Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-06-2017, 00:07   #131
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Holkeri uśmiechnął się, skinął głową i wciąż lekko drżącą dłonią sięgnął po telefon, usiadł z boku i zaczął rozmawiać z kucharzem. Ismo, kiedy zaspokoił pierwszy głód, poczęstował krakersami Fluksa, który z niespodziewanym zapałem rzucił się na przekąski. Chłopiec roześmiał się, co okazało się zaskakująco przyjemnym dźwiękiem. Następnie obrócił się w kierunku Alice, żeby podać jej miseczkę.
- Przydałoby mi się trochę odpoczynku - mruknęła hakerka. Zwaliła się na kanapę i wyglądała na bardzo zmęczoną.
Tymczasem Lotte zaczynała się lekko poruszać, lecz jeszcze nie otwierała oczu. Zdawało się, że zdjęcie z niej pierwszej czakry mimo wszystko miało dobre konsekwencje.

Tymczasem Aretha Franklin przestała śpiewać, zwalniając miejsce w eterze dla głosu prezenterki radiowej.
- Przerwa na wiadomości - zaczęła, a w następnej chwili rozbrzmiał dżingiel stacji. - Przerażające doniesienia z helsińskiej dzielnicy Ullanlinna. Pożarł wybuchł w Kościele św. Jana dokładnie o północy i w zawrotnej prędkości skonsumował wszystkie kondygnacje budynku. Jak do tej pory brak doniesień o rannych. Stara budowla, zbudowana pomiędzy 1888 a 1891, stała na wzgórzu już przed wiekami związanym z kultem św. Jana Chrzciciela, sprawowanym w dzień przesilenia letniego. Czy mógł to być zamach terrorystyczny? Jeśli tak, to czy związany był z nadchodzącymi pod koniec tygodnia uroczystościami tego właśnie święta? - prezenterka zrobiła znaczącą przerwę. - Przypominam, że dokładnie dwadzieścia cztery godziny temu poległ Kościół św. Jana w Sztokholmie, dokładnie w tych samych okolicznościach. Czy dwa tego wypadki wystarczą do określenia wzoru? - Finka bez wątpienia lubowała się w pytaniach retorycznych. - Helsińskie straże pożarne są w stanie najwyższej mobilizacji, jednak znaczna ich część znajduje się w pobliżu Jeziora Bodom. Walczą z kolejnym, ogromnym pożarem, który wybuchł wcześniej tego dnia. Świadkowie opowiadają o przeraźliwym słupie ognia, czy też błyskawic pochodzących prosto z niebios, co podpaliło tamtejszy las. Czy to boska kara? A może przemyślany akt terrorystów, którzy wpierw zdecydowali się odwrócić uwagę straży pożarnej, rozniecając przeraźliwy ogień na uboczu… lecz tak naprawdę ich głównym celem był zabytek architektury fińskiej? - prezenterka insynuowała. - Warto postawić te wydarzenia w kontekście wczorajszego zaprzysiężenia czterdziestojednoletniej Mari Kiviniemi na stanowisku premiera Finlandii - kobieta dodała.

- Dobra jest - mruknęła hakerka.
- Czy wszystko płonie? - zapytał Ismo. - Czy teraz już cały świat płonie?

- Służby antyterrorystyczne wszystkich krajów skandynawskich zostały postawione w stan najwyższej gotowości, jednak w niebezpieczeństwie jest również reszta Europy - prezenterka kontynuowała. - A może nawet cały glob. Na szczęście jak do tej pory nie donosi się o szczególnie niepokojących doniesieniach z innych części świata. Stany Zjednoczone wciąż przeżywają zniknięcie Bee Barnett, której brat został zabity przez poszukiwanego Muzułmanina Sharifa Khalida. Terrorystę widziano ostatni raz, jak groził tłumowi bronią nieopodal kwiaciarni Barnettów, po czym zaciągnął młodą dziewczynę do białego vana, którym uciekł z miejsca zdarzenia. Następnie obydwoje jakby rozpłynęli się w powietrzu - prezenterka zakończyła tajemniczym tonem. - Wróćmy do muzyki, być może ona ukoi nas w tych trudnych czasach.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rQqwG_rQx7A[/media]

- W co tyś się kurwa wpakował? - zapytała hakerka ściszonym tonem, pochylając się w kierunku detektywów. Spojrzała ukradkiem na Holkeriego, który w dalszym ciągu rozmawiał przez telefon i zdawał się być nieświadomy doniesień. - Jestem Mary Colberg, przy okazji - mruknęła, spoglądając na Alice.

Irakijczyk mimowolnie odpiął kaburę i położył dłoń na rączce pistoletu. Wydawał się opanowany, jednak przede wszystkim czujny. Jedynie na krótką chwilę, kiedy usłyszał wzmiankę o Bee, powieka mu drgnęła, a palce mocniej zacisnęły się na metalu.
- Złe miejsce, zły czas - mruknął Detektyw, jakby to odpowiadało na wszystkie pytania. - Teraz skupiamy się na zejściu z widoku oraz odnalezieniu Imogen i Natalie - odparł cicho, zwracając się do kobiet.
- Dziękujemy za propozycję. Jeśli faktycznie to nie kłopot, naprawdę chętnie skorzystamy - odezwał się już głośniej do premiera przyjaznym tonem.
- Cieszy mnie to - odparł Holkeri. - Czy chcielibyście zatrzymać się gdzieś jeszcze po drodze? - zapytał.
- Większość sklepów i tak już jest zamknięta- odparła Mary. - A niektóre części miasta mogą być niebezpieczne - dodała ciszej, spoglądając na radio.
Detektyw odchrząknął i nachylił się ponownie do towarzyszki.
- Potrzebujesz czegoś? Powinienem mieć jeszcze jakieś środki na karcie - zagaił do niej pogodnie.
Alice zerknęła na Sharifa. To, co usłyszała w radiu bardzo poważnie ją zastanowiło, ale nie komentowała. Cokolwiek spotkało wtedy Sharifa, na pewno miało jakieś wyjaśnienie. Co więcej, ten komunikat musiał mówić o momencie nim spotkali się w rezydencji zajętej przez ruską mafię. Zerkała też na Mary Colberg. A to ci dopiero… Śpiewaczka milczała, dopóki się nie odezwał
- Ze sklepu nic mi nie trzeba, a nasze karty zostały w domku… Potrzebowałabym zadzwonić, ale… To dopiero później. Teraz chcę tylko odpocząć. - odezwała się do niego i odwróciła wzrok. Podebrała kilka krakersów i napiła się alkoholu. Była rozkojarzona i nieco nieobecna. Znowu.
Dziwić jej się jednak nie można było.
- Mam mój portfel - odpowiedział Irakijczyk. - Jednak jak nic więcej nie potrzebujesz, to jedźmy odpocząć.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 17-06-2017, 01:51   #132
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kręte, miejskie uliczki prowadziły ich przez stolicę Finlandii. Pomimo przerażających wiadomości z radia... otoczenie wydawało się stosunkowo spokojne. Jednak w oddali pobłyskiwała delikatna łuna palącego się kościoła, a wąska strużka dymu wzlatywała w górę i mieszała się z atramentowym niebem. Ostatnio aż dwa wielkie pożary wybuchły w Helsinkach. Flagi zetknięte na budynkach rządowych i ambasadach wielu krajów miały jeszcze pozostać opuszczone przez długi czas.

Wjechali na most łączący się z kolejną wyspą archepilagu szkierowego, a potem podążali wzdłuż Kulosaariente. Minęli park, kilka hoteli, po czym znaleźli się w dzielnicy pełnej ekskluzywnych posiadłości. Ruszyli do tej zlokalizowanej na samym południu, tuż przy wodach zatoki Tullisaarensalmi.
- Obok mojego domu znajduje się przystań żeglarska - premier uśmiechnął się do Sharifa. - Nie jest tajemnicą, że uwielbiam wybrać się moją skromną łódką na morze. Zazwyczaj jednak muszę uważać, aby moja żona nie spostrzegła, że mnie nie ma. Nie lubi, kiedy sam żegluję. Boi się, że utopię się, czy coś. I wie pan, co jej mówię? Jestem stary, a nie niepełnosprawny! Jak człowiek zalegnie na łóżku, to po nim.


Minęli ogrodzenie, po czym znaleźli się na parkingu. Wyszli z limuzyny. Sharif i Gabriel transportowali Lotte, Ismo i Fluks sennie kroczyli tuż ubok. Alice szła obok Mary Colberg. Wnet ich oczom ukazał się duży budynek o wielu kondygnacjach. Kłamstwem było określenie go przepięknym i luksusowym. Wydawał się stary i wymagający remontu. Jednakże jego położenie było jednym z najlepszych w całej stolicy i bez wątpienia musiał kosztować fortunę.

Alice zamrugała, kiedy spostrzegła jamnika szorstkowłosego biegnącego w jej kierunku. Być może to z powodu zmęczenia… ale wydawał jej się dziwnie znajomy. Wtem przypomniała sobie. To była Stefania! Pies staruszki, z którą rozmawiała na spacerze! Charakterystyczna obroża rzucała się w oczy.

- Kochanie, tak dobrze widzieć cię całą i zdrową! - premier Holkeri nieco teatralnie objął siwą damę.
- Ci dobrzy ludzie mnie zabrali z sobą - odparła kobieta. Jej strój wydawał się nieco pomięty, ale oprócz tego była cała i zdrowa. Wskazała van, przy którym stało kilka osób. - Dopiero co przyjechaliśmy.

Sharif rozpoznał skinheadkę Irene, która wciąż lekko zataczała się. Nieopodal leżał przystojny, ale pijany mężczyzna.

- Nie ci - staruszka pokręciła głową. - Tamci mnie uratowali - wskazała Enni, właścicielkę campingu Oittaa. - To jej samochód. Zaproponowałam im schronienie na noc - dodała, po czym skierowała wzrok na kompanów swojego męża. Uśmiechnęła się. - Widzę, że ty również przyprowadziłeś kilku ocalałych. Zapraszam do środka!

Każdy otrzymał własny pokój - okazało się, że jest ich bardzo dużo w posiadłości. Umyli się, po czym zeszli na kolację. Jednak wszyscy byli zmęczeni, nawet kucharz - toteż uczta była skromna. Nawet nie mieli nastroju do rozmów. Każdy myślał tylko o tym, aby znaleźć się we własnym łóżku i zasnąć.

Wnet tak też zrobili.

[media]http://i.imgur.com/X2I0Rm0.jpg[/media]

Lotte Visser


Pierwszą czakrę zdjęli Ismo i Alice.
Pozostałymi zajęły się trzy inne osoby - Daniel, Takeshi oraz… ona sama.
Obudziła się.

Rozwarła oczy i rozejrzała się dookoła. Leżała na szerokim, niezwykle wygodnym łożu z baldachimem. Znajdowała się w luksusowej sypialni utrzymanej w bielach, brązach i beżach. Podłogę zdobiły gustowne dywany, a na nocnych stolikach ustawiono eleganckie lampy. Tuż przed nią znajdował się ogromny, płaski telewizor, a pod nim komoda. Wiele różnych, gustownych obrazów przystrajało wnętrze.

[media]http://www.theimperialindia.com/wp-content/uploads/2015/10/Luxury-Suite_compressed77.jpg[/media]

Czuła się wypoczęta i nic ją nie bolało. Jej uwagę zwróciło jedynie drobne łaskotanie w okolicach nadgarstka. Rzuciła wzrokiem i ujrzała kroplówkę prowadzącą do pojemnika z solą fizjologiczną. Nie wyglądało na to, że w przewieszonej buteleczce miała znajdować się jakaś inna, bardziej złowroga ciecz. Na klatce piersiowej spostrzegła przylepione elektrody oraz kabelki prowadzące do maszyny monitorującej pracę serca, do której podpięty był monitor. Nieco dalej, na komodzie, ujrzała komplet wydruków. Wszystkie opisane były jej pseudonimem misyjnym, nie prawdziwym nazwiskiem. Badania toksykologii, zapis parametrów życiowych. Wszystko w normie.

Zegar na ścianie wybił dwunastą. Podeszła do okna. Zaniemówiła na piękny widok morza ciągnącego się aż po horyzont. Na co dzień mieszkała w Portland, które było znacznie mniej estetycznym miastem. A w każdym razie gorzej ulokowanym. Stolica Finlandii okazała się miejscem o znacznie większych walorach turystycznych, niż można byłoby się spodziewać.

Wnet inna potrzeba dała o sobie znać. Visser wyszła w poszukiwaniu toalety. Wtedy spostrzegła, że została przebrana w koszulę nocną. Ale przez kogo? Gdzie się znajdowała? Kilka innych pytań również przychodziło jej do głowy. Wyszła na korytarz, na którym spostrzegła schludnie ubraną kobietę. Mogła mieć co najwyżej czterdzieści lat. Kasztanowe włosy nosiła związane w cienką kitkę, a mnogość piegów pokrywała jej dość pulchną twarz.
- Obudziła się pani - sprawiała wrażenie szczerze uradowanej. - Nazywam się Adea Heikki i jestem pielęgniarką czasowo zatrudnioną przez pana Holkeriego. Godzinę temu był u pani doktor. Premier nalegał na to, aby opiekować się panią w posiadłości w trosce o pani komfort. Choć oczywiście polecano mu wysłanie pani do szpitala.

Lotte ujrzała, że kobieta trzyma w ręku zestaw do cewnikowania. Wyglądało na to, że o włos ominęła ją ta “przyjemność”.
- Czy ma pani może jakieś pytania? - zapytała Adea. - Na pewno ma. Proszę się nie przemęczać. Wróćmy może do pani sypialni. Czy pamięta pani może w swoim życiu epizody narkolepsji? Doktor niestety nie potrafił zdiagnozować przyczyny zasłabnięcia i utraty przytomności. Jak się pani czuje? - pielęgniarka chaotycznie ciągnęła.

Mówiła do niej po angielsku. Widać została uprzedzona o tym, że Lotte… czy też może raczej Sophie Kamminga… jest Holenderką i nie zna fińskiego.

Sharif Khalid i Alice Harper


Sharif wyszedł ze swojej sypialni.
Wydarzenia poprzedniej nocy okazały się tak przeraźliwie męczące, że Irakijczyk zapadł w leczniczą drzemkę… która przerodziła się w niespodziewanie długi sen. Obudził się tuż przed dwunastą i właśnie kierował się na śniadanie. Czuł przeraźliwy, wilczy apetyt, ale oprócz tego rany i obrażenia prawie w ogóle już nie dawały o sobie znać. Siniaki powoli zaczęły nabierać jasnego koloru. Khalid zawsze szybko się leczył.

Zajrzał do sypialni Alice.
Rudowłosa piękność wyglądała jak śpiąca królewna. Leniwie przeciągała się w śnie. Jej szkarłatne włosy opadały faliście nie śnieżnobiałą pościel. Wyglądała na spokojną i szczęśliwą.

[media]http://image.gala.de/21312496/uncropped-0-0/7b6974a1bb133b20cbe3948c789fa1b1/xG/schlafen.jpg[/media]

Sharif delikatnie przymknął drzwi, po czym zszedł po schodach do wspólnej jadalni.
Pomieszczenie było duże. W środku, przy dwóch stołach, siedzieli gospodarze oraz kilka innych osób uratowanych z pożaru Oittaa. Oprócz tego służba również posilała się. Sharif dostrzegł wolne miejsce obok Mary. Usiadł.

Córka dyrektorki IBPI wyglądała znacznie młodziej. Sińce pod jej oczami nieco zbladły, a cera po dokładnym umyciu wydawała się zdrowsza niż wcześniej. Jej włosy były krótsze. Musiała sama je ściąć nożyczkami, gdyż efekt nie do końca wypadł profesjonalnie. Dziwną fryzurę nosiła jak jakiś punkowy manifest.
- Jestem głodna - przywitała się.

Pięć minut potem postawiono przed nimi parujące półmiski, znacznie pełniejsze niż ubiegłego wieczora. W milczeniu konsumowali posiłek. Zwabiony zapachami Fluks wyżebrał od Irene pół kiełbasy, po czym ktoś ze służby wyprowadził go na zewnątrz.

- Musimy porozmawiać - rzekła Mary po skończeniu posiłku.

[media]https://static01.nyt.com/images/2016/05/22/magazine/22feast-of-the-middleeast-slide-AL5S/22feast-of-the-middleeast-slide-AL5S-articleLarge.jpg[/media]
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 17-06-2017 o 02:06.
Ombrose jest offline  
Stary 25-06-2017, 19:42   #133
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Lotte przyjrzała się bacznie kobiecie, która zadała jej kilka pytań dotyczących jej stanu zdrowia. Przez dłużą chwilę milczała, ale w końcu zebrała się, aby coś jej odpowiedzieć.
- Chętnie porozmawiam i mam pytania, ale najpierw chciałabym skorzystać z toalety – uśmiechnęła się lekko – o własnych siłach.
- Och, oczywiście - odparła pielęgniarka. - Proszę za mną – rzekła, po czym zaprowadziła ją do drzwi na końcu korytarza, które niczym nie odznaczały się od innych. - Gdyby czegoś pani potrzebowała, lub robiło się słabo, to proszę krzyknąć. Proszę również odezwać się co pięć minut, w przeciwnym razie od razu wejdę do środka - Adea starała się znaleźć perfekcyjny balans pomiędzy troską o zdrowie Lotte, a jej intymnością.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/82/3a/03/823a033313d252d3a8cb174234f6b993.jpg[/media]

Łazienka okazała się bardzo schludna i nie nosiła w sobie śladów użytkowania - co sugerowało, że była przeznaczona dla gości i gospodarze nie korzystali z niej na co dzień. Ręczniki, szampony i akcesoria wyglądały na nieużywane, a kosz tuż przy toalecie stał pusty. W powietrzu unosił się przyjemny zapach odświeżacza, który był cyklicznie rozpylany przez urządzenie podłączone do gniazdka.
Lotte szybko załatwiła najpilniejszą potrzebę. Gdy skończyła, podeszła do lustra i spojrzała na swoje odbicie. Ciężko było jej uwierzyć w to co widziała, w czym przez ostatni czas tkwiła, co doświadczyła. Nie wiedziała również co się dookoła niej dzieje, co wydarzyło się przez ten czas, kiedy jej nie było. Nie chcąc denerwować pielęgniarki, na pierwszy rzut oka, całkiem sympatycznej, odzywała się co jakiś czas, że żyje.

Potrzebowała jednak chwili dla siebie, aby ułożyć myśli i dać upust swoim emocjom. Uderzyła ją fala smutku, dlatego też upuściła kilka cichych łez. Chciała spojrzeć na swoją dłoń, ale bała się, że nic tam nie znajdzie. Odrzuciła jednak szybko wątpliwości, ponieważ musiała wiedzieć, czy był to wymysł jej wyobraźni, czy jednak nie. Przeniosła wzrok ze swojej twarzy na dłoń, tą którą Takeshi jeszcze niedawno trzymał. Ujrzała na niej znak! Potarła go prędko, ale nie schodził, nie został namalowany. Wydawał się dokładnie tej samej wielkości i koloru, co w wizji. Co prawda mógł to być siniak powstały w trakcie transportowania jej, albo nieudana próba wkłucia się przez Adeę, jednak ciężko było w to uwierzyć. Takeshi nie oszukał jej! W jakiś sposób jego usta zdołały dotknąć jej ręki, choć przecież tak naprawdę… były nieżywe. Wytłumaczeń mogło być wiele, racjonalny umysł umie znależć teorię do przypadku. Lotte jednak tego nie chciała, choć raz w życiu wolała wierzyć niż wiedzieć.

Łzy przestały spływać po policzkach, a na usta zagościł lekki uśmiech. Westchnęła głęboko i wytarła twarz. Uchyliła drzwi i zwróciła się uprzejmie do stojącej tam kobiety.
- Jeśli to nie problem, to poprosiłabym o ubranie. To raczej nie jest twarzowe, choć wygodne. – Posłała jej serdeczny uśmiech. – Tym bardziej, że nie mam zamiaru wracać do łóżka. Już dużo czasu straciłam i bardzo proszę nie przekonywać mnie do zmiany zdania.
Visser nie miała pojęcia ile czasu naprawdę minęło, ale odnosiła wrażenie, że straciła go już nadto wiele.
- Oczywiście nie będę w stanie panią zatrzymać, ale czy nie chciałaby pani najpierw zobaczyć się z lekarzem? - łagodnie zapytała pielęgniarka. - Zaraz spróbuję coś znaleźć, ale uprzedzam, że ubiór może nie pasować w stu procentach. Jaki nosi pani rozmiar?
- Lekarz nie będzie potrzebny, przynajmniej na razie. – Odpowiedziała jeszcze bardziej uradowana z reakcji Adei. – Rozmiar trzydzieści sześć., będę naprawdę bardzo wdzięczna. Wezmę też szybki prysznic. Proszę mi tylko powiedzieć jaki mamy dzień?
- Dwudziesty trzeci czerwca, jest po godzinie dwunastej - odparła pielęgniarka. - Pozwoli pani, że za chwilę wrócę.


Woda działała prawdziwie odżywczo. Lotte nie była bardzo brudna, jednakże miała za sobą kąpiel w słonym jeziorze, mordercze ucieczki po plaży, a po utracie przytomności również nie znalazła się w sterylnym środowisku. Adea bez wątpienia zajęła się nią i wykonała rytuały higieniczne znane głównie pielęgniarkom z oddziału intensywnej terapii, lecz nie mogło to równać się samodzielnemu wejściu pod prysznic. Woda opadała na Visser, oczyszczała z prochu i pyłu, po czym wsiąkała w odpływ ściekowy. Na dodatek miała charakter terapeutyczny. Jak gdyby z brudem znikało również psychiczne zmęczenie oraz osłabienie. Co jak co, ale Lotte zawsze posiadała silną wolę oraz pewność siebie. I właśnie teraz tej jej przymioty ulegały regeneracji.

Rozległo się pukanie.
- To ja, proszę pani - rozległ się głos Adei. - Rozmawiałam z panią domu i mamy komplet ubrań w rozmiarze 37, które należą do córki państwa Holkerich. Czy chciałaby je pani przymierzyć?
- Tak, chwileczkę. – Szybko złapała za ręcznik i owinęła się nim. Podeszła i otworzyła drzwi. – Na pewno będą pasowały.
Otrzymała białą koszulkę, ciemnogranatową spódniczkę i cienki, niebieski sweterek, tak właściwie niepotrzebny, zważywszy na to, że było całkiem ciepło. Ubrania były dość proste, jednakże z bardzo dobrych, ekskluzywnych tkanin.
- Czy chciałaby pani porozmawiać ze mną po przebraniu się? - zabrzmiało to bardziej jak prośba, niż tylko luźna propozycja.
- Tak, jak najbardziej. Nie wiem nawet gdzie jestem… Tylko ubiorę się. – Odpowiedziała uprzejmie, po czym przymknęła drzwi i ubrała się w otrzymany zestaw. Po krótkim oczekiwaniu pojawiła się w drzwiach, wygładzając spódniczkę dłońmi. Kiedy Lotte była już gotowa i wyszła z łazienki, pielęgniarka zaprosiła ją do pokoju, w którym wcześniej leżała nieprzytomna. Przystawiła dwa krzesła, po czym nalała musującej wody mineralnej do dwóch szklaneczek.
– Jeśli byłaby pani tak uprzejma odpowiedzieć mi na kilka pytań. – Zaczęła Visser. - Czuję się trochę zagubiona, nie wiem czyje jest to piękne domostwo, kim są państwo Holkeri i gdzie właściwie znajdujemy się? Ostatnie co pamiętam to camping Oittaa…
- Przyznam, że nie wiem wszystkiego, jednak opowiedziano mi zarys zdarzeń. Straciła pani przytomność na campingu Oittaa, po czym została pani przetransportowana poza obręb tamtejszych włości. Rozszalał się tam straszny pożar, mówiono o nich w wiadomościach. Pan Holkeri, były premier Finlandii, jak pani być może kojarzy, znajdował się wśród uchodźców. W tę ponurą dobę zaproponował schronienie pozostałym towarzyszom niedoli. Jeżeli mnie pani zapyta, tak wygląda zachowanie z klasą - Adea uśmiechnęła się. Jednak nie chciała zbytnio uciekać w dygresję, toteż szybko kontynuowała. - Pozostali pani znajomi… przepraszam, nie pamiętam nazwisk. Taki mężczyzna o dość ogorzałej, egzotycznej karnacji oraz pani o długich, rudych włosach. Otrzymali swoje pokoje, pani tak samo. I tak się tutaj znaleźliśmy - pielęgniarka zakończyła. - Miała pani zaplanowane na dzisiaj badanie głowy rezonansem magnetycznym. Jeżeli zapyta mnie pani o zdanie, to wciąż uważam, że warto je wykonać - wyjaśniła kobieta. Miała na twarzy niby zatroskany, a niby neutralny wyraz twarzy. Sprawiała wrażenie zaangażowanej, ale nie w przesadny, melodramatyczny sposób.
- Pożar? - Powtórzyła i po krótkiej chwili zastanowienia zapytała krótko. – A moim znajomym nic nie stało się?
- Na pewno nie tym, którzy z panią przyjechali - odparła pielęgniarka. - Jednak nie potrafię odpowiedzieć, co stało się z innymi mieszkańcami ośrodka - westchnęła. - Ogień to straszny żywioł.
Lotte upiła kilka łyków wody, którą nalała wcześniej Adea. Miała wrażenie, że pamięta część wydarzeń, która miała miejsce. Samochód strażacki, już wtedy brakowało Imogen, a potem zniknęła Natalie. Żeby nie wzbudzać zaniepokojenia swojej rozmówczyni, przestała skupiać się na wyciąganiu z pamięci dźwięków i odczuć. Zdecydowanie wiele poszło nie tak, a oni mogą być w sporym zagrożeniu. Koleżanki z organizacji prawdopodobnie nie żyją, albo zostały przechwycone przez wrogów. Teraz przyszedł czas na resztę, także i ją.
- To dobrze… A ten pożar opanowano już, są jakieś ofiary śmiertelne? W ogóle wiadomo skąd pojawił się ogień?
- Na tę porę zdołano ujarzmić płomienie, ale strażacy wciąż walczą z tlącymi się zgliszczami. Pożar zaczął się gdzieś w lesie. Wybuchł bardzo niespodziewanie i zdążył pochłonąć cały obszar w ogromnym tempie. Mimo to zawsze znajdzie się jakieś dziecko ze smartphonem, które pomimo niebezpieczeństwa zatrzyma się, aby sfilmować pożogę. Stąd właśnie puszczane w telewizji nagrania. Jednak od kilku godzin... - Adea zamyśliła się. - Nie mówią już wiele o tej sprawie. Jakby ucichło. Jeżeli mnie pani zapyta, to pewnie jakaś służba rządowa kazała zmienić temat i mamy do czynienia z Rosjanami. Ale ja zawsze miałam wybujałą wyobraźnię i lubiłam teorie spiskowe - pielęgniarka mrugnęła okiem, po czym spoważniała. - Moja bratanica była w Oittaa i udało jej się przeżyć, ale z tego, co opowiadała, nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Sam camping po części spłonął, jednak straż pożarna zdołała uratować większość budynków.
- Wielka tragedia – odparła. – Nie powinnam jednak nadużywać gościnności pana Premiera. Nie mam nic przy sobie, będę musiała coś z tym zrobić… Nie istotne, gdzie znajdę swoich znajomych… - zrobiła krótką pauzę, aby przypomnieć sobie fikcyjne imiona detektywów - Abula i Aliise, wspomniała pani, że też tu są?
- Tak, z tamtą panią nawet widziałam się nie tak dawno na korytarzu. Pytała o jakiegoś chłopca oraz psa, po czym zeszła na dół na śniadanie. Być może pani również jest głodna?
- Właściwie teraz jak tak pani powiedziała, to zdecydowanie jestem głodna. – Uśmiechnęła się lekko. – Wskaże mi pani jadalnie?
- Oczywiście - Adea uśmiechnęła się. Sprawiała wrażenie osoby, która lubi gotować i karmić potrzebujących. Być może dlatego, bo choć była całkiem młoda, to w jakiś sposób przypominała nieco babcię. Czy to z powodu jej delikatnego, wyrozumiałego uśmiechu na dość pulchnej twarzy? A może chodziło o to, że garbiła się nieco i lekko kiwała w przód i w tył, jak na fotelu bujanym?

Wstały i wyszły z powrotem na korytarz. Dochodziło w pół do pierwszej.
- Tymi schodami w dół - pielęgniarka wskazała dłonią kierunek. - Zapewne śniadanie dobiega końca, ale bez wątpienia znajdzie pani jeszcze wiele smakowitych kąsków. Kucharz przygotował prawdziwą ucztę. Gdyby potrzebowała pani jeszcze czegoś, to będę w pani pokoju - Adea wyjaśniła. - Chyba zajmę się składaniem aparatury, skoro na szczęście nie będzie już pani jej potrzebować - uśmiechnęła się.
- Dziękuję bardzo za wszystko i mam nadzieję, że ta aparatura nie przyda się w najbliższym czasie. – Skinęła głową do kobiety, po czym odeszła w wyznaczonym kierunku.

Idąc do jadalni, spojrzała na swoją dłoń, jakby chciała upewnić się, że „znak” nadal tam jest. Okazało się, że nie zniknął. Pozostał na tym samym miejscu. Co prawda wydał się trochę bledszy, ale zdawało się to naturalne. To nie był tatuaż. Wszystko wskazywało na to, że czas w końcu odbierze go Lotte, lecz w tej akurat chwili był w tym samym miejscu. I przypominał o miłości, która odeszła… ale nie aż tak definitywnie, jak się wcześniej wydawało.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 25-06-2017, 23:07   #134
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Półmisek wędlin, serów i warzyw. Przystrojona bazylią, oregano i oliwą sałatka caprese z pomidorów malinowych i mozzarelli z mleka bawolego. Mieszanka sałat - rukoli, roszponki i lodowej - z pomidorami suszonymi, fetą i kaparami. Jajka ugotowane na miękko, twardo, po Benedyktyńsku. Jajecznica, omlet i jego parująca, hiszpańska odmiana - tortilla. Naleśniki amerykańskie, a także francuskie crepes przełożone konfiturą z gruszek, miodem i cieniutko pokrojonymi truskawkami. Jogurt naturalny z musli. Słodkie ciastka z orzechami i malinami.

Herbata zielona, czarna i biała. Aromatyzowana, albo z suszu owocowego. Kompot ze świeżych owoców zebranych z tyłu posiadłości. Mocna, aromatyczna kawa w szklanym, zamkniętym dzbanku. Śmietanka, mleko, cukier - wszystko na wyciągnięcie ręki.

Jadalnia państwa Holkerich rozpieszczała.

Lotte spróbowała wszystkiego, na co miała ochotę. Niektóre dania na gorąco straciły swoją ciepłotę, jednakże nie smak - a ten był oszałamiający. Na dodatek Visser czuła głód, a jak powszechnie wiadomo... nie ma przyprawy lepszej od niego. Mało kto dotrzymywał jej towarzystwa, jako że do tej pory zdecydowana większość zdołała zaspokoić łaknienie i wyjść. Na korytarzu co chwilę przemykali jacyś ludzie. Lotte odniosła wrażenie, że niektórych pamięta z obozu. Jeden mężczyzna znajdował się w domku niedaleko ich własnego, podczas gdy łysa kobieta zaprosiła ich na imprezę. Visser mogłaby nawet przysiąc, że dostrzegła właścicielką ośrodka. Automatycznie przypomniała sobie szkatułkę w sekretnej skrytce w szafie, która zdradzała o romansie kobiety z taksówkarzem. Trzymała ją w dłoniach zaledwie wczoraj, lecz równie dobrze mogłyby minąć lata. Być może nawet spłonęła w pożarze wraz z okolicznymi połaciami lasów. Kto to wiedział.

Visser skończyła się posilać. Czuła się kompletnie najedzona. Mocna kawa wlewała się do jej żył wraz z energią. Kobieta wstała i podeszła do dużego okna, spoglądając na tonące w południowym słońcu wody zatoki. Kołysały się niespiesznie i uspokajająco. To było dobre miejsce na dożycie swoich ostatnich lat na emeryturze. Państwo Holkeri mieli wielkie szczęście.

Lotte spostrzegła drzwi prowadzące na zewnątrz. Drobny ogródek wydawał się zadbany, ale nie aż tak, by wskazywało to na udział ogrodnika. Zapewne żona premiera zajmowała się nim w ramach hobby. Visser usiadła na ławce pomalowanej na odcień śnieżnobiałej bieli. Leniwe obłoki przetaczały się niespiesznie po niebie. Wyglądały jak namalowane ręką klasycznego malarza.

Wtem detektyw poczuła za plecami obecność. Obróciła się.
Czy to kolejny duch przed nią stanął?


- Witaj, Lotte - rzekła Mary Colberg.
Badaczka, która pomagała w rozwiązaniu poprzedniej misji Visser na MSC Poesii.
Córka dyrektorki, która rzekomo zmarła… podczas gdy właśnie w tej chwili patrzyła przenikliwym wzrokiem na Lotte. Wyglądała na jak najbardziej żywą.
 
Ombrose jest offline  
Stary 29-06-2017, 08:57   #135
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Lotte nie była zaskoczona, choć określenie, że nawiedzają ją duchy przeszłości było bardzo trafnym. Minęło już trochę czasu odkąd obudziła się i poukładała swoje myśli, emocje jak i wspomnienia. Pamiętała głos w wozie strażackim, rozpoznała go, choć miała problem z uwierzeniem. Wszystko jednak wskazywało, że Feleena i Mary to jedna i ta sama osoba. Dlatego teraz nie zrobiła zdziwionej miny, tylko w myśli skwitowała krótkim „a jednak”. W gruncie rzeczy cieszyła się, że badaczka żyje. Choć się nie znały, to zawsze miło dowiedzieć się, że całe zamieszanie z Wyspą Wniebowstąpienia pochłonęło o jedną osobę mniej. Niestety miała złe przeczucie, co do jej pojawienia się, a także jej „śmierci”.

- Witaj Mary, czy teraz mam mówić Feleena? – odpowiedziała spokojnie z delikatnym uśmiechem. – Domyślasz się, że mam milion pytań, ale powstrzymam się. Powiedz tylko czy moje obawy, że nie jesteś dobrym omenem i zwiastunem radosnych wieści są prawdziwe?
- Wiozę za sobą pech, jak wóz gówna, więc pewnie masz rację - kobieta westchnęła i ciężko opadła na siedzenie obok Lotte. - Ale mam nadzieję, że cię go nim nie zarażę. Jestem Feleena - uśmiechnęła się, dając tym samym do zrozumienia, że wymawianie jej prawdziwego imienia może być niebezpieczne. - Zaskoczyłaś mnie. Myślałam, że będę większą niespodzianką. Udawałaś, że jesteś nieprzytomna?
- Nie, zostałam pozbawiona przytomności, otarłam się o śmierć. Do czasu… – Przymknęła na chwilę oczy delektując się promieniami słońca. – … skojarzyłam twój głos. Teraz tylko potwierdziłaś moje przypuszczenia. Zapewne domyślasz się co ja tu robię, ale ja nie mam pojęcia co ty.

Mary skinęła głową. Zamyśliła się. Bardzo przyciągała uwagę swoim wyglądem jak na kogoś, kto zapewne chciał wtopić się w tłum. Być może instynktownie sama szukała zaczepki, ubierając się tak charakterystycznie. Kolczyki, nastroszona fryzura. Wyglądała jak członkini kapeli punkowej.

- Słuszne pytanie. Pamiętasz tego skurwysyna, Josha Poego? - zapytała Colberg, składając palce w pięść. - Zdołałam go załatwić pierwsza. Wcale mnie nie zabił, lecz taką plotę puściła błyskawicznie Fennekin i van den Allen. Usunęły mnie kompletnie z systemu, jak gdybym nigdy nie istniała. Odcięły od Zbioru Legend. Nazwały przegraną - pokręciła głową. - Chwilę kisiłam się, chroniona w jakiejś chatce na Alasce, ale nie mogłam wytrzymać. Uciekłam wbrew matce. Trzy miesiące temu poleciałam na Ekwador. Tam jest przechowywana kopia Zbioru Legend. Back up. Poczułam, że żyję, włamując się do namiastki pełnego systemu, działającego na Antarktydzie. I natrafiłam tam na zmagazynowaną kopię kodu źródłowego symulatora sztucznej inteligencji, którą odzyskałaś dla nas z Wyspy Wniebowstąpienia. AHISP-CC. Ta animowana sucza twarz… wpierw tknęło mnie przeczucie, ale potem byłam już pewna. To ja napisałam ten program, kiedy jeszcze pracował na Antarktydzie. No, a przynajmniej bazę, zalążek, z którego powstała jego obecna forma. Jak Kościół Konsumentów mógł położyć na nim łapy? Byłam pewna, że sama nikomu nic nie przekazałam. Nie jestem też głupia i nie zostawiłam go na biurku, jak jakaś tępa lalunia. Została tylko jedna możliwość. AHISP-CC, wtedy AHISP-IBPI, musiał zostać wydany przez mojego jedynego wspólnika, który pracował ze mną nad kodem. Przez mojego brata - Mary splunęła. - Dlatego wsiadłam w samolot i poleciałam tutaj, do Helsinek. Do sklepiku Print&Refill niedaleko ruin Hiltona. Miałam nadzieję znaleźć tam skurwysyna, tam było jego schronienie - Colberg zamyśliła się. - W każdym razie musisz wiedzieć, że jestem tutaj na własną rękę, a nie z ramienia IBPI.

Lotte próbowała nadążyć za potokiem słów, które wylała z siebie Mary. Wiedziała o czym mówiła, pamiętała i Poego i helikopter, który ocalił jej życie. Bardzo dobrze też rozumiała kobietę, sama nie mogłaby siedzieć na miejscu bezczynnie.

- Zdrada goni zdradę. – Po przeniesieniu wzroku na swoją rozmówczynię teraz pokiwała przecząco głową, wręcz z lekkim zrezygnowaniem. –Prawdopodobnie teraz też jestem w tyglu tego całego bajzlu, którego słowem-kluczem jest właśnie „zdrada”… Czyli jak dobrze rozumiem, Fennekin wraz z błogosławieństwem van der Allen, sfingowały twoją śmierć i zamknęły cię. Ty postanowiłaś uciec i natrafiłaś na swój projekt, który trafił do KK. Drążąc temat doszłaś do wniosku, że twój brat oszukał cię i chcesz to sprawdzić. Popraw mnie jeśli się mylę.
- Teraz to bardziej chcę go znaleźć, bo już nie mam wątpliwości, że to jego sprawka. Wynajęłam pokój w Hiltonie, po czym włamałam się do pobliskiego Print&Refill. Znalazłam w nim laptopy z bardzo zaawansowanymi zabezpieczeniami. Z powodu braku czasu ukradłam je. Chciałam jak najszybciej rozgryźć software, więc zamiast zwiewać na drugi koniec świata, to wróciłam do mojego pokoju w Hiltonie. Zaczęłam pracować i odkryłam wreszcie, że to AHISP-CC blokowała dostępu do systemu. Pokonałam program, bo znałam go od podszewki. Ale nie zdążyłam usunąć zawartości komputerów, bo ujrzałam w kamerach Hiltona pracowników Print&Refill. Musiałam uciekać. Wybiegłam na dach. Zniszczyłam sprzęt, aby usunąć tych kilka kopii AHISP-CC zanim wrócą w niepowołane miejsce. Było to tuż przed tym zanim hotel wybuchł - wzruszyła ramionami. - Co kurwa ciekawsze, ci pracownicy prowadzili do mojego pokoju jakąś opierającą się kobietę. Nie znałam jej.
- Wychodzi na to, że twoja nieoficjalna sprawa ma wiele wspólnego z moim śledztwem. – Odparła Lotte po chwili zastanowienia. – Wiesz co wywołało ten pożar? I jak wydostałaś się stamtąd?
Mary Colberg zaniosła się gorzkim śmiechem.
- Nie wiedziałam, co wywołało pożar, kiedy ten wybuchł. Pewne było jednak tyle, że nie jest to nic normalnego. Wpierw uznałam, że to bomba, lecz to nie mógł być ładunek wybuchowy. To tak, jakby cały hotel trafiła wszelaka entropia zniszczenia, jeden wielki, kurewski szlag. Wybiegłam na dach, żeby zniszczyć te laptopy, właśnie wtedy beton zadrżał pod moimi stopami. Jednak ktoś mnie uratował. Niestety żaden rycerz na białym koniu, lecz - westchnęła - mój brat. Jest Parapersonum, tak jak ty. Potrafi lewitować. Skrępował mnie i oddał w ręce Valkoinen - parsknęła śmiechem. - To tyle na temat miłości w naszej rodzinie.

Mary przeprosiła na chwilę, po czym wróciła do jadalni. Lotte nie mieściło się w głowie, że jej brat mógłby coś takiego jej zrobić. Daniel nigdy nie ukradłby jej niczego, ani nie wepchnął w ręce bandytów. Zawsze grali w otwarte karty, nawet jeśli posiadali jakieś tajemnice, to mało istotne i nie zagrażające im nawzajem. Po kilku minutach wróciła z parujących kubkiem kawy, wytrącając Visser z zamyślenia. Zaczęła popijać. Założyła nogę o nogę.

- Nikt tam ze mną nie rozmawiał, kiedy byłam porwana przez Valkoinen. Podsłuchałam jednak, że w jakiś sposób to właśnie oni stoją za wybuchem hotelu. I jeszcze jedna rzecz. Pamiętasz tych skurwysynów z Print&Refill, którzy prowadzili do mojego pokoju dziewczynę? Zastrzelili ją w nim. Tak, kurwa, zajebali ją ze wszystkim możliwych miejsc akurat tam. Jak uciekałam na dach, to wszystko zobaczyłam w podglądzie na żywo z kamery, którą wcześniej zamontowałam na lampie. W każdym razie hotel od razu spostrzegł wystrzały, a potem policja błyskawicznie zareagowała i wysłała oddział jakby na pluton terrorystów. Masz pomysł, dlaczego mogli chcieć ją zabić akurat w wynajmowanym przeze mnie pokoju?
- Sprawa strzałów właśnie została wyjaśniona – mruknęła pod nosem Lotte. – Nie wiem, może była jakimś zapalnikiem… Hotel na tyle doszczętnie spłonął, że nie było nadto dużo śladów, co wyklucza możliwość wrobienia kogoś w morderstwo. Moje zadanie polega na odnalezieniu przyczyny pożaru, albo ściślej rzecz ujmując, wykluczyć lub potwierdzić obecność nadprzyrodzoną w tym wydarzeniu. – Zrobiła krótką pauzę, jakby zastanawiała się nad czymś. – Może jej ofiara była potrzebna do użycia haltii ognia, aby hotel spłonął…
- Zapalnikiem… jak tak mówisz, to chyba masz rację. De facto usłyszałam, na tym nagraniu, że mamrotali coś o morderstwach nad Oittaa, które miały miejsce dokładnie pięćdziesiąt lat temu. Coś jakiś nożownik zaatakował namiot na plaży, nie wiem dokładnie, uznałam w tamtym momencie, że to nie jest ważne i dalej uciekałam. Być może raz co pięćdziesiąt można uwolnić jakiegoś takiego zajebistego ducha pożogi - Mary wzruszyła ramionami. - Ten pożar to był pierwszy przypadek aż tak dużego i paranormalnego pożaru w Helsinkach i okolicach. Dlatego można założyć, że właśnie tamtej nocy zostało coś uwolnione. Tej nocy miał miejsce drugi wybuch... w jakimś kościele i właśnie przy Jeziorze Bodom. Wracając jeszcze do morderstwa tamtej dziewczyny w moim pokoju… Myślę, że to miało za zadanie również mnie udupić. Zesłać policję na trop tej dziewczyny, która wynajmowała pokój, w którym rozległy się strzały. Wtedy miałam na karku Kościół Konsumentów, Valkoinen, ale poszukujące mnie państwowe służby byłyby gwoździem do trumny. Bez całego wsparcia IBPI, Mnemosyne i Badaczy, na dodatek samotna jak palec… - Mary wzruszyła ramionami. - To prawdziwy cud, że wyskoczyłam na drogę w lesie, kiedy akurat przejeżdżali detektywi - dodała. - Nie często to mówię, ale dobrze cię widzieć, Sophie Kamminga.
- Miło mi to słyszeć – uśmiechnęła się lekko. – Wychodzi na to, że nasze sprawy są powiązane i możemy sobie nawzajem pomóc. Tym bardziej, że gdzieś reszta detektywów pogubiła się. Podobno jest tu gdzieś dwójka, ale pozostała, również dwójka, gdzieś przepadła. Potrzebuję wrócić na camping i zabrać swoje rzeczy, bez papierów nie wskóram za wiele. Powiedz mi jeszcze jak udało ci się uciec od Valkoinen? Mają oni jakieś powiązanie z KK?
- Tak, obie grupy są powiązane. Myślę, że najpierw współpracowały, ale później dzięki Bogu pokłóciły się ze sobą. Z tego, co rozumiem, to mój brat jest podwójnym agentem i w obu organizacjach ma wtyki. Tak powiedział. Może chciał, żebym tak pomyślała. Wpierw oddał mnie Valkoinen, ale stowarzyszenia postanowiły dokonać wymiany między sobą. Ja w zamian za coś innego, nie wiem co. Andreas Dircks, Konsument z czasów MSC Poesii, odebrał mnie z siedziby Valkoinen. Miał zawieźć do bazy Kościoła, jednak nagle skręcił do lasu, kiedy otrzymał jakąś wiadomość. Myślałam, że mnie tam zabije, lecz on tylko wysadził i kazał biec. I w ten sposób natrafiłam na wóz strażacki, którym jechaliście. Sam Andreas po mnie nie wrócił, lecz popędził gdzieś dalej na złamanie karku. Nie mam pojęcia, o co chodzi. Jestem przekonana, że nie przylepili mi żadnego podsłuchu, ani lokalizatora. Jednak kamery w mieście wciąż działały, dlatego za priorytet postanowiłam sobie ich wyłączenie. Na razie Valkoinen nie podgląda nas, ale nie wiem, jak długo będziemy niewidzialni. Dlatego musimy działać szybko - Mary skinęła głową. - Masz rację, że te sprawy są powiązane i z chęcią przyjmę propozycję sojuszu. Może udasz się po dokumenty, a ja w tym czasie sprawdzę w ekwadorskiej kopii Zbioru Legend jaki kierunek najlepiej obrać w naszej walce? Przyznam też, że dobrze byłoby, gdybym rzuciła okiem na dokumenty z waszego wprowadzenia.

Mary Colberg skupiła wzrok i zaczęła analizować w głowie fakty. Momentalnie przestała sprawiać wrażenie liderki zespołu punkowego, przeobrażając się w postać topowej badaczki IBPI. Choć fizycznie jej wygląd nie zmienił się, to nagle wydawała się kompletnie inną osobą. Lotte przyjrzała się jej przez chwilę. Zastanawiała się jak bardzo ona sama różni się na zewnątrz, od tego kim jest naprawdę. Tylko, że w jej przypadku było to trudno zauważalne.
- Brzmi dobrze – odpowiedziała na jej propozycję. – Nie wiem tylko co z pozostałymi detektywami. Przecież sama nie prowadzę tego śledztwa i nie powinnam ich zostawiać. Na dodatek dwie osoby gdzieś zaginęły. – Westchnęła, bo od początku nie układała się jej współpraca z tą drużyną. – Najpierw pojadę na camping, to ważne, oni bez papierów też nie za wiele wskórają. Zostajesz tutaj?
- Na razie tu jest bezpiecznie. Jak wpadnę na jakiś plan, to najwyżej się ruszę, ale nie jestem przyzwyczajona do pracy detektywa w terenie. A w każdym razie nie w niej jestem najlepsza. Co do pozostałej dwójki, to rozmawiałam przynajmniej z Abulem, a ostatni raz widziałam Aliisę, kiedy ta spała. Widać jeszcze się nie zregenerowali po wczoraj. A co do zaginionych, to nic nie wiem na ich temat. Lepiej już jedź do Oittaa, nie mamy wiele czasu - Mary wstała, jakby paląc się do buszowania po Zbiorze Legend.
- Ok, jak wrócę to z nimi porozmawiam – skwitowała krótko i nie chcąc tracić czasu weszła do budynku.

Musiała znaleźć kogoś, kto mógłby mieć jej rzeczy. Dlatego udała się do pokoju, w którym obudziła się, może pielęgniarka jeszcze tam była, albo spotka kogoś po drodze, kogo będzie mogła spytać. Miała nadzieję, że telefon satelitarny nie zaginął gdzieś w akcji i jest w jej zasięgu. Niestety obecnie zmagała się z problemem braku środków pieniężnych, a musiała dostać się jakoś na camping. Mogła liczyć tylko na czyjąś uczynność, dlatego chciała popytać, czy to pielęgniarkę, gospodarza, albo osoby, które też były z campingu, czy nie zechcą jej pomóc. W najgorszym wypadku pójdzie na piechotę, łapiąc gdzieś stopa, choć ta opcja była dosyć niebezpieczna i wolała jej uniknąć.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 29-06-2017, 22:49   #136
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nikt nie ważył się wyrzucić poprzednich ubrań Lotte, chociaż były brudne i zniszczone. Visser znalazła je w pralni zlokalizowanej w piwnicy. Leżały w koszu na brudną bieliznę. Telefon i rzeczy z kieszeni zostały wyjęte i umieszczone w koszyczku na półce. Takie miejsce, że każdy mógłby bez najmniejszego problemu przyjść i ukraść, lecz mimo to nie wypadało narzekać. Gospodarze i tak byli więcej niż gościnni.

Tuż obok pralni znajdowało się przejście na podziemny parking. Lotte naliczyła sześć samochodów. Niektóre wyglądały na ekskluzywne - te zapewne należały do premiera. Inne zdawały się podniszczone i w nie najlepszej kondycji - najprawdopodobniej własność tutejszej służby.

Pomieszczenie tonęło w półmroku. Ciszę przerywała piosenka płynąca z magnetofonu. W powietrzu unosił się zapach benzyny, rozpuszczalnika, smaru, opon... co wyjaśniło się, kiedy Lotte ujrzała stację zlokalizowaną na samym końcu pomieszczenia. Mnóstwo narzędzi, części zamiennych, a na dodatek stary, rozklekotany rzęch. Wpierw Visser nie zauważyła mężczyzny, który naprawiał go, leżąc pod spodem. Majsterkowicz jednak wyszedł spod wraku, słysząc kroki Lotte.


- Nie jestem pewien, czy mieliśmy wcześniej przyjemność... - zaczął, wycierając prawą rękę utytłaną smarem. Następnie podał ją Lotte, kiedy uznał, że jest wystarczająco czysta. - A... to ty jesteś tą nieprzytomną laską - wyglądało na to, że nie miał żadnych oporów przed przejściem na ty. - Jestem Gabriel, kierowca pana Holkeriego.

Lotte przedstawiła mu swoją prośbę transportu.
- Od rana mnie nosi, z chęcią cię tam zawiozę. Wybrałbym się do centrum, ale zamknęli ulice wokół Kościoła świętego Jana, który wybuchł w nocy. Jestem ciekawy, jak to teraz tam wygląda... jednak zadowolę się inną tragedią - uśmiechnął się z przekąsem, myśląc o pożarze wokół Jeziora Bodom. - Nie pożyczę ci żadnego wozu, bo nie należą do mnie i mam za zadanie opiekować się nimi. Ale za kierowcę mogę robić. Za to mi akurat płacą.

Następnie Gabriel zadzwonił do Holkeriego. Kiedy usłyszał, że były premier nie potrzebuje w najbliższym czasie jego usług, wsiadł do szarej hondy civic i zaprosił gestem Lotte.

Droga do Oittaa upłynęła szybciej niż Lotte mogła się spodziewać. Gabriel potrafił prowadzić i znał teren. Wnet wyjechali z Helsinek i znaleźli się w Espoo. Stamtąd do campingu było jak rzut beretem.
- Wiesz co...? - Gabriel odezwał się w pewnym momencie. - To właściwie tylko taka ciekawostka... - zagryzł wargę. - Ale wyobraź sobie, że ja i ten aktor, który również nocował w posiadłości... Kalle Vanhanen, chyba tak się nazywa. Mamy dokładnie takie samo znamię. Na ramieniu - wyeksponował czarną plamę w kształcie litery T. - To samo zabarwienie, wielkość, kształt i umiejscowienie. Kalle bliźniakiem moim nie jest, więc to nie przez geny. Ach... i rzekł, że raz wyciął je u chirurga plastycznego, ale ono pojawiło się znowu. Dokładnie takie samo. I jego też boli od kilku dni - zaśmiał się niepewnie. - Ja wiem, że to nic nie znaczy... chyba... ale mimo wszystko nie mogę wyrzucić tego z głowy.

Lotte westchnęła. Wizje widmowych namiotów z przeszłości, obcy dla siebie ludzie z magicznymi znamionami, kościoły pod wezwaniem Świętego Jana wybuchające w miastach wokół Bałtyku, ogar z piekieł, Hilton, powstała z martwych Mary Colberg i jej opowieść, wizja Daniela i Takeshiego, mafia Valkoinen, haltije, szamani, Ismo, atak na Portland i tamtejszych detektywów...

A co ważniejsze, miała coraz silniejsze uczucie, że coś jej umknęło. Jakaś zapomniana wizja z momentu, kiedy jej moc wybuchła w wozie strażackim. Tylko czego mogła dotyczyć? Kogo?

Kiedy to wszystko połączy się w całość?

Dojechali do wrót campingu. Szlaban. Postawiono tabliczkę informującą o najwyższym stopniu zagrożenia pożarem i zarządzeniu o chwilowym zamknięciu drogi. Na dodatek przejścia blokowało dwóch strażników.

- I co teraz? - Gabriel zagryzł wargę.

Lotte mogła zawrócić. Albo wysiąść i rozprawić się ze strażnikami blokującymi drogę samochodu. Ewentualnie poprosić Gabriela o znalezienie innej drogi na miejsce. Istniała też opcja zaparkowania gdzieś na poboczu i kontynuowania dalszej drogi piechotą.
 
Ombrose jest offline  
Stary 02-07-2017, 03:32   #137
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=MgNo8EoNxmo&t=10s[/media]

Alice spała mocno. Potrzeba zregenerowania energii i psychiki zmogła ją na tyle potężnie, że nawet rano trelania ptaszków i wkradające się do sypialni promienie słońca nie zbudziły jej od razu.

Siedziała na stacji kolejowej.
Peron był zupełnie pusty i czysty. Można by było sądzić, że nie jest jeszcze użytkowany. Żadne grafitti, czy śmieci nie szpeciły go swoją obecnością. Kafelki na ścianach i posadzce były elegancko wypolerowane, bez żadnych wad. Rudowłosa siedział na ławeczce i przyglądała się przestrzeni przed sobą. Tor zaczynał się po lewej i znikał w ciemności tunelu po prawej… A może na odwrót - zaczynał z prawej i kończył w ciemności po lewej? Nie mogła się zdecydować, a żaden pociąg nie nadjeżdżał, żeby dać jej na to nurtujące pytanie odpowiedź.
Czas mijał i sama Harper nie była pewna ile siedziała już na tej ławce. Jej uwagę zwróciło w końcu jakieś rytmiczne, powolne uderzanie, które echem roznosiło się po peronie. Odwróciła głowę w stronę, z której nadeszło. Po schodach na peron spadała powoli, mała i niezwykle kolorowa, dziecięca piłka. Alice podniosła się i ruszyła do niej. Doskonale znała tę piłkę, bo należała do niej samej. Miała taką gdy była mała.
Jak na zawołanie, zaraz za piłką po schodach zeszła mała Alice. Harper popatrzyła na małą Alice, a mała Alice popatrzyła na dorosłą Harper. Wyciągnęła do niej ufnie dłonie po piłeczkę, a śpiewaczka oddała ją dziewczynce. Ta przytknęła ją do siebie i popatrzyła na dorosłą Alice.
- Czemu jesteś tutaj sama? - odezwała się mała.
- Ponieważ czekam. - odpowiedziała dorosła. Mała rozejrzała się i wróciła do niej wzrokiem.
- Na co? - dodała mała Alice.
- Nie jestem pewna… - odpowiedziała lekko zmieszanym tonem dorosła. No właśnie, na co w zasadzie czekała?
- Oh… Ale czemu sama? Nie masz przyjaciół? Rodziców? Rodzeństwa? - zapytała mała, najwyraźniej nie rozumiejąc z kim rozmawia. Alice poczuła się dotknięta jej niewinnymi słowami. Przykucnęła przed małą Alice, by mieć oczy na przeciwko jej bystrych i niewinnych. Oparła dłoń na piłce w rączkach dziewczynki.
- Widzisz… Pan los bywa przewrotny i czasem odbiera nam wszystko - wyjaśniła najdelikatniej jak mogła kobieta. Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi
- Oh, znam pana losa! Mi też robi psikusy! Ale czemu zabrał ci wszystkich, zrobiłaś mu coś? - zapytała dziecięcym tonem mała Alice i zacisnęła mocniej dłonie na piłce. Alice przeniosła spojrzenie na kolorową piłkę i na trzy dłonie oparte na niej. Opuściła ramiona
- Nie… Jest złośliwy. - odpowiedziała pochmurnie. Pomyślała o tym wszystkim czego się dowiedziała, co zostało jej odebrane, a co otrzymała.
- To też bądź! Nie pozwól mu zabierać mu swoich rzeczy! Ja bym mu nie oddała! - oznajmiła mała Alice i tupnęła nogą, jakby pokazywała jak postawiłaby się złośliwemu Panu Losowi. A po chwili jakby ktoś ją zawołał, mała odwróciła głowę do tyłu i popatrzyła w górę schodów.
- Muszę iść. Inaczej znajdzie mnie Antyczny Królik z Jednym Okiem. - oznajmiła mała Alice i przyłożyła palec do czoła, w miejsce czakry trzeciego oka, postukała kilka razy, po czym przytknęła go do czoła Alice i stuknęła dwa razy. Przy drugim stuknięciu, Alice usłyszała gwizd nadjeżdżającego pociągu. Obróciła głowę, podnosząc się, ale w tym momencie otuliła ją ciemność i gwizd pociągu, jak i turkot jego kół ucichły.


Alice ocknęła się lekko rozkojarzona. Chwilę nie mogła przypomnieć sobie gdzie się znajduje. A zaraz powróciły do niej wszystkie wspomnienia i myśli. Sen nie zniknął, pamiętała co jej się śniło… Pomyślała o Ismo, o Fluksie, a potem do jej myśli zawitał Sharif. Poświęciła też chwilę dla Natalie, Max i całej reszty ważnych dla niej osób. Zmarszczyła lekko brwi
- Nie daj się, co… - mruknęła sama do siebie, po czym podniosła się z łóżka, by przebrać, pozbierać i w pierwszej kolejności zorientować co u Ismo. Czy już wstał? Która w ogóle była godzina? Harper nie była tego do końca pewna i raczej była nieco zmieszana swoim własnym snem. Nie był zły, raczej mocno dawał jej do zrozumienia, że powinna coś zrobić. Może rzeczywiście powinna się nieco postawić i zawalczyć o swoje? Tylko nie była jeszcze pewna jak. Dlatego najpierw chciała znaleźć Ismo i sprawdzić jak się czuje. Czuła się za niego odpowiedzialna.

“Czasami aby zyskać, trzeba stracić. Zrobić krok do tyłu, aby pójść do przodu. Porozmawiać z młodszą wersją siebie, aby zyskać mądrość na czasy, które mają dopiero nadejść”. Alice usłyszała takie słowa z tyłu głowy. A może jej się przypomniały? Czy to możliwe, że miała jeszcze jeden sen, z którego pochodziły? Były obce, czy jej własne? Jak by nie patrzyć, w tej akurat chwili nie miało to znaczenia. Alice bardzo mocno głowiła się nad tym skąd te słowa do niej przyszły, w końcu nie zdarzało jej się, by miała taką myśl kompletnie znikąd.

Wyszła na korytarz. Prędko wpadła na dość pulchną kobietę o kasztanowych włosach oraz mnóstwem piegów na policzkach. Była ubrana bardzo schludnie.
- Dzień dobry, nazywam się Adea Heikki, chyba jeszcze nie miałyśmy przyjemności z sobą rozmawiać. Opiekuję się tą nieprzytomną panią. Jeszcze nie przebudziła się. Moje kondolencje… bo jeżeli dobrze kojarze, to jest to pani znajoma. Czy potrzebuje pani czegoś? - zapytała uprzejmie.
Alice zwróciła uwagę na pulchną kobietę i uśmiechnęła się uprzejmie.
- Dzień dobry. Miło mi, Aliisa Mustonen. Czy mogłabym poprosić o informację, kiedy się obudzi? Chciałabym też zlokalizować pokój Ismo, chłopca który nam towarzyszył wczoraj. - wyjaśniła swoje cele śpiewaczka i splotła dłonie przed sobą. Trochę była głodna i zrobiła ten gest, by nie zaburczało jej w brzuchu za głośno, póki nie dowie się tego, czego chce.
- Dobrze się składa, właśnie podali śniadanie - pielęgniarka ucieszyła się. - Jestem znajomą pani Holkeri, co tydzień odwiedzam ją i pomagam w związku z jej problemami zdrowotnymi. Dlatego wiem, jakie zwyczaje mają państwo w tym domu. Zazwyczaj pierwszy posiłek jest podawany o siódmej. Żyjemy w wyjątkowych czasach, pani Mustonen - Adea westchnęła. - Oby przejawiały się one jedynie w później wydawanych śniadaniach - tym razem zaśmiała się. - Widziałam, że chłopiec i pies zbiegli na dół, zapewne wciąż tam są. Proszę się nie obawiać, dobrze się czują. Szczerze mówiąc, to gdybym była w ich wieku i widziała taki pożar… zapewne bardziej bym przeżywała. Ale być może na miejscu wydarzenia nie były tak dramatyczne, jak to sugerują w wiadomościach.
Alice kiwnęła głową i uśmiechnęła się lekko do kobiety, słysząc o posiłku. Mniej więcej zapamiętała z wieczora gdzie znajdowała się jadalnia, więc trafi tam bez pomocy. Słysząc jednak o ewentualnej ‘niedramatyczności’ wydarzeń na miejscu, mina Alice nieco zrzedła
- Proszę mi uwierzyć, ten pożar był najmniej przyjemną rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam. Nikomu tego nie życzę. Cieszy mnie, że było dużo rzeczy, które zajęły uwagę Ismo. - westchnęła
- Dziękuję za informację pani Heikki. Udam się teraz na posiłek… - Harper kiwnęła kobiecie głową i ruszyła tam, gdzie ponoć miał być Ismo i Fluks, a jak się spodziewała, może już i pozostali?

Zeszła po krętych schodach na dół. Dom sprawiał wrażenie bardzo luksusowego… niegdyś. Jak gdyby został wybudowany za czasów mlekiem i miodem płynących, a potem stopniowo zaczęło brakować albo środków, albo chęci do renowacji. Mimo to wokoło zdawało się bardzo czysto, choć tapety miejscami odłaziły, a niektóre perskie dywany wyglądały na wypłowiałe.

W dużej jadalni śniadanie dobiegało już końca, jednakże na półmiskach wciąż czekało jedzenie. Wiele osób siedziało i rozmawiało, popijając herbatę, a jedna ze służących właśnie zbierała brudne talerze.
- Pani Mustonen! - pomachała pani Holkeri, żona premiera. Staruszka trzymała na udach swoją suczkę Stefanię i rozmawiała z właścicielką ośrodka, która również przywitała się z rudowłosą. Jednak zanim Alice zdążyła zajść do nich, drogę zaszedł jej bardzo przystojny mężczyzna. Jego dłuższe włosy w odcieniu ciemnego blondu rozrzucone były w efektownym nieładzie. Na prawym bicepsie dostrzegła znamię w kształcie litery T.
- Czy wie pani, co z Nathalie? - zapytał gorączkowo. - Mieszkałyście razem - spojrzał głęboko w jej oczy. Mocno chwycił ją za ramię, ale nagle puścił. - Przepraszam - szepnął. - Bardzo się o nią boję - dodał.

Alice rozglądała się po domostwie w nowym świetle. Wczoraj bowiem niezbyt miała szczególnie czas by się rozejrzeć, więc robiła to teraz. Gdy jednak znalazła się w jadalni, skupiła się na zebranych tu osobach.
Widząc panią Holkieri, właścicielkę Stefanii, Alice ponownie uśmiechnęła się ciepło i miło. Skierowała się w jej i właścicielki ośrodka stronę, ale aż musiała się szybko zatrzymać. Podniosła wzrok na mężczyznę i próbowała przypomnieć sobie gdzie go widziała, jeśli w ogóle… To on wynajmował domek niedaleko detektywów. Harper przypomniała sobie, że widziała go razem z Natalie. Wtedy jednak był kompletnie pijany i zniszczony. Teraz wyglądał znacznie lepiej.
- Nie, niestety nie… Zostaliśmy rozdzieleni w bardzo nieoczekiwanych okolicznościach. Nathalie jest jednak dla nas ważna, znajdziemy ją… - odrzekła mu, widząc jego skruchę, nie zareagowała na ściśnięcie ramienia. Podniosła rękę i poklepała go po jego ramieniu
- Proszę się nie przejmować. Będzie dobrze, jak się pan nazywa? - zapytała zaraz.
- Kalle Vanhanen - odparł cicho.
Jedna z przechodzących kobiet zdołała podsłuchać. Sądząc po ubiorze, była jedną ze sprzątaczek.
- O mój Boże, to Kalle Vanhanen! - pisnęła, po czym zbiegła się w ich kierunku.
- Kalle Vanhanen? Gdzie?!
- Ja nie mogę, to Kalle!
- Kalle, kochałam cię w “Porzuć albo rzuć”!
- Mam twój plakat z filmu “Zakochani bez oporu”.
- Byłeś taki męski jako Nils! Mój ukochany detektyw!

Kalle spojrzał morderczym wzrokiem na Alice. Pokręcił głową, po czym ruszył w kierunku fanek.
Do Alice dotarło, po reakcji sprzątaczek, że chyba najwyraźniej ten przystojny jegomość jest tu jakimś znanym aktorem, a ona właśnie zmusiła go do przedstawienia się na głos.
- Przepraszaaam… - rzuciła jeszcze za nim, teatralnym szeptem. Wiedziała odrobinę jaki problematyczny bywał los osób, które zostały otoczone przez fanów. Panna Harper tymczasem zwróciła swoje kroki z powrotem do pani Holkeri i właścicielki ośrodka…
- Dzień dobry… - powitała je spokojnie.
Reakcja kobiety już tak spokojna nie była. Staruszka wstała i objęła mocno Alice. Była tak ciepła i roztaczała aurę spokoju… Skojarzenie z Ciocią May, przyjaciółką Alice z opery, było nieodzowne.
- Jak dobrze, że nic ci się nie stało, kochanie!
- Aliisa! - krzyknął Ismo, który wybiegł z korytarza. Również przytulił Harper.
Gdzieś w tle rozległo się szczekanie Stefanii i Fluksa. Psy również wbiegły do jadalni, machając ogonami jak szalone.
Alice była lekko zaskoczona taką czułością ze strony kobiety, ale skojarzenie wywołało uprzejmy uśmiech na jej twarzy. Poklepala ostrożnie kobietę po ramieniu
- Też się martwiłam o panią i Stefanię… - powiedziała, wcale nie kłamiąc. Zerknęła zaraz na Ismo, gdy wbiegł i się przytulił
- No hej, właśnie cię szukałam. O i FLuks się też znalazł… - zauważyła pogodnie. Starała się nie myśleć o matce Ismo, choć trochę ją tamto wspomnienie nawiedzało, miała teraz poważniejsze rzeczy na głowie, takie chociażby jak zniknięcie siostry.
- Jadłeś już? - zaraz go zapytała opiekuńczo, na co ten pokiwał głową z uśmiechem. Najwyraźniej najedzony Ismo to szczęśliwy Ismo.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 03-07-2017, 21:36   #138
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif Khalid poprawił się na krześle, zerkając w stronę Alice. Dopóki ta nie zeszła, zachowywał się jak na dobrego gościa przystało, zagadując swoich gospodarzy, dziękując za przygarnięcie i komplementując okolicę oraz domostwo. Starał się brzmieć przy tym jak naturalniej i nie sprawiać wrażenie kogoś, kto jeszcze wczoraj potrafił strzelić do człowieka bez zawahania, a później pozwolić mu zginąć, ponieważ było mu to na rękę. Choć na chwilę znowu wrócił stary Sharif, którego znano w oddziale. Miły, przyjazny i czujny.
Kiwnął głową do Alice i odwrócił się ponownie do starszego Holkeri.
- Naprawdę, gdybym mieszkał w takiej okolicy, brałbym żaglówkę codziennie, panie premierze - zagaił pogodnie. - Już nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałem okazję pływać… - dodał z żalem w głosie, ale uśmiechnął się ciepło.

Oczy premiera zaświeciły się.
- To co stoi nam na przeszkodzie?! - prawie że krzyknął. - Z chęcią wybrałbym się z panem na ryby. Tuż obok mojej posiadłości jest przystań. Nasza łódka już czeka na nas! Z chęcią zaprosiłbym również panią Aliisę - spojrzał na rudowłosą.
Mrugnął do nich porozumiewawczo. Na pewno miał ochotę na żeglowanie, jednak najprawdopodobniej najbardziej zależało mu na rozmowie w prywatnym miejscu o wydarzeniach zeszłego wieczora. Wewnątrz domu ściany miały uszy.
- A umieją państwo pływać? - pani Holkeri zapytała uprzejmie i z pewną rezerwą. - Bezpieczeństwo jest przecież najważniejsze.
- Oczywiście, proszę się nie martwić - odparł Irakijczyk kobiecie. Następnie zwrócił się do premiera - Z miłą chęcią. Nie wiem jednak, co sądzi o tym moja przyjaciółka - powiedział, zerkając na rudowłosą.


Alice ucieszyła wieść, że Ismo jadł. Kiedy jej uwaga padła na Sharifa, kobieta zdawać się Khalidowi mogła na mocno zamyśloną. Zaraz jej uwagę zwrócił premier i jego słowa o pływaniu no i rybach. Jak ona miałaby spokojnie wypłynąć łódką i rozmawiać, kiedy nie wiadomo co działo się z jej siostrą? Zaniepokojona leciutko zbladła.
Zerknęła zaraz na panią Holkeri, kiedy ta zadała pytanie
- W szkole pływałam, ale nie jestem zbyt wytrzymała. O ile nie wieje dziś bardzo nie sądzę by coś się zdarzyło złego… Przynajmniej tak sądzę. - powiedziała uspokajającym tonem, mając nadzieję, że to uspokoi najwyraźniej nie ufającą wyprawom rybnym kobietę. Zerknęła na Sharifa. Tylko jego nie dotknęła wizją w trakcie drogi i miała wiele pytań do niego. Tylko czy będzie jakaś okazja, żeby je zadać? To ją zastanawiało…
- To ja będę czekał na pomoście - odparł premier Holkeri podekscytowany jak małe dziecko. - Niebo jest czyste jak łza! - rzekł, po czym wyszedł z pomieszczenia. Sprawiał wrażenie gwałtownie potrzebującego jakiejś odskoczni.
Pani Holkeri wyglądała na pokonaną.
- Dobra, tylko uważajcie na siebie - rzekła, zagryzając wargę. - Bez skoków do wody, ani niebezpiecznych rzeczy - pokręciła głową, przyjmując pozycję matki.
- Czy ja też mogę? - Ismo poprosił.
- Kategorycznie nie - staruszka pokręciła głową oschle. - To nie jest miejsce dla dzieci.

- Będę miał na niego oko, proszę mi zaufać - szepnął Khalid do kobiety z przyjemnym uśmiechem. - Dziękuję za posiłek - dodał już głośniej, wstając od stołu. Skinął zebranym głową i skierował się powoli do wyjścia.


Alice tymczasem zwróciła się do Ismo
- Zmartwiłabym się bardzo, gdybyś wpadł do wody. No i ktoś musi zostać z Fluksem. A my trochę popływamy i wrócimy, a potem zajmiemy się czymś ciekawym, zgoda? - zaproponowała mu, próbując rozweselić malca, żeby nie był smutny, że nie może z nimi się wybrać. Ona była tymczasem głodna, więc zerknęła na panią Holkeri.
- Czy zostało coś jeszcze dla mnie do przegryzienia? - uśmiechnęła się leciutko.
- Tak, proszę się częstować - odparła staruszka. Wydawała się cieszyć zmianą tematu.
- To niesprawiedliwe - rzekł Ismo, po czym naburmuszony obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. Fluks zamerdał ogonem, polizał Alice w rękę, po czym podążył za chłopcem.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 04-07-2017, 15:49   #139
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
- Dobre pytanie – rzuciła przygryzając delikatnie dolną wargę. – Znasz może jakiś mniej oficjalny wjazd na camping?
- Nie bardzo - odparł Gabriel, marszcząc czoło. - Byłem tutaj z dwa razy w życiu, ale zawsze wystarczyła tylko ta główna droga - westchnął. - Patrzą na nas.
Rzeczywiście, dwójka strażników zdążyła już zauważyć Hondę Civic. Wpatrywali się w nią z marsowymi minami.
- Powinienem wycofać i odjechać? A może chcesz z nimi pogadać? - zapytał. - Jest jeszcze droga w bok. Możemy tam skręcić i poszukać jakiegoś nieoficjalnego dojścia, ale nie mam pojęcia, czy coś znajdziemy.
- Ok, wycofaj – odparła pospiesznie. – Nie puszczą nas, a ja muszę tam dostać się. Spróbujmy inną drogą, może jest jakaś mniej główna.
- Dobra.


Gabriel wycofał samochód, po czym skierował się w lewo. Do tego miejsca pożar nie dotarł i drzewa wciąż pięły się do nieba - zielone i strzeliste. Jednak wystarczyło przejechać kilkanaście metrów, aby dostrzec rozwiewany przez wiatr popiół. Czarny proch osadzał się na trawie, liściach, krzewach. Wszystko zdawało się zakurzone, brudne i spragnione deszczu.

Kierowca nachylił się do przodu.
- Jak tam się dostać? - zastanowił się, spoglądając na ogrodzoną przestrzeń campingu. Wnet dojechali do miejsca, z którego ukazały się wody jeziora. Z tej odległości Bodom wyglądało jak rzeczka płynąca nieśmiało pod linią horyzontu. Cały teren wokół wytrawiła pożoga. Większość drzew wyglądała jak czarne wykałaczki wetknięte w ziemię, wiele ułamało się i zwaliło.
- Jadę dalej - Gabriel mruknął, spoglądając na samochód jadący z naprzeciwka. Strażacy, leśnicy, ekolodzy. Okoliczne władze mogły wysłać dosłownie każdego na inspekcję terenów wokół Oittaa. - Patrz! - mężczyzna krzyknął, zatrzymując się nagle.

Gruby, stary dąb leżał zwalony w poprzek ogrodzenia. Bez większego problemu można byłoby przejść po nim na teren campingu.
- Ale gdzie zostawimy samochód? - zapytał mężczyzna. Znajdowali się obecnie na drodze dość powszechnie uczęszczanej. Samotny, pozostawiony pojazd w takim miejscu bez wątpienia mógłby wzbudzić czyjąś czujność. A numery na tablicach rejestracyjnych doprowadzały prosto do byłego premiera Helsinek. To było ryzyko, którego Gabriel był świadomy. - Jesteś pewna, że to ważne? - zapytał Lotte. - Myślę, że bezpieczniej byłoby wrócić potem.
Visser przez chwilę zastanowiła się. Niestety szybko doszła do wniosku, że bez pieniędzy i dokumentów nie będzie mogła nic zrobić. Musiałaby zapewne czekać na podesłanie przez IBPI potrzebnych rzeczy, o ile w ogóle nie cofnięto by jej z tej misji. Nie mogła sobie na to pozwolić.
- Poradzę sobie już sama. Nie ma co żebyś miał przeze mnie problemy. Po prostu muszę odzyskać swoje rzeczy teraz. Dziękuję za podwózkę, jakoś wrócę do miasta… – Choć tego nie była taka pewna.
Gabriel przyjrzał jej się uważnie.
- Wysiadaj. Za pół godziny tu przyjadę. Jak cię nie będzie, to wrócę za kolejne pół. Potem jednak będziesz musiała sobie sama poradzić - rzekł, a następnie uśmiechnął się delikatnie. - Powodzenia - dodał.

Uśmiechnęła się tylko w geście podziękowania i szybko wysiadła z samochodu. Spojrzała na wyświetlacz telefonu satelitarnego, aby zapamiętać godzinę. Samochód ruszył i przez chwilę przyglądała się mu jak staje się coraz mniejszy. W końcu przeniosła wzrok na jezioro. Właściwie jeszcze przed chwilą była tam, mokra i przestraszona. Zgodziła się na sugestie chłopca i nawet teraz nie wiedziała czy dobrze zrobiła. Dzieciak żył, ona też…
Otrząsnęła się w końcu z zamyślenia, musiała działać. Potrzebowała się dostać do domku, w którym zatrzymali się poprzedniego dnia. Mogła tylko mieć nadzieję, że nie został on zniszczony lub okradziony. Ponadto mogła łatwo zostać przyuważona przez służby bezpieczeństwa i wygoniona, albo i gorzej. Obawiała się także jeszcze czegoś innego. Jeśli faktycznie to nie był przypadek, że pojawił się przeklęty wilk, to może ktoś chciał sprawdzić czy dokonał swojego dzieła, co mogło oznaczać, że wróg mógł być na terenie campingu lub mieć tam „wtyczkę”. Summa summarum nie mogła zostać dostrzeżona przez nikogo. Zapewne też miała mało czasu. Szybkim krokiem udała się w stronę zwalonego drzewa, które umożliwiło jej przejście nad ogrodzeniem campingu. Musiała obrać za punkt odniesienia jezioro, ale i tak miała obawy, że zgubi się. Zdążyła całkiem szybko i sprawnie przejść po dębie na drugą stronę. Godziny spędzone na siłowni w pełni opłaciły się i po krótkiej chwili stanęła na terenie campingu. Uważając, aby nie zostać złapaną na gorącym uczynku, postanowiła rozglądać się, idąc ostrożnie do przodu. Jako że wczoraj widziała jedynie maleńką część campingu, to nie była pewna, gdzie znajdowała się. Niestety nie miała przy sobie planu Oittaa, choć trudno było oszacować, jak bardzo byłby przydatny.

Schowała się za ocalałą ścianą jednego z domków, kiedy nadeszła grupa strażaków. Na szczęście nikt jej nie spostrzegł. Serce Lotte zabiło szybciej kiedy pięć minut potem ujrzała znajomy punkt orientacyjny. Minęła chwila, zanim skierowała się w odpowiednim kierunku i ujrzała domek detektywów. Wydawał się nietknięty przez pożar! Niestety jego dach nie wytrzymał pod wpływem ciężaru uwalonego drzewa. Mimo to wejście nie było zablokowane. Można było mieć nadzieję, że skoro do tej pory chatka nie runęła, to eksploracja jej nie wiązała się z przesadnym ryzykiem zawalenia stropu. Cieszyła się ze szczęścia, które ją nie opuszczało. Nie chwaliła jednak dnia przed zachodem słońca, ponieważ jeszcze musiała wydostać się stamtąd.
Rozejrzała się dokoła i ostrożnie, weszła do środka. Jej maniera nie rozpakowywania torby na misjach bardzo teraz była pomocna. Schowała tam wszystko co wzięła na zadanie, wystarczyło tylko dostać się do pokoiku i wyciągnąć pakunek z szafy…

Weszła do środka. Wnętrze wydawało się na pierwszy rzut oka w stu procentach zachowane i niezmienione. Jednak po kilku sekundach zauważyła tu proch, tam popiół, gdzie indziej pył, który wdarł się przez niedomknięte okiennice. Szczeliny na drewnie i dziwną sadzę na szybach. Kiedy przekroczyła próg swojego pokoju, spostrzegła główny, dość konkretny problem. Oraz fakt, że szczęście ją opuściło. Drzewo, które ujrzała na zewnątrz, spadło akurat na jej pokój. A dokładnie na szafę. Przewróciło ją i nawet zdołało po części zniszczyć, choć mebel był na tyle solidny, że nie roztrzaskał się w drobny mak. Wewnątrz był pakunek!
Lotte zawsze była rzeczowa i nie traciła głowy. Zaczęła wygrzebywać torbę spod szczątków. Niestety zajęło to chwilę. Musiała również dbać o swoje bezpieczeństwo - drzewo było masywne, a majstrowanie przy nim mogło skończyć się zwaleniem ciężaru na ręce. Jednak wreszcie udało jej się dotrzeć do torby. Minęło wtedy pół godziny odkąd opuściła samochód Gabriela. Czyli został jej jeszcze tylko drugi kurs. Znalazła dokumenty! Wprowadzenie do misji, fałszywe dowody, i upragnioną kartę kredytową! Już miała wychodzić, kiedy nagle… usłyszała bardzo podejrzany dźwięk. Przytłumione głosy dwóch mężczyzn.

- To tutaj?
- Tak, najprawdopodobniej wzięli domek na uboczu. To najbardziej intymny obszar obozu.
- Hmm… ogień nie dotarł tak daleko. Nie spalił chatki. Mamy szczęście.
- Tak, musimy znaleźć jakieś ślady po nich.
- Mówisz, że ile ich było?
- Na pewno te dwie kurwy z Wyspy Wniebowstąpienia. Oprócz tego miały przy sobie Złoto, Srebro i Asa.
- Była ich piątka?
- Tak, piątka.
- Ech. Mam nadzieję, że znajdziemy jakieś ciała.
- Dokładnie. Lepsi martwi, niż żywi.

Lotte mogła uciec przez okno, albo pozostać na miejscu i dalej podsłuchiwać. Ewentualnie wyjąć broń z torby, którą właśnie odzyskała i pokazać skurwysynom, gdzie raki zimują. Ostatnia opcja wydawała się bardzo pociągająca, ale po krótkiej analizie została odrzucona. Dwóch wrogów, prawdopodobnie ze zdolnościami paranormalnymi. Na dodatek szukają ich ciał i zapewne jeśli znaleźliby jakieś jeszcze dyszące, to mieliby dobić, więc muszą być też zabezpieczeni. Gdyby był tylko jeden z przeciwników…
Visser wybrała pierwszą opcję. Wymknięcie się przez okno było najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Jeśli udałoby się jej zrobić to bardzo cicho, na tyle żeby wrogowie nie spostrzegli się, to może uchwyciłaby jeszcze jakieś strzępki ich rozmowy, skrywając się pod oknem. Na wszelki wypadek zamierzała wyjąć pistolet i mieć go w pogotowiu. Otworzyła okno i cichutko wyszła na zewnątrz. W międzyczasie usłyszała, że głosy w pomieszczeniu obok ucichły, a na ich miejsce pojawił się brzęk szafek i szuflad. Napastnicy szukali ukrytych wskazówek, zwłok i wszystkiego, co mogłoby mieć jakiekolwiek znaczenie.
- I o? - z daleka dobiegł zniekształcony głos.
- Ayle e may uaj oś. O musiao naże o ureo sich.
Czy było sens nasłuchiwać dalej w tej pozycji? Może lepszą opcją byłby cichy sprint w kierunku miejsca, gdzie za niedługo miał pojawić się Gabriel? Przykucnięta pod oknem, przesunęła się w stronę skraju ściany, aby zobaczyć czy ma czyste pole, aby ruszyć w drogę powrotną. Dalej obowiązywała ją zasada, aby nie zostać przyuważoną. Często wybierała bezpieczeństwo ponad wszystko, ponieważ martwy detektyw już nie rozwiąże żadnej sprawy. I była to strategia, która pozwalała dożyć następnego dnia. Ruszyła sprintem, ciesząc się, że trawa pod jej stopami zagłusza odgłosy. Wydawało się, że nikt jej nie spostrzegł. Wreszcie znalazła się sto metrów od domku. Mogła zatrzymać się, aby obserwować swoją byłą siedzibę. Jeżeli dwójka nieznajomych wyszłaby, to mogła zobaczyć ich twarze. Niestety zajęłoby to trochę cennego czasu przed przyjazdem Gabriela i jednocześnie narażało ją to, chociażby w minimalnym stopniu. Nie chciała jednak tracić na to czasu i udała się w dalszą drogę. Zdecydowała oddalić się, a nie zbierać informacje lub eliminować wrogów i pozostała temu wierna. Nikt jej już potem nie niepokoił. Po dłuższym kwadransie zdołała ponownie znaleźć miejsce, przez które dostała się na camping. Kiedy spojrzała na zegarek, zrozumiała, że zostało jej niewiele czasu. Tak właściwie zdąży na styk.

Oby się nie spóźniła.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 06-07-2017, 18:12   #140
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Alice i Sharif


Brändö Seglare - właśnie tak nazywała się przystań żeglarska nieopodal domu premiera Finlandii. Okazało się, że nie jest to miejsce ani opuszczone, ani nieznane mieszkańcom stolicy. Po drugiej stronie skromnego mostku zebrało się wiele ludzi obserwujących żaglówki. Wiatr dął mocno w płachty materiału. Widok tych wszystkich statków w zatoce zdawał się prawdziwie przepiękny.


- To częsta panorama o tej porze roku - wyjaśnił premier Holkeri, śledząc wzrokiem horyzont. - Zbliża się Dzień św. Jana, lub inaczej święto przesilenia. Turyści napływają do Helsinek, po czym korzystają z tak wielu atrakcji, jak to tylko możliwe. Na co dzień nie ma tutaj takiego ruchu. Jest znacznie spokojniej, ku uciesze mojej żony. Jednak ja lubię trochę gwaru i żeglarskiego chaosu. Przypomina mi to młodość - uśmiechnął się do detektywów. - Brändö Seglare wygląda na stare i rzeczywiście takie jest. Mój ojciec prowadził mnie do tej przystani i wypływaliśmy nim skończyłem trzy latka. Między innymi z powodu lokalizacji postanowiłem kupić akurat tę posiadłość - dodał. - Żona jest rzecz jasna niepocieszona moją pasją. Odkąd straciła w młodości przyjaciółkę nad Oittaa... wydaje się nieco zbyt nadopiekuńcza.

Następnie poprowadził ich na pomost. Po drodze skinął ręką kilku osobom, którzy pracowali w Brändö Seglare. Bez wątpienia był tu znaną osobą i częstym gościem. Wnet doszli do zadbanej, lecz skromnej żaglówki z namalowaną białymi literami nazwą Maria. Nikt by nie pomyślał, że należała do jednej z niegdyś najważniejszych osób w państwie.
- To moja druga żona. Znacznie milsza w obyciu, jeśli wybaczą mi państwo ten kiepski żart - staruszek lekko kopnął burtę. - Wchodźcie, zaraz do was dołączę.

Alice i Sharif sprawnie wskoczyli na Marię. Staruszek w tym czasie skierował się do jakiegoś znajomego, którego wypatrzył w tłumie na pomoście. Przez chwilę rozmawiali i śmiali się. Potem jednak nastrój jakby przygasł. Irakijczyk w tym czasie zwijał linę, która zakotwiczała żaglówkę.

Premier Holkeri wnet wrócił do detektywów. Wydawał się lekko zaniepokojony.
- Musicie wypłynąć sami - rzekł ze smutkiem. - Jestem udziałowcem Brändö Seglare. Sekretarka zepsuła coś w papierach… Chyba okradała nas od lat. Nasza Matilda, kto by pomyślał - pokręcił głową. - Wydaje ci się, że kogoś znasz, a tu nagle - westchnął, spuszczając wzrok.

W oddali ujrzeli starszą kobietę z wysoką na pół metra, rudą trwałą. Na szpakowatym nosie błyszczały okulary, a minę miała wykrzywioną w grymasie. Szamotała się z mężczyzną, wyraźnie starając się uciec z jakimś grubym zeszytem.
- Matildo! - premier ruszył w jej kierunku, zostawiając detektywów samych.

Sharif i Alice wypłynęli.
Mieli wiele tematów do omówienia.



Lotte Visser


Lotte przeskoczyła na drugą stronę ogrodzenia. Nikogo nie było. Czy to możliwe, że spóźniła się? Obejrzała się za siebie, jakby podświadomie spodziewając się, że ujrzy dwóch napastników. Ci jednak nie pojawili się, zapewne dalej prowadząc inspekcję poprzedniej siedziby detektywów. Niestety Gabriela również nie dostrzegła. Czy to możliwe, że spóźniła się? Spojrzała na zegarek. Wciąż jeszcze zostało kilka minut.

Przechadzała się w tę i z powrotem. Rozsądnie kryła się za zwalonym drzewem, gdy na drodze pojawiał się obcy samochód. Raz wóz strażacki, raz policja. Oprócz tego czerwone, sportowe audi. Znów sprawdziła godzinę. Kierowca byłego premiera powinien pojawić się kwadrans temu. Czy coś go zatrzymało? A może po prostu zapomniał i od początku nie należało na nim polegać?

Wreszcie ujrzała znajomy pojazd! Czupryna Gabriela błyszczała jasno w letnim słońcu. Wtedy jednak Lotte spostrzegła, że nie jechał sam. Nieznana blondynka siedziała u jego boku. Młoda, całkiem atrakcyjna kobieta z równo przyciętą grzywką opadającą na czoło. Jej mina wskazywała na to, że czuje się niezwykle niekomfortowo.

- Wsiadaj! - krzyknęła nieznajoma, kiedy kierowca zatrzymał się z piskiem opon kilka metrów od Lotte.
- Mary? - dopiero po chwili Visser rozpoznała badaczkę. Postąpiła zgodnie z poleceniem, opadając na tylne siedzenie z torbą i dokumentami.


- Okazało się, że córka Holkerich kocha przebieranki - Colberg dotknęła peruki. Wydawała się prawie nie do poznania bez nastroszonych, ciemnych włosów i kolczyków. - Nie, żebym narzekała. Uznałam, że potrzebuję zmiany - spojrzała na kierowcę, który tylko rzucił jej niepewne spojrzenie w odpowiedzi. Mary dalej świdrowała go wzrokiem, jakby prowokując do zakwestionowania kobiecej potrzeby makeoveru.
- Udało się? - zapytał Gabriel, oglądając się za siebie. Wydawał się prawdziwie skonfundowany. Wcisnął pedał gazu, by jak najszybciej opuścić teren wokół campingu. Jednak nie domagał się odpowiedzi po tym, gdy ujrzał zdobycze Lotte. Zamiast tego skoncentrował się na drodze. Wyglądało na to, że nie zamierzał już zadawać więcej pytań.

- Musimy zatrzymać się na stacji paliw - wreszcie przemówił po kwadransie. - Zaraz skończy się benzyna.

- Dobra, to my pójdziemy się odświeżyć - Mary rzuciła do Lotte blaszanym tonem. Wydawała się nieudolnie odgrywać jakąś scenę z programu telewizyjnego dla kobiet. Nie miała za grosz talentu aktorskiego. I rzeczywiście Gabriel wydawał się nieprzekonany.

Lotte i Mary ruszyły na stację. Kupiły po kubku kawy kosztującym cztery euro. Colberg ukradkiem rzuciła wzrokiem na kamery, jednak nie wyglądała na przestraszoną. Widocznie wciąż wierzyła, że jej wirus zadziałał i Valkoinen nie podglądało ich. O ile rzeczywiście posiadali dostęp nawet do kamer prywatnych przedsiębiorców, takich jak Shell.

Usiadły na ławeczce w korytarzu. Było to dość odosobnione miejsce, jako że większość ludzi znajdowało się albo w kolejce do kasy, albo w lokalnym bistro, lub też w ubikacjach.
- Mam plan - Mary rzekła do Lotte po holendersku.

 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 06-07-2017 o 18:20.
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172