Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2017, 21:44   #46
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Nami

Jack Brooks - pechowy awanturnik



Leśna wycieczka



Brooks nie był pocieszony z oglądania kolejnej sraki. Tym razem świeżuśkiej i to na samym centrum obozu, że ciężko było zgapić czy przejść. No to już była przesada. Ale zachowanie Hoy to już w ogóle był przypał. Bez sensu. Ani jak na nauczyciela ani tym bardziej jak na tą sztywniarę. Ale jak się wystrzeliła z tym kablowaniem przez rudą to był szczyt wszystkiego. Brooks spojrzał przez tum uczniów na rudą głowę. Serio?! No kurwa! Kablowania nie trawił. Nigdy. I to sprzedać tak kogoś nauczycielom? No nie, to zdecydowanie nie było po brooksowemu. No ale Hoy pieprzyła jak potłuczona z rana. I była nauczycielem czyli przedstawicielem tej drugiej strony z jaką Brooks “od zawsze” najczęściej miał na pieńku. Więc traktował z niedowierzaniem to co robią i mówią. I nijak mu to nie pasowało. Claire była kablem? Może i była. A może i nie. A może chodziło o coś innego i teraz fizyca robila z igły widły. W końcu więc postanowił sam zweryfikować jej słowa.



- Hej. - zrównał się z rudą i zerknął na nią. - Serio nas podpieprzyłaś? - zapytał patrząc na nią.

Claire spojrzała na Brooksa z zawstydzeniem i zażenowaniem wymalowanym na twarzy. Być może tak wygląda kabel, jak wyruchany w dupę więzień, który pierwszy raz trafił za kratki i stał się pojemnikiem na spermę zwyroli. Ruda nie wiedziała, jak wygląda taka osoba, wiedziała jedynie, że chciałaby nie rzucać się w oczy. Z takim kolorem włosów i hucznym ogłoszeniem przez fizyczkę, że to ona stała się jej ulubienicą, ciężko jednak było zdjąć z siebie spojrzenia.

[i]- Po co pytasz skoro i tak mi nie uwierzysz -[i] odparła zrezygnowanym głosem i zwolniła nieco kroku, aby nie iść zbyt blisko Deana, Marty’ego, Jerrego ani nikogo innego, kto spowalniał grupę i wlókł się z tyłu. Jack i Claire zostali więc parą wyrzutków, gdzieś na szarym końcu. Lockhart patrzyła na plecy Holendra z wyrzutem. Zastanawiała się nad czymś związanym z nim, ale nie miała zamiaru mówić. - Ten naćpany kurwiszon już hucznie ogłosił, moje słowa nic nie zmienią



Brooks spojrzał za wzrokiem rudej na plecy blondasa. Milczał chwilę. Potem znów wrócił do idącej obok rudej. - Chciałbym usłyszeć to od ciebie. Jak było. Jakbym nie chciał to bym z tobą nie gadał nie? - powiedział do niej. Nie miał pojęcia czemu wspomniała kogokolwiek. Do podkablowania chyba nie był potrzebny ktoś dodatkowy. A Hoy bredziła rano jak po ostrym koksie. Coś musiało być na rzeczy z tym kablowaniem ale widocznie nie było takie hop siup.

[i]- A skąd mam wiedzieć? Może chcesz się ze mnie pośmiać z kolegami -[i] burknęła wskazując kiwnięciem głowy grupę chłopaków, którzy oglądali się za siebie patrząc na Claire i się nabijali. Dziewczynę zaczynało to już wnerwiać. Zacisnęła nerwowo ręce na paskach od plecaka, a jej ramiona spięły się. Oddech stał się ciężki, a mina była coraz bardziej nietęga.

[i]- Mam nadzieję, że dobrze się bawisz, nagrywasz jak ze sobą gadamy? Czekasz, aż pierdolnę coś głupiego? -[i] obrzuciła go nieufnym spojrzeniem [i]- Cześć, to ja, Claire Lockhart. Pani Hoy ciągnie mi suty w zamian za info o imbecylach, którzy srają na schodach i rozpierdalają telewizory swoim opasłym kutasem, ćwicząc również wieczorami kamasutrę na dziurach w deskach molo. Jeśli spróbujesz zajarać skręta lub walnąć browca, wiedz, że czaję się za krzakami i walę konia Panu Lambo, w przerwach między nakurwianiem tobie fot… Frajerze. -[i] zakończyła barwnym i teatralnym tonem głosem, że idąca przed nią trójka osób mogła to usłyszeć. Była zła jak osa, choć nie na Jacka. Po prostu… Wątpiła, żeby go obchodziła prawda. Serio.



Brooks szedł kilka kroków w milczeniu. Wysłuchał wybuchu rudej rozejrzał się po tym durnym lesie, po postaciach idących przed nimi. Zerknął nawet na niebo. Ruda zaczynała go jednak wnerwiać. Zastanawiał się. Jest z nią sens gadać? W sumie gadał z niby kablem. W końcu spojrzał ponownie na bladą twarz Claire. - Uważaj sobie co mówisz co? Ja nagrywam? Ja jestem kablem? - uniósł do góry ostrzegawczo brew dając jej znak by się wyhamowała. - Normalnie się pytam. Ale nie chcesz gadać to nie. - wzruszył ramionami w skórzanej kurtce.

- A co, ja jestem?! - wtrąciła się z agresją - Ja ciebie nie oskarżam, wystarczy nagrywać dla kolegów. - założyła ręce krzyżem pod piersiami. I tak by jej nie wierzył, więc wszystko jedno.



- Ale gadasz jakbyś coś do mnie miała. - odparł jej ciemny blondyn. - Tak się pytam. Hoy pieprzyła rano jak popierdzielona. A ty teraz coś masz do blondasa. Wrobił cię? - zapytał kiwając głową w stronę idących przed nimi sylwetek. W sumie to jak zamierzała dalej się fochać to niech spada i radzi sobie z tym sama. Sprawa właściwie nie dotyczyła go bezpośrednio. Wczoraj jak ta ściana się rozwaliła w kiblach też się za nim nikt nie wstawił więc czemu on by miał za kimś?

- Co, mówisz o Deanie? - spytała i parsknęła krótkim śmiechem. Nie było w tym jednak drwiny ani szyderczości, po prostu… Ten temat był ciężkostrawny. Chciała wybuchnąć ponownie, ale zauważyła, jak bardzo znowu zwraca na siebie uwagę. Złość mieszała się z rozpaczą i nie wiedziała, któremu uczuciu ustąpić.

- Ta Łajza, nawet się do mnie nie odezwie. Widząc, jak wszystko biorę na siebie. Każdy w tej chwili, każdy po kolei, spuszcza się na mnie ze śmiechem, kpi ze mnie i się mnie brzydzi, a on idzie jak gdyby nigdy nic i cieszy się życiem, ciekawe czemu, prawda? - retoryczne pytanie było pauzą w mowie, kiedy Claire zgrzytnęła zębami.

- Cieszy się, bo dzięki mnie udało mu się zmieszać insulinę kurwiszona z morfiną i ta teraz zapierdala jak mała katarynka. Co z tego, że wszystko spierdoliło się na mnie, hej! Przecież jestem ruda, to normalne, że ludzie mnie nie lubią, dam sobie radę! - teatralnie odegrała wyluzowanie i radość, aż nawet klasnęła cicho w dłonie. Mówiła tak, żeby tylko Jack to słyszał, nie miała zamiaru opowiadać o tym klasie. Brooks sam nieraz odpierdolił takie akcje, że jemu mogła powiedzieć. Nie zrobiłoby to różnicy, wrogiem na pewno nie był. Zgodziła się pomóc Deanowi, to teraz będzie zbierać tego najbardziej gorzkie części “sukcesu”. *


Brwi Brooksa skoczyły w górę gdy słyszał kolejne rewelacje od rudowłosej dziewczyny. Ale gdy doszła do numery z zastrzykiem dla Hoy roześmiał się radośnie. - Eeejjj dobre! - klepnął przyjacielsko Claire w bark. Ale świetny numer! To dlatego Hoy była jak naspidowana! Świetny numer! Brooks był jak najbardziej za za takimi numerami! W końcu ci nauczyciele i inni tacy, gliniarze na przykład albo strażacy no jakoś zawsze się go czepiali i coś chcieli i darli się i ganiali i musiał albo się tłumaczyć albo uciekać albo chować albo dawać w zęby w ostateczności. Więc każda taka radosna zemsta gdy to im coś działo się w ten deseń budziła jego dziką, złośliwą satysfakcję. No i po Claire to się nie spodziewał takiego numeru. Chociaż… W sumie znał ją głównie z widzenia i nie lepiej, wczoraj przy ognisku chyba pierwszy raz dłużej pogadali. To właściwie nie wiedział czego się po niej spodziewać.



Ale radość podszyta złośliwością pod adresem zasuszonej fizycy w końcu mu przeszła. I przeszedł do poważniejszych tematów o jakich mówiła ruda. - Okey ale to czekaj. Pokombinowałaś z blondasem z tym zastrzykiem tak? - zapytał bo dostrzegł, że czegoś brakuje w relacji Claire. - No w pytę numer. Ale czemu rano poszło na ciebie z tym kablowaniem a nie na was? Ciebie tylko złapała czy jak? - dopytał się bo to nadal było dla niego niejasne. Ale jasne było już, że jak ruda konszachtowała się z blondasem to teraz tak jego zlewka była jakaś nie teges. Chyba, że było w tym coś jeszcze.

Claire przewróciła oczami. W tym momencie już wszystko jej zwisało.

- Pokombinowałam, dobre słowo. Pieprzymy… Przepraszam, “pieprzyliśmy” się regularnie, więc jakoś tak wyszło, że tylko ja mu chciałam pomóc. Jestem ciekawa, jak długo będę tego żałować, póki co tylko ty się cieszysz - uniosła ręce w geście załamania zmieszanego z irytacją.

- Było tak, że najpierw się pukaliśmy koło chaty jędzy, potem ja ją wywabiłam z domu pod pretekstem, że ktoś nad wodą pije i musi szybko iść. - Claire nagle uniosła ręce chcąc zobrazować gestami figurę pani Hoy i mówiąc dalej zaczęła się śmiać. No, to akurat było zabawne wyobrażenie - I teraz weź obczaj, że ona ma futrzasty, różowy jak jebany kucyk pony szlafrok oraz różowe kapciochy i ona w tym stroju wyszła i zostawiła drzwi otwarte. Pognała jak maciora po trufle na tę plażę, tak leciała, że mało laczków nie zgubiła i gdy się skapnęłam, że plaża jest pusta i zaraz mnie zajebie swoją tęczową różdżką, pierdolnęłam, że pewnie uciekli do bawialni. No sorry, ale kto normalny spędza tam imprezę?! Myślałam, że będzie pusta! - Lockhart przestała się śmiać. Pokręciła głową i westchnęła ciężko.

- Chciałam dać Deanowi więcej czasu, myślałam, że rano dostanę opierdol, że ją w chuja cisnęłam, a tutaj się okazało, że w tej bawialni się nieźle odjebało - zakończyła przecierając palcem dolną powiekę prawego oka.



- Ooo. A myślałem, że tylko ja miewam takiego pecha. - Brooks w końcu skumał jak to wczoraj w nocy było z tą Claire, Deanem, Hoy i całą resztą. I poczuł nić sympatii i braterstwa dla towarzyszki niedoli. No zupełnie jakby słyszał o jakiejś swojej hecy. Objął więc Claire ramieniem w pocieszającym geście. - Niezły numer odwaliliście. Ale miałaś pecha jak ja. - popatrzył na nią ze smutnym uśmiechem. Znał tą potrawę doprawioną pechem aż za dobrze więc świetnie ją rozpoznawał. Chce człowiek dobrze a wychodzi chujowo. Puścił rudą i szedł kilka kroków patrząc na trawę pod butami. - Ale w takim razie blondas jest nędznym chujkiem jak się teraz od ciebie odciął. - wzruszył ramionami podnosząc wzrok by wyszukać w grupce przed nimi blond czuprynę. Pewnie też chciał dobrze. Ale zrobił chujowo. W przeciwieństwie do rudej rano czy w nocy mógł coś zrobić. Księga Ulicy na dzielni Brooksa dość jasno mówiła, że jak się robi z kimś razem numer to i się potem razem kibluje albo dostaje baty. Zwłaszcza jak się było chłopakiem z dzielni.

- No kutas z niego niezły - parsknęła Claire śmiechem, z własnego dwuznacznego tekstu. Aż ciężko nie było wyczuć tej sugestii w głosie dziewczyny. Spojrzała na Brooksa i uśmiechnęła się mniej żałośnie. Było jej trochę lepiej.

- Dzięki - szturchnęła go łokciem - Że chciałeś w ogóle się do mnie odezwać - uśmiechnęła się przyjaźnie, wciąż patrząc na Jacka. Przynajmniej on to rozumiał. Dobrze, że i Kimbrly nie miała jej tego za złe. Ale mieć po swojej stronie dwie osoby na cały obóz?

- No i że nie spierdoliłeś po moim teatralnym wstępie - dodała odwracając spojrzenie. Teraz zrobiło jej się głupio, że tak wyjebała z grubej rury na początku. Drobny kamyczek spadł ciężarem z jej serca. Zawsze to lepiej, gdy ktoś ci wierzy i jeszcze nie skreśla.



- Spoko. Wczoraj przy ognisku wydałaś mi się spoko. Inaczej bym teraz z tobą nie gadał. A sytuację kumam bo sam często jechałem na takim wózku. - Brooks uśmiechnął się pogodnie kiwając lekko głową. Myślał nad tym kilka kroków. - Ale wiesz, w sumie może nie moja sprawa. Ale jak tak to zostawisz to widzisz co się dzieje. - wskazał brodą na idącą przed nimi pstrokatą grupkę rówieśników. Szkoda mu się zrobiło rudej. Na tyle by wiedzieć, że reszta chętnie w niej będzie widzieć wygodnego kozła ofiarnego całej hecy. - Może powiesz reszcie, tak jak mnie jak było? - zapytał patrząc na idącą obok dziewczynę. - Bez nauczycieli bo to nie ich sprawa. Może bez nich Dean cię poprze i powie jak było? Jak chcesz to ja go mogę zapytać. Jest cieniasem no ale to się zdarza. Ale może będzie miał chociaż na tyle twarzy, że potwierdzi przy nas twoją wersję. - zaproponował rozwiązanie problemu jakie widział. Jakby to jego jakiś chłystek tak wyrolował to by po prostu szmaciarza dorwał na solo i sobie z nim pogadał na solo. Ale jak nie chodziło o niego ani kogoś z jego bandy to trochę się jeszcze szczypał przed takim rozwiązaniem. Chociaż na takie numery to zawsze go pięści świerzbiły.

- Oszalałeś?! - Claire podskoczyła chwytając się ponownie za paski plecaka, który bujał się wraz z jej nerwowymi ruchami - Nie ma mowy! Jestem głupia, to trudno! Pociągnę to póki… Póki nie będzie ze mną naprawdę źle. - szepnęła konspiracyjnie.

- Nie wiadomo kto z nich się wypapla, podrzucanie środków odurzających to nie jest obsmarowanie siedzenia klejem, Jack. Może i jestem zła na Deana, ale zgodziłam się by mu pomóc, nie powiem teraz że miał przy sobie takie coś i to podrzucił - wycedziła przez zęby - Teraz Hoy lata jak nakręcona, a jeśli coś się stanie? Przez to, że wzięła pół morfiny a pół dawki insuliny, ma jej niedobór. Co jeśli przez za małą ilość leku coś się stanie? To nie jest dobry pomysł. Proszę cię, sam też nikomu nie mów… Błagam. - spojrzała na niego maślanymi oczami. Jej serce zawtórowała mocnymi uderzeniami niepewności i strachu



- Mhm. - pokiwał głową Brooks. No tak. Miała rację. O tym nie pomyślał. No fakt. Jak sie fizycy coś stanie no to może być grubo. To współczuł Claire bo się by wtedy naprawde wkopała. Jakby coś wyszło na serio i wyskoczyło coś z jakimiś badaniami czy glinami no to naprawdę mogło się zrobić nieprzyjemnie. - No tak. - pokiwał głową z zamyślonym wyrazem twarzy. Wnerwiajace rozwiązanie. Ale przynajmniej na razie nie widział innego wyjścia. - Dobra, nie dygaj, nie sprzedam cię. - uspokoił w końcu zestresowanego rudzielca. Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko. Potem znów popatrzył na grupkę przed nimi. Mimo wszystko blondas nadal wydawał mu się nędznym gnojkiem. Jeszcze wahał się co z tym tematem zrobić. - Dobra słuchaj to na razie tak to chyba jednak trzeba zostawić. Ale jakby co i byś chciała pogadać albo ci dali popalić no mów. Mnie tam na opinii nie zależy. A blondasowi i tak bym chętnie wpierdolił za taki numer. - Brooks machnął reką i powiedział jak widzi sprawę. Znał to z autopsji więc widział jak piecze jak się nie ma nikogo przyjaznego na wsparcie czy w ogóle.

- Ok, jeszcze raz dzięki - Claire westchnęła pierwszy raz rozglądając się po lesie. Wciąż czuła się jak to gówno na schodach dziś rano. - Na razie dajmy temu spokój, może jakoś się rozejdzie. Może Dean coś zrobi.

- Masz coś na rozluźnienie, stres? - zmieniła temat spoglądając na chłopaka. *



- Pytasz Jacka Brooksa czy ma coś na stres? - roześmiał się ciemny blondyn i spojrzał wesoło na idącą obok dziewczynę w też skórzanej kurtce. Zaczął grzebać coś przy kieszeniach. - Tak, mam coś. - kiwnął głową i wydobył bibułki i mały woreczek strunowy. W sumie był dobry pomysł by zajarać. - Czekaj, zaraz skręcę. - puścił czujnie żurawia na strategiczną dyslokację nauczycieli i przystanął. Palce szybko i sprawnie zaczęły mu pracować nad obrabianiem bibułki i brązowych grudek. - To co? Widziałaś która mnie wczoraj trzasnęła tym szamponem czy to nawet ty mnie nim trzasnęłaś? - zapytał wesoło o to samo co wczoraj przy ognisku. W sumie więcej o tym blondasie i reszcie chyba nie było co dalej ciągnąć.

- Taką miałam nadzieję, że pogłoski są prawdziwe i coś wyczarujesz - uśmiechnęła się wciąż słabo, bo może i było jej lżej, ale wciąż beznadziejnie. Nigdy nie paliła skręta, nawet z alkoholem ograniczała się zazwyczaj do piwa. Nie próbowała narkotyków pod żadną postacią, a teraz miała zapalić. Czy powinna? Nie wiedziała, ale wiedziała, że miała na to ochotę. Potrzebowała czegoś i nagle wszystkie te zasady, które przestrzegała, poszły się kochać. Z zaciekawieniem obserwowała jak Brooks skręca zioło.

- Wow, jak sprawnie ci idzie. - pochwaliła go z uśmiechem - Mnie to już dawno by wypadło. Jak ten spray z wczoraj - zażartowała Lockhart.



- Szpoko. Jak jest ciemno albo po drodze to wtedy no może być trudno. Ale wiesz, jak się macha te skręty codziennie to idzie się nauczyć. - temat zioła i skrętów był przez Jacka znany i lubiany a przyjazna uwaga rudej wydała mu się właśnie przyjazna. Popatrzył na nią przesuwając językiem po biblule by ją skleić. Zawinął ją i podał skręta dziewczynie. Znowu puścił żurawia na oddalającą się grupkę. Oszacował ich odległość i stan ale uznał, że zdąży jeszcze skręcić dla siebie. - Fajna kurtka. - rzucił do rudej gdyż już wcześniej sórzana kurtka rzuciła mu się w oczy jako kolejny znajomy i lubiany element. Palce sprawnie zaczełu mu pracować nad kolejnym skrętem.

- Też ją lubię, jest wygodna - Claire podziękowała za komplement uśmiechem, mrugnięciem niebieskimi oczami i kiwnięciem głowy. Jakoś tak odruchowo spojrzała w dół, oglądając swoją czarną ramoneskę. Zapięta tylko do połowy, kończąc tuż pod cyckami, jedynie bardziej wywalała je na wierzch, eksponując i tak odkryty przez dekolt biust. Dziewczyna zaczęła obracać między palcami zawiniątko podarowane przez Brooksa i nie bardzo wiedziała, jak się do tego zabrać.

- Nigdy nie paliłam - przyznała z pewną dozą nieśmiałości.



- Nie? - Jack uniósł do góry brwi trochę zdziwiony tym wyznaniem. Ale niezbyt. W końcu nie każdy mógł być chłopakiem z dzielni nie? Albo dziewczyną. - Spoko, nic trudnego, pokażę ci. - uśmiechnął się do niej sklejając kolejnego szluga. Schował precjoza do robienia skrętów w kieszeń kurtki i zostawił zapalniczkę w dłoni. - Zaciągnij się jak zwykłym szlugiem. - poradził jej biorąc swojego skręta w zęby i przystawiając zapalniczkę tak by jednym płomieniem odpalić obydwa skręty.

Lockhart uśmiechnęła się słabo. Skręt miał pozwolić jej się wyluzować, a jedynie bardziej się zestresowała i spięła. Bała się, że jdynie wyjdzie na wychuchaną dziewczynkę, a nie chciała sprawiać wrażenie takiej słabej psiochy. Wiedziała, że jest beznadziejna, a jej życie było do bani. Lepiej by było, gdyby nie żyła, ta myśl jej nie opuszczała. Może terapia ziołem uspokoi jej myśli choć na chwilę? Nim Claire posłuchała rady Jacka, westchnęła głęboko. Następnie wcisnęła szluga między zęby i otuliła go ciepłem swoich miękkich, podkreślonych pomadką warg. Usta zacisnęły się mocniej, kiedy dziewczyna wzięła głęboki wdech. Sama była zaskoczona, jak gładko jej poszło. W filmach zawsze kasłali i dusili się dymem. Wyjęła skrzącego się skręta i wydęła usta zadzierając lekko podbródek. Chmura dymku jak melodia wypłynęła spodziędzy warg. Dziewczyna uśmiechnęła się z dumy.

- Nie takie złe - zaśmiała się na krótko - Fajny jesteś! Szkoda, że dopiero teraz gadamy, kiedy szkoła się kończy - spojrzała na niego zakleszczając ponownie skręta w otoczce kuszących ust.



- Nie takie złe? Dziewczyno to jest w pytę zioło. - wyjaśnił jej z uśmiechem blondyn w skórzanej kurtce. Właściwie humor mu się poprawił. Palił zioło, palił z fajną laską, w fajnej kurtałce i jeszcze działali na przekór reszcie wycieczki znaczy się nauczycielom. Było więc w pytę! I z bliska też ta Claire miała ciekawe aspekty. Widział te jej pełne wargi, wypełniony front jej koszulki no i tak z pyszczka to też była niczego sobie. I mówiła, że jest fajny! No ba! To akurat go nie dziwiło bo w końcu był chłopakiem z dzielni. Każdy chłopak z dzielni był fajny. Jak ktoś też był fajny to to kumał. Ale fajnie było właśnie spotkać kogoś kto to kumał. Zwłaszcza jak miał takie cycki prawie na wierzchu. - No. - kiwnął głową wydmuchując dym i patrząc jak Claire sobie radzi z tym swoim pierwszym ponoć skrętem. A nie wyglądało, że jak pierwszy. Ale w sumie przecież to żadna filozofia i nie było nad czym się spuszczać. Fajnie, że nie robiła scen i problemów. - No szkoła się kończy. I dobrze. Ale na razie mamy tą wycieczkę tutaj. - pokiwał głową patrząc na twarz rudej. Znowu puścił żurawia na resztę szacując kiedy zaczną robić problemy. Uznał, że jeszcze nie tak prędko. Wrócił więc spojrzeniem do dziewczyny w skórzanej kurtce. - Też w sumie jesteś niczego sobie. Masz jaja robić niezłe numery. - pokiwał głową i z wolna uniósł dłoń do jej twarzy by odgarnąć kosmyk czerwonych włosów z jej twarzy. Ciekaw był jak zareaguje.

Lockhart wzdrygnęła się lekko na ten gest. Nie uciekała, nie krzyczała, nie robiła afery ani nawet nie cofnęła twarzy. Poczuła się jednak nieswojo, a mimo pierwszego pociągnięcia stres wcale nie odpływał. Jack się mylił, tego była pewna. Nie miała “jaj” do wycinania numerów, żyła w ciągłym stresie. Jej nerwica nie pozwalała jej zapomnieć o tym, jak łatwo może wszystko spierdolić, jak każdy, najmniejszy nawet szczegół potrafi wywołać chaos. Efekt motyla, który mógłby rozprzestrzenić się od drobnego zamieszania w zupełnie innym miejscu i czasie, a przenieść się na całokształt. W sumie, chyba tego doświadczyła po akcji z Hoy. Gdy już odgarnął jej kosmyk, spróbowała się uśmiechnąć. Patrzyła na niego udając, że jest w porządku, a trzeba przyznać, że w byciu teatralną osóbką była całkiem dobra. Potrafiła grać na tyle dobrze, że nikt nawet nie wiedział, że ma depresję. Dziś rano znowu nie wzięła leków, ale to trudno. Pewnie by nie pomogły.

- Akurat nie jestem taka twarda, jak się wydaje - przyznała się do swojej słabości, ponownie się zaciągając. Wzrokiem na chwilę pognała w stronę grupy, ale po chwili wróciła do swojego rozmówcy. Roześmiała się na krótko - Wczoraj, jak jędza już odeszła grożąc mi na odchodne, że mam przewalone, to wywinęłam obrót i tak przyorałam w glebę, że do teraz mnie łopatki bolą. Tak się zestresowałam, że odpłynęłam - opowiedziała z rozbawieniem o swojej utracie przytomności na wzgórzu wczoraj w nocy, choć wtedy jej to nie bawiło. Czasami jednak fajnie zrobić coś głupiego, by było co wspominać



Ciekawie. Robiło się ciekawie chociaż Brooks widział, że dziewczyna jeszcze się szczypie. Uśmiechnął się do niej zaciągając się swoim skrętem. Nie był pewny czy mówią o tym samym i nadają na tych samych falach. - Mówię, że masz jaja by odwalić mocny numer a nie, że jesteś twarda. To nie to samo. - powiedział do niej z uśmiechem. Wydmuchał dym i obwiódł wzrokiem jej sylwetkę. - I nie dygaj. Jak ja miałbym liczyć ile razy zaliczyłem glebę… - machnął ręką na znak, że nie warto się trudzić. Ale za to wpadł na nieco inny pomysł. - Nadal bolą cię łopatki? - zapytał z błyskiem w oku. Sięgnął nieśpiesznym ruchem do góry jej rękawa i położył na nim dłoń. - Pokaż. Może coś poradzimy. - powiedział lekko napierając dłonią by dać jej znać, że powinna się odwrócić. Może tak jej będzie łatwiej? W sumie im obojgu. Bo coś chyba zioło i gadka jeszcze jej nie urobiły.

Claire nie lubiła za bardzo dotyku. Paraliżowało ją, gdy ktoś się do niej zbliżał za bardzo i to bez jej zgody czy zachęty. Bała się, zwyczajnie się bała. Kiedy ostatni raz Blake się do niej podwalał, całując z zaskoczenia, myślała, że zwali ją to z nóg. Stała ledwo, jak na szczudłach i trzęsła się w środku, a na zewnątrz pokazywała, jak bardzo to co zrobił było w porządku… Chciała tylko rozmawiać i teraz było to samo. Czemu faceci musieli zawsze tak reagować? Czemu musieli jej dotykać bez jej zgody? Nie chciała, by znowu ktoś ją skrzywdził w ten sposób, nie czuła się dobrze. Ale jeśli tak naprawdę dramatyzuje? Jeśli Brooks chce być tylko miły? W końcu wie, że źle się czuje z tą całą krzywą akcją, zdaje się zresztą być taki wyluzowany i mieć wszystko głęboko w dupie. Być może Lockhart zbyt wiele sobie wyobrażała? Może jej lęki nie były uzasadnione?

- Nie, nie trzeba, dzięki - odparła z szerokim uśmiechem, jak gdyby nic się nie stało. Zawsze tak robiła, co w sumie dawało sprzeczne sygnały. Nie umiała chyba inaczej. Cofnęła się pół kroku. Niby czuła się trochę bardziej rozluźniona, ale też nie na tyle, by chcieć żeby ktoś się do niej zbliżył. - Nie przeszkadza mi, że boli. Rozejdzie się - wzruszyła ramionami. Bała się, że będzie czegoś od niej chciał, czegoś więcej. Jakiejś zapłaty, w stylu rozłożenia nóg, albo rzuci szantażem. Mało go znała, choć wydawał się naprawdę w porządku. Ciężko byłoby jej uwierzyć, gdyby okazał się dupkiem. Nie, chyba nie mógł nim być.



- Spoko. - powiedział widząc, że się cofnęła. Trochę szkoda. No ale trudno. - No nie dygaj się. - pacnął ją po przyjacielsku w rękaw. - Chodź idziemy bo się zaraz drzeć zaczną. - machnął głową na oddalającą się grupkę. Zanim by do nich doszli spokojnie zdążą spalić skręty.

Uśmiechnęła się z ulgą i kiwnęła głową. To było bardzo miłe z jego strony. Poczuła się zdecydowanie lepiej, a jej obawy jakby się rozmyły, nie pozostawiając po sobie nawet wspomnienia. Jack był naprawdę super! Musiała to przyznać i w ogóle nie obchodził jej jego wygląd. Zachowanie, osobowość, sposób bycia i to, jak bardzo był dla niej ciepły i miły, zdecydowanie ją kupiło. Nie bała się już. Wiedziała, że nic jej nie zrobi. To dobry chłopak.
- Chodź szybko, zanim się zgubimy! - wbiła skręta między wargi i chwyciła Brooksa za rękę, aby razem podbiec i dogonić grupę. Niestety, na samym końcu akurat wlókł się Dean, więc zachowali bezpieczną odległość, śmiejąc się jeszcze trochę i gadając o różnych, luźnych spraw. Claire już po chwili niczym się nie przejmowała.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline