Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2017, 19:59   #82
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Nowy dzień

Wczorajszy wieczór minął Ervenowi na dalszym zbieraniu sojuszników. Kobieta z Niebieskiego Dworu Selvan, wyraziła chęć pomocy choć obyło się bez łóżkowych argumentów. Widocznie była świadoma niezwykłej zdolności maga. Dwóch mężczyzn zmagających się uprzednio w rzucaniu nożami było raczej niechętnych. Jeden, “łowca wampirów”, ostatecznie zgodził się pomóc jeśli będzie jeszcze w okolicy miasta. Drugi, mężczyzna z krukiem, stanowczo odmówił. Argumentował brakiem zainteresowania w zaistniałej sytuacji, brakiem zainteresowania w składanej ofercie i co dziwne...brakiem zainteresowania osobą Ervena. Z pozostałych zdarzeń:
Herbia uprzedziła maga w rekrutacji pewnej czarodziejki o srebrnych włosach i ptasim chowańcu.
Echo, jak się zaszyła w swoim pokoju, tak już do sali nie wróciła.
Przez wizytę u Viscounta, maga ominęła odprawa Najsłabszego razem z mędrczynią, na sławiennych gryfach.
Poranek w karczmie był spokojny i raczej cichy.
Zero czekała już przy wejściu wyczekując aż mag się przygotuje. Oczywiscie uprzednio go obudziła. Z samego rana mieli zaplanowane spotkanie z Voscountem na temat obrony Garollo.
Zero nie musiała długo czekać, nie minęło zaledwie parę chwil, a Erven już był przy niej.
- Gotowa do drogi? - zapytał luźno z delikatnym uśmiechem po czym dodał z lekko paskudnym - Wicehrabia to łajdak, więc potraktujemy go jego własną trucizną.
- Z tego co mówiła Two raczej miał być mniej ambitny politycznie? - zapytała z lekkim dystansem. - Masz jakiś plan?
- Kilka, ale to obślizgły wąż który nie szanuje nikogo i niczego poza sobą i swoim statusem. - powiedział lekko choć cicho i z lekkim syknięciem na końcu - Nie zdziwiłoby mnie gdyby przystał do demonów gdyby zwęszył w tym zysk. W moim świecie takich ludzi usuwa się ze sceny, zazwyczaj...
- Hmm... Bywały i takie przypadki. Ale jeśli by zniknął zarządzanie krajem miałoby zastój, a to w świetle aktualnych wydarzeń niemały problem. Idziemy z ramienia wspólnej wojny. Więc rozmowa powinna pójść sprawnie. W razie czego, nie wstrzymuj się w planach.
- Miejmy nadzieję zatem, że ma olej w głowie. - powiedział Erven.

Gdy opuszczali karczmę słońce wisiało już nad horyzontem. Choć w tym świecie występują zegary i inne metodyki mierzenia czasu, raczej nie stosuje się ich do codziennych działalności. Tym bardziej w okręgu pospólstwa. Dlatego jedynym powszechnym miernikiem pozostaje pozycja słońca.
Kilkanaście minut później, niespiesznym tempem, dotarli do bram rezydencji.
Tym razem bramy były zamknięte. U straży stalo 4 strażników z kilkuosobowym oddziałem wewnątrz terenu. Panowało jakieś ciche poruszanie. Ciche z racji postawy strażników.
- Widać nasza gra w szachy zaczęła się od ruchu wicehrabiego… - mruknął pod nosem Erven*
- Przybyliśmy na spotkanie z Viscountem Gerwazym. Byłam umówiona. - oznajmiła głośno zero, uwidaczniając białą zbroję.
- Rozumiem. Emm. Wasze godności? - zapytał strażnik z lekko skwaszoną miną.- Ty zawołaj odźwiernego. - szepnął strażnikowi obok.
- Smocza Dama Zero razem z Ervenem Sharsthem. {Zero}
Mina strażnika lekko zrzedła, choć dało się odczuć że z całkiem innego powodu.
- Wejdźcie i zaczekajcie na zarządcę. - oznajmił otwierając bramę.
- Dziwne. Pierwszy raz ktoś tak na mnie reaguje.
- Wicehrabia widać już podjął swoje kroki. - mruknął cicho Erven - Miej broń w gotowości na wszelki wypadek i nie daj się rozbroić. Jako Biały Rycerz przebijasz rangą włodarza tych ziem, prawda?*
- Gdzie tam. Ten viscount to status władczy jak nasza królewna. Na terenach Centralnych Włości faktycznie miałaby większą dozę przebicia.
- Witam. - oznajmił Sebastian wychodząc z domostwa. Oczywiście niezależnie od okoliczności przywitał ich dworskim ukłonem.
- To jest ten cały Erven? - zapytał drugi mężczyzna towarzyszący lokajowi.

Wyglądem przypominał strażnika.
- Jestem Vasyli, kapitan oddziałów Garollo. Panie Erven mam do pana kilka pytań. - rzekł bez zbędnych ogródek. - Cel pana wczorajszej wizyty i jej przebieg.
- Miałem przyjemność rozmawiać z jego miłością o interesach, a właściwie robiłem wywiad rozpoznawczy pod przyszłe interesy z jego wysokością. Rozstaliśmy się w pokoju zostawiając sprawę zamkniętą na ten moment. Niestety wojna nie sprzyja prowadzeniu obopólnie korzystnych transakcji. - odpowiedział spokojnie Erven.
- Hmm... Czyli faktycznie. Na pewno jej nie pamiętasz? - skierował jakieś pytanie błądzące w odmętach umysłu.
- Niestety panie Vasyli. Viscount miał ich wiele i co jakiś czas wymieniał czy to drogą morską czy lądową. {Sebastian}
- W czym rzecz? {Zero}
- Jego mości Viscount Gerwazy odszedł wczorajszego wieczora. Znaleziono go na łożu z rozszarpanym gardłem. - wyjaśnił dowódca
- Szybko działasz. - szepnęła biała wojowniczka, Erenowi do ucha, na co Erven pokręcił nieznacznie głową przecząco - Dlaczego więc...
- Erven? - dokończył pytanie dowódca - Na stoliku w sypialni władcy znaleźliśmy dokument nadający, obecnemu tu Ervenowi Sharsthowi, tereny dawnego Loungher. Zgodnie z zapisem, “w ramach obopólnego porozumienia, Erven Sharsth uiszczając opłatę w wysokości 12tys złotych monet dostaje prawa do ziemi Loungher”. Zapis głosi też że zostanie on współwłaścicielem wszystkich przynależności, razem z niejaką Lulą. Jak już zdołałem się dowiedzieć była ona jedną z konkubin Viscounta. Niestety obecny tutaj zarządca kompletnie jej nie pamięta.
- Piękny żart. - skwitował poważnie Erven - Zapytam dla pewności. Czy zostało to potwierdzone, że Viscount naprawdę nie żyje? Nie znam stąd nikogo poza mości Sebastianem i jego miłością Viscountem Gerwazym. Jeśli jednak jesteście pewni co do śmierci jego miłości to chciałbym go zobaczyć.
- Proszę bardzo. Nie ruszaliśmy truchła. Leży w sypialni. {Vasyli}
- Zapraszam za mną. Zaprowadzę was. {Sebastian}
- No faktycznie, treść umowy brzmi jak pertraktacje Ervena ale nie widzę powodu by był on podejrzany. - rzekła Zero z lekką podejrzliwością.
- Mam przetłumaczyć znaczenie tej umowy? - zapytał rycerz drapiąc się po głowie
- Jeśli nie masz nic przeciwko Zero, to najpierw jego miłość. - powiedział chłodno Erven po czym omiótł spojrzeniem po zgromadzonej ich czwórce. Aura dawnych dni z jego świata była na miejscu. - Byłbym zaszczycony gdybyście mi towarzyszyli. Przydadzą się świadkowie, wiarygodni i bezstronni świadkowie którym zależy na prawdzie.
Sypialnia Viscounta

Sypialnia była w należytym porządku. Nawet nagi trup Viscounta wyglądał na “zadowolonego”. Leżał krzyżem na samym środku olbrzymiego łoża. Twarz zamarła w trudnym do opisania grymasie, a z gardła została raptem skóra na karku i kręgosłup. Krew nie była rozchlapana po całym łożu, a jedynie w okolicach głowy i torsu.
Erven szybkim, stanowczym krokiem podszedł do łoża i zaczął oglądać bacznie ciało. Interesowały go dwa fakty. Jakie narzędzie zadało te obrażenia, oraz przybliżony czas zgonu.
Narzędziem mordu mogły być szpony lub zęby. Nie było ran ciętych, miażdżonych czy magicznych. Śmierć nie należała do najszybszych i była bolesna. Ciało nie było jednak poruszane. Zmarły musiał faktycznie leżeć w takiej pozycji, a więc by dokonać takiego aktu, oprawca musiał być naprawdę blisko. Jednak co najważniejsze dało się odczuć delikatną aurę demona. Bardzo znikomą.
- Czy viscount sprawdzał swoje konkubiny przed zabraniem ich do łoża? - zapytał chłodno - Bo wyczuwam tutaj pozostałości demonicznej aury i ślady na to mocno wskazują. Co więcej, obstawiam, że to jeden od Zaafiela…
- tu spojrzał przenikająco na zarządcę - ...to by tłumaczyło lukę w pamięci i fakt, że długa i bolesna śmierć przebiegła bardzo cicho i w bezruchu.
Gdzieś w głowie Erven pracowały trybiki starające się ustalić imię demona, lub jego specyfikację. Patrząc po miejscu zbrodni, musiał to być co najmniej niższy demon wyższy. Taki co to umiał ukrywać swoją obecność.
- Viscount nie gustował w niczym innym poza ludzkimi kobietami. A jedyne co sprawdzał przy ich zakupie było dziewictwo. Co więcej sam miałem styczność z każdą nowo nabytą kobietą. Żadna nie była demonem.
- Ale tej jednej nie pamiętasz? - mruknął Vasyli - Wybacz, ale w tym przypadku zdam się na radę Maga. Widać miał już styczność z takimi przypadkami.
Erven ujął brodę w dłoń i zaczął chodzić wzdłuż łóżka pogrążony w myślach starając się namierzyć sprawcę.
Specyfikacja mogła także wskazywać na zmianę formy, kontrolę umysłu lub co nie takie dziwne kontrolę emocji. Może Viscount czuł przyjemność nie wiedząc że umiera. Demony Zaafiela plasowaly się tutaj jak znalazł. Choć musiał być to ktoś o wiele bardziej wykwalifikowany w swym fachu. Ktoś z demonicznej rasy. Sukubina Tyutia, Demonica Tesara. A kto wie może to sprawdzian nowego rodowego nabytku lub sam Zaafiel przyszedł się zabawić. Choć z pozostałych rodów oraz tych bez rodu też dałoby się kogoś znaleźć. Wiedza nabyta od Mefisto była dość obszerna w tym zakresie. Z mocą umysłu Shiva, choć ona użyłaby raczej innej konkubiny do tego czynu i nie musiałaby się nawet zbliżać. Nawet w rodzie Lucefera dałoby się się kogoś znaleźć. Sukibina Oria czy sławny grzech Lust. Jedyne co odpada to widma. Pytanie kto ugrałby najwięcej na śmierci tego kutasa. Pomijając Ervena…
Zatrzymał się u szczytu i beznamiętnie spojrzał na byłego włodarza tych ziemi i powiedział chłodno.
- Nie zmarł dawno, nie minęło wiele czasu więc mamy jeszcze szansę… Dusza kiedy opuszcza ciało widzi poprzez manipulacje energii i umysłu. Widzi świat takim jaki jest. Kiedyś nad tym pracowałem i w moim, i w tym świecie. Teorię mam opanowaną, ale nigdy nie miałem okazji sprawdzić jej w praktyce…
Mag spojrzał na swoich “towarzyszy” twardym, przeszywającym spojrzeniem osadzonym na pozbawionej emocji twarzy.
- Mam pewne podejrzenia, ale najlepiej będzie jeśli przesłuchamy bezpośrednio Viscounta… nie gwarantuje, że się uda.
Z tymi słowami dobył nieśpiesznie sztylet i różdżkę, a następnie obrócił się w kierunku denata. Sztylet rozciął głęboko przedramie kiedy inkantował zawiłe zaklęcia. Nie miał opracowanej formuły, więc musiał się zadowolić dłuższym procesem czarowania. Różdżka kreśliła w powietrzu pradawne runy. Przy odrobinie szczęścia sięgnie poprzez Zasłonę korzystając z niknącego z każdą chwilą połączenia duszy Gerwazego z jego ciałem i sprowadzi go z powrotem by odpowiedział na pytania wiązany mocą zaklęcia, a interesowały go ostatnie chwile jego życia. Dlaczego sporządził dokument. Kto go zabił i jak wyglądał. To i wiele więcej…
Z pierwszym ubytkiem mocy, Mag poczuł że coś jest nie tak. Zaklęcie się nie powiedzie. Przerwał więc rytuał by nie tracić więcej mocy. Ożywienie denata to pryszcz, ale by wyciągnąć z niego wiedzę trzeba jego duszy. Duszy której brakuje. I nie chodzi o jej sprowadzenie. Nawet mag spiritisto nie mógłby sobie z tym poradzić. Dusza denata zniknęła. Mogła ulec destrukcji lub zostać pożarta. W każdym razie oprawca wiedział co robi.
Erven szybko wyszeptał zaklęcie i powiódł różdżką po ranie by zasklepić ją.
- Nic nie zrobię. Dusza uległa destrukcji, lub została pożarta. Tak czy inaczej nic się nie dowiemy… - mruknął niezadowolony po czym spojrzał na pozostałych chowając sztylet i różdżkę.
- Zero miała pytanie. Choć podejrzewam o czym świadczy pismo, i mi się to nie podoba, to mimo wszystko chciałbym to usłyszeć z pewnego źródła.
- Tia... No więc z prawa politycznego wynika że ziemię na własność można nabyć tylko jeśli zostanie nadana z tytułu szlacheckiego lub jako lenno. W tym przypadku jest ten drugi sposób. A więc obecny tu pan Erven otrzymał lenną ziemię. Punkt drugi, dokument staje się pełnomocny jeżeli zostanie uznany przez osobę mającą moc sprawczą. Jako że wystawił go sam władca to mamy pozamiatane. Problem leży co z lennem? Otóż osoba nadająca lenno ma prawo decydować o sposobie jego zarządzania, ale nie jest to sprawa już tak dziedziczna. W części przypadków ziemia taka powinna w pełni przejść pod własność Ervena. Póki co pełnomocnictwo ma Erven, póki nowy władca nie zadecyduje inaczej. Były przypadki, że władza pozostawała w rękach właściciela z porozumieniem o środkach i handlu, czyli zwierzchnictwu władzy wyższej danego kraju. Były przypadki że nowy władca zbywał takie sprawy nadaniem statusu szlacheckiego, a czytałem o takich co władca unieważniał dekret. W każdym razie to kwestia nowego władcy. Jako że z Viscountem byłem na bakier to wiem co nieco o jego sposobie działania. Więc przejdźmy do tej mniej interesującej sprawy. Opłata musi zostać uiszczona...
- Tylko, że mi ta ziemia jest nie na rękę. - powiedział luźno Erven podchodząc do stolika na którym znajdował się dekret i wziął go w dłoń. - Nie ma dekretu, nie ma sprawy, prawda? - zapytał beztrosko i szepnął zaklęcie, drobny płomień pojawił się we wnętrzu jego drugiej dłoni. Kolejne słowa były surowe - Nie wiem co knuje Zaafiel, ale nie dam się wrobić w jego gierki. Wy też nie powinniście.
- Ta... Szkoda tylko, że są jeszcze dwa. - powiedział wywracając oczami. - Nie martw się... nie jesteś jedynym który tak próbował.|
(Erv)

- A co z zachodnimi równinami? - zapytała nagle Zero jakby zdając sobie sprawę z większego problemu.- Kto teraz pełni władzę?
- Na wypadek braku władcy, namiestnikami zostają dowódcy oddziałów miejskich. Jako że platforma jest raczej autonomiczna, a Loungher już nie ma. Tak więc pozostaje Garollo. A więc władza przechodzi na mnie. Jeżeli macie kontakt prześlijcie wieść do Lofar i San Serandinas o zaistniałej sytuacji. Sam wyślę jednego do Ettelgen. Reszta należy już do władców i ich wyboru nowego władcy. Do tego jednak czasu wszystko na mojej głowie. Ech... Jeszcze jest przed południem by topić smutki. Ech... - westchnął ponownie Vasyli.

Erven prychnął w rozbawieniu.
- I tak umowa jest nieważna, bo brakuje spisanej umowy z moim podpisem. Inaczej każdy władca mógłby sobie wystawić taki świstek i robić przekręty wykręcając się tym, że “było to ustalone”. Wybaczcie, ale ja się wpakować nie dam. Ta ziemia jest mi potrzebna jak psu pchły i płacić za coś co jest mi zbyteczne nie mam zamiaru. Tym bardziej, że sami widzicie, że ten dekret został wymuszony działaniami Zaafiela..
- I tego panie mag! Nie wiesz. - rzekł przeciągle Vasyli - Może brał w tym udział, a może jedynie pozbył się tej podróbki władcy. Poza tym rzeczone rzeczy wiemy z pańskich ust. Osoby której umowa nie była na rękę.
- Mało komu by była. - mruknęła Zero
- Nie wątpię. Może to pan nawet nasłał demona. Kto wie... Powiedzmy sobie szczerze. Aktualna sytuacja jest idealna do nabycia ziemi z resztą już prawie przypieczętowana. Jednak i mnie nie w smak zajmować się całym tym burdelem i jak widać panu. Drugi dokument jest w sejfie władcy. Jeśli taka wola osobiście się go pozbędę. Jednakże na ten trzeci nic nie poradzę. Zapewne ma go dopisana do dekretu rzeczona bab... kobieta Lula. Nawet jeśli się pan nie wywiąże z postanowień dokumentu to dalsze zapisy tam zawarte obowiązują. Jednym słowem jest pan w dupie.|
- Dobrze więc, wyjaśnij mi proszę… - powiedział Erven - Jak bardzo i dlaczego jestem w dupie, co jest ode mnie oczekiwane i co możemy z tym zrobić?
- Załóżmy że pozbędziemy się dwóch dokumentów. Z mojej strony nie będę robił wyrzutów, choć kasa by się przydała, szczególnie w nadchodzącej wojnie. Pozostaje więc trzeci egzemplarz. Zapewne powierzony... choć mam wrażenie że raczej skradziony... Egzemplarz współwłaścicielki. Jak to leciało? No widzisz nie trza było tego od razu palić. Sebastian przynieś z sejfu kopię Viscounta.
- Wedle rozkazu. - czarnowłosy oddalił się do sąsiedniego pomieszczenia stanowiącego biuro.
- O ile pamiętam była tam dopisana ta cała Lula. Teraz kwestia użytego słownictwa. Sebatian!
- Już. Jestem. Oto dokument.
Przekazał zwój obarczony woskową pieczęcią z symbolem jelenia.
- Ah no tak. Jak już wcześniej wspominałem. Zapis głosi też, że Erven zostanie współwłaścicielem wszystkich przynależności, razem z niejaką Lulą. Współwłaściciel to jasne. Wszystkich przynależności... jak to ta stara świnia tłumaczyła. Ach. Wszystko co przynależy Ervenowi przynależy też Luli i vice versa. Z tym że wszystkie czyta się jako wszystko co posiadasz,a nie tylko zakupiona ziemia. Lula zapewne była niewolnicą?
- Tak {Sebstain}
- No właśnie. Więc władza nad osobą Ervena przeszła na Gerwazego, niech go w piekle diabły szczują, a dobytek Ervena jest współdzielony z ową kobietą. Tak. Jak głęboka to wedle ciebie dupa? Pomijając zmarłego wieprza.
- Za grubymi nićmi szyte. - powiedział Erven nader spokojnie - Gerwazy nie ma władzy poza swoim krajem, a moi wspólnicy i cała reszta łatwo podważy ten dokument, bo mnie znają i wiedzą, że nigdy bym na coś takiego nie poszedł. Chyba, że jakimś cudem, widniałby na tym mój podpis. To jest tylko dekret obowiązujący na terenach Zachodnich Równin, a jak już mówiłem, jest niewiarygodny, bo gdyby tak to funkcjonowało to mógłby każdego, w każdej chwili, w każdej zachciance… zniszczyć.
- Prawda. Viscount widocznie wziął cię za tutejszego. Może nawet mieszkańca jego terenów. Wtedy miałoby to sens. Jego stosunek do przybyszów nigdy nie był zbyt dobry. Ale wiesz... to nie twój świat. Wraz z przybyszami wszystko stało się nader skomplikowane. Wolność słowa, wolność wartości, swoboda działania. Człowiek starej daty mógł tego jeszcze nie uznać. Wymuszenie na tobie podpisu leżało w kwestii wymuszenia. Np. listem gończym lub zakazem przekraczania granic. Co do zasięgu działania... mylisz się. ingerencja w czyjąś władzę jest nietaktem. Więc jeżeli jeden władca coś zarządzi to sojusznicy muszą się do tego w mniejszym lub większym stopniu zastosować. Nie mniej dokumentom brak jednego elementu... i drugi z głowy - powiedział rozrywając dokument - Więc zapewne wiesz czego brakuje w trzecim egzemplarzu i jak to zdobyć.
- Pozwolę sobie na surowość. Wasz świat… -powiedział z lekkim uśmiechem mag - ...jest słaby, ale dobrze zrozumieć jego specyfikację. Przynajmniej wiem jaki jest mondus operanti. Nie mniej widziałem jedną niewolnicę u boku wicehrabiego. Pamiętasz ją mości Sebastianie? Byliśmy tam wtedy razem.
- Eee... nie. Dziwne. Zawsze choć jedna była przy boku władcy...
- No to mamy strzał w dziesiątkę. - przytaknął Vasyli
- A tak swoją drogą, co pan tak wyuczony prawa i władzy? - zapytała Zero
- Nie zgadniesz. To już trzeci władca który padł na tych terenach, z czego drugi za mojej kadencji. Podpatrzyłem obowiązki dowódcy jeszcze za czasów mojego poprzednika. Ciekawe czy kolejnego też przeżyję. - uśmiechnął się nieznacznie.
- Tak czy inaczej… otwórzcie umysły. Wszyscy. Przekażę wam tak jak ją widziałem swoimi oczami. - wyklarował Erven mając dziwne uczucie, że Vasilij nie był do końca szczery.
Obraz został przesłany. Sebastian wydawał się zaskoczony, a pozostała dwójka przymrużyła oczy.
- Duże piersi, kształtny tyłek, ładna twarz, uwodzicielskie ruchy. To na pewno przebranie {Vasyli}
- Duże piersi, kształtny tyłek, ładna twarz, uwodzicielskie ruchy. To na pewno iluzja {Zero}
Powiedzieli w tej samej chwili.
- Tak czy inaczej, ktokolwiek pojawi się z dokumentem zrobimy tak… - powiedział Sharsth - ...odbierzecie go pod pretekstem sprawdzenia zgodności z oryginałem i wtedy zniszczycie. To przedstawiciel demonicznej rasy. Otwarty konflikt może ponieść zbyt duże straty, choć z chęcią bym zobaczył kolejnego martwego demona, a krew sukubicy może być nieco warta na odpowiednim rynku. Zakładając oczywiście, że to Tyutia.
- Tyutia? - zapytała Zero
- O ile to jest cel Luli. Może ziemia była tak naprawdę nieważna. - Domniemywał Vasyli - Ja tam się na demonach nie znam. Może, nie był pan przypadkową ofiarą?
- Prawdziwe imię najbardziej prawdopodobnej sprawczyni, ale prawda jest tak, że mógł to być ktokolwiek. Lucyfer nie bierze udziału w tej wojnie, więc jego sługi odpadają raczej. - powiedział mag do wojowniczki po czym skierował swoje słowa do dowódcy.
- Mało prawdopodobne. Demony lubują się w sianiu chaosu, ale nie działają przypadkowo. Wątpię, bym był tylko narzędziem, jestem zatem celem, chociażby drugorzędnym, ale jednak celem. Przeczekam, mam wojnę do wygrania. Sprawy osobiste mogą poczekać.
Prawda jednak była taka, że Erven wiedział dokładnie, że demonica która zabiła Gerwazego mogła działać na własną rękę. Wiedział również ,że istniało prawdopodobieństwo tego, że był tylko narzędziem. Pozostawało pytanie… jaki cel był z kradzieży kopii? Jeśli oczywiście ją ukradła, a nie dostała… coś tu nadal mu nie pasowało, ale nie miał zamiaru się tym dzielić… jeszcze.
- Jeśli był pan celem to wnioskuję, że jest pan w jakiś sposób znaczący. Albo... wnioskując po dokumencie jest pan w posiadaniu czegoś znaczącego albo dostępu do takowego miejsca. Choć to ostatnie zapewne odpada.
Erven wiedział, że nie chodziło o jego dobytek. Chodziło o niego. O jego zdolności i umiejętności. O to, by pozbawić go wszystkiego, by opcja przyłączenia się do demonów stała się realna… Zaiste, wyrafinowany plan. Oczywiście mógł się mylić, ale nie nawykł do tego uczucia. Powiedział więc…
- Wszystko jest możliwe, ale nic chwilowo mi nie przychodzi do głowy. To co najcenniejsze noszę zawsze przy sobie… reszta to dobra materialne. Przywiązywać się do nich, to stać się podatnym na ich stratę, a strata to ból i strach, a to pierwsze kroki do Upadku.
Wtedy zawitała mu myśl w głowie. Skoro rycerz był taki łebski i obeznany w polityce… to czemu by go nie podpytać?
- Orientujesz się dobrze w sprawach polityki przyjacielu. - zwrócił się do niego - Ja jestem tylko przybyszem i nie do końca rozumiem ten świat. Różni się dość… mocno od mojego. Mógłbyś mi pomóc?
- Móglbym. Lecz nie w tym momencie. Zapewne masz wiele pytań. A mnie zrzucono co nieco na głowę. Możemy się spotkać wieczorem w winiarni dionizego, lub jutro w tej rezydencji.
Mag spojrzał na Zero. W końcu on tylko był tu do pomocy. Decyzja gdzie zależała od niej.
- Właśnie co w sprawie formowania oddziałów? - zapytała o główny cel ich wizyty.
Zapewne uznała, że Erven bardziej niż o swój interes, martwi się wojną.
- Jako zwierzchnik władzy, nie mam zastrzeżeń. Macie wolną rękę. Tylko proszę mi nie przemodelować tego miasta. Nie chciałbym by nagle zamiast domostw znalazł się pusty plac. Poza tym nie jest to najbogatsze miasto więc, wszystko w ramach rozsądku. Każę kwatermistrzowi pozwolić wam na wejście do zbrojowni. Jeszcze coś będzie wam potrzebne ?
Zero spojrzała na Ervena.
- Plan zagospodarowania przestrzennego miasta i mapa najbliższych okolic. Do tego spis ludności zdatnej do poboru. - Sharsth odpowiedział fachowo na pytanie.
- Spis ludności na wiele wam się nie zda, ale każę dostarczyć tak jak i mapę miasta. Teren to głównie pastwiska, pofałdowany krajobraz, aż tak szczegółowa mapa nigdy nie była potrzebna. Jeden las na południu i jeden na północny zachód. Na szybko jednak moi ludzie dadzą radę postawić wieżę obserwacyjną.
Erven pokręcił z lekką rezygnacją i niedowierzaniem głową. Kiedy ten świat ostatni raz widział wojnę? Kiedy ostatni raz składali Krew w ofierze Szaremu Człowiekowi…?
- Im szybciej tym lepiej. Jeśli demony pójdą za ciosem to możemy spodziewać się ataku na dniach. - powiedział kreśląc ponury obraz sytuacji.
- Nie ma co ślęczeć w jednym miejscu. Jeszcze zmarlak się nam obudzi. Jest sporo roboty więc zakasać rękawy i dupska w ruch. {Vasyli}
- Panie dowódco. W obecności kobiety? - zapytała Zero drwiąc z kultury rycerza.
- To jedna z twoich sióstr upiła mi wczoraj, do nieprzytomności, pół oddziału? A potem śpiewała obsceniczne piosenki na dachu ratusza? - faktycznie w nocy było słychać jakieś radosne śpiewy
Zero widocznie otępiała.
Erven się zaśmiał. Na początku był to chichot który później przerodził się w pełnoprawny radosny śmiech. Po dłuższej chwili oprzytomniał i powiedział przez łzy..
- To było dobre… zaczynam lubić ten oddział… naprawdę…
Zakaszlał i otarł łzę. Odetchnął głęboko i wciąż z szerokim uśmiechem zwrócił się do zebranych.
- Życie jest za krótkie by się martwić. Żyjemy tylko chwilę na tym świecie. Równie dobrze możemy się przy tym dobrze bawić. Inaczej życie traci swój blask i staje się nudną rutyną… nikomu nie życzę takiej śmierci… w rutynie.
- Prawda. To co! Komu w drogę temu czas? - zapytał ponaglając resztę by udała się już do własnych zajęć.
- Temu prać skarpetki. - dopowiedział Erven po czym zwrócił się do Zero - Coś o czym jeszcze nie wspomnieliśmy?
- Nie wiem. Jakiś pomysł?
Erven się zamyślił na chwilę, aż w końcu powiedział.
- Ludzi trzeba będzie zachęcić. Mogę ich straszyć demonami, ale nie podziała to na wszystkich. Ludzie w większości to owce prowadzone na rzeź… co mamy czym możemy ich przekonać do ryzykowania ich własnego życia dla Równin?
- Zysk, pytasz? Hmm... Nie wiem czy jesteśmy w stanie coś takiego zapewnić. Może jakieś ulgi w lokowaniem się na terenie równin. Przynajmniej dla tych co będą brać czynny udział w walkach. Kwestie zaopatrzeniowe?
- Zapewniony wikt i opierunek, a w trakcie i po wojnie czasowe ulgi podatkowe? - zapytał Erven.
- Nom. Możliwość pobudowania się taniej, bądź mniejszy podatek za domostwo. Brzmi dobrze. Przyszły władca, o ile nie będzie skrajnie stronniczy powinien pójść na taki układ.
- Rozumiem, że na ten moment sam nie możesz tego postanowić? - zapytał mag.
- Moje pozwolenie macie. Nie jestem jednak pełnoprawnym władcą, więc wraz z nowym, to co postanowię, może ulec zmianie. Na czas bezkrólewia wszystko jest moją jurysdykcją. Nie chciałbym jednak doprowadzić do wewnętrznych starć po wojnie.
- To zrozumiałe, dlatego nie możemy ludowi nic obiecać. Jedynie zarysować możliwości… - mruknął Erven - ...miejmy nadzieję, że kolejnym władcą będzie kobieta. Eh…
- Dlaczego kobieta? Z tego co głoszą plotki, opinie na temat władczyni Centralnych włości są raczej negatywne, chociażby z tego powodu.{vasyli}
- Królewna jest dość… - twarz Erven przybrała lekko “coś wiedzący” wyraz kiedy mówił z namysłem - ...specyficzna…
Tutaj mrugnął porozumiewawczo i dokończył myśl z szelmowatym uśmiechem..
- ... a ja nie ukrywam, że przyjemniej mi się pracuje z kobietami.
Mag zaśmiał się tutaj lekko, a następnie spoważniał.
- Tak czy inaczej, nie utrzymasz śmierci wicehrabiego długo. Wy czy my? Kto ma przełamać lody z poczciwymi ludźmi tej ziemi?
- Możecie wy. Tylko niech nie robią festynu... - mrugnął porozumiewawczo - A wszelkie zażalenia dopiero do nowego władcy.
- Coś wymyślę. - powiedział demonolog w przebraniu - Jakieś konkretne zażalenia przewidujesz?
- Podobne co do twojej sytuacji. Jak usłyszą o zmianie władcy to będą chcieli ode mnie czegoś nad czym nie mam kontroli i w sumie nie chce by mi zwracano z tego powodu tyłek.
- Rozumiem. - Erven pokiwał potakująco głową - To w sumie wszystko z mojej strony. Przyjdę jeszcze w przyszłości na piwo porozmawiać, ale to plany na potem.

* * *

Po skończonej rozmowie Even i Zero opuścili posiadłość. Zero natychmiast udała się na spotkanie z Herbią by wyjaśnić okoliczności i przekazać plany dalszego postępowania, a Erven kroczył za nią.
Czarodziejka zajmowała się budowaniem umocnień od wschodu (w kierunku mostu), w tym samym czasie rozplanowując skład grup i metodytkę działania. Jej reakcja na wieść o śmierci Viscounta była znikoma.
- No wreszcie - mruknęła z przekąsem - Ileż można było czekać.
- Znałaś go Herbio? {Zero}
- Powierzchownie jeszcze za czasów Gaty. Miałam na niego oko poprzez wywiad, od kiedy został władcą. {Herbia]
- Nie uważasz, że to niewłaściwy moment? {zero}
- Jak najbardziej niewłaściwy, ale ma to swoje zalety. Mamy wolną rękę w działaniu i planowaniu, prawda? {Herbia}
- Vasyliego też znasz? {Zero}
- Nie. Ale poprzedni kapitan tutejszych oddziałów miał podobne zdanie co moje. {Herbia}
- Zaskakująco podobne - Zero przymrużyła oczy. - Jak idzie?
- Zarządziłam pracę nad wilczymi dołami. Twoje siostry zabrały drwali po materiał. Kilku zaciągniętych pracuje nad pułapkami. Jackelin’O zaznajamia osoby zdolne do walki dystansowej z materiałami wybuchowymi. Nie ma jeszcze wieści od Ihasty.
- A magiczne połączenie?{Zero]
- Musisz sprawdzić. Zostawiłam tam Weronikę i chłopaka zaciągniętego z rana. {Herbia}
- Sprawdzę. A gdzie jest Reinhart? Od wczorajszego wieczora go nie widziałam? {Zero}
- Faktycznie był ktoś taki. - zaśmiała się - Podobnie go nie widziałam.
- O zmarłych nie mówi się złego, ale… - powiedział pogodnie Erven - ...był skurwielem. Mam sprawdzić co z połączeniem? Czy od razu przechodzimy do przemowy do ludu?
- Jak uważasz. Ja sprawdzę odbiornik. {Zero}
- Zero. Podobno przyślą kogoś z platformy do pomocy. {Herbia}
- Dobra. Mogę to zostawić na twojej głowie.{Zero}
- Jak najbardziej.{Herbia}
- No to zrobię mały rekonesans przed naszym wystąpieniem. Jak coś to znajdziecie mnie w karczmie. - powiedział mag i ruszył w stronę słynnego przybytku .Pora była zasięgnąć języka u obsługi. Oni powinni jak nikt inny znać nastroje w Garollo w stosunku do denata. Oczywiście nie miał zamiaru się dzielić jeszcze tą nowiną o jego przedwczesnej śmierci.*
Nowe osoby w karczmie:

(Ares - odpowiednik)

(zakapturzony)

Kilka pytań wystarczyło by rozpętać wrzawę co, kto i jak zrobiłby Viscountowi. Nie obyło się więc best postawienia piwa wszystkim obecnym, by nie zaczęło ich nosić. By rozładować do końca sytuację, sporządzono odręczny rysunek władcy i przyczepiono do tarczy w którą rzucano nożami. Głębsze poszukiwanie wiedzy przyszło łatwiej podczas zawodów rzucania nożami. Była to wiedza o zagarniętych terytoriach i dobrach, wymuszonych podatkach oraz poczynaniach mających wpływ na aktualny wygląd kraju. Przy okazji podczas zawodów rozpoczął się delikatny hazard, to też Erenowi wpłynęło kilka srebrnych monet do kieszeni. (5s) Wygląda na to że Viscount dorobił się sporego majątku, który został przesłany do jego prywatnej rezydencji na północy Nadmorskich Krańców.
Erven uśmiechnął się podle w swoim umyśle w pełni zadowolony z uzyskanej wiedzy. Teraz wiedział jak jak rozmawiać z tymi ludźmi, a to była cenna wiedza. W końcu od tego jak ją poprowadzi będzie zależało jakie zyska poparcie… gdyby tylko wiedział to co teraz wie teraz nim wyruszył do wicehrabiego… jaki bezsens. Niski tytuł szlachecki, ale jeśli wyniesiony do rangi władcy to był ponad markiza! To było… chore. Będzie musiał sporządzić satyrę polityczną by naświetlić ten rażący problem… ale to po wojnie.
Nie mniej pojawiły się dwie miłe panie które można było zwerbować i kilku mężczyzn. Skierował więc swoje kroki do zamaskowanego mężczyzny z bronią palną. Z jego wiedzy rusznikarskiej wynikało, że był to piękny egzemplarz broni daleko dystansowej, a taki człowiek mógłby się przydać przy zdejmowaniu kluczowych figur w zastępach demonów!
- Przybysz jak ja? - zapytał luźno dosiadając się do jego stolika i się przedstawił - Erven Sharsth, rekruter na potrzeby zbliżającej się wielkimi krokami wojny. Zainteresowany? Stabilna praca, zatrudnienie na krótszy jak i dłuższy termin… a całą resztę dogadamy. Odpowiem na każde pytanie o ile to będzie w mojej mocy i wiedzy, a szukam dokładnie takich ludzi jak pan.
- Zgoda, o ile będziesz w stanie znaleźć informacje których szukam. Jestem Rok. Szukam obozowisk, magazynów czy wszelkich pojazdów i śladów pewnej grupy. Zaawansowana technicznie, nawet bardziej niż m-ja. Kombinezony białe, broń przyszł-zaawansowana technicznie. Zdaje się, że czegoś szukają. - rzekł równie rzeczowo nachylając się nad blatem, by mówić ciszej.
Pomimo luźnej postury jedna dłoń pozostawała pod stołem.
Erven pokiwał powoli głową i powiedział ciszej.
- Znam kogoś kto może w tym pomóc. Jak tylko się z tą osobą spotkam to przyjdę przekazać informacje czy jest to możliwe, a powinno być. Tymczasem… witam na pokładzie. Teraz opuszczę Ciebie, bo jeszcze wiele pracy przede mną.
Po tych słowach wstał, skinął głową i ruszył do kobiety z mieczem. Zdawała się kompetentna, więc czemu nie spróbować?
- Piękna cisza przed burzą, nieprawdaż? - zapytał swobodnie kiedy znalazł się przy jej stoliku - Można?
- Jak wszędzie. Proszę. Ty też w sprawie obrony?
Wraz z zajęciem miejsca przy stoliku, z pod srebrnych włosów dziewczęcia wyjrzały dwie słodkie istotki.


Erven się zaśmiał i usiadł, po czym spojrzał kobiecie w oczy.
- Czyżby ktoś mnie ubiegł? - zapytał z uśmiechem - Swoją drogą ciekawe towarzyszki.
- Czerwonowłosy młodzieniec, zapytał o to nim wkroczyłam do miasta. Choć i on był spóźniony. Jestem ochotniczką z poboru w Gata. - Odparła z uśmiechem - To Alraune i Plumie, moje zaprzyjaźnione duszki.
Zielona wróżka ukłoniła się nieśmiało, a czerwona zrobiła piruet unosząc się w powietrzu.
Dziewczyna zapewne była reprezentantką osób zwanych szamanami. W zapiskach zwani też jako kontraktorzy duchów, czy duchowi wojownicy.
- W takim przypadku pozostaje mi się cieszyć, że jesteś z nami. - powiedział pogodnie białowłosy nekromanta - Erven Sharsth. Widziałaś może ostatnio tego młodzieńca? Zniknął nam gdzieś i też go szukam.
- Arnice [czyt. prawdopodobnie Arnis]. Spotkaliśmy się na południu miasta z samego rana. Wypytywał czy widziałam jakąś dziewczynę zmierzającą do stolicy. Potem stwierdził że musi to zgłosić. Nie wiem natomiast gdzie się udał. - odparła szturchając palcem czerwoną wróżkę.
- A to ciekawe… - mruknął Erven - ...podał jej opis?
- Nie. Nie wydaje mi się. Pytał o kobietę, pośpiech, dziwne zachowania. Choć wróć, mógł pytać o krótkie białe włosy. Nie mniej nikogo po drodze nie spotkałam więc nie wiem.
Erven pogładził brodę w namyśle.
- To źle, bardzo źle… - mruknął - ...muszę powiadomić oddział. Jeśli go spotkasz przyprowadź tutaj, bo może mu grozić niebezpieczeństwo.
- Jak go spotkam. - przytaknęła
- Wybacz, ale czas nagli. - powiedział jeszcze i wstał po czym skinął jej głową i ruszył z wieścią do Herbii. Zero najprawdopodobniej była już w drodze więc nie było jak jej dogonić, ale reszta oddziału… była szansa.
- Herbia. - powiedział Erven robią długie kroki ku niej - Jest problem. Chodzi o młodego.
- Co z nim? - zapytała zaciekawiona czując napięcie
- Może być w niebezpieczeństwie jeśli sam ruszył za demonem. - powiedział - Nie ma pewności, ale jest szansa na to. Czy to by się wpasowało w jego sposób gry?
- Hmm. Pod warunkiem, że miałby szansę sam zwalczyć zagrożenie lub uzyskać i przekazać ważne inrfmacje. Przynajmniej jak twierdziła Zero, tak właśnie został przeszkolony. Nie sądzę jednak by bez informowania kogokolwiek oddalił się od oddziału. Jak pewne są twoje informacje? Gdzie zmierzał?
- To tylko poszlaka, bez większych informacji. Nowa niewiele pamięta. - powiedział niezadowolony - Pójdę go szukać, albo nie… daj mi chwilę. Mam pomysł.
Tu Erven zamknął oczy i skupił się na umyśle. Następnie wysłał falę mentalną probującą we wszystkich kierunkach starając się namierzyć go na terenie miasta.
Identyczny co przy ich pierwszym spotkaniu, zaszumiony odbiór, znajdował się w okolicy odbiornika komunikacji dalekiego zasięgu (Edios). W jego okolicy mag wyczuł także obecność Zero oraz Weroniki.
...ale nie demonicy. To nie znaczyło jednak że jej tam nie było. Mruknął coś niezadowolony pod nosem. Były dwie wersje. Pierwsza, ten piekielny pomiot bardzo dobrze się ukrywał, albo druga, nie było jej tam, a dzieciak udał się zdać raport. Tak czy inaczej musiał to sprawdzić.
- Jest przy odbiorniku. Idę to sprawdzić... - zakomunikował i już miał odchodzić kiedy powiedział - ...przekazać coś Zero?
- Nie. Ale zapytaj się go gdzie się włóczył wczoraj wieczorem. - rzekła z przekąsem.
Chyba czeka kogoś drobny ochrzan.
Erven uśmiechnął się szeroko.
- Dokładnie moje myśli. - po czym ruszył szybko w wyznaczonym kierunku z różdżką w pogotowiu.
Odbiornik znajdował się za miastem. Było to samotne wzgórze a raczej kopiec na szczycie którego rosła samotna choinka. Zapewne drzewo samo w sobie stanowiło maszt i antenę.

U podnóża kopca znajdowało się wejście do dość obszernego pomieszczenia.

Owa budowla była rodzajem magazynu. Duża liczba beczek z winem i długoterminowej ważności jedzeniem. Trochę materiałów i urządzenie zapewne stanowiące użytkową część nadajnika. Połączone sporą ilością kabli z korzeniami drzewa.

Przy samym urządzeniu zasiadała Weronika, a nieopodal wejścia Zero robiła wykład czerwono-włosemu chłopakowi.
- Gdzieś ty się u licha podziewał wczoraj! - zakrzyknęła
- Ja? Dziwne, sądziłem że Four powiedziała ci o wczorajszej zabawie. O tym że jako pierwszy trafiłem pod stół. - stwierdził ze skwaszoną miną.
- Four!!!!
W zupełnie innym miejscu...
- Brrr. - brązowowłosa wojowniczka zatrzęsła się z zimna
- Przeziębienie? - zapytała Three
- Nie. Jakiś dreszcz mnie przeszył. Widocznie muszę się jeszcze napić…
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline