Nikt nie ważył się wyrzucić poprzednich ubrań Lotte, chociaż były brudne i zniszczone. Visser znalazła je w pralni zlokalizowanej w piwnicy. Leżały w koszu na brudną bieliznę. Telefon i rzeczy z kieszeni zostały wyjęte i umieszczone w koszyczku na półce. Takie miejsce, że każdy mógłby bez najmniejszego problemu przyjść i ukraść, lecz mimo to nie wypadało narzekać. Gospodarze i tak byli więcej niż gościnni.
Tuż obok pralni znajdowało się przejście na podziemny parking. Lotte naliczyła sześć samochodów. Niektóre wyglądały na ekskluzywne - te zapewne należały do premiera. Inne zdawały się podniszczone i w nie najlepszej kondycji - najprawdopodobniej własność tutejszej służby.
Pomieszczenie tonęło w półmroku. Ciszę przerywała
piosenka płynąca z magnetofonu. W powietrzu unosił się zapach benzyny, rozpuszczalnika, smaru, opon... co wyjaśniło się, kiedy Lotte ujrzała stację zlokalizowaną na samym końcu pomieszczenia. Mnóstwo narzędzi, części zamiennych, a na dodatek stary, rozklekotany rzęch. Wpierw Visser nie zauważyła mężczyzny, który naprawiał go, leżąc pod spodem. Majsterkowicz jednak wyszedł spod wraku, słysząc kroki Lotte.
- Nie jestem pewien, czy mieliśmy wcześniej przyjemność... - zaczął, wycierając prawą rękę utytłaną smarem. Następnie podał ją Lotte, kiedy uznał, że jest wystarczająco czysta. - A... to ty jesteś tą nieprzytomną laską - wyglądało na to, że nie miał żadnych oporów przed przejściem na ty. - Jestem Gabriel, kierowca pana Holkeriego.
Lotte przedstawiła mu swoją prośbę transportu.
- Od rana mnie nosi, z chęcią cię tam zawiozę. Wybrałbym się do centrum, ale zamknęli ulice wokół Kościoła świętego Jana, który wybuchł w nocy. Jestem ciekawy, jak to teraz tam wygląda... jednak zadowolę się inną tragedią - uśmiechnął się z przekąsem, myśląc o pożarze wokół Jeziora Bodom. - Nie pożyczę ci żadnego wozu, bo nie należą do mnie i mam za zadanie opiekować się nimi. Ale za kierowcę mogę robić. Za to mi akurat płacą.
Następnie Gabriel zadzwonił do Holkeriego. Kiedy usłyszał, że były premier nie potrzebuje w najbliższym czasie jego usług, wsiadł do szarej hondy civic i zaprosił gestem Lotte.
Droga do Oittaa upłynęła szybciej niż Lotte mogła się spodziewać. Gabriel potrafił prowadzić i znał teren. Wnet wyjechali z Helsinek i znaleźli się w Espoo. Stamtąd do campingu było jak rzut beretem.
- Wiesz co...? - Gabriel odezwał się w pewnym momencie. - To właściwie tylko taka ciekawostka... - zagryzł wargę. - Ale wyobraź sobie, że ja i ten aktor, który również nocował w posiadłości... Kalle Vanhanen, chyba tak się nazywa. Mamy dokładnie takie samo znamię. Na ramieniu - wyeksponował czarną plamę w kształcie litery T. - To samo zabarwienie, wielkość, kształt i umiejscowienie. Kalle bliźniakiem moim nie jest, więc to nie przez geny. Ach... i rzekł, że raz wyciął je u chirurga plastycznego, ale ono pojawiło się znowu. Dokładnie takie samo. I jego też boli od kilku dni - zaśmiał się niepewnie. - Ja wiem, że to nic nie znaczy... chyba... ale mimo wszystko nie mogę wyrzucić tego z głowy.
Lotte westchnęła. Wizje widmowych namiotów z przeszłości, obcy dla siebie ludzie z magicznymi znamionami, kościoły pod wezwaniem Świętego Jana wybuchające w miastach wokół Bałtyku, ogar z piekieł, Hilton, powstała z martwych Mary Colberg i jej opowieść, wizja Daniela i Takeshiego, mafia Valkoinen, haltije, szamani, Ismo, atak na Portland i tamtejszych detektywów...
A co ważniejsze, miała coraz silniejsze uczucie, że coś jej umknęło. Jakaś zapomniana wizja z momentu, kiedy jej moc wybuchła w wozie strażackim. Tylko czego mogła dotyczyć? Kogo?
Kiedy to wszystko połączy się w całość?
Dojechali do wrót campingu. Szlaban. Postawiono tabliczkę informującą o najwyższym stopniu zagrożenia pożarem i zarządzeniu o chwilowym zamknięciu drogi. Na dodatek przejścia blokowało dwóch strażników.
- I co teraz? - Gabriel zagryzł wargę.
Lotte mogła zawrócić. Albo wysiąść i rozprawić się ze strażnikami blokującymi drogę samochodu. Ewentualnie poprosić Gabriela o znalezienie innej drogi na miejsce. Istniała też opcja zaparkowania gdzieś na poboczu i kontynuowania dalszej drogi piechotą.