Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2017, 01:04   #137
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Męka trwała dalej, nieprzerwanie. Nie miał żadnej kontroli nad swoim ciałem, ponownie tracił i odzyskiwał przytomność i pozostawało mu tylko istnieć. W głowie krążyły mu cały czas te same myśli, tworząc błędne koło wysysające coraz bardziej jakikolwiek sens życia. Z czasem tak się przyzwyczaił do bólu i żalu, że przestał na niego zwracać uwagę. On po prostu tam był, a on w swoim otępieniu mógł tylko trwać i marzyć o tym, żeby to się skończyło. Często myślał o tym, jak mógłby odebrać sobie życie, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

Mężczyzna znowu był przy nim. Chyba sprawiało mu przyjemność pastwienie się nad nim. Jego słowa jednak nawet go nie bolały, samemu już wielokrotnie zadawał sobie te pytania, były co najwyżej źródłem irytacji. Ewidentnie czegoś od niego chciał. I choć tak naprawdę jego życie już się skończyło i wszystko było mu obojętne, to zdecydował się odezwać. Ten dysfunkcyjny dialog był najbardziej ludzką rzeczą, na jaką mógł teraz liczyć.
- A więc znasz moją historię. W takim razie powinieneś wiedzieć, że nie miałem wyboru. – jego głos był wyprany z wszelkich emocji – Czemu tu jesteś? Może gdybyś lepiej wykonywał swoją pracę, moi rodzice dalej by żyli... Nie zamierzam ci się spowiadać.
Stary mężczyzna pokręcił głową.
- Czyli uważasz, że za śmierć tego Obdarzonego, którego upolowałeś w Kambodży odpowiadam ja i moi towarzysze, bo nie potrafiliśmy go obronić? Wina nie leży po twojej stronie tego kto go zaatakował, czyli w tym przypadku ciebie? - zapytał.
To było trudne pytanie. Normalnie pewnie dałby inną odpowiedź, ale teraz mógł być bardziej szczery niż zwykle.
- Co mogłem innego zrobić? Dostałem propozycję nie do odrzucenia. – zawahał się przez chwilę – A nawet jeśli mogłem odmówić, to byłoby okazanie słabości. Chciałem zdobyć więcej mocy, bo tylko tak byłbym bardziej dla nich użyteczny. Nie będę kłamał, czerpałem też z tego przyjemność... Jestem winny, tak. Ale nie tylko ja. Poza tym, ten facet był jednym z was? Był zarejestrowany? Zdawało mi się, że nie chciał waszej ochrony. Ja natomiast na nią liczyłem i jak to się skończyło?
- Nie twierdzę, że jesteśmy zupełnie bez winy. System ochrony zarejestrowanych Obdarzonych nie jest doskonały, ale na razie nic lepszego nie wymyśliliśmy. Tamten mężczyzna w Kambodży wybrał własną ścieżkę życia, nie nam oceniać co z nim chciał zrobić, dopóki nie zabierał go innym. Nie oskarżam cię też o to, że chciałeś przeżyć. Ale był moment, w którym mogłeś podjąć inną decyzję prawda? Zawsze taki jest - Elliot miał dziwne wrażenie, że ten mężczyzna mówił teraz trochę o sobie samym.
- Pewnie był, ale to nie jest takie proste. Gdybym spróbował uciec Mrok dołożyłby wszelkich starań, żeby mnie ukarać. A wiedziałem, że Światło nie da rady mnie ochronić. Poza tym, traktowali mnie tam dobrze. Na pewno wolałem tamto miejsce od sierocińca, do którego normalnie bym trafił... Nawet jakbym wtedy się poddał nie zostawiliby mnie w spokoju. Nigdy nie było łatwego wyjścia z tej sytuacji. – westchnął – Ale to nie ma już teraz znaczenia. Słowa niczego nie zmienią. Czemu tu jesteś? Chcesz wyciągnąć ode mnie informacje? Nie liczyłbym na to. Nie zdradzę ostatniej rzeczy, jaką jeszcze mogę.
- Nie jesteś w stanie powiedzieć mi niczego, czego do tej pory bym już nie wiedział, - zapewnił go - a dlaczego z tobą rozmawiam? - zamyślił się na chwilę. - Ponieważ mogę, a ty musisz mnie wysłuchać. I oczywiście chciałbym byś zrozumiał co zrobiłeś źle. Każde twojej wytłumaczenie opiera się na tym samym. Mi, ja, mnie. Za każdym razem myślałeś o sobie. To oczywiście zrozumiałe, ale spójrz na to z innej strony. O czym myślała Kalipso ratując ci życie w Londynie? Albo walcząc z Desolatorem nad Chicago? Jak sądzisz?
Ciekawy człowiek. Oczywistym było, że nie jest jego przyjacielem, w końcu jeszcze niedawno skazał go na dożywocie. Ewidentnie chciał jednak coś mu wykazać, udowodnić. Elliot nie rozumiał, po co jego gość się fatygował. Jeśli myślał, że koniec końców przyzna mu rację to czekało go rozczarowanie. Dobrze wiedział, co zrobił źle, nie potrzebował kogoś, kto mu to wytłumaczy. Nie miał ochoty słuchać pouczeń, ale obcy miał rację: musiał go wysłuchać. Było to też mimo wszystko lepsze niż leżenie samemu.
- Zapewne myślała o innych, przekładając ich dobro nad swoje. Zachowanie godne podziwu. Ale jaki to ma związek ze mną?
- Byłbyś w stanie zachować się tak jak ona? - zapytał. - Odpowiedzieć na to pytanie musisz przede wszystkim sobie.
- Zachowam więc odpowiedź dla siebie. Ale i tak nie ma ona znaczenia, okazji do sprawdzenia już nigdy nie będzie… - westchnął ponownie - Jak długo już tu jestem, czymkolwiek to miejsce jest? Cela bez okna ma być specjalnym rodzajem kary?
- Odpowiedź zawsze ma znaczenie - odparł. - A to miejsce? Raczej nie masz lepszych warunków niż ktokolwiek inny tutaj mieszkający. Okna to tylko słabość konstrukcyjna na ośmiu tysiącach metrów ponad poziomem morza.
Przez dłuższą chwilę rozmyślał intensywnie, próbując skojarzyć fakty. Wiedział, że był w jakiejś bazie Światła, a która baza mogła znajdować się tak wysoko? Jedyne co przychodziło mu do głowy to ta najważniejsza, główna, do której miał się wybrać po Chicago. To było ironiczne, że koniec końców i tak tu trafił, to jest o ile miał rację.
- Nie wiedziałem, że to miejsce funkcjonuje też jako więzienie. To tu spędzę resztę swojego życia?
- Wiele na to wskazuje - mężczyzna pokiwał głową, ale w tonie jego głosu było czuć żal. - Zapytam po raz ostatni i dam ci już spokój, ale oczekuję szczerej odpowiedzi. Nie grożą ci żadne konsekwencje, jakakolwiek ona będzie. Co byś zmienił w swoim minionym życiu?
- Chcesz szczerej odpowiedzi, w porządku. Gdybym mógł, uniknąłbym rejestracji – wtedy nic z tego by się nie wydarzyło. Po sylwestrze wcześniej wrócił do domu, może zdołałbym obronić rodziców. Szybciej wyskoczył z samolotu, żeby uniknąć porwania przez Mrok. Spędził więcej czasu z Yun. Uciekłbym wam w Kambodży, bez żadnych ofiar. Najbardziej chciałbym nie zranić sam siebie, w rozdarciu pomiędzy jedną a drugą ścieżką. Wyborów, które podjąłem w sytuacjach w których zależało czy odbiorę życie, nie cofnąłbym, choć nie były tylko ode mnie zależne. Zawsze tak zdecydowałbym, chciałbym tylko nie zostać postawionym nigdy w takiej sytuacji. Odwiedziłbym grób rodziców, żeby móc się pożegnać. I zginąłbym w walce w Kambodży, gdzie powinienem. Gdzie moja historia zakończyła się. – zatrzymał się, próbując opanować drżący głos – Najchętniej po prostu wymazałbym ostatnie dwa miesiące, żył dalej swoim nudnym życiem, nie doświadczając tego wszystkiego. Bo choć czasem myślałem, że to moja droga do czegoś większego, która pozwoli mi zostawić swój ślad w historii, to ostatecznie okazała się być martwym końcem, jedną wielką niesprawiedliwą pułapką i kłamstwem...
Otworzył się i choć trochę tego żałował, to dobrze było wyrzucić z siebie to wszystko. Niech tamten zrobi z tym co chce, to nie miało znaczenia. Nikt go już nigdy nie zrozumie i nie zaakceptuje. Wszelka motywacja i chęć do życia, która może jeszcze w nim była ostatecznie znikła, gdy wypowiedział tą listę przeklętych wydarzeń, które go zniszczyły i których w żaden sposób nie cofnie. Zrozumiał dobitnie, że nie wisiał już na krawędzi. On spadał i czekał tylko na koniec, który szybko nie nadejdzie. I najlepsze na co może liczyć to żal ludzi stojących nad przepaścią, którzy może nawet nieumyślnie go zepchnęli.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 01-07-2017 o 01:08.
Kolejny jest offline