- Panie Rysiu, na ja przepraszam uniejżnie na momencik - wysapał Ajej Bimbromancie w twarz. Anię złapał pod rękę i pociągnął za sobą, reszcie tylko kiwnął co miało oznaczać, że załatwi sprawę i zaraz wróci.
- Bryka, co? - Zaczepił Ajej Karbida gdy był już blisko niego.
- Pamiętasz mnie? Co, musisz pamiętać. Każdą flaszkę wyjebaną podczas zebrania A-aAa, co to je donosiłem pamiętasz. Ale pamiętasz, kurwa, i nie rób głupot. Dobra, już nie płacz. Chodź się napić przed imprezą.
Przerażenie na twarzy tego starego chuja z Mazdy sugerowało, że właśnie cała jego nowa filozofia... To co Tupolew w każdym razie. Nie spotkała go jednak bomba w plombę. Andrzej postawił flachę, odplombował i puścił w kolejkę po solidnym grzdylu.
- Słuchaj, no. Ja ci darowałem, ło panie, lata temu ci darowałem. Ale przysługa to przysługa. Oddać Trzeba. Ty oddasz dzisiaj. Do środka muszę wliźć.
- Ale jak, tam przecież stoi..
- Ktoś tam stoi? - zdumiał się Ajej. W przypływie wódki do organizmu nie zaskoczył, że na bramce jest Pan Bolesław. - A, nieważne, chuj. Ja idę przodem z Anią, ty zaraz za nami. Jakby nas kto zaczepił przy drzwiach to zaraz robisz awanturę ze swoimi laskami. Drzyj się, rób raban, sraj pod siebie, co chcesz. Ma być! Ha!