej się zwleka, tym coraz gorzej. Ciężko znaleźć odpowiedniego chłopaka, ma się coraz bardziej wygórowane oczekiwania i w ogóle...
- Mam za sobą, ale wtedy tego nie chciałam - odparła z uśmiechem Lockhart, jakby nie mówiła o tym, co cisnęło się na myśli.
- No tak, pewnie patrzysz na Deana i myślisz, że moje wymagania prawie nie istnieją i biorę co się nawinie - zaśmiała się. Holender, z tego co Lockhart zauważyła, nie był w typie Kim. A może tylko jej się wydawało?
- Było minęło… ważne jest to, co nas jeszcze czeka.
Kim ziewnęła. Była strasznie zmęczona. Stanowczo za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Ale już ci lepiej? Jeśli ci smutno, to możemy spać razem! Wtulisz się w moje boomboksy - puściła jej oczko wskazując pazurkami u wskazujących palców swoje krągłe piersi.
Kimberly zaśmiała się.
- Już mi znacznie lepiej. Dzięki tobie! Naprawdę, nie wiem, co bym zrobiła bez ciebie, Claire - przyznała Hart, po czym przytuliła mocno przyjaciółkę, oczywiście uważając na jej opatrunek na brzuchu. - Rano zmienię ci opatrunek na świeży.
Odsunęła się i spojrzała przyjaciółce prosto w oczy.
- Wiesz, wbrew temu, co mówisz, dla mnie jesteś najcudowniejszą osobą na świecie - powiedziała, uśmiechnęła się, po czym wstała i zaczęła przygotowywać się do snu.

To był długi dzień pełen wrażeń. Kimberly z radością więc po szybkim prysznicu zawinęła się w kołdrę i ułożyła głowę na poduszce.
- Dobranoc, Claire - powiedziała jeszcze, po czym zamknęła oczy.
Przez dłuższą chwilę nie mogła zasnąć, wspominając wszystko to, co się wydarzyło. Okropny żart Danny'ego, rozmowę z Deanem, wydarzenia w bawialni, a na koniec wyznania z Claire. Cieszyła się, że miała taką przyjaciółkę. Nie zamieniłaby jej na nikogo innego.
Wciąż jednak nie wiedziała, co ma myśleć o Jerrym i Martym. Nie potrafiła wybrać między jednym a drugim. Kiedyś nie miałaby problemu, od razu wybrałaby Marty'ego. Teraz jednak sprawy się skomplikowały.
W końcu zasnęła, wciąż nie podejmując decyzji.
 
Pan Elf jest offline