Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2017, 18:03   #36
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację

Ślady pod murami

Osioł, wbrew obawom Aulusa i nadzieją Kwintusa, ciągle żył. Kulił się wciąż przerażony i tulił do ściany wieży.

Niewiele zostało z wozu na którym wściekłość wyładowały jednorogi. Dyszel był złamany w kilku miejscach, podobnie jak jedno z kół. trzy pozostałe jednak były w zdumiewająco dobrym stanie, podobnie jak osie na których się trzymały. Rama podwozia pękła lecz to dało by się naprawić niewielką prowizorką. Sama klatka była niemal nienaruszona. Potężne żelazne pręty były widać dość silne by oprzeć się jednorogom, niestety nie można było tego powiedzieć o drewnie osłaniającym z zewnątrz klatkę, niewiele po nim zostało, ledwie żałosne strzępki trzymające się ma mocnych stalowych gwoździach.

Po samych jednorogach nie zostało wiele śladów. Pomimo dokładnych oględzin, nie udało się nikomu ustalić w którą stronę odeszły bestie, lub raczej wyglądało to tak jakby rozpierzchły się we wszystkie strony na raz.

Coś jednak po sobie zostawiły. W południowym słońcu bieliły się, dokładnie ogryzione z wszelkiego mięsa, kości jednej bestii. W większości były połamane lecz coś zostało nienaruszone.
Pojedynczy długi na ponad pół metra kręty, lecz prosty i niesamowicie ostry róg.

Dach wieży

Wspiąć się na szczyt nie było łatwo, teraz jednak kiedy Szopen był kaleką i nie mógł wykonać tego zadania, Aaron nie miał większego wyboru. Niestety architekt nie przewidział, że ktoś obierze taką opcję, więc jedyna droga wiodła po ścianie. Tyle dobrze, że była ona zbudowana z nieregularnych kamieni, mógł więc złapać się w miarę pewnie.
Kolejne metry pokonywał powoli, smagany wiatrem który na tej wysokości z chłodnego lecz ciągle przyjemnego zmienił się w smagający lodowatymi biczami zawistny wicher. W końcu palce Aarona spoczęły na krawędzi dachu. Naprężył silne, nawykłe do niezwykłego wysiłku mięśnie. W stawach mu zaskrzypiało jak stare łóżko, kiedy na przekór ciągnącej go w dół ziemi i mroźnym biczom podciągnął się na samych rękach w górę.

Potrzebował chwili by złapać oddech. Otulił się szczelniej swą szatą, chroniąc rozgrzane od wysiłku ciało przed przemarznięciem, na kość. Tu, na tej wysokości, pozbawiony ochrony murów wieży czuł wyraźnie zapach zbliżającej się zimy. Teraz jednak mógł się przypatrzeć chmurom dokładniej, lub raczej temu co do tej pory skryte było przed jego wzrokiem.

Oddalone o wiele mil tereny ginęły w mroku pod chmurami. Lecz jeszcze dalej, głębiej w mroku dostrzegł jaśniejsze tereny. Mogła to być po prostu wyrwa w pokrywie chmur przez którą słońce przeświecało, lecz coś podpowiadało Aaronowi, że takiego szczęścia nie mają i najpewniej jest to po prostu śnieg.

Chmury jednak zdawały się posuwać bardzo wolno, pomimo wcześniejszych obaw Aaron oszacował teraz, że zamieć nie dotrze do wieży tego wieczora, być może następnego, lecz raczej nie wcześniej.

Rozejrzał się raz jeszcze wypatrując rogatej zarazy. Tych jednak nie dostrzegł, jedynie zrytą kopytami trawę wokół muru. Z tej wysokości nie sposób było stwierdzić w którą stronę odeszły zmutowane kuce, ślady nie były aż tak wyraźne.

Na wschodzie zaś widział to co i z okien wieży, choć miał teraz znacznie szerszy widok. Stary fort, jego mury tworzyły niemal idealny kwadrat, zaś na każdym rogu wznosiła się niewielka lecz masywna wieża obronna. Piękny przykład imperialnej myśli wojskowej, prosta i niezwykle efektywna budowla. W środku zaś wielki plac, z jednym podłużnym budynkiem, a może dwoma? Aaron ciągle był za nisko by wyraźnie dostrzec co znajduje się przy zachodnim murze fortu.

Zwiad

Szybko zrozumieli dlaczego fortu nie udało im się znaleźć dwa dni temu. Droga którą przybyli zasłonięta była niewielkimi lecz rozłożystymi drzewami. Wieczorem, szczególnie po wielkim wysiłku, zapewne nie sposób było dostrzec z niej fortu. Inna sprawa, że wówczas go nie szukali, nie wtedy gdy dojrzeli światło w wieży.

Z pewną dumą zarówno Aulus jak i Primus stwierdzili, że mimo wielu lat umocnienia ciągle spełniają swoje zadanie. Mocna drewniana, obita brązem brama wciąż mogłaby odeprzeć niewielkie natarcie.

Kiedy jednak podeszli, okazało się, że nie jest zamknięta. Wystarczyło ją mocniej pociągnąć by rozwarła się na tych, iż mężczyźni mogli bez większego problemu dostać się do środka.

Tu jednak czekał ich zawód. Wielki plac na którym zwykle rozbijane są namioty legionistów był całkowicie pusty. Jedyny budynek, nie licząc czterech wież, był niewysoki, podłużny i pozbawiony okien, za to drzwi miał szerokie.

Wiedziony ciekawością Aulus zajrzał przez szparę w zamkniętych, lecz nieco już niszczonych przez pogodę drzwiach, a jego oczom ukazały się cztery rydwany wojenne. Wszystkie były w nienajlepszym stanie, lecz być może dałoby się z nich szybko poskładać jeden sprawny. Oczywiście gdyby mieli narzędzia… i zwierzę które mogłoby taki rydwan pociągnąć.

Dalsza droga na wschód wydawała się bezpieczna, nie trafili na żaden ślad jednoroga, czy ściślej mówiąc, nie natrafili na ślad żadnego zwierzęcia.
Ledwie po kilkunastu minutach szybkiego marszu udało im się dotrzeć do głównego traktu łączącego Keht z Lantis.

Luthias

Kapłan czuł się nieswojo. Wspomnienia więźnia ciągle były żywe w jego pamięci. Ciągle czuł emocje które nie były jego własnymi. Nie było to szczególnie silne, lecz nieco niepokojące zjawisko. Zwłaszcza, że sam nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył, nie słyszał też by ktokolwiek innych miał podobne przeżycia. Wiedział jednak, gdzieś w głębi siebie po prostu wiedział, że jeśli spróbuje ponownie, uda mu się zapanować nad potokiem wizji-wspomnień. Teraz kiedy już wiedział czego się spodziewać było to tylko kwestią siły jego woli i wiary.

Rinmotoki

Chłopak ze wschodu czuł się dziwnie. Kiedy tylko nieco się uspokoiło i opadły emocje Rinmotoki poczuł coś czego nie potrafił dokładnie określić. Uczucie przypominało nieco tęsknotę za rodzinnym domem, lecz ku zdziwieniu szermierza to nie do domu tęsknił lecz do podziemnego kompleksu. A może było to wezwanie? Przymus? Czymkolwiek było to uczucie, było słabe, na tyle słabe, że zajmując się czymkolwiek potrafił je bez wysiłku zagłuszyć. Ale jednak tam było i wiedział o tym, a wiedza ta paliła jego czaszkę. Paliła jak pełne nagany spojrzenie ojca.
 
Googolplex jest offline