Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2017, 02:34   #44
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Corax i Nami

Jack Brooks - pechowy awanturnik




Popołudnie - wyprawa do lasu



Brooks poszedł za i z Anniką do lasu całkiem zaciekawiony tym co mówiła, że ma mu do pokazania. Sam co prawda nie był zbyt ciekawy. Przynajmniej nie samego lasu. jedna fajna rzecz to to, że dawał osłonę i cień przed spiekotą. Ale poza tym wszystko zasłaniały te cholerne drzewa. Ale Annike chyba to jarało więc znosił to dzielnie i mężnie. No i był ciekaw co ma mu do pokazania. A czego nie mogła pokazać mu wcześniej przy dzikiej plaży gdzie zrobili sobie postój.


- O. Zobacz. Mają tu nadrzewne szczury. - wskazał blondynce na jakiegoś siersiucha zaczepionego do pnia drzewa który wślepiał się w nich zupełnie tak samo jak Brooks w niego. Ani się nie bał ani nic. No nie uciekał przynajmniej. Brooks zastanawiał się czy go czymś nie rzucić. Był ciekaw jak bardzo ten nadrzewny szczur jest odważny i czym się różni od śmierdzieli które znał z miasta.


- Szczury? - Annika rozejrzała się nieco zdziwiona faktem, że w tym miejscu mogłyby się znaleźć szczury - Aaaa to! To przecież wiewiórka. Nie bój się. One nie atakują ludzi. - pocieszyła Jacka z sercem na dłoni. - To już całkiem niedaleko.


Poprowadziła chłopaka w okolice swojego znaleziska i z dziwną miną wskazała poszycie, na który królowała ludzka kupa. Co prawda w tej postaci już zaschnięta i mało odcinająca się od ziemi dla niewprawnego oka.

- To to… - spojrzała na Jacka - … co myślisz?


- Nie no coś ty nie boję się szczurów. Czy tam wiewiórek. - machnął patykiem którego zdążył podnieść Jack. Nawet trochę był obruszony pomysłem, że mógłby się bać takiego żałosnego czegoś. Na dowód jak jest dzielny i odważny rzucił patykiem w tego nadrzewnego szczura. Miał tego pożałować natychmiast potem, gdy Annika uraczyła go wykładem - ochrzanem na temat wandalizmu w lesie.


Znalezisko jakie pokazała mu Annika wywołało wyraz niepewności na pociętej i poklejonej plastrem twarzy. Nie był do końca pewny o co tu chodzi. Spojrzał na gówno. Potem na blondynkę. Potem rozejrzał się dookoła. Potem znów spojrzał na kupę. A potem znów na blondynkę. - Ale ty to tak na serio? - zapytał z niedowierzaniem. Zgapił znowu coś? Cholera chyba znowu czegoś nie skumał. Pewnie jakiś bystrzak by zajarzył o co Annice chodzi no ale on nie miał pojęcia czego po nim oczekuje. Coś miał zauważyć? Dostrzec?


- Noooo skąd to tu? To nie jest typowy szlak turystyczny, środek nigdziebądź z dala od utartych ścieżek. Do Beaver Creek daleko, z drugiej stron - wskazała ręką - nie ma nic na mapie. No w sensie obozów czy domków. Nie wydaje Ci się dziwne?


Brooks popatrzył na Annikę. Tak chwilę i jeszcze chwilę. Potem spojrzał niżej. Nawet nie na te jej zgrabne pęcinki tylko na to gówno jeszcze poniżej. Serio? Serio o to jej chodziło? Znalazła tego syfa i się chciała bawić w jakieś NSI: Forest czy co? Przeniósł spojrzenie wysoko w górę. Gdzieś na korony drzew. Przymknął oczy ale ukrył to drapiąc się kciukiem po skroni. Oblizał językiem wargi by jakoś złapać moment by nie utracić równowagi ducha. Zastanawiał się nawet czy zacząć liczyć jak pan Parker zalecał. No ale… Ale w sumie Annika okazała się całkiem sympatyczna dzisiaj. No i miał nadzieję na nią. Nie chciał też jej do siebie zrażać. I choć dziwnie mówiła i się zachowywała to jednak i tak jakoś udało jej się wzbudzić w nim jakąś nić sympatii. Fajnie się z nią jarało i gadało. No! I jak się ją całowało!


Ostatecznie plusy dziewczyny przeważyły nad tym gdzie i po co go wyprowadziła. A chyba jej zależało. Westchnął więc i ponownie spojrzał na nią. - No nie wiem. - wzruszył ramionami spoglądając na podłużną, zeschniętę grudę. - Może ktoś był po coś w lesie, przyszpiliło go tu i nie zdążył dobiec do obozu. Stare to pewnie z poprzedniego sezonu. Ale nie wiem, nie znam się na tym, tak tylko mówię. Wiesz, jakbyś to było coś rozwalonego to mógłbym powiedzieć co się zesrało no ale na tym to nie. - wskazał brodą na grudę i powiedział co myśli. W sumie to nic go to nie obchodziło i jak taki miał być finał tej wycieczki to wolał już wracać.



Annika skinęła krótko głową, nieprzekonana. Trochę się dziwnie poczuła widząc sceptyczną reakcję Jacka. Zacisnęła lekko usta i przestąpiła z nogi na nogę.

- No ok. Wracajmy zatem - nie czekając na nic ruszyła w drogę powrotną.


Jack skinął głową widząc minę i postawę blondynki. Las sam z siebie interesował go o wiele mniej w przeciwieństwie do blond przewodniczki. Więc bez oporu zgodził się na powrót. W sumie jednak zrobiło mu się trochę żal Anniki. Miał wrażenie, że napaliła się na tą srakę. Sam nie miał pojęcia co ona w niej widzi. Ale chyba jej zależało. - Hej. - mruknął gdy już przeszli kawałek. - A ty myślisz, że co z tą sraką? Coś z nią nie tak? - zapytał zerkając na idące przed nim plecy Anniki.



Wieczór - ognisko



Ogień uspokajał Brooksa. Po powrocie z lasu stracił blondynę z oczu. Wcięło mu ją kompletnie. Pewnie gdy poszedł do tego sanitariatu zmienić sobie plaster. Nie był pewny czy już trzeba czy jeszcze nie ale liczył się z tym, że rano może nie mieć głowy by o tym pamiętać. A gdy wrócił to już taka wieczorna pora właściwie zaczynała się robić i jakoś sceneria zaczęła ciążyć ku ognisku. Ognicho zaś okazało się w pytę. Siedział sobie na pieńku, piekł kiełbę nad ogniem, polewał piwem, szamał i popijał jedno i drugie i było zarypiaście! Nikt się na niego nie darł ani nic. Muzę wolał inną ale w sumie mogło być. Obserwował ludzi przychodzących i odchodzących od ogniska. Było fajnie. Gdyby nie te komary…


I w lesie i przy jeziorze to chyba była jakaś wylęgarnia albo i hodowla. W każdym razie o wiele więcej niż w mieście. Na tyle więcej, że humor Jacka zaczął stopniowo się ważyć przerywany energicznymi klepnięciami. Nie był do końca pewny czy to czym się spryskał w sanitariacie na te komary na pewno ma taką zabójczą skuteczność jak głosiły pewnie napisy. I tak nie chciało mu się ich czytać gdy doczytał wystarczająco dużo ale na pewno coś było o zabójczej skuteczności. Jak w każdej reklamie. Ale teraz chyba działało ale pewności nie miał bo nie miał przy sobie kogoś nie spryskanego do porównania. Widział jak wielki Ken i blond barbie żartują sobie. Albo nie. Może? Nie był pewny. Oni tak na serio z tą wycinką lasu by złapać sieć? Z nimi to nie był pewny. W końcu uznał, że chyba chcieli pójść powydrzyć sie w lesie. Chyba. No ale jakby nagle Ken zaczął latać po nocy juz z siekierą i rozwalać okoliczne drzewa no to byłoby pewnie na co popatrzeć. I jeszcze gdy chwilę zniknęli w mrokach nocy Jack nadal zastanawiał się czy oni tak na serio.


