Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-07-2017, 19:57   #81
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Erven i Echo, karczma rozmowa z Najsłabszym

- A co z “Najsłabszym”? Swoją drogą gdzie on polazł? Nie mówcie że załatwił co swoje i dał nogę? - zapytała Jackelin wracając do sprawy która ją interesowała.
- Nie zdziwiłbym się… - mruknął wyraźnie rozbawiony Erven - ...a tak szczerze to nie wiem. I tak będziesz mieć ręce pełne roboty z Oddziałami.
- Szukał mędrczyni wiedzy - powiedziała krótko Echo.
- Mędrczyni wiedzy tutaj? - zapytał Erven lekko zdziwiony spoglądając na anielicę - To rzadkość ich spotkać. Wiedział może jak wygląda? Ogólnie mówił coś więcej?
- Dokładnie nie wiedział. Ponoć dziewczynka.
- O! Wyprzedził mnie... - stwierdziła przybyszka - Miałam ich sobie przedstawić.
- Nic nie jest jeszcze stracone. - odpowiedział Erven - Możesz przedstawić mnie.
- Zobaczymy. Ale mędrczyni jest raczej małomówna.
- Nawet bardziej niż małomówna. - oznajmił młody chłopak wchodząc po schodach.
- Shujin! Udało się? - zapytała drakonia Darrii podchodząc do niego razem z Meiko.
- Yhym. Nie było łatwo, ale doszliśmy do porozumienia. Wróćcie do stolika i zaczekajcie na mnie. Opowiem wam co nasz czeka, ale najpierw załatwię drobną sprawę. Ty jesteś Jackelin’O? {Shujin}
- A ty to “Najsłabszy”? {Jackelin}
- Jestem Shujin, ale jeśli tak jest wam łatwiej zapamiętać. Aichi - Mędrczyni wspomniała, że ty z kolei masz sprawę do mnie. Jestem ci coś winny, że ją tu sprowadziłaś. {Shujin}
- Zrządzenie losu. - machnęła dłonią by nie dziękować - Uzgodniliśmy wspólną podróż dla bezpieczeństwa, a potem usłyszałam, że ktoś dał zlecenie by ją znaleźć. Więc pomyślałam, że jeśli nie stanowi to dla niej problemu to mogę skorzystać. {Jackelin}
- Nie mieliście problemów. Słyszałem różne plotki o gupach polujacych na mędrczynię wiedzy. {S}
- Na szczęście nie. Wracając. Chciałam, trochę ładunków wybuchowych, ale zdążyłam się już dogadać z tutejszym oddziałem stolicy. Podobno mają nitroglicerynę. - rzekła uradowana {J}
- O! Sądząc po tutejszej produkcji to zaskakujące. Nie gotują jej aby w kotle. - zaśmiał się przybysz.
- No coś ty! - Odparła uśmiechem.
Zero i herbia zrobiły usta w kreskę, zakrywając to dłonią lub kuflem.
- Wezmę więc tylko umówioną zapłatę. {J}
- Przystanę na propozycję. Dziś krucho stoję z zaopatrzeniem. Mam jedynie kilka kryształów żywiołowych i woreczek trotylu. Sporo czarnego prochu i innych specyfików zdałem w Lofar. A właśnie. Jak będę wracał, zabieram ze sobą Mędrczynię. W ramach części zapłaty mam ją przerzucić do Lofar. {S}
- Dobrze się składa. Właśnie myślałam co jej powiedzieć, bo mam zamiar tu stacjonować przez jeden sezon. Wracając jednak do twojego zaopatrzenia... {J}
- Chcesz je?{S}
- Jeśli to nie problem. Mogę wziąć w zamian za zapłatę.{J}
- Żaden. To i tak resztki. - odpiął od pasa dwie sakiewki.
Jedna zawierała w sobie coś podobnego do kamieni, a raczej małych klejnotów. Druga była dość masywna z granulatem przypominającym toffi.
- Mocniejsze od prochu, ale nie nadaje się do muszkietów. - wyjaśnił dla zebranych - Resztki z ostatniej partii. Jak interesują cię eksplozje, to planowałem zabrać się za produkcję C4 a raczej tutejszego odpowiednika. Niestety brak mi sprzętu. A że chwilowo nie stacjonujemy w Uni, nie mam okazji zajrzeć na platformę. Jak jednak ruszy produkcja to dam znać.
- Jak już uruchomisz produkcję daj mi znać. - powiedział z lekkim uśmiechem Erven - Pytaj o Erven’a Sharsth’a… Może będę w okolicy.
- Wracając jednak do Mędrczyni… prosiłbym o wszystkie informacje o niej jakie posiadamy które nie padły do tej pory. - tu spojrzał na Jackelin, Najsłabszego i Zero.
- Erven Sharsth? Brzmi znajomo... Nie, nie kojarzę. - odparł Shujin.
- Na pewno? Udziały w górnictwie, projektant magicznych przedmiotów. Coś jeszcze? - zapytała Herbia kierując wzrok na rzeczoną osobę.
- Ah tam… nic co byłoby warte wspomnienia... - powiedział lekko Erven machając dłonią - ...choć zdarzyło mi się wspierać wysiłek militarny Unii na rzecz wojny z demonami.
- Wybaczcie. Może mam głębokie znajomości w Rockviel, ale ostatnio byłem naprawdę zajęty nadrabianiem straty. Jedynie tyle, co przy posiłku w jadłodajni, słyszałem o jakimś filantropie hipokrycie, co to wszędzie wciśnie palec by zarobić. Szczegółów jednak nie znam. - wzruszył obojętnie ramionami.
- Filantrop hipokryta… - mruknął rozbawiony nekromanta - ...nawet mi się podoba. Widzisz mój drogi przyjacielu, popularność, władza i majątek zawsze wzbudzały i będą wzbudzać zazdrość, a tak się składa, że moje udziały w przemyśle górniczo-hutniczym… istnieją, ale w zamian mają ułatwioną pracę.
Zaśmiał się radośnie i krótko.
- Filantrop hipokryta. Naprawdę mi się to podoba.
- To się cieszę. Bo to już się przyjęło, dlatego nie znałem z imienia. Z resztą w ekonomii nie siedzę. Tyle co do własnych potrzeb. Raczej kojarzę osoby z mojej działalności i tych współdziałających. - rozłożył ręce na znak, że nic z tym nie może zrobić - Ale mniejsza o tobie. Chciałeś coś wiedzieć o mędrczyni. Co już wiesz?
- To, że taka istnieje i jest tutaj. Tak w skrócie. - odpowiedział pogodnie Erven.
- A jeśli powiem, że to nie prawda? - zapytał z zadziornym uśmiechem
- Eee...Że jak!? - zapytała Jackelin w stanie konsternacji.
- Nieważne. - Machnął dłonią - To tylko moje przypuszczenia. Póki co się nie mylisz, choć wiedzę nazwałbym znikomą. Mędrców jest pięciu, każdy to znamienitość pod pewnymi względami. A przynajmniej tak powiadają. Reszty nie spotkałem, a plotki bywają różne. Na wzmianki o mędrczyni natrafiłem szukając wiedzy i pewnych odpowiedzi. Jak się okazuje, plotki nie były czcze. Mędrczyni Wiedzy to chodząca encyklopedia, albo raczej cała biblioteka. Jednak wszystko ma swoją cenę. {S}
- Neutralność? {Jackelin}
- Też pasywność, bierność i surowość. Na szczęście plotki mówiły o handlu więc się odrobinę przygotowałem. Jak się okazuje... nie na wszystko ale w każdym razie swoje ugrałem.
- Z ciekawości, co przehandlowałeś? - zapytał Sharsth.
- Majonez i parę drobniejszych informacji. {S}
- Eee.. {Herbia}
- Nie pytaj. Improwizowałem. {S}
- Podoba mi się ta mędrczyni... - stwierdził z szerokim uśmiechem Erven - ...ale majonezu z sobą nie noszę.
Po tych słowach roześmiał się radośnie.
- Ja też nie, ale przepis pamiętam. W ostateczności mógłbym też coś z mojej dziedziny. Jednak wyjawianie sposobów produkcji materiałów wybuchowych i chemikaliów, osobom trzecim bez pewnej renomy, jest niebezpieczne. W każdym razie, uzyskałem zadowalające odpowiedzi. Albo... jak to się mawia. Jeżeli wiesz o co pytać, to znajdziesz odpowiedź.
- A co cię interesowało? - zapytała Zero. - O ile to nie tajemnica.
- Niezbyt. Nie będę się jednak wdawał w szczegóły bo nie lubię konkurencji. Pytałem o klucz Ziemi i jego aktualną formę.{S}
Erven spojrzał na Najsłabszego i trudno było cokolwiek wyczytać z jego twarzy czy oczu.
- Jeśli można… dlaczego klucz?
- Trudno wybrać dobry argument. Bo to coś o wielkiej mocy i w zasięgu zdobycia. Co to jedna ze wskazówek powrotu do rodzimego świata. Bo chcę dopiec Uveworldowi. Bo jest to coś co może pomóc spełnić moje cele. Bo jest to coś co miałem, mieliśmy już praktycznie w garści. Po trochu wszystkiego. - Odparł wyliczając na palcach.
Demonolog pokręcił głową przecząco i przemówił.
- Nie zdziwiłbym się, jeśli Uverworld sam stworzył bajkę o tym, że klucze spełniają marzenia i otwierają drogę do domu. Oczywiście tylko po to by samemu ich nie szukać, a pozyskać w mniej legalny sposób, wliczając w to morderstwo, od osób które go znalazły. Nie wiemy co jest za Czarną Bramą i czy jej otwarcie nie sprowadzi zagłady na ten świat. Klucz daje potęgę, ale wielka potęga i wielka władza wymaga wielkiej odpowiedzialności. Nie daj się wodzić za nos emocjom. Jak to mówią w moich stronach… kto pierwszy okaże emocje, pierwszy umiera. Wszak emocje... mącą rozsądek, a ty przyjacielu… nie wyglądasz mi na głupca.
- Cóż... Faktycznie w całym tym bajaniu jest sporo dziur. Ale widzę to trochę inaczej. - skrzyżował ręce na persi - Czarna brama istnieje. Tak jak i klucze. Strażnicy oznaczeni są, zapewne, symbolami odpowiednich kluczy, które widnieją na bramie. Walczyłem tylko z jednym, ale mogę założyć, że z pozostałymi jest podobnie. Coś mi nie pasuje w tym “powrocie do domu”, ale jeśli założyć, że “powrót” jest tylko jedną z możliwości... w takim razie ten cały spełniacz życzeń staje bardziej wiarygodny. Coś czuję, że jest w tym coś głębszego. Przynajmniej, jeśli moja dedukcja jest właściwa. A co do grupy... mam wrażenie, że nie tyle oni nie chcą kluczy, co nie mogą ich zdobyć. Słyszałeś zapewne wiele o tej grupie... a klucze wciąż pozostają niezdobyte. Choć może być jeszcze jedna opcja, wcale nie wykluczająca tej. Może specjalnie ich nie zdobywają... z jakiegoś powodu. Ech. Sporo pozostaje jeszcze w domysłach. Liczę, jednak że niedługo się to rozwikła.
Erven przez chwilę patrzał beznamiętnie na Najsłabszego. Czy on na pewno słyszał co do niego mówił? W jego oczach był słabym, zaślepionym emocjami dzieckiem które nie widziało tego co on… a on widział i przeżył dość w służbie Białej Dłoni. Dość by nieść blizny na ciele i umyśle do końca życia... Poza tym, jego logika nie trzymała się całości, a że na zimne lepiej dmuchać...
- Rozumiem. - kiwnął głową na znak aprobaty i delikatnie się uśmiechnął unosząc brew do góry. - Kto był Strażnikiem? Ponoć bywałeś długo w Rockveil… to tam było?
- Kto? Raczej co! Strażnikiem klucza ziemi był olbrzymi skalny golem, którego znaleźliśmy w jednej kotlinie. Z resztą praktycznie go wykończyliśmy... gdyby nie wstrząs. Akurat, kurwa, w jebanym ataku wykończeniowym. Nosz chuj by to strzelił. - Shujin uniósł się nader głośno. W sali zapadła cisza, a jego towarzyszki wstały z miejsca.
Po głębokim wdechu, dał im gest dłonią, by usiadły.
- Teraz jest zabawniej, bo strażnik się rozpadł na drobniejsze fragmenty.
- Sugerujesz… że zarówno strażnik jak i forma klucza uległy zmianie? - zapytał kontrolnie i spokojnie Erven.
- Strażnik, Tak. Klucza na oczy nie widziałem. Mam pewne podejrzenia co do niego, ale gdybanie raczej mi nie leży. Aktualnie nadrabiamy stratę.
- Zatem co zrobisz? Świat jest wielki, a klucz nie jeden. - zapytał białowłosy.
- Kluczy nie szukam sam. Poza moją drużyną znam jeszcze 2 aktywnie ich poszukujące. Było jeszcze Aiefyu... niestety okoliczności nie sprzyjały bym wyruszył im na odsiecz. Więc nie wiem, czy znaleźli klucz, czy polegli w poszukiwaniach. Swego czasu było o nich głośno... - posmutniał przez moment - A co z tobą? Po wcześniejszych słowach mam wrażenie, że klucze cię nie interesują.
- Nie za bardzo. - odpowiedział wzruszając ramionami mag - Jeśli jakiś mi się napatoczy i przypadkiem znajdę to zawalczę, ale tylko po to, by nie wpadł w niepowołane ręce. Wolę sam wykuć swoją przyszłość niż złożyć życzenie które znając życie ono zwróci się przeciwko mnie. Jak to mówią… “uważaj czego sobie życzysz, bo może się to spełnić”. Widzisz, związałem się z Unią i nie zostawię jej w obliczu wojny tylko po to by szukać jakiegoś tam Klucza…
- Ach tak. - przytaknął Najsłabszy posyłając Ervenowi spojrzenie braku głębszego zainteresowania. - Nie mam temu nic do zarzucenia. Z drugiej strony dobrze. Mniejsza konkurencja. - Wzruszył ramionami.
W reakcji na słowa Ervena Zero przytaknęła dumnie.
- A właśnie. - Shujin przypomniał sobie coś, podążając jakimś nieznanym nikomu tokiem rozumowania. - Zapomniałem zapytać mędrczyni. Znacie może kogoś kto ma jedną z nieskończonych włóczni aniołów?
- Coś mi świta… - mruknął Erven - ...ale po co ta wiedza?
- Znalazłem kryptę z jedną z nich. Niestety do jej zdobycia zwykle potrzeba innej włóczni. Co kretyn wymyślił takie zabezpieczenia... - mruknął Najsłabszy.
Z wiedzy ogólnej dostępnej dla Echo: anioły rzadko kiedy tworzą artefakty. Przeważnie każdy artefakt ze słowem boskość, światło, anioł nie zostało stworzone bezpośrednio przez anioła, choć takowy mógł brać udział w procesie powstawania. Choć z drugiej strony, artefakty takowe są chętnie przez anioły zgarniane. Nieskończone włócznie to jeden z nielicznych setów, których prawdziwa moc jest wyzwalana właśnie w rękach anioła. Głębsza wiedza na temat tego zbioru jest mało znana, może któryś z Tronów lub Cnota Wiedzy wiedzieli by coś więcej.
- Jedną z włóczni miał kapitan Henryk. Aktualnie przeszedł w stan spoczynku, w Lofar. Jednak nie wiem nic o tym czy przekazał włócznię. - Odparła Herbia.
- Twoja towarzyszka na pewno sorzystałaby z takiej broni - wtrąciłą się milcząca do tej pory Echo.
Erven spojrzał kątem oka na Herbię. Fakt, Henry miał, ale on nie chciał się tak łatwo dzielić tą wiedzą. No cóż… strata została poniesiona przez dobrotliwość i gadatliwość magini… Na szczęście jeszcze nie wszystko było stracone.
- Jest tylko jeden sposób by sprawdzić czy nadal ją ma… - powiedział z uśmiechem Erven po czym przybrał minę głębokiego zamyślenia - ...choć może być problem z pozyskaniem bez referencji. Kto wie, może gdybyś nam pomógł w wojnie to i jakieś by się znalazły?
- Zapytam osobiście. - odparł beznamiętnie - Z każdym wojem idzie się dogadać. A jak nie z nim to z powiernikiem. Ostatecznie, zamiast pożyczenia może wezmę ową osobę na krótką eskapadę. Zobaczymy... - mruknął do siebie.
- Powodzenia. Przepraszam, ale zostawię was póki co - Echo wstała i poczłapałą do pokoju jakie został jej zamówiony. Tam w końcu postanowiła, że sugestie do nauczenia sie nowej formy są dość podstawne. Dlatego też zaczęła długi i męczący proces uzyskania nowej formy. Jej ciało zmieniło się w świetlistą bryłę kiedy powolutku analizowała ludzi i to jak się ruszają oraz zachowują. Powoli forma kształtowała się na podobną ludziom.|


Erven i mędrczyni wiedzy

Kiedy wcześniejsze ustalenia doszły do konkluzji Erven powiedział.
- Jackelin? Może przedstawisz mnie mędrczyni?
“Najpierw mędrczyni… potem wicehrabia.” pomyślał.
- No to chodźmy. Powinna być jeszcze na dole. Uprzedzam, że w konwersacji nie pomogę. - dodała z drobnym uśmiechem.
Dwójka odstąpiła od stolika i udała się do piwnicy. Skierowali swe kroki ku stolikowi na samym środku sali. Skład grupy posiedzeniowej niewiele się zmienił. Jedynie Four opuściła popijawię, razem z całym towarzystwem.
Przy stoliku,do którego zasiedli siedziała drobna zakapturzona postać. Pod stolikiem nie było za duzo miejsca na nog bo leżała tam jakieś obszerny pakunek owinięty materiałem.
- Hejka. To ja. Słyszałam, że wyruszasz z Najsłabszym. Przyszłam się więc pożegnać i polecić swoje usługi na przyszłość.
- Affirmative. Zapamiętam. Dziękuję. - Odparła dźwięcznym lekko mechanicznym głosem, którego nie dało się pomylić z niczym innym niż głosem małej dziewczynki.
- Ten osobnik chciał cię poznać. Raczej nie ma złych... zamiarów? Emm.. Zostawię was samych. - rzekła wymijająco oddalajac się. {Jackelin}
Erven uśmiechnął się delikatnie i skinął mędrczyni głową.
- Jestem tylko badaczem. - powiedział - Nic złego nikomu nie grozi z mojej strony jeśli ich czyny nie grożą mi, ani Unii. Czy mogę usiąść? - zapytał wskazują drobnym gestem dłoni krzesło.
Delikatny ukłon, wskazujący na potwierdzenie. Spod kaptura przyglądało się Ervenowi jedno fioletowe oko.
Erven usiadł więc na krześle i delikatnie pochylił się do przodu, ręce na stole.
- Zwą mnie Erven i słyszałem, że możesz mi pomóc znaleźć coś czego szukam. W zamian mogę podzielić się wiedzą na temat demonicznych planów i być może zdradzić pewne pożyteczne zaklęcie w ramach wymiany. Jak bardzo te warunki są korzystne?
- Zgodnie z terminologią użytkowaną przez tutejszych zowię się Aichi.- Odparła dziewczynka - Processing. Linking. Połączenia w zasobie wiedzy, dział “demony”, podzbiór “postęp chronologiczny”. Response. Podprogram przewidywania, dedukcji i zależności wskazuje że plany demoniczne są znane... - Odparła równie mechanicznie - “Pożyteczne zaklęcie”. “Poszukiwane informacje”. - Powtórzyła słowa użyte przez Ervena.
Mag słuchał uważnie każdego słowa używanego przez dziewczynkę i choć nie rozumiał części z nich to czuł, że ma przed sobą logicznego potwora. Na nic tu jego urok. Nie zdziwiłby się, gdyby i na allure była odporna. Trzeba było zmienić taktykę.
- “Nieumarłe rzemiosło”. Zaklęcie które pozwala tworzyć skomplikowane przedmioty niewielkich kształtów poprzez obróbkę magiczną kości. Jaki odbiór?
- Podfunkcja “rozkład lingwistyczny”. Przetwarzanie “ Zaklęcie Nieumarłe Rzemiosło”. Podfunkcja “kategoryzacja”. Result. Dział: “Magia”. Podział: Nekromancja. Kategoria: “Kreacja - Produkcja”. Researching. Return: zero. Brak danych. Conclusion. Accept. “Poszukiwana wiedza”?
- Lokalizacja pewnej osoby. Kaela Narath z mojego świata. - odpowiedział Erven. Co prawda miał pewne przypuszczenia. Icegard był zbyt prymitywny by uprawiać alchemię, ale był najbliżej ich pochodzeniu. Zostawały więc dwa miejsca… Sanderfall i Selvan.
- Connecting Root. Request function Data Search. Objekt: “Kaela Narath”. Waiting...
Zapadła cisza.
- Response. Function Complete. Result Zero. Brak danych. Prawdopodobne przyczyny: Obiekt “Kaela Narath” nie występuje w zbiorze wiedzy. Obiekt “Kaela Narath” nie został przyporządkowany do bazy wiedzy. Obiekt “Kaela Narath” występuje pod inną nazwą. Obiekt “Kaela Narath” nie istnieje. Postępowanie wtórne. Pozyskanie szczegółowych danych opisujących obiekt “Kaela Narath”. Przykłady: wygląd, kod aury, kod magii, dane genetyczne, zainteresowania, umiejętności, informacje personalne, informacje zależnościowe, obszar przeszukiwania, obszar ostatniej aktywności, okres ostatniej aktywności, informacje obiektów zależnych. Co o niej wiesz? - zapytała na końcu, bardziej zrozumiałym stwierdzeniem.
Erven się zastanowił chwilę. Choć zaginęła lata temu, to całkiem niedawno pojawili się pierwsi przybysze w tym świecie. Widać czas tutaj płynął inaczej i wątpił by się wiele zmieniła od tego czasu.
- Pięć stóp siedem cali wzrostu, szczupła, ale nie atletyczna, dobrze rozwinięte piersi. Niebieskie, lodowate oczy, jasna karnacja i białe włosy. Pieprzyk na lędźwiowej części pleców po prawej stronie w połowie drogi między kręgosłupem a bokiem. Wybitne zdolności alchemiczne. Z zachowania wobec większości chłodna i obojętna. Skupiona na celu. Bystra i kreatywna. Obyta z nożem. Z zainteresowań alchemia, zielarstwo i nauki pokrewne.
- Obiekty zależne? Pupil, chowaniec, biżuteria, broń, obiekty codziennego użytku?
- Mogło się to zmienić, ale miała naszyjnik z czterema szlifowanymi akwamarynami i tarczą sierpu księżyca w złocie po środku między nimi. Z broni to sztylet, prosty, obusieczny. Dalszych danych brak.
- Oczekuj odpowiedzi. Connecting Root. Request - Broadcast search processing. Sending: “additional data” code “Kaela Narath”. Processing. Response: Node Two. Response: Node Three... Response: Node Five Root. Result 15. Znaleziono piętnaście wyników - obiektów pasujących opisowi. Filtration. Wykryto obiekt dodatkowy kod “naszyjnik z czterema szlifowanymi akwamarynami i tarczą sierpu księżyca w złocie”. Rozpoczynanie procesu powiązania zależności. Error. Out of memory exception. Wznawianie procesu powiązania zależności. Error. Out of memory exception. Rozpoczynanie procesu chronologizacji. Process completed. Connecting Root. Request - Cloud Dependency Connection. Waiting... Response: Process Completed. Rozpoczynanie procesu zapisywania do zbioru danych. Waiting... Proces Completed. Rozpoczynanie procesu dedukcyjnego w zbiorze chronologicznym. Aktywacja podprocesu kodowania aury. Error. Rozpocznanie podprocesu kodowania magii. Error. Błąd podprocesu spowodowany analizą przeszłych danych. Connecting Root. Request - Broadcast signal detection. Response 0.
Processing Completed. Przedstawić ścieżkę działania? Przedstawić wynik? - Cała operacja z dużą dozą niezrozumiałych stwierdzeń trwała kilkanaście minut.
- Tak, poproszę. Zarówno ścieżkę, jak i wynik. - odpowiedział Sharsth, a nóż się czegoś nauczy? Wszak większość z tego było czystym bełkotem… przynajmniej dla niego.
- Wysyłamy żądanie poszukiwania obiektu “Kaela Narath” rozszerzonego o dodatkowe informacje do wszystkich węzłów. Odnaleziono 15 pasujących opisowi obiektów w tym amulet. Wykonałam operację rozkładu czasowego pasujących danych. Dane zostały przetworzone procesem dedukcyjnym. Nie zdołałam określić cech lokalizacyjnych obiektu. Wszystkie operacje powiodły się bezproblemowo. - odparła z mogłoby się wydawać lekkim uśmiechem. - Wynik. Obiekt określony skróconym kodem “naszyjnik“ został odnaleziony w Selvan. Zgodnie z programem dedukcyjnym do pierwszego spotkania z obiektem “Kaela Narath” mogło dojść w lokalizacji kod: X2550Y1314Z430 SanSerandinas, lub lokalizacji kod... port Ettelgen. Daty odpowiednio 12 dzień wiosny lub 13 dzień wiosny. Według procesu dedukcyjnego oba spotkania są identycznie prawdopodobne. Obiekt “naszyjnik” został zlokalizowany w [kod] targowisko portowe Selvan, okręg 560-720m od informator Z007. Daty zależne 10-5 dni temu. Pozyskane informacje wskazują na zakup go przez sprzedawcę w okresie 89 dzień wiosny do 2 dzień lata. Data zależna przybliżona : 90 dni temu. Sprzedawca obiektu naszyjnik. Kierował się do lokalizacja [kod] Icegard. Proces dedukcyjny i lokalizacje pozostałych wystąpień obiektu “Kaela Narath” potwierdzają obecności obiektu w lokalizacji Selvan. Wystąpienie obiektu “Kaela Narath” lokalizacja Sanderfall został usunięty w procesie dedukcyjnym. Trzy spotkania z obiektem “Kaela Narath” nie zostały połączone programem dedukcyjnym. Są to odpowiednio. Informacje o zdolnym alchemiku w ukrytej wiosce stali. Data 56 dzień lata. Informacje o pojmanej kobiecie zabranej do Warownia Indygo. Koieta z informacji miala pasowac do zbioru informacji dodatkowcyh. Data 72 dzień lata. Naoczne lokalizacja obiektu spełniającego informacje dodatkowe, wioska Wanaheim. Data zależna 4 dni temu. Podsumowując istnieje 72.3% szansy znalezienia obiektu “Kaela Narath” w lokalizacji Icegard.
- Rozumiem. - odpowiedział mag - Jak obiecałem podzielę się swoją wiedzą. Piekielne wyrwy znajdują się w Londynium, tam rezyduje Zaafiel, pod Osadą, tam rezyduje Croatan, oraz pod starą twierdzą przy jeziorze, tam znajduje się Czerwona Korona. Co do zaklęcia…
Tutaj spędził kolejny tuzin minut dzieląc się podstawami niezbędnymi do nauki zaklęcia.
- Z ciekawości, pozostałe 27,7% wskazują jaką lokalizację? - zapytał jeszcze na chwilę powracając do poprzedniego tematu.
- System wnioskowania opisuje 3 możliwości. Jeżeli opuściła lokalizację Icegard. Wartiant pierwszy - powrót do Selvan. Wariant drugi - lokalizacja oznaczona kodem [kod] znana potocznie pod nazwami “Kraj Ognia”, “Pola płomieni”, “Kraniec świata”. Wariant trzeci zakłada użycie magii przemieszczenia przestrzennego dalekiego zasięgu. W wariancie trzecim należałoby ponownie przepuścić program lokalizacyjny i dedukcyjny z dołączoną filtracją na taką możliwość. Założenia 3 wariantu mogłyby więc nie wykluczyć lokalizacji Sanderfall, jako lokalizacji odrzuconej poprzez program dedukcyjny.
- Nie, nie trzeba, choć bym chciał. - pokręcił smutno głową na boki - Mamy za mało danych by uzyskać jakąś większą pewność. Za dużo niewiadomych.
Erven westchnął ciężko i przygarbił się trochę, by po chwili się wyprostować z cwanym uśmiechem na twarzy.
“Kali jest w Sanderfall…” pomyślał “...jeśli Kaela tam jest i poszczęści to się spotkają. Będę musiał go przepytać jak wróci. Zresztą, pewnie zauważy zjawisko dziwne, że kobieta w której formie byłem jest tam. Jest bystry, więc zajarzy, ale… czy będę miał tyle szczęścia?”
- Niestety interesy wzywają. - powiedział do mędrczyni - Nie będę już niepokoił.
Po tych słowach wstał z zamiarem udania się z powrotem na górę. Miał Zero do przepytania… i bynajmniej chodziło o Kaelę, chociaż nie… na to będzie czas później.
Po odejściu Ervena.
- Connection accepted. Request processing. Object: “Erven Sharsth”. Response: lokalizacja [kod] - Garollo. Date: Dziś. Data zależna: Minutę temu. W kontakcie. Response Send. Waiting... Request processing. Response: Pozyskanei danych o obiekcie “Kaela Narath“. Database up to date. Response. Send Request: Kto zadał pytanie? Waiting... Response processing. Database update: object “Kaela Narath“. Aktywacja podfunkcji skanu magicznego. Aktywacja podfunkcji skanu aury. Function Completed. Object “Erven Sharsth” jest namierzalny. Connection Close.|
- Hyh. - mędrczyni westchnęła poprawiając coś pod płaszczem. - Testing. Podfunkcja Mating match...

Erven i Zero, Karczma

Erven pewnym, równym krokiem wszedł do pomieszczenia na parterze. Podszedł do stolika który zajmowała Zero i jak gdyby nigdy nic zasiadł przy nim.
Najsłabszy do powrotu Ervena zdążył się ulotnić do swojej grupy.
- Zero. - powiedział - Potrzebuję wszystkie informacje jakie posiadasz na temat Centralnych Włości i Zachodnich Równin. Wszystko. Produkcja, skup, stosunki handlowe i dyplomatyczne, podatki. Wszystko. Włącznie z informacjami na temat wicehrabii. Każdy szczegół się liczy… Wiedza to władza Zero, bez tego nic nie uhandluję w imieniu Oddziałów i Unii.
- E... Ervenie. Co to ma wspólnego z umacnianiem linii frontu? - zapytała przezornie Herbia - Zachodnie równin jeszcze bym zrozumiała, ale centralne włości?
- Przypominam, że mamy negocjacje z wicehrabią? -zapytał mag unosząc brew ku górze.
- Tak. W sprawie umocnienia linii frontu i walki z demonami. - Odparła Herbia
- Już, już, Herbio. Filantrop hipokryta pewnie ma jakiś plan. - zaśmiała się Zero. - Może chce zakupić ziemię, żeby straty poszły na niego? Viscount będzie zadowolony.
- Ech. Ty to wszystko widzisz w dobrych kolorach. Czyżby to że wojna, dobrze wpływało na twój humor? {Herbia}
- A jakże! - rzekła dumnie Zero - Od czego tu zacząć. Two?
- Hay. Zachodnie włości nie przodują w żadnej produkcji. Garollo i Loungher zajmowały się głownie pożywieniem dla zwierząt z racji Gildii. Podatki standardowe. Viscount to wój Margrabi Nadmorskich Krańców. Osadzony u władzy w porozumieniu z Ruperdem i Alexandrem. Nigdy nie miał zbytnich aspiracji politycznych, ale raduje się bogactwem. Choć w układy obopólnego zysku lepiej z nim nie wchodzić. Swego czasu Londynium także należało pod jego terytorium, ale z biegiem czasu przestało być zyskowne więc zostało wydzierżawione. Tym samym Centralne włości zyskały dostęp do zasobów z morza. Pomijając nieoficjalne działania w tym kierunku. Viscount ma smykałkę do zysku i bogacenia się, ale nie lubi ryzyka. Aktualnie stosunki polityczne z Rubieżą oraz Marżą są raczej oziębłe. Z jednej strony przez śmierć Ruperda, z drugiej przez nowego Gubernatora, będącego za stabilizacją pozycji przybyszów. Spora liczba szlachciców Centralnych Włości widzi Równiny za źródło statusu i przyszłych awansów, tak jak tutejsza szlachta celuje w Stolicę.
- Interesujące… - mruknął Erven po czym wzruszył ramionami grając swoją grę - ...czy ja wiem czy skup to dobry pomysł? To same problemy są. Linia frontu w wojnie która może nigdy się nie skończyć. Potem odbudowa, zarządzanie… cóż, przynajmniej teraz wiem jak z nim rozmawiać. Ogólnie w jego interesie leży by zbudował umocnienia i wzmocnił swoją armię. - tutaj uśmiechnął się paskudnie i złowieszczo - Wejdziemy mu na chciwość i strach utraty tego co ma jeśli nie podejmie stosownej akcji. Przy odrobinie szczęścia nasze koszty będą minimalne.
- Widzę że do dwóch określeń przydałoby się jeszcze trzecie. Lis. - mruknęła Herbia - Coś mi się wydaje Ervenie, że minąłeś się z powołaniem. Zamiast piąć się ku mistrzostwu magii może trzeba było skupić się na polityce? - rzekła kąśliwie
- To hipokryta nie znaczy tyle co cwany lis? - zapytał mag lekko zdziwiony po czym wzruszył ramionami - Swoją drogą i tak nie wiem co znaczy filantrop… - tutaj uśmiechnął się szeroko - ...ale brzmi obiecująco.
Zaśmiał się lekko i pokręcił głową na boki po czym powiedział z uśmiechem.
- Tak czy inaczej moja droga Herbio… Przetrwałem w moim świecie w bardzo niesprzyjających warunkach. Kiedy człowiek wita się ze śmiercią co drugi dzień to nabiera charakteru. Jednak “Lis” brzmi przyjemnie dla ucha… jak tak dalej pójdzie to jeszcze dacie mi łatkę “Biały Lis”...
Na tą myśl znów się roześmiał, tym razem krócej, ale nadal z dużą dawką radości.
- Ehh… - Erven westchnął głęboko i spojrzał w sufit - ...polityka mówisz? Może kiedyś polityka się o mnie upomni. Na tą chwilę jednak jestem ukontentowany pozycją doradcy i człowieka od brudnej roboty.
- [Biały Lis...] - zamruczały pod nosem Herbia i Zero. Widocznie określenie to wpadło im w ucho.
Erven, nie słysząc cichych pomruków swoich towarzyszek, jeszcze przez parę sekund patrzył w sufit nad czymś mocno się zastanawiając. W końcu jednak spojrzał na te z którymi dzielił stolik.
- No cóż, na mnie pora. Jeszcze tylko coś załatwię i zobaczę kogo jeszcze da się dzisiaj zrekrutować. - powiedział i wstając dodał - Pijcie, odpocznijcie, jutro czeka nas wiele roboty.
Po tych słowach wyszedł z karczmy i skierował swoje kroki do rezydencji Viscounta. Najwyższa pora na audiencje… w cztery oczy. Choć co prawda miał pewne wątpliwości czy skupić ziemię… ale wszystko zależało od ceny. Tak czy inaczej, nie dowie się jak nie spróbuje. Poza tym, miał też drugi cel w tej rozmowie… rozeznanie. Jedno to słyszeć o człowieku, drugie go spotkać, a to mogło być korzystne z punktu widzenia właściwych negocjacji.


Erven, Rezydencja Viscount’a

Dom a raczej rezydencja Viscounta znajdowała się tuż na granicy miasta. Był to opasny budynek raczej w nie tutejszym stylu.

Przed budynkiem znajdowała się fontanna i ogród pełen kwiatów. Bramy strzegło dwóch mięśniaków z pałkami. Z jednym z nich rozmawiał mężczyzna we fraku, zapewne tutejszy zarządca posiadłości.

Erven podszedł do mężczyzn równym miarowym krokiem.
- Moje uszanownie, jestem Erven Sharsth . - powiedział skinajac głową mężczyźnie który wyglądał na lokaja - chciałbym widzieć się z wicehrabią. Przybywam w interesach. W interesie wicehrabiego jest mnie wysłuchać w cztery oczy.
- Dzień dobry. Jestem Sebeastian główny lokaj posiadłości. Jak rozumiem nie był pan umówiony. Więc, to czy spotkanie będzie w interesie Viscouta zależy tylko od niego. Pozatym odradzam używania zwrotu “wicehrabia”. Status mego pana Viscounta Gerwazego został podniesiony do stopnia władczego i preferuje on używanie tegoż właśnie tytułu. To tak jakby Króla tytułować Baronem. I nie mam tu nikogo szczególnego na myśli.
- Rozumiem i proszę o wybaczenie. Nie mniej panie Sebastianie pragnąłbym widzieć się z jego miłością. - Powiedział uprzejmie Erven.
- Przejdźmy się więc do mego pana. Aktualnie nie ma nic na głowie z naszego punktu widzenia.
Viscount zasiadał w salonie urządzonym na wzór sali tronowej. Jednak jak to salon posiadła dywan, stół i dwie sofy.
Na obszernym fotelu stylozowanym na tron zasiadał
- Viscount Gerwazy
razem z konkubiną?

- Oh. Sebastianie, nie pamiętam bym miał dzisiaj umówione jakiekolwiek spotkanie? Kogóż więc tu sprowadzasz?
- Erven Sharsth mój panie. - powiedział lekko się kłaniając mag - Proszę wybaczyć to nagłe najście o tej nieprzyzwoitej porze. Jednakże czas działa na moją niekorzyść i nie mam zbytniego luksusu posiadania go wolnego. Mam nadzieję, że mimo wszystko dane nam będzie porozmawiać o interesach.
- A o jakiż to interesach przyjdzie nam rozmawiać - zapytał głaszcząc piersi konkubiny.
- Ta część mojej obecności tutaj jest przeznaczona tylko i wyłącznie dla waszych uszu wasza miłość. Nikt nie może się dowiedzieć o temacie który tutaj poruszymy. Przynajmniej do końca wojny. Jednakże, jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie to dopiero początek naszej obopólnie korzystnej współpracy. *
- Jestem ciekaw. Sebastianie, zostaw nas samych. A ty piękna, zaczekaj w sypialni. Niedługo do ciebie dołączę. - Wskazane osoby posłusznie opuściły pomieszczenie - A więc panie Erven Sharsth cóż za ważna sprawa sprowadza pana do mnie?
- Nim przejdziemy do sedna sprawy chciałbym zasięgnąć kilku informacji które będą miały wpływ na moją ofertę. Która tak czy inaczej zostanie złożona. Nie ma złych odpowiedzi. - powiedział Erven - Czy wasza miłość jest skora na to pójść w imię przyszłego zysku?
- Wciąż nie wiem o czym mowa... doradzam się sprężyć - powiedział ponaglając
- Wojna jest za pasem, a Loungher stracone… odbudowa pochłonie krocie prawda? Do tego są to tereny wojenne i nie raz front będzie się przesuwał w tą i we wtą, a to głównie walka z Zieloną Koroną… Czy wasza miłość ma zdolnego maga zdolnego oczyścić tereny ze skażenia? - zapytał Erven starannie podkreślając straty i koszty… związane z najczerniejszym ze scenariuszy. Oczywiście ten scenariusz nie musiał się spełnić, ale… chodziło o to, by Gerwazy myślał w kategoriach minimalizacji strat. Dużych strat.
- O ile będzie sens to odbudowywać... A i zlecenie się znajdzie jeśli takowa sprawa wyniknie. Lecz nie wcześniej niż po wojnie. W czasie zawieruchy nienajlepszym pomysłem jest coś zakładać. Wielu tak już próbowało, i to ja kończyłem z zyskiem, na ich stracie. - odparł machając dłonią
- Nie mniej, w Unii nie ma zdolnego maga ścieżki Vitael. Trzeba by było udać się do Lasu… a ich konflikt z Północną Rubierzą… raczej nie będzie sprzyjał pozyskaniu pomocy. Z kolei Selvan się odizolowało od reszty świata. Do tego dochodzą koszty wojenne i zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom. - powiedział Erven - Prawdę powiedziawszy nie wygląda to przyjemnie z punktu finansowego.
- Wystarczy mag światła znający Purification albo inne tego typu zaklęcie z sąsiednich dziedzin. Widać małe jeszcze twe doświadczenie. Choć w kwestiach finansowych się nie mylisz. A i z lasem staram się nie wchodzić w konflikty, choć nie powiem bym przepadał za tymi nie ludźmi. - Wyjaśnił z dozą wyższości - Jakaż więc twa propozycja?
- Jak to mówią… to tylko nieludzie. Można robić z nimi interesy i trzymać jako kochanki, ale nigdy nie będą traktowani na równi z nami, prawda? - zapytał z cwanym uśmiechem po czym powiedział poważnie - Proponuję rozwiązanie tego drobnego problemu interesów. Obydwoje się zgadzamy, że wschodnie tereny Równin są… niewygodne w mniejszym lub większym stopniu. Jeśli cena będzie dobra mogę je odkupić. Pozbędziesz się, wasza miłość, problemu z łożeniem złota na coś co może nigdy się nie zwrócić, a ja przejmę obowiązki odbudowy i oczyszczenia terenów ze skażenia. Jak wszystko się dobrze ułoży to będzie to początek naszej udanej i owocnej współpracy. Jak nie, to przynajmniej wyjdziesz na plus, bo straty będą po mojej stronie.
- Twierdzisz, że chcesz zostać moim lennikiem tych terenów? A może planujesz zaistnień na ten jakże to niestabilnej mapie? Skomplikujesz sobie życie panie Erven. - rzekł drapiąc się po brodzie.
- Lenno dostaje się za zasługi i wtedy kiedy dany władca pragnie oddelegować zarządzanie części swoich włości. Mówimy o odkupie ze wszystkimi prawami z tym związanymi. Oficjalnie będę niezależnym podmiotem na mapie politycznej Unii… nieoficjalnie… to już zależy wiele od tego jak się sprawy potoczą, ale jestem skory do rozmów. Niestety, na ten czas nie jestem w stanie nic obiecać.
- Bardzo je skomplikujesz. Nawet widzę, że wyczekał pan najlepszej okazji by ziemia straciła na wartości. Widzi pan panie Erven. Podsumujmy... Pragnie pan nabyć część przynależącej mi ziemi. Moim zyskiem miałaby być kwota pieniężna i mniej zmartwień po stronie zarządzania ziemią. Nie mniej tracę na tym część gruntów, jak na razie nie dyspozycyjnych. Mało. Co dalej? - rzekł z bardzo niemiłym uśmiechem.
Erven się zaśmiał krótko i lekko po czym pokręcił głową na boki.
- Wyczekiwać okazji? Nie. Co to to nie. Po prostu… - jego twarz przybrała lekko drapieżny wyraz - ...zauważyłem okazję. Poza tym, sprzedaż jest waszej wielebności na rękę. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale z moich źródeł wynika, że Targas jest w komitywie z demonami. Prędzej czy później Północna Rubież obróci się przeciwko Unii, a ten skrawek ziemi między nimi, a wami? Stanie się kolejnym polem bitwy, a ja znów ruszę w bój, lecz tym razem z większą determinacją, bo będę chronił co moje.
- To wciąż mało z mojego zysku. A tak poza tym zdajesz sobie sprawę że posiadanie ziemi, bez tytułu czy przynależności szlacheckiej plasuje cię na miejscu chłopstwa? - Uśmiechnął się pogodnie. Choć w tym uśmiechu nie było grama uprzejmości.
- Załóżmy, nawet jeśli przygotował bym taki dokument, to w świetle tutejszych praw byłbyś moim lennikiem pracującym i gospodarującym ziemią wedle mojego uznania. No chyba, że przyznano by ci tytuł szlachecki w ramach tych terytoriów. Które polegają pod moją władzę... Heh. Aż dziw, że przyszedłeś do mnie tak nieprzygotowany. Więc? Mam przygotować rzekomy dokument... ach ale wpierw czy się na niego stać? Bo gotowy dekret zyska pełnomocnictwo wraz z jego utworzeniem. Włącznie z nakazem jego zakupu. Lecz nie widzę sensu jeśli nie będziesz w stanie go spłacić... - rzekł złowieszczo.
Erven uśmiechnął się lekko i pogodnie. Przynajmniej dowiedział się czegoś nowego, a jego plany ekspansji stanęły pod dużym znakiem zapytania. Trzeba będzie przemyśleć całą taktykę od podstaw…
- Przemyślę Twoją ofertę. - powiedział spokojnie bez emocji - Jest jeszcze dużo czasu do końca wojny, a jak już wspominałem, wszystko rozbija się o kluczowe pewne kluczowe elementy. Czy wasza miłość ma do mnie jakąś sprawę, czy mogę wracać do mojego oddziału? Mamy Garollo do umocnienia.
- Jest pan wolny. Gdyby jednak się pan rozmyślił, drzwi stoją otworem. - rzekł, z tym razem, łagodniejszym uśmiechem.|
(Erven)

Rezydencja viscount’a, Viscount Gerwazy i konkubina

Kilka chwil później... sypialnia.
- Już skończyłeś mój panie. - rzekła nałożnica rozkładając się kusicielsko na świeżej pościeli łoża.
- Taaak. {Gerwazy}
- A więc... {nałożnica}
- Zaczekaj chwilę. Spiszę tylko jeden dokument. {Gerwazy}
- O! Gratuluję udanego targu. {nałożnica}
- Wręcz przeciwnie, wręcz przeciwnie - oznajmił z diabolicznym uśmiechem. - Zuchwały przybysz, któremu przyda się lekcja.
- Erven Sharsth, tak mu było? Może należałoby pozbawić go wszystkiego? Kto wie co już uzyskał. - zasugerowała przyglądając się paznokciom.
- Ten przybysz? Nie czekaj. - zatrzymał pióro nad pergaminem - Możesz mieć rację. Ktoś z takim podejściem mógł zabłysnąć w Serandinas. O! He he he. To mi się podoba Lulo. Zawołaj resztę... mam dziś ochotę na trochę więcej uciechy. Skończę nim wrócisz.
- Dobrze, mój panie.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 02-07-2017, 19:59   #82
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Nowy dzień

Wczorajszy wieczór minął Ervenowi na dalszym zbieraniu sojuszników. Kobieta z Niebieskiego Dworu Selvan, wyraziła chęć pomocy choć obyło się bez łóżkowych argumentów. Widocznie była świadoma niezwykłej zdolności maga. Dwóch mężczyzn zmagających się uprzednio w rzucaniu nożami było raczej niechętnych. Jeden, “łowca wampirów”, ostatecznie zgodził się pomóc jeśli będzie jeszcze w okolicy miasta. Drugi, mężczyzna z krukiem, stanowczo odmówił. Argumentował brakiem zainteresowania w zaistniałej sytuacji, brakiem zainteresowania w składanej ofercie i co dziwne...brakiem zainteresowania osobą Ervena. Z pozostałych zdarzeń:
Herbia uprzedziła maga w rekrutacji pewnej czarodziejki o srebrnych włosach i ptasim chowańcu.
Echo, jak się zaszyła w swoim pokoju, tak już do sali nie wróciła.
Przez wizytę u Viscounta, maga ominęła odprawa Najsłabszego razem z mędrczynią, na sławiennych gryfach.
Poranek w karczmie był spokojny i raczej cichy.
Zero czekała już przy wejściu wyczekując aż mag się przygotuje. Oczywiscie uprzednio go obudziła. Z samego rana mieli zaplanowane spotkanie z Voscountem na temat obrony Garollo.
Zero nie musiała długo czekać, nie minęło zaledwie parę chwil, a Erven już był przy niej.
- Gotowa do drogi? - zapytał luźno z delikatnym uśmiechem po czym dodał z lekko paskudnym - Wicehrabia to łajdak, więc potraktujemy go jego własną trucizną.
- Z tego co mówiła Two raczej miał być mniej ambitny politycznie? - zapytała z lekkim dystansem. - Masz jakiś plan?
- Kilka, ale to obślizgły wąż który nie szanuje nikogo i niczego poza sobą i swoim statusem. - powiedział lekko choć cicho i z lekkim syknięciem na końcu - Nie zdziwiłoby mnie gdyby przystał do demonów gdyby zwęszył w tym zysk. W moim świecie takich ludzi usuwa się ze sceny, zazwyczaj...
- Hmm... Bywały i takie przypadki. Ale jeśli by zniknął zarządzanie krajem miałoby zastój, a to w świetle aktualnych wydarzeń niemały problem. Idziemy z ramienia wspólnej wojny. Więc rozmowa powinna pójść sprawnie. W razie czego, nie wstrzymuj się w planach.
- Miejmy nadzieję zatem, że ma olej w głowie. - powiedział Erven.

Gdy opuszczali karczmę słońce wisiało już nad horyzontem. Choć w tym świecie występują zegary i inne metodyki mierzenia czasu, raczej nie stosuje się ich do codziennych działalności. Tym bardziej w okręgu pospólstwa. Dlatego jedynym powszechnym miernikiem pozostaje pozycja słońca.
Kilkanaście minut później, niespiesznym tempem, dotarli do bram rezydencji.
Tym razem bramy były zamknięte. U straży stalo 4 strażników z kilkuosobowym oddziałem wewnątrz terenu. Panowało jakieś ciche poruszanie. Ciche z racji postawy strażników.
- Widać nasza gra w szachy zaczęła się od ruchu wicehrabiego… - mruknął pod nosem Erven*
- Przybyliśmy na spotkanie z Viscountem Gerwazym. Byłam umówiona. - oznajmiła głośno zero, uwidaczniając białą zbroję.
- Rozumiem. Emm. Wasze godności? - zapytał strażnik z lekko skwaszoną miną.- Ty zawołaj odźwiernego. - szepnął strażnikowi obok.
- Smocza Dama Zero razem z Ervenem Sharsthem. {Zero}
Mina strażnika lekko zrzedła, choć dało się odczuć że z całkiem innego powodu.
- Wejdźcie i zaczekajcie na zarządcę. - oznajmił otwierając bramę.
- Dziwne. Pierwszy raz ktoś tak na mnie reaguje.
- Wicehrabia widać już podjął swoje kroki. - mruknął cicho Erven - Miej broń w gotowości na wszelki wypadek i nie daj się rozbroić. Jako Biały Rycerz przebijasz rangą włodarza tych ziem, prawda?*
- Gdzie tam. Ten viscount to status władczy jak nasza królewna. Na terenach Centralnych Włości faktycznie miałaby większą dozę przebicia.
- Witam. - oznajmił Sebastian wychodząc z domostwa. Oczywiście niezależnie od okoliczności przywitał ich dworskim ukłonem.
- To jest ten cały Erven? - zapytał drugi mężczyzna towarzyszący lokajowi.

Wyglądem przypominał strażnika.
- Jestem Vasyli, kapitan oddziałów Garollo. Panie Erven mam do pana kilka pytań. - rzekł bez zbędnych ogródek. - Cel pana wczorajszej wizyty i jej przebieg.
- Miałem przyjemność rozmawiać z jego miłością o interesach, a właściwie robiłem wywiad rozpoznawczy pod przyszłe interesy z jego wysokością. Rozstaliśmy się w pokoju zostawiając sprawę zamkniętą na ten moment. Niestety wojna nie sprzyja prowadzeniu obopólnie korzystnych transakcji. - odpowiedział spokojnie Erven.
- Hmm... Czyli faktycznie. Na pewno jej nie pamiętasz? - skierował jakieś pytanie błądzące w odmętach umysłu.
- Niestety panie Vasyli. Viscount miał ich wiele i co jakiś czas wymieniał czy to drogą morską czy lądową. {Sebastian}
- W czym rzecz? {Zero}
- Jego mości Viscount Gerwazy odszedł wczorajszego wieczora. Znaleziono go na łożu z rozszarpanym gardłem. - wyjaśnił dowódca
- Szybko działasz. - szepnęła biała wojowniczka, Erenowi do ucha, na co Erven pokręcił nieznacznie głową przecząco - Dlaczego więc...
- Erven? - dokończył pytanie dowódca - Na stoliku w sypialni władcy znaleźliśmy dokument nadający, obecnemu tu Ervenowi Sharsthowi, tereny dawnego Loungher. Zgodnie z zapisem, “w ramach obopólnego porozumienia, Erven Sharsth uiszczając opłatę w wysokości 12tys złotych monet dostaje prawa do ziemi Loungher”. Zapis głosi też że zostanie on współwłaścicielem wszystkich przynależności, razem z niejaką Lulą. Jak już zdołałem się dowiedzieć była ona jedną z konkubin Viscounta. Niestety obecny tutaj zarządca kompletnie jej nie pamięta.
- Piękny żart. - skwitował poważnie Erven - Zapytam dla pewności. Czy zostało to potwierdzone, że Viscount naprawdę nie żyje? Nie znam stąd nikogo poza mości Sebastianem i jego miłością Viscountem Gerwazym. Jeśli jednak jesteście pewni co do śmierci jego miłości to chciałbym go zobaczyć.
- Proszę bardzo. Nie ruszaliśmy truchła. Leży w sypialni. {Vasyli}
- Zapraszam za mną. Zaprowadzę was. {Sebastian}
- No faktycznie, treść umowy brzmi jak pertraktacje Ervena ale nie widzę powodu by był on podejrzany. - rzekła Zero z lekką podejrzliwością.
- Mam przetłumaczyć znaczenie tej umowy? - zapytał rycerz drapiąc się po głowie
- Jeśli nie masz nic przeciwko Zero, to najpierw jego miłość. - powiedział chłodno Erven po czym omiótł spojrzeniem po zgromadzonej ich czwórce. Aura dawnych dni z jego świata była na miejscu. - Byłbym zaszczycony gdybyście mi towarzyszyli. Przydadzą się świadkowie, wiarygodni i bezstronni świadkowie którym zależy na prawdzie.
Sypialnia Viscounta

Sypialnia była w należytym porządku. Nawet nagi trup Viscounta wyglądał na “zadowolonego”. Leżał krzyżem na samym środku olbrzymiego łoża. Twarz zamarła w trudnym do opisania grymasie, a z gardła została raptem skóra na karku i kręgosłup. Krew nie była rozchlapana po całym łożu, a jedynie w okolicach głowy i torsu.
Erven szybkim, stanowczym krokiem podszedł do łoża i zaczął oglądać bacznie ciało. Interesowały go dwa fakty. Jakie narzędzie zadało te obrażenia, oraz przybliżony czas zgonu.
Narzędziem mordu mogły być szpony lub zęby. Nie było ran ciętych, miażdżonych czy magicznych. Śmierć nie należała do najszybszych i była bolesna. Ciało nie było jednak poruszane. Zmarły musiał faktycznie leżeć w takiej pozycji, a więc by dokonać takiego aktu, oprawca musiał być naprawdę blisko. Jednak co najważniejsze dało się odczuć delikatną aurę demona. Bardzo znikomą.
- Czy viscount sprawdzał swoje konkubiny przed zabraniem ich do łoża? - zapytał chłodno - Bo wyczuwam tutaj pozostałości demonicznej aury i ślady na to mocno wskazują. Co więcej, obstawiam, że to jeden od Zaafiela…
- tu spojrzał przenikająco na zarządcę - ...to by tłumaczyło lukę w pamięci i fakt, że długa i bolesna śmierć przebiegła bardzo cicho i w bezruchu.
Gdzieś w głowie Erven pracowały trybiki starające się ustalić imię demona, lub jego specyfikację. Patrząc po miejscu zbrodni, musiał to być co najmniej niższy demon wyższy. Taki co to umiał ukrywać swoją obecność.
- Viscount nie gustował w niczym innym poza ludzkimi kobietami. A jedyne co sprawdzał przy ich zakupie było dziewictwo. Co więcej sam miałem styczność z każdą nowo nabytą kobietą. Żadna nie była demonem.
- Ale tej jednej nie pamiętasz? - mruknął Vasyli - Wybacz, ale w tym przypadku zdam się na radę Maga. Widać miał już styczność z takimi przypadkami.
Erven ujął brodę w dłoń i zaczął chodzić wzdłuż łóżka pogrążony w myślach starając się namierzyć sprawcę.
Specyfikacja mogła także wskazywać na zmianę formy, kontrolę umysłu lub co nie takie dziwne kontrolę emocji. Może Viscount czuł przyjemność nie wiedząc że umiera. Demony Zaafiela plasowaly się tutaj jak znalazł. Choć musiał być to ktoś o wiele bardziej wykwalifikowany w swym fachu. Ktoś z demonicznej rasy. Sukubina Tyutia, Demonica Tesara. A kto wie może to sprawdzian nowego rodowego nabytku lub sam Zaafiel przyszedł się zabawić. Choć z pozostałych rodów oraz tych bez rodu też dałoby się kogoś znaleźć. Wiedza nabyta od Mefisto była dość obszerna w tym zakresie. Z mocą umysłu Shiva, choć ona użyłaby raczej innej konkubiny do tego czynu i nie musiałaby się nawet zbliżać. Nawet w rodzie Lucefera dałoby się się kogoś znaleźć. Sukibina Oria czy sławny grzech Lust. Jedyne co odpada to widma. Pytanie kto ugrałby najwięcej na śmierci tego kutasa. Pomijając Ervena…
Zatrzymał się u szczytu i beznamiętnie spojrzał na byłego włodarza tych ziemi i powiedział chłodno.
- Nie zmarł dawno, nie minęło wiele czasu więc mamy jeszcze szansę… Dusza kiedy opuszcza ciało widzi poprzez manipulacje energii i umysłu. Widzi świat takim jaki jest. Kiedyś nad tym pracowałem i w moim, i w tym świecie. Teorię mam opanowaną, ale nigdy nie miałem okazji sprawdzić jej w praktyce…
Mag spojrzał na swoich “towarzyszy” twardym, przeszywającym spojrzeniem osadzonym na pozbawionej emocji twarzy.
- Mam pewne podejrzenia, ale najlepiej będzie jeśli przesłuchamy bezpośrednio Viscounta… nie gwarantuje, że się uda.
Z tymi słowami dobył nieśpiesznie sztylet i różdżkę, a następnie obrócił się w kierunku denata. Sztylet rozciął głęboko przedramie kiedy inkantował zawiłe zaklęcia. Nie miał opracowanej formuły, więc musiał się zadowolić dłuższym procesem czarowania. Różdżka kreśliła w powietrzu pradawne runy. Przy odrobinie szczęścia sięgnie poprzez Zasłonę korzystając z niknącego z każdą chwilą połączenia duszy Gerwazego z jego ciałem i sprowadzi go z powrotem by odpowiedział na pytania wiązany mocą zaklęcia, a interesowały go ostatnie chwile jego życia. Dlaczego sporządził dokument. Kto go zabił i jak wyglądał. To i wiele więcej…
Z pierwszym ubytkiem mocy, Mag poczuł że coś jest nie tak. Zaklęcie się nie powiedzie. Przerwał więc rytuał by nie tracić więcej mocy. Ożywienie denata to pryszcz, ale by wyciągnąć z niego wiedzę trzeba jego duszy. Duszy której brakuje. I nie chodzi o jej sprowadzenie. Nawet mag spiritisto nie mógłby sobie z tym poradzić. Dusza denata zniknęła. Mogła ulec destrukcji lub zostać pożarta. W każdym razie oprawca wiedział co robi.
Erven szybko wyszeptał zaklęcie i powiódł różdżką po ranie by zasklepić ją.
- Nic nie zrobię. Dusza uległa destrukcji, lub została pożarta. Tak czy inaczej nic się nie dowiemy… - mruknął niezadowolony po czym spojrzał na pozostałych chowając sztylet i różdżkę.
- Zero miała pytanie. Choć podejrzewam o czym świadczy pismo, i mi się to nie podoba, to mimo wszystko chciałbym to usłyszeć z pewnego źródła.
- Tia... No więc z prawa politycznego wynika że ziemię na własność można nabyć tylko jeśli zostanie nadana z tytułu szlacheckiego lub jako lenno. W tym przypadku jest ten drugi sposób. A więc obecny tu pan Erven otrzymał lenną ziemię. Punkt drugi, dokument staje się pełnomocny jeżeli zostanie uznany przez osobę mającą moc sprawczą. Jako że wystawił go sam władca to mamy pozamiatane. Problem leży co z lennem? Otóż osoba nadająca lenno ma prawo decydować o sposobie jego zarządzania, ale nie jest to sprawa już tak dziedziczna. W części przypadków ziemia taka powinna w pełni przejść pod własność Ervena. Póki co pełnomocnictwo ma Erven, póki nowy władca nie zadecyduje inaczej. Były przypadki, że władza pozostawała w rękach właściciela z porozumieniem o środkach i handlu, czyli zwierzchnictwu władzy wyższej danego kraju. Były przypadki że nowy władca zbywał takie sprawy nadaniem statusu szlacheckiego, a czytałem o takich co władca unieważniał dekret. W każdym razie to kwestia nowego władcy. Jako że z Viscountem byłem na bakier to wiem co nieco o jego sposobie działania. Więc przejdźmy do tej mniej interesującej sprawy. Opłata musi zostać uiszczona...
- Tylko, że mi ta ziemia jest nie na rękę. - powiedział luźno Erven podchodząc do stolika na którym znajdował się dekret i wziął go w dłoń. - Nie ma dekretu, nie ma sprawy, prawda? - zapytał beztrosko i szepnął zaklęcie, drobny płomień pojawił się we wnętrzu jego drugiej dłoni. Kolejne słowa były surowe - Nie wiem co knuje Zaafiel, ale nie dam się wrobić w jego gierki. Wy też nie powinniście.
- Ta... Szkoda tylko, że są jeszcze dwa. - powiedział wywracając oczami. - Nie martw się... nie jesteś jedynym który tak próbował.|
(Erv)

- A co z zachodnimi równinami? - zapytała nagle Zero jakby zdając sobie sprawę z większego problemu.- Kto teraz pełni władzę?
- Na wypadek braku władcy, namiestnikami zostają dowódcy oddziałów miejskich. Jako że platforma jest raczej autonomiczna, a Loungher już nie ma. Tak więc pozostaje Garollo. A więc władza przechodzi na mnie. Jeżeli macie kontakt prześlijcie wieść do Lofar i San Serandinas o zaistniałej sytuacji. Sam wyślę jednego do Ettelgen. Reszta należy już do władców i ich wyboru nowego władcy. Do tego jednak czasu wszystko na mojej głowie. Ech... Jeszcze jest przed południem by topić smutki. Ech... - westchnął ponownie Vasyli.

Erven prychnął w rozbawieniu.
- I tak umowa jest nieważna, bo brakuje spisanej umowy z moim podpisem. Inaczej każdy władca mógłby sobie wystawić taki świstek i robić przekręty wykręcając się tym, że “było to ustalone”. Wybaczcie, ale ja się wpakować nie dam. Ta ziemia jest mi potrzebna jak psu pchły i płacić za coś co jest mi zbyteczne nie mam zamiaru. Tym bardziej, że sami widzicie, że ten dekret został wymuszony działaniami Zaafiela..
- I tego panie mag! Nie wiesz. - rzekł przeciągle Vasyli - Może brał w tym udział, a może jedynie pozbył się tej podróbki władcy. Poza tym rzeczone rzeczy wiemy z pańskich ust. Osoby której umowa nie była na rękę.
- Mało komu by była. - mruknęła Zero
- Nie wątpię. Może to pan nawet nasłał demona. Kto wie... Powiedzmy sobie szczerze. Aktualna sytuacja jest idealna do nabycia ziemi z resztą już prawie przypieczętowana. Jednak i mnie nie w smak zajmować się całym tym burdelem i jak widać panu. Drugi dokument jest w sejfie władcy. Jeśli taka wola osobiście się go pozbędę. Jednakże na ten trzeci nic nie poradzę. Zapewne ma go dopisana do dekretu rzeczona bab... kobieta Lula. Nawet jeśli się pan nie wywiąże z postanowień dokumentu to dalsze zapisy tam zawarte obowiązują. Jednym słowem jest pan w dupie.|
- Dobrze więc, wyjaśnij mi proszę… - powiedział Erven - Jak bardzo i dlaczego jestem w dupie, co jest ode mnie oczekiwane i co możemy z tym zrobić?
- Załóżmy że pozbędziemy się dwóch dokumentów. Z mojej strony nie będę robił wyrzutów, choć kasa by się przydała, szczególnie w nadchodzącej wojnie. Pozostaje więc trzeci egzemplarz. Zapewne powierzony... choć mam wrażenie że raczej skradziony... Egzemplarz współwłaścicielki. Jak to leciało? No widzisz nie trza było tego od razu palić. Sebastian przynieś z sejfu kopię Viscounta.
- Wedle rozkazu. - czarnowłosy oddalił się do sąsiedniego pomieszczenia stanowiącego biuro.
- O ile pamiętam była tam dopisana ta cała Lula. Teraz kwestia użytego słownictwa. Sebatian!
- Już. Jestem. Oto dokument.
Przekazał zwój obarczony woskową pieczęcią z symbolem jelenia.
- Ah no tak. Jak już wcześniej wspominałem. Zapis głosi też, że Erven zostanie współwłaścicielem wszystkich przynależności, razem z niejaką Lulą. Współwłaściciel to jasne. Wszystkich przynależności... jak to ta stara świnia tłumaczyła. Ach. Wszystko co przynależy Ervenowi przynależy też Luli i vice versa. Z tym że wszystkie czyta się jako wszystko co posiadasz,a nie tylko zakupiona ziemia. Lula zapewne była niewolnicą?
- Tak {Sebstain}
- No właśnie. Więc władza nad osobą Ervena przeszła na Gerwazego, niech go w piekle diabły szczują, a dobytek Ervena jest współdzielony z ową kobietą. Tak. Jak głęboka to wedle ciebie dupa? Pomijając zmarłego wieprza.
- Za grubymi nićmi szyte. - powiedział Erven nader spokojnie - Gerwazy nie ma władzy poza swoim krajem, a moi wspólnicy i cała reszta łatwo podważy ten dokument, bo mnie znają i wiedzą, że nigdy bym na coś takiego nie poszedł. Chyba, że jakimś cudem, widniałby na tym mój podpis. To jest tylko dekret obowiązujący na terenach Zachodnich Równin, a jak już mówiłem, jest niewiarygodny, bo gdyby tak to funkcjonowało to mógłby każdego, w każdej chwili, w każdej zachciance… zniszczyć.
- Prawda. Viscount widocznie wziął cię za tutejszego. Może nawet mieszkańca jego terenów. Wtedy miałoby to sens. Jego stosunek do przybyszów nigdy nie był zbyt dobry. Ale wiesz... to nie twój świat. Wraz z przybyszami wszystko stało się nader skomplikowane. Wolność słowa, wolność wartości, swoboda działania. Człowiek starej daty mógł tego jeszcze nie uznać. Wymuszenie na tobie podpisu leżało w kwestii wymuszenia. Np. listem gończym lub zakazem przekraczania granic. Co do zasięgu działania... mylisz się. ingerencja w czyjąś władzę jest nietaktem. Więc jeżeli jeden władca coś zarządzi to sojusznicy muszą się do tego w mniejszym lub większym stopniu zastosować. Nie mniej dokumentom brak jednego elementu... i drugi z głowy - powiedział rozrywając dokument - Więc zapewne wiesz czego brakuje w trzecim egzemplarzu i jak to zdobyć.
- Pozwolę sobie na surowość. Wasz świat… -powiedział z lekkim uśmiechem mag - ...jest słaby, ale dobrze zrozumieć jego specyfikację. Przynajmniej wiem jaki jest mondus operanti. Nie mniej widziałem jedną niewolnicę u boku wicehrabiego. Pamiętasz ją mości Sebastianie? Byliśmy tam wtedy razem.
- Eee... nie. Dziwne. Zawsze choć jedna była przy boku władcy...
- No to mamy strzał w dziesiątkę. - przytaknął Vasyli
- A tak swoją drogą, co pan tak wyuczony prawa i władzy? - zapytała Zero
- Nie zgadniesz. To już trzeci władca który padł na tych terenach, z czego drugi za mojej kadencji. Podpatrzyłem obowiązki dowódcy jeszcze za czasów mojego poprzednika. Ciekawe czy kolejnego też przeżyję. - uśmiechnął się nieznacznie.
- Tak czy inaczej… otwórzcie umysły. Wszyscy. Przekażę wam tak jak ją widziałem swoimi oczami. - wyklarował Erven mając dziwne uczucie, że Vasilij nie był do końca szczery.
Obraz został przesłany. Sebastian wydawał się zaskoczony, a pozostała dwójka przymrużyła oczy.
- Duże piersi, kształtny tyłek, ładna twarz, uwodzicielskie ruchy. To na pewno przebranie {Vasyli}
- Duże piersi, kształtny tyłek, ładna twarz, uwodzicielskie ruchy. To na pewno iluzja {Zero}
Powiedzieli w tej samej chwili.
- Tak czy inaczej, ktokolwiek pojawi się z dokumentem zrobimy tak… - powiedział Sharsth - ...odbierzecie go pod pretekstem sprawdzenia zgodności z oryginałem i wtedy zniszczycie. To przedstawiciel demonicznej rasy. Otwarty konflikt może ponieść zbyt duże straty, choć z chęcią bym zobaczył kolejnego martwego demona, a krew sukubicy może być nieco warta na odpowiednim rynku. Zakładając oczywiście, że to Tyutia.
- Tyutia? - zapytała Zero
- O ile to jest cel Luli. Może ziemia była tak naprawdę nieważna. - Domniemywał Vasyli - Ja tam się na demonach nie znam. Może, nie był pan przypadkową ofiarą?
- Prawdziwe imię najbardziej prawdopodobnej sprawczyni, ale prawda jest tak, że mógł to być ktokolwiek. Lucyfer nie bierze udziału w tej wojnie, więc jego sługi odpadają raczej. - powiedział mag do wojowniczki po czym skierował swoje słowa do dowódcy.
- Mało prawdopodobne. Demony lubują się w sianiu chaosu, ale nie działają przypadkowo. Wątpię, bym był tylko narzędziem, jestem zatem celem, chociażby drugorzędnym, ale jednak celem. Przeczekam, mam wojnę do wygrania. Sprawy osobiste mogą poczekać.
Prawda jednak była taka, że Erven wiedział dokładnie, że demonica która zabiła Gerwazego mogła działać na własną rękę. Wiedział również ,że istniało prawdopodobieństwo tego, że był tylko narzędziem. Pozostawało pytanie… jaki cel był z kradzieży kopii? Jeśli oczywiście ją ukradła, a nie dostała… coś tu nadal mu nie pasowało, ale nie miał zamiaru się tym dzielić… jeszcze.
- Jeśli był pan celem to wnioskuję, że jest pan w jakiś sposób znaczący. Albo... wnioskując po dokumencie jest pan w posiadaniu czegoś znaczącego albo dostępu do takowego miejsca. Choć to ostatnie zapewne odpada.
Erven wiedział, że nie chodziło o jego dobytek. Chodziło o niego. O jego zdolności i umiejętności. O to, by pozbawić go wszystkiego, by opcja przyłączenia się do demonów stała się realna… Zaiste, wyrafinowany plan. Oczywiście mógł się mylić, ale nie nawykł do tego uczucia. Powiedział więc…
- Wszystko jest możliwe, ale nic chwilowo mi nie przychodzi do głowy. To co najcenniejsze noszę zawsze przy sobie… reszta to dobra materialne. Przywiązywać się do nich, to stać się podatnym na ich stratę, a strata to ból i strach, a to pierwsze kroki do Upadku.
Wtedy zawitała mu myśl w głowie. Skoro rycerz był taki łebski i obeznany w polityce… to czemu by go nie podpytać?
- Orientujesz się dobrze w sprawach polityki przyjacielu. - zwrócił się do niego - Ja jestem tylko przybyszem i nie do końca rozumiem ten świat. Różni się dość… mocno od mojego. Mógłbyś mi pomóc?
- Móglbym. Lecz nie w tym momencie. Zapewne masz wiele pytań. A mnie zrzucono co nieco na głowę. Możemy się spotkać wieczorem w winiarni dionizego, lub jutro w tej rezydencji.
Mag spojrzał na Zero. W końcu on tylko był tu do pomocy. Decyzja gdzie zależała od niej.
- Właśnie co w sprawie formowania oddziałów? - zapytała o główny cel ich wizyty.
Zapewne uznała, że Erven bardziej niż o swój interes, martwi się wojną.
- Jako zwierzchnik władzy, nie mam zastrzeżeń. Macie wolną rękę. Tylko proszę mi nie przemodelować tego miasta. Nie chciałbym by nagle zamiast domostw znalazł się pusty plac. Poza tym nie jest to najbogatsze miasto więc, wszystko w ramach rozsądku. Każę kwatermistrzowi pozwolić wam na wejście do zbrojowni. Jeszcze coś będzie wam potrzebne ?
Zero spojrzała na Ervena.
- Plan zagospodarowania przestrzennego miasta i mapa najbliższych okolic. Do tego spis ludności zdatnej do poboru. - Sharsth odpowiedział fachowo na pytanie.
- Spis ludności na wiele wam się nie zda, ale każę dostarczyć tak jak i mapę miasta. Teren to głównie pastwiska, pofałdowany krajobraz, aż tak szczegółowa mapa nigdy nie była potrzebna. Jeden las na południu i jeden na północny zachód. Na szybko jednak moi ludzie dadzą radę postawić wieżę obserwacyjną.
Erven pokręcił z lekką rezygnacją i niedowierzaniem głową. Kiedy ten świat ostatni raz widział wojnę? Kiedy ostatni raz składali Krew w ofierze Szaremu Człowiekowi…?
- Im szybciej tym lepiej. Jeśli demony pójdą za ciosem to możemy spodziewać się ataku na dniach. - powiedział kreśląc ponury obraz sytuacji.
- Nie ma co ślęczeć w jednym miejscu. Jeszcze zmarlak się nam obudzi. Jest sporo roboty więc zakasać rękawy i dupska w ruch. {Vasyli}
- Panie dowódco. W obecności kobiety? - zapytała Zero drwiąc z kultury rycerza.
- To jedna z twoich sióstr upiła mi wczoraj, do nieprzytomności, pół oddziału? A potem śpiewała obsceniczne piosenki na dachu ratusza? - faktycznie w nocy było słychać jakieś radosne śpiewy
Zero widocznie otępiała.
Erven się zaśmiał. Na początku był to chichot który później przerodził się w pełnoprawny radosny śmiech. Po dłuższej chwili oprzytomniał i powiedział przez łzy..
- To było dobre… zaczynam lubić ten oddział… naprawdę…
Zakaszlał i otarł łzę. Odetchnął głęboko i wciąż z szerokim uśmiechem zwrócił się do zebranych.
- Życie jest za krótkie by się martwić. Żyjemy tylko chwilę na tym świecie. Równie dobrze możemy się przy tym dobrze bawić. Inaczej życie traci swój blask i staje się nudną rutyną… nikomu nie życzę takiej śmierci… w rutynie.
- Prawda. To co! Komu w drogę temu czas? - zapytał ponaglając resztę by udała się już do własnych zajęć.
- Temu prać skarpetki. - dopowiedział Erven po czym zwrócił się do Zero - Coś o czym jeszcze nie wspomnieliśmy?
- Nie wiem. Jakiś pomysł?
Erven się zamyślił na chwilę, aż w końcu powiedział.
- Ludzi trzeba będzie zachęcić. Mogę ich straszyć demonami, ale nie podziała to na wszystkich. Ludzie w większości to owce prowadzone na rzeź… co mamy czym możemy ich przekonać do ryzykowania ich własnego życia dla Równin?
- Zysk, pytasz? Hmm... Nie wiem czy jesteśmy w stanie coś takiego zapewnić. Może jakieś ulgi w lokowaniem się na terenie równin. Przynajmniej dla tych co będą brać czynny udział w walkach. Kwestie zaopatrzeniowe?
- Zapewniony wikt i opierunek, a w trakcie i po wojnie czasowe ulgi podatkowe? - zapytał Erven.
- Nom. Możliwość pobudowania się taniej, bądź mniejszy podatek za domostwo. Brzmi dobrze. Przyszły władca, o ile nie będzie skrajnie stronniczy powinien pójść na taki układ.
- Rozumiem, że na ten moment sam nie możesz tego postanowić? - zapytał mag.
- Moje pozwolenie macie. Nie jestem jednak pełnoprawnym władcą, więc wraz z nowym, to co postanowię, może ulec zmianie. Na czas bezkrólewia wszystko jest moją jurysdykcją. Nie chciałbym jednak doprowadzić do wewnętrznych starć po wojnie.
- To zrozumiałe, dlatego nie możemy ludowi nic obiecać. Jedynie zarysować możliwości… - mruknął Erven - ...miejmy nadzieję, że kolejnym władcą będzie kobieta. Eh…
- Dlaczego kobieta? Z tego co głoszą plotki, opinie na temat władczyni Centralnych włości są raczej negatywne, chociażby z tego powodu.{vasyli}
- Królewna jest dość… - twarz Erven przybrała lekko “coś wiedzący” wyraz kiedy mówił z namysłem - ...specyficzna…
Tutaj mrugnął porozumiewawczo i dokończył myśl z szelmowatym uśmiechem..
- ... a ja nie ukrywam, że przyjemniej mi się pracuje z kobietami.
Mag zaśmiał się tutaj lekko, a następnie spoważniał.
- Tak czy inaczej, nie utrzymasz śmierci wicehrabiego długo. Wy czy my? Kto ma przełamać lody z poczciwymi ludźmi tej ziemi?
- Możecie wy. Tylko niech nie robią festynu... - mrugnął porozumiewawczo - A wszelkie zażalenia dopiero do nowego władcy.
- Coś wymyślę. - powiedział demonolog w przebraniu - Jakieś konkretne zażalenia przewidujesz?
- Podobne co do twojej sytuacji. Jak usłyszą o zmianie władcy to będą chcieli ode mnie czegoś nad czym nie mam kontroli i w sumie nie chce by mi zwracano z tego powodu tyłek.
- Rozumiem. - Erven pokiwał potakująco głową - To w sumie wszystko z mojej strony. Przyjdę jeszcze w przyszłości na piwo porozmawiać, ale to plany na potem.

* * *

Po skończonej rozmowie Even i Zero opuścili posiadłość. Zero natychmiast udała się na spotkanie z Herbią by wyjaśnić okoliczności i przekazać plany dalszego postępowania, a Erven kroczył za nią.
Czarodziejka zajmowała się budowaniem umocnień od wschodu (w kierunku mostu), w tym samym czasie rozplanowując skład grup i metodytkę działania. Jej reakcja na wieść o śmierci Viscounta była znikoma.
- No wreszcie - mruknęła z przekąsem - Ileż można było czekać.
- Znałaś go Herbio? {Zero}
- Powierzchownie jeszcze za czasów Gaty. Miałam na niego oko poprzez wywiad, od kiedy został władcą. {Herbia]
- Nie uważasz, że to niewłaściwy moment? {zero}
- Jak najbardziej niewłaściwy, ale ma to swoje zalety. Mamy wolną rękę w działaniu i planowaniu, prawda? {Herbia}
- Vasyliego też znasz? {Zero}
- Nie. Ale poprzedni kapitan tutejszych oddziałów miał podobne zdanie co moje. {Herbia}
- Zaskakująco podobne - Zero przymrużyła oczy. - Jak idzie?
- Zarządziłam pracę nad wilczymi dołami. Twoje siostry zabrały drwali po materiał. Kilku zaciągniętych pracuje nad pułapkami. Jackelin’O zaznajamia osoby zdolne do walki dystansowej z materiałami wybuchowymi. Nie ma jeszcze wieści od Ihasty.
- A magiczne połączenie?{Zero]
- Musisz sprawdzić. Zostawiłam tam Weronikę i chłopaka zaciągniętego z rana. {Herbia}
- Sprawdzę. A gdzie jest Reinhart? Od wczorajszego wieczora go nie widziałam? {Zero}
- Faktycznie był ktoś taki. - zaśmiała się - Podobnie go nie widziałam.
- O zmarłych nie mówi się złego, ale… - powiedział pogodnie Erven - ...był skurwielem. Mam sprawdzić co z połączeniem? Czy od razu przechodzimy do przemowy do ludu?
- Jak uważasz. Ja sprawdzę odbiornik. {Zero}
- Zero. Podobno przyślą kogoś z platformy do pomocy. {Herbia}
- Dobra. Mogę to zostawić na twojej głowie.{Zero}
- Jak najbardziej.{Herbia}
- No to zrobię mały rekonesans przed naszym wystąpieniem. Jak coś to znajdziecie mnie w karczmie. - powiedział mag i ruszył w stronę słynnego przybytku .Pora była zasięgnąć języka u obsługi. Oni powinni jak nikt inny znać nastroje w Garollo w stosunku do denata. Oczywiście nie miał zamiaru się dzielić jeszcze tą nowiną o jego przedwczesnej śmierci.*
Nowe osoby w karczmie:

(Ares - odpowiednik)

(zakapturzony)

Kilka pytań wystarczyło by rozpętać wrzawę co, kto i jak zrobiłby Viscountowi. Nie obyło się więc best postawienia piwa wszystkim obecnym, by nie zaczęło ich nosić. By rozładować do końca sytuację, sporządzono odręczny rysunek władcy i przyczepiono do tarczy w którą rzucano nożami. Głębsze poszukiwanie wiedzy przyszło łatwiej podczas zawodów rzucania nożami. Była to wiedza o zagarniętych terytoriach i dobrach, wymuszonych podatkach oraz poczynaniach mających wpływ na aktualny wygląd kraju. Przy okazji podczas zawodów rozpoczął się delikatny hazard, to też Erenowi wpłynęło kilka srebrnych monet do kieszeni. (5s) Wygląda na to że Viscount dorobił się sporego majątku, który został przesłany do jego prywatnej rezydencji na północy Nadmorskich Krańców.
Erven uśmiechnął się podle w swoim umyśle w pełni zadowolony z uzyskanej wiedzy. Teraz wiedział jak jak rozmawiać z tymi ludźmi, a to była cenna wiedza. W końcu od tego jak ją poprowadzi będzie zależało jakie zyska poparcie… gdyby tylko wiedział to co teraz wie teraz nim wyruszył do wicehrabiego… jaki bezsens. Niski tytuł szlachecki, ale jeśli wyniesiony do rangi władcy to był ponad markiza! To było… chore. Będzie musiał sporządzić satyrę polityczną by naświetlić ten rażący problem… ale to po wojnie.
Nie mniej pojawiły się dwie miłe panie które można było zwerbować i kilku mężczyzn. Skierował więc swoje kroki do zamaskowanego mężczyzny z bronią palną. Z jego wiedzy rusznikarskiej wynikało, że był to piękny egzemplarz broni daleko dystansowej, a taki człowiek mógłby się przydać przy zdejmowaniu kluczowych figur w zastępach demonów!
- Przybysz jak ja? - zapytał luźno dosiadając się do jego stolika i się przedstawił - Erven Sharsth, rekruter na potrzeby zbliżającej się wielkimi krokami wojny. Zainteresowany? Stabilna praca, zatrudnienie na krótszy jak i dłuższy termin… a całą resztę dogadamy. Odpowiem na każde pytanie o ile to będzie w mojej mocy i wiedzy, a szukam dokładnie takich ludzi jak pan.
- Zgoda, o ile będziesz w stanie znaleźć informacje których szukam. Jestem Rok. Szukam obozowisk, magazynów czy wszelkich pojazdów i śladów pewnej grupy. Zaawansowana technicznie, nawet bardziej niż m-ja. Kombinezony białe, broń przyszł-zaawansowana technicznie. Zdaje się, że czegoś szukają. - rzekł równie rzeczowo nachylając się nad blatem, by mówić ciszej.
Pomimo luźnej postury jedna dłoń pozostawała pod stołem.
Erven pokiwał powoli głową i powiedział ciszej.
- Znam kogoś kto może w tym pomóc. Jak tylko się z tą osobą spotkam to przyjdę przekazać informacje czy jest to możliwe, a powinno być. Tymczasem… witam na pokładzie. Teraz opuszczę Ciebie, bo jeszcze wiele pracy przede mną.
Po tych słowach wstał, skinął głową i ruszył do kobiety z mieczem. Zdawała się kompetentna, więc czemu nie spróbować?
- Piękna cisza przed burzą, nieprawdaż? - zapytał swobodnie kiedy znalazł się przy jej stoliku - Można?
- Jak wszędzie. Proszę. Ty też w sprawie obrony?
Wraz z zajęciem miejsca przy stoliku, z pod srebrnych włosów dziewczęcia wyjrzały dwie słodkie istotki.


Erven się zaśmiał i usiadł, po czym spojrzał kobiecie w oczy.
- Czyżby ktoś mnie ubiegł? - zapytał z uśmiechem - Swoją drogą ciekawe towarzyszki.
- Czerwonowłosy młodzieniec, zapytał o to nim wkroczyłam do miasta. Choć i on był spóźniony. Jestem ochotniczką z poboru w Gata. - Odparła z uśmiechem - To Alraune i Plumie, moje zaprzyjaźnione duszki.
Zielona wróżka ukłoniła się nieśmiało, a czerwona zrobiła piruet unosząc się w powietrzu.
Dziewczyna zapewne była reprezentantką osób zwanych szamanami. W zapiskach zwani też jako kontraktorzy duchów, czy duchowi wojownicy.
- W takim przypadku pozostaje mi się cieszyć, że jesteś z nami. - powiedział pogodnie białowłosy nekromanta - Erven Sharsth. Widziałaś może ostatnio tego młodzieńca? Zniknął nam gdzieś i też go szukam.
- Arnice [czyt. prawdopodobnie Arnis]. Spotkaliśmy się na południu miasta z samego rana. Wypytywał czy widziałam jakąś dziewczynę zmierzającą do stolicy. Potem stwierdził że musi to zgłosić. Nie wiem natomiast gdzie się udał. - odparła szturchając palcem czerwoną wróżkę.
- A to ciekawe… - mruknął Erven - ...podał jej opis?
- Nie. Nie wydaje mi się. Pytał o kobietę, pośpiech, dziwne zachowania. Choć wróć, mógł pytać o krótkie białe włosy. Nie mniej nikogo po drodze nie spotkałam więc nie wiem.
Erven pogładził brodę w namyśle.
- To źle, bardzo źle… - mruknął - ...muszę powiadomić oddział. Jeśli go spotkasz przyprowadź tutaj, bo może mu grozić niebezpieczeństwo.
- Jak go spotkam. - przytaknęła
- Wybacz, ale czas nagli. - powiedział jeszcze i wstał po czym skinął jej głową i ruszył z wieścią do Herbii. Zero najprawdopodobniej była już w drodze więc nie było jak jej dogonić, ale reszta oddziału… była szansa.
- Herbia. - powiedział Erven robią długie kroki ku niej - Jest problem. Chodzi o młodego.
- Co z nim? - zapytała zaciekawiona czując napięcie
- Może być w niebezpieczeństwie jeśli sam ruszył za demonem. - powiedział - Nie ma pewności, ale jest szansa na to. Czy to by się wpasowało w jego sposób gry?
- Hmm. Pod warunkiem, że miałby szansę sam zwalczyć zagrożenie lub uzyskać i przekazać ważne inrfmacje. Przynajmniej jak twierdziła Zero, tak właśnie został przeszkolony. Nie sądzę jednak by bez informowania kogokolwiek oddalił się od oddziału. Jak pewne są twoje informacje? Gdzie zmierzał?
- To tylko poszlaka, bez większych informacji. Nowa niewiele pamięta. - powiedział niezadowolony - Pójdę go szukać, albo nie… daj mi chwilę. Mam pomysł.
Tu Erven zamknął oczy i skupił się na umyśle. Następnie wysłał falę mentalną probującą we wszystkich kierunkach starając się namierzyć go na terenie miasta.
Identyczny co przy ich pierwszym spotkaniu, zaszumiony odbiór, znajdował się w okolicy odbiornika komunikacji dalekiego zasięgu (Edios). W jego okolicy mag wyczuł także obecność Zero oraz Weroniki.
...ale nie demonicy. To nie znaczyło jednak że jej tam nie było. Mruknął coś niezadowolony pod nosem. Były dwie wersje. Pierwsza, ten piekielny pomiot bardzo dobrze się ukrywał, albo druga, nie było jej tam, a dzieciak udał się zdać raport. Tak czy inaczej musiał to sprawdzić.
- Jest przy odbiorniku. Idę to sprawdzić... - zakomunikował i już miał odchodzić kiedy powiedział - ...przekazać coś Zero?
- Nie. Ale zapytaj się go gdzie się włóczył wczoraj wieczorem. - rzekła z przekąsem.
Chyba czeka kogoś drobny ochrzan.
Erven uśmiechnął się szeroko.
- Dokładnie moje myśli. - po czym ruszył szybko w wyznaczonym kierunku z różdżką w pogotowiu.
Odbiornik znajdował się za miastem. Było to samotne wzgórze a raczej kopiec na szczycie którego rosła samotna choinka. Zapewne drzewo samo w sobie stanowiło maszt i antenę.

U podnóża kopca znajdowało się wejście do dość obszernego pomieszczenia.

Owa budowla była rodzajem magazynu. Duża liczba beczek z winem i długoterminowej ważności jedzeniem. Trochę materiałów i urządzenie zapewne stanowiące użytkową część nadajnika. Połączone sporą ilością kabli z korzeniami drzewa.

Przy samym urządzeniu zasiadała Weronika, a nieopodal wejścia Zero robiła wykład czerwono-włosemu chłopakowi.
- Gdzieś ty się u licha podziewał wczoraj! - zakrzyknęła
- Ja? Dziwne, sądziłem że Four powiedziała ci o wczorajszej zabawie. O tym że jako pierwszy trafiłem pod stół. - stwierdził ze skwaszoną miną.
- Four!!!!
W zupełnie innym miejscu...
- Brrr. - brązowowłosa wojowniczka zatrzęsła się z zimna
- Przeziębienie? - zapytała Three
- Nie. Jakiś dreszcz mnie przeszył. Widocznie muszę się jeszcze napić…
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 09-07-2017, 20:21   #83
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
2 Dni później
Lokalizacja: Teren Zachodnich Równin, dzień drogi od San Serandinas
Godziny południowe
Podróżująca, na wozie z zaopatrzeniem, dwójka rozmawiała beztrosko z nowo poznaną osobą.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc. - rzekła zabrana z samego rana kobieta

- Dziwny zbieg okoliczności prawda. Wszyscy zmierzamy do Klasztoru Sióstr Uzdrowicielek. A w podróży zawsze raźniej.
Napotkana kobieta szła poboczem drogi zmierzając w tą samą stronę. Tym który do niej zagadał o drogę, był sigma.
Ciekawe czy zwrócił na nią uwagę, przez to że miała czym oddychać?
- Co Cię tam sprowadza - zagadał dla zabicia czasu, do świeżo co poznanej kobiety.
- Interesy. - przytaknęła prężąc się na siedzeniu.
Wóz załadowany był towarem, a na siedzeniu woźnicy spokojnie mieściły się 3 osoby. Co więcej konie były niezwykle spokojne, więc całość powożenia skupiała się na dwóch komendach “stać” i “ruszać”. Więc stosunkowo sama podróż była wielce monotonna.
- Mam zamiar spotkać się ze znajomymi i wspólnie coś… ubić interes z zakonem. - szybko zmieniając tok myślenia.- Wy jak rozumiem podobnie.
- Tak, cienko u nas z pieniędzmi dlatego na razie przyjmujemy każdą nie zagrażającą życiu pracę.
- To... nie zagrażającą życiu pracę? Pewnie jakieś 3 miesiące temu, to była by faktycznie taka. Ale teraz pojawiło się sporo łotrów złodziei i bandytów czekających właśnie na taki prosty łup. A szczególnie w okolicach Targas i Donowan. Słyszałam też pogłoski że lubią się zapuszczać bliżej stolicy... Nie odbierajcie tego źle, ale bezpieczne prace to raczej coś w obrębie miasta. Nawet na głupim zbieraniu ziół coś potrafi cię zeżreć.
I jakby na zawołanie gdzieś w oddali słychać było wycie jakiejś bestii... a może było to tylko złudzenie.
-Czy te trzy miesiące temu zdarzyło się coś co mogło wpłynąć na wzrost niebezpieczeństwa?- zapytała dziewczyna.
- Wiele mniejszych i większych zdarzeń. Upadek Lofar, zamach stanu w Targas, zwiększona liczba demonów, wojenne nastroje, walki o puszczę, wstrząsy. Jednak ilość bandytów wzrosła dopiero ostatnimi czasy. Wszystko wskazuje na to że złe rzeczy dzieją się na zachodzie.
-Będziemy musieli przemyśleć nasze zdolności do walki- rzekła Yoshiko zwracając się do Sigmy- nie wiem jak Ty, ale ja średnio się do tego nadaję. Przydrożni bandyci to jedno ale demony i inne potwory to zupełnie inna para kaloszy..
-Może i ta zbroja stanowi doskonały pancerz, ale ofensywie nie pomaga, przecież nie wyskoczę z pięściami na demony.
-Przydałaby jakieś szkolenie i broń. Z mieczem wyglądałbyś groźniej, i może zniechęcił cześć bandytów.


Na horyzoncie widać było już klasztor.
Mały zamek tudzież inna rycerska budowla, opuszczona przez lata i przyjęta bez większych niesnasek przez zakon sióstr.
Jednak hałasy i krzyki raczej nie należały do codzienności tutejszej okolicy.
Przed bramą stało dwój mężczyzn z bronią w rękach.


-Oho, chyba mamy kłopoty- mruknęła dziewczyna. Spojrzała na wóz szukając czegoś co mogło by posłużyć do obrony.
-Nie możemy wysuwać pochopnych wniosków, może uda nam się złagodzić spór pokojowo? -Powiedział pełen nadziei blaszak.
Na wozie poza samymi dobrami, nie było broni. Jedynie wałek, chochla, patelnia i drobne noże kuchenne.
- Podjedźmy od nich. - zakomunikowała wojowniczka.
-Można spróbować- odparła nie tak optymistyczna Yoshiko.

- Hou! - zakrzyknął pierwszy z bandziorów. - Zatrzymać się! Odda… O! Siostrzyczka, co tak póź..
Bandzior otrzymał kopnięcie w twarz od dziewczyny.
- Ile razy wam kretyni powtarzałam, nie nazywać mnie siostrzyczką!
- [Sory Boss]! - obaj odpowiedzieli z ukłonem
- Zobaczcie, wóz nam załatwiłam. - odpowiedziała z uśmiechem.
Nie trzeba było długo się zastanawiać o co w tym wszystkim chodzi. Zabrana dama, okazałą się być przywódcą bandytów.
- Wjedźcie na dziedziniec i dołączcie do reszty sióstr. - zakazała Yoshiko i Sigimie.
- Bruno, Hiris raport i wprowadźcie mnie w sytuację. Swoją drogą gdzie jest Henryk?
- Jeszcze ich nie ma. Mieli przybyć wczoraj od strony Lofar.
- No mniejsza. Może odłączą. Co z zakonnicami?
- Kilka zabarykadowało się w piwnicy i nie możemy ich wyciągnąć, kilka zamknęliśmy w spichlerzu. Dwie wizieliśmy dla siebie. - paskudnie się przy tym uśmiechnął.
-Sigma- wyszeptała japonka czując że robi jej się gorąco- nieźle się wpakowaliśmy..
-To prawda - powiedział wzdychając. - Czyli jeśli chcemy być posłuszni tej siostrzyczce to mamy dołączyć do zakonnic i postępować jakby nigdy nic? - zapytał w stronę Yoshiko, pewnie przez ten szok nie wszystko dla Sigmy było jeszcze jasne.
-W chwili obecnej staliśmy się częścią łupu- mruknęła rozglądając się skrycie- jest ich co najmniej czworo i są dobrze uzbrojeni..
-Czyli zamierzają nas sprzedać jako niewolników? - zapytał nadal nie dowierzając.
-Nie wiem co planują, ale mam co do tego dość złe przeczucia.
-Mam plan, nie jest on idealny, jak coś po prostu graj wraz ze mną, a w międzyczasie wymyśl coś gdyby mój plan zawiódł - wyszeptał szybko Sigma po czym dodał: -Jestem pewien, że da się to załatwić pokojowo, przecież jeszcze przed chwilą jej pomogliśmy, może da się coś zrobić. - powiedział po czym pokierował się w stronę szefowej całej bandy.
Przywódczyni spojrzała na niego już całkiem innym wzrokiem, niż poprzednio. Nie było to przyjemne spojrzenie.
- Masz jakiś interes do mnie? - zapytała przeglądając listę otrzymaną od jednego z bandziorów. - Chcesz się uwolnic w zamian za przyjaciółkę?
-Pozwól, że na to pytanie odpowiem troszeczkę później, bo to ja chciałem o coś zapytać, czemu? Czemu napadacie na klasztor bezbronnych sióstr zakonnych? Musicie mieć powód- próbował to powiedzieć jak najspokojniej się dało, jednak było słychać, że przychodzi mu to z trudem.
- Zysk. Napaść na bezbronnych to najszybszy sposób by coś zdobyć. Prawda? - odwróciła wzrok od blaszaka, ale włócznię wciąż miała w pogotowiu. Pomimo nie pozorów wciąż była gotowa go zabić, bez większych skrupułów.
- Każ, przebić się reszcie przez barykadę. Musimy dostać się do spichleża. - wydała komendę do jednego z drabów, oddając mu notatkę. A ty jeśli to wszystko to wracaj do reszty.
Yoshiko w tym czasie próbowała wymyślić plan rezerwowy. Po cichu zsiadła z wozu i schowała do rękawa bluzy nóż kuchenny który wcześniej tam znalazła. Nie zamierzała nikogo zabić, ale dobrze było mieć coś wcześniej pogotowiu. Korzystając z faktu że bandyci najwyraźniej byli zajeci rozglądneła się po okolicy szukając możliwej drogi ucieczki.
Jako stary zamek, zakon miał tylko główną bramę wjazdową i jedno wejście boczne przy samej bramie.
Może istniała droga ewakuacyjna, jednak w tej sytuacji pozostawało to niewiadomą.
-Nie ma innych, bardziej legalnych sposobów na wzbogacenie się?- przyciągając temat chciał dać Yoshiko jak najwięcej czasu. Ktoś mógłby pomyśleć, że szuka na siłę usprawiedliwienia dla bandziorów, ale on już od dawna wiedział, że nie ma dla nich ratunku i niedługo niebezpieczny plan blaszaka będzie wprawiony w ruch.
- Tak, tak bohaterzyku, a teraz wracaj do reszty.
Wraz z ciężkimi odgłosami stąpania na plac wyszedł ciężkozbrojny rycerz.

- Ougu. Dobrze że już jesteś odprowadź tego tutaj do reszty i pilnuj ich.
- Yes ma’am. Go. - powiedział ciężki m basem wskazując toporem drogę do reszty jeńców.
Sigma nie mógł już dłużej zwlekać, postanowił działać i powiedział: - Wcześniej pytałaś się czy chce się uwolnić za przyjaciółkę. -Popatrzył wtedy w stronę Yoshiko i powiedział: -Przepraszam. -Po czym z niebywałą szybkością odwrócił się i prawą ręką wycelował w gardło szefowej. Planował ją chwycić i powalić na ziemię, żeby ta rzuciła broń, całe to gadanie miało tylko uśpić jej czujność, miał on też również nadzieję, że nie spodziewa się ona tak szybkiej reakcji od kogoś w tak z pozoru ciężkiej zbroi. Sigma był teraz napędzany strachem, bo jeden zły ruch mógł zakończyć jego żywot.
Odgłos uderzającego metalu i niebo.
Ciężkozbrojny był zbyt wolny…
Stalowa ramie zostało odbite jednym końcem włóczni, a gdy ta wykonała obrót uderzyła od spodu w szczękę (hełm) sigmy. Z ostatnim obrotem, ostrze włóczni spoczęło na gardle blaszaka.
- Nie jeden już próbował. - stęknęła ze zmęczenia - Co drugi nie dożywa trzeciego razu.
Nim jednak Sigma zdołał zareagować kolejny raz ciężkie stalowe ramie złapało go za kark i podniosło (jedną ręką).
- Calm down. - rycerz przeniósł sigmę do miejsca gdzie znajdowały się zakonnice.
- Nie zapomnij o dziewczynie. - dodała szefowa.
Yoshiko zdając sobie sprawę że nie jest w stanie nic zrobić w tej sytuacji, podniosła dłonie w pokojowym geście i sama udała się na wyznaczone miejsce. Po drodze przyglądnęła się opancerzeniu przeciwników szukając luk i słabych punktów. Szczególnie zaciekawił ja ciezko zbrojny mówiący po angielsku.
Zbroja była dość masywna. Nawet jeżeli znalazło by się jakąś lukę, to raczej nóż kuchenny to za mało. Chociaż... jedna szpara znajduje się na udzie. Tylko czy w tej sytuacji, zamieszanie będzie wskazane?
Sigma i Yoshiki bardzo wyróżniali się z tłumu identycznie ubranych zakonnic. A szczególnie blaszak który był prawie o głowę od nich wyższy, jak także był tam jedynym facetem.
Zza pleców Yoshiko dobiegl głos, nie mogła się jednak odwrócić bo dziewczę załapało ją za ramię i mówiło wprost do ucha.
- Widzę że nie tylko ja wpakowałam się w kabałę. Ale... jeśli mi pomożecie, może uda nam się z tego wydostać.
-Kim jesteś? Czego chcesz?- zapytała cicho dziewczyna, nie będąc pewna czy zaufać nieznajomej. Zdarzało się jej czytać o grupach które umieszczały swoich ludzi pośród zakładników, by demaskowali osoby szukające ucieczki.
- Takim samym pechowcem, jak ty. - poklepała dziewczynę po ramieniu - Moi towarzysze za moment tu będą. Ale czekanie raczej mi nie leży. Czego potrzebuję? Dobre pytanie. Na pewno jesteście warci coś więcej niż zakonnice. Jeśli sama zacznę działać, nie dam sobie rady. Jednak, jeden na jednego, jestem w stanie poradzić sobie nawet z tym ciężko zbrojnym. Pytanie jak jesteście w stanie mi pomóc. Ty i twój stalowy kolega.
-Sigma? Co o tym myślisz?- zapytała zwracając się do zbrojnego- we dwójkę niewiele zdziałamy, a ciężko stwierdzić co się wydarzy nim przybędą jej znajomi.
-Nie wiem, widocznie mój plan kolejny raz zawiódł, zostawiam wszystko Tobie, cokolwiek wybierzesz poprę Cię w 100%. - Powiedział zdołowany. Sigma kolejny raz był bezradny w tym świecie i nie mógł się z tym pogodzić.
-Spróbujemy- stwierdziła japonka po sekundzie namysłu- kiedy Twoi towarzysze tutaj dotrą?
- Lada moment. Ale nie mamy tutaj komunikatorów, ani chociaż prymitywnych komórek czy pagerów by móc się zsynchronizować. Nie wiem też ilu ich przybędzie, ale co najmniej dwójka. A to mi wystarczy. Wezmę olbrzyma na siebie. Przywykłam do walki z większymi od siebie. Wam zostaje reszta. Czyli ta ździra i przynajmniej jeden z jej fagasów.
-Spróbujemy ich przytrzymać, przydała by się jakaś broń..
- Może być miecz? - zapytała wsuwają małe czarne ostrze pod dłoń dziewczęcia.
Ta faktura i lekkość... włóko węglowe? i ostrze z czarno-barwionej stali.
Japonka złapała rękojeść. Ważyło mniej więcej tyle samo co shinai i miało podobną długość.
-Prawie idealnie- stwierdziła chowając broń przed bandytami- Sigma, pozwól że ja się nim posłużę
-Jasne, mi ono się nie przyda. - Powiedział przeżywając nadal swoją wcześniejszą porażkę.
- Podejdę bliżej olbrzyma. Mam obawy zostawiając wam to babsko, mimo że mam do niej nie smak, to nie mogę uwłaczać jej umiejętnością.
Sytuacja rysowała się następująco. Grupy, zakładników pilnował olbrzym. Dowódczymi bandytów rozmawiała z bandytą wyglądającym na pirata, przy którego nodze leżał pies.
Jeden strażnik przy zewnętrznej bramie i co najmniej 2 osoby w piwnicy. Odgłosy trzasków wskazywały, że właśnie próbowali się przebić do spichleża.
Zakapturzone dziewczę podkradło się do olbrzyma i dało znać że jest gotowe, oczekując na pierwszy ruch uwikłanej dwójki.
-Spróbuję przytrzymać tą kobietę..-wyszeptała niepewnie Japonka zwracając się do zbrojnego towarzysza- potrzebuję żebyś zajął się tym drugim i w miarę możliwości pomógł mi ją ogłuszyć. Podejdźmy do nich powoli, tak jak zrobiłeś to ostatnio, może zaskoczy ją gdy tym razem ja zaatakuję.
Dziewczyna odwróciła miecz w dłoni, tak by ostrze zniknęło za jej plecami, schowane przed wzrokiem bandytów.
Sigma uczynił to o co poprosiła go towarzyszka, po części czuł się odpowiedzialny za tą beznadziejną sytuację w której się znaleźli, dlatego teraz pełny skupienia podążał jak tylko cicho mógł w stronę bandytów.
Yoshiko podeszła, tak jakby jeszcze raz chciała porozmawiać.Kierowała się prosto na przywódczynię bandytów starając się ukryć broń za plecami.
-Wycofajcie się- stwierdziła gdy została już zauważona.
- Hę?
- Oso ej choci? - zapytał bandzior na zdziwiony wyraz swej przywódczyni.
Dziewczyna skinęła znajdującemu się w pobliżu Sigmie by zajął się bandytą. Sama stanęła przed “szefową”. Bała się, ale nie mogła stać i przyglądać się bezczynnie.
Sigma niczym robot w sekundzie postanowił rzucić się na bandytę, tym razem chciał go znokautować lewym sierpowym.
Lekka parada, ale zbyt słaba by oprzeć się sile blaszaka.
Szefowa była bardziej ogarnięta od swojego podkomendnego i już wykonywała cięcie “nyżkiem” po obrocie włóczni.
- Ougu!
Zawołała lecz w tym momencie ciężkozbrojny lewitował metr nad ziemią. Zakapturzonego dziewczęcia nie było przy nim.
Yoshiko nie miała czasu na obserwowanie zbrojnego. Obracając miecz zza pleców odbiła ostrze włóczni, i wykorzystując siłę ataku zatoczyła krąg by ostatecznie oba ostrza znalazły się powyżej jej prawego barku. W tym samym ruchu skróciła dystans i cięła na kote (cięcie na dominujący nadgarstek- ten z przodu).
Zmiana postawy, nacisk na tylną nogę, delikatne odchylenie punktu ciężkości. Obrót włóczni wykorzystujący zbicie i nadający szybkość jej zakończeniu bez ostrza. Uderzenie trafiło w podstawę miecza. A dokładniej w zaciśniętą na rękojeści pięść Yoshiko. Nie wykonała kolejnego obrotu, bo w aktualnej pozycji tępa strona włóczni blokowała cięcie z góry. Ale z pewnością wykona cięcie w kolejnym ruchu.
Yoshiko nie zaatakowała, cofnęła się kilka kroków zachowując bezpieczny dystans. Poruszała palcami obolałej ręki. Adrenalina w większości tłumiła ból, palce nie zdawały się być złamane. Szczęściem była to prawa ręka, potrzebna do modyfikacji kierunku ataku, nie musiała więc tak mocno zaciskać jej na rękojeści. Czekała grając na czas.
Szefowa stanęła w pozie do wykonania pchnięcia, ale trzymała włócznię w połowie długości. Można było się domyślić, że kosztem zasięgu zostawia sobie drogę, do wykorzystania siły która mogła powstać podczas sparowania. Grot wycelowany był szyję.
Gdy tylko huk upadającego rycerza zabrzmiał, ruszyła do ataku
Dziewczyna zbiła ostrze na bok, dodatkowo odruchowo odskakując z toru lotu broni. Całe szczęście, gdyż kobieta zaatakowała mocniej niż japonka zakładała. Zmieniła gwałtownie taktykę, z nadzieją że zaskoczy przeciwniczkę, i niemal wbiegła w szarżującą na nią kobietę. W ostatniej chwili przed zderzeniem złapała przeciwniczkę za okolicę łokcia oraz kołnierz i oparła stopę na przedniej stronie uda. Następnie korzystając z pędu przeciwniczki, przesunęła wspólny ciężar do tyłu wykonując jedną ze swoich preferowanych technik- tomoe nage.
Stalowy po dość krótkiej walce z oprychem, którego udało mu się w końcu pokonać rozejrzał się dookoła.
Stalowy rycerz właśnie się podnosił, a jego dowódczyni leżała na ziemi. Yoshiko całkiem dobrze sobie radziła jak na tak drobną istotkę. Niestety prosty rzut nie wystarczył by pozbyć się kobiety. Choć w lekkim oszołomieniu, sprawnie podniosła się z ziemi opierając o włócznię.
W tej samej chwili, z jednego z wejść wyleciała, dosłownie, dwójka oprychów. Za nimi wybiegła zakapturzona dziewczyna, goniona przez jeszcze dwójkę
Dziewczyna skierowała swe kroki w stronę ciężko zbrojnego celując w niego ręką.
- Graviti Eater - Rycerz znów uniósł się w powietrze.
Z aktualnej sytuacji przybyło 4 wrogów atakujących młode dziewczę. Jej sytuacja malowała się gorzej niż ta Kawashimy.
Przywódczyni skoczyła w stronę Yoshiko atakując zza głowy. Atak miał siłę, ale nie był zbyt zmienny dlatego dziewczę uniknęło go wykonując krok w tył. W momencie gdy włócznia uderzyła płasko o ziemię, wojowniczka wykonywała obok niej przewrót, by zaraz po uderzeniu poderwać ją z obrotem i trafił w przeponę młodej studentki.
Kolejny obrót włóczni, celował ostrzem w jej twarz.
Dziewczynie pociemniało w oczach, nie była w stanie złapać oddechu nie mówiąc o uniknięciu ciosu. Odruchowo zasłoniła się przedramieniem, jakby to mogło w czymś pomóc. Ostrze uderzyło , ale o dziwo nie w głowę Yoshiko. Broń trafiła w jakby niewidoczną ścianę, sypiąc iskrami i ześlizgując się na bok. Sekundę później coś uderzyło atakującą w brzuch. Słychać było nieprzyjemny trzask pękających żeber, gdy szefowa bandytów plując krwią, przeleciała przez plac, wpadając na jednego z towarzyszy. Japonka nie miała czasu przyglądać się dziwnemu zjawisku. Klęcząc na jednym kolanie powoli odzyskiwała oddech.
“... mamoru...” [jp.chronić] - niewyraźny szept dotarł do jej uszu.
-Nic Ci nie jest?- Powiedział blaszak i nie czekając na odpowiedź pomógł wstać japonce.
- Nareszcie - Krzyknęła dziewczyna zrzucając płaszcz. - Ile można było czekać. Liza, Geko.

W tym samym momencie, przywódczynię bandytów trafił jakiś wodny obiekt, a goniący ją bandycie odlecieli na wszystkei strony. Miedzy nimi stała kobieta. Nie! Smoczyca. A na dachu, zamkowej nawy, mężczyzna.


-Chyba jestem cała- odparła obolała Yoshiko korzystając z pomocy- ale będzie po tym siniak...Widzę że kawaleria przybyła. Czy to Ty albo ktoś z nich powalił tą kobietę?
-Bardzo chciałbym to być ja, jednak to zasługa tych… - W słowniku Sigmy zabrakło słowa, żeby opisać nowych sprzymierzeńców, jeszcze nigdy nie widział hybrydy smoka z człowiekiem.
-Dobrze że są po naszej stronie. Chyba muszę im podziękować- stwierdził a dziewczyna kierując się do grupy- Dziękuje za pomoc. Było blisko, uratowaliście mi życie.
Geko ukłonił się w stylu ninjy.
- Ou! - Odparła smoczyca.
- Dobra ferajna, czas to zakończyć. Liza, weź przywódcę, Geko, zajmij się resztą. - na palcu wytorzyła małą czarną kulę, zdającą się pochłaniać światło. - Void Eater

Czarna dziura pochłonęła ciężkozbrojnego wojownika, siejąc strach wśród bandytów.

Walka dobiegła końca niespełna 2 minuty później. Bandyci byli związani, siostry zakonne uwolnione.
- Dzięki za pomoc - oświadczyłą przywódczyni grupy, przysiadajac przy Sigmie i Yoshiko.
-Również dziękuję- odpowiedziała dziewczyna podając oburącz porzyczone ostrze- niezły miecz. Skąd go masz? Materiały zdają się być dość nietypowe.
- Hmm... Włókno węglowe. Bodajże jeden z pomysłów na platformie. No wiesz... mieczy laserowych tu nie znajdziesz, więc musiałam się zadowolić czemuś bliższemu moim... czasom. Choć tak między nami. To słyszałam, że coś z przyszłości da radę znaleźć pod Barierą. - Rozgadała się na całego.
-Barierą? Platformie? Wybacz, ale jestem tu dosłownie kilka dni i nie orientuje się jeszcze zbyt dobrze..
- Acha. Pokrótce więc... na terenie Uni znajdują się 2 odizolowane tereny. Jednym jest platforma. Nazwa jest dość wymowna. Jest to budowla sięgająca a raczej zawieszona 50 kilometrów nad ziemią. Przynajmniej tak powiadają. Prowadzi do niej filar pełniący rolę windy lub teleportu. Winda to coś co się unosi... No mniejsza. Filar pozwala dostać się na szczyt, pod warunkiem... no właśnie. To też nie jest potwierdzone. Wychodzi na to że otwiera się tylko dla tych co są z pewnego okresu przyszłości. Jeśli się nie otwiera oznacza, że sama się tam nie dostaniesz... choć są tacy co próbowali się wspinać po filarze. Natomiast bariera to kopuła energetyczna. Wielka jak jeden kraj, który się pod nią znajduje. Tu jest gorzej bo nikt nie wie jak się przez nią przedostać. Więc wszystkie informacje to plotki.
-Z punktu widzenia tego świata jestem z “przyszłości” więc może udać się tam wejść. Ta bariera brzmi ciekawie...Od zawsze taka była? Nigdy nie było dostępu do tego co jest w środku?
- Cóż... tego nie wiem. Twierdzą, że jest pod nią cały kraj, więc skądś muszą to wiedzieć. Może to taki sam twój jak czarna brama?
-Może. Chciałabym zobaczyć tą barierę..<zadanie:zobaczenie bariery gromu>
Z spichlerza wyłonił się ninja prowadząc przed sobą zakapturzone dziewczę. A raczej dziewczynkę, sięgającą mu pępka. Miała może 1-1,2 m wzrostu.
- Geko, znalazłeś ją?
- Tak~gero. Była w spichlerzu~gero.
- Kto to?- zagadnęła Kawashima.
- Mędrzec Wiedzy. - Odparła, gdy mężczyzna ściągnął jej kaptur.

- Mędrczyni... wybacz sytuację, ale potrzebujemy twej wiedzy. Chcemy tylko odpowiedzi na nasze pytania. Potem puścimy cię wolno.
“Lisie uszy” To pierwsza myśl jaka zagościła w głowie Yoshiko. Miała jednak wrażenie że coś z dziewczynka jest nie tak.
- Zadośćuczynienie za ratunek bezbronnych, pod pretekstem szantażu. - odparłą trochę mechanicznie
- Nic z tych rzeczy. Ale możesz to określić nagrodą za pomoc. - mruknęła dziewczyna.
- Przyjęłam. Słucham.
- My nie byliśmy ludźmi~gero.
- Chcemy wiedzieć co się stało i jak to cofnąć. - Podsumowała Liza
- Przyjęłam. Łączenie z Edios. - dziewczynka zamknęła oczy, po kilku minutach ponownie je otworzyła - Organizmy zostały poddane działaniu siły magicznej. Obiekt wywoławczy - artefakt. Wygląd i nazwa - nieznane. Właściwości - przemiana do postaci humanoidalnej wraz z zasobem wiedzy intelektualno ruchowej. Zakres działania - nieznane, punktowe lub bezpośrednie. Działanie obszarowe zostało wykluczone. Obiekt magiczny utworzony niedawno. Prawdopodobna lokalizacja kolejnego objawienia - koordynaty przestrzenne... nazwa użytkowa - Północna Puszcza. Powód wykorzystania mocy - nieznany. Operacja cofnięcia zmian - nieznana. Na podstawie analizy obiektu magicznego, nazwa użytkowa - Orb of Pioneer, efekt może być cofnięty za pomocą tego samego obiektu. Informacje potwierdzające - brak. - wywód brzmiał iście mechanicznie.
Sigma do tej pory siedział cicho, tylko przyglądając się całemu zajściu, jednak powoli czuł jakby obwody mu się przegrzewały i zapytał Kawashimę: - Rozumiesz coś z tego?
-Kula zdolna do zmiany różnych stworzeń w ludzi była ostatnio użyta w Północnej Puszczy-przetłumaczyła Japonka- Ciekawa sprawa, ale nie mam pojęcia gdzie to jest. Oni pewno bardziej się orientują.
-Kula do zmiany stworzeń w ludzi… ten świat mnie już chyba niczym nie zaskoczy.
Dziewczynka przekrzywiła głowę, na słowa Kawashimy.
- Artefakty o zbiorczej nazwie Orb of Pioneer, zdolność zmiany rasy względem przydzielonej mu specyfikacji. Wyglądają jak kryształowe kule o różnym zabarwieniu. Wśród tych artefaktów nie istnieje taki, który zmieniał by rasę na: Człowiek. Dlatego też nie istnieje więcej niż 67% pewność że odwrócenie działania artefaktów będzie odbywać się tą samą metodyką. Dodatkowo istnieje 49.5% szansy że obiekt też będzie przyjmował kształt kuli.
- Dobrze dobrze. - Przytknęła dziewczyna. - Rozumiem. To coś nowego, czyjś dziwny wymysł więc nie znajduje się w wiedzy jaką posiadasz. Pytanie numer dwa. Najbliższy w okolicy artefakt, którego wartość rynkowa była by większa niż 2000 złotych monet. I stosunkowo łatwy do zdobycia.
- Przeliczenie na walutę Uni? - zapytała mędrczyni.
- Niekoniecznie.
- Określ “stosunkowo łatwy do zdobycia”
- Im mniejsza trudność tym lepiej. Mogą być pułapki, ale nie chcę walczyć z silnymi potworami czy innym cholerstwem. Jak także dotarcie do celu nie powinno zająć więcej niż 5 dni.
- Przyjęłam. Łączenie Edios. - ponownie zamknęła oczy - Włócznia Eskandril. Położenie... wejścia do przestrzeni zawierającej artefakt. Koordynaty... brak nazwy wywoławczej. Położenie zależne: 2 dni na północ od Donovan. Wejście przez lisią norę pod drzewem w kształcie miotły. Nazwa drzewa... Prawdopodobne napotkanie istot agresywnych 62%. Skład możliwych stwożeń: Wik 12.2%i, Ludoth 14%, Tigrex 21%, Nietoperze 85%...
W przestrzeni do 100m znajdują się takżę obiekty typy Gift oraz złote i srebne obiekty określane nazwą wspólną - skarby.
-Imponujące zdolności- stwierdziła Kawashima- jesteście łowcami artefaktów?
- Nie inaczej. Nawet prywatną grupą. Ale w kwestii interesów nie podam naszego pracodawcy.
- Zwiemy się Kaleidoskop. - rzekła smoczyca - Cokolwiek to jest.
- Zaiste~sesha~gero. - przytaknął ninja.
-To taka zabawka na kształt lunety- wyjaśniła- gdy się przez nią patrzy widzi się różne kształty i kolory. Trochę ciężko wytłumaczyć to słowami.. Ciekawa nazwa dla łowców artefaktów.
- Mamy żabę, smoka i słodką lolitę. Jak dla mnie idealna - mówiąc lolitę wskazała na siebie. Faktycznie barwna z nich gromadka. - Jeszcze jest ten czwarty, ale on aktualnie prowadzi interesy z pracodawcą. - wyjasniła.
Określenie “ten czwarty” raczej nie wskazywało, że jest do niego ciepło nastawiona.
Słysząc określenie “lolita” Kawashima parsknęła cicho zakrywając usta dłonią. Prawie jak w domu.
-Wesoła gromada- stwierdziła- nasz też było więcej, ale dziwnie szybko się wykruszyli, a w dwójkę trudniej się obronić.
- Tak... wiem coś o tym. Jeśli potrzebujesz kogoś do kompani polecam bary, lub zamek gildii. Gero poznałam właśnie w karczmie. Zamek jest raczej dla osób chcących prowadzić własną działalność lub dołączyć do istniejącej.
-Nie mamy pieniędzy by kogoś wynająć, a nasze towarzystwo byłoby chyba zbyt nudne dla łowców przygód- stwierdziła z kwaśną miną- ale może ktoś się kiedyś znajdzie, póki co jakoś dajemy z Sigmą radę- dodała bardziej optymistycznie, zaczepnie szturchając blaszaka w bok.
- Tak, żyjemy póki co, więc chyba nie jest tak źle? - dodał humorystycznie.
-Ano dajemy radę. Przydałoby się trochę poćwiczyć ale dajemy radę. Teraz tylko do kogo mieliśmy się zgłosić z tym transportem?
- Do mnie. Jestem siostra Teresa.

- Dziękujemy wam za pomoc. - Odparła w głębokim ukłonie - Przygotowałam już dla was dokument i zapłatę.
-Ależ nie ma za co- odparła japonka. Chcąc nie chcąc zwróciła uwagę na “atrybuty” zakonnicy, czując przy tym lekką zazdrość. Domyślała się czemu bandyci mogli wybrać ten właśnie zakon.
- Wóz jest już gotowy do drogi powrotnej. A tutaj jest jeszcze list do osoby odpowiedzialnej za zadania, zapewne do dowódcy rycerzy. Prośba o przysłanie stacjonującej jednostki. Prosiłbym, byście ją go dostarczyli do rąk własnych.
-Jasne, przekażę mu go osobiście- stwierdziła Kawashima chowając list do plecaka.
- Pytanie. - Zgłosiła się nagle Mędrczyni - Cel trasy San Serndinas? W zamian za pomoc pragnę się tam udać.
-Myślę że możemy Cię zabrać skoro i tak tam jedziemy. Na wozie jest pełno miejsca.
-Tak, i gdyby nas znowu coś zaatakowało będzie nas więcej do obrony.
- Ostrzeżenie. Nie zostałam wyposażona w sprzęt do walki. - Odparła z ukłonem podziękowania. Zapewne.
-W sumie my też nie mamy jakichś umiejętności bojowych, ale cały czas trzymamy się przy życiu, może mamy po prostu szczęście?
- Definicja szczęścia, nie jest optymalna.
-Jakoś sobie poradzimy- stwierdziła Yoshiko, wyciągając z rękawa nóż o którym prawie zapomniała i odkładając go na wóz. Chwilę później wskoczyła na miejsce woźnicy- to co? Wracamy?


Droga mijała spokojnie. Pustego wozu, raczej nikt by nie chciał kraść.
Tak więc drugiego dnia dotarli z powrotem do stolicy. Oddali worek z zapłatą barmanowi otrzymując swoją dole 30 srebrnych monet.
-Co taraz?-zaczeła japonka-mamy już trochę grosza, dobrze byłoby ruszyć z naszymi sprawami.
-Prawda, ale czy cały czas możemy liczyć na szczęście? Jak pokażą się kolejne problemy, znowu mamy liczyć na czyjąś pomoc? Trzeba coś z tym zrobić, masz jakiś pomysł? - odpowiedział jakby jego ostatnia porażka przez którą o mało co nie przegrali odtwarzała się teraz mu w głowie w nieskończonej pętli.
-Czuje się słabo… - dodał cicho jakby wyczuwał, że niedługo znowu zostanie “wyłączony”.
Mędrczyni nie było już w pobliżu by mogła im doradzić, zaraz po powrocie do miasta udała się w nieznane.
-Hmm..wiem że niewiele pamiętasz, ale czy jest coś w czym mógłbyś zabłysnąć? Szermierka? Walka wręcz? Strzelectwo? Chodźmy gdzieś usiąść, przyda sie odrobina odpoczynku -dodała słysząc ton Sigmy.
-To dobry pomysł - odpowiedział wpierw na sugestie japonki, po czym dodał: - Nie pamiętam, żebym był w czymś dobry, patrząc na to kim, albo czym jestem mogę się tylko domyślać, że po coś jestem w tej zbroi, może gdzieś mam jakiś tajemny przycisk z którego wyjdzie mi jakaś kosmiczna broń? - starając się sobie coś przypomnieć Sigma tym razem delikatnie zapadł w kolejny “sen”, chociaż daleko mu było do prawdziwego, bardziej przypominało to reset, kiedy to wszystkie podzespoły powoli się wyłączają.
-Sigma? Hej Sigma?- zaczepiała go zdziwiona Yoshi, zobaczyła żę ten jakby zasnął i klapnęła obok, nie pewna co począć. Nie była w stanie przenieść zbrojnego i nie chciała go też zostawiać. Cieszyła się że sama nie miała ataku. Dwie śpiące osoby były łatwym celem dla złodziei, a szkoda było żegnać się ze świeżo zdobytą gotówką.
-Przepraszam?- zaczepiła barmana- czy są tu jakieś pokoje gdzie kolega mógłby się zdrzemnąć?
- Na górze. 10 pirytów sala wspólna. 1 srebrnik pokój od osoby. Rozliczymy się jak się wyśpicie. Bo widzę że twój kolega już raczej nie wstanie. - powiedział z uśmiechem.
-Ekhem..a czy mogę prosić o pomóc w przeniesieniu? Jest dla mnie trochę za ciężki…
- Lion. Pomóż no z tym blaszakiem! - Zakrzyknął barman
Z zaplecza wyłonił się mężczyzna w stroju prawdziwego barmana, z papierosem w ustach.

- Już idę.
Oczywiście, gentleman nie pozwolił dziewczynie nic dźwigać i sam zabrał stalowego na górę.
Dziewczyna podziękowała Lionowi i jeszcze na chwilę wróciła do barmana.
-Zapłacę za niego teraz. Pójdę się przejść. Gdyby szybko się przebudził, proszę przekazać że niedługo wrócę.
- Dobrze. Bezpiecznej drogi.
***
Opuściwszy karczmę dziewczyna skierowała się do siedziby rycerzy stolicy.
-Przesyłka do rąk własnych dowódcy- powiedziała do strażnika pilnującego wejścia.
Tym który aktualnie stał przy wejściu był Gimbei.
- Popatrzmy, popatrzmy. No, yhym. Ta... to było do przewidzenia, dziękuję za pomoc. Postaram się kogoś tam wysłać, o ile będę miał kogo. Jest sporo ważniejszych rzeczy na głowie, ale stalowy pewnie by mi łeb ukręcił gdyby jego kochane cyca... znaczy, świętej piękności zakonnice ucierpiały więcej. Gdy odbiorę... złoczyńców przekażę nagrodę. - wyjaśnił chowając list do kieszeni.
-Ummm. Przepraszam, ale miałam dostarczyć to do rąk własnych…
- Spoko. Jestem kwatermistrzem. Z resztą, i tak ta robota spadła by na mnie. Znam Stalowego jak własną kieszeń.
-No dobra, trzymam za słowo- odparła- dziękuję.
Nie mając chwilowo nic do roboty postanowiła przejść się po mieście.
W pewnej uliczce. Dokładnie jednej z bardzij głównych uliczek. Yoshiko zauważyła coś dziwnego. Postać leżącą na samym środku drogi.

***
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 19-07-2017, 19:31   #84
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Sigmę obudziło nurtujące uczucie ucisku. Gdy otworzył oczy zobaczył siedzącą na nim dziewczynkę.

Bardzo uważnie przyglądała się jego twarzy z odległości kilku centymetrów.
-Yyy- Sigma nie mógł na początku zrozumieć co dziewcze robi na nim, ale po chwili zapytał: - Gdzie jesteśmy? Długo… spałem? - nie był pewny nadal jak to nazwać.
- Pacze. - Powiedziała melodyjnym delikatnym dziecięcym głosikiem.
- No gdzie się zapodziała… - słychać było zza drzwi.
Ktoś najwidoczniej jej szukał.
-Czy przypadkiem to ktoś nie do ciebie? - skierował cicho pytanie do Liona.
- Lion! Jestem jego częścią. Dobrze gotuje. - wypowiadane słowa brzmiały spójnie, gdyby tylko nie wyrażała się jak małe dziecko, pewnie można by to nazwać normalną konwersacją.
- Powinienem otworzyć drzwi czy poczekać, aż ten ktoś pójdzie? - zapytał zakłopotany Sigma.
-N... - Odparła. Nie do końca było jasne czy przytaknęła czy zaprzeczyła.
Drzwi otworzyły się dość niepewnie, a ze szpary wyjrzała głowa młodego mężczyzny - Lion.
- Tu jesteś. Na dół. Jedzenie czeka i nie zawracaj głowy klientom.
- N... - odparła wstając na piersi Sigmy.
- Klientom? To znaczy, że Lion tu pracuje? - zapytał młodego.
- Okazyjnie. - Odparł zaglądając do paczki papierosów. - Jeśli nie wiesz gdzie się podziać... podążasz za tym co możesz zdziałać. Pomoc innym, walka z potworami, handel czy tak jak ja gotowanie. Choć robię to z zamiłowania... okazało się buu tyć niezłą sztuką i nawet zyskowną. No przy najmniej nie głodujemy a i łatwiej jest się zaaklimatyzować.
Podszedł i wziął dziewczynkę na barana.
- Przepraszam za nią. Dziwna to dusza. Podąża za tym co ją zainteresuje i nie może usiedzieć w miejscu.
- Dusza? Znaczy dosłownie? Już parę razy słyszałem to słowo…
- Tak. Fragment mojej duszy, który przybrał kształt tego dziecka. Przyzwyczaj się... w tym świecie prawie wszystko jest możliwe. Gadające psy, zamki unoszące się w powietrzu, zjawiska które nawet mogły ci się nie śnić i wiele wiele innych.
Sigma dopiero po czasie zauważył, że kogoś brakuje i zapytał chłopaka przed wyjściem: - Przypadkiem nie było tutaj gdzieś młodej japonki?
- Po tym jak cię tu przynieśliśmy, wyszła na miasto. Zapewne niedługo wróci. Zbliżają się pory popołudniowe więc ściąga tu “większość” miasta.
- Bardzo przepraszam za kłopot, nadal w pełni nie panuję nad swoim “włącznikiem”, póki co potrafię go wyczuć parę minut przed tym jak nastanie. - dodał nie będąc pewny czy chłopak zrozumie o co mu chodzi.
- I tak masz nieźle, że możesz się zdrzemnąć. Na początku, jak przybyłem do tego świata, nie miałem większości emocji, nie mogłem spać, czuć zapachu, emocje były wytłumione i w sumie jeszcze niektóre są.
- Też nie jesteś stąd? Jak się tu znalazłeś, pamiętasz skąd pierwotnie przybyłeś? - zapytał zaciekawiony.
- Tak. Ogólnie rzecz biorąc to właśnie chciałem tu przybyć. Przeszedłem przez jedną z wyrw w przestrzeni, czy też portal i trafiłem tutaj. Powiedzmy, że miałem sporo problemów w moim świecie.
- Ciekawe czy ze mną było tak samo… - zamyślił się po czym dodał: - Mam problemy z pamięcią i jak na razie jedynym sposobem jaki “przywraca” mi pamięć to właśnie sen… - znowu zamyślił się i zapytał: - Masz może chwilę? Chciałbym coś sprawdzić.
- Słucham?
Sigma rozłożył poduszki w pobliżu, po czym dodał: - Mógłbyś spróbować mnie uderzyć?
- Proszę.
Cios był szybki i sprawny. Pięść praktycznie po uderzeniu powróciła do stanu wyjściowego. Lion okazał się być sprawnym wojownikiem w zwarciu. Ręce sigmy nie zdążyły go pochwycić, z resztą jego reakcja też była jakby powolniejsza.
Uderzenie było lekkie i nie wywołało żadnych strat poza... oświetleniem Liona z oczu.
- Możesz wyłączyć te śli... latarki.
- Spróbuj jeszcze - zagadnął Sigma - Po przebudzeniu jestem ospały.
Druga próba zakończyła się właściwym rezultatem. Sigma przechwycił pięść wojownika i przerzucił go na poduszki. Lion był odrobinę zaskoczony, ale szybko powrócił do swojego naturalnego wyrazu twarzy. Zapewne nie był przygotowany że ktoś zdoła nim rzucić z taką łatwością.
- Ciekawe. - mruknął leżąc na poduszkach
- Tak jak myślałem… Dziękuje, mam nadzieje, że poduszki złagodziły upadek?
- Nie martw się tym. Upadek z dachu bolał bardziej.
Po wszystkim Lion wziął swoją dziewczynę na barana i zszedł na dół do karczmy.
Sigma postanowił opuścić lokal i poszukać swojej towarzyszki.

***
Minęły dokładnie 3 dni odkąd Arashi przybył do tego świata. Miało to miejsce na północ, dzień drogi od stolicy. Arashi wyszedł z czarnej owalnej sfery.

Był to dla niego lekki szok, z celi trafić na otwarte polany, przy zmianie pory dnia z nocy na środek dnia. Oczywiście sprawdził czy może powrócić do więziennej celi, lecz nie było to możliwe... Portal prowadził już w zupełnie inne miejsce... mniej przyjemne, od trawiastej polany.

Chcąc nie chcąc zdecydował się na ten teren. Po odrobinie wędrówki dotarł “Na rozstaju dróg”. Zajazdu usytuowanego w centrum Uni. Tam poznawszy właściciela i wyczerpujących rozmowach o tym świecie. Zdecydował się udać do San Serandinas. Stolicy Centranych włości i jedynego, najbliższego dużego miasta.
- Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeść- tylko to jedno, przeciągnięte słowo wyszło z ust białowłosego. Chłopak
będąc w nowym świecie nie posiadał tutejszej gotówki, przez co zarazem nie mógł kupić sobie nic do jedzenia. Nie należało to do najlepszych doświadczeń. Przez ostatnie dwa lata siedział w więzieniu, wiec codziennie dostawał jedzenie. Niezbyt najlepsze, ale miał. Czasami nawet zdarzało mu się dostać coś lepszego, jak jakieś ciasto, albo nalesniki, od strażników za naprawę sprzętu, ale w tym momencie nic nie mógł z tym zrobić. Przez te 3 dni zorientował się, że w nowym świecie nie posiadają sprzętów elektronicznych, a tym bardziej nie istnieje tutaj prąd co było bardzo uciążliwe dla niego. Gdyby miał choć trochę więcje siły, to mógłby spróbować zapolować na jakieś jedzenie, albo cos w ten deseń, ale w tym momencie Akuma nawet nie miał sił na myślenie. Leżąc na środku drogi patrzył w niebo i zastanawiał się tylko czy to jego koniec, czy też jakoś wyjdzie z tego. Prawdopodobnie nawet zjadł szczura, albo coś. Chociaż… może jak będzie tak lezał i wyglądał jak trup, to może sępy przylecą! O, to jest już jakaś myśl! Ciekawe tylko czy w tym świecie są sepy… I nie miał na myśli tutaj ludzi a’la sępy, tylko te ptaki.
- Dlaczego ja wcześniej nie zainteresowałem sie czymś takim jak pokarmem? Przecież mogłem pogadać z tym właścicielem lokalu, to może dałby mi jakies resztki… Ale nie, ja oczywiscie nie pomyślałem… Baka!
-Hej? Nic Ci nie jest?- rozbrzmiał nagle dziewczęcy głos. Sekundę później słońce zasłoniła zmartwiona, kobieca twarz.

-Uff..jesteś przytomny, już się przestraszyłam.
Chłopak leżał na ziemi, poszukując wzrokiem jakichś sępów, które mógłby złapać, ale niestety żadnego nie dostrzegł. Szczególnie, kiedy większośc nieba zasłoniła chłopakowi twarz kruczowłosej dziewczyny.
-Teoretycznie nic mi nie jest, poza tym, że nie jadłem od 3 dni.- odpowiedział jej chłopak, który przymrużył oczy. Z tego co pamiętał człowiek mógł o wiele więcej wytrzymać bez jedzenia, ale musiał być przygotowany mentalnie. W przypadku Akumy tego nie było. Po prostu nie miał innego wyboru.
Dziewczyna bez słowa przykucnęła obok i położyła dłoń na jego czole a chwilę później na tętnicy szyjnej.
-Masz objawy odwodnienia, choć skoro męczy Cię głód może nie jest to jeszcze tak poważne- stwierdziła sięgając do plecaka i podając mu butelkę wody- trzymaj, uzupełnisz płyny i na chwilę zapcha Ci żołądek, żebyś nie myślał o jedzeniu.
Woda!! Co prawda chłopaki na początku nie podobało się, ze jest dotykany, ale kiedy zobaczył butelkę wody cała złość go opusciła. Normlanie rzucił się na butelkę i nie zadając pytań otworzył ją i wypił prawie całą. Był mega spragniony, co pewnie było po nim to widać dosyć wyrażnie. Przynajmniej miał mozliwosć czymś zapełnić chociaż trochę żołądek. Po wypiciu dosyć sporej ilości płynów, zakręcił butelkę i spojrzął na sowją wybawczynie.
- Arigato! Nazywam się Arashi, ale mówią na mnie Akuma. - przedstawił się dziewczynie, deliaktnie usmiechajac
-Nazywają cię diabłem?- zapytała nieco zdziwiona. To mogło być tylko przezwisko, gorzej jeżeli chłopak wyrwał się z jakiegoś anime- Jestem Kawashima Yoshiko, dozo yoroshiku.
- Historia i takie tam. Trochę narozrabiałem. Co z jedzeniem?- zapytał wprost.
Dziewczyna tylko zgadywała co trzeba zrobić żeby zyskać sobie przydomek diabła, postanowiła uważać na nowo poznanego.
- Niedaleko stąd jest karczma- odpowiedziała wstając- karczmarz jest dość miłą osoba, może da Ci coś do jedzenia jak ładnie poprosisz. Właśnie do tam idę, więc jak chcesz możesz dołączyć.
- No dobra, chyba inne wyjścia nie mam…- powiedział trochę zasmucony chłopak. W sumie to liczył, ze jedzenie będzie z dostawą na miejscu, ale po tych trzech dniach zrozumiał, że coś takiego to tylko marzenia w tym świecie. Powoli podnosząc sie z ziemi zrozumiał, ze jednak nie jest aż tak tragicznie z nim jak myslał. Czyżby znowu wyolbrzymiał? No cóż, takie życie. Sprawdził jeszcze raz czy na pewno ma przy sobie caly swój dobytek. Jako, że było dosyć słonecznie, Arashi postanowił wyjąć z kieszeni okulary przeciwsłoneczne i załozył je. Niezbyt przepadał za jasnym światłem, z czego zawsze się śmiał, że jest a’la wampirem.
- No dobra, ja jestem gotowy. Mam nadzieję, ze naprawdę ta karczma jest niedaleko.
- Z pięć minut w tamtą stronę- stwierdziła wskazujęc kierunek- długo tu tak leżałeś?
- Z pare godzin… Może łuzej, nie mam zegarka- odpowiedział jej młodzieniec.
-I przez ten czas nikt się Tobą nie zainteresował?- zapytała nieco zdziwiona- jesteś przybyszem?
-Jeśli masz na myśli, ze z innego świata to tak. Trafiłem tutaj kilka dni temu, ale co nieco się dowiedziałem. A ty?
-Też- odparła krótko- jakieś ciekawe cechy? Ninja? Smoki i magia?
- Hmmm… Brak- odpowiedział jej i uśmiechnął się. Trafił do świata fantasy bez szczeólnie jakichkolwiek zdolności. Śmieszne, prawda? No, ale co na to mógł poradzić? Raczej jego zdolność łątwego zapamiętywania nic tutaj nie da.
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem.
-To ta karczma- wskazała gestem budynek kilka metrów dalej- pogadaj z barmanem, może się zlituje.
- No tak… Teraz pytanie jak by go tutaj przekonać… - pomyślał chłopak, po czym wszedł do wskazanego budynku. Cały czas uśmiechając się, rozejrzał się po pomieszczeniu, szukajac barmana.
Pocieszny brodacz znajdował się za kontuarem rozmawiając z kocią kelnerką.
Jest! Akuma uśmiechnął się jeszcze szerzej i ruszył w jego stronę, aż w końcu dotarło do niego kto stoi obok barmana. Kocia kelnerka? Taka z kocimi uszami i ogonem? Mimo, że był już 3 dni w tym świecie nigdy jeszcze takiej nie spotkał. Chłopak podbiegł do dwójki dosyc szybko jak na jego stan, po czym powiedział chyba najgorszy tekst jaki było można powiedzieć.
-Hej mała. Spadłaś właśnie z nieba? Bo wyglądasz jak anioł.- ależ z niego romantyk.
- Nyu? - przekrzywiła głowę spoglądając na niego
- Aż zaniemówiłas z wrażenia? W sumie nic dziwnego, skoro mówię samą prawdę. Nazywam się Arashi, ale niektórzy mówią na mnie Akuma- przedstawił się jej młodzieniec, cały czas uśmiechając.
Kotka pociągnęła nosem cofając się o krok.
- Słucham w czym pomóc? - zapytał barman uśmiechając się szeroko, jednak jego oczy się nie uśmiechały. Widocznie zignorowanie go, my się nie spodobało.
Dopiero po tym jak odezwał się barman, Akuma przypomniał sobie jego cel wizyty. Na dokładkę jego brzuch się odezwał co chyba mogli nawet wszyscy klienci usłyszeć.
-A, no tak. Ja w innej sprawie.- powiedział cicho, po czym spojrzał na barmana poważnym wzrokiem. Można było pomyśleć, że chłopak chce powiedzieć coś naprawdę ważnego. Chyba każdy na widok tak zdecydowanych oczu cofnąłby się na krok.
-Raaaatuj! Nic nie jadłem od 3 dni!- powiedział niemal błagalnym głosem Akuma i padł na podłogę w klęczkach.
- Ech... tak myślałem. Lion! Zejdź no na dół i coś przygotuj. Będziesz musiał się z tego rozliczyć. - Powiedział kładąc dłoń na ramieniu Arashiego i mrugając do niego uwodzicielsko.
Lion zszedł z piętra trzymając na barana małą dziewczynkę.
- Staruszku. Jutro rano się zmywam. - rzekł odstawiając przy blacie dziewczynkę i znikając w kuchni.
Tak! Udało mu się! Dostanie coś do jedzenia! Oczywiście, spodziewał się tego, ze będzie musiał to odpracować. Ciekawe w jaki sposób. Z ugotowaniem jedzenia raczej nie będzie problemu, wystarczy że przynajmniej raz mu pokażą jak ma to zrobić i będzie luz. Ale zaraz… Czy on mrugnął? I to w jego stronę? Twarz Arashi’ego dokładnie tak wygladała w tym momencie.

Nie, nie, nie. To na pewno nie było oczko w jego stronę. To na pewno nie było żadne uwodzicielskie oczko w jego stronę. Na pewno to musiało być do jakiejś osoby z tyłu. Przecież obaj byli facetami! Na pewno to nie bło w jego stronę. Na 100%!
Widząc, że do kuchni wchodzi jakiś chłopak, zgadywał, ze był to Lion. Czyli krótko mówiąc jego jedzenie jest w drodzę. Nareszcie! Alleluja!
-Dziękuję za pomoc!- odpowiedział demon, po czym usiadł na najbliższym stołku i oczekiwał na jedzenie.
Yoshiko, która całej sytuacji przyglądała się z boku, powstrzymała uśmiech i zbliżyła się do pozostałych.
-Widzę żę się udało?- zagadnęła.
Chłopak się usmiechnął.
-Na to wychodzi. Dzięki z apomoc!- odpowiedział jej i czekał z upragnieniem na jedzenie.
Na stół zawędrowała micha zupy, bardzo aromatycznej pod względem przypraw, z trudnym do określenia składem i smakiem z zewnątrz.

W konsystencji przypominała gęsty sos.
Nareszcie! W momencie kiedy chłopak tylko poczuł zakresach zupy, wszyscy mogli usłyszeć jeszcze głośniejszy niż wcześniej odzew jej brzucha. Kiedy tylko zupa została położona przed nim, wziął się od razu do opróżniania michy. Nie zwracał nawet uwagi na to, że zgoda może być zbyt gorąca. Po prostu jak, aż nic nie zostało na talerzu. Nawet resztki się tak nie pojawiły. Wylizal wszystko do dna.
-Dziękuję za jedzenie!- powiedział głośno po skończonym jedzeniu.
-Obudził się?- Yoshiko zaczepiła przechodzącego Liona, jednocześnie wskazując palcem górne pietro.
- Tak. Zaraz powinien dołączyć. - odparł chłopak.
W tym momencie dziewczyna zauważyła dziwny sznur ciągnący się między chłopakiem a siedzącą kawałek dalej dziewczyna.
-Emm...czy wy jesteście czymś do siebie przywiązani?
- E? Sympatia? - zapytał spoglądając na małą, a ona na niego.
-He? O czym mówisz?- zapytał się chłopak patrząc to na dziewczyne, to na Liona. W ogóle po zjedzeniu już czegoś ciepłego umysł Akumy zaczął pracować normalnie więc wiele faktów dotarło do niego znacznie mocniej. Szczególnie pytanie o cechy. Spojrzał na nią zainteresowany.
-Czy każdy w tym świecie ma jakieś specjalne zdolności?
-Nie, nie wszyscy- odpowiedziała japonka przecierając oczy. Gdy spojrzała ponownie, sznura już nie było. Trochę zawstydzona sytuacją spojrzała na Liona- przepraszam, coś mi się chyba przywidziało. Dość często mi się to tutaj przytrafia..
- Dziewczę prawdę rzecze. - rzekła malutka
- Oj a ty co taka rozmowna. - zaśmiał się Lion. - Faktycznie, to prawda. Ale zauważ jedno. - powiedział wystawiając palec wskazujący na końcu którego pojawił się płomień. - Specjalność jest tu rzeczą niezwykłą. A zdrowy rozsądek tego świata wykracza poza standardowe ramy. - Pstryknął i płomień zniknął, a w zamian tego jego ręka pokryła się stalą - Co rozumiesz przez specjalne zdolności?
Chłopak patrzył z przymrużonymi oczami na pokaz Lion’a i delikatnie cmoknął. Czyli to tak ma się z tym światem. Nie dość, że istnieją tutaj kobiety-koty, to jeszcze przed chwilą był świadkiem pokazu nienormalnych rzeczy. Płomień znikąd? A do tego skóra z metalu. Całkiem przydatna rzecz.
-Dokładnie to co przed chwilą pokazałeś. Jak pewnie już zauważyliście, pochodzę z innego świata a to co pokazałeś przed momentem jest dla nas zjawiskiem paranormalnym. Ja na przykład nie posiadam nic takiego specjalnego. W sumie można powiedzieć, że jestem zwykłym, szarym człowieczkiem, który został wyrwany z więzienia za pomoca dziwnego portalu.
-Więzienia?- wtrąciła japonka.
- Ano. Trochę naskrobałem- uśmiechnął się chłopak
-Za co Cię zamknęli..- zapytała nieco zaniepokojona.
-Hmmm… w skrócie? Za pobicie. Mniejsza z tym, za dużo do opowiadania, a wpierw chce sie sam czegoś dowiedzieć o tym świecie. Jak na razie wiem tylko, że jestem w jednej, wielkiej d*pie.
W tym momencie po schodach z piętra zszedł Sigma
- To pokrótce chłopcze, bo muszę iść zająć się kuchnią. To co zademonstrowałem najlepiej określać mocą. Po prostu, mocą. Zdolności specjalne... ma... - cmokną drapiąc się za uchem - najlepiej określić że to coś rzadkiego lub specjalnego. Może jakaś forma oddziaływania na otoczenie? Nie wiem! Wiem że są, ale z tego nikt ci się raczej nie zwierza. Moce w tym świecie dzielą się na 5 kategorie, zależne od źródła mocy. Są to: magia, życie, energia, dusza i umysł - psionika. Chociaż powiedziałem pięć to, życie czyli Ki jest dość ograniczonym źródłem a z kolei do energii zalicza się wszystko trudne do opisania. Nie mając mocy, zapewne nie zdziałasz wiele w tym świecie... ale dobrze jakbyś umiał się przynajmniej obronić. Dlatego zanim zaczniesz jej poszukiwać, polecał bym się uzbroić.
-Hmmm… czyli jestem w dupie. Coś tam umiem ze sztuk walk, ale jak ktoś pojawi się z moca podobną do twoich, jak skóra zamieniająca się w metal to jest po mnie. Wątpię, aby bez “boosta” dał rade nawet używając broni. Czyli najlepszym wyjściem byłoby skombinowanie jakiejś zbroi i broni na odległość. Zgaduje, ze w tym świecie nie macie czegoś takiego jak pistolet, albo jeszcze lepiej, karabin?
- Broń jest. - mruknął Lion zmierzając do kuchni - Tylko amunicji brak albo jest za droga.
- Amunicja to nie jest, aż taki problem. Wystarczy mi trochę prochu.
- Jak go sobie zmajstrujesz. - mruknął znikając za drzwiami.
-Sigma!- zawołała nagle japonka, zauważając pojawienie się zbrojnego. Gestem zachęciła go by podszedł- jak się czujesz?
Sigma zareagował na wezwanie japonki, podszedł do niej i powiedział:
- Wszystko w porządku, akumulatory zostały naładowane i jestem gotów do działania!
Akumulatory? Chłopak spojrzał w stronę nowo przybyłego i dosłownie jego oczy się zaświeciły. Momentalnie znalazł się przy nim i obserwował jego zbroję. Na pierwszy rzut oka istota wyglądała jak cyborg wyjęta z kreskówek anime. Ale nie był w pełni przekonany co do tego.
-Cześć! Ty jesteś cyborgiem czy to kombinezon? Pierwszy raz na oczy coś takiego widzę!
-Dobre pytanie, według tutejszych jestem duszą, ale nadal trudno mi w to uwierzyć - powiedział zaskoczony reakcją nowo poznanej osoby.
- Czyli sam nie wiesz?! Ja mogę pomóc! Daj mi tylko trochę czasu, skołuję narzędzia i zobaczymy co tam się kryje w środku- powiedział chłopak, wciąz uśmiechając się. Już w głowie miał pomysły co mógłby zrobić z częściami jakie prawdopodobnie znajdzie w tym czymś. Jakieś mini silniczki, wzmocnienia, śruby… Dzieki temu mógłby zrobić replikii jakiejś broni i mieć czym się bronić.
- Brzmi to trochę niebezpiecznie - odsunął się zaniepokojony Sigma, po czym skierował się w stronę Yoshiko i zakomunikował na migi: - Kto to jest?
-To Arashi. Znalazłam go na wpół żywego, więc przeprowadziłam go tutaj by coś zjadł.
-Spokojnie! Nic Ci nie będzie! No, może po za straconymi kilkami silniczkami, ale to takimi, że nie odczujesz róznicy- Akuma nie odpuszczał.
-Więc nazywasz się Arashi? Co robiłeś wpół żywy na ulicy? - Sigma panicznie próbował zmienić temat.
Chłopak widząc, że jednak nie da rady przekonać nowo poznaną osobę do rozbiórki jego zbroi, bądź jego, westchnął cicho i usiadł normalnie.
-Cóż… Umierałem z głodu. A tak to nic wielkiego. Jestem nowy w tym świecie i jeszcze nic nie wymyśliłem co ze sobą zrobić. A wy? Jak długo tutaj jesteście?
- Trochę ponad tydzień, ale głównie w podróży- odparła dziewczyna.
- Tak, to był tydzień, ale czasami czuje, że jakby to był rok, tyle się działo, to cud, że żyjemy.
-Ja tylko 3 dni… Czyli jestem najmniej doświadczonym. Jak w ogóle się do stosowaliście tutaj?
-Uniki i masa szczęścia- stwierdziła azjatka.
-A ja nadal czuje się nie dostosowany - powiedział zbrojny.
-No to ze mną będzie najciekawiej- zaśmiał się cicho chłopak. Spojrzał w stronę karczmarza i zawołał do niego.
-Hej, staruszku! Nie macie tutaj jakiejś roboty dla noob’ów? Muszę Ci oddać za jedzenie!
-Jeśli umiesz gotować, to mógł być zająć miejsce Liona na kilka dni. Ewentualnie mycie garów i sprzątanie. - orzekł karczmarz.
- Hmmm… Gotowanie powiadasz? Jak mi pokazesz przynajmniej raz każda potrawę jak ją zrobić to nie będzie problemu.
- Musisz być niezwykle uzdolniony skoro zapamiętujesz jak coś zrobić po obejrzeniu tego jeden raz. - Skomentował Sigma.
-Serio? Jakoś nigdy nie miałem z tym większeog problemu, dlatego nie zwracałem na to uwagi.- odpowiedział mu młodzieniec, po czym wyjął z kieszeni tablet i zaczął szukać wśród instrukcji technicznych coś a’la rozbierania robota na części, wcale nie planując nic przeciwko Sigmie.
-Masz tu zasięg sieci?- spytała nieco zdziwiona japonka. Dzwoneczki zadzwoniły gdy odruchowo chwyciła za swój telefon.
-Nieeee, to jest zwykły tablet. W więzieniu nie dawali nam telefonów, ale za to mogłem mieć tablet do naprawiania niektórych rzeczy.
Zasięg i tym podobne właściwości urządzeń nie funkcjonowały. Jednak po bliższym przyjrzeniu oprogramowania znalazło się coś ciekawego. Pojedyncza aplikacja zatytułowana Edios.

Miła tylko kilka opcja i miniaturkę jakby mapy bez większego zastosowania.
Opcje po koleji:
Obiekty
Istoty
Zjawiska
Cechy
Notatki
GPS

Ostatnia opcja była wyszarzona i niedostępna.
Zakładki były w większości puste z jedynie nielicznymi wpisami.
U Akumy: Zjawiska ->Czarny portal.
U Yoshiko:
Istoty -> Gobliny, Berringer, Demon Lord: Guerilla
Cechy -> Formowanie Stałego Światła, Zmiennokształtnośc (su i kasad)
Obiekty -> Amulet Szlachetnego Wojownika
-Czy to jakieś RPG?- zapytała samą siebie, zaglądając do tabeta Akumy. Kliknęła na kilka losowych nazw by sprawdzić czy przypadkiem nie wyskoczą statystyki przeciwników.
O dziwo wybrane elementy zawierały opis przedstawianych przez nie nazw. Gobliny poza raczej standardowym dla gier RPG opisem nie zawierały nic nowego. Nazwa “Berringer”, co wynikało z opisu i rysunku, tyczyła się smoka ziejącego fioletowymi płomieniami. Opis zawierał tylko indywidualne cechy tego smoka jak i wyjątkowość fioletowego płomienia. Guerilla, z opisu demon z włócznią + opis typowo charakterystyki demona. Wynikało z niego że jest to wyższy demon strażniczy. Opis brzmiał bardzo złowieszczo, aż dziw że udało im się przeżyć. Zakładka cechy tyczyła się specjalnych zdolności. Były w niej moce Su oraz Kasada z drobnym opisem działania. Interesujący opis zawierał Amulet. Zgodnie z tym co zapisane, amulet zmieniał się w tarczę lub wytrzymały miecz zależnie od preferencji.
Dziewczyna z niedowierzaniem wygasiła swój telefon i spojrzała na pozostałą dwójkę.
-Utknęliśmy w grze?- zapytała rozważając różne dziwne opcje.
Chłopak przymrużył oczy, widząc, że na jego tablecie pojawiła się jakaś nowa rzecz. Najbardziej zaciekawilo go nazwa “Czarny Portal”. Nacisnął własnie tą nazwę i czekał na efekt.
Czarny portal. Z opisu wynikało że jest to teleport do głębszych i bliżej nieokreślonych lokalizacji - instancji i dungeonów. . Okresowo zmienia swój punkt zaczepienia. O ile pamięć Arashiego go nie myliła, widział jakiś owalny obiekt w okolicach karczmy niedaleko której się przebudził.
-Czy od razu w grze… Z teog co się dowiedziałem, to jest swiat rzeczywisty, ale z innego wymiaru. To, ze mamy tą aplikację na tablecie i telefonie może wskazywac wiele rzeczy. Np. że zanim się ocknelismy, ktoś inny szperał przy nas, chociaż w to wątpię. Za dużo roboty. Innym rozwiązaniem co mi przychodzi do głowy musi być portal. Zgaduję, że jego pole magnetyczne wpłynęło na nasze urzadzenia i efektem ubocznym było stworzenie tej aplikacji.
- Bliżej właśnie temu ostatniemu. - Powiedział Lion przechodząc obok nich.
Zapalił fajkę płomieniem z palca i zamierzał wyjść na zewnątrz by go dopalić.
- Uznajcie że to jedno z udogodnień. Nie każdy je ma. Ma! - cmoknął - Ale postacie, jak to określiliście “z gry”, też idzie spotkać. Przynajmniej kojarzę po waszych słowach. - wyszedł z karczmy.
Niebieskowłosa dziewczynka przysiadła się do blatu sądząc soczek owocowy z kufla po piwie.
Arashi zmrużył delikatnie oczy i jeszcze raz przyjrzał się aplikacji. Skoro ona się aktualizuje, to musi miec wsobie niektóre dane… Tyle, że zablokowane. Ta myśl spowodowała, że w jego oczach błysnęło się światło i cicho zarechotał.
-To będzie ciekawe- powiedział sam do siebie. Kilkoma ruchami palców otworzył na tablecie konsolę i zaczął wpisywać odpowiednie ścieżki dostępu, celując właśnie w aplikację Edios. Ominięcie zabezpieczeń nie powinno być trudne, nawet jeśli z innego świata. W końcu tablet jest zrobiony przy pomocy technologii ludzi, więc stosowane są sygnały zero-jedynkowe. Czyli każda aplikacja, która znajdzie się na tym sprzęcie również będzie w tym samym schemacie napisana. Podsumowując, nic ciężkiego do złamania dla Akumy.
Po kilku minutach dłubania w kodzie oprogramowania, akuma dostał się do głównej bazy danych.
Która jak na złość okazała się pusta. Widocznie wpisy w bazie aktualizowały jakieś nieznane wyzwalacze. (Liquibase). Udało się jednak odblokować kilka ukrytych opcji.
Wciąż puste zakładki: Kontakt, Materiały, Instrukcje/Schematy.
Zoom Mapy. Po przestawieniu opcji z “dane map” na “eksporacja”, mapa ukazała długi pas z karczmy do zajazdu (na rozstaju dróg). [Mgła Eksploracji.]
Przyciski: Synchronizacja. Zapewne po sparowaniu lub połączeniu urządzeń istnieje szansa wymiany danych. Zapewne przycisk z założenia miał się pokazywać dopiero połączeniu urządzeń. Ciekawe... czy dało by się podłączać do urządzeń bez akceptacji z drugiej strony.
Chłopak przymrużył ocyz po czym lekko się skrzywił. Czyli nie ma jak za bardzo cała bazę na raz… Ale lepsze to niż nic. Przynajmniej coś osiągnął poświęcajac kilka swoich cennych minut. Interesowało go jednak funkcja Synchronizacja. Ciekawe czy w ogole potrzebny jest kontakt, a nie działa tak, że wszystko w okolicy wpada pod jeog kontorlę. Czas wypróbować. Chłopak nacisnął przycisk Synchronizacja i czekał na skutki.
Na telefonie Yoshiko wyskoczył komunikat. “Czy chcesz wymienić dane z [kod urządzenia]”.
Chłopak prychnął cicho, na widok, że trzeba akceptować. No cóż. Pewnie i tak nie będzie miał za wiele okazji do hackowania. Jak do tej pory nikt poza Yoshiko nie wyciągnął przy nim sprzętu, który mógłby wyglądać na tablet albo telefon. Arashi miał już teorię co do dziewczyny. Ten telefon wskazywał, że ona jest z tego samego świata co on, albo blisko złożonego. Nie wiedział też, czy ma jakieś moce, więc nie mógł w pełni stwierdzić tego. Gdybanie nad tym zostawi sobie jednak na później.
-Zaraz wracam.- powiedział do osób przy stole i wyszedł przed lokal w poszukiwaniu Liona.
-Przygarniamy go jeśli będzie chętny- Zapytała japonka, zwracając się do Sigmy, gdy chłopak zniknął z pola widzenia- co prawda jeszcze nic o nim nie wiemy, ale może okazać się przydatny. No i chyba pochodzi ze świata podobnego do mojego.
-W grupie siła. - odparł Sigma.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 19-07-2017, 19:32   #85
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Akuma i świątynia wiedzy
Pracownik karczmy był skory do odpowiadania na głupie pytania, więc był najlepszym źródłem informacji. Kiedy tylko zobaczył czarnowłosego, podszedł do niego i wyciągnął rękę na znak, żeby go też poczęstowano fajką.
-Jest jakiś sposób na zdobycie mocy w tym świecie? Albo są jakieś słowa mocy, które za samo powiedzenie dają jakiś efekt? - zaczął bez zbędnego przedłużania
Barma wyciągnął paczkę papierosów nieznanej marki i poczęstował białowłosego.
- Mocy? Zapewne nie jeden. Tylko to nie jest spacerek. Najprostszym byłyby zaklęte obiekty lub artefakty. Co się wiąże z przeszukaniem ruin lub jakąś większą instancją. Tylko działa to trochę w ciemno, nigdy nie wiesz co trafisz chyba że kupisz lub znajdziesz konkretne informacje. No i wiadomo moc ogranicza się do obiektu. - powiedział wypuszczając obłok dymu, doświadczony palacz. - Są jeszcze magiczne zwoje, amulety, mikstury zwiększające potencjał. Ale wszystko kosztuje. - zaciągnął się zyskując chwilę na zastanowienie - Drugim sposobem są tak zwane Boskie próby. Wiążą się z tym pewne problemy. - wypuścił obłok i zaczął pokazywać po kolei palce - Znaleźć boga. Pokonać go lub podjąć się jego próby. Przejść próbę nie umierając. Niby najłatwiej jest złożyć ofiarę bogu i dostać jego błogosławieństwo. Działa to jednak okresowo, z tego co słyszałem i nie daje zbyt wiele. Trzecim sposobem byłoby zapewne mentorstwo, ale jest dość czasochłonne no i mentor musi uznać, że jesteś godzien uzyskać jego moc i wiedzę. Z tym też bywa różnie. Najbardziej popularne to style walki, umiejętności posługiwania orężem i umiejętności wytwórcze. Jest jeszcze tresura bestii, kontrakty z demonami i duchami, oraz domieszkowanie krwi. Z ostatniego wiem najmniej. Wygląda na to że można w pewien sposób uzyskać krew innej rasy, nie wiem jednak jak. No może poza wampiryzmem i lykantropią. Więc jak widzisz możliwości jest sporo.
Chłopak wziął od niego papierosa. Kiedy ten prowadził wykład, Akuma odpalił go, od przystawionego żarzącego się palc. Przy okazji analizował i zapamiętywał wszystko co Lion powiedział. Z tego co mówił, to wychodzi na to, że w tym świecie istnieją artefakty. Cicho prychnął.
Typowy klasyk RPG’a… -Pomyślał po czym słuchał dalej. Najpopularniejsze najwidoczniej okazują się style walki i stosowanie oręża. Czyli nic nadzwyczajnego. Może i jednak jego pozycja nie jest taka przegrana na start? Zaciekawiło go też mieszanie krwi. O tych całych próbach boga już Akuma nie myślał, bo wiedział, ze to strata czasu. Cały czas myślami był przy tej całej wymianie krwi. Prawdopodobnie polegało to na jakiejś synchronizacji DNA. Pewnie przy pomocy jakiegoś specjalnego rytuały, bo medycyna na pewno nie była aż tak rozwinięta jak w jego świecie.
-A znasz może jakiś ludzi bogatych w wiedzę herbalizmu? Chcę wymieniać informację na temat roślin i ich nazw. Najlepiej jakiś alchemików albo zielarka.
- Wymiana informacji ze swojego świata? Od razu powiem, że to raczej strata czasu. Tutejsze... może z innej beczki. Dasz pewnie radę znaleźć zioła podobne co w twoim świecie i o podobnym działaniu. Zakładam jednak że te tutejsze są bardziej popularne i silniejsze. Ba. Widziałem na własne oczy... co potrafią zdziałać. Sam pewnie będziesz zaskoczony. Niestety nie znam za bardzo tutejszych okolic. W Lofar polecił bym Marikę. W Rockviel Meru lub Echuu. Tutaj pewnie znajdziesz zielarza w gdzieś między budynkami, ewentualnie w Świątyni wiedzy na górnym dziedzińcu, kogoś kto się para alchemią. Największą wiedzę zdają się mieć jednak elfy, ale jest problem z dostępem do nich.
Chłopak kiwnął głową i zapamiętał imiona oraz miasta. Dzięki temu jak będzie w tym mieście, będzie mógł odszukać te osoby i zdobyć wiedzę od nich.
-No dobra. Czyli instancje, aby zdobyć jakiś artefakt wydają się “najbardziej popularnym” sposobem na zdobycie jakiś cech… Nie chciałbyś pójść ze mną do tej całej świątyni? Skoro mieszkasz tutaj, to powinni Ciebie znać, dzięki temu łatwiej zdobędę wiedzę o ziołach. Nawet podstawy mi się przydadzą.
- Luz. Jak nie chcesz dołączyć do magów, to większym problemów mieć nie będziesz. Do świątyni wiedzy jest wolny wstęp, taka akademia magiczna. Ja jestem zajęty, muszę przygotować się do podróży,
-Nah, magowie mnie nie interesują. W ogóle nawet nie mam zdolności do bycia magiem. Dorba, to przekaż reszcie, ze w razie czego jestem w świątyni wiedzy, a staruszkowi powiedź, że później przyjdę odpracować za jedzenie. To w która stronę?- po tym jak uzyskał od Liona kierunek, Akuma ruszył w stornę światyni gotowy na nową wiedzę, która może mu się rpzydać w tym świecie.
Świątynia wiedzy wyglądała jak kaplica. Dachy w kształcie kopuł i rozmach wielkości. Do tego magicznie powiększone wnętrze. Wszędzie krzątała się mnóstwo osób w długich płaszczach z kapturami zapewne tutejsi adepci. W większości ludzie, ale znalazły się także i elfy czy kocio uche.
Kocio uche… Chłopak niemalże ślinił się na ich widok, ale opamiętywał się i przypominał sobie, ze przyszeł tutaj w konkretnym celu. Podszedł do pierwszej lepszej adeptki i uśmeichajac się zapytał o dział z księgami alchemicznymi, bądź zielarskimi.
Został pokierowany ku schodom do piwnicy. Tam miał rzekomo znaleźć Sofię - bibliotekarkę. (zdjęcie DP)
Kobieta siedziała przy biurku zawalonym książkami, zaczytana w jedną z nich. Nad jej głową wisiała magiczna kula światła.
Całkiem przydatne to. światełko. Ciekawe czy moja ładowarka naładuje się przy tym
Pomyślał chłopak, przy czym wyjął wspomnianą ładowarkę słoneczną. Podszedł do Sofii starając sie jak najbardziej ukryć ładowarkę ale tak, żeby odbierała światło z kulii światła.
-Cześć, ty musisz być Sofia. Mam prośbę, mogłabyś mi pokazać wszystkie ksiązki jakie macie z następujących dziedzin: alchemia, zielarstwo, katalog roślin oraz medycyna zielarska? Zakres poziomu obojętny.
- Proszę chwile zaczekać. Szukam czegoś ważnego. O jest! - zaskoczona znaleziskiem zaczęła czytać na głos o jakimś mechanizmie zabezpieczającym.
W pomieszczeniu byli tylko we dwójkę.
Po przeczytaniu i podsumowaniu wszystkiego prostym “tak, to wszystko”, wstała, wskazała miejsce dla Akumy a sam udala się w poszukiwaniu książek.
Książki:
Warzenie mikstur i znaczenie ich siły. - Traktat alchemiczny <Alchemia 1>
Zioła łąk i pastwisk. \
Zioła lasów. } <Ziołoznawstwo 1>
Zioła wodne. /
Zioła wyższej szlachetności <Rozszerza wiedzę o ziołach o Zioła Specjalne>
Mikstury medyczne - Leksykon - <Pierwsza pomoc 1*> // trochę naciagane bo to tylko mikstury
Komponenty zwierzęce jako suplementy alchemiczne - Traktat alchemiczny <Alchemia 2>
Łowiectwo dla wieśniaków. Podstawy polować i porządku zdobyczy. - <Łowiecto 1 / Pozyskiwanie materiałów 1>

Po zniesieniu stosu książek sofia zapytała.
- Raporty, zbiory baśni i wszelkie zapiski o ziołach specjalnych też przynieść? “Zioła wyższej szlachetności”, to książka dobra na wstęp, ale uszczuplona pod względem zawartości. Uprzedzę, że jako nie-adept nie wolno ci wynosić stąd żadnych książek.
-Hai, hai. Poproszę też o te raporty. Mogą być też legendy na temat zielarstwa. Nic nie bede wynosił, wystarczy mi to raz przeczytać. Macie też jakieś materiały szkodliwe? Mam na myśli ksiażki o truciznach.-odpowiedział po czym wziął pierwsza z góry książkę, a dokładnie “Warzenie mikstur i znaczenie ich siły-Traktat alchemiczny” i zaczął czytać co tam napisali. Chciał jak najwiecej przeczytać teog dnia jeszcze, aby móc jutro wykorzystać co nie co.
- Produkcja trucizn poza zapotrzebowaniem wojskowym i gildyjnym jest nielegalna. Mamy gdzieś wykaz roślin szkodliwych, zaraz przyniosę z resztą materiałów.
-Ale wiesz… Trzeba poznać wroga, aby umieć zwalczać to, prawda?
Przed rozpoczęciem pierwszej księgi, Akuma uważnie przyjrzał się zalegającemu stosowi ksiąg. Sporo materiału. 3... nie 5 dni wertowania, co najmniej. Do tego potrzeba by przekuć zdobytą wiedzę w doświadczenie. Tydzień, licząc warunki tego świata. Zapewne nie mają tutaj elektryczności, a akuma sam pozbawiony jest energii magicznej. Do tego kwestie zameldowania. Trzeba zakasać rękawy i wziąć się do roboty.

[quote]Alchemia była podobna do gotowania. Przynajmniej z tego co się Akumie wydawało. Po kolei przygotowanie materiałów - wliczając w to ich suszenie, mielenie, kruszenie wytwarzanie. Oprządek przyrządów, czyli całej aparatury: moździerz, ampułki, flakoniki, tuby, lejki i szklane spirale. Później, zależnie od wybranej mikstury i sposobu jej przyrządzenia. Gotowanie, odsączanie, wytrącanie osadów, wrzenie i skraplanie, chłodzenie, mieszanie i katalizacja. Z opisu wszystko wydawało się proste, ale w grę wchodzą takie sprawy jak dobór ilości, stężenia, utrzymywanie temperatury pozbywanie się zanieczyszczeń. Trochę jak majsterkowanie, przynajmniej dopóki substancje nie są reaktywne i nie powodują wybuchów.
To tyle ile chodzi z ogólnego opisu. Sporo w nim było jeszcze metod działania i dobrych zwyczajów ale nie ma co się rozpisywać. To co jest najważniejsze w alchemii to materiały, stąd to właśnie one stanowią najobszerniejszy zbiór materiału. Zioła zwykłe, specjalne, suplementy zwierzęcy, do tego jeszcze dochodzą materiały nieorganiczne jak złoża surowców.
Co można uzyskać za pomocą alchemii? Głównie mikstury na bazie alkoholu i zawartości zwanej roztworem, podstawą alchemiczną, czyli inaczej mieszaniną składników. Do tego są jeszcze proszki, które działają najszybciej, smary osadzane na ciało lub, i głównie, na broń. I parę innych ciekawych bajerów.
Wraz z czytaniem zbioru ziół, do tabletu akumy zostawały dodawane kolejne wpisy w dziale materiały i kilka w dziale instruckje/schematy - z podstawowymi przepisami znalezionymi w książkach.[/qoute]

Może jednak trochę przesadziłem… Trochę sporo tego… Gdyby nie moja idealna pamięć to pewnie bym zrobił zdjęcia tabletem. Fajnie, że ta aplikacja wszystko zapisuje. Może się kiedyś przyda
Spojrzał jeszcze w kierunku Sophie i powiedział do niej.
-Macie może tutaj w okolicy jakiegoś alchemika, zielarza bądź coś w ten deseń? Tak, abym mógł konsultować swoją obecnie zdobytą wiedzę.
- Zielarz jest na dolnym dziedzińcu, ale świątynia jest pod tym względem samowystarczalna. Są tutaj adepci obeznani z podstawami alchemii. Poza tym profesor Herbia prowadzi zajęcia w tym kierunku. Gdybyś był adeptem, miałbyś do tego prosty dostęp. Hebia jest dobrą kobietą, może jak z nią porozmawiasz udzieli ci prywatnych lekcji.
Hebia… Trzeba będzie do niej podskoczyć kiedy skończy czytać dzisiejszy materiał. Od razu będzie mógł wtedy podpytać się niektórych rzeczy.
-Gdzie ją znajdę? I w ogóle o co chodzi z adeptami? To jakaś elita? Czy też każdy może stać się adeptem?
- Profesor herba może być znaleziona w swoim gabinecie, pracowni alchemicznej i magicznej, w którejś z aul wykładowych lub w pałacu. Zapracowana z niej kobieta, zdaje się że niedługo ma wyruszyć z jakimś zadaniem. Adepci to inaczej uczniowie. Aby zostać adeptem świątnie wiedzy trzeba wykazać chęć nauki magi oraz mieć ku temu potencjał magiczny.
-Nah, tylko magia? Szkoda… - odpowiedział jej i wrócił do czytania ksiązek. Po zakończeniu dzisiejszej partii do przeczytania, udał się w poszukiwaniu Herbii.
Nie było to łatwe zadanie, zważywszy na labirynt jaki stanowiła świątynia wiedzy.
W końcu jednak pytając o drogę i bładząc wedle wskazówek dotarł na pietro jednej z wież. O dziwo wierza nie wygladaa jakby przyłączone było do niej jakieś pokoje, ale wewnątrz znajdowały się drzwi. Pukając niepewnie do tych oznaczonych imieniem Profesor Herbii, otworzył je i ku zaskoczeniu wewnątrz był całkiem obszerny pokój.
- Proszę.- rzekł kobiecy głos zza oparów dymu. - Tylko szybko zamknij drzwi bo pomyślą że coś się pali.
Tak jak pani profesor powiedziała, Kei szybko zamknął za sobą drzwi, po czym wszedł w głąb pokoju.
-Mam do Pani sprawę. Nie jestem tam żadnym adeptem, ale jestem zainteresowany zgłebianiem alchemiii. Czy mogłaby Pani zostać moim nauczycielem?- tak wprost i bez ogródek, po co kombinować? Skoro jest “miła” to nie powinno być problemu, a im szybciej zaczną tym lepiej.
- Nie lubisz się kłopotać z wyjaśnieniami co? - odrzekła z lekkim uśmiechem. - Faktycznie nie ma zakazu nauczania ani udostępniania wiedzy osobą z zewnątrz. Jednak istnieje drobny problem w kwestii korzystania z zasobów świątyni. Do tego trzeba być adeptem. Nie znaczy jednak że nauka musi odbywać się stricte w świątyni wiedzy.
Sprawa wygląda następująco. Mógłbyś korzystać z mojej prywatnej pracowni, ale tylko wtedy gdy ja jestem dostępna. To moglibyśmy uznać za podstawy nauki, później zdobytą wiedzę trzeba by było przelać w doświadczenie. Czyli druga pracownia, najpewniej na dolnym dziedzińcu u alchemika. Aż dziw że nie zawitałeś tam w pierwszej kolejności. No nic, porozmawiam z nią za ciebie. Pytanie pozostaje jednak z goła inne. Co ja będę z tego miała? - zapytała przelewając jakiś fioletowy napar przez ścierkę.
Po nodze Akumy przepełz biały wąż. Jakby się rozejrzeć po pomieszczeniu, było ich kilka.
Wąż biały? O nie, zaraz pewnie Orochimaru wyskoczy na niego i będzie chciał posiąść jego młode ciało! Akuma w końcu był wysportowany, więc nic dziwnego… Moment, przecież to nie jest świat Naruto. Białe węże są tam rzadkością, natomiast w jego świecie to jest tylko legenda. Najwidoczniej tutaj to nie aż taką legendę. Wzruszył ramionami na jego widok i po prostu stał nieruchomo. Nie chciał robić żadnych ruchów, aby nie wystarczyć gada.
-Co będziesz z tego miała… Możliwość udowodnienia, że osoba beż żadnych talentów magicznych może zostać największym alchemikiem na świecie? No i młodego, przystojnego chłopaka na posyłki. Co do zasobów ziół, mogłabyś też m wskazać gdzie najwięcej będe mógł zebrać dane zioła, to pójdę tam i pozbieram. Trochę już przyswoiłem wiedzy z tego świata, więc nie będzie dla mnie aż takim wielkim problemem. Do tego przeczytałem już książki takie jak “Zioła łąk i pastwisk”, “Zioła lasów”, “Zioła wodne” i “Zioła wyższej szlachetności”. Zgaduję, ze to podstawowe ksiązki, ale chyba dzięki ich wiedzy potrafię już rozróżnic najbardziej pospolite zielska.
- Kuszące. Dorzucisz do tego stworzone przez siebie mikstury, za połowę ceny i jesteśmy umówieni. - Stwierdziwszy z uśmiechem odłożyła flakonik z różową miksturą na bok - Eliksir miłości gotowy. Schodzą jak ciepłe pieczywo. Mogę cię pouczyć przez cztery najbliższe dni. Później siłą wyższa, będę poza stolicą, przez dłuższy okres. Przez ten czas powinieneś dać radę zrozumieć podstawy tworzenia mikstur.
- Połowa ceny… Zgoda, ale zastrzegam sobie, ze nie zawsze będe chciał je sprzedać. Co do twojego urlopu to nie ma sprawy, będę próbował do dungeon’a jakiegoś wejść- odpowiedział jej, po czym czekał na polecenia.
- Ruiny i niezbadane krainy są dość niebezpieczne w pojedynkę. W slumsach zawsze da się kogoś wyhaczyć na załączkę za część udziałów. A teraz zakasaj rękawy i odpytam cię z teorii po czym przystąpimy do pierwszego warzenia.
Na początku nie było łatwo. Mimo, że Akuma znał niemal wszystkie zioła, jakie nauczycielka mu podsunęła, to miał na początku problem z rozpoznaniem ich dokładnie. Wiele z nich było podobne do innego zioła, ale element, który był charakterystyczny dla każdego z nich to był zapach. Dzięki temu właśnie potrafił po godzinie trudu rozpoznać które zioło to dokładnie które. Większość mikstur, które już przeczytał nie było dla niego problemu, ale od czasu do czasu rzucała nazwy, które nie kojarzył i musiała mu wytłumaczyć co i jak, w jakich gramach, na ile ml napoju. Ogólnie nauka poszła gładko, Akuma dosyć łatwo zapamiętywał receptury.
Były chwile niepewności przy ważeniu mikstur i dodawaniu odczynników. Szczególnie tych reaktywnych i trujących, bo to właśnie one lubiły eksplodować. Na szczęście Herbia miała wszystko pod kontrolą.
Po krótkiej rozmowie i wymianie wiedzy o ziołach dla Akumy stało się jasne że dzielą się one na 3 kategorie. Pospolite o słabym działaniu, specjalne o silniejszym i różnorakim działaniu oraz “super specjalne” będące niebezpiecznymi w swej naturalnej formie, ale w zamian mikstury z nich były najwyżej cenione. Dla porównania mikstury pospolite, słabe chodziły po 1-5 srebrnych monet, silniejsze i specjalne osiągały wartości do 20 złotych monet. Czyli specjalne musiały osiągać ceny w setkach jak nie tysiącach złotych monet.
Po nauce tego samego dnia białowłosy miał już w kieszeni 5 srebrnych monet.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 19-07-2017, 19:35   #86
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Wieczór tego samego dnia
Zbliżał się już wieczór gdy, Akuma wrócił do karczmy. Yoshiko i Sigma wciąż w niej przebywali rozmawiając o rzeczach spoza tego świata chcąc się bliżej poznać i zrozumieć własne sytuacje.
-Yo! Sorki, że na dłużej was zostawiłem, ale poszedłem trochę się pouczyć. Coś już ciekawego zaplanowaliście? Bo w razie czego mam propozycję, a dokładnie chodźmy na jakiegoś dunga!- powiedział białowłosy, uśmiechając się do nich i siadając do stołu. To nie tak, że planował ich wykorzystać w zdobyciu jakiejś ciekawej rzeczy, co pomoże mu się choć odrobinę wzmocnić w tym świecie.
-Ostatnio prawie pozabijał nas demon, którego widziałeś w moim telefonie- odpowiedziała sceptycznie japonka, odruchowo kładąc rękę w miejscu gdzie przebiła ją włócznia- W trójkę możemy mieć sporo problemów…
Spojrzała na swoje ręce przypominając sobie moment gdy rana cudownie się zaleczyła i gdy coś uratowało ją przed szefową bandytów.
-Wiecie co?- dodała po sekundzie namysłu- może to jednak dobry pomysł. Może dowiemy się czegoś o sobie, albo odkryjemy jakiś ukryty potencjał…? Tak czy siak wpierw potrzebna nam broń.
- Kowal jest po prawej stronie drogi do północnej bramy, jakieś dwa trzy domy dalej. - Rzekł Karczmarz - Ale jak szkoda wam kasy to wybierzcie niezbadaną krainę czarnego portalu. Po tamtej stronie świata wala się pełno żelastwa. - Dodał z uśmiechem.
Bardzo śmieszne.... w końcu ktoś to żelastwo musiał tam zostawić i pewnie nie bez przyczyny.

W szemranym żuczku zaczynało się robić tłoczno. Schodziły się nowe osoby jak i stali bywalcy. Kilka znajomych twarzy z poprzedniego wieczora i kilka nowych.
Był jakiś mężczyzna, z ewidentnie widocznym znakiem Assassynów.

Jakaś mała dziewczynka
Oraz kilkoro mniej lub bardziej wyróżniających się wojowników.



Wśród nich mężczyzna mierzący ponad 2 metry.

-No, i prawidłowe podejście! Kto nie ryzykuje, nic nie zyskuje, prawda? -odpowiedział chłopak, uśmiechając sie do pozostałych osób przy stoliku. W między czasie zauważył, że do karczmy przychodzi coraz więcej osób. Najbardziej mu w oko wpadł assassyn oraz 2-metrowy facet. Ten pierwszy tylko dlatego, że był zdegustowany jego zachowaniem. Altair byłby zawiedziony, że zwykły człowiek jak Akuma bez problemu go zauważył. Ehhh, czyżby assassyni nie wiedzieli jak się zachowywać w tym świecie?
Natomiast ten 2-metrowy facet zwrócił jego uwagę ze względu na broń. Toporek, który trzymał przy sobie był świetny. Strasznie mu przypominał trofeum jednego z dzieci Therazane.
Chociaż nie, najbardziej wpadła mu w oko dziewczyna z czarnymi, króliczymi (?) uszami. Z taka to chętnie by poszedł do łóżka… Chociaż to były marzenia, mniejsza. Oceniając wszystkich obecnych, śmiało mógł stwierdzić, że większość to wojownicy już wprawieni w bój.
-A gdyby tak… Zabrać kogoś z nich ze sobą na wyprawę? Dodatkowa para rąk na pewno nie zaszkodzi. Tylko pytanie jak namówić tutaj zebranych…
-Podział znalezisk?-zasugerowała dziewczyna- Nie mamy zbyt wiele do zaoferowania.
-Na to niestety wychodzi… Im więcej osób, tym więcej łupu do podziału. Dodatkowo oni wyglądają na doświadczonych wojowników, natomiast my mizernie, więc pewnie jeden będzie chciał 50%, a pozostałe 50% dla nas… Słabo- odpowiedział chłopak, szybko analizując propozycję dziewczynę i westchnął. To fakt, ich grupa jest mizerna i nie ma żadnej karty atutowej, aby przekonać ich. Dodatkowo nawet chłopak nie wie gdzie znajduje się najbliższy dungeon. Słabo.
Sigma wpatrywał się w bywalców i zastanawiał się, który z nich mógłby pomóc w dalszych celach grupy.
Widząc brak zapału u towarzyszy japonka postanowiła “ruszyć fabułę” na własną rękę. Podeszła do kobiety u której dostrzegła ogon, a która zdawała jej się najniższa.
-Przepraszam? Mogę chwilę zająć? Razem z kolegami niedawno pojawiliśmy się w tym świecie, i pragnęlibyśmy co nieco zdziałać. Jednak jako że jesteśmy dość zieloni szukamy pomocy w wyprawie do podziemi lub innego ciekawego miejsca, w zamian za podział łupów.
- Myśleliście nad czymś konkretnym? - zapytała zamawiając u kociej kelnerki napój - Tak się składa, że mam trochę czasu, ale bycie niepewnym przed taką wyprawą nie napawa mnie optymizmem. Ruiny, jaskinia czy niezbadane tereny? - zapytała jak doświadczony poszukiwacz przygód.
-Ruiny? Chyba- stwierdziła niepewnie, obracając się pytająco w kierunku milczących kompanów- nie szukamy raczej niczego specjalnego.
- No trafiłaś w miarę dobrze. Jaskinie zwykle dają najmniej zysku, a zagrożenie manewruje między żadnego a jest źle. Z kolei niezbadane krainy dają najwięcej zysku, a zagrożenie: “jest cholernie źle” a “jesteśmy w dupie”. I to nie jest czcze gadanie. Z którąś z poprzednich grup udaliśmy się na taką wyprawę i musieliśmy zwiewać. Trafiliśmy na stadko bestii klasy rookie, jedną bestię klasy boskiej i jedną klasy kolos. Do tej pory nie wiem jak udało nam się uciec bez żadnych strat. - ostatni zdanie mruknęła do siebie - Po twojej minie widzę... że jesteś tu stosunkowo od niedawna. Wyraz mówiący... “skoro ona mówi że jest źle, to było źle, ale opis nic mi nie mówi”. Zgadłam?
Japonka skinęła twierdząco.
-Mogę się jedynie domyślać co masz na myśli. Między innymi temu chcemy spróbwać. Musimy się wprawić, a od czegoś trzeba zacząć prawda?
- Nom. Filarami zdobywania ruin czy też instancji są 3 rzeczy. Sprzęt, umiejętności i ogarnięta grupa. Granica jest płynna bo jeśli ktoś w grupie ma odpowiednie umiejętności nie potrzeba wiele sprzętu. Ale linę, zawsze warto mieć. - mrugnęła - Z mojej strony możecie liczyć na drobne przewodnictwo i walkę wspieraną magią. To zwykle wystarczy by zdobyć jeden czy dwa gifty i może jakiś niewielki skarb. Im więcej się chce zdobyć tym konkretniejszych umiejętności wymaga instancja. Standard stanowi walka, magia, czasem nie obejdzie się bez jakiegoś badacza ruin i pradawnego języka, oraz najważniejsze złodzieja. Osoby obdarzonej umiejętnościami otwierania zamków i wykrywania pułapek. Co można załatwić sprzętem zwykle się tak załatwia. W końcu trzonem ruin są siedliska potworów. Jak będziecie już gotowi możecie dać mi znać. Cały czas jestem w drodze więc nie trzeba mi wiele czasu do porządku.
-To tak jak i my, nie mamy swojego kąta. Co do samej grupy...mamy support może z odrobina DPSa, tanka, oraz łotra? - przedstawiła grupę, przerzucając się na używany przez kobietę język “growy”, wskazując kolejno na siebie, Sigmę i Akume. Przy tym ostatnim zawahała się, nie będąc pewna umiejętności chłopaka- więc mimo że możliwości mamy skromne, coś tam na całe szczęście potrafimy.
Chłopak widząc, że dziewczyna zagadała do dziewczyny lekko sie uśmiechnął. Podniósł się ze stolika i podszedł do Yoshiko i jej towarzyszki rozmowy.
-Ohayoooo! I jak, Yoshiko Ciebie namówiła na wyprawę z nami? Tak? To fajnie! Możemy ruszać!- powiedział do dziewczyn, usmiechajac się szczerze. Czemu nie czekał na odpowiedź tej drugiej? Hmmm… Może dlatego, że jeśli podejdzie się do niezdecydowanych ludzi w taki sposób można z łatwością przełamać pierwsze lody i delikatnie pchnąć niezdecydowaną osobę do działania. Dlatego właśnie w taki sposób zareagował.
- Nazywam się Arashi, ale możesz na mnie mówić Akuma
Dziewczę zrobilo pytającą minę na nieznany jej termin DPS. Uznała zapewne, że jest to coś co ma znaczenie.
- Jeśli tylko jesteście gotowi, możemy wyruszać. Zaprowadzę was do jakiejś z pobliskich instancji.
-Ahoy przygodo! Ja jestem gotowy!- odpowiedział chłopak i czekał na odpowiedź reszty.
- Ja także - odparł Sigma - A nawet nam śpieszno, prawda Yoshiko. Każdy grosz, do celi bliżej.
-Ogólnie w jakie rejony się kierujemy?- zapytał chłopak, kierujac pytanie do dziewczyny, która jeszcze się nie przedstawiła.
- Pomyślmy. Kierunków nie mamy za wiele. Najbliższe instancje to stara stolica i ruiny w lasach. Stolica jest dość niebezpieczna dla początkujących więc pozostają lasy. Wschód w stronę Lofar jest raczej mało ciekawy. Na zachód powinny być co najmniej ze 2-3 instancje. Do którejś z nich się wybierzemy. Tak myślę. Jeszcze możemy spróbować znaleźć instancję w jaskini nieopodal miasta, ale to raczej marnotrawstwo czasu. W razie czego zapytam miejscowych poszukiwaczy o stan tych miejsc. - odparła po chwili zastanowienia i rozejrzenia się po sali
-Las powiadasz…. Mi pasuje, może po drodzę znajdę jakieś przydatne zioła. - odpowiedział jej chłopak, kiwając głowa, po czym podszeł do własciciela karczmy.
-Staruszku! Masz jakieś fiolki po eliksirach, bądź coś w ten deseń?
- Butelki po gorzale. - odparła barman wydając porcję jadła.
Zgodnie z wiedzą jaką akuma pozyskał z ksiąg. Butelki nadawały się tylko do przetrzymywania mikstur (nie ważenia) ale nie łatwo było się w nich rozeznać z uncjami i pojemnością. Nadmiar niektórych mikstur szkodził, innych nie przynosił lepszego efektu, a jedno i drugie przekładało się na stratę materiałów.
-Chyba nie chcesz tego ze sobą tachać?-zdziwiła się japonka- będzie Cię krępować a i pewnie hałasu narobisz. Nie wygodniej wrócić z ziołami na miejsce? Z resztą po co Ci cała aparatura..
Chłopak zamyslił się, słysząc odpowiedź barmana na temat butelek. Fakt, były za duże. Nie dałoby rady porządnie proporcji odmierzyć, więc zamiast mikstury wzmacniającej mógłby zrobić miksturę śmierci. Westchnął cicho i machnął ręką, po czym zwrócił się do Yoshiko.
-Tego nie biorę, ale jak znajdę cos innego to wezmę. Wolę mieć ze sobą z 3-4 fiolek, aby zawsze być przygotowany na jakieś wypadki.- odpowiedział jej, wracaąc do grupy.
-Może uda się zahaczyć o jakiś sklep po drodze. Nie mniej chodźmy już póki jeszcze wcześnie. Wolę nie wracać po nocy.
- Zakupcie jeszcze prowiant na trzy dni - dodała przewodniczka. - Ruiny nie są daleko, więc dzień podróży trzeba liczyć. Będę czekać na was przed północną bramą za jakiś kwadrans.
Powolnym krokiem opuściła zajazd.
***
Pierwszy dzień podróży minął im naprawdę sprawnie. Pomimo pogody, która zmarkotniała, dotarli do drogowskazu umiejscowionego w połowie drogi między zjazdem “Na rozstaju dróg ” a San Serandinas. Tam też obozowali, pod gołym niebem. W czasie podróżny wyszło także imię przewodniczki. Poszukiwaczka przygód nazwa się Selti, i nie pochodzi, jak to sama określiła, z kontynentu.
W czasie podróż Akuma zdołał znaleźć sporo pospolitych ziół. Yoshiko ochoczo do niego dołączyła.
Zioła pospolite jak zdążyła zauważyć młoda studentka, niewiele różnią się od tych znanych w jej świecie. Choć w tym świecie nieznana była łacina, przez co, nazwy nosiły one dość skąpe: “ziele-”, “korzeń-”, “kwiat-”, “-leczniczy”, “-magiczny” itd. Jak się dowiedziała od Akumy, ich działanie było słabsze od tutejszych “specjalnych” roślin, ale nadal były używane w dużej skali.

Następnego dnia skręcili na zachód, a w południe dotarli do granic gęstego lasu.
- Najbliższe ruin są jakąś godzinę w głąb lasu. Chciałabym się wybrać do dalszej instancji, która jest jeszcze dwa dni dalej. Mam jednak szczęście, bo wczorajsze gwiazd nam sprzyjają. A gdzieś u powinien być... o jest!

- Krąg wróżek. Dalej wchodźcie w jego obręb.
Yoshiko, która co nieco czytała o europejskich baśniach i legendach, zaciekawiona jako pierwsza weszła w okrąg.
Gdy wszyscy znaleźli się w obrębie kręgu, przewodniczka wyciągnęła ze swojego tobołka bransoletkę złożoną z cyjanowych kamyków.

- Kamień lunarny, tak jak kamienie elementarne pozwala aktywować krąg. Niestety nie odkryto lepszego sposobu na dowiedzenie się gdzie prowadzi krąg, jka po prostu to samemu sprawdzić. Na szczęście ten krąg jest dość często używany więc nie ma co się obawiać. Niech gwiazdy wskażą nam drogę do celu wędrówki. - wyrecytowała jakąś mantrę i wypełniła bransoletkę magią.
W następnej chwili świat wypełniło mnóstwo kolorów i znaleźli się w podobnym kręgu, gdzieś w głębi lasu.
- A nie mówiłam że nie ma się czego ba...ć..? Gdzie jest Panienka Kawashima? - zapytała białowłosego młodzieńca, spoglądając w miejsce gdzie ledwie chwilę wcześniej stała dziewczyna.
- Yoshiko! - zakrzyknął Sigma rozglądając się wystraszony.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 19-07-2017, 19:40   #87
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Yoshiko
Gdy kolory zniknęły zapanowała ciemność i chłód. Zaklęcie widocznie się powiodło tylko dlaczego jest taka cisza?
-Sigma..?- odpowiedziało jej jedynie echo- Selti?! Akuma!
Zawołał głośniej, w jej głosie wyraźnie słychać było niepokój. Dość nerwowymi ruchami wyciągnęła z kieszeni telefon, włączając latarkę. Oświetlając miejsce w którym się znalazła bladym światłem, rozejrzała się dookoła. Jej oczekiwania się potwierdziły. Była całkiem sama…
Znalazła się w jaskini. Małej jaskini, na tyle szerokiej aby pomieścić identyczny krąg kamieni. Od jaskini odchodził dwa korytarze. W powietrzu unosił się bardzo nieprzyjemny odór. Podłoże było grząskie i sprawiało trudności w poruszaniu się.
Dziewczyna z trudem zmusiła się do wyrównania oddechu, świadoma że panika w niczym jej nie pomoże. Podeszła kolejno do każdego z korytarzy, szukając podmuchu powietrza. Po raz pierwszy żałowała że nie była palaczem, zapałki albo zapalniczka bardzo by pomogły… Sięgnęła do plecaka, szukając czegoś co mogłoby jej pomóc. Znalazła latarkę, którą swego czasu porzyczyla od brata, a o której całkiem zapomniała. Bardzo przydałaby się w trakcie ich pierwszej przygody, no ale lepiej późno niż wcale. Poza parasolem, prowiantem i paroma innymi rzeczaminie znalazła niczego waznego. Zajrzala do portfela w którym trzymała zdjęcia nie żyjących już rodziców i uśmiechnęła się smutno. Portfel zadzwonił gdy chciała go odłożyć, co dało jej pewien pomysł. Zajrzala do środka. Miała sporo banknotów i jeszcze więcej drobnych. Włączając latarkę z prawdziwego zdarzenia, weszla w korytarz po lewej z zamiarem zaznaczenia każdego rozwidlenia przy pomocy monet.
Po lewej korytarz ciągnął się wzdłuż, tak że jego kraniec wciąż był niewidoczny. W prawym korytarzu, w zasięgu światła latarki. widać było ścianę. Mogła to być ślepa uliczka albo rozwidlenie.
Dziewczyna postanowiła zajrzeć do korytarza po prawej, jeśli byłby to ślepy zaułek, oczywistym byłoby gdzie się udać.
Korytarz stanowił rozwidlenie. Im bardziej się do niego zbliżała, tym powietrze było bardziej zatęchłe. Co więcej dało się wyczóć dośc specyficzny metaliczny zapach krwii.
Yoshiko zatrzymała się rozpoznawszy zapach. Doszła do wniosku, że woli nie sprawdzać jego źródła. Postanowiła wpierw sprawdzić poprzedni korytarz.
Po przyciśnięciu się przez zwężający korytarz jaskinia się rozszerzała. Podłoże stało się bardziej grząskie, wręcz bagniste. Ale gdzieś pod całą warstwą ziemi dało się wyczuć jakby gałęzie. Korytarz nie miał za wielu odnóg więc nie było większych decyzji co do drogi. W jednym z zaułków korytarza dało się dostrzec stos czegoś. Masa przysypana była ziemią, ale dało się rozróżnić regularne kształty. Które z reguły w naturze nie występują.
Dziewczyna zatrzymała się przy stosiku, przyświecając latarka. Mogło tam być cos co dało by jej wskazówkę co to tego gdzie się znajduje. Schylila się i przegrzebala ziemie.
Znalazły się tam świeże gałęzie, parę desek, garbowane skóry, dwie skrzynie, jakaś kryształowa kula i masa... masa kości. Ludzkich kości. Gdzieś w głębi jaskini słychać było stuknięcie niosące się po każdej z dróg.
Dziewczyna cofnęła się odruchowo, zasłaniajac usta dłonią. Czuła jak serce łomocze w klatce piersiowej. Spojrzała ponownie na stos. Mimo szukania, miała nadzieje ze to co zakończyło żywot tych ludzi dawno opuściło to miejsce. Zmusiła się do sięgnięcia w stos. Chwyciła cieższą deskę, która wydawała się być w jako tako dobrym stanie. Prowizoryczny oręż nieco podniósł ja na duchu. Postanowiła zabrać ze sobą dziwną kulę, może w jakiś sposob okazałaby się przydatna. Sięgnęła w jej stronę. Lekko zakopana kula została uniesiona razem z zaciśniętą pod nią kościaną dłonią.
[media]https://www.youtube.com/watch?v=NexzIEiWFWo&list=PLiv9C0j7O4-N1nQvPnPHFr1q8Xwf8jOZJ[/media]
Impuls obudził to co można by nazwać wizją. (Wizja z perspektywy posiadacza kuli)
Grupa pięciu mężczyzn przedarła się do zablokowanej wielkim głazem i nieznanym napisem jaskini. Cel był prosty - skarby. Jednak jaskinia nie była pusta. Coś ją zamieszkiwało. Ludzie znikali. Do celu dotarło raptem dwóch. Na piedestale spoczywała właśnie ta kula. Doszło do sprzeczki... użyto broni. Mężczyzna ( z perspektywy Yoshiko) został dźgnięty a kula zabrana. Zdradzony i pozostawiony na śmierć. Później słychać było potworny krzyk, ostatni z mężczyzn nie uszedł ciało.
Później wizja zaczynała przypominać pokaz slajdów sceny jaskini i ciemność, czołganie się i ciemność. Ucisk na nodze, ziemia zaczęła uciekać. Coś ciągnęło go w przeciwną stronę. Wzrokiem dostrzegł zakrwawioną kulę, którą pochwycił. Znalazł się w tym oto miejscu. W miejscu w którym leżały nadgryzione i niepełne ciała pozostałych z wyprawy.
Nie miał odwagi sporzeć na to co go tu przytargało. Czekał w szlochu i strachu jak to coś powoli na nim ucztowało. Ostatecznie stracił przytomność z utraty zbyt dużej ilości krwi.
Dziewczyna zachłystnęła się głęboko powietrzem. Zdała sobie sprawę że leży na plecach. Poddźwignęła się, zauważając, że ze strachu drżą jej nogi. Spojrzała na kulę, którą kurczowo ściskała w dłoni. Nie wiedziała co się właśnie stało, ale nie zamierzała tego ignorować. Pamiętała o dźwięku który niedawno niósł się echem. Nasłuchiwała.
Ogłos nie nasilał się, ale tak jakby za ścianą lub w równoległym korytarzu coś się czołgało.
Usiłując zachować spokój, tak cicho jak tylko potrafiła podeszło do każdego z wylotów “pomieszczenia” próbując zlokalizować źródło szurania. Skierowała się w przeciwną stronę.
Konstrukcja jaskini przypominała odrobinę drabinę. Od głównego korytarza odchodziły co jakiś czas odnogi prowadzące do małych pomieszczeń. Odgłos szurania wciąż był obecny. To coś poruszała się zapewne po równoległym głównym korytarzu.
W pewnym momencie coś trzasnęło. Tak jakby nadepnięto na kość.
Odgłos niósł się z odnogi , którą yoshiko właśnie minęła.
Dziewczyna poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Naoglądała się wystarczająco dużo horrorów, by mieć świadomość że to “coś” jest na jej tropie. Rzuciła się biegiem przed siebie. Przezornie oświetlała drogę latarką, aby tylko się nie potknąć.
W pewnym momencie odgłosy przestały być tłumione przez ziemię. Widocznie podłoże zmieniło się na bardziej skaliste. Walające się pod nogami kości zaczęły stukać o posadzę dając świadectwo jej obecności.
Odgłos szurania zniknął. Za to przed dziewczyną, na samym środku korytarza leżało coś. Coś było podobne do śpiwora. Choć po dłuższych oględzinach ( bardzo szybkich przez światlo latarki), materiał śpiwora był prawdziwą pofałdowaną skórą jakiegoś robaka

Nie małego. Rozmiarem i szerokością dorównywał dorodnej świni, a długością samochodowi. Jednak co gorsze... ten robak miał głowę.

Widząc znajdujące się przed nią stworzenie, Yoshiko niemal nie upuściła latarki. Na jej twarzy wyraźnie malował się strach. Sama nie wiedząc kiedy zawróciła. Biegła niemal na ślepo, wciąż widząc przed oczyma wykrzywione w agonii twarze. Biegnąc przewróciła się kilka razy, potykając się na walających się wszędzie kawałkach kości. Zachowując resztki, godnej podziwu, samokontroli zatrzymała się nie mając pewności na co może wbiec. Oddychała ciężko a po jej policzkach spływały łzy. Musiała znaleźć wyjście z tej sytuacji. Jakieś na pewno istniało. Potwory, jaki i ich ofiary, musiały jakoś tutaj trafić.
-Myśl….myśl.. będzie dobrze..- powtarzała cichutko, by podnieść się na duchu. Mocniej zacisnęła dłoń na kiju, który choć mizerny dawał jej cień nadziei. Skierowała się w stronę “drabinki”, gdzie zdawałoby się najłatwiej zgubić pościg. Szła powoli i ostrożnie, uparcie usiłując uspokoić oddech. Może w korytarzu który z początku ominęła znajdzie coś co jej pomoże. Może nawet wyjście z tego koszmaru. Może przeżyje…
Pierwszy szczebel prowadził do pomieszczenia które można było nazwać śmietnikiem. Choć po zobaczeniu poprzedniej istoty mogła to być także wylęgarnia.

Wszystko od ścian po sufit skąpane było w krwi, choć już zaschniętej. Na samym środku pomieszczenia we wgłębieniu znajdowały się resztki identycznego stworzenia. Rozerwane od środka, z wystającymi kośćmi żebrowymi. Wewnątrz panował paskudny smród krwi i rozkładającego się ciała... a może nawet kilku.
Z deszczu pod rynnę… Pozostawało mieć nadzieję że “legowisko” jest chwilowo puste. Trzymając się ścian, z drżącymi dłońmi, przedzierała się przez pomieszczenie szukając wyjścia.
Drugie wyjście z pomieszczenia zaprowadziło ją do głównego tunelu. Jednak zamiast dwóch dróg były trzy. Skrzyżowanie prowadziło także w głąb odbiegając od schematu drabiny.
Postanowiła skierować się na prawo, z dala od niebezpieczeństwa. Idąc pilnie nasłuchiwała, próbowała również wyczuć przepływ powietrza sugerujący wyjście.
Cicho. Cichutko. Każdy krok postępował powoli. Korytarze stały się długie, czas zdawał się praktycznie nie upływać. Jak długo była już w tej jaskini. Kilka godzin, może dni?
OStatnie skrzyżowanie. Przy którym znajdowała się moneta. Wróciła do początku, do przeciwnej drogi, której nie obrała wcześniej.
Coś jednak się zmieniło. Powietrze odrobinę się przerzedziło, ale nadal było czuć zapach krwi. Nie można było powiedzieć, że jest tu przepływ świeżego powietrza, ale na pewno było lżejsze.
Postanowiła jeszcze raz skierować się w stronę wlęgarnii i przejść drugim korytarzem.
Za zakrętem korytarza znajdowała się błona.
Wyglądała jak dobrze naciągnięta skóra, z dziurami tu i tam; albo ściana z jakiejś kleistej wydzieliny.
Po drugiej stronie znajdowała się szeroka przestrzeń.
Jakby w tym samym momencie jej odkrycia, przez jaskinię zza Yoshiko, przeszedł pomruk jakiegoś warczenia. Zapach krwi zaczął narastać.
Nie miała wyboru, musiała spróbować przedostać się przez blokadę. Wbiła ostry koniec kija w skórę, usiłując zwiększyć prześwit.
Materiał ciągnął się i kleił. Rozerwanie go, wymagało sporo czasu i wysiłku. Krople potu spływały po jej policzkach, włosy pozlepiały się od kurzu i rozchaplanego gluta. Odgłos warczenie narastał, z każdą chwilą. Wreszcie błona puściła i przejście stało otworem.
Lecz w momencie, w którym Yoshiko chciała się upewnić, co takiego się zbliżało... było już za późno.

Przerażające groteskowe monstrum stało już za nią. Jedna z macek była już w ruchu, trafiając dziewczynę w pierś. Przez moment dostała bezdechu ulatując kilka metrów do tyłu i koziołkując po twardej powierzchni podłoża.
Upadając, obtłukła się boleśnie. Szczęśliwie adrenalina pozwoliła częściowo zignorować ból. W szybkich, panicznych, ruchach zerwała się na nogi. Pobiegła w głąb nowo otwartej ścieżki, utykając lekko na lewą nogę i kurczowo zaciskając źródło światła. Biegnąc zdała sobie że słyszy własny krzyk.
Dziewczę dotarło do rozwidlenia dróg. I wreszcie poczuło przepływ powietrza.
Bez zastanowienia rzuciła się w tym kierunku. Nadzieja zagościła w jej sercu, częściowo przezwyciężając strach.
Biegła bez opamiętania. Wpadła na skrzyżowanie i przemierzyła je w dwóch skokach. Gdy...
Będąc jeszcze w locie coś chwyciło ją za nogę. Lekko pociągnięta stopa wylądowała nie stabilnie na podłożu. Yoshiko padła jak długa na nierówne i twarde podłoże. Dosłownie przed jej twarzą znalazła się ludzka czaszka, a obok niej kolejna. Cmentarzysko kości zarówno ludzkich jak i zwierzęcych.
Lecz biedna studentka nie miała nawet chwili by podziwiać ten niecodzienny wystrój jaskini. Owinięta wokół stopy macka zaczęła ciągnąć ją z powrotem ku skrzyżowaniu. Z lewej, mijanej drogi wyłoniła się sylwetka poprzedniego monstrum. Mimo to stwór poza warktaniem-bulgotaniem nie zaatakował. Szurająca brzuchem i plecami po podłożu, dziewczyna, została zaciągnięta w prawą odnogę. Korytarz delikatnie opadał, zapach stał się duszący, z pogranicza zgnilizny i siarki, podłoże robiło się coraz bardziej błotniste.
Koniec korytarza pochłonięty był w mroku. Odgłosy wskazywały na wodę lub bagno, albo dużą ilość czegoś pełzającego. Chaotyczne ruchy latarki nie dawały pełnego obrazu tego co zapewne zamierzało pożreć biedne dziewczę. Widać bylo kilka wijących się macek i rozwartą paszczę.

Krzyk dziewczyny, który ciągnął się od momentu pochwycenia, teraz przybrał na sile.
-Pomocy!!! Ratunku!!- krzyczała dławiąc się łzami. Palce kurczowo wbijała w ziemię, z połamanych paznokci leciała krew- K..Ktokolwiek!!! Bła.a..gaaamm…..-Załzawionymi oczami spojrzała w kierunku wciągającej ją paszczy. Mocno zacisnęła powieki- proszę…
Coś jakby nad nią czuwało. Może bogowie sprzyjali jej w tym świecie, bowiem dziwna siła uderzyła w bestię, rozbijając jej szczękę. Dziweczyna poczuła jak oblewa ją śmierdząca jucha i fragmenty kości. Nadewszystko jednak zwróciła uwagę na rozluźniający się zacisk. Desperacko szarpnęła się uwalniając nogę i starała się pobiec. Poharatane kolana i plecy, oraz obolała od ścisku stopa odmawiały posłuszeństwa. Bieg więc wyglądał wyjątkowo nieudolnie i groteskowo. Chwiejąc i potykając się na nierównej powierzchni parła w stronę w którą, jak sądziła, znajdowało się wyjście.
Kończyny ślizgały się na brejowatym podłożu. Yoshiko nie raz straciła oparcie i toczyła się w dół ku bajorze. Jeden potwór padł, lecz drugi blokował jej drogę. Nogi rozstawiał szeroko opierająć je prawie o ściany korytarza. Szponiaste dłonie zagłębiały się w błoto stabilizując posturę. Poruszał się niezgrabnie, przerażająco i powoli. Ale nieubłaganie zbliżał się do dziewczyny.
Studentka zdobyła się na odwagę, nie miała gdzie sie wycofać, a stwór blokował jedyną drogę do wyjścia. Chcąc powtórzyć wcześniejszą sytuację, skupiła wolę uderzeniu stojącej przed nią potworności. Coś musiało zadziałać, bo choć cios nie był tak silny jak poprzednio, coś trafiło w tors istoty.
Choć stwór stracił równowagę i przestał się zbliżać, wciąż jednak blokował drogę ku wolności. A odgłosy z wnętrza bagna nie wróżyły nic dobrego.
Istota wciąż stała, a czas zdawał się kończyć. Teraz dziewczyna żałowała, że nie ma kija, który zgubiła gdzieś w czasie ucieczki. Pełna w równej mierze przerażenia i determinacji, szybkim ruchem zdjęła plecak i używając go jako prowizorycznej tarczy naparła na stwora usiłując utorować drogę. Prąc do przodu niemal na ślepo, poczuła nagłe uderzenie w plecak, któremu towarzyszył krótki dźwięk darcia się materiału. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować, pojedynczy szpon przebił bok plecaka w cieńszym miejscu i wbił się w ramię studentki. Krzyk bólu zagłuszył warkot i posykiwanie szykującej się do ataku bestii. Ta, czego Yoshiko widzieć nie mogła, zamachnęła się do ciosu drugą z wielu łap. Uderzenie nie nadeszło, szpony miast w dziewczynę uderzyły w tą samą barierę, która uratowała ją kilka dni temu. Przede wszystkim jednak, wznosząca się tarcza ucięła kończynę, która przez nią przechodziła. Istota zaskowyczała i straciła równowagę, upadając zaczęła ześlizgiwać się w dół zbocza. Studentka nie oglądała się za siebie. Przezwyciężając ból, wyjęła z ramienia odrąbaną łapę. Poczuła rosnącą powoli plamę krwi. Rana choć bolesna, szczęśliwnie nie była specjalnie głęboka. Zarzuciła plecak na zdrowe ramie, wolną dłonią ucisnęła ranę, a w zranionej ręce trzymała latarkę. Szła z wielkim trudem, każdy nierówny krok i poślizg odpowiadały bólem w ramieniu i kostce. Mimo wszystko parła do przodu, czy to z determinacji, czy z czystego strachu przed tym co znajdywało się za nią.
Światełko na końcu tunelu zaczynało się zbliżać. Kości i czaszki pękały pod stopami. Chwiejny krok lada moment miał spowodować bolesny upadek. Dziewczyna jednak z całych sił nie mogła na to pozwolić. Nie chciała zpowrotem stoczyć się na dół korytarza. Wreszcie dotarła do celu. Światło i świerze powietrze wpadało przez niewielki otwór prowadzący na powierzchnię.... mniej więcej 20x30 cm.
Dziewczyna zatrzymała się przed otworem, oddychające ciężko. Pierwszy raz była wdzięczna za swoją drobną budowę. Zajęła i przełożyła plecak na drugą stronę, po czym ostrożnie próbowała przecisnąć się przez otwór.
Plecak bez większego problemu znalazł się po drugiej stronie. Co jednak z obiektem którego nie da się złożyć ani zagnieść by się przecisnął. Takim jak ciało drobnego dziewczęcia? Choć na oko widać, że częściowo się przeciśnie, to w praktyce bark czy talia mają szansę utknąć.
Obejrzała otwór. Może jeśli użyłaby tej samej siły co wcześniej, byłaby w stanie się przebić. Rozejrzała się, upewniając się że nic jej nie zagraża, po czym skupiła się na przejściu.
Umysł dziewczęcia zdawał się odpływać w mrok. W ciemności istniało jednak światło. Białe światełko czegoś bliskiego.
Czuła ogrom zmęczenia, i brak sił wynikający z utraty krwi.
“Umarłam?”ta myśl jako pierwsza zagościła w jej głowie. Mimo pochłaniającego ją bezwładu, czuła że wciąż jeszcze żyje. Świtało przybliżyło się, a może to ona zmierzałą w jego stronę. Zdawało się mieć ludzką sylwetkę, a promienie układały się na kształt skrzydeł. Miała dziwne uczucie bliskości, jakby więzi z tym co przed sobą widzi. Ze światła wydzielił się promień przypominający rękę, która dotknęła głowy dziewczyny.
“Żyj” usłyszała “za nas oboje”
Na chwilę blask przybrał na sile, a potem. Potem przyszła ciemność.
Chwilę później dziewczę wyzwoliło siłę, która rozerwała otwór uwalniając ją na powierzchnię. Niestety były to ostatnie resztki jej siły i ostatnie chwili przytomności...
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 26-07-2017, 12:00   #88
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Erven w Edios i powrót do karczmy

- Jak ja ją dorwę... - mruczała Zero - A co robisz tutaj? Nie pojawiłeś się rano.
- Wpadłem na jakiś trop. A dokładniej, moje duchy. Stwierdziłem, że w pierwszej kolejności muszę wysłać zawiadomienie do stolicy. I tak czekam, aż zmontują to ustrojstwo. Przy okazji odsypiam wczorajszą noc. Przepraszam pani Kapitan. - rzekł z lekką skruchą młodzieniec.
- Otwórz umysł młody. - powiedział surowo Erven opierając się z wyzutą z emocji twarzą o futrynę i nie czekając długo przekazał obraz konkubiny do jego umysłu - Czy ten “trop” tak wyglądał?
- Trochę niewyraźny ten obraz. Miała krótkie białe włosy i błękitno biały strój. Sukienkę. Nic nie wskazywało na to by była demonem. Duchy powiedziały że jednak jest. Minęliśmy się w mieście, a gdy chciałem ją złapać zniknęła za miastem. Kierowała się w stronę stolicy. Choć nie mam pewności czy to ta sama, której wy szukacie. - wyjaśnił - Moje duchy reagują na ukryte demony tylko w najbliższym otoczeniu.
- Czyli to ona. -mruknął ponuro Sharsth - Wpłynęła na wicehrabiego by sporządził bardzo niekorzystny dla mnie dokument, a potem go zamordowała. Nie ma mocy prawnej, bo nie widnieje tam mój podpis, ale ma moce wpływania na umysł, więc… - zawiesił na chwilę głos - ...daj mi znać jak tylko połączenie będzie otwarte.
- Się wie. A jeszcze jedno. Ktoś cię szukał. Nie mam jednak pojęcia jak się nazywał ani jaki był jego cel. Młody, około 1,6 wzrostu. Szermierz.
- Ktoś mnie szukał? To dość nietypowe… - powiedział z namysłem Erven - ...jak wyglądał?
- Krótko ścięty, z warkoczem. Opasły strój z białym zbrojeniem, ale na pewno nikt z białych oddziałów. Twój rekrut?
- Nie, nie kojarzę nikogo takiego. O co dokładnie pytał?
- Nie wdawał się w szczegóły. Podał twój opis, a gdy usłyszał imię skwitował że to ty. Sprawdź w mojej głowie, powinien być obraz.

Rzeczywście, obraz był klarowny, ale Erven za cholerę nie rozpoznawał człowieka, choć… te drobne symbole przemycone tu i tam mogły świadczyć o tym, że należał do jakiejś gildii…
- Interesujące… - mruknął - ...wygląda na to, że będę musiał się nim zająć przed przemową na wszelki wypadek gdyby jego obecność tutaj nie była nam sprzyjająca.
Spojrzał na zgromadzonych w tym miejscu i powiedział.
- Trzymajcie mnie poinformowanego. Pójdę sprawdzić co wieść niesie i przygotuję się do naszego małego wystąpienia… Zero, chcesz mi w tym towarzyszyć?
- Nie. Zaczekam tutaj, muszę za raportować to co się stało w rezydencji. {zero}
Z urządzenia dało się słyszeć narastający szum.
- O! Zaczęli działać - oznajmiła Weronika
- W takim przypadku i ja złożę swój raport. - kiwnął głową Erven. - Chyba, że wolisz bym poczekał na zewnątrz kiedy będziesz zdawać swój?
Szum zamilkł.
- Jak widać, strojenie jeszcze trochę potrwa. Swój raport złożysz później, na razie zajmij się czymś. - oznajmiła delikatnie zaciskając pięści.
- Jak coś by się działo znajdziecie mnie w mieście. Dajcie tylko znać jak już łącze będzie kompletne. - powiedział z lekkim uśmiechem Erven po czym ruszył do miasta. To było oczywiste, że Zero chciała utrzymać treść swojego raportu w tajemnicy… pytanie tylko co dokładnie planowała przekazać? Nieistotne, miał szermierza do odnalezienia.
W mieście panowało trochę większe poruszenie niż zazwyczaj. Zapewne za sprawą działań białych oddziałów.
Poszukiwania wszelkiej persony należało prawie zawsze rozpocząć od karczmy. Nawet jeżeli nie zostanie tam odnaleziona, to na pewno ktoś ją tam widział.
Tuż na wejściu do budynku mag zderzył się z wychodzącą osobą.

Na szczęście nikomu nic się nie stało i nikt się nie przewrócił. Wyglądało to trochę jak przytulenie. Dziewczyna wpadła twarzą w pierś ervena i na niej się zatrzymała.
Nim jednak Even zdołał cokolwiek powiedzieć dziewczyna podniosła głowę. Drobne, bo 145cm wzrosu, dziewczę, zrugało maga gniewnym spojrzeniem, ostrzegając przed niewłaściwym komentarzem.

- Przepraszam, jestem trochę w pośpiechu i nie zauważyłem… nic ci się nie stało? - zapytał Erven.
- Nie zauważyłeś? - brew delikatnie jej drgnęła
- Kiedy człowiek ma wiele na głowie tak czasem się zdarza, że rzeczy istotne umykają uwadze. Przepraszam raz jeszcze. Może mógłbym jakoś wynagrodzić tą dość niezręczną sytuację?
- Ech. Luz. Nic się nie stało. Po prostu uważaj następnym razem. A już myślałam że to elf. - mruknęła pod nosem i odsunęła się od wejścia.
Za nią podążał osobnik łudząco podobny do Aresa.
- Wiesz może gdzie znajdę kogoś z oddziałów stolicy. Miałam się do nich zgłosić. - zapytała rzucając spojrzenie przez bark.
Erven też zrobił miejsce by ludzie mogli wchodzić i wychodzić, po czym powiedział.
- Może nie jestem białym rycerzem, ale jestem z nimi. W czym możemy pomóc?
- Przybyłam z platformy by was wesprzeć, zarówno mentalnie jak i fizycznie. Miałam się zgłosić do osoby zarządzającej zebranymi oddziałami. Gdzie ją znajdę?
- Zarządzającej… - mruknął Erven ujmując podbródek w dłoń - ...w takim przypadku to pewnie będzie Herbia, ale głowy nie daję. Umacnia właśnie barykady. Znajdziesz bez problemu. Swoją drogą, widziałaś może…
...i tutaj mag opisał mężczyznę którego “pokazał” mu Reinhard.
- Powinien być w środku w piwnicy. Był z nim jeszcze taki jeden, któremu źle z ryja pisało. Więc uważaj i dzięki. - pomachała na pożegnanie.
- Jenny co z Darianem? - zapytał błękitnowłosy gdy zaczęli się oddalać.
- Dołączy później. {Jenny}
Erven uśmiechnął się lekko i chwilę krótką odprowadzał dziewczę. Może nie miała wiele z przodu, ale z tyłu już wyglądało bardziej obiecująco… tak czy inaczej udał się do piwnicy z dłonią na rękojeści miecza i z różdżką w rękawie. Pora sprawdzić co kto od niego chciał.
Młodzieniec siedział samotnie przy stoliku w piwnicy popijając sok jabłkowy. W karczmie było stosunkowo pusto, więc nie było trudu go odnaleźć. Poza nim, w piwnicy był tylko jeszcze jeden mężczyzna.

Siedzący stolik za młodzieńcem.
Pewnym krokiem mag udał się do stolika tego który go szukał i powiedział.
- Słyszałem, że szukasz pewnego człowieka…
- Chyba to właśnie on znalazł mnie. Ty jesteś Erven S...s...s..., ten mag od układów w Rockviel? - zapytał przy akompaniamencie dziwnego klaśnięcia w sali.
- Być może tak, być może nie… zależy kto pyta.
- Ee. Daj mi moment. - wyciągnął jakiś notatnik z kieszeni i zaczął nad nim dumać. - Przybywam z ramienia Podziemia, jako posłaniec. Czemu używają tak mało pompatycznej nazwy? No więc, Podziemie chce zawrzeć z tobą układ. Chcą mieć... szlaki handlowe? Ale on mówił inaczej. Twój dostęp do Rockviel. Współ dostęp? Masz tam dojścia więc najwidoczniej chcą z nich też korzystać.
- Tutaj pojawia się misinterpretacja sytuacji ze strony twojego pracodawcy przyjacielu. - powiedział spokojnie Erven - Mam tylko udziały, ale nigdy tam nie byłem. Co więcej, kwestia dotarcia tam opiera się w głównej mierze na postanowieniach okolicznych Władców i ich polityki granicznej. Nie widzę sposobu, aby moja pomoc mogła wam pomóc w dostaniu się tam.
- Popatrzmy... Do Rockviel prowadzą 2 drogi. Pierwsza to przełęcz zajmowana okazyjnie przez Sezon Burz. Prowadzą z niej dwie odnogi. Pierwsza wychodzi na pustkowia, kilka poziomów niżej, druga prowadzi wprost do warowni. Druga droga prowadzi przez kopalnie w Sanderfall. Rzekomo jakoś, bo chyba trzymają to w tajemnicy, lub droga nie jest zabezpieczona. Co by znaczyło, że droga do warowni jest chroniona, pod pewnymi względami. Dlatego pewnie wybrali ciebie. Udziałowiec powinien mieć swobodny dostęp w tę i wewtę. Pracodawca chce żebyś dał takowe pozwolenie, dopóki sami nie zbudują sobie tam przyczółku. W sumie mogli nasłać zabójców, widocznie chcą to rozwiązać jak najbardziej pokojowo. Mam zapisane że mogą udzielić pomocy finansowej, informacyjnej lub na czarno.
- Interesujące. Nie mniej, nasłanie zabójców kategorycznie odcięło by ich od możliwości zawarcia ze mną paktu i musieliby zdać się całkowicie na siebie by tam dotrzeć. Tak więc ta groźba jest na wyrost. Co więcej, aktualne ogólniki mnie nie przekonują. Dlaczego chcecie założyć przyczółek w Rockveil?
- Emm. Nic tu nie ma napisane. Widocznie nie chcą byś wiedział, albo będzie to w ramach zapłaty. Nikt ci póki co nie grozi. Zwykle próbuje się wzięcia zzakładników lub postawienia dublera. Widocznie musiało wpaść im coś do słuchu o twojej aktualnej sytuacji z Viscountem. Mogą rozwiązać twój problem jak także dostarczyć dowodów przeciwko tobie. To akurat mam zapisane. Z tego co mi się kojarzy... to choć prawo dla przybyszów jest zdeczka inne, to zabójstwo władcy wciąż pozostaje zbrodnią. Chyba tylko z Diukiem udało się to bez Echa.
Erven patrzał obojętnie na człowieka który siedział i najwyraźniej był niekompetentny w swojej roli posłańca.
- Teraz grozisz mi szantażem? To nawet zabawne… bo mógłbym, teraz, zabić was obu na miejscu. Póki co młody to szturchasz nie te struny. Uważaj, bo niewprawione do gry palce łatwo krwawieją.*
Ciężka ręka opadła na ramię młodzieńca.
- Takomi. Zamieńmy się. - powiedział mężczyzna siedzący za nim. Jego czoło było czerwone i widać było pulsującą żyłę.
- Sempai.
- Zamień się! - Rzekł gniewnie.
- H.. hay.
- Panie Erven, proszę mu wybaczyć. - rzekł zasiadając - To osobnik niezdatny do negocjacji, choć umiejętny pod wieloma innymi względami. Zapewne zdolniejszy od nas obojga. Tyle że przygłupi. A więc ponowię pewne sprawy i je uszlachetnię. Panie Erven, Podziemie, chciałoby skorzystać z twojej pomocy przy pewnym przedsięwzięciu. Jak już zostało nieopatrznie zdradzone. Chcielibyśmy utworzyć przyczółek w Rockviel. Niestety potrzebujemy przykrywki, by się przedostać przez granicę. Współdziałanie nie wpłynie w żaden sposób negatywnie na twoją opinię w danej strefie, a i osoby korzystające z niej rozpłyną się zaraz po przedostaniu się. Może pan natomiast zyskać jedną ze wspomnianych pomocy. Oczywiście Podziemie nie zwykło wyjawiać swoich planów bez uprzednich przygotowań. Zarówno w wiedzy na twój temat, jak i innych poczynań. Wiedzą już co zamierzamy, i działając przeciwko temu, podziemie może bardzo uprzykrzyć Panu życie. Nie mniej nie zamierzamy użyć gróźb czy szantażu, to tylko forma zabezpieczenia. Z drugiej strony proszę się zastanowić czy rozwiązanie jednego z pańskich problemów poza wzrokiem innych nie jest kuszącą ofertą.
- Pięknie powiedziane, ale niestety pokrywa się z tym co powiedział pański znajomy. Mam inny układ. W zamian za dostęp do Rockveil… zerwiecie wszelkie kontakty z demonami i wypowiecie im wojnę. - powiedział wyzutym z emocji głosem.*
Mężczyzna zasiadał chwilę w ciszy rozważając dane słowa. Widocznie nie była to tak prosta sprawa jakby się wydawało.
- Nie musicie dawać odpowiedzi teraz. Weźcie ile czasu wam potrzeba i być może nawet skontaktujcie się z przełożonymi. Wiedzcie tylko, że jeśli wasze poczynania w Rockveil przyczynią się do mojej niekorzyści, lub będziecie wymigiwać się od naszej umowy… to będę bardzo zły, a nikt kto żyje nie widział mnie złego. Nie ma pośpiechu. Wojna jeszcze potrawa długie miesiące jak nie lata. Nie mniej… prosicie o wiele. Tak jak ja.
- Jeśli miałbym wybrać kogo bardziej się boję, wybrałbym moich przełożonych. Niemniej przekażę im pańską propozycję. Sam jestem zresztą ciekawy jak to w rzeczywistości jest. O ile mi wiadomo podziemie nie ma paktu z demonami więc ten układ musi wynikać z innych czynników. Rzekłbym że prosi Pan o więcej niż sprawa w rzeczywistość wymaga. Sugeruje pan duży zysk za znikomy wkład własny. Bo przecież w rzeczywistości tak to właśnie przedstawiłem. Przemyt jednostek przez granice i zerwanie wszelkich poszlak z pańską osobą. Nie zdziwiłbym się gdyby przełożeni, znaleźli już inny sposób załatwienia tej sprawy a jedynie uprzejmie sprawdzali pańską postawę. Mam więc przekazać pańskie żądanie w niezmienionej formie?
- Widzi pan… mam więcej wspólnego zdaje się z pańskimi przełożonymi niż może się panu wydawać. Ja również działałbym na wielu frontach szukając rozwiązania danego problemu, bo skreślenie jakiegokolwiek jest nielogiczne. Nie mniej, nie znam powodu przemytu. Powodu, który państwo przede mną ukrywają. Stąd moja propozycja, ale jak to w negocjacjach bywa sprawa jest otwarta. Też mam swoich informatorów i proszę się nie martwić. Państwa położenie pozostanie tak długo tajemnicą jak długo ja lub moi najbliżsi sojusznicy żyją. Jeśli stanie się komukolwiek krzywda, a będzie choć najmniejsza poszlaka co do tego, że to Podziemie maczało w tym palce… to nawet zastępy demonów tutaj nie pomogą. Bądźmy szczerzy. Zarówno ja, jak i państwa przełożeni nie należymy do miłych osób. Być może w przyszłości nawiążemy dłuższą współpracę opartą na wzajemnym szacunku. Nie mniej, na tą chwilę, wszystko leży w rękach pana przełożonych. Nie zdziwię się jeśli odmówią, ale wtedy… tylko potwierdzą, że posiadają układ z demonami, prawda?
- Kto wie. W takim razie pozwolę sobie przekazać wieści przełożonym.
- Jak już mówiłem, jestem otwarty na dalsze negocjacje. Jednakże, jeśli pana przełożeni już znaleźli inny sposób na rozwiązanie tego problemu nie pogniewam się jeśli nasze negocjacje pokojowo się urwą.
- Jeżeli pańska osoba nie jest Jedyną opcją w tym problemie, nie musi się pan obawiać żadnych represji. W przeciwnym wypadku ta rozmowa odbywała by się zapewne całkiem inaczej. Takomi zbieramy się. - powstał z miejsca.
- Tak Sempai. Teraz stolica?
- Nie. Udamy się teraz do Targas. Osobą ze stolicy zajmie się druga grupa. My nie nadalibyśmy się do rozmowy z tamtą kobietą. Życzę więc panu, Panie Erven, udanego dnia. Oby nasze kolejne spotkanie odbyło się w równie przyjemnej atmosferze. - Delikatnie się ukłonił udał w stronę wyjścia, z podążającym za nim młodzieńcem.

Erven skinął głową i pogrążył się na chwilę w myślach. Podziemie, Targas… nie miał z nimi żadnych stosunków, a “propozycja” była jedną z tych które by odrzucił. Tym bardziej, że miał za mało informacji. Jeśli ktoś nie chciał się nimi dzielić to nie był poważnym przedsiębiorcą. Mógł mieć tylko nadzieję, że wszystko rozejdzie się po kościach. Wrócił do głównej sali i zamówił miód pitny. Potrzebował chwili by przemyśleć wszelkie plany i opracować plan działania… to, że Podziemie interesowało się Rockveil nie było dobrą nowiną.
Tak czy inaczej teraz był sprawdzian pomyślunku dowódców podziemia… nie mogli go, ani jego “bliskich” zabić bez zgładzenia jego “popleczników i informatorów”, bo inaczej ich “brudne” sztuczki wyjdą na jaw. Jeśli dobrze pomyślą to zaproponują coś mniejszego. Zresztą, sam mówił, że jest otwarty na negocjacje, a podstawą negocjacji jest zawsze żądanie więcej by zejść do tego co się chce…
Uśmiechnął się pod nosem i bawił się pucharem wina przy ladzie opierając się beztrosko pogrążony w swoich myślach. Bądźmy szczerzy… Targas, Podziemie, miało kontakty takie czy inne z demonami. To było oczywiste dla każdego kto miał choć trochę oleju w głowie. Wątpił by się wyparli demonów i wątpił by był jedyną osobą która może im pomóc… była jeszcze kobieta ze Stolicy… ale Erven nie miał dość informacji by co najmniej zawęzić prawdopodobieństwo jej tożsamości. Tak, więc, nie miał zamiaru się tym przejmować. Targas miało dwie drogi. Pierwszą, mniej prawdopodobną, ale o wiele bardziej zyskowną na przestrzeni czasowej… czyli zerwanie z demonami i dołączenie do wojny, co by oczyściło ich z podejrzeń i dało “aurę niewinności” która odwlekłaby wszelkie podejrzenia i dała im szansę na udany atak zdrajcy wymierzony w serce Unii. Druga opcja to zachowanie swoich koneksji z zastępami w liczeniu na to, że wygrają i zagarną co nieco dla siebie w końcówce wojny. Co było myśleniem naiwnym na wskroś. Problemem Targas był Las z którym wypowiedzieli wojnę. Taktycznie dobry ruch by odciąć posiłki sojusznicze dla Unii, ale jawnie odsłaniające ich powiązania z demonami przed wszystkimi którzy mieli choć trochę oleju w głowie.
Erven upił nieco miodu i uśmiechnął się leniwie do samego siebie wpatrzony gdzieś przed siebie. Pozostało tylko czekać. Nie istotne było to co wiesz, ważniejsze było to co inni myślą że wiesz. Kontrola informacji, plotki… to były rzeczy którymi mag posługiwał się dobrze i choćby dlatego nie dementował swojej reputacji człowieka miłości wszelakiej… ani innych plotek na jego temat…

Uwagę samotnego maga zwróciła schodząca po schodach piękność. Twarz miała dziwnie znajomą, w przeciwieństwie do ciała, które najbardziej zwracało uwagę.

Anielica podeszła do Ervena i z grymasem oświadczyła.
- Nie rozumiem po co wam tyle ubrań. Ni to wygodne, ni poręczne.
- Mają swoje plusy, ale to temat rzeka. - powiedział luźno i z uśmiechem Erven, po czym uniósł lekko kielich - Miodu?
- Spróbujmy tego ludzkiego Napitku.
Echo z lekką trudnością zabrała się do uniesienia kielichu z miodem. Uniesione naczynie lekko się chwiało.
- Koordynację też macie dziwną. Ale czego się spodziewać to takich łapach.
Upiła jeden solidny łyk.
- Bogactwo smaków... - oświadczyła wpatrzona w substancję w pucharze jak dziecko które znalazło coś interesującego.
- Ludzie mogą sprawiać wrażenie prymitywnych, ale zdecydowanie są pomysłowi... - powiedział ciepło mag - ...czy my się znamy? Zdajesz się być mi znajoma, ale po prawdzie nie poznaję.
- No coś ty, Ervenie. Ledwie dzień wcześniej walczyliśmy ramię w ramię, a dwa leciałeś na mnie. Czyżbyś zapomniał dotyku mojego futerka. - rzekła obrażona
Erven spojrzał dokładniej na anielicę… cóż… Echo?
- Pamiętam dobrze… - mruknął przyjemnie - ...ale przyznasz, że teraz wyglądasz dość inaczej… prawda, Echo?
- Pracowałam nad tą formą. Jest bardziej przystępna w tym środowisku. Swoją drogą... niewielka liczba mych braci pozostaje w formie zbliżonej do pierwotnej. - Odparła już z pogodniejszym wyrazem twarzy.
Widocznie przemiana miała również wpływ na charakter jej zachowań.
- Będę trochę tęsknił za twoim futerkiem… było takie mięciutkie… ale widząc to co widzę muszę przyznać, że wykonałaś kawał dobrej roboty. Jestem pewny, że będziesz mieć wielu adoratorów…
- Wasz olbrzymi pociąg seksualny do drugiej płci też zdaje mi się lekko wyolbrzymiony. Jak większości raz przyziemnych. Ale tego raczej nie pojmę. Aniołowie jako byty wyższe powstają w całkiem inny sposób. - upiła łyk i znów się uśmiechnęła.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała zrozumieć to służę pomocą, a jeśli ktoś będzie się narzucał to powiedz że jesteś zajęta i nie zainteresowana. - Erven puścił jej oczko - Możesz wskazać mnie jako partnera.
- Skorzystam z takiego słownictwa. Choć nawet gdyby ktoś taki się znalazł, nie sądzę by był w stanie cokolwiek uzyskać. Swoją drogą... coś mnie ominęło?
- Rzeczy o których nie mogę mówić w miejscu publicznym… - mruknął cicho i tylko dla jej uszu Erven. - ...na osobności, czy chcesz się dowiedzieć razem z całym Garollo? Mam mowę do wygłoszenia. Niewdzięczna robota.
- Coś złego? Byłam nieświadoma podczas przemiany. Kolejny atak demonów?
- Może porozmawiamy na górze?
- Chodźmy więc. Też mam pewną sprawę do wybiórczych uszu. - orzekła wstając dumnie od stołu i w wielkim geście opróżniając kufel.
Erven wstał od stołu z lekkim uśmiechem i ruszył przodem od czasu do czasu oglądając się na Echo.

- Więc? - Zapytała zamykając za nimi drzwi i chwilę mocując się z zamkiem. - Co miało miejsce?
Kiedy Echo zamykała drzwi, Erven podszedł do łóżka i na nim usiadł.
- Usiądź.. - zachęcił poklepując delikatnie miejsce obok niego - ..nie ma sensu męczyć nóg staniem.
Anielica usiadła na łóżku zarzucając nogę na nogę i uwydatniając ich ponętne piękno.
- Do rzeczy Ervenie.
- Demonica Zaafiela, najprawdopodobniej jego, zinfiltrowała siedzibę wicehrabiego, pana tych ziem. - powiedział luźno Erven patrząc jej w oczy - Nakłoniła go do sporządzenia bardzo wrednego dokumentu na moją niekorzyść i go zamordowała. Zbiegła udając się w stronę stolicy z kopią dokumentu.
Chwila ciszy.
- Co?! - zapytała Echo z lekką dezorientacją.
Jej mina nie wyrażała zbyt wielkiego zaskoczenia, czy gniewu. Choć... szyba w oknie nienaturalnie pękła sama z siebie. Zapewne pod wpływem niewidocznej dla oka aury.
Erven swobodnie sięgnął do pasa i dobył tubę na zwoje. otworzył ją i wydobył dokument wręczając go Echo.
- Ostatnia kopia tego dokumentu. Niestety ślady w sypialni Gerwazego nie dały mi dość poszlak by zawęzić możliwych winowajców, ale jedno było pewne. Demoniczna aura i zniszczona dusza. Rozszarpane gardło… tak czy inaczej od denata nie było co się dowiedzieć.
Echo wczytała się w dokument mimowolnie zaciskając ludzkie dłonie.
- Czy coś jeszcze nienaturalnego działo się pod moją nieobecność? Dokument daje jedynie, jak to mawiacie... wstępne podejrzenia?
- Nadzorca nie pamiętał jej, ale był obecny kiedy widziałem się z wicehrabią… - mag uśmiechnął się lekko - ...kiedy przekazałem mu obraz mentalny tego jak wyglądała był w szoku. Kimkolwiek była ta demonica, ma zdolność manipulacji umysłem i niezłą wprawę w zmianie wyglądu i ukrywaniu swojej obecności.
Krzywy uśmiech zawitał na jego twarzy.
- Ten władca był… bardzo “lubiany” przez swój lud… jestem pewny że wszyscy będą go “opłakiwać”.
- A miasto, ludzie, ktoś coś zauważył. Niektóre demony samą swoją obecnością wpływają na otoczenie i nie wywołuje to wcale demoniczna moc. Przynajmniej jak nauczał mój mistrz.
- To świeża informacja. Jeszcze nie miałem okazji nikogo przepytać i zrobię to po przemowie, ale to najpewniej był ktoś z… demonicznej rasy.
- Nie jestem w stanie wywnioskować więcej, niż zapewne sam zdążyłeś już odgadnąć. Przypuszczam trzy możliwości. Pierwsza, twoja obecność nie miała znaczenia. Druga i trzecia. Byłeś lub jesteś w posiadaniu czegoś co ich interesuje. Wątpię by podała się za ciebie, choć jeżeli faktycznie jest tak dobra w przemianach... Domyślasz się o co może chodzić? Zwój masz przy sobie? - zapytała delikatnie wystraszona.
- Wszystko co najcenniejsze noszę zawsze przy sobie. - odpowiedział uspokajająco kładąc dłoń na jej dłoni - Jedyne co spoczywa w mojej rezydencji to szkice i koncepcje wynalazków. Dobytkiem wszelakim zajmuje się mój “zarządca”. Jedynie kryształ z archaniołem jest w posiadaniu Generała. Nie ma tam nic co by interesowało demony…. chyba, że chcą mnie pozbawić wszystkiego, by opcja przyłączenia się do nich stała się złudnie realna...
Wtedy Erven zrobił duże oczy.
- Kostur… ale to mierna zdobycz, choć mogą znaleźć dla niego zastosowanie.
- Jaki kostur? - zapytała zaskoczona|
- Kostur jednego piekielnika, fleciarza. Zezwala na zwiększone wskrzeszanie i przyzywanie nieumarłych? - zapytał.
- To raczej marna rzecz... choć każdy artefakt ma w sobie cząstkę czystej mocy którą my anioły przyswajamy. Dla demonów to jedynie oręż. Nic większego…
Nekromanta westchnął cicho z ulgą.
- Czyli jak myślałem. Jakieś pomysły? Co chciałaś mi przekazać?
- Mam wrażenie, że... ale obym się myliła. Ma to coś wspólnego z wiedzą która wykracza poza naszą. Zostawmy to na później. Bez poszlak będziemy jedynie błądzić. Moja sprawa dotyczy wspomnianych demonów. Mam na myśli Lucyfera i Zaafiela. Chciałabym spróbować zniszczyć obozowiska po tej stronie świata. - zapewne miała na myśli piekielne wyrwy - A przy okazji spróbować skontaktować się z Lucyferem. Jeszcze nie wiem co nasz czeka, zarówno przy spotkaniu jak i przed nim... ale czuję, że Lucyfer miał większy cel niż spacer. Opuszczenie przez niego piekła może oznaczać kolejny bunt. Albo... w piekle doszło do czegoś nieprzewidzianego.
- Pamiętasz naszą rozmowę z tamtą dwójką demonów? - zapytał z lekko uniesioną brwią Erven odbierając od niej dokument i chowając go do tuby - Ich zdaniem Lucek nie jest zainteresowany wojną. Nie zdziwiłbym się jakby szukał czegoś… czegoś kluczowego, ale nie chciał nikomu zdradzić, by ograniczyć przeciek informacji. Wojna jest doskonałą okazją, bo pozostałe Korony skupiają się na powierzchni i nikt by nie zauważył, a przynajmniej nie szybko, jego zniknięcia. To by mu dało czas.
- W niebie jest to rzadkie, na ziemi częste, a w piekle to tradycja. - rzekła nucąc jakby mantrę - Rywalizacja o władzę. - dodała - Macie na ziemi takie powiedzenie, gdy kota nie ma... Możliwe że pod jego nieobecność ktoś stał się łasy na więcej. Nie zdziwiłabym się gdyby to czego szuka zaginęło z czyjejś ręki. Tylko cóż może być tak ważne, by sam Lucyfer musiał się po to udać. Czyżby... jego grzech? - ostatnie słowa wyszeptała do siebie pogłębiając się w zadumie.
Przez chwilę naprawdę nie było z nią żadnego kontaktu. Nie reagowała zupełnie na nic. Po chwili jednak wróciła do siebie i zapytała.
- Jak myślisz?
Erven w międzyczasie po raz drugi położył dłoń na jej dłoni. tym razem lekko gładząc.
- Cokolwiek to było musi być warte wszystkiego, ale nie znam się na historii demonów i aniołów, więc nie wiem o co chodzi z tym Grzechem… Nie jest to coś co się nosi w sercu aby?
- Zastanawia mnie to od dłuższego czasu... Co ty robisz? - zapytała spoglądając na głaszcząc dłoń i na ervena. A zapytała tak naturalnie i bez emocjonalnie jakby pytała o pogodę na zewnątrz.
- Odciągam twoją uwagę, od przykrych myśli. - odpowiedział Erven
- To nie działa. - rzekła z lekkim uśmiechem.
Widocznie choć przyjęła ludzką postać wciąż wewnętrznie - mentalnie pozostawała aniołem.
- Grzech. To określenie używane dla upadłych. Czynnik, czynność, rzecz która wprawiła ich w bunt. Doprowadziła do zdrady. Używanie tego określenia jest wśród mej rodziny powszednie, jednak... nie wymawia się ich głośno. Stąd nie znam dokładnej historii Lucyfera czy innych upadłych. Kiedyś słyszałam o “dewastacji” świątyni. Ale upadły zginął już dawno temu z ręki braciszka Saturiela.
- Hmm…tylko jak “zgubić” Grzech? Pogodzić się z tym i wybaczyć sobie? To by było… nietypowe.
Erven zaśmiał się krótko i cicho.
- Ale wracając do tego co robię… wygląda na to, że choć przyjęłaś ludzką formę, to nadal masz wiele do nauki. Chcesz zadanie które trochę pozwoli tobie nas zrozumieć? ...a przynajmniej otworzyć furtkę ku zrozumieniu?
- Grzech może być czymś materialnym. - mruknęła. - Jakież to zadanie?
- Obserwuj i ucz się. Obserwuj i nie osądzaj. Podejdź do tego jak do nowej wiedzy. Droga do poznania wiedzie przez zrozumienie. Rozmawiaj z naszymi drużynnikami. Pytaj, dociekaj i ucz się. Jedni będą potrzebowali czasu by się otworzyć, a z czasem nauczysz się jakie zadawać pytania i poznawać ich nastroje, i najważniejsze. Ciesz się z każdej nowej pozyskanej informacji.
- Brzmi skomplikowanie. A tym bardziej... gdy w grę wchodzą podrzędne formy życia. - mruknęła w zamyśleniu.
- I to jest właśnie blokada. “Podrzędne”. Kiedy jednak poznasz te rasy bliżej dostrzeżesz, że takie podrzędne nie są. Ot, inne, czasami prymitywniejsze, a czasami zmyślniejsze. Tylko nie oceniaj całej rasy przez pryzmat jednostek. Uwierz mi, debile zdarzają się wszędzie, a uprzedzenia to najgorszy przeciwnik poznania i wiedzy. Otwarty umysł jest kluczem.
- Bycie człowiekiem jest trudniejsze niż mi się wydawało. Bracia zawsze mawiali, że wystarczy zapewnić wasze potrzeby życiowe: jedzenie, sen, alkohol i kobiety. I tyle wystarczy wam do życia. Przemyślę twoje słowa Ervenie i postaram się ich przestrzegać.
- Jakbyś miała jakieś pytania, wątpliwości, czy chciałabyś się czegoś dowiedzieć możesz zawsze zwrócić się z tym do mnie, choć pewnie nie zawsze będę dostępny od ręki. Sam też będę sprawdzał od czasu do czasu jak sobie dajesz radę jeśli nie masz nic przeciwko?
- O ile czas na to pozwoli, Ervenie. O ile czas pozwoli. A teraz zbierajmy się, siedząc nie posuniemy się nigdzie dalej.
- Mamy dość czasu Echo… dość czasu. Mam nadzieję, że nie będziesz niepotrzebnie ryzykować jak ostatnio. Jesteś integralną częścią tej strony wojny, a za bardzo mi na tobie zależy by ciebie tracić tylko z powodu młodzieńczego zapału.
- Pomimo wielkiej wiedzy Ervenie, zdajesz się nie doceniać możliwości demonów. Ty nazywasz to młodzieńczym zapałem, choć to jedynie ostrożność. Poza tym jestem od ciebie dużo starsza. - uśmiechnęła się złośliwie - Chciałabym, jeszcze nim dojdzie do kolejnego starcia, stoczyć walkę z przedstawicielem Osnowy. Poznać kolejną wrogą stronę.
- Rozumiem, jednak mamy w przydziale ochronę tej, ostatecznej, linii frontu, a demony mogą zaatakować w każdej chwili, choć pewnie nie prędzej niż jutro… ale masz rację. Pora wygłosić mowę do ludu, chcesz mi towarzyszyć?
- Będę stać z tyłu... słuchać i obserwować. - oznajmiła dumnie.

Przemowę należało zacząć od zebrania gawiedzi. Plan okazał się niezbyt wyrafinowany. Wystarczyło wejść do karmy i ogłosić, że ma się zamiar ogłosić ważne informacje przy okazji stawiając każdemu po browarze. Do karczmy napłynęły rzecze ludzi zainteresowane nowymi “informacjami”.

Przemowa

Erven usadowaił się w wielkiej sali która powinna pomieścić większość słuchaczy, a kiedy doszedł do wniosku, że jest dość zgromadzonych wszedł na stołek i zaczął przemowę.
- Jestem Erven Sharsth. - powiedział donośnie - I w imieniu moim, oraz Królewskich Oddziałów pragnąłbym was poinformować o tym, że… Wicehrabia Gerwazy nie żyje. Zamordowany zdradziecko przez demonicę Zaafiela którego sojusznik Croatan w tym momencie zmierza w tym kierunku by przynieść nam śmierć. Wiem, że ten władca był wyjątkowo nielubiany. Sam go nie lubiłem i przyznajmy szczerze… był skurwielem który patrzał tylko na własny zysk mając głęboko w dupie dobrobyt i rozwój Zachodnich Równin!
Reakcje ludności były mieszane. Chciałoby się powiedzieć że to żart. Potem zakrzyknąć “Huraaaa!”. Lecz widmo demonicznej intrygi zwiastowało grozę. Tak więc widok ludzi z uniesionymi, w radości, rękoma ze skwaszoną miną był raczej powszedni. Co bardziej nadgorliwi zdążyli już podrzucić coś do góry z gromkim zakrzyknięciem, lecz zapomnieli to później złapać.
Można jednak odnieść wrażenie, że większość była raczej... zadowolona.
- Wiem, że wielu z was doznało krzywdy ze strony tego dupka, ale jego dość krwawe zejście z tego świata nie ułatwia Królewskim Oddziałom pracy. Rozmawiałem już z Kapitanem Straży Vasylim który jest przychylny naszym propozycjom i obiecał przedstawić je nowemu władcy. Niestety nie ma mocy sprawczej, więc z petencjami będziecie musieli poczekać na nowego włodarza tych ziem. Nie mniej! Nas, Białych Rycerzy i sojuszników jest niewielu, i choć rekrutujemy przybyszów to nadal za mało. Potrzebujemy was, wiernych, prawdziwych i jedynych synów, i córek tej ziemi by obronić ją przed nadchodzącym atakiem. Vasyli obiecał udostępnić arsenał. W obliczu nadchodzącej wojny wszyscy jesteśmy żołnierzami, a ci z was którzy są skorzy stanąć do walki, ci oczekiwać mogą nagrodę po wojnie. Kto jest ze mną? Jak wielu z was stanie do walki? Kto stanie w obronie swoich rodzin, bliskich i życia?
Przemowa wywarła dobry wpływ na obecne zgromadzenie. Większość pokiwała potwierdzająco głowami, spora część uniosła się gromkim “Ou!”. Co bardziej zaprawieni w boju wojownicy, delikatnie się uśmiechali, lecz nie okazywali większych ambicji.
Echo uważnie przyglądała się całej rozmowie i mruczała coś pod nosem.
- Nie wiemy kiedy demony zaatakują... - kontynuował Erven kiedy tłum się nieco uspokoił - ...ale może to nastąpić w każdej chwili. Kapitan Straży oczekuje z bronią na wydanie. Lepiej mieć ją, niż nie mieć, kiedy nasi wrogowie, wrogowie wszelkiego życia i wolności przyjdą. Wygramy, jeśli będziemy monolitem. NIe dajcie się zwieść wątpliwościom. Choć nadchodzą ponure czasy to miejcie wiarę i cel. Wolność, niezawisłość, sprawiedliwość… a odpłacimy demonom po tysiąckroć nim jeszcze wyrządzą nam krzywdy!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 25-09-2017, 17:27   #89
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Loungher
Obudził ją śpiew ptaków, miękkość pod glową i odgłos stukania, a raczej kroków na drewnianej podłodze. Dach nad głową świadczył o jakimś domostwie, a dachy za oknem o jakimś mieście. Pomieszczenie było izbą sypialną z dwoma łóżkami i jedną szafą. Skromne ale swojskie.
Yoshiko przebudziła się powoli otwierając oczy. Ospałym wzrokiem błądziła po suficie. Wtem uderzyło ją wspomnienie, powrócił strach. Zerwała się wciągając gwałtownie powietrze, dłonie kurczowo zacisnęły się na krawędzi pościeli. Syknęła z bólu gdy poruszyła zranionym ramieniem. Gdy odruchowo przyłożyła do niego dłoń poczuła miękki materiał bandaża. Z trudem uspokoiła oddech, przecierając twarz poczuła na czole krople potu.
Dopiero teraz obejrzała pomieszczenie.
Do pomieszczenia prowadził jeden otwór drzwiowy. Zapewne wśród domostw pospólstwa, jedynymi drzwiami, były te wejściowe.
Opatrunki wykonano starannie, a dziwny zapach ziół mógł wskazywać na tutejsze medykamenty. Yoshiko nie była w stanie stwierdzić obecności magii, więc nie wiedziała czy została jej poddana.
Dziewczyna gramoląc się, usiadła na krawędzi łóżka. Była zmęczona, a ból mięśni i rany nie ułatwiały poruszania się. Czuła się wykończona. Poprawiła koszulę i złapała podartą już marynarkę, która wisiała na oparciu pobliskiego krzesła. Usłyszawszy kroki postanowiła czekać, nie wypadało jej szwędać się po nie swoim domu.
- (niezrozumiałe mruczenie) Zobaczę co u niej. - w tej samej chwili ktoś pojawił się w wejsciu.

- Dzień dobry, Słońce. Wypoczęłaś? - zapytał poprawiając karabin na ramieniu. - Obudziła się. - zakrzykną w głąb budynku.
-Powiedzmy- odparła niemrawo, z trudem składając słowa. Jej uwagę przykuła broń palna, szczególnie że znajdowała się w rękach nieznajomego- gdzie ja jestem?
- Loungher. Znaleźliśmy cię przed wczoraj w lesie. Leżałaś na gruzowisku wejścia do jaskini. Miałaś dużo szczęścia, że przyjęliśmy zlecenie. Gdyby dorwały cię wilki albo Rendrer, albo to coś z jaskini... Było by krucho. - oznajmił siadając na drugim łóżku. - Masz napij się.
Wyciągnął w stronę dziewczęcia manierkę z wodą.
- Mój druh poszedł po twoją znajomą.
Yoshiko przyjęła manierkę skinąwszy w podziękowaniu. Wypiła tylko kilka łyków, żołądek wciąż miała ściśnięty po niedawnych wydarzeniach.
- Znajomą? - spytała po chwili, gdy dotarły do niej słowa chłopaka.
- Taka podróżniczka. Mówiła, że to spod jej pieczy zniknęłaś. Imienia nie pamiętam... ale miała fajny tyłek. - poprawił okulary środkowym palcem uśmiechając się nieznacznie.
-Selti?- zastanawiała się, mając problem z przypomnieniem sobie imienia. W zamyśle pocierając czoło, poczuła pod palcami guza. Nie zdziwiła się zbytnio, a nawet było jej to niepokojąco obojętne. Z pewnością miała też znacznie więcej obić i zadrapań.
Niedługo potem do pomieszczneia wkroczyła białowłosa przewodniczka.

- Och. Jakie szczęście, że żyjesz. - dziewczyna rzuciła się japonce na szyję i bardzo mocno ją przytuliła. - Tak. Tak bardzo się cieszę.
Obolałe ciało zareagowało niechętnie na uścisk. Pomimo tego, oraz faktu że była to osoba niemal jej obca, było to coś czego potrzebowała. Z trudem powstrzymała łzy.
-Co z resztą?- zapytała po chwili, jakby powoli o wszystkim sobie przypominając.
- Eee. Stalowy szukał cię dzień i noc, po całym lesie, dopóki nie zaproponowałam udania się do miasta. Wyruszył rankiem na poszukiwania, jeszcze zanim otrzymałam wieść o tobie. Zapewne wróci za kilka godzin. Białowłosy przez pierwsze dwa dni pomagał, ale potem... zrezygnował. - Powiedziała jakby niepewnie. - To było 4 dni temu.
-Cztery dni….-wymruczała do siebie. Wieść o Sigmie ucieszyła ją, ale mimo krótkiej znajomości szybka rezygnacja Akumy zabolała. Mimo wysztko pomogła mu gdy się poznali- Co się właściwie stało?
- Szczerze mówiąc nie wiem. Wysłałam już wiadomośc do Fairy Fencer. Oni znają się najlepiej, wśród nas przybyszów, na magii wróżek. Może nie jest z tą magią kompatybilna, albo coś ingerowało w teleportację? Nie jestem ci w stanie odpowiedzieć. I jeszcze raz przepraszam, w końcu to ja zaproponowałam taką formę podróży.
-Nie przepraszaj. Nie miałaś na to wpływu- odpowiedziała uśmiechając się na siłę. Spróbowała wstać, mięśnie protestowały, ale udało jej się utrzymać na nogach. Skrzywiła się gdy zraniona kostka zapulsowała bólem.
-Dziękuję za ratunek- odparła do mężczyzny z karabinem. Teraz zdała sobie sprawę, że koszula którą ma na sobie jest cała i o dziwo nie zaplamiona krwią. Choć było to krępujące, doceniała gest- i za ubranie.
- Nie ma sprawy. Z resztą nie powinnaś dziękować. - powiedział odwracając głowę z lekkim rumieńcem. - To ja powinienem podziękować za poczęstunek. (Gochisōsama deshita) - zamruczał pod nosem.
- I jak tam nasze znalezisko, Itami? - zapytał ostatni z grupy wchodząc do pomieszczenia.

- Cała i zdrowa, Cloud. {Itami}
- Ciesze się. Chciałbym jeszcze dziś ubić parę wilków, by mieć potem co opchnąć w Gata. {Cloud}
- A co z Rendrerem? {Itami}
- Możemy spróbować. Ale bez kogoś kto włada strefą, możemy skończyć tak jak ostatnio. {Cloud}
- Ale do farmienia wilków się nada. {Itami}
Japonka mimowolnie uśmiechnęła się lekko na widok charakterystycznego blondyna. Widząc “znajomą” twarz poczuła się jakoś pewniej.
- Czym są Rendrery?- zapytała, słysząc poraz kolejny tą nazwę.
- Ciężko stwierdzić czy jest tego więcej. - zaczął Cloud - Taka krzyżówka driady i nekromanty. Nosi kości zwierząt jako ozdobę. Na głowie nosi poroże. Nie jest to jednak stwór nieumarły bo kontroluje żywe istoty głównie wilki. Sporo można zarobić na ich skórach ale przy złym rozplanowaniu zaleje cię ich chorda. Chcesz z nami zapolować?
- Tylko że jutro chcesz się zbierać. Więc idziemy zapolować dzisiaj. Dopiero się obudziła. - zaprotestował Itami.
- Na odpoczynek przyjdzie jeszcze czas, czasem po prostu nie ma na to okazji. - zaśmiał się.
- Taaaa.... nie każdy wychowywany był na żołnierza, mr. Solider. {Itami}
- I kto to mówi {Cloud}
- Jeżeli chcesz jeszcze odpocząć, możesz to zrobić w moim pokoju. - Oznajmiła Selti - Wynajęłam jeden w karczmie. No i sigma może do nas dołączy.
- Odpuszczę sobie polowanie, wystarczy mi przygód na kilka dni. Chętnie skorzystam z propozycji- dodała, zwracając się do Selti.
- Chodźmy. A z wami rozliczę się później. - orzekła.
- Nie ma sprawy. Uznajmy przysługę za przysługę. Kto wie kiedy przyda nam się dodatkowa para rąk. {Itami}
- My dżentelmeni, nie śmielibyśmy ściągać opłat od pięknych pań. Co innego w sprawie wzajemnej pomocy czy innych przyjemności. {Cloud}
- W razie przyszłych problemów, wal do nas. - promował się Itami - choć nasza grupa jeszcze nie ma nazwy - mrugnął.
Japonka ukłoniła się w podziękowaniu.
-Wiadomo w ogóle czym jest to coś, co mieszka w jaskini?- spytała po chwili zastanowienia.
- Faktycznie zalatywało groteską, turpizmem i zgnilizną. - zastanowił się Itami
- Posłałeś temu granat. Powinieneś najpierw zapytać. - uśmiechnął się złośliwie Cloud
- Zgłosiliśmy to w ratuszu podajrze jakaś inna grupa miała się tym zająć. Na moje, nieudany eksperyment czegoś. {Itami}
- O zombie-monstrum mówiłeś to samo. {Cloud}
- Wtedy nie wiedziałem, że skupisko miastmy samo się napędza. - skwitował przymrużając oczy {Itami}
-Wewnątrz znajdowała się masa ludzkich kości… mam nadzieję że ta grupa nie skończy tak jak poprzednicy.
- Poza alchemikami i kimś z Platformy, poszła jeszcze eskorta najemnicza. Było tam parę ciekawych osób. Jeżeli nie dali rady tego zbadać, to pewnie pozbyli się jaskini. Przynajmniej na takich wyglądali.{Selti}
- Nie wszystko w tym świecie jest bezsensownie sline. Sporo istot da się załatwić odrobiną pomyślunku czy dobrym ostrzem, lub karabinem, jak to w moim przypadku. Po prostu czasem trafia się na coś innego od pozostałych. Coś co nienaturalnie budzi strach lub wszelkie warunki otoczenia wpływają negatywnie na nas. {Itami}
- Już już myślicielu. Bo jeszcze nam tu osiwiejesz. Przegląd zrobiłeś? {Cloud}
- Tak zrobiłem. Broń naoliwiona i przeczyszczona. Z resztą magiczne pociski praktycznie nie brudzą, co najwyżej kurek czy zamek mogą się przyciąć od pustych strzałów. Z resztą drobna lekcja nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Widzisz że wygląda na świeżaka.{Itami}
- Jak długo tu jesteś? -Zapytał cloud krzyżując ręce na piersi.
- Tydzień? -zapytała samą siebie- może półtora.. straciłam ostatnio poczucie czasu. Ale to prawda, praktycznie nic nie wiem o tym świecie.
- A to błąd. Warto wiedzieć co może cię zabić w danej strefie. Podstawa sztuki przetrwania. - oznajmił - No może i dobrze że większość przybyszów trafia do unii lub Lofar. O ile nie wlezie się do mrocznego lasu czy jakiego kolwiek, to raczej po drogach nie spotka się czegoś szczególnie groźnego. Anomalii też jest mało. Jedynie ruiny i wędrowne stwory stanowią jakieś większe niebezpieczeństwo.
- I demony, i piekielnicy. Ostatnio o tym dwojgu słyszy się coraz częściej. Coś mi się wydaje że szykuje się coś dużego. {Itami}
- Macie rację, ledwo zawitałam w Karczmie, a już znałam całą relację. {Selti}
- Dlatego udajemy się na zachód. Może na wody, a jak dobrze pójdzie, zawitamy do Selvan. {Cloud}
-S.Słyszałam- zaczęła niepewnie Yoshiko, przypominając sobie wizję sprzed paru dni- że demony mają zalać ten świat. Nie wiem jak, ani kiedy..ale wydaje się do dość realną groźbą.
- Ja słyszałam że zamierzają zaatakować od środka. Między 4 krajami unii. Jeden dzieciak mówił jak naszprycowany że pierwsze natarcie pójdzie na to miasto. Ale wierzyć dzieciom. Kto wie co jest prawdą. {Selti}
- Póki co trzymajcie się z dala od Donowan i Londynium. Wieści niosą że w pierwszym zaczęły się rozruchy, a w drugim nastroje panują napięte. Kto wie czy to rzekome demony, czy inne cholerstwo, ale każdy o zdrowych zmysłach wie by nie pchać palca, tam gdzie boli. {Cloud}
-Da się to jakoś powstrzymać? Całą tą inwazję?
- Kto wie. {Cloud}
- Zapewne nie. Choć może istnieje sposób by ją odroczyć. Sztuka wojny wskazuje także zestaw wcześniejszych działań mających przynieść przewagę w chwilach największego zagrożenia.{Itami}
- Co to za działania {Selti}
- Nie wiem. W moim świecie raczej nastawiono się na Blitzkrieg. Czyli szybkie i silne uderzenie, likwidujące długotrwały konflikt. Ale my tam mamy inny sprzęt i możliwości.{Itami}
- Dobra drogie panie. Nie chcę was wyganiać, ale im wcześniej skoczymy na łowy tym później wrócimy. {Cloud}
-Raz jeszczę dziękuję za pomoc- podsumowała Yoshiko- udanych łowów.
- I wam nie chorować. - orzekł strzelec.
***
Loungher było dziwnym miastem, które nie potrzebowało swoich nazw. Karczma zwała się “Karczma”, kowal - ”Kowal” itd. Miasto stworzone tylko po to by być po tej stronie rzeki. Rzekomo kiedyś, planowano zbudować miasto łączące oba brzegi, ale wymagało by to przesunięcia całego Garollo, co w rzeczywistości było niemożliwe. To Garollo, miasto po drugiej stronie rzeki - na zachodzie Zachodnich Równin, pełniło główny punkt handlowy.
Taki oto ogólny pogląd na miasto otrzymało dziewczę od Selti i Karczmarza.
Sędziwy mężczyzna krzątał się za ladą, niczym nie wyróżniającego się przybytku, od innych jemu podobnych.
Tego dnia w karczmie można było znaleźć sporo nietutejszych, lecz większość była zajęta rozmowami w zbitych grupach. Samotników była piątka:


[img]http://i.imgur.com/p9bsSFa.png - mała dziewczynka krzątajaca się miedzy stolikami, jakby czegoś szukała.
- ktoś z silver crown.

Wchodząc japonka obejrzała się po otoczeniu, choć nieliczne, towarzystwo było barwne.
-Jak daleko jesteśmy od stolicy?- zapytała, uświadamiając sobie, że zupełnie nie wie gdzie znajduje się to miasto.
- Około 4 dni drogi, szosą. Mniej więcej dwa dni od rozstaju dróg, i drógie tyle do samej stolicy. W lini prostej byłoby może 3 dni, z tym że po drodze jest las. - Odparła selti zasiadając przy wolnym stoliku.
Yoshiko wróciła myślami do rozmowy z Cloudem i Itami. Jej wizja z przed kilku dni okazała się prawdziwa, a inwazja demonów realna… Spojrzała na zebranych ludzi. Nie wszyscy byli super bohaterami zdolnymi do walki. Jeśli mogła w jakiś sposób zapobiec wydarzeniom gorszym niż to co przeżyła w jaskini, nie mogła pozostać bezczynna. Ból połamanych paznokci uświadomił ja ze zaciska pięści.
-Muszę wrócić do stolicy- oznajmiła w końcu.
- Zaproponowałabym krąg wróżek... choć w świetle ostatnich wydarzeń to ostatnia rzecz którą pewnie chciałabyś zobaczyć. 4 Dni drogi, konno będzie dwa razy szybciej. Jeżeli to dla ciebie ważne, mogę jednego wynająć. Przynajmniej tak, jakoś się zrekompensuję.
- Byłabym wdzięczna. Poczekam jeszcze na Sigmę, zobaczę co on powie na ten temat. skip do sigmy?
- Załatwione. - przytaknęła poszukiwaczka przygód.
Minęło kilka godzin.
W tym czasie ludzie przepływali przez karczmę. Można było zauważyć spotkania formalne, towarzyskie, tworzenie się nowych grup do wspólnej podróży czy innego celu. Istoty dziwne, znajome z książek i filmów, oraz typowe średniowieczne mieszczaństwo i rycerstwo.
Do karczmy wkroczył Sigma. Gdy tylko spostrzegł studentkę rzucił się biegiem ku niej.
- Yoshiko! Jesteś cała!? Jak się tu znalazłaś?
-Znaleźli mnie w lesie gdy byłam nieprzytomna..ale już wszystko w porządku- dodała zmuszając się do uśmiechu- słyszałam że nie przestawałeś mnie szukać, dziękuję.
- To żaden problem. Nie muszę spać, ani jeść. Z resztą poza okresem odpoczynku nie potrzebuję niczego.Wierzyłem jednak, że nic ci nie będzie. Więc co teraz? - zapytał siadając obok. - Idziemy spotkać się z tutejszym lekarzem?
-Niby jestem trochę poharatana, ale raczej wszystko w porządku. .. chciałabym wrócić do stolicy, muszę zająć się tamtymi sprawami.
- Z chęcią wyruszę razem z tobą. Może uda mi się dowiedzieć czegoś więcej o sobie, w tej całej świątyni wiedzy. A! Znalazłem jakieś zioła, możemy je sprzedać by... no właśnie... na wóz i konia raczej nie starczy? - zapytał lekko niepewnie
-Selti zaoferowała nam swoją pomoc w tej sprawie, wynajmie nam konia i ruszymy do stolicy- odpowiedziała, starając się ponownie przybrać swój optymistyczny ton- w dwa dni będziemy na miejscu.
- To całkiem blisko. A odniosłem inne wrażenie.
-Piechota nawet dwa razy dłużej z tego co wspomniała.
- Załatwione. - oznajmiła podróżniczka wracając do Stolika. - O Sigma, wróciłeś.
- Jak widać. Mogłaś powiedzieć...
- Pośpieszyłeś się. Wyruszyłeś nim zdążyłam cię znaleźć.
-Dziękuje Selti, doceniam pomoc- powiedziała Yoshiko, wstając i schylając się w skromnym ukłonie- To jak? Ruszamy?
- Koń czeka na was przy bramie miasta, w stajni. Powiedzcie że jesteście ode mnie. Stajenny już wszystko przygotował.
-A wsłaśnie- przypomniała sobie dziwczyna, gdy w raz Sigmą mieli już zmierzać do wyjścia. Sięgnęła dłonią do plecaka i wyciągnęła nie dużą kulę- znalazłam to gdy się zgubiłam, masz może pomysł co to może być?
-Wygląda na jakiś skarb lub artefakt. Niestety nie wiem dokładnie. Możesz zapytać kogoś kto skupuje artefakty lub popytać w świątyni wiedzy, jak już dotrzesz do stolicy. Zapewne też nie jeden łowca artefaktów by znał odpowiedź, ale zależnie od wartości powiedzą mniej lub więcej by samemu kupić i mieć większy zysk.
Wkrótce potem Yoshiko i Sigma pożegnali się z przewodniczką i ruszyli w kierunku wierzchowców.
Wszystko poszło jak spłatka. Koń był osiodłany i gotowy do drogi. Najwidoczniej Selti nie wzięla pod uwagę Signy, ale wierzchowiec był na tyle duży, że mógł pomieścić dwójkę pasażerów. Choć blaszak zarzekł się, że może pobiec, bo jak twierdzi: “i tak się nie zmęczy”.
Ruszyli zaraz po przybyciu na miejsce. Z początku Sigma jechał wraz z Yoshiko, potem jednak doszli do wniosku że zwierze szybko zmęczy się pod ciężarem opancerzonego i dziewczyny. Ostatecznie Sigma postanowił biec u boku wierzchowca.
Zgodnie ze słowami stajennego. Po całym dniu drogi powinni dojechać do zajazdu “na rozstaju dróg”, gdzie oni i wierzchowiec będą mogli odpocząć przed kolejnym dniem. Przy okazji w połowie dnia powinni widzieć na horyzoncie “Filar nieba” czy to co przybysze nazywają “kolumną platformy”.
Dziewczyna z zaciekawieniem wypatrywała filaru, na temat którego zdołała co nieco wypytać stajennego. Przy odrobinie czasu chciała odwiedzić to miejsce.
Długa wertykalna linia pojawiła się na horyzoncie. Była niepozorna, ale na tle niebieskiego nieba, budziła piękno.

I choć mogło się zdawać że to olbrzymi obiekt w oddali, w rzeczywistości tak nie było. Był to filar o 1-2 metrach średnicy i nieokreślonej długości. Rodziło się pytanie jak tak wątły obiekt utrzymuje to co znajduje się na górze.
Droga mijała powoli, ale przyjemnie. Cisza i piękny, nieco dziki krajobraz działały odprężająco. Gdy zapadła noc, zatrzymali się by dać odpocząć koniu i zjeść. Yoshiko niemal cały czas wpatrywała się w pełne gwiazd niebo, które w jej świecie pełnym świateł prezentowało się biednie. Ruszyli dość szybko, by o poranku dotrzeć do zajazdu.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 10-10-2017, 12:28   #90
 
CHurmak's Avatar
 
Reputacja: 1 CHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputację
Erven, Siglar

Siglar

Mężczyzna dotarł do Garollo akurat w momencie gdy jakiś siwy szpakowaty jegomość rozpoczął wygłaszać przemowę. Dlaczego miałby posłuchać tego mężczyzny? Może dlatego, że jegomość był dość bogaty by postawić po kolejce każdemu słuchaczowi. A może dlatego że stała za nim seksowna piękność z aureolą nad głową i skrzydłami na plecach.

Trudno orzec, co było bardziej wartościowe.
Cofnijmy się jednak o kilka dni.
Miejsce: Gata.
Chwytając się każdej pracy w okolicy miasta, Siglar w końcu trafił na taką, która nakazała mu opuścić stosunkowo bezpieczną “przystań”. Zadanie było konstrukcji cepa. Zawieźć dostawę do “Białego Rumaka” - karczmy Garollo. Miasta położonego 3 dni na wschód od Gata. Do zadania brano osoby dobrej tężyzny fizycznej bo pakunków było sporo oraz potrafiących sobie poradzić na wypadek ataku bandytów.. W wozie znalazło się w sumie 3 umięśnionych chłopaków, w tym i Siglar.

Siglar i Erven, Karczma

Chwila obecna.
Mężczyzna głoszący swój wywód, nawiązywał do ostatnich plotek i nastrojów panujących w tym kraju. Mówiono że zapowiada się wojna z demonami.
Po dotarciu do karczmy, Siglar zeskoczył z wozu i postanowił rozprostować kości. Nie w smak mu było siedzenie w ciasnocie, koło dwóch innych rosłych jegomościów, przez całą drogę. Wszedł do karczmy. Od razu uderzyła go tutejsza dość ciężka atmosfera, jakby coś wisiało w powietrzu. Parę osób zwróciło uwagę na przybysza - trudno było nie zauważyć jego słusznej postury, barczystych ramion, zarośniętej głowy i spojrzenia, łączącego tępotę z ponurością. Zaraz jednak uwagę wszystkich zaabsorbował przemawiający osobnik. Przez chwilę i Siglar zaciekawił się, o czym będzie mowa, lecz słowa o “widzechrabie” nie przedstawiały dla niego nic interesującego. Już miał odwrócić wzrok, ale jego uwagę ponownie przykuła aura kobiecej sylwetki, którą dostrzegał, zanim dostrzegał samą kobiecą postać. Po trzech dniach drogi Siglar czuł się w pełni uprawniony do tego, żeby zawiesić oko na czymś, co go szalenie interesowało. Koncentrował się więc głównie na anielicy, którą uznał za niczego sobie panienkę, o urodzie urozmaiconej przez skrzydła. Zmrużył oczy, jednak solidne klepnięcie w ramię wyrwało go z trudno werbalizowalnych doznań obserwacyjnych.
-Co stoisz jak kloc? Robota nie skończona, dawaj, rozładowywać wóz trzeba a nie-!
Jeden z towarzyszy nie zwracał w ogóle uwagi na przemowę, gdyż zajęty był noszeniem rozładowywanych z wozu pakunków. W pierwszej chwili Siglar gotów był go walnąć, ale zrozumiał, o co chodzi. Nie był zadowolony, ale robotę trzeba było wykonać. Ruszył więc z powrotem do wozu i nosił, tyle ile mu się zmieściło w rękach. Szedł tak, że sfrustrowani klienci karczmy usuwali mu się z drogi. Do jego uszu dochodziły kolejne fragmenty przemówienia. Był w stanie z nich wywnioskować, że szykuje się jakieś mordobicie. Kim mogły być demony? Jakąś inną grupą, albo gatunkiem zamieszkującym tę planetę. To co słyszał, zabrzmiało raczej jak zapowiedź czegoś w rodzaju pogromu. Nic dziwnego - takie słabe istoty jak zgromadzeni tutaj musiały swoją mierną siłę nadrabiać liczbą. Mimowolnie złapała go frustracja, wywołana podświadomym poczuciem własnej słabości. Jego gniew naturalnie skupił się na przemawiającym. Gdy odłożył cztery skrzynie i osiem worów na zapleczu karczmy, przemowa dobiegała końca. Jego wzrok padł ponownie na parę - przyjemną dla oczu Siglara anielicę i białowłosego krzykacza, który chciał wykorzystać zgromadzony tłum dla załatwienia jakichś własnych sprawek - tacy jak on potem siedzieli w fotelu, sączyli amwrino i obracali panienkami - o taką jak na przykład tutaj, gdy inni bili się za niego.
Białowłosy przestał mówić. Siglar prychnął, stanął przygarbiony, z zaciśniętymi pięściami i zaczął głośno "wybukiwać" słowa dezaprobaty
-Jak chcesz ich słać na wojnę, to pomyśl o lepszej nagrodzie, bo ta twoja ślicznotka raczej wszystkich nie zadowoli.
Prychnął po raz kolejny, odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi, zobaczyć czy zostały jeszcze jakieś rzeczy do dźwigania. Przez chwilę zatrzymał wzrok na anielicy, paskudnie mrużąc oczy i niemal się oblizując.

Mag spojrzał na mężczyznę z maską lodu i wyciągnął ku niemu dłoń którą zacisnął mocno, wygiął w nadgarstku i uniósł lekko ku górze. Innymi słowy, telekineza. Niech się dusi z żelazną obręczą uścisku na szyi, bezwładnie patrzy na niego, wisząc w powietrzu pod sufitem.
- Na twoim miejscu uważałbym kogo obrażasz dziecko… ci którzy są ze mną, są pod moją ochroną. Czy się rozumiemy? Czym mam przygasić płomyk twojej świecy tu i teraz?
W pierwszej sekundzie, zaskoczenie zamroczyło Siglara. Nagły ból, ciężar okalający całą szyję, wywrócił mu oczy tak, że było widać białka. Dopiero potem, znacznym wysiłkiem woli spojrzał na czarodzieja. “Co za szarlatan? Co za sztuczki?” - tak można było ubrać w słowa jego odczucia. Dlaczego to cholerstwo, które blokowało mu moce, nie raczyło działać i w takich chwilach, pożerając cudzą magię? Gdyby tylko udało się wyzwolić spod działania czaru, nie wiadomo co zrobiłby Siglar. Czy rzuciłby się do ucieczki, czy próbowałby walczyć, jak zaszczuty?
Nadal z maską lodu Erven patrzał chwilę na człowieka, aż w końcu powiedział.
- Nie zabiję cię. Potrzebujemy każdej pary rąk do walki. Przemyśl to co powiedziałem.
Po tych słowach anulował otwarciem dłoni efekt jego siły woli, a mężczyzna runął na ziemię.
- Demony to problem wszystkich żyjących istot. Jesteś silny, dołącz do nas.
Siglar omal nie przewrócił się na ziemię, gdy odzyskał władzę nad swoim ciałem. W pierwszej chwili chciał wyciągnąć swój miecz i nawet położył na dłoni rękojeść, ale gdy usłyszał to co mówił białowłosy czarodziej, zbaraniał. Z jednej strony dziwne, że ktoś kto przed chwilą mógł go z łatwością uśmiercić, potrzebuje jego pomocy. Z drugiej strony - to nic nowego. Nie potrafił bezpośrednio przypomnieć sobie skojarzenia, ale w jego podświadomości tkwiła pamięć o elektrycznej smyczy, nieodłącznym atrybucie jego przeszłości. Wymuszała posłuszeństwo. Warunkowała najgorsze uczucia wobec tego, kto ją dzierżył. Chwila wahania, wzrok wszystkich skupił się na Siglarze.
Potężny, a przed chwilą niemal rzucony na kolana, zdecydował jednak wyciągnąć swój miecz.
- Nie dam się upokorzyć! - Zawołał, po czym ostrożnie, ale szybko wycofał się w kierunku drzwi do karczmy.
- Zatem odejdź i nie płacz kiedy staniesz sam naprzeciwko demonom. Tylko razem, wszyscy, mamy szansę. - rzekł chłodno mag.
Zapewne gdyby Siglar był zdolny do odrobinę trzeźwiejszego oglądu na sytuację, byłby skłonny to przemyśleć. Obecne jednak urażona duma i ślady paniki przeważyły. Chcąc opuścić to miejsce, Siglar wytoczył się na ulice miasta, nie zwracał uwagi na ewentualną dalszą robotę, zaczął się błąkać bez konkretnego celu. Biada temu, kto by się z nim teraz zderzył.

Erven

- Zadowoli wszystkich? - zapytała lekko przekrzywiając głowę. - Rozumiem że ten prymityw mówił coś uwarunkowanego swoim kroczem, ale czy sama moja obecność na wojnie nie jest już nader zadowalająca? - zapytała spoglądając w ślad za odchodzącym.
Wśród reszty widowni rozeszły się śmiechy. Widocznie pewien niedobór intelektualny anielicy wydawal się wręcz zabawny. Wychodzącego przybysza nie obarczyły żadne wrogie, czy krzywe spojrzenia. Ot co! Przybysz i tyle.
Erven krótko i cicho się zaśmiał, po czym pokręcił głową na boki.
- Tak, Echo. Ten dorodny egzemplarz gatunku ludzkiego myślał wyłącznie kroczem. - powiedział z uśmiechem po czym spojrzał na tłum. Dowód potęgi i determinacji już mieli. Teraz trzeba było to przekuć…
- Niestety, nie wszyscy widzą powodu w walce z demonami. - powiedział do tłuszczy - Lecz ważcie moje słowa i on dostrzeże słuszność wspólnej walki. Teraz, kiedy demony zbliżają się do naszych pozycji nadszedł czas by działać i być gotowym. Nie marnujcie czasu. Odbierzcie broń, a ci z was którzy nie mają doświadczenia w jej obsłudze niech szukają instruktorów wśród Oddziałów i tych którzy zaoferują swoją pomoc. Jedynie razem jesteśmy w stanie odeprzeć atak. Jedynie razem, tu i teraz, na tej ziemi, w tej chwili i w przyszłości będziemy gotowi stawić opór i zagnać piekielne pomioty tam gdzie ich miejsce!
- Dobrze gada!
- Kto się zbiera?
- Mój topór rwie się do bitki.
Lud widocznie wystarczająco się już nakręcił. Pozostało więc pozostawić ich i wrócić do własnych zajęć. Resztę, za maga, zrobią nastroje i napięcie. Narodziło się pytanie, czy w całej tej zbieraninie, da się wyhaczyć kogoś zdatnego do drużyny. Pytanie kto by się przydał. Jak nie tutaj, to może u pozostałych białych.
Erven nie przejmował się tą sprawą na tą chwilę. Ludzi było po prostu za dużo, a jednostki wybitne ginęły w tłumie. Zajmie się tym po potyczce z demonami i wtedy wyłowić cenne jednostki.
- Teraz wybaczcie, ale mam parę niespodzianek do opracowania dla naszych niechcianych gości.
Powiedział jeszcze i schodząc ze stołka udał się w kierunku pokoju. Tak, miał parę zaklęć i zdolności do opanowania…
- Ervenie. Może wybierzemy się nad Loungher. - zaproponowała Echo, podążając za jakąś myślą.
Erven się zatrzymał w pół kroku i spojrzał na Echo.
- Daleki zwiad? - bardziej stwierdził niż zapytał - Tak, to całkiem niezły pomysł, ale tylko zwiad. Niski profil. Chodźmy.
I z tymi słowami ruszył w stronę wyjścia z karczmy.
Gdy tylko opuścili budynek, anielica, w błysku światła, przybrała swój poprzedni wygląd.
Do Lounger dotarli kilkanaście minut później. Tereny poddane bitwie wciąż pozostawały zniszczone olbrzymią mocą jaką zdołał wyzwolić Erven. Ale...
Tereny miasta powoli były odbudowywane. Demony zdawały się osiedlać, co było nie logicznym ruchem, skoro teren miasta nie był pokryty miastmą.
- Liczyłam na coś innego. - Mruknęła Echo jeżąc futro.
- Ciekawe. - mruknął Erven - Budują bazę wypadową.
- Tylko po co mieliby się tutaj osiedlać? Wiru miastmy od tak nie stworzą.
“Wir miastmy”, a dokładniej “pętla miastmy” było zjawiskiem opisanym w jednej z ksiąg świątyni wiedzy. W księdze trudno dostępnej dla adeptów. Zasada zjawiska nie była trudna do zrozumienia.
“Jeżeli w pewnej strefie osiądzie miastma, to zaczną się w niej pojawiać istoty zła. Powolny wzrost liczby istot, powoduje zagęszczanie miastmy. Im gęstsza miastma, tym silniejsze istoty będą się pojawiać.”
Zjawisko najpowszechniej zauważone na cmentarzach - istoty duchowe i nieumarłe, polach bitew - ścierwojady, oraz niektórych ruinach - bestie antyczne.
Zdaje się jednak, że osobiście Erven nie miał do czynienia z tym zjawiskiem, choć najbliższe znajdowało się w starej stolicy.
- To nie ma sensu, ale… - mruknął Erven po czym użył prostego zaklęcia by wyostrzyć wzrok i przyjrzeć się z “bliska” temu jakie demony tam występują i co dokładnie budują.
Grupa składała się głównie z guwat i normalnych demonów. Demonów wyższych nie było, ale pojawiały się okazyjnie jeden może dwójka przedstawicieli demonicznej rasy. A to co budowali przypominało miasto, a może raczej fort.
- Tak jak myślałem. - powiedział mag - Budują umocnienia… no proszę, to nie jest normalne zachowanie. Muszą mieć w swoich szeregach ludzi. Tylko kogo…
- Dlaczego myślisz że mają ludzi? - zapytała Echo kołując nad miastem dość wysoko by pozostać poza zasięgiem ataku.
- Przeczucie i logika. W każdej wojnie znajdą się zdrajcy i kolaboranci. Takich to na miejscu zabić… po przesłuchaniach i torturach.
- Demony osiedlają się w tym świecie... Co też robi moja rodzina. Co z Aftokratorem? Koercjuszu co się tu dzieje? Co z tym wszystkim ma wspólnego Lucyfer i reszta upadłych. Tamten demon miał rację. Błądzę w niewiedzy. - mruczała do siebie Echo, zmieniając kurs w stronę lasu.
- Pamiętaj, że demony są od siania zamętu. Też w głowach. Nie miej wątpliwości, a trzymaj się swojej drogi. Kto zwątpi w siebie ten wcześnie umiera… szczególnie w czasie wojny. - powiedział kojąco Erven
Zbliżając się do lasu - Północnej Puszczy, spostrzegli długą wyrwę w ziemi. Z jej wnętrza sączyło się coś zielonego. Coś w rodzaju aury, czy zorzy. Echo instynktownie zawróciła by nie znaleźć się bezpośrednio nad nią - w strefie działania.
- Cóż to? - zapytała - Czuję od tego olbrzymie połacie energii.
- Zapora toksyn. Prezent od Croatana… - powiedział Erven - ...albo coś gorszego. Tak czy inaczej jesteśmy odcięci od pomocy z północy. Miejmy nadzieję, że się mylę.
- Obawiam się, że we wniosku się nie mylisz. Popatrz, szczelina biegnie przez całą granicę lasu. Może gdzieś na zachodzie znika... nie dojrzę stąd. Chcesz coś jeszcze sprawdzić, czy wracamy?
- Nie ma czasu. Trzeba zebrać Oddział i podzielić się wieściami. Opracować taktykę i odpocząć przed bitwą. Mam też parę zaklęć do opracowania. Niespodzianek dla Croatana.
W drodze powrotnej zaczął padać śnieg. No tak w końcu to już drugi dzień zimy.
- Pięknie… - mruknął w zadumie Erven - ...nareszcie namiastka domu. Już miałem dość lata.
- A więc to jest rzeczony “deszcz”? - zapytała Echo przyglądając się spadającym płatkom.
- Akurat śnieg. Deszcz to spadająca z nieba woda. Śnieg to zamarznięta woda… no, tak jakby. - odpowiedział Erven - Jak z nieba spadają grudki lodu to jest grad.
- Hmm. W niebie padały tylko cząstki światła. Intrygujące. Tylko dlaczego zaczęło się robić tak zimno?
- Zima jest mroźna. Uwierz mi, teraz jest jeszcze ciepło. - powiedział - Seks służy także utrzymaniu ciepła w najmroźniejsze dni i noce. Choć jest to może chwilowe, ale nic tak nie grzeje jak ciepło drugiej osoby.
- Nie ma szans Ervenie. Nie teraz. Resztą... moja aktualna postać, nawet nieźle to znosi.
- Tylko mówię jak to jest wśród ludzi Echo… choć pochlebia mi, że myślisz o mnie w ten sposób. Czy dobrze rozumiem, że w ludzkiej formie...
- Przyśpieszam. - zakomunikowała zniżając lot i pozwalając słowom, nieść się za nimi.
Erven uśmiechnął się lisio do siebie, choć tylko na chwilę. Echo i tak nie widziała, patrząc przed siebie lecąc… może uda mu się ją zaciągnąć do łóżka bez użycia demonicznych mocy? Tak… niestety nie mógł ich używać. Pewnie by wyczuła, a tego nie potrzebował… nikt to żył nie mógł wiedzieć, a ci którym przyjdzie zemrzeć będą musieli zniknąć z zaświatów.

Siglar

Wychodzącego z karczmy przybysza nie obarczyły żadne wrogie, czy krzywe spojrzenia. Najwidoczniej był nie znaczącą personą w tym otoczeniu.
Miasto, czy też architektura i rozkład budynków zapewne nie interesował Siglara. Ludzie też po prawdzie nie zwracali na niego uwagi, jedynie przechodzący mieszczanie. Sporo ludzi krążyło jak mrówki w tą i w drugą stronę nosząc jakieś rzeczy. Były wśród nich worki z piaskiem i pale drewna. Podążając z ciekawości ich śladem, dotarł do placu budowy. Pewna piersiasta kobieta zwana Herbią, rozkazywała wszystkim co i jak należy robić. Jednocześnie przeszkalając mniejszą grupę przy olbrzymim stole zasłanym różnymi duperelami: pojemnikami, sznurkami itp. itd. Oczywiście nie była sama. Przy stole pomagała jej Jackelin'O, białowłosa kobieta z aureolą nad głową, która z wielką radością o czym opowiadała.
Spory kawałek od nich większa grupa mężczyzn i kobiet ćwiczyła walkę mieczem i kosturem pod okiem Reinharta, czerwonowłosego młodzika i Five, blond cizi z olbrzymim mieczem
- Tak dobrze. - oznajmił chłopak - Zamach macie poczuć w przedramieniu ale starajcie się nie naciągać nadgarstków. Ruch ręki musi być dostosowany do stylu i wagi broni. Five zaraz zademonstruje wam jak korzystać z cięższego oręża.
- Wątpię by zdołali unieść dwuręczny oste w jednej ręce? - mruknęła blondynka
- Hę? - odmruknął rudy.
- No w końcu smocza krew, nie? Widać jeszcze za krótko z nami przebywasz. - klepnęła go w plecy z taką siłą, że młody się przewrócił.
- Po wczorajszej libacji mam dość. Jeszcze muszę odnaleźć tą kobietę u której się obudziłem, przez twoją siostrę.
- Oj nie mogło być tak źle.?
- Jakbym jeszcze pamiętał...
Siglar przyglądał się całej scenie z wyrazem twarzy, jaki mógł być zinterpretowany jako zdegustowany. Wzrok czymś znudzony albo znużony. Skwaszona mimika zdradzała niezadowolenie. Nikt, kto nie umiał czytać w myślach (albo naprawdę dobrze interpretować uczucia) nie mógł stwierdzić, że nie jest to sprawką tego, co się dzieje wokół. Tym niemniej, sam widok placu budowy zwracał uwagę, sprawił że negatywne uczucia osłabły, został zastąpiony przez coś na kształt ciekawości. W tym świecie Siglar spędził jedynie ułamek swojego życia. Nigdy sobie nie wyobrażał, że dwiema rękami można zbudować coś bardziej trwałego niż szałas. W jego rodzinnym wymiarze nie brakowało ludów, które zaprzęgały siłę fizyczną do robót budowlanych, jednak na takie kwestie po prostu nie zwracał uwagi. Ciężko mu było zrozumieć, po co ta cała krzątanina. Nie umknęło jego uwadze, że na placu budowy znalazło się parę dość interesujących na niejeden rzut oka osób, jednak nie to było dlań w owej chwili priorytetem. Uwagę Siglara w największym stopniu zwróciła grupa zajmująca się treningiem. Przysposabiali się do oręża. Jednym wychodziło to lepiej, innym gorzej. Jaki był tego cel? Coś przypominało mu słowa jakie wyłapał gdy był w karczmie - te o zbliżającym się mordobiciu. Może szykowały się jakieś uliczne porachunki? Nie zaszkodziłoby stanąć po takiej stronie, która nie obije skóry, powaliwszy takiego wroga jak Siglar za pomocą jakiejś zdradzieckiej sztuczki. Może dałoby się nawet coś na tym zyskać.
Z właściwą sobie ogładą, na wskroś barbarzyński osobnik zwrócił się do kobiety o długich i zdrowych nogach, pośrednio także do rudego wychudzielca, który też próbował machać jakimś kawałkiem żelaza.
-Ej, co się tutaj będzie działo? Co za bicie się tutaj szykuje? - Wskazał palcem na ćwiczącą grupę. Jego wzrok lądował na różnych postaciach i elementach otoczenia - ale dość często i na blondynce, nawet jeśli nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.
- Z choinki się urwałeś? - zapytała kobieta
- Na mikołaja nie wygląda. Wojna, panie. Demony dwa dni temu zaatakowały Loungher. Miasto na wschód stąd. Po nocnej bitwie z miasta nic nie zostało. - Odparł młody skupiając uwagę na trenującej grupie - Chcemy zbudować silniejszą grupę by odeprzeć możliwy atak. Wtedy, wzięli nas z zaskoczenia.
- Ja to inaczej pamiętam... - mruknęła blondynka opierając rękę na biodrze. - Ty. - zwróciła się do brodacza - Co potrafisz?
W pierwszej chwili, na tekst o “chojinkie”, Siglar przez ułamek sekundy zaszedł gniewem Już gotów był odwarknąć, że urwałby jej coś, gdyby nie to że nie ma, ale wyjaśnienia Reinharta odwróciły jego uwagę - w końcu fajnie się dowiedzieć, jaka jest odpowiedź na zadane przez siebie pytanie. Five nie dała o sobie zapomnieć i Siglar, w odpowiedzi na jej pytanie, poczuł niemal bezwarunkową potrzebę wykazania się. Niekoniecznie tym, co było w owej chwili najbardziej istotne. Napuszył się i w jakiś sposób na jego twarzy znalazło się coś, co przypominało skupienie.
-Jak chcesz żeby ci pokazać, to się możemy lepiej poznać - tu parsknął sarkastycznym śmiechem, przez ułamek sekundy odsłaniając rząd przerażających, nieludzkich zębów - ale sądzę, że nie po to tutaj machacie tymi swoimi kijaszkami, żeby przyjemnie spędzać noc. Jak się chcecie bronić? Nie lepiej uciekać? Jakoś nie widzę żebyście chcieli się pozabijać. A tak w ogóle, to co możecie dać w zamian za to, co potrafię? Aha, tylko żeby nie było - postanowił pokazać, że rzeczywiście coś umie.
Spojrzał szybko po otoczeniu. Zauważył jeden z wózków, wypełniony gruzem. Uniósł go nisko i trzymał przez dłuższą chwilę. Widocznie osłabienie w tym świecie wywarło także wpływ na jego zdolności fizyczne. Choć i tak po minach tutejszych mógł wywnioskować, że to nie lada wyczyn. Spocił się lekko ale na jego twarzy widać było nie wysiłek, a szaleńczy uśmiech. Potem zaś, nie chcąc sprawiać wrażenia czegoś w rodzaju małpy cyrkowej, postanowił wziąć ochotnika do próby w boju. Energii nie brakowało, choć stała za nią bardziej chęć rozładowania emocji, niż stan organizmu, na który trzy dni podróży nie mogły nie wywrzeć wpływu.
-Przyłożyć też umiem. Kto będzie chętny spróbować?
Na twarzy Five malował się złowieszczy uśmiech drapieżnika.
- Pokaż co potrafisz. - Oznajmiła występując na krok.
Czerwonowłosy chłopak pacnął się otwartą dłonią w czoło mrucząc pod nosem.
- Masz ci los...
Siglar poczuł się rozzuchwalony. Co prawda uważał kobiety za istoty, które wolą zostawić walkę facetom, albo uciec, ale z racji tego że już we wczesnej młodości zdarzało mu się stanąć przeciw płci przeciwnej w konfrontacji fizycznej, nie miał nic przeciwko temu, żeby powalczyć. Zwłaszcza, że ta istotka sama pchała się do walki.
Siglar zacisnął pięści i przyjął postawę bojową. Multiwersalnym gestem machnięcia otwartą dłonią dał sygnał do boju. Patrzył się nieco szaleńczym wzrokiem. Nie pogardliwym, ale oczekującym zabawy. Jego zamiary były dość proste. Zatrzymać dziewczynę - unieruchomić, obezwładnić. Dać przykład nie tylko siły, ale i dominacji. Na razie nie bawić się i nic nie przeciągać.
Five wbiła swoje ostrza w ziemię, tak by nie krępowały jej ruchów. Widocznie widząc pozbawionego broni przeciwnika, sama chciała spróbować walki wręcz.
- Fighter. - mruknął Reinhart - Hm. To może być nawet zabawne. Będę sędziował.
Five ruszyła jako pierwsza, jej ruchy były płynne, stabilne i co najważniejsze silne. W 2 susach dotarła do wojownika i wymierzyła prosto w tors. Nie było w tym racji i elegancji sztuk walki, zwykłe proste pierdolnięcie. Nie mniej już podczas ruchu, system ostrzegawczy Siglara alarmował - “Jest silna!”.
Instynkt kazał mężczyźnie uchylić się przed ciosem. Kobiety, z którymi walczył Siglar, miały tę przewagę, że były szybkie. Walcząc z szybkim przeciwnikiem - trzeba być szybszym. Jeśli jednak unik miał się nie powieść.
Siglar zamierzał przyjął cios i wyprowadzić natychmiastowe kontruderzenie prawą pięścią.
Szybki zwrot i pozycja ciała dały znać Five o zamiarach wojownika. Choć nie była typową fighterem, to miała doświadczenie bitewne. Siglar zauważył to po zmianie trajektorii uderzenia. Przybrał więc pozycję obronną i przyjął cios. Jednak ku jego zdziwieniu, nie zdołał go wytrzymać i wylądował na wozie który chwilę temu sam podnosił.
- Ty nie wiesz co to znaczy dawać komuś fory? - zapytał czerwonowłosy.
- Ja uderzyłam, teraz jego kolej. - oznajmiła uśmiechając się.
- Nowy. Nie próbuj się z nią siłować, jest na to zbyt silna. Spróbuj technicznie. Paruj lub zbijaj ciosy. Szukaj prześwitu. - mruknął czerwony zerkając na trenujących. - A wy się nie obijać. Możecie oglądać,byleby ręce się ruszały.
Niewiadomo kiedy dołączyła do niego nowa dziewczyna. Drobniejsza o długich czarnych włosach - Three.
To zdecydowanie nie była dobra chwila dla Siglara. Okazało się że walczy z jakąś maszyną do zabijania. Kto mógł wymyślić jakiś lepszy model niż on i jemu podobni? W dodatku jeszcze jakiś chłystek go pouczał, co ma robić. A on dobrze wiedział, co należy zrobić, bez niczyjej rady. Tak przynajmniej sądził. Uznał że sprowokuje ją do ciosu, by wyprowadzić ją w pole i wtedy uderzyć. Zeskoczył z wozu i postanowił zaszarżować, czy raczej upozorować szarżę. Jego plan polegał na tym, aby w ostatniej chwili skoczyć za przeciwniczkę i kopnąć ją z półobrotu.
Kobieta nie ruszyła się z miejsca oczekując zderzenia. Widocznie zamierzała przyjąć na siebie uderzenie.
Z prostej obserwacji i empirycznego doświadczenia, Siglar mógł ocenić że kobieta jest od niego silniejsza, ale co najwyżej tak samo szybka jak on. Pozostała jeszcze kwestia wytrzymałości.
Siglar podświadomie wiedział, że musi sprowokować jakąś reakcję, wprowadzić przeciwniczkę w błąd. Uznał, że w ostatniej chwili zatrzyma się, wykorzysta chwilę zaskoczenia, ale spożytkuje pozostały impet, żeby uderzyć całą siłą swojego ciała - tam gdzie Five będzie się znajdować, niezależnie od tego czy zostanie na miejscu, czy odskoczy. Przynajmniej Siglar chciał dokonać takiej próby.
Koniec końców kobieta się nie ruszyła. Siglar runął na nią z całym impetem. Kobieta zaparła się w stabilnej pozycji. Przy uderzeniu poczuł jakby zderzył się z kłodą drewna, ale ostatecznie kobietę odrzuciło.
Powoli powstała z ziemi tak jak i wojownik.
- No całkiem nieźle. - mruknęła - Od większości chłopstwa jest silniejszy. - Mówiła jakby zdając raport - Parę cech zdało by się jeszcze doszlifować i może wysłać na jedno czy dwa polowania. Oceniła bym na zwyczajnego poszukiwacza przygód.
- Z twoich ust... brzmi to całkiem całkiem. - stwierdził Reinhart
- Sis Five, idzie bardziej w siłę niż wytrzymałość. - mówiła czarno włosa - Takie uderzenie nie zdołało by przesunąć Sis Two. Sis Four by go po prostu przerzuciła. Sis Zero...
- Dziękuję. -mruknął chłopak - Domyślam się co Zero mogłaby zrobić. Na standardy bitwy jest jednak wystarczający. Do białych go nie rekrutujemy, więc i możliwości muszą wystarczyć. Wy dalej zamierzacie się parować?
Siglar wstał. Ani chwilę nie myślał o tym, żeby pomóc wstać osobie, z którą walczył. Co to za rodzaj mutanta- ciężko było powiedzieć. Ktoś sobie zadrwił i skonstruował całą armię seksownych panienek? Na tej dziwnej planecie potrafiły zdarzyć się cuda niewidziane nigdzie indziej, ale z jakiegoś powodu wydawała się ogólnie prymitywna. Jednak tubylcy mieli jakieś zasługi na polu inżynierii genetycznej. Chociaż słowa widzów mogły brzmieć dość tajemniczo, Siglar zrozumiał że ma do czynienia z “analizą wartościującą”. Dla niego nie była to pierwszyzna. Inna sprawa, z kim miał do czynienia. Ci tutaj nie byli panami jego życia i śmierci. Wspominali coś o rekrutacji, więc Siglar postanowił się odnieść.
-A co, mam coś jeszcze zademonstrować? Tak w ogóle, to może mi powiecie, co możecie dać w zamian za przyłączenie się do was.
Siglar spoglądał wyczekująco, kierując wzrok to na jedną, to na drugą kobietę w pobliżu. Nie oczekiwał akurat kobiet (chociaż by nimi nie pogardził), zwyczajnie po samczemu przyjemnie mu było patrzeć.
- Raczej do nich. - Blondynka wskazała palcem na młodzieńca - Do nas sióstr nie dołączysz. Nie bez drobnej pomocy - mrugnęła unosząc jedną ręką swój olbrzymi miecz i chowając go za plecami.
- Dołączenie do nas wymaga musztry, wychowania, wyrachowania i mnóstwa innych elementów których... Tak wolny człowiek jak ty, raczej nie chciał by na siebie nałożyć....
- On raczej pyta o aktualną grupę. - mruknęła czarnowłosa.
- Pod względem umiejętności, każdy kto ma choć odrobinę doświadczenia w walce, nadaje się. Oferujemy ulgi żywieniowe i zaopatrzenie sprzętowe podczas czynnego udziału w obronie miasta i całej linii frontu. Nie narzucamy przynależności. Demony to wróg wszystkiego co żywe i należy je likwidować. Zagrażają wielu płaszczyznom życia, więc prędzej czy później i tak na nisz natrafisz. Zapewne jednak, wolałbyś z większą dozą spokoju podróżować.
Słowa o demonach zabrzmiały jak opowieść o jakimś rodzaju szkodnika. Być może Siglar w swoich podróżach po tym świecie napotkał jakichś przedstawicieli demonicznego rodu, jednak nie był świadom ich powiązań, ani ich właściwej dla tutejszego świata natury. Bogactwa ani wpływów by nie zdobył, przebywając z tutejszą grupą - chociaż to pierwsze nie pełniło aż tak wielkiej roli. To drugie- już prędzej. Obiecali jakieś jedzenie - o ile Siglar będzie miał wybór - zawsze się przyda. Zmęczenie podróżą i popisami dawało o sobie znać. Towarzystwo całkiem przyjemne dla oka, chociaż Five - prawda, pociągająca, jednak Siglarowi wydała się w jakiś sposób nieprzyjemną. Dla dość prostego osobnika, połączenie potęgi fizycznej i smukłej kobiecej fizjonomii stanowiło paradoks. Paradoksy wywoływały zaskoczenie, zaskoczenie wywoływało strach a strach gniew. Lęk przed nieznanym, przed tym, co burzyło wizję rzeczywistości i przekonania, nad którymi się zazwyczaj nie głowił.
Tym bardziej, że sens komentarza Five dotarł do Siglara dopiero po chwili. Na samą myśl zaczerwienił się z wściekłości. Ale nieraz bywa, że kobieta lubi manifestować siłę, ale w innych sytuacjach staje się bardziej uległa. Nie chciał zupełnie z niej rezygnować, ale w obecnym momencie uznał że należy spróbować sił z kimś, kto mu nie pogruchocze kości. Z kwestii o naturze mniej towarzyskiej, Siglar zastanowił się nad demonami. Było parę rzeczy które mu się nie zgadzały.
- Mówisz, że te demony to są jakieś żywe trupy, tak? - Takie pytanie wynikało z tego, że koncepcja “żywych trupów” nie była Siglarowi obca. W każdym razie nie bardziej obca niż coś dotyczącego istot stworzonych złą magią.
- Eeemmm. Nie i tak. Żeby nie skłamać. Nie wiemy z czym dokładnie przyjdzie nam stoczyć walkę, ale... Tak. Nieumarli - żywe trupy, takżę mogą się w to wliczać. Choć może to nie ta sama klasa co demony. Reinhartowi dziwnie było wyjaśniać takie oczywistości komuś, kto przecież nie był dzieckiem.
- Noo. - zamruczała, raczej leniwie, Five - Z rasą demoniczną i ja mam niemały problem. Chełpić się nie będę, zwycięstwami nad paroma wyższymi demonami. W końcu to pokonywanie najsilniejszych jest powodem do dumy.
- Dobra, złotowłosa. Zajmij się lepiej trenowaniem zielonych. Ja muszę poszukać Zero i o coś zapytać. A ty nowy... oferta jest otwarta. Gdy się zdecydujesz daj znać. Three.... Chole... gdzie ją wcięło.
Czarnowłosa gdzieś zniknęła, nikt nie zauważył kiedy.
Siglar również był niepocieszony z powodu jej zniknięcia. Może akurat z nią powiodłoby się mu lepiej (nie był bowiem świadom tego że Three ma niezwykłą percepcję i zdolności analizy, co stawiało go raczej na straconej pozycji.) Siglar zaczął niezwykle intensywnie jak na siebie myśleć. Niby będzie okazja się pobić. Co prawda zbliża się śmiertelne niebezpieczeństwo. Swego czasu to on był śmiertelnym niebezpieczeństwem dla całego otoczenia.

Teraz jest trochę inaczej. Nadal jednak pozostały stare przyzwyczajenia - więc strach nie pojawiał się od razu. To nie na zewnątrz tkwiła jego główna przyczyna. Tymczasem w mieście parę osób już zdążyło ustawić go do pionu. Był w nim po raz pierwszy. Z niczym to miasto się nie kojarzyło. Szkoda że trzeba jakoś jeść. W tej sytuacji ulga żywieniowa nie brzmiała tak źle, jak przy pierwszym wrażeniu. Z kolei jeżeli wróg używa żywych trupów, to najwyraźniej jest jakimś obłąkańcem na punkcie jakiegoś boga śmierci czy czegoś tam, a z takimi nie można się za bardzo dogadać. Od nadmiernych rozmyślań zaczęła go porządnie boleć głowa, więc czym prędzej udał się do większego zgromadzenia i krzyknął
-Ej, kto tutaj teraz wszystkim zