Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-06-2017, 00:18   #131
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
"Pewnie mecz jest nudny" przeszło jej przez myśl czytając wiadomość. Zanużyła się głębiej w wannie, przez co zamoczyła włosy. Telefon miała wodoszczelny a i producent twierdził, że i unoszący na powierzchni wody, więc nie zamartwiała się tym, że go utopi. Uśmiechając się szeroko i zaczęła pisać odpowiedź.
Cytat:
Jeszcze jak. W delegacji siedzę, dopiero niedawno udało mi się dotrzeć do hotelu. Ciągle czekam na kolację
Wysłała.
Nie minęło więcej jak dwie minuty, gdy otrzymała odpowiedź.
Cytat:
Napisał Will
Pokazywali Cię w BBC
Telefon wypadł jej z ręki i zanurkował w głębię czeluści kąpieli. Pomimo gorącej wody Erika poczuła zimny dreszcz na plecach. Nie tak to miało wyglądać, miała mu powiedzieć osobiście... "Czemu do cholery puszczali to w BBC?!" w zmartwieniu przygryzła wargę, myśląc o tym jakie zdanie teraz musiał mieć o niej Will. Czuła się parszywie z tego powodu, szczególnie, że on sam zaufał jej i przyznał się do bycia NO. Sięgnęła ręką pod pianę i znajdującą się pod nią wodę. Wyciągnęła telefon, przetarła szybkę i zaczęła intensywnie myśleć nad odpowiedzią.
Cytat:
Nie chciałam, żeby tak to wyszło... Chciałam Ci powiedzieć o tym osobiście...
Wysłała i w napięciu czekała na odpowiedź.

Ta nie przychodziła przez kolejne dziesięć minut.

Węgierka porządnie się zmartwiła z tego powodu. Obawiała się, że mógł poczuć się dotknięty przez to, że zataiła przed nim tą informację, może nawet bał się teraz co z nim się stanie, skoro spotykał się z osobą, która była pieprzonym Nadzorcą, najwyżej postawionym członkiem Światła w całej Europie. Wynurzyła się z wody, siadając wyprostowana w wannie i wpatrywała wyczekująco w ekran telefonu. Gorączkowo zastanawiała się czy jest sposób, żeby to odkręcić... Otworzyła nową wiadomość.
Cytat:
Próbowałam ci powiedzieć, ale nie potrafiłam. Bałam się, że Cię to odstraszy... : (
Nie zastanawiając się wiele nad tym co napisała, wysłała wiadomość.
Cytat:
Napisał Will
Myślę, że tak czy siak musimy pogadać.
Ta przyszła w tym samym momencie, gdy wysłała swoją. Chwilę później dostała kolejną.
Cytat:
Napisał Will
Zrozumiały powód ; )
Erika przygryzła wargę w niepewności czy powinna odczuć ulgę. Wystukała więc swoje pytanie.
Cytat:
Jesteś bardzo na mnie zły?
Wysłała i zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero gdy usłyszała sygnał nowej wiadomości.
Cytat:
Napisał Will
Może trochę... Ale mi przechodzi.
Erika uśmiechnęła się lekko. Odrobinę lżej jej się zrobiło. Zamyśliła się nad tym co mu napisać by go zapewnić, że nie grozi mu żadna represja z jej strony, a w związku z jej stanowiskiem.Miała nadzieję, że pamięta co mu obiecała.
Cytat:
Postaram się Ci to jakoś wynagrodzić. Ale obiecuję, że jak się spotkamy to opowiem Ci więcej o sobie
Wysłała, ale zaraz skrzywiła się i zaczęła pisać kolejna wiadomość.
Cytat:
I jeśli uznasz, że Cię to jednak przerasta to ja zrozumiem
Z bolącym sercem posłała tego SMSa. Posmutniała zaraz, bo zdała sobie sprawę z tego, że nie powinna była tak bezmyślnie podchodzić to nowej znajomości, do TAKIEJ znajomości, bo nie tylko sama się mogła teraz zawieść, ale również jej syn będzie to przeżywał. Była wręcz zła na siebie samą, że zachowała się jak nierozważna nastolatka, która dała się ponieść euforii.
Nie doczekała się odpowiedzi. Zamiast tego, telefon zawibrował informując ją o przychodzącym połączeniu od niego.

Zaskoczyło to ją. Na tyle, że telefon znów wylądował w kąpieli. Szybko go znalazła i sięgnęła po ręcznik by go wytrzeć. Gdy aparat został pobieżnie osuszony, Lorencz odebrała połączenie.
- Hej… - odezwała się niepewnym tonem głosu.
- Hej - odparł. Po tym powitaniu nastąpiła pomiędzy nimi chwila ciszy. - W sumie to dzwonię, bo chciałem cię usłyszeć - powiedział w końcu. - Przekonać się, że to nadal ty - dodał i była pewna, że się uśmiechnął.
Nie wiedzieć czemu te słowa bardzo ją wzruszyły.
- Will, ja naprawdę nie chciałam żebyś w ten sposób się o tym dowiedział - westchnęła ciężko. - Wiem, nie miałam prawa tego zatajać - dodała zaraz, nie dając mu chwili na wypowiedź. - Ale jest mi z tobą tak dobrze, że nie chciałam ciebie do siebie zrazić, mówiąc wprost o swojej pracy. Samolubnie sobie pomyślałam, że może jak mnie najpierw poznasz bez tej całej zbroi, taką jaką sama siebie wolę... - zaczęła się tłumaczyć, ale głos ugrzązł jej w gardle i nie była w stanie mówić dalej.
- Wiem - odparł uspokajającym tonem, w którym wybrzmiało również zrozumienie dla jej postawy. Ponownie na chwilę zapadła cisza, po której powiedział: - Nie mogę się doczekać kiedy cię zobaczę - a głos miał pełen pasji.

To zapewnienie i ton jakim je wyznał, sprawiło, że poczuła się znacznie lepiej i jakby wielki ciężar spadł jej z barków, a na sercu zrobiło jej się ciepło.
- Ja też - odparła nie ukrywając tęsknoty w głosie. - Najchętniej teraz bym wsiadła w samolot... Teraz przynajmniej sam wiesz, czemu nie mogę tak po prostu zrobić po swojemu - mruknęła z rezygnacją. - Ale w weekend na pewno będę - zapewniła go.
- Będziecie - poprawił ją.
Powiedzieć "awww" było w tej chwili najbardziej odpowiednie. Erika westchnęła z rozczuleniem w głosie.
- Tak, będziemy - odpowiedziała mu bez najmniejszego zawahania. - Zak już chyba pół Budapesztu poinformował, że jedzie na mecz - dodała z lekkim rozbawieniem.
- Czyli już wiem, czemu ultrasi tak bardzo podenerwowani chodzą... Dotarły do nich wieści o nadciągającej konkurencji. - zażartował.
Erika zaśmiała się po jego słowach nie chcąc na głos komentować, że owszem jest gotowa zrobić wiele by mu wynagrodzić zatajenie informacji o swojej pracy, ale robienie z jej syna piłkarza nadal nie podlegało negocjowaniu.
- Will, dziękuję ci za wyrozumiałość - odezwała się po chwili milczenia.
- Zależy mi na tobie Erika. Choć początkowo rzeczywiście byłem podłamany, to jednak twoje powody, dlaczego tak zrobiłaś, są dla mnie zupełnie jasne.

- Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy - powiedziała z zadowoleniem w głosie Węgierka. - Mam taką ochotę cię teraz przytulić - stwierdziła. - ... I nie tylko - dodała bardzo wymownym tonem, kończąc wypowiedź tęsknym westchnięciem.
- Nie mogę się doczekać - zapewnił ją gorliwie.
Oboje na chwilę pogrążyli się w marzeniach o tym co ich czeka za kilka dni.
- Tak jeszcze chciałem zapytać… Czy po tym wystąpieniu w telewizji uda ci się zachować anonimowość?
Chciała już go zapytać czy chodzi mu o obawę, że przy okazji może sam zostać ujawniony w związku z tym. Ale nie mogła o tym rozmawiać przez telefon.
- Nie pierwszy raz pokazują mnie w telewizji - odparła, chyba nawet trochę wymijająco.
- I nie miałaś w związku z tym problemów z życiem prywatnym? - dopytał.
- Nie, raczej nie - zamyśliła się i się trochę skrzywiła. - No może z raz, jak mnie rodzice widzieli w wiadomościach, gdzie pokazano mnie w rejonie, który w jakiś sposób ucierpiał... - odparła już w całkiem bardzo zawoalowany sposób. Matka ciągle jej wypominała to jak prawie z ojcem zawału dostali gdy zobaczyli zjęcia jej zbroi z Chicago, jakaś postronna osoba cyknęła jej telefonem fotę w momencie kiedy wylądowała po spotkaniu z Desolatorem.
- Dopóki to nie jest najazd fotoreporterów na okolicę zamieszkania, to chyba da się przeżyć. A znając brukowce nie odpuściły by sobie twojej nagiej fotki - zaśmiał się odrobinę nerwowo.

W tym samym momencie rozległo się delikatne pukanie do drzwi łazienki i głos Nuke:
- Kolacja już stygnie szefowo.
Erika zaśmiała się pod nosem z jego komentarza. Spojrzała też w kierunku drzwi.
- Zaraz wychodzę - powiedziała do Nuke i wróciła do rozmowy z Rushem. - Muszę kończyć, moja ochrona już woła mnie na kolację - westchnęła.
- Racja, lepiej nie jeść samemu, jeśli mięso jest za świeże może uciec z talerza - odparł poważnym tonem.
Rozbawił ją tym. Jeszcze nie rozłączając się zaczęła wstawać z wanny, przy akompaniamencie plusków wody. Usiadła na brzegu.
- Zadzwonię jeszcze po jedzeniu do ciebie - obiecała.
- Nie obiecuję, że będę w stanie odebrać - oznajmił. - Już teraz ledwo trzymam się świadomości... Wiesz, musiałem się odstresować trochę po wieczornym wydaniu magazynu informacyjnego...
- Piłeś biedaku? - stwierdziła ze współczuciem w głosie. - To może już pomówimy jutro, co? - zaproponowała. - Nie wiem tylko o której będę mogła zadzwonić...
- Po prostu daj znać, postaram się być dostępny jak tylko wstanę - zapewnił ją słabym głosem.
- Postaram się nie dzwonić wcześniej jak po południu - odparła z lekkim rozbawieniem. - Weź sobie może jakąś miskę, póki jeszcze kontaktujesz. Będziesz miał mniej sprzątania w razie czego.
- Poradzę sobie. Lata praktyki… Ups... Nie powinienem tego mówić…

Węgierka pokręciła głową słysząc jak mężczyzna zaczyna się gubić w słowach.
- Wiem. Dobranoc Will - powiedziała.
- Dobrej nocy Erika, do jutra, to jest do soboty, do jutra w znaczeniu, że jeszcze rozmawiać będziemy, wiesz… Dobranoc - podsumował w końcu swoją wypowiedź.
Obdarzona chciała go jeszcze pociągnąć za język, ale opamiętała się. William był pijany i jeszcze przez przypadek mógłby powiedzieć coś co, w razie podsłuchu jej połączenia, lepiej żeby nie zostało wypowiedziane.
- Jeszcze raz przepraszam za wszystko - dodała. - Śpij dobrze. Już niedługo się zobaczymy.
- Papaa… - wydał z siebie ostatnie tchnienie w tej rozmowie i się rozłączył.

Erika wpatrywała się w wyświetlacz telefonu, a na jej twarzy pojawił się smutek. Poczucie winy jej nie opuszczało. Do tego zaczęła rozmyślać nad reakcją Williama. On się bał. Nie dziwiło jej to. Potrafiła to zrozumieć. Tylko czego konkretnie się obawiał? Jej? Zostania ujawnionym ze swoim kryształem? Rush, wnioskując po tym jak ostrożny był, musiał nie raz sparzyć się w kontaktach z innymi Obdarzonymi. Nie chciał się zarejestrować, a po ostatnich wydarzeniach i problemach z przeciekami informacji w systemie SPdO czy nawet samego Światła to Lorencz nawet się nie dziwiła mu. Zastanawiało ją ile mocy mógł posiadać. Może pozyskiwał je od tych, którzy przychodzili do niego w celu zabicia? Erika widziała blizny na jego ciele, choć starała się ich nie zauważać.
Zastanowiło ją czemu w takim razie czytał on z pomocą okularów. Drobna sprawa, ale teraz zwróciła na to uwagę, jak gdy poznali się w samolocie czytał on z parą na nosie. Czyżby tylko na pokaz? Udawać zwykłego człowieka, żeby zmylić innych, którzy tak jak on mogli dostrzec subtelne różnice w zachowaniu i sposobie bycia po których on sam twierdził, że rozpoznał w Lorencz Obdarzoną…

William Rush był wielką zagadką. Ale to było jednym z tych elementów jego osobowości, które ją w nim ekscytowały. wydawał się być kimś kto w życiu przeszedł swoje, ale mimo to nie złamało go to, był przy niej pełen życia i sprawiał wrażenie kogoś kto jak czegoś się podejmuje to robił to z pełnym zaangażowaniem. Goździk, muzyka w restauracji. Dbał o te drobne rzeczy. No i jeszcze to z jaką czułością ją dotykał, czy z jaką troską zajmował się jej synem...
Erika pragnęła poznać tego Obdarzonego jeszcze bardziej.

Węgierka odłożyła telefon na umywalkę, wypuściła wodę z wanny i zaczęła się wycierać. Po kilku minutach wyszła z łazienki owinięta w hotelowy szlafrok.
- Kolacja wystygła - oznajmiła Nuke, która swoje danie już zdążyła i wyminęła się z Eriką w drodze pod prysznic. Lorencz skinęła jej głową i weszła do salonu będącego częścią wspólną apartamentu.


Tam na blacie oddzielającym aneks kuchenny od reszty pomieszczenia, czekała jej kolacja. Zdjęła metalowe przykrycie z talerza i wzięła w dłoń widelec. Czując zapach pieczonego łososia ze szpinakiem, suszonymi pomidorami i mozzarellą w końcu zauważyła, że jest bardzo głodna. Nic dziwnego, przemiana wzmaga apetyt.
Myślami wciąż były przy Williamie. Zajadając się i popijając białe wino, zaczęła wyceniać czasochłonność rzeczy, które jeszcze musiała zrobić przed weekendem. Była środa, więc zakładając, że jutro wrócą do Niemiec, później posiedzi nad papierologią do nocy, podobnie w piątek…
Lorencz pokręciła głową. W piątek musiała wyjść najpóźniej o piątej. Co by się nie działo, musiała, bo inaczej nie wyrobi się ze wszystkim, by być na czas w Budapeszcie i później jeszcze wylecieć do Londynu. Była podwójnie zmotywowana by ten weekend się udał, bo nie chciała zawieść na raz dwóch mężczyzn, na których jej zależało.

- Najwyżej Vinca wyślę w teren. W końcu jest moim zastępcą - stwierdziła na koniec z determinacją, spoglądając na telefon. Sięgnęła po niego i wystukała ostatnią wiadomość.
Cytat:
Bardzo Ciebie lubię : *
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Ugo22i15BTs[/media]
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 24-06-2017, 00:28   #132
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
W momentach, gdy nie mógł spać i był zmuszony do męczenia się, rozmyślał nad tym, jak znalazł się w tej sytuacji. Nie powinien pastwić się nad sobą jeszcze bardziej, ale w gruncie rzeczy było mu już wszystko jedno.
Zgubił drogę. Począwszy od dnia, w którym stracił rodziców, rozpoczął się jego upadek. Nie doszłoby do tego, gdyby nie cały pomysł z rejestracją i przecieki ze Światła. A potem było tylko gorzej. Jeszcze nie zdążył się z tym pogodzić, gdy trafił na miejsce jeszcze większej tragedii, kolejnego źródła cierpień. Następnie porwanie i to, że musiał dołączyć do Mroku. Chociaż, czy naprawdę musiał? Z założeniami organizacji się zgadzał, jedynie metody wzbudzały jego wątpliwości. Poczuł się jednak, jakby odnalazł tam drugi dom. Czas tam go zmienił, ale czy na lepsze? Zabił kolejnych niewinnych ludzi, z pełną premedytacją. Czuł się winny. Porzucił swoje wcześniejsze idee tak łatwo...
Chciał... Już samemu nie był pewien, czego. Chciał zapomnieć o tym, co stracił. Chciał spróbować zacząć od początku, odnajdując przyjaźń i miłość na nowo. Chciał zostać zapamiętanym. Ale kim on tak naprawdę był? Zwykłym dzieckiem, któremu zaczęło się wydawać, że stać go na coś więcej. Los się nim okrutnie zabawił, ostatecznie łamiąc go i wyrzucając jak starą zabawkę. Teraz nie zostało mu już nic. Był nikim, nie reprezentował sobą żadnych wartości ani wizji na przyszłość. Jedynie załamaną osobą w okaleczonym ciele.
Przez ten cały czas stopniowo gubił kolejne części samego siebie, a teraz czuł, że już nie zdoła poskładać tego wszystkiego w jedną całość. Osobowość gubiła się w nawałnicy czarnych myśli, wątpliwości i roztrząsania wszystkich złych decyzji. Czasem w męczących snach widział swoich rodziców, Yun i inne postacie, mówiące mu, że ich zawiódł. A wszystko co mógł robić to leżeć nieruchomo.

Z ulgą jednak przywitał to, że oddychał o własnych siłach. Poczuł się trochę bardziej jak żywy człowiek. Ciekawiło go, z kim rozmawia. Był już praktycznie pewien, że to Światło go „uratowało”. Czemu wtedy go nie zabili? Może chcieli zdobyć od niego informacje, nie zważając na to, że przysporzy mu to więcej cierpienia. Kiedyś czułby się jak złodziej, którego złapano na gorącym uczynku. Teraz już jednak było mu to obojętne. Wiedział, że nie da rady zrobić niczego, co odkupiłoby jego winy.
Zadane pytanie było zadziwiająco celne. Pewnie chcieliby wymierzyć mu jakąś karę, ale on stracił już wszystko. Było w tym coś tragicznie komicznego. I choć nie miał żadnej ochoty ani siły, to jednak postanowił się odezwać. Zdawało mu się jakby od wieków nic nie mówił.
- Cokolwiek... – wydusił z siebie. Brzmiało to rozbrajająco beznadziejnie. Naprawdę jednak nic nie ucieszyłoby go bardziej niż dowolne miejsce i sytuacja inna od tej. Tutaj było piekło na ziemi, w którym każda sekunda istnienia przynosiła ból, a pojęcie czasu nie istniało. Było tylko jedno wielkie pasmo cierpienia i popadania w dalszą depresję.
Jego gość westchnął ciężko.
- Twoje obrażenia są ciężkie - to było stwierdzenie. - Uszkodzony kręgosłup, strata oka oraz silne uszkodzenia mózgu. Masz sparaliżowaną prawą stronę ciała. Nawet przemiana nie uleczy tych obrażeń. Zresztą nawet gdyby tak się stało, nie moglibyśmy cię wypuścić - westchnął ciężko i dodał ostrym tonem. - Jesteś mordercą. Z zimną krwią polowałeś na innego Obdarzonego. Zabijałeś ludzi, których pracą była ochrona innych. Kapitan oddziału nazywał się Pallav Tashevi. Miał trzydzieści jeden lat, zaplanował sobie dwutygodniowy urlop wypoczynkowy na początku kwietnia. Zostawił po sobie wdowę, Kalyani i dwie córeczki, Kusumita i Lakshaya, pięć i dwa lata. Teraz będą się musiały wychować bez ojca, który miał być ich oparciem, drogowskazem na dalsze życie. Swoją chciwością pozbawiłeś młodego i uczciwego człowieka życia, skazując jego bliskich na cierpienie - po tych słowach spojrzał na White’a i odłożył teczkę na bok, sięgając po następną.
- Kumar Forret, zastępca kapitana…
Mężczyzna wymieniał po kolei każdego z zabitych przez Elliota funkcjonariuszy SPdO. Opisywał ich rodziny i wszystkich którzy ich opłakiwali. Z imienia i nazwiska, tak że leżący bez ruchu Obdarzony mógł sobie bez problemu wszystko wyobrazić.
Diagnoza medyczna jaką wystawił mu jego gość była gwoździem do trumny. Ostatnia nadzieja na to, że jakoś się z tego wykaraska znikła. A później zaczął się prawdziwy spektakl. Nazwisko za nazwiskiem, z każdymi szczegółami. Z każdym kolejnym słowem czuł coraz większą odrazę do siebie. Wyobrażał sobie każdą sytuację, ale nie płakał, za to z każdą kolejną osobą czuł się coraz bardziej pusty. Po którejś z kolei ofierze przestał próbować zapamiętać nazwiska.
„Zabijałeś ludzi, których pracą była ochronna innych.” Te słowa utkwiły mu w głowie. Jego rodziny jakoś nie ochronili. Tak samo jak Chicago i jego samego przed porwaniem. Ale gdy naprawdę nie chciał uciekać się do przemocy, wtedy właśnie go znaleźli. Naprawdę świetna robota, to właśnie on był największym złem tego świata. Tak naprawdę nie miał wtedy wyboru, musiał się bronić. Obdarzeni nie potrafili załatwić sprawy samemu? Czemu plątali do tego zwykłych ludzi? I skoro jest taki zły, to czemu go uratowali? Żeby pokazać mu, jak to bardzo zniszczył sobie życie?
Konfliktowały się w nim więc poczucie winy ze swoich własnych decyzji i złość na innych za to, że tak często te decyzje nie były zależne od niego. Teraz został już jednak samemu i musiał zbierać żniwa, nieważne czy w pełni zasłużone. Szkoda, że zabójców jego rodziców nie spotkał taki los. Nie, oni zginęli w walce. A czy nie zasłużyli bardziej? Albo ten, który zniszczył Chicago? Ile on odebrał istnień? Jednak on pewnie śmiga zadowolony na wolności, podczas gdy on skończył tu.
Poczekał do końca listy, mimo wszystko słuchając uważnie. W pewnym momencie przestał już odczuwać jakiekolwiek emocje. Próbował współczuć i rozpaczać, ale nie mógł w sobie tego znaleźć. Nie naprawi tego w żaden sposób. Był potworem. Nie ma dla niego przyszłości. Realizacja tego sprawiała, że wszystko wydawało się przerażająco obojętne.
- Dlaczego więc żyję? – zapytał, gdy tamten skończył, gdyż było to teraz jedyne odpowiednie pytanie.
- Shiva, ten Obdarzony który cię pokonał, jest wielkim orędownikiem słów, że zasada oko za oko sprawi, że świat wkrótce będzie ślepy. Darował ci życie po to, byś mógł odpowiedzieć za swoje czyny. Śmierć byłaby zbyt łatwym rozwiązaniem.
Mężczyzna wstał.
- Na mocy danego mi prawa, ogłaszam wyrok dla Elliota White’a urodzonego w Londynie 19 czerwca 1999 roku, którym jest dożywotnie pozbawienie wolności i wszelkich zdolności prawnych.
Po tej formułce usiadł z powrotem.
- Czy tak chciałeś wykorzystać swoją szansę? Swoje życie?

Uznał to za pytanie retoryczne. Zacisnął zęby i odwrócił wzrok od tamtego. Tego wyroku się spodziewał, czuł, że nadejdzie, ale gdy w końcu go usłyszał i tak zabolało. Był oficjalnym przestępcą, skazanym przez Światło. Mrok go nie uratuje, był za mało ważny. Spalił za sobą wszystkie mosty. I tak najgorsza była świadomość, że już nigdy się nie przemieni. Jego jedyną atrakcją będzie jakaś wiadomość o Obdarzonych, którą może czasem zobaczy w wiadomościach, jeśli będzie miał telewizor. Świadomość straconego życia i ogromnego potencjału uderzyła ze zwielokrotnioną siłą.
Nie zamierzał jednak łamać się przed mężczyzną. Dostali, co chcieli. Wiedział, że zasłużył na karę i nie spodziewał się niczego innego, żałował tylko tak naprawdę, że to akurat on musiał wpaść. Spojrzał z powrotem na gościa, czekając aż wyjdzie.
- Boli cię w środku? Powinno. Obrażasz się na cały świat? A czemu nie? Ostatecznie i tak dobrze zdajesz sobie sprawę, że to twoje decyzje sprawiły, że znalazłeś się w tej a nie innej sytuacji. Jeśli masz go kogoś czuć nienawiść, to wyłącznie do siebie - mężczyzna wstał i wyszedł z sali zostawiając go samego.
White odprowadził go wzrokiem, myśląc o tym jak mało tamten wie o nim i o tym, co przeszedł, a mimo to prawi mu kazania. To i tak nie miało już jednak znaczenia. Będzie miał jeszcze dużo czasu na roztrząsanie wszystkiego. Całą wieczność.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yL0RzgUpGjk[/MEDIA]
 
Kolejny jest offline  
Stary 25-06-2017, 13:35   #133
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Siedzenie w celi było nudne, mogli chociaż jakąś grę dać czy coś, nawet wody nie pokwapili się przynieść. Nie czekała go zapewne przyjemna rozmowa ze służbami SpdO. Zaczynał się robić nerwowy, a czas spędzany w celi wydłużał się cholernie. Nie długo mieli do niego zawitać i przesłuchać.

Maciek słuchał oskarżeń rzucanych w jego stronę. Starał się nie okazywać emocji, ale w środku czuł złość, gniew...
Przemknęła mu przez głowę pewna myśl, być może Drwal to także miał w planach, ale czy tym razem może mu zaufać? Teraz może się okazać, że zostanie zamknięty w więzieniu i będzie pod strażą SpdO.
Starszy mężczyzna zamilkł a Maciek zastanawiał się chwilę co teraz będzie.
Zerknął na żołdaka SpdO:
- Co pan pominął? - chwila namysłu - A to, że również chciałbym zdać relację z mojego punktu widzenia, jak to wszystko wyglądało.
- A czy coś się nie zgadza w tym co powiedziałem? - zapytał.
- Pod ucieczką ze szpitala mogę się podpisać, współpraca z mafią? Ja bym to raczej nazwał brak innego wyjścia z sytuacji w jakiej się wtedy znalazłem. Brak pracy, brak pieniędzy, jakichkolwiek kontaktów z ludźmi, to były tego powody. Prędzej byłem ich sługusem niż współpracownikiem. Szefem całego zamieszania i autorem moich odciętych palców jest Paweł Drwal. Postawiłem się mu ale nie zrobiłem najmniejszego ruchu, a on mnie obezwładnił. I tu nasuwa się moje pytanie, w jaki sposób miałbym namówić Drwala do pozbycia się mafijnych bosów? On jedynie kogo słucha to swoją dziewczynę, pannę Lorencz. - Lis miał jeszcze jednego asa w rękawie, aczkolwiek nie był go do końca pewien, mógł liczyć na szczęście, że jest właśnie tak jak sobie to wyobraża.
Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie wymieniając się spojrzeniami. Trudno było poznać co myślą.
Ten przesłuchujący powrócił jednak wzrokiem do Lisickiego.
- Czyli twierdzisz, że cały plan ataku w Wołominie został skonstruowany przez Pawła Drwala?
Spojrzenie tych kolesi po sobie mówiło samo za siebie, jaki Maciek byl glupi, dopiero teraz się zorientował ze oni mogą gadać głupoty tylko dlatego żeby zaczął podpierdalać Drwala, a wtedy Paweł będzie miał problemy, trudno, trzeba zaryzykować, wóz albo przewóz.
-Tak właściwie, to nad Pawłem Drwalem jest jeszcze większa szycha od niego, tylko on wam tego nie powie, boi się ich. Ja wiem jedynie tyle że ktoś taki istnieje, ale co i jak to nie wiem.
- Trochę plątasz się w zeznaniach, Maćku. Próbujesz ratować swoją skórę to pewnie, ale teraz też skórę Drwala? On powiedział, że to ty wymyśliłeś tą akcję z napadem, zrzucił wszystko na ciebie. Dostaniesz dożywocie za to i już nigdy nie zobaczysz słońca jeśli to prawda. Chyba, że masz mocne dowody na to, że to on kłamie a nie ty. Skoro twierdzisz, że to on jest autorem całego zamieszania. To który z was w końcu zabił tą kobietę? - pokazał mu zdjęcie Obdarzonej, którą Maciek spotkał w Wołominie.
Przyjrzał się zdjęciu uważnie.
- Najpierw musielibyście mieć dowody na to że to on mówi prawdę, których nie macie - wzruszył ramionami.
-Dziewczyna.. Nie mam pojęcia kto to jest, w życiu jej na oczy nie widziałem.

Natychmiast dostał przed czy zdjęcie jak oboje ich pakują do furgonetki SPdO.
- Nie pogrążaj się... - pokręcił głową przesłuchujący go mężczyzna. - Drwal pozbawił cię palców, a teraz wrabia cię w swoje morderstwa… tak przynajmniej wynika z twoich dotychczasowych słów, a ty mimo to chcesz go kryć, choć przed chwilą wsypałeś go mówiąc, że to on jest szefem. Tekst o tym, że ktoś jest nad nim mogłeś sobie już darować. Idziesz na dno Lisicki i teraz od ciebie zależy, czy chwycisz się jakiegoś koła ratunkowego.
- Jakiegoś? Czyli nie jest to tylko koło w którym mógłbym podjebać Drwala? - odparł pytająco.
- Chyba źle mnie zrozumiałeś - poprawił sobie okulary i podparł brodę. - Szukamy sprawcy morderstw naszych towarzyszy i chcemy go ukarać. To ty nim jesteś czy Drwal?
[i]- Mówisz pan o tych o których wspominała ta wasza kobieta, nie wiem jak sie nazywa, muszę pana zmartwić, ja nie wiem nic o waszych towarzyszach, wtedy kiedy się to być może stało byłem nieprzytomny, ktoś mnie ogłuszył albo podał coś odurzającego i nie pamiętam co się tam działo, jedyne co to kojarze jak ktoś niósł mnie na rękach do samochodu, tylko tyle.
- Czyli przyznajesz, że to Drwal - zanotował to w notatniku. - A ta kobieta? Ty czy też Drwal?
- Nie przyznaje że to Drwal, mówię przecież, nie pamiętam, może ktoś inny to zrobił zamiast niego? - ten policjant czy kim on był, dziwny jakiś, nie mówiłem dosłownie a on od razu pisał to co mu się podobało - Z kobietą zostaliśmy rozdzieleni, gdzie pojechała, nie wiem.
- Czyli to Drwal was odbił? - wrócił do wcześniejszego tematu.
- Być może, on mnie niósł, ale czy on nas odbił, nie mam pojęcia co się w ogóle tam stało, wszystko trwało choćby ktoś czas przyspieszył.
- Wspomniałeś, że wcześniej walczyłeś z Drwalem w postaci zbroi i to wtedy cię obezwładnił i pozbawił palców?
- Co to ma do rzeczy?
- To ja jestem od zadawania pytań, nie ty - przypomniał mu oficer SPdO.
- Aha, to wracając do wcześniejszego pytania - spojrzał na kolesia - Tak, właśnie wtedy do tego doszło, zostawił mi jak to ujął - zaakcentował to słowo - [i]pamiątkę.[i/]
- Czy ktoś inny brał udział w waszej walce? Mam na myśli innych Obdarzonych w postaci zbroi. Czy tylko wy dwaj walczyliście?
- Ja bym tego walką nie nazwał, nie miałem szans z Drwalem, więc kolejny Obdarzony nie był potrzebny. To była nauka pokory dla mnie jak to nazwał. Wątpię że Paweł byłby jedynym Obdarzonym i innego nie było podczas naszej potyczki, ale jak już zaznaczyłem dostałem łomot w może dwie minuty nie dłużej, potem byłem już w ludzkiej postaci.
- Okej… To wszystko na teraz. Sędzia może wziąc pod uwagę pana chęć do współpracy przy wydawaniu wyroku - wstał od stołu i wyszedł z pokoju razem z drugim mężczyznom, który w trakcie przesłuchania w ogóle się nie odzywał.
Chwilę później do Maćka weszli dwaj funkcjonariusze z aresztu i zaprowadzili go z powrotem do jego celi, gdzie ponownie został sam na sam z swoimi myślami.

No i znów musiał się tu nudzić, ciekawe co się stanie. Zastanawiał się nad tym i nad rozmową z funkcjonariuszami SpdO. O co im chodziło, czy rzeczywiście Drwal zwalił całą winę na Maćka? W sumie zgadzało się to wszystko z tym co mówił Paweł do swoich koksów. “Kontynuujcie do czasu mojego powrotu”. Coraz gorsze myśli go nachodziły, był towarzyszem kogoś kto być może wkopał go w wielkie gówno.
Wszystko okaże się niedługo. Na razie rozłożył się na łóżku i najzwyczajniej zasnął.
 
Ramp jest offline  
Stary 25-06-2017, 22:06   #134
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Polska, Warszawa, hotel Hilton, 16 luty 2017 roku, 9.21 czasu lokalnego
Były już po śniadaniu i Nuke ostatni raz obchodziłą apartament, czy niczego nie zapomniały. Służbowy telefon Kalipso rozdzwonił się informując o przychodzącym połączeniu od Jakuba Fibińskiego.
Obdarzona bez wahania odebrała połączenie.
- Witam pana, coś potrzeba? - zapytała. - My właśnie zbieramy się na lot.
- Pilna sprawa. Potrzebujemy konsultacji, która nie jest na telefon. Prosimy o wizytę w Legionowie.
Erika zmarszczyła brwi zaskoczona jego prośbą.
- Jasne - odparła w końcu. - Zaraz wsiadamy do taksówki to będziemy wkrótce u was.
- Dziękuję. Pozwoliłem sobie wcześniej załatwić dla was służbowy transport. Powinien być za kilka minut pod hotelem. Do zobaczenia.
- Przygotowany - mruknęła do siebie po rozłączeniu rozmowy.
- Zmiana planów? - zapytała Nuke.
- Tak, zmiana planów - potwierdziła jej Erika. - Ciekawe czego dowiedzieli się od tych dwóch typów - dodała zakładając, że to o to chodziło Fibińskiemu.
Nuke spojrzała na ich spakowane torby.
- Bierzemy je ze sobą, czy później wrócimy? Mówił ile to zajmie?
Kalipso wzruszyła ramionami.
- Cholera wie. Ale wymeldowujemy się z hotelu. Najwyżej wrócimy tu - odparła lekko się krzywiąc.
- Ok - skinęła głową przyjmując to do wiadomości.
Pięć minut później były już poza hotelem, jadąc służbową Kią kombi ponownie do podwarszawskiego Legionowa.

Legionowo, baza SPdO, 10.18 czasu lokalnego
Byli na miejscu bardzo szybko, pomimo sporych korków. Kierowcy nie patyczkowali się, tylko wyciągnęli koguty i przejechali jako pojazdy uprzywilejowane.
Powitał ich ponownie porucznik Fibiński.
- Proszę tędy - zaprowadził kobiety do swojego biura, Kurt został na zewnątrz zajęty rozmową z oficerami, z którymi zdążył się zaprzyjaźnić.
- Jesteśmy po pierwszych przesłuchaniach obu Obdarzonych - zaczął porucznik, gdy już zamknęły się za nimi drzwi. - I sądzę, że odnieśliśmy spore sukcesy. A sprawa dla której tu panią ściągnąłem dotyczy jednej z informacji, którą wyrwaliśmy od Macieja Lisickiego, a którą potwierdził Paweł Drwal. Właśnie Drwal jest w bliskiej relacji z Adrią Lorencz. Potwierdziliśmy jej tożsamość - podał Erice świeżą teczkę personalną, na której widniało zdjęcie dobrze jej znanej młodej blondynki. - Pomyślałem, że chciałaby i w sumie powinna, się pani dowiedzieć jako pierwsza... zanim podejmiemy jakiekolwiek działania.

Meksyk, baza SPdO, 10 marca 2017 roku, 12.22 czasu lokalnego
Lekarze twardo ustawali przy tym, żeby ciągle mieć Theo pod obserwacją i zabraniali mu przemiany. Zmuszony był pozostawać w obrębie szpitala i w sumie to niezbyt często opuszczać swoje łóżko.
Na szczęście Dean operował jak przedłużenie jego woli. Jeszcze tego samego dnia gdy podjęli decyzję o współpracy McWolf zlokalizował lokalne biuro włoskiego banku, o którym wspomniał Theo. Okazało się jednak, że pod określeniem “lokalne” mieści się znaczenie “jedyne w Ameryce Północnej”.
Żeby je odwiedzić czekała ich podróż do Los Angeles.
Tymczasem do bazy wrócił Jack Vellanhauer i zaprosił Theo na rozmowę.
Uprzejmy pielęgniarz nalegał, by Obdarzony usiadł na wózku, pomimo tego, że mężczyzna był w stanie sam dojść na miejsce. To okazało się znajdować w byłej hali gimnastycznej, teraz przerobionej na miejsce do przemiany Obdarzonych. W najwyższym punkcie hala mierzyła jakieś osiem metrów i właśnie tam stał Obdarzony w postaci zbroi.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/53/e8/c3/53e8c31b87ee7d9558c9c213b495ee87.jpg[/media]

Właściwie to Obdarzona, bo tak wyglądała po przejęciu kolejnej mocy. Jej zbroja nie zmieniła się drastycznie, ale dosyć wyraźnie. Urosła do siedmiu metrów, a pancerz stał się odrobinę masywniejszy.
Była to jej druga przemiana. Do pierwszej doszło rankiem tego dnia. Czuła się dobrze a na ręce po powrocie do ludzkiej postaci została tylko blizna, która trochę swędziała.
Ostatnie dni się jej raczej nudziło. Lovan odpisał jej krótkiego smsa, w którym wyraził swoje nagłe zwątpienie tym, że wspomnienie Dove o przystojnym lekarzu było tylko żartem. Później kontakt z nim prawie się urwał. Po raz kolejny kobietę mogły najść wątpliwości czy to z powodu pracy.
Luckas był jeszcze raz gdzie wyprosił od niej jej aktualny numer telefonu i pożegnał się z nią, gdyż leciał załatwiać przenosiny do Argentyny. Nie zamierzał tracić czasu i postanowił czekać na nią już w Buenos Aires.
Dean nie zajrzał już ponownie do niej. Gdy poprosiła o kontakt, to okazywało się że zawsze miał coś do roboty i akurat był niedostępny.
W każdym razie Smaug o niej pamiętał i gdy dostała wreszcie od lekarza prowadzącego przyzwolenie na przemianę, to tego samego dnia postanowił załatwić ich sprawę. Dlatego teraz stała w formie zbroi czekając aż Vellanhauer zacznie przesłuchanie. Jej rola była w tym wszystkim oczywista

- Musimy wyjaśnić parę kwestii - zaczął Smaug, gdy pielęgniarz opuścił halę, zostawiając wcześniej Theo przy stoliku, przy którym siedział już Nadzorca Światła na Amerykę Północną. - Według kilku raportów jakie dane mi było przetrzymać, wzbudziły się we mnie wątpliwości co do pańskiej mocy bazowej. Mógłby pan jeszcze raz opisać na czym ona polega?

Nieznane miejsce, nieznany czas
Czas mijał. W pomieszczeniu pozbawionym okien i jakiegokolwiek czasomierza było to doznaniem traumatycznym. White miał wrażenie jakby minął rok od czasu jego przebudzenia się. Światło włączało się bardzo nieregularnie, jedynie na zmianę kroplówek, które często zdarzało mu się przesypiać. Kilka razy odwiedzał go fizjoterapeuta, który rozmasowywał jego kończyny, zapewne żeby zniwelować odleżyny. To i tak nie miało większego znaczenia, bo Elliot mało co czuł.
Wtedy też zaczynał jeszcze bardziej się bać. Co jeśli to nie był rok, tylko… kilka dni? W końcu nie miał jak tego zmierzyć, a jego postrzeganie rzeczywistości było nieustannie zaburzone. Nadal nie miał kontroli nad tym kiedy się budził a kiedy zasypiał.

- Wiesz dlaczego trafiając do Mroku nie zabili cię od razu? - ocknął się z półsnu. Ponownie przy jego łóżku siedział ten starszy mężczyzna. I tak nie potrafił rozpoznać jego rysów. Jakby wzrok mu się pogarszał. - Ponieważ dzięki łasce Kalipso miałeś już wtedy dwie moce. Tak, wiem o tym co naprawdę wydarzyło się tego dnia, gdy zginęli twoi rodzice - pokiwał głową. - Kalipso dała ci szansę, która ocaliła ci życie po ataku w samolocie nad Kanadą. W Mroku szanują Obdarzonych… ale dopiero takich gdy mają minimum dwie moce. Wiesz jak mówią na “jedynki”? Mięso. Mają chore pojęcie o tym, że nie należy marnować mocy. Nie liczą się życia. Tylko moce. Też taki jesteś?
Zamilknął na chwilę, po której kontynuował.
- Sądziliśmy, że zginąłeś, ale teraz twoja historia się wyklarowała. Trafiłeś pod opiekę Malcolma von Mazzentropa, który dał ci szansę powiększyć swój dorobek mocy i wzmocnić jego armię. Czyż nie? - zawiesił głos po tym retorycznym pytaniu.
- Byłeś tak obiecującym uczniem. Dobre wyniki w szkole, zawodach sportowych, popularność wśród przyjaciół… Duma rodziców. Czy myślisz, że dobrze oceniliby to jak wykorzystałeś swoją szansę? Że całe ich poświęcenie dla jedynego syna skończyło się tym? Że to wszystko na co cię stać?

Polska, Legionowo, baza SPdO, 16 lutego 2017 roku, 14.11 czasu lokalnego
Po przesłuchaniu miał już spokój do końca dnia. Podano mu całkiem dobre posiłki, lepsze niż wcześniej. Zresztą strażnicy zaczęli się lepiej w stosunku do niego zachowywać. Nawet podrzucili mu gazety sportowe, żeby mógł sobie coś poczytać.
Dopiero po południu kolejnego dnia przyszli po niego. Była to pora na kolejną dawkę środka przeciwko przemianie. Tym razem jednak nie było nikogo ze strzykawką. Pielęgniarz wyciągnął mu wenflon z przedramienia, po czym podał gazę i kazał przytrzymać by nie krwawiło. Kilkanaście minut później wyprowadzili Maćka na zewnątrz. Było dosyć chłodno, ale raczej następowała już odwilż.
To co jednak wprawiło Lisickiego w dreszcze nie była jednak temperatura ale siedemnastometrowy Obdarzony lewitujący kilkanaście centymetrów nad ośnieżonym trawnikiem nieopodal parkingów.

[media]http://pre03.deviantart.net/8918/th/pre/i/2003/37/a/6/mecha_2.jpg[/media]

Zaprowadzono go tuż obok i zostawiono samego, zdejmując kajdanki.
- Przemień się - usłyszał głos oficera SPdO, który go przesłuchiwał dzień wcześniej, a teraz trzymał megafon, przez który wydał ten rozkaz.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 26-06-2017, 18:51   #135
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.leisurecentre.com/Content/images/Attleborough%20Sports%20Hall%201.jpg[/MEDIA]

Hala do której został wprowadzony była satysfakcjonująco duża. Dla trójki, czy też nieco słabszej czwórki. Piątka, albo czwórka z żywiołem nie mogłaby się tutaj przemienić. Mruknął coś niezbyt koherentnego pod nosem gdy był podprowadzany do czekającego na niego "ważniaka" ze światła.

Theodor uśmiechnął się uprzejmie gdy usłyszał jego pytanie.
- Oczywiście. Z przyjemnością rozwieję wszelkie wątpliwości. Chciałbym tylko spytać jak ma szanowny pan na imię, oraz dlaczego pani… Jest w formie zbroi.

Jack postanowiła pozostawić wyjaśnienie sytuacji swojemu imiennikowi. Zbroja skrzyżowała ręce na piersi przyglądając się obdarzonemu bez słowa. Pozwalała by myśli obecnych w pomieszczeniu płynęły w jej kierunku, jak przyciągane magnesem opiłki żelaza.
- Jestem Smaug, nadzorca Światła na Amerykę Północną. Cheza jest w formie zbroi z mojego polecenia, proszę się tym nie rozpraszać - wyjaśnił.

- Oczywiście. Jakaś moc wpływająca na innych? To bardzo nieuprzejme z państwa strony, ale wróćmy do pana pytania. Chciał pan żebym opisał swoją moc. Moja moc pozwala mi dowolnie wpływać na metabolizm mojego organizmu, do pewnego stopnia też… Zmuszać je do różnych rzeczy. - myślami powrócił do tego jak zaleczył swoje rany. Cofnął się wtedy? Zdecydowanie tak. - Potrafię na przykład przywrócić je do stanu w jakim było kilka, kilkanaście sekund wcześniej, aczkolwiek wiąże się to z koszmarnym wydatkiem energetycznym. Potrafię też się drastycznie przyspieszyć, bądź wręcz przeciwnie zwolnić. W Grecji po potyczce z Obdarzonym spowolniłem się niemal do całkowitego zatrzymania funkcji życiowych, żeby się nie wykrwawić w czasie kiedy czekałem na pogotowie. Jeszcze coś?

Cheza wiedziała już wystarczająco, po jego pierwszych myślach. Bał się, nie pokazywał tego ale bał się, że ktoś za szybko odkryje czym naprawdę jest jego moc. Metabolizm był przykrywką, która brzmiała wiarygodnie, gdyby tylko krew nie wpłynęła do jego ciała z powrotem, zupełnie jakby przewinąć filmowa taśmę do tyłu. Metabolizm mógł zaleczyć rany, zasklepić je, Ale cofnięcie się krwi nie mogło być częścią takiej mocy. Cichę, dużo mniej elektroniczne, niż przy jej poprzedniej wersji zbroi westchnięcie wyrwało się Obdarzonej. Na razie czekała, miał jeszcze szansę by zacząć odpowiadać prawdziwie na pytania zadawane przez Smauga.

Westchnięcie kobiety przykuło uwagę przepytywanego Obdarzonego. Rzucił na nią wzrokiem, po czym skupił się na na Smaugu.
~ Zasłania mi pani okno.
Obdarzona nie poruszyła się, nie odpowiedziała też na zaczepkę Theo. Świecące, jasnym, turkusowym kolorem diody, umieszczone w miejscu gdzie ludzie powinni mieć oczy zalśniły intensywniej, kiedy zbroja na chwilę odwróciła wzrok na Smauga.

- Wcześniej nie wspomniał pan o możliwości… cofania organizmu do wcześniejszego stanu. O ile przyspieszenie bądź zwolnienie przemian chemicznych zachodzących w własnym ciele jest zrozumiałe, to jednak cofnięcie krwi i ponowne połączenie naczyń krwionośnych jest czymś zupełnie innym. Gdyby to była kontrola metabolizmu, to wystarczyłoby przyspieszenie odbudowy uszkodzonych komórek, a to co pan zrobił było czymś zupełnie innym - ten mężczyzna był zupełnie inny niż ci z którym do tej pory rozmawiał Theo. Miał wrażenie, jakby rozmawiał z wcieleniem Juliusza Cezara, albo wręcz samego Aleksandra Macedońskiego. Charyzma bijąca od Smauga sprawiała, że Theo mimowoli zaczął się pocić.

- Masz mnie. - Theo mruknął pod nosem i schował twarz w dłoniach. Został przyparty do muru, a osoba z którą rozmawiał była… Imponująca. Chwilę poświęcił na namysł, po czym wyprostował się w krześle. Raczej nie miał już po co kręcić.
- Faktycznie, powinienem był się zwyczajnie przyspieszyć, ale nie mogłem się powstrzymać przed sprawdzeniem czy uda mi się cofnąć swoje rany. Pozwolisz że przedstawię się ponownie. - Obdarzony odkaszlnął - Nazywam się Theos, moją podstawową mocą jest “kontrola nad strumieniami czasu” jak nazywali ją moi… Współbracia. Moc ta pozwala przesuwać dowolne przedmioty i osoby czy to w przód, czy w tył na… Obecnej linii czasowej. Przesuwanie obiektów organicznych jest o wiele bardziej wymagające niż martwych, moc nie ma niemal żadnego efektu na innych Obdarzonych. Przesuwanie obiektów w tył jest trudniejsze niż w przód, jest to związane z… Kinetyką czasu. Rzeczywistość opiera się takim manipulacjom. Przypuszczam że wielokrotnie wykorzystywałem tą moc na sobie i z tego bierze się moja amnezja. Jeśli wierzyć temu co odkryłem do tej pory jestem najstarszym żyjącym Obdarzonym, albo perfekcyjnym obiektem do zamknięcia w szpitalu psychiatrycznym.

Dove do tej pory stojąca w bezruchu, delikatnie skinęła głową, nie wiadomo czy by podkreślić prawdomówność przesłuchiwanego, czy by dać jakiś znak Smaugowi. Jednak nie odezwała się, nie wyraziła swoich myśli i obaw na głos. Theo był na terenie Ameryki Północnej czyli placu zabaw Jacka, niech on decyduje co z nim zrobić.
Smaug przez chwilę się zamyślił i pokiwał głową.
- To wiele wyjaśnia - stwierdził krótko. Jeśli był pod wrażeniem opowieści Theo to w żaden sposób tego nie zdradził. - Choć jeszcze więcej pytań się pojawia. Czy mogę prosić pana o przemianę i krótką demonstrację mocy?

- Oczywiście. - Theo wstał z krzesła i spokojnie się rozebrał. Ubrania złożył z typowym dla doświadczonych Obdarzonych pietyzmem i położył na wózku. Ten odsunął od siebie o dobre trzy metry, usiadł po turecku i się przemienił. - Niech pan podrze kilka kartek papieru. - poinstruował Smauga po czym skupił swoją moc na powstałych resztkach. Papier posłusznie złożył się w całość, nie pozostawiając na sobie najmniejszego śladu.

- Rzeczywiście... Jednak poproszę o jeszcze jeden test, proszę chwilę poczekać - z hali na chwilę i wrócił z doniczką z azalią. Pąki jeszcze nie były w pełni rozwinięte. - Mógłby pan spróbować na tym? - położył doniczkę na podłodze.

- Oczywiście. - Theo potwierdził i przyspieszył upływ czasu dla rośliny. Początkowo robił to powoli by w trakcie zwiększyć dynamikę procesu. - Problem polega na tym że przesuwając roślinę w przód przesunę ją w zamkniętym środowisku. Bez dodatkowej wody. Bez większej ilości dwutlenku węgla. Bez większej ilości światła. Przypuszczam że zużyje wszystkie dostępne surowce po czym uschnie.
Jak zapowiedział, tak się stało. Początkowo pączki zaczęły rozkwitać, ale w następnej roślina po prostu zaczęła usychać.
- W porządku, wystarczy. Może pan wrócić do ludzkiej postaci - zarekomendował Smaug.

- Tak jak się spodziewałem. Moja moc jak najbardziej przesuwa w czasie, ale wciąż aplikacji podlegają wszelkie prawa dynamiki i entropii. Nieco inaczej wygląda to przy dostępie dodatkowych źródeł energii. Na przykład mając żywioł, myślałem o grawitacji, bądź elektryczności, byłbym w stanie zastąpić te niedobory energetyczne z własnego organizmu, ale to bardziej teoria. - Theo westchnął i wrócił do ludzkiej postaci. Spokojnie się ubrał i podprowadził sobie wózek na którym wygodnie usiadł. - I co teraz pan ze mną zrobi? Jaka kara na mnie czeka za zatajenie natury mojej mocy?
 
Zaalaos jest offline  
Stary 26-06-2017, 19:01   #136
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/f7/1d/ae/f71dae90f8281145063bbff3ef41dd14.gif[/MEDIA]

Panna Dove przyglądała się temu z zainteresowaniem, ale była tu tylko w jednym celu, miała dopilnować by, to co usłyszy, albo czego dowie się Smaug było prawdą. Cel został osiągnięty i to dużo łatwiej niż myślała. Teraz tylko pozostawało czekać na werdykt Nadzorcy Ameryki Północnej i będzie mogła wrócić do siebie.
- Czyli pana poszukiwania przeszłości… Wiążą się z tą amnezją - nie zapytał, ale stwierdził. - Pańskie istnienie i moc dowodzi teorii propagowanej przez świętej pamięci profesora Massashiego. Wygląda na to, że Kalipso przekazała fundusze na ważny cel. - wziął głęboki wdech. - Nie będę przeszkadzał panu w kontynuowaniu badań, podtrzymam fundusze zagwarantowane przez Nadzorcę Europy, ale ponawiam jej prośbę o regularne raporty z odkryć. Drugą sprawą jest pana moc. Jeśli moje domysły są słuszne, to niezależnie od jej wartości ofensywno-defensywnych, jest to odpowiedź na zagadnienie nieśmiertelności. W związku z tym priorytetem jest utrzymanie tego w tajemnicy, w innym przypadku stanie się pan celem każdego Obdarzonego o niecnych zamiarach. Dlatego nalegać będę na przydzielenie panu ochrony.
Theo podrapał się po brodzie ważąc słowa Smauga.
- Ma pan rację. Prosiłbym żeby informacja o mojej mocy nie została wpisana do akt. Chciałbym żeby istniała tylko w formie ustnej między naszą trójką i pana zwierzchnikiem. Bez wątpienia mają państwo świetne metody chroniące przed przeciekami, ale strzeżonego pan bóg strzeże i tak dalej. Co do ochrony… Może młody McWolf? Świetnie mi się z nim współpracowało i zdążyłem się już do niego przyzwyczaić. Czuję też że jest osobą której mógłbym zaufać.
Stojąca pod ścianą zbroja, poruszyła się niespokojnie na wspomnienie o McWolfie. Jackie bardzo nie podobał się pomysł, by Dean był pod wpływem tego człowieka. Jego podejście, do mocy, życia, nie życia i całej tej ‘ludzkiej” otoczki było jasne, a raczej właśnie ciemne. Gdyby nie to, że widziała jego kryształ dałaby sobie rękę uciąć, że jego odcień ma ciemną barwę. Nie chciała się odzywać, ale w końcu jej wewnętrzna potrzeba opieki nad jej podopiecznymi przeważyła.
- Czy mogłabym coś zasugerować? - trochę trzeszczący, jak stare radio głos poniósł się w eterze.
- Słucham - Smaug spojrzał na Chezę.
- Wstrzymałbym się z wyznaczaniem McWolfa, jako ochrony. Jeśli znajdziesz chwilę chciałabym porozmawiać na jego temat, później. - stwierdziła mgliście Cheza.
- Dobrze, ustalimy to później. Jeszcze jedna sprawa... Odnośnie tej amnezji, czy podejrzewa pan jej przyczyny? - Vellanhauer zwrócił się do Theo.
- Prawdopodobnie cofając się w czasie cofam też niektóre powiązania między neuronami w mózgu. Nie wiem tylko czy to zamierzone. Generalnie mam dostęp do całej wiedzy, ale dopiero jak coś ją… Wyzwoli. Miewam wizje tego co było dawniej. Jak na coś spojrzę, albo usłyszę to nagle wiem jak to robić, albo mój umysł wypełnia się wiedzą na ten temat. Teraz staram się ustalić czy nie zostawiłem sobie jeszcze jakichś wskazówek które mogłoby “odblokować” więcej z moich wspomnień. Możliwe też że robię to z premedytacją, za każdym razem “odświeżając” plastyczność mojego umysłu by nauczyć się nowych rzeczy. Ale to wszystko tylko teorie. Teraz… Czuję że powód jest inny, ale nie jestem wstanie go uchwycić. - odparł uczciwie Złoty.
- Cofnięcie w czasie powiązań pomiędzy neuronami wymagałoby olbrzymiej precyzji... i zupełnie nie pasowałoby do tych wizji. To raczej mentalna blokada, jaką się spotyka u niektórych osób po traumatycznych przeżyciach. Jak sądzisz - Smaug zwrócił się do Chezy - możemy coś z tym zrobić?
- Jeśli pan Theodor wyrazi zgodę, mogłabym spróbować, ale nic nie obiecuję. - zbroja stwierdziła, po krótkim namyśle.
Theo przymknął oczy. Czy on to wcześniej zaplanował? Czy patrzył tak daleko w przyszłość?
- Telepatia? Możesz spróbować, ale wszystko co odkryjesz zostaje między nami. Jak między terapeutą a pacjentem.
Cheza spojrzała na Smauga, wyczekując jego reakcji, nie dostrzegając sprzeciwu z jego strony, powoli skinęła ciężką głową.
- Postaram się to zrobić delikatnie, ale to może być dziwne uczucie, uprzedzam. Proszę się nie bronić. - powiedziała, głosem zdartej płyty gramofonowej i wykonała jeden krok w kierunku Theo. Turkusowe diody, rozświetliły się mocniej, gdy mocą naparła na jego umysł, chcąc wedrzeć się do środka.
Obdarzony nie opierał się natarciu. Pozwolił by kobieta wbiła się do jego umysłu, ale nie był przy tym całkiem bierny. Przyzwał obraz swojej ukochanej i skupił się na nim. Musiał wiedzieć co zrobiła. Czy jej poświęcenie było tego warte.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/2a/e4/ff/2ae4ffad2ad2e70367660deb3bcb3df7.jpg[/MEDIA]

Bywała w takich umysłach, mniejszych, z bardziej ograniczoną przestrzenią, ale widziała podobne. Przypominające wysoki budynek, zbudowany na stalowym szkielecie, którego korytarze łączyły się ze sobą w zawiły sposób, piętra przenikały pomiędzy sobą i nie sposób było określić gdzie jedno się zaczyna, a gdzie swój początek ma drugie. Labirynt, drzwi, ślepych zaułków, zaciemnionych korytarzy i rozświetlonych okien. Mogła by krążyć tutaj godzinami, ale postanowiła iść w głąb, pomijając wszystkie drzwi, które były otwarte. To były najświeższe wspomnienia, te, które znał on sam, dlatego parła dalej. Jej świadomość, podążyła ciemną ścieżką, nie przyglądając się cieniom na zamkniętych drzwiach, unikając instynktownie mroku. Wiedziała, że coś znajdzie, a kiedy kobieta o ciemnych włosach zamajaczyła w blasku, wiedziała, że to dobry trop. Ale wydarcie tych wspomnień nie miało być łatwe. Cheza zawahała się, kiedyś już stała przed podobnym wyborem, różnica była taka, że tamten mężczyzna się broił, tym razem Theo nie stawiał oporu. Dlatego po bardzo długiej sekundzie wahania, nacisnęła na drzwi, raz, za razem, mocniej, szybciej, dokładniej, precyzyjniej z każdym uderzeniem.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vyn8gAYtNu4[/MEDIA]
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 01-07-2017, 01:04   #137
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Męka trwała dalej, nieprzerwanie. Nie miał żadnej kontroli nad swoim ciałem, ponownie tracił i odzyskiwał przytomność i pozostawało mu tylko istnieć. W głowie krążyły mu cały czas te same myśli, tworząc błędne koło wysysające coraz bardziej jakikolwiek sens życia. Z czasem tak się przyzwyczaił do bólu i żalu, że przestał na niego zwracać uwagę. On po prostu tam był, a on w swoim otępieniu mógł tylko trwać i marzyć o tym, żeby to się skończyło. Często myślał o tym, jak mógłby odebrać sobie życie, ale nic nie przychodziło mu do głowy.

Mężczyzna znowu był przy nim. Chyba sprawiało mu przyjemność pastwienie się nad nim. Jego słowa jednak nawet go nie bolały, samemu już wielokrotnie zadawał sobie te pytania, były co najwyżej źródłem irytacji. Ewidentnie czegoś od niego chciał. I choć tak naprawdę jego życie już się skończyło i wszystko było mu obojętne, to zdecydował się odezwać. Ten dysfunkcyjny dialog był najbardziej ludzką rzeczą, na jaką mógł teraz liczyć.
- A więc znasz moją historię. W takim razie powinieneś wiedzieć, że nie miałem wyboru. – jego głos był wyprany z wszelkich emocji – Czemu tu jesteś? Może gdybyś lepiej wykonywał swoją pracę, moi rodzice dalej by żyli... Nie zamierzam ci się spowiadać.
Stary mężczyzna pokręcił głową.
- Czyli uważasz, że za śmierć tego Obdarzonego, którego upolowałeś w Kambodży odpowiadam ja i moi towarzysze, bo nie potrafiliśmy go obronić? Wina nie leży po twojej stronie tego kto go zaatakował, czyli w tym przypadku ciebie? - zapytał.
To było trudne pytanie. Normalnie pewnie dałby inną odpowiedź, ale teraz mógł być bardziej szczery niż zwykle.
- Co mogłem innego zrobić? Dostałem propozycję nie do odrzucenia. – zawahał się przez chwilę – A nawet jeśli mogłem odmówić, to byłoby okazanie słabości. Chciałem zdobyć więcej mocy, bo tylko tak byłbym bardziej dla nich użyteczny. Nie będę kłamał, czerpałem też z tego przyjemność... Jestem winny, tak. Ale nie tylko ja. Poza tym, ten facet był jednym z was? Był zarejestrowany? Zdawało mi się, że nie chciał waszej ochrony. Ja natomiast na nią liczyłem i jak to się skończyło?
- Nie twierdzę, że jesteśmy zupełnie bez winy. System ochrony zarejestrowanych Obdarzonych nie jest doskonały, ale na razie nic lepszego nie wymyśliliśmy. Tamten mężczyzna w Kambodży wybrał własną ścieżkę życia, nie nam oceniać co z nim chciał zrobić, dopóki nie zabierał go innym. Nie oskarżam cię też o to, że chciałeś przeżyć. Ale był moment, w którym mogłeś podjąć inną decyzję prawda? Zawsze taki jest - Elliot miał dziwne wrażenie, że ten mężczyzna mówił teraz trochę o sobie samym.
- Pewnie był, ale to nie jest takie proste. Gdybym spróbował uciec Mrok dołożyłby wszelkich starań, żeby mnie ukarać. A wiedziałem, że Światło nie da rady mnie ochronić. Poza tym, traktowali mnie tam dobrze. Na pewno wolałem tamto miejsce od sierocińca, do którego normalnie bym trafił... Nawet jakbym wtedy się poddał nie zostawiliby mnie w spokoju. Nigdy nie było łatwego wyjścia z tej sytuacji. – westchnął – Ale to nie ma już teraz znaczenia. Słowa niczego nie zmienią. Czemu tu jesteś? Chcesz wyciągnąć ode mnie informacje? Nie liczyłbym na to. Nie zdradzę ostatniej rzeczy, jaką jeszcze mogę.
- Nie jesteś w stanie powiedzieć mi niczego, czego do tej pory bym już nie wiedział, - zapewnił go - a dlaczego z tobą rozmawiam? - zamyślił się na chwilę. - Ponieważ mogę, a ty musisz mnie wysłuchać. I oczywiście chciałbym byś zrozumiał co zrobiłeś źle. Każde twojej wytłumaczenie opiera się na tym samym. Mi, ja, mnie. Za każdym razem myślałeś o sobie. To oczywiście zrozumiałe, ale spójrz na to z innej strony. O czym myślała Kalipso ratując ci życie w Londynie? Albo walcząc z Desolatorem nad Chicago? Jak sądzisz?
Ciekawy człowiek. Oczywistym było, że nie jest jego przyjacielem, w końcu jeszcze niedawno skazał go na dożywocie. Ewidentnie chciał jednak coś mu wykazać, udowodnić. Elliot nie rozumiał, po co jego gość się fatygował. Jeśli myślał, że koniec końców przyzna mu rację to czekało go rozczarowanie. Dobrze wiedział, co zrobił źle, nie potrzebował kogoś, kto mu to wytłumaczy. Nie miał ochoty słuchać pouczeń, ale obcy miał rację: musiał go wysłuchać. Było to też mimo wszystko lepsze niż leżenie samemu.
- Zapewne myślała o innych, przekładając ich dobro nad swoje. Zachowanie godne podziwu. Ale jaki to ma związek ze mną?
- Byłbyś w stanie zachować się tak jak ona? - zapytał. - Odpowiedzieć na to pytanie musisz przede wszystkim sobie.
- Zachowam więc odpowiedź dla siebie. Ale i tak nie ma ona znaczenia, okazji do sprawdzenia już nigdy nie będzie… - westchnął ponownie - Jak długo już tu jestem, czymkolwiek to miejsce jest? Cela bez okna ma być specjalnym rodzajem kary?
- Odpowiedź zawsze ma znaczenie - odparł. - A to miejsce? Raczej nie masz lepszych warunków niż ktokolwiek inny tutaj mieszkający. Okna to tylko słabość konstrukcyjna na ośmiu tysiącach metrów ponad poziomem morza.
Przez dłuższą chwilę rozmyślał intensywnie, próbując skojarzyć fakty. Wiedział, że był w jakiejś bazie Światła, a która baza mogła znajdować się tak wysoko? Jedyne co przychodziło mu do głowy to ta najważniejsza, główna, do której miał się wybrać po Chicago. To było ironiczne, że koniec końców i tak tu trafił, to jest o ile miał rację.
- Nie wiedziałem, że to miejsce funkcjonuje też jako więzienie. To tu spędzę resztę swojego życia?
- Wiele na to wskazuje - mężczyzna pokiwał głową, ale w tonie jego głosu było czuć żal. - Zapytam po raz ostatni i dam ci już spokój, ale oczekuję szczerej odpowiedzi. Nie grożą ci żadne konsekwencje, jakakolwiek ona będzie. Co byś zmienił w swoim minionym życiu?
- Chcesz szczerej odpowiedzi, w porządku. Gdybym mógł, uniknąłbym rejestracji – wtedy nic z tego by się nie wydarzyło. Po sylwestrze wcześniej wrócił do domu, może zdołałbym obronić rodziców. Szybciej wyskoczył z samolotu, żeby uniknąć porwania przez Mrok. Spędził więcej czasu z Yun. Uciekłbym wam w Kambodży, bez żadnych ofiar. Najbardziej chciałbym nie zranić sam siebie, w rozdarciu pomiędzy jedną a drugą ścieżką. Wyborów, które podjąłem w sytuacjach w których zależało czy odbiorę życie, nie cofnąłbym, choć nie były tylko ode mnie zależne. Zawsze tak zdecydowałbym, chciałbym tylko nie zostać postawionym nigdy w takiej sytuacji. Odwiedziłbym grób rodziców, żeby móc się pożegnać. I zginąłbym w walce w Kambodży, gdzie powinienem. Gdzie moja historia zakończyła się. – zatrzymał się, próbując opanować drżący głos – Najchętniej po prostu wymazałbym ostatnie dwa miesiące, żył dalej swoim nudnym życiem, nie doświadczając tego wszystkiego. Bo choć czasem myślałem, że to moja droga do czegoś większego, która pozwoli mi zostawić swój ślad w historii, to ostatecznie okazała się być martwym końcem, jedną wielką niesprawiedliwą pułapką i kłamstwem...
Otworzył się i choć trochę tego żałował, to dobrze było wyrzucić z siebie to wszystko. Niech tamten zrobi z tym co chce, to nie miało znaczenia. Nikt go już nigdy nie zrozumie i nie zaakceptuje. Wszelka motywacja i chęć do życia, która może jeszcze w nim była ostatecznie znikła, gdy wypowiedział tą listę przeklętych wydarzeń, które go zniszczyły i których w żaden sposób nie cofnie. Zrozumiał dobitnie, że nie wisiał już na krawędzi. On spadał i czekał tylko na koniec, który szybko nie nadejdzie. I najlepsze na co może liczyć to żal ludzi stojących nad przepaścią, którzy może nawet nieumyślnie go zepchnęli.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 01-07-2017 o 01:08.
Kolejny jest offline  
Stary 02-07-2017, 16:34   #138
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Wpatrywała się tępo w zdjęcie swojej młodszej siostry. Pewnie gdyby nie siedziała to właśnie by się pod nią nogi załamały. To było tak bardzo nierealne, że nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Jakby w jednej chwili zapomniała jak się wysłowić. Gorączkowo zaczęła pamięcią wracać do wieczoru kiedy spotkała się z Adrią i temat zszedł im na facetów.
“W bibliotece znalazła sobie kryminalistę i mordercę z ciemnym kryształem” pomyślała z niedowierzaniem kręcąc głową. Dopiero teraz przypomniało jej się, że rzeczywiście chłopak Adrii miał na imię Paweł, a nazwisko... No jak teraz pomyślała to nawet poznała go ze zdjęcia w telefonie jakie pokazała jej siostra.

Nie odrywając spojrzenia od akt Erika przeklęła pod nosem siarczyście. Ale, że w swym rodzimym języku, to nikt tego nie zauważył.
- Ja ją chyba zatłukę - mruknęła po węgiersku i zakryła twarz w dłoniach. Po chwili wyprostowała się i spojrzała na Fibińskiego. - Zabieram dupka do Niemiec - stwierdziła już w języku angielskim.
- Eee… - porucznik na chwilę się zawiesił. - Ale transport międzynarodowy to podchodzi po ekstradycję. Nasze prawo zabrania traktowania w ten sposób polskich obywateli, nawet jeśli… to tacy obywatele - zaoponował, ale jego ton głosu nie był przekonujący.

- Panie Fibiński, z uwagi na to jak niebezpieczny jest Drwal oraz przez to, że w tej chwili w Polsce nie ma żadnego Obdarzonego zdolnego w siłach SPdO by zachować bezpieczeństwo zmuszona jestem skorzystać z dyrektyw NATO. Z tego co pamiętam Polska jest członkiem więc i tu obowiązują te przepisy - powiedziała oficjalnym tonem Erika i zaczęła z torby wyciągać swój komputer. - Zaraz przygotuję pismo na mocy, którego przekonwojuję Drwala do najbliższej jednostki SPdO, która jest w stanie zająć się poziomem zagrożenia jakie jego osoba generuje. Czyli do Rammstein - mówiąc to położyła sobie laptop na kolanach i zaczęła szukać odpowiedniego druku na dysku.

- Jeśli tak pani to stawia… - miała wrażenie, że pójdzie na wszystko jeśli to ona będzie tą, która nadstawia karku. - Trzeba to zrobić szybko, ale i tak proszę się liczyć z pozwami - ostrzegł ją.
- Mamy całkiem dobrze rozwinięty dział prawny - odparła mu bez zawahania. Znalazła odpowiedni plik, otworzyła go, zapisała jako nowy dokument opisując datą i krajem w nazwie po czym zaczęła uzupełniać pola wykropkowane.

- W takim razie pozostaje kwestia drugiego z nich… Mamy go prawie na widelcu, jednak pozostaje nam ostateczna weryfikacja, jaką jest przemiana przy świadkach. Możemy liczyć na pani asystę? Planujemy to zrobić dzisiaj po południu.

Lorencz skinęła głową nie odrywając spojrzenia od ekranu. Musiała dokończyć tą sprawę jeśli nie chciała być ściągana ponownie do Polski, po raz kolejny do sprzątania po trupach.
- Przygotujcie mi Drwala do transportu, a ja zajmę się asystą gdy ten drugi już będzie w stanie się przemieniać - poleciła.
- Tak jest - zasalutował i poszedł wykonać jej rozkazy.
Jane przyglądała się Erice w skupieniu. Wyglądało jakby chciała coś powiedzieć, ale odpuściła.

Kilka minut później otrzymali informację, że Lisicki będzie gotów do przemiany po godzinie czternastej. Natomiast samolot był już gotowy i wylot do Rammstein zaplanowano na godzinę dziewiętnastą. Wedle planu w Niemczech mieli być dwie godziny później.

Czas mijał szybko. I nic dziwnego, bo wiele się w międzyczasie działo. W trakcie obiadu, usłyszeli syreny policyjne, których źródło musiało być na parkingu. Wyjaśnienie pojawiło się wraz z porucznikiem Fibińskim.
Mianowicie prawniczka Drwala oskarżyła Światło o porwanie obywatela Polski i wezwała… Policję. Pojawił się mały impas, ponieważ gliniarze wypełniali swoje obowiązki. Zaczęło się więc przepychanie kto tu nad kim ma większe kompetencje.
Był to podręcznikowy przykład konfliktu. Polski rząd co prawda ratyfikował dobre pięć lat temu ustawę o pełnomocnictwie Światła i SPdO w sprawach Obdarzonych, ale do tej pory nie poprawił swojego wewnętrznego prawa w tym zakresie. Kilkukrotnie grożono im karami za to, ale nadal ten wątek tkwił gdzieś w molochu biurokracji.

Biorąc to pod uwagę to rzeczywiście nietrudno było o zamieszanie i nie było się co dziwić osobom decyzyjnym z różnych szczebli, gdy ktoś nacisnął na nich grożąc oskarżeniami do Strasburga. Brak jasności w przepisach po prostu to umożliwiał. Erika przypatrywała się temu z dezaprobatą. Na szczęście Fibiński mając dosłownie za plecami Nadzorcę poczuł się pewniej i nie wahał się używać ostrych argumentów. A to był zupełnie inny poziom negocjacji. Więc o Drwala upomnieć mógł się w tym momencie jedynie prezydent Polski, a tak się składało, że z nim sobie dnia poprzedniego Kalipso ucięła krótką pogawędkę po swoim pokazie w Warszawskich Łazienkach.

Dwie kawy później, o godzinie czternastej Lorencz zaczęła szykować się do asysty przy przemianie Lisickiego. Z tego powodu mocno zdenerwowana znów był Nuke, odpowiedzialna za bezpieczeństwo Nadzorcy. Z tego powodu Kurtowi oberwało się za samo to, że za głośno oddychał czy myślał.

***

Jechali na sygnale, ale wiele to nie pomogło. Cztery cywilne Kie, z wystawionymi, migającymi kogutami, dowiozły ich pod sam samolot. Przybyli spóźnieni. Całe szczęście jedyne z czym to się wiązało to dwukrotnym opóźnianiem planu lotu. Powrót mieli w liczniejszym gronie. Wystartowali.
Nuke wyglądała jakby miała przywalić każdemu kto tylko waży się krzywo na nią spojrzeć, Kurt starał się nie zwracać na siebie uwagi więc siedząc w kącie pokładu, w ciszy oglądał coś na telefonie. Natomiast Kalipso siedziała naprzeciw swojego przyszłego niedoszłego szwagra. Drwal nie wyglądał na zadowolonego z wycieczki, ale nie odezwał się słowem nawet raz od czasu wyjścia z celi.
Erika stukała paznokciami o podłokietnik i wpatrywała się w widoki za oknem. Pierwsza złość już jej zdążyła przejść. Już nie miała ochoty wypchnąć gościa z pokładu przy pierwszej okazji. Dużo jednak i intensywnie myślała o całej sytuacji, co dalej powinna zrobić. Wciąż jeszcze nie poinformowała Adrii o tym. Nie miała pojęcia jak zareaguje na wieść, że jej ukochany jest oskarżony o popełnienie brutalnych morderstw. Zastanawiające było to ile musiała wiedzieć jej siostra o tym mężczyźnie.

Po drugiej stronie fotela, na którym siedziała Węgierka, znajdowała się walizka z fiolkami zawierającymi bloker, którym miała faszerować Polaka co jakiś czas. Lorencz dokładnie odliczała czas.
- Byłoby źle, gdybyś się pomyliła z terminem i rozmiarem dawki, prawda? - zapytał widząc to jak Erika spogląda na walizkę. - Z czego zrobiono ten płyn? - mówił po angielsku, ale z dosyć mocnym słowiańskim akcentem.
Kalipso rozumiała go doskonale.

Blondynka spojrzała na niego, mrużąc gniewnie oczy. Już miała go zignorować, ale usilne ignorowanie go mogło być zagrożeniem ich bezpieczeństwa.
- Całe mnóstwo świństwa w tym zmieszali - odparła mu, krzyżując ręce przed sobą.
- To na pewno. Mam wrażenie jakbym był na karuzeli. Trudno skoncentrować myśli... Choć jeśli skupię się dostatecznie długo na Adrii... To myślę, że mógłbym się przemienić - spojrzał jej prosto w oczy.
Erika uśmiechnęła się nieznacznie, wręcz wyzywająco. Pochyliła się lekko ku niemu, nawet na chwilę nie odrywając od niego wzroku.
- Możesz próbować - wzruszyła ramionami. - Ale czy potrafisz latać?
Parsknął śmiechem, ale nic nie odpowiedział. Na to stwierdzenie brakło mu argumentów.
Lecieli w ciszy następne kilkanaście minut.
Kurt w tym czasie sieknął sobie drzemkę, natomiast Nils świdrowała wzrokiem Drwala nieustannie.
To było tak natarczywe, że w pewnym momencie Polak powiedział do Węgierki:
- Gdyby nie okoliczności, to zachowanie twojej podwładnej odebrałbym jako usilną prośbę zwrócenia na siebie uwagi. Adria ma bardzo silny instynkt terytorialny i reaguje bardzo… porywczo w takich sytuacjach.

- Zapewniam, że nie jesteś w jej typie - mruknęła od niechcenia Lorencz. Ewidentnie Drwal chciał ją wkurwić, a Obdarzona zastanawiała się jak bardzo jest konieczne dowiezienie go żywego. W myślach nawet oceniała ile więcej papierologii i tłumaczenia się by wygenerowało, gdyby zamiast niego przywiozłaby strzępek ciała.
Na jej słowa mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
- Dla mnie to jest bez znaczenia. Oprócz Adrii inne kobiety mnie nie interesują. Jesteśmy dla siebie całym światem - stwierdził z przekonaniem. - Jesteście bardzo podobne, choć Adria zdecydowanie bardziej pozytywnie na świat patrzy. Można by powiedzieć, że jest w tym odrobina naiwności, ale dla mnie jej niezachwiana wiara w dobro jest bardzo ważna.
Erika uniosła brew w mocnym zdziwieniu słowami mężczyzny. Zaraz jednak zastąpiło je znużenie.
- No to strasznie zjebałeś - westchnęła. - Jak dowie się, co zrobiłeś w Polsce, to pewnie cię znienawidzi - dodała bez emocji.
- Suma cierpień przewyższa u człowieka znacznie sumę rozkoszy - odparł swoim pozbawionym emocji głosem. - Nie mam przed nią żadnych tajemnic.

Węgierka tylko pokręciła głową. Drwal wydał jej się nawiedzony, albo mocno pod wpływem środka blokującego przemianę.
- Oh, czyli zwierzyłeś jej się z każdego popełnionego morderstwa? Dobrze wiedzieć - mruknęła z nutą pogardy w głosie.
- Zalatuje hipokryzją słyszeć przytyki z ust piątki - odparł od razu.
- A jednak jest między nami znacząca różnica która czyni z ciebie mordercę i przestępcę a mnie "tą dobrą", przez co to nie ja jestem tu skuta i na blokerze - powiedziała od niechcenia.
- Kwestia danej chwili - wzruszył ramionami. - Wypadkowa wydarzeń i kilku przypadków. Gdyby SPdO nie zaatakowało w Wołominie moich ludzi, pewnie poznalibyśmy się dopiero na obiedzie u twoich rodziców.
Węgierka pokręciła głową.
- Mówisz o tych którzy tak pięknie cię wsypali? Przesłychujący policjanci mieli bezcenne miny gdy spisywali zeznania - stwierdziła. - Masz popieprzone postrzeganie świata. Ale nie ty jeden i nie ostatni. Gdybyś nie zaczął mordować to nadal byłbyś wolnym człowiekiem i mógłbyś żyć sobie swoim radosnym życiem mafiozy. Ale musiałeś się zabawić w boga i teraz poniesiesz tego konsekwencje.
- Konsekwencje poniosą zwykli ludzie w Polsce. Nie zdajesz sobie sprawy ilu niezarejestrowanych Obdarzonych siedziało do tej pory cicho w związku z strachem przede mną. Robiłem większą robotę niż cały tamtejszy oddział SPdO.

- To może teraz się w końcu zarejestrują, gdy zobaczą, że w końcu zostałeś zamknięty i skończył się terror, zaczną współpracować dla dobra ogółu Obdarzonych - Erika spojrzała na zegarek. Wstała ze swojego miejsca i podeszła do torby z fiolkami. Wzięła jedną i załadowała ją do strzykawki pistoletowej.


- Pochyl się - nakazała mu, podchodząc do niego.
- Gniewu ani nienawiści nie wolno okazywać nigdy inaczej jak czynem - podał jej rękę. - Zobaczycie sami jak to się skończy.

- Uważaj bo jeszcze uwierzę, że ci zależy na czymś innym niż na twoim własnym proficie - sarknęła Lorencz. Drwal działał jej na nerwy. Erika pochwyciła go za ramię i ustawiła go sobie tak by odsłonić sobie jego bark. Bez zwłoki i nie czekając na jego reakcję, wbiła się mu w skórę i wstrzyknęła dawkę. Odsunęła się i wróciła do torby gdzie schowała narzędzia. Na jej szczęście lot trwał tyle że nie były konieczne już dalsze iniekcje.

Na powrót zajęła swoje miejsce, naprzeciw Polaka.
Ten nie odezwał się już więcej do końca lotu, tylko cały czas uśmiechał się nieznacznie. W Kalipso mogła odnieść wrażenie, że Polak cieszy się, jakby wszystko odbywało się zgodnie z jego planem.

***

Lot w towarzystwie Drwala był uciążliwy dla Eriki na tyle, że z wielką ulgą przyjęła informację od pilota, że za kwadrans będą lądować. Była już późna noc kiedy wylądowali i wysiedli z samolotu. Lorencz wraz z Nuke zaprowadziły Drwala do celi i zostawiły pod ochroną wojskowych. Teraz już Erika jedyne o czym marzyła to wrócić do swojego służbowego mieszkania i zasnąć.
Jeszcze zahaczając o swoje biuro, zadzwoniła do Boyarda informując go, że on w pełni przejmie sprawę Drwala, z uwagi na to, że ona sama nie jest w stanie tego prowadzić dalej z uwagi na powiązanie rodzinne. Z Francuzem ustalili, że rano spotkają się i omówią jeszcze wszystko, zanim podejmą jakiekolwiek decyzje.

Erika nie zadzwoniła do siostry pomimo tego, że na jej telefonie widniało nieodebrane połączenie od Adrii. Również nie była w stanie odpisać na wiadomości Williama. Była zbyt zmęczona, niezdolna do jasnego myślenia. Po powrocie do mieszkania, pierwsze co zrobiła to sięgnęła po butelkę wina i prawie z miejsca ją opróżniła do połowy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 03-07-2017 o 14:31.
Mag jest offline  
Stary 02-07-2017, 21:02   #139
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Po przesłuchaniu zmieniło się nastawienie policjantów do Lisickiego. Dali mu normalne jedzenie, gazetę, a co najważniejsze nie wstrzykiwali mu blockera, co najbardziej go zdziwiło.
Może powiedział im coś czego nie miał mówić? Może miał rację i Drwal wcale go nie wsypał tylko na odwrót? Teraz się tego nie dowie, ale prędzej czy później do tego dojdzie, tak czy siak na tą chwilę musiał pozostać w celi tak długo, aż się to jakoś uporządkuje.
Zrobiło się wtedy śmiesznie, Maciek nie rzucał się przy podawaniu leku, miałby z nimi na pieńku albo zostałby wsadzony do więzienia i gówno by ujrzał a nie światło dzienne, dlatego czasami pomagał im odsłaniając rękaw aby mogli się gdzieś wkuć. A wtedy kiedy przyszli i nie dali mu blockera, tylko podali mu czasopismo i traktowali go ogólnie jak porządnego człowieka, wyciągnął rękę zanim zdąrzyli cokolwiek powiedzieć, “Prosze podać prawą albo lewą rękę wyprostowaną” i takie tam.
Oni nawet nie drgnęli tylko zostawili co mieli zostawić i wyszli. Młody polaczek poczuł w końcu jak u siebie, z tą różnicą, że nie mógł nigdzie wychodzić, a tak to było spoko.
Po pewnym czasie wyprowadzili go z celi

Maciek spojrzał na oddalającego się policjanta.
- Mam chyba prawo spytać co będę robił? - rzucił prostym zapytaniem.
- Masz się przemienić, żeby zniwelować skutki leku.
- A co będę robił, walczył z tym tam? - kiwnął głową w kierunku ogromniastego Obdarzonego stojącego niedaleko.
- W żadnym wypadku. To jest po prostu zabezpieczenie na wypadek gdybyś chciał nawiać - wyjaśnił bez ogródek. - Po przemianie zadamy ci kilka pytań na temat twojego stanu fizycznego i po zakończeniu wrócisz do ludzkiej postaci. Zestaw zapasowych ubrań masz w torbie pod nogami.
- No rozumiem - zamyślił się przez chwilę - dobra w takim razie zrobię co chcecie.
Zerknął na tamtego Obdarzonego i przybrał formę zbroi.
[media]https://vignette2.wikia.nocookie.net/xenoblade/images/1/1d/XCX-Wrothian-Armour-Artwork.PNG/revision/latest?cb=20150830121533[/media]
Od razu czuł się lepiej, o wiele lepiej niż na początku gdy miał jedną moc. Jego punkt widzenia również się zmienił. Mógł teraz zajrzeć na drugie piętro pobliskiego budynku.
Funkcjonariusze przez chwilę obserwowali go w milczeniu.
Dopiero Nuke podeszła bliżej i zaczęła robić fotki swoim telefonem.
- Weźcie się do cholery ogarnijcie - powiedziała po angielsku do SPdOwców.
Dopiero po jej ochrzanie zabrali się do roboty i zaczęli robić zdjęcia Lisickiemu oraz mierzyć go laserowymi miarkami. W tym czasie Maciek po prostu stał.
W końcu znajoma twarz - zerknął na nowo przybyłą.
Nudno się robiło, a nie wiadomo kiedy się to skończy.
Trwało to dobre piętnaście minut. Gdy już skończyli, ponownie odezwał się szef SPdO, nadal posługując się megafonem.
- Czy jesteś gotów pokazać swoje moce?
Zerknął na nich podejrzliwie.
Na co im to wiedzieć, chcą sprawdzić czy skłamałem podczas przesłuchania i zabiłem tą kobietę? W zasadzie to albo nie wiedzą jaką miała moc… chociaż nie, przecież SpdO obległo nas podczas walki przy naszym spotkaniu, zdali już zapewne raport jaka kto moc posiada… cholera..
A co tam, co będzie to będzie.
-Tak, jestem gotów.

W chwili gdy to powiedział, siedemnasto metrowa zbroja skierowała spojrzała na kobietę, która stała z policjantami. Nuke uniosła dłoń z kciukiem skierowanym ku górze i schowała telefon. Machnęła na policjantów i wszyscy ludzie opuścili plac.
Wtedy wszelka wilgoć w otoczeniu zadrżała i zaczęła leniwie zmierzać ku Lisieckiemu i górującej nad nim zbroi. Maciek zauważył jak zrosiło mu pancerz.
- Opowiedz o swoich mocach wpier - rozległ się głos niczym echo. - A następnie zademonstrujesz je.
Spojrzał niepewnie na Obdarzoną.W końcu się odezwała.
-No dobra. Więc tak. - przemyślał chwilę - Pierwsza to jest jakby błysk światła. Rozświetla się światłem jasnym jak blask słońca. Nawet jeszcze jaśniejszym.
To tyle z pierwszej.


-Druga moc, hm, nie wiem jak to opisać, tworzy na moim ciele płomienie i wyrzuca je w każdym kierunku wokół mnie. Tyle na ich temat mogę powiedzieć, reszty dowiesz się sama albo zobaczysz - wzruszył ramionami.
Woda w koło nich nagle zaczęła się unosić, tworząc coraz wyższą zasłonę otaczającą oboje Obdarzonych. Gdy zrobiła się wysoka na prawie trzy metry, Obdarzona odezwała się ponownie:
- Zacznij od tej drugiej mocy - poleciła.
Lis był w tarapatach, nie przemieniał się od czasu zabicia tamtej kobiety.
Skupił się na krysztale i jego ciało pokryły płomienie, by za dosłownie sekundę wystrzelić we wszystkich kierunkach. Przesycone wilgocią powietrze zasyczało. Obdarzona nawet nie drgnęła. Czuł na sobie jej przenikliwe spojrzenie.
- Dobrze - odezwała się w końcu, a otaczająca ich woda zaczęła się rozpraszać, tworząc mgłę, która z każdą chwilą robiła się coraz bardziej gęsta. - Teraz pokaż tą pierwszą - nakazała, gdy otaczająca ich mgła sprawiła, że widoczność na placu została sporo lograniczona.
Być może nie zależy jej na zatrzymaniu Lisickiego przed SpdO, nawet dobrze, nie będę musiał aż tak się kryć.
Wyprostował się i użył swojej bazowej mocy. Skupił się na krysztale i rozwietlil otoczenie z Obdarzoną jasnym jak słońce blaskiem.
Mgła zadziałała jak tłumik, ale i tak każdy kto był w okolicy odwrócił głowę przed błyskiem światła. Gdyby ktoś nie znał tej mocy, mógłby na starcie stać na przegranej pozycji.

- Wróć do ludzkiej postaci - usłyszał, a mgła zaczęła opadać.
- Aha, no dobra - wrocil do poprzedniej formy jak chciała.
Po chwili podszedł do niego funkcjonariusz z zapasowymi ubraniami w jego rozmiarze.
- Dzięki - wziął ubrania i szybko przywdział, trochę zimno na tym dworze było. -[i] I co teraz? [i]- zwrócil się do Obdarzonej podczas dopinania kurtki - Zamknięcie mnie z powrotem a celi? Albo dacie przyjemny azyl, z telewizorkiem, komputerem? - uśmiechnął się.

- Porozmawiamy w środku - odparła mu. Policjant podszedł do niego i wskazał by z nim poszedł. Funkcjonariusz zaprowadził go do pokoju przesłuchań. Towarzyszyła im milcząca Nuke.

Nie minęło wiele, jak w pomieszczeniu pojawiła się niewysoka blondynka, ta sama która była przy jego zatrzymaniu, wraz z pozostałą dwójką obdarzonych ze Światła.
- Pana współpraca i przekazane informacje zostaną odnotowane w kartotece - powiedziała po angielsku, z wyraźnym akcentem. - Panie Fibiński, proszę o zostawienie nas samych.

Porucznik wyglądał jakby chciał zaprotestować, ale jedynie zasalutował i wyszedł. W pokoju zostali jedynie Lisicki, Nuke i owa blondynka.
Kalipso przysiadła się dopiero teraz do stolika i otworzyła sobie akta które trzymała pod pachą. Ubrana była w standardowy zestaw ubrań jaki dostawali od SPdO obdarzeni po powrocie do ludzkiej postaci.
- Ma pan ciekawą historię - stwierdziła. - Czy jest jakiś konkretny powód dla którego nie utrzymuje pan kontaktu z rodziną? - zapytała.
-Hm, głównie taki, że policja już się z nimi kontaktowała napewno w mojej sprawie i przy jakimkolwiek kontaktu SpdO mogłoby mnie wyśledzić i złapać. A nie miałem zamiaru być pod czyimś nadzorem. - tym razem bez kłamstwa odpowiedział.

- Logiczne - zgodziła się z nim blonydnka. - Dlaczego przejąłeś moc tej laski, kt uuuórą razem z tobą Drwal uprowadził z rąk SPdO?

-Widze że mogę powiedzieć w tym gronie o co dokładnie chodziło - westchnął - Chciala mnie zabić to co miałem robić? Pozwolić się unicestwić?
- I jak ją pokonałeś mając moc rozbłysku? - pytała dalej.
- Nie powiedziałem że sam ją zabilem, pomógł mi Drwal, a konkretniej poturbował ja trochę, a mi kazal ja dobić. Gdyby się do nas przyłączyła, nie było by tego całego spektaklu. A że chciała mnie zabić to nie mogłem jej puścić wolno, inaczej Drwal by ją wykończył, a tak zdobyłem moc mówiąc bez kłamstwa.
- Rozumiem - odparła mu krótko, ale nie przestała mu przypatrywać. Zmrużyła oczy. - Chcę ci zaproponować pracę - dodała nagle, bez wahania.
Maćkiem aż zatrząsło.
-Znowu? - otwarł oczy ze zdziwienia - Najpierw Drwal teraz - nie wiedział co powiedzieć - kobieta która mnie aresztowała - odparł w końcu.
- Co miałbym robić?

- W dużym skrócie byś zajmował się przeciwdziałaniem wrogim zachowaniom Obdarzonych, którzy tak jak ty do tej pory, działają na niekorzyść ogółu i wizerunkowi posiadaczy kryształu. Ale to by miało miejsce dopiero po tym jak przeszedłbyś przeszkolenie i zakwalifikował się po nim na stanowisko - odpowiedziała mu.

-W skrócie polowałbym na takich nieugiętych jak ja do tej pory?

- Coś w tym rodzaju - pokiwała głową. - Ale zdecydowanie nie mów tego na rozmowie z psychologiem - westchnęła.

Zerknął z ukosa - Przemyśle ta radę - uśmiechnął sie - to wszystko na dziś? Nie jestem przyzwyczajony do tak długich rozmów.

- Tak, to wszystko - potwierdziła. - W ciągu kilku dni pojawi się tu członek Światła, który zabierze cię do centrali. Do tego czasu będziesz przebywał tu, pod nadzorem.

-Spoko, a co z Drwalem?

- On już nie jest twoim zmartwieniem - stwierdziła.

-Aha, w zasadzie tak - wzruszył ramionami. W sumie to Drwal był jedyną osobą z którą miał normalny kontakt i normalnie z nim rozmawiał, dlatego interesował się jego osoba, być może później dowie się co z nim. Na razie musi się przestawić że teraz nie będzie już tak jak kilka dni temu, tylko gorzej. Będzie pod stałą kontrolą SpdO. No cóż kiedyś widocznie musiało to nastąpić. Nic na to nie poradzi.

- Liczę na to, że nie zaprzepaścisz tej szansy - powiedziała blondynka, po czym wyszła z pokoju. Zaraz na jej miejsce przyszedł funkcjonariusz SPdO, po którego pojawieniu się pomieszczenie opuściła również Nuke.

Co się z nim teraz stanie? Tym razem nie uwolni się od bycia pionkiem w rękach SpdO lub Światła. Czy potraktują go jak równego sobie? Czy tylko jak sługę któremu powiedzą zrób, zrób tamto. Mógł tylko przypuszczac jak potoczy się jego życie wśród jednej z frakcji. Oby się mylił.
 

Ostatnio edytowane przez Ramp : 02-07-2017 o 21:40.
Ramp jest offline  
Stary 04-07-2017, 23:32   #140
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Meksyk, baza SPdO, 10 marca 2017 roku, 13.14 czasu lokalnego
Na hali sportowej użytkowanej przez Obdarzonych panowała cisza. Smaug, Nadzorca Światła na Amerykę Północną w milczeniu obserwował Theo i górującą nad nimi Chezę w postaci zbroi.
Oboje byli bardzo skoncentrowani, mężczyzna o złotym krysztale na twarzy kobiety ze swojej przeszłości, a Jack nad tym by przełamać barierę, którą ktoś nałożył na jego wspomnienia. Mógł to być też sam Theo, ale to nie było zwykłe wyparcie wspomnień, tylko ich całkowita blokada.

Obdarzona naciskała coraz mocniej na drzwi, które symbolizowały owy brak przejścia. Nie można było tego złamać jak jakiś kod czy otworzyć przysłowiowym wytrychem. Trzeba było wyważyć.
Choć dobrze osadzone w zawiasach, była pewna swojej mocy, szczególnie teraz. Mogła po prostu wziąć rozbieg i wywalić z buta. Wtedy jednak umysł mógłby otrzymać bardzo poważne obrażenia. Była delikatna tylko ze względu na swojego “pacjenta”.
W końcu jednak zawiasy puściły i wepchnęła drzwi do środka, które rozwiały się na chwilę przed upadkiem.
Choć wspięła się na wyżyny swojej Mocy to nie uniknęła pobocznych obrażeń. Przy obu zawiasach pojawiły się pęknięcia, które popłynęły po ścianie w mrok umysłu Theo. Nie miała pojęcia jaki fragment umysłu uszkodziła, wyśledzenie tego mogło zająć miesiące.
Weszła wreszcie do pomieszczenia do którego się włamywała. Od razu zauważyła, że było ono podzielone na dwie przestrzenie. Ta bliższa sugerująca ostatnie wspomnienia i przemyślenia była w ciemnych i mrocznych kolorach, natomiast wcześniejsze wspomnienia prezentowały się w pozytywnych barwach.
Szybko skierowała się w jaśniejszą stronę pokoju. Poczuła ciepło piasku pod stopami i powiew świeżego powietrza od olbrzymiej rzeki. Patrzyła z góry na młodą, rezolutną i pełną wiary w świat dziewczynę, która składała niezbyt udany pokłon swemu Faraonowi, a ten wziął ją do siebie.
Została jego uczennicą, a on jej mentorem.
Wyjaśnił jakie czeka ją przeznaczenie i pomógł potęgę. Odnalazł i pomógł jej zdobyć kolejne moce.
Jednak wraz z upływem czasu jego uczucia wobec niej drastycznie się zmieniły. Ona także nie była ślepa wobec tego co się działo. Nagle stanęła przed nim jako dorosła kobieta i zrzuciła ubranie. Widział już ją nagą nie raz jak to zwykle bywało po powrocie do ludzkiej postaci.
Nigdy jednak nie zapłonął takim pożądaniem jak teraz. Wzrok spłynął na szary kryształ o prostym kształcie rombu, widniejący pomiędzy jej piersiami.
Później wydarzenia potoczyły się szybko. W dniu jej dwudziestej wiosny zdobyła jedną z Pierwszych mocy i nastał czas by zakończyć Cykl.
Kobieta pocałowała go w usta i uniosła się. Wypowiedział jej imię Atum po czym ona przemieniła się i dokonała swego przeznaczenia.

W tym momencie Jack zauważyła, że stoi na środku pokoju, na skraju jego ciemniejszej i jaśniejszej strony. Poczuła żal i smutek, które były przyczyną tego stanu rzeczy.
Nagle pokój zawirował a podmuch wiatru wyrzucił Jack na zewnątrz. Drzwi ponownie się zamknęły.
Zaskoczona takim obrotem sprawy wyskoczyła z umysłu Theo.
Blokada była silniejsza niż Dove przypuszczała. Ktoś kto to zrobił dysponował czymś potężniejszym od jej mocy.

- Cheza? - usłyszała głos Jacka i spojrzała na niego. Zorientowała się, że usiadła na podłodze hali. To pewnie był odruch związany z nagłym wyrwaniem się z podróży przez umysł.
Theo natomiast wreszcie przestał czuć to nieprzyjemne uczucie nacisku w głowie. Jakby ktoś chwycił dłonią mózg i ugniatał go jak gąbkę.
Miał przy tym wrażenie, jakby właśnie obudził się ze snu. Obrazy jakie mu się przyśniły bardzo szybko znikały jeden za drugim i po chwili pamiętał jedynie twarz swojej miłości. Na końcu języka miał jej imię, ale nie potrafił sobie tego przypomnieć.

Pakistan, K2, baza Światła, 4 lipca 2017 roku, 12.01 czasu lokalnego
Trudno było mu ocenić czas jaki minął od rozmowy z tym dziwnym starszym mężczyzną. Jednak po kilku kolejnych pobudkach nad którymi jak zwykle nie miał kontroli ocknął się w zupełnie innym miejscu.
Był w jakimś ciemnym miejscu, rozświetlanym jedynie kilkoma odległymi lampami. Pierwszą myślą było porównanie do jakiegoś hangaru lub hali magazynowej.
Nadal leżał na łóżku, ale odłączono go od kroplówek. Sprzęt utrzymujący go przy życiu nadal był podłączony, jednak ktoś przy nim majstrował.
Pomimo stanu w jakim był, poczuł narastającą panikę. Czuł, że jeśli go odłączą to umrze.
Słowa utknęły mu w gardle, kiedy lekarz w białym kitlu wyłączył sprzęt i popchnął go przed siebie.
Elliot został sam. I zaczął się dusić. Próbował się szarpać, ale prócz bólu niczego nie osiągnął. Odpływał w coraz większą ciemność…
Wtedy też przed jego oczami rozlał się blask. Tak wielki, że przebijał się nawet przez jego przymknięte powieki.
W tym blasku dostrzegł zarys postaci, ale bardzo niewyraźny.
Poczuł jak unosi się w górę, zostawiając łóżko i cały ból za sobą. Nawet przestało mu być zimno. Przyjemne ciepło jakie biło od źródła tego światła niosło ze sobą ulgę.
- Twoje życie dobiegło końca - usłyszał potwierdzenie swoich myśli. - Teraz rozpocznie się twoja pokuta - to akurat wcale nie zabrzmiało dobrze. - Stań się lepszy niż byłeś kiedykolwiek wcześniej… żeby już nikt nie musiał powtarzać twoich błędów.
Świetlista istota wyciągnęła w jego kierunku rękę, z której wystrzelił żółty snop pochłaniając White’a.
Poczuł jakby ktoś oblał go wrzątkiem. Piekła go skóra na całym ciele, płuca, nawet kości czaszki.
Wziął głęboki oddech i ryknął na całe gardło szarpiąc się. Coś mocno trzymało go za ręce i biodra. Pokręcił głową i zauważył, że trzymają go swego rodzaje taśmy czy może wstęgi, świecące jak jarzeniówki.
Wisiał kilkanaście metrów nad ziemią, zupełnie nagi. Wtedy zorientował się, że… Widzi na oboje oczu, jest w stanie poruszać wszystkimi kończynami i… sam oddycha. W końcu chwilę temu krzyknął.
Powiódł wzrokiem po świetlistych wstęgach i znalazł ich właściciela.
[media]https://us.v-cdn.net/5018289/uploads/editor/y1/dw0gjjv88mjs.jpg[/media]
Obdarzony mierzył jakieś osiemnaście metrów wysokości, a jego złota zbroja rozświetlała cały hangar.

Niemcy, Rammstein, baza SPdO, 17 luty 2017, 9.04 czasu lokalnego
Poranek był dla Eriki ciężki. Siostra kilkukrotnie dzwoniła do niej jeszcze poprzedniego wieczora i zasypała ją wiadomościami tekstowymi. Żądała w nich rozmowy oraz szybkiego spotkania się. Na szczęście młoda była na tyle inteligentna, że nie mieszała do tego ich rodziców.
W każdym razie sen nie wystarczył, by zregenerować jej siły. Musiała zebrać się rano, żeby ogarnąć ten natłok spraw, który na nią czekał, żeby mieć wolny weekend. O ile butelka wina pomogła jej zasnąć, to rano Lorencz obudziła się z kacem.
Gdy pokazała się w biurze, Vincent aż jęknął.
- Idź się przemień Erika… - zaproponował, co w istocie było słusznym krokiem.

Piętnaście minut później kobieta znacznie bardziej nadawała się do pracy i Boyard od razu to wykorzystał.
- Słuchaj, w sprawie tego niezarejetrowanego Polaka, którego przywiozłaś ze sobą… Dzwoniła jego prawnik i twierdzi, że on został przez ciebie porwany. Grozi sądem w Strasburgu. Co tam się stało? Raporty jeszcze nie są gotowe…

Wyglądało na to, że choć Lisicki sypnął grubo to zaplecze Drwala jeszcze o tym nie wiedziało i próbowało ugrać coś na drodze prawnej.

Polska, Stare Kiejkuty, tajny ośrodek SPdO, 27 lutego 2017 roku, 18.49 czasu lokalnegoi
Po wyjściu z samochodu lekko się wzdrygnął. Mróz był spory, w dodatku ciągnęło od pobliskiego jeziora. Rozejrzał się dookoła i widząc przykryte śniegiem drzewa mógł jedynie stwierdzić, że jest na jakimś zadupiu.
Praktycznie cały poprzedni tydzień spędził w towarzystwie dwóch psychologów, którzy zadawali mu dziesiątki pytań, często głupich i powtarzających się. Dzięki temu miał co robić, bo siedzenie w celi i oglądanie kanałów sportowych zawsze zaczynało się nudzić.
Zresztą po rozmowie z Kalipso, która zaproponowała mu pracę w SPdO jego sytuacja znacznie się poprawiła. Co prawda nadal nie był na wolności i nie zapowiadało, że to się na razie zmieni, ale miał dostęp do wszystkiego czego cywilizowany człowiek potrzebuje.
Tego dnia rano zapakowali go do cywilnego samochodu z zaciemnionymi szybami i wywieźli gdzieś daleko.
- Matthias Ly-szysky - usłyszał swoje imię i nazwisko wypowiedziane przez kobietę, która wyszła z jednego z dwóch niedużych budynków w jego kierunku. - Jesteś gotowy? - kontynuowała w języku angielskim.
Rozpoznał ją. To właśnie ona brała udział w jego zatrzymaniu i późniejszym przesłuchiwaniu.
Obdarzona ze Światła o kryptonimie “Nuke”. To ona będzie go szkolić.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172