Wtedy wyłowił jakoś z mroków Claire. W kiecce. Ale numer. A chyba wcześniej jej w kiecce nie widział. Zawsze w spodniach. Dumał czy jakoś to skomentować tą zmianę w wyglądzie rudej. Odezwać się? Nie odezwać? Jak tak to co? Dobrze mu się tu siedziało to jakoś nawet te komary nie zdołały mu całkiem zniszczyć tego rzadkiego momentu gdy nie chciał rozwalać i niszczyć czegokolwiek wokół siebie. W końcu się zdecydował. Co tam, jak jednak jest wredną, rudą małpą to najwyżej ja zleje i tyle.


- Odważnie. - powiedział do Claire wskazując palcem na jej sylwetkę. Trzymał co prawda w tej dłoni też puszkę z piwem ale wskazującemu palcowi to nie przeszkadzało. - Ale spryskaj się może bo cię żywcem zeżrą. - uśmiechnął się do niej i rzucił jej plastikowy pojemiczek antyinsektowy. Claire za późno zareagowała, rozglądając się ciągle. Gdy Jack coś do niej powiedział, początkowo zastanawiała się o co chodzi. Później już tylko żonglowała puszeczką, by ta w ostateczności wypadła z jej dziurawych łap. Zestresowała się.


- Sorry, trochę gapa ze mnie - westchnęła nieszczęśliwie, schylając się po pojemnik, przez co jej cycki jeszcze chętniej opuszczały krańce dekoltu. Podeszła do Brooksa oddając mu puszkę z lekkim uśmiechem na twarzy.


- Dzięki, użyłam już swojego. Z tej firmy są słabe - stanęła nad nim na chwilę. W sumie to zazwyczaj z nim nie gadała wcześniej. Chyba nie pasowali do siebie tematycznie. Tak jej się wydawało, że inne klimaty.

Nawet ciekawie wyglądały te jej odkryte nóżki i ramiona. Ale jak on czuł na karku czy dłoniach te cholerne komary to te jej nagie autostrady były jak otwarty karmnik z krwistą paszą dla tych krwiożerczych kreatur. On w swojej skórzanej kurtce i tak był dość na nie odporny. - Nie wiedziałem, że chodzisz w kieckach. Ale w tej ci ładnie. - powiedział nawiązując do pierwszego wrażenia jakie na nim ta odmiana wywarła.

Lockhart zrobiło się głupio. Tak, nie chodziła w sukienkach, czuła się więc nieswojo. Chwilę milczała by w końcu zbyć to uśmiechem i machnięciem ręki.

- Atam nic specjalnego. Dzięki. - wciąż stała jak kołek, czasami tylko rozglądając się wokół i obserwując jak ludzie się bawią.


Jack musiał przyznać, że jak tak dała mu okazję puścić żurawia pod tą kieckę to w sumie miała tam takie ciekawe rzeczy jak mu się zawsze wydawało, że ma. A to zawsze uznawał za kobiecy atut i rzecz wartą badania i zwiedzania. - Co tak stoisz? Nie dygaj się. Klapnij sobie. - Jack wskazał głową miejsce obok siebie. - Chcesz kiełbę? Chyba już. - zapytał patrząc na rzeczony przedmiot spod przymrużonych powiek. No chyba była akurat.


Claire uśmiechnęła się bardziej promiennie i usiadła ściśle obok chłopaka. Nie było wiele miejsca, więc stykali się ramionami, ale komu to przeszkadzało? Kiedy pokazał jej ociekającą tłuszczem kiełbasę, ruda zaczęła analizować. W sumie ostatnio z ogniska jadła, jak tata rozpalił, a to był w lepszych czasach. Z drugiej jednak strony czuła, że upierdoli się tym mięchem jak mały warchlak i z jej pięknej kreacji pozostanie jedynie plama. Doszła więc do wniosku, że z niechęcią będzie musiała odmówić.


- W sumie, to nie, ale dziękuję. - uśmiechnęła się patrząc w iskrzący ogień, choć tak naprawdę jej spojrzenie kogoś śledziło. Starała się jednak to ukrywać. Przy Jacku czuła się troszkę mniejsza, nie miała takiej swobody i odwagi. Wszystko dlatego, że chłopak potrafił dużo mówić i nie przejmował się wcale, ani opiniami, ani tym że może na przykład palnie coś głupiego. Co innego Lockhart, która żyła w stresie i tylko przy niektórych osobach potrafiła nabierać pewności.


Jack ucieszył się i z odpowiedzi i z reakcji rudej. W sumie to pasowało mu, że nie chciała kiełby. Był głodny. Jak zwykle. Znaczy nie tak całkiem jak zwykle ale no po prostu ta kiełba z ognicha była w pytę no i mógł je wcinać jedną za drugą i po prawdzie to nawet tej jednej oddać komuś to było mu szkoda. Ale jakby co to się spytał Claire więc miał nadzieję, nie wyszedł na buraka. No ale skoro piekł dla siebie to mógł ją jeszcze trochę podpiec. Wtedy tak fajnie chrupała między zębami jak czipsy ale smakowała o wiele lepiej niż chipsy czy nawet kiełba z grilla. Jednym słowem Claire zrobiła mu dobrze z tą kiełbą. A drugie dobrze zrobiła mu gdy klapnęła obok. Jedno dłuższe spojrzenie a ile radości.


Jak klapnęła to Brooks jakoś w naturalny sposób spojrzał na nią z bliska jak na każdą dosiadającą się obok osobę. Ale tym razem ta osoba była w tej zielonej kiecce. Tej co się kończyla na jej ramionach więc te jaśniły się w ogniskowym półmroku przykuwając wzrok. Na plecach była ciemniejsza plama włosów ciągnących się od głowy, w dół, przez środek pleców. Ale najciekawsze rzeczy były z przodu sylwetki. Teraz to co przez chwilę widział jak bimbało się gdy właścicielka schyliła się po antyinsektowy środek widział w spokojnym bezruchu. Za to dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wychylały się takie dwa jasne jabłuszka z tego ciemnozielonego koszyka dookoła i aż wołały do Brooksa by ich skosztować i w ogóle się pobawić. - No. Fajną masz tą kieckę. - mruknął w końcu młodzian w skórzanej kurtce kiwając głową do dwóch jabłuszek.


Odwrócił się w stronę ognicha. Wdzięki Claire trochę go wybiły z rytmu więc chwilę potrzebował by zebrać myśli. - A w ogóle to byłaś może wczoraj w kiblu? Znaczy w szkole. Pod prysznicami. Wiesz, jak tam ściana się rozwaliła. - zerknął na rudowłosą dziewczynę pytając wzrokiem. Wrócił wzrokiem znowu w stronę ogniska. - Nie wiesz może która rzuciła mnie tym szamponem? - lekko wskazał dłonią w stronę swojej twarzy i łuku brwiowego przykrytego plastrem. - No wiesz, bo tak się zastanawiam. Że można łuk brwiowy rozerwać kastetem czy babską torebką to już wiedziałem. Ale, że szamponem to się dowiedziałem wczoraj jak się z podłogi podnosiłem. Z czego oni robią te babskie szampony? Jakieś antyterrorystyczne czy co? No lakier jakby co spoko, tak w twarz a jak się podjara no to zarypiaście to wygląda. No ale szampon? Rany… - Brooks pokręcił głową i zaczął gadać pierwsze co mu do głowy przyszło. Akurat zmieniał niedawno ten plaster to mu się przypomniało. Wczoraj przez tą ścianę był taki Sajgon, że do tej pory nie wiedział która go trzasnęła tym szamponem. Ale może Clair coś była w temacie.


[i]- Fajne są te ognicha. Kiedyś też sobie z chłopakami zrobiliśmy. Na dachu. Ale ktoś zadzwonił gdzie trzeba i musieliśmy spieprzać. Szkoda. Fajnie było. Nie wiem co komu przeszkadza ognisko na dachu. Przecież i tak nikt tam nie chodzi. Tylko my. - zwierzył się Jack z jednej ze swoich jak zwykle pechowych przygód. Teraz chociaż nikt nie mógł sie przychrzanić, że palą ognisko. - A ty? Często masz takie hece? - zapytał zaciekawiony zerkając na rudowłosą dziewczynę.


- Mój ojciec jest strażakiem… - mruknęła zerkając na chłoapaka z ukosa. Troszkę nie trafił z tematem i choć mina Lockhart była nietęga, to gdzieś wewnątrz chciało jej się śmiać. Że też akurat do niej wyskoczył z takim tematem, to sobie chłopak pogadał.


-... to zdecydowanie nie było rozsądne, Jack - dodała poważnie, przypominając tonem głosu Panią Hoy. Nie zdziwiłaby się, gdyby Brooks został zbity z tropu przez jej zachowanie i poczuł się głupio. Chcąc więc uniknąć takich odczuć, uśmiechnęła się w końcu lekko.


- Ale nie wszystko co robimy jest mądre i przemyślane. Ważne, żeby wyciągać wnioski i uczyć się każdego dnia. Niektórzy niestety są niereformowalni - puściła do niego zalotnie oczko i zaśmiała się krótko. Wiedziała, że z Brooksa to niezłe ziółko.


- Twój stary jest strażakiem? - zapytał Brooks chyba nie oczekując odpowiedzi. Zastanawiał się raczej nad tym co mówiła rozmówczyni i miedzianych włosach. W sumie nie wiedział jak to ugryźć. Ale chyba lepiej niż mieć za starego gliniarza albo trepa. Więc w sumie ruda i tak chyba nie miała najgorzej. - Znaczy co? Ganiał cię z gaśnicą jak byłaś mała czy co? - spojrzał na nią wesoło bo widok małej rudej dziewczynki uciekającej przez strażakiem z gaśnicą wydał mu się bardzo zabawny. Jej strofowanie wzruszył ramionami. Nie chciał się kłócić bo się ruda trochę nagle sztywniarą mu wydała ale swoje wiedział. Jakby znów miał tamte 12 lat to chętnie znów by zrobił te ognisko. Zresztą teraz też mógłby choć teraz był już cwańszy to wiedział gdzie można sobie je rozpalić by się nikt nie przychrzaniał. Ale ta wizja z goniącą gaśnicą nadal dominowała w jego umyśle. I spodobało mu się to puszczone oczko więc gdy to zrobiła i on powiedział swoje to czekał patrząc na nią. Był ciekaw czy odpowie mu w twarz. Jakby tak zrobiła to dzieliły by ich centymetry i to niezbyt liczne.


Claire zawierciła się niespodziewanie, jakby nerwowo. Dojrzała w oddali coś, co ją mocno zainteresowało. Chwyciła gwałtownie Brooksa za przeguby ręki, odwracając się do niego.

- Mimo wszystko to miłe, że do mnie zagadałeś. Chyba nigdy nie rozmawialiśmy, prawda? Będziemy musieli jeszcze to nadrobić. - wstała nagle z zamiarem oddalenia się.

- Umówiłam się z Deanem, ale serio dzięki! Za spray też!

- Spoko, nie ma sprawy. - uśmiechnął się i machnął jej dłonią na pożegnanie.




Noc - po ognisku



Brooks w końcu namierzył blondynę. Jakoś się chyba rozmijali bo nie spotkał jej przy ognisku. Za to wreszcie dostrzegł ją ale jak już wracała chyba na noc do domku. Podbiegł do niej z puszką w ręce. - Hej! Zaczekaj! - krzyknął za nią by ją zastopować. Właściwie nie był pewny po co. Przecież do domku jakby było trzeba też mógł się wbić.

- O, hej! - Annika wstrzymała kroku i odwróciła do Jacka z maślanym uśmiechem, podobnym do tych z nad ziołowego jeziora. - Tu jesteś. - przyłożyła palec do ust - Szzz widziałam kręcących się nauczycieli w okolicy. Co robisz? - podniosła do ust zabraną z rąk Jacka puszkę alku.


- A w sumie to nic. - Jack gdy już zatrzymał blondynę właściwie to było już. Gdzieś na tym etapie kończył mu się opracowany w locie precyzyjny plan zatrzymania blondyny. A tak nagle to ciężko było mu coś zaimprowizować. - No tak cię zobaczyłem to pomyślałem, że wiesz... - wzruszył ramionami. - Bo jakoś nie widziałem cię przy ognisku. Wiesz, pomyślałem, że pogadamy czy coś. Zajaramy. Chcesz zajarać? - Brooks w końcu zaczął brnąć i mówił jak jest bo tak naprawdę nic innego nie przyszło mu do głowy.


- Ok! - Williams zdecydowanym gestem wsunęła swoją dłoń w dłoń Jacka i pociągnęła z powrotem na drewniany pomost. Klapnęła ciężko na deskach i poklepała miejsce obok siebie. - Jak się bawiłeś na ognisku?


- A fajnie było. - pokiwała w ciemności głowa Jacka. Ulżyło mu, że tak gładko poszło bo po prawdzie nie miał pomysłu co by zrobić albo powiedzieć gdyby dalej parła na marsz do łóżka. Sama. A tak…


- Fajna miejscówa w sumie. Spokojna. Pan Parker mówił, że powinienem unikać osób i sytuacji gdzie coś mogłoby mnie wkurzyć. No tu się nikt nie drze ani nic. I kiełba z ognicha jest w pytę. - powiedział Books gdy klapnęli oboje na pomost. Postawił puszkę między nimi a sam zaczął przygotowywać skręty. Co prawda po ciemku było to trochę trudniejsze no ale przecież miał w tym wprawę. Siedziało się tu i tam w klatce czy bramie albo jakimś zaułku a te skręty się same przecież po ciemku nie robiły nie? - I co? Fajne jest te jaranie zioła nie? - wyszczerzył się nagle gdy położył sobie na udach już wszystkie elementy do sklecenia skręta i spojrzał na siedzącą obok blondynkę. Jej twarz widział jako blady owal. A blond włosy jak górę jakiegoś jasnego płaszcza albo coś w ten deseń. Całkiem inaczej niż w dzień.


- Całkiem fajne. - zgodziła się - Dziwnie lekko po tym się robi na duszy. W zasadzie teraz tak cicho… - Annika zapatrzyła się w nieboskłon - Jakbyśmy byli sami. Wszystko dalekie. Myślisz, że tak się czuli pierwsi ludzie?


- Pierwsi ludzie? - Brooks zerknął na siedzącą obok Annikę nasypując ciemne bryłki do jasnego paska bibułki. Potem zaczął jej skręcać i zawijać ale gdy przejechał językiem wzdłuż już rulonika spojrzał w górę. W niebo. I białe punkciki na nim. - Pierwsi ludzie w Ameryce? - nie do końca był pewny czy o tym dziewczyna mówi. Właściwie już pierwszego skręta miał zrobionego. Zerknął na zapatrzoną w nocne niebo blondynkę a potem też ponownie zadarł głowę do góry. - A oni nie siedzieli w jaskiniach? - tego już nie był taki pewny. Ale wydawało mu się logiczne, że jeśli siedzieli w jaskiniach to chyba ciężko im było patrzeć w niebo. - No chociaż mogli siedzieć przy wyjściu to by wtedy chyba widzieli te niebo. - wątek nawet go zaciekawił. Podał blondynce gotowego skręta i sam zaczął przygotowywać rulonik dla siebie. Obrobił bibułę, filtr, zioło, zakręcanie i właściwie skręcił cały komplet myśląc nad pytaniem Anniki. - Myślę, że to było chujowe. - powiedział w końcu. - No pomyśl jak jesteś pierwszy to tak samo jakbyś był ostatni. Znaczy nikogo innego nie ma. To strasznie przygnębiające. - wyjaśnił jej w końcu swój punkt widzenia. Popatrzył z bliska na jej zadarty do góry profil. Pod wpływem impulsu dotknął palcami jej brody. A potem zaczął sunąć nimi w dół, po jej krtani i szyi. I dalej w dół. Nie spieszył się ciesząc się płynącymi z dłoni i oczu doznaniami.


Williams drgnęła zaskoczona i wyrwana z zamyślenia. Odwróciła lekko twarz w stronę Brooksa:

- Masz rację - przechwyciła dłoń chłopaka i przysunęła się tak by wcisnąć się pod trzymane ramię blondyna. Puszkę piwa przesunęła nieco dalej. - To brzmi przygnębiająco. Gdybyś wiedział, że będziesz ostatni, próbowałbyś kogoś ocalić? - Annika sama dziwiła się, że stała się domorosłym filozofem. A może to marysia? Zaciążyła jej głowa. Na szczęście mogła ją złożyć na ramieniu Brooksa, w którego ciepłe ciało się wtulała.


- No pewnie! - Brook ni to prychnął ni to podniósł głos gdy dziewczyna pytała o taką oczywistą oczywistość. Objął chętnie jej smukłe ciało ale teraz musiał na chwilę ją puścić by odpalić oba skręty. Potem podał już żarzący się rulonik Annice a drugi wsadził sobie w zęby. Znów ją objął. - Choćby po to by nie zostać już kompletnie sam. - wyjaśnił jej swoje motywy. Trochę przemodelował ich układ. Położył się plecami na dechach pomostu. Annikę pociągnął na siebie tak, że jej głowa leżała mu na torsie. Sam wsadził sobie jedno ramię pod własną głowę a drugim gładził ciało dziewczyny. Twarz, policzki, linie brwi, ust, podgardle i szyja. Wszystko miała takie gładkie, ciepłe i przyjemne w dotyku. Czuł w tym momencie dwubiegunowy. Z jednej strony palone zioło, noc, wypite dotąd piwo go uspokajało a nawet morzyło. Z drugiej leżąca na nim dziewczyna, jej ciepło, gładka skóra kusiły go i pobudzały. - Zwłaszcza jakby to był ktoś fajny. - dodał po chwili wydmuchując dym i przesuwając dłonią po policzku Anniki kierując się ku jej ustom.


---



Zasnęli. Poznał po tym gdy się przebudził. Właściwie przebudziło go zesztywniałe ciało i nieprzyjemny, wilgotny chłód nocy ciągnący od jeziora. Te dechy to jednak za najwygodniejsze posłanie nie robiły. Uniósł głowę i zobaczył na swojej piersi bladą plamę twarzy śpiącej kobiety. Wydawała się jedynym źródłem przyjemnego ciepła w tą noc. Chwilę się wahał. Odgarnął palcami włosy spadające na jej twarz. Ale widząc jej skuloną sylwetkę zdecydował się jednak ją obudzić. - Hej. Hej Nika. Wstawaj. Wracamy do domu. - spróbował ją dobudzić. Nawet udało mu się ale zbieranie się i marsz po pomoście wychodził im dość nietęgo. W końcu też nie mając specjalnie ochoty tego przedłużać za to bardzo mając ochotę wylądować w wygodnym, suchym, miękkim i ciepłym łóżku po prostu wziął blondynkę na ręce. Zaczął iść w stronę domków i znów się zawahał. Do którego? Spojrzał na twarz sennej blondynki. Na opinii mu nie zależało. A i nie miał ochoty na zbędne nocne wędrówki po ciemku. Poza tym nie chciało mu się. Ani łazić ani rozstawać z tym przyjemnym, miękkim i wdzięcznym ciepłem na ramionach. Zaniósł więc Annikę do swojej sypialni i łóżka. Tam jeszcze dał radę ściągnąć sobie i jej buty a potem zasnął wreszcie w cywilizowanym miejscu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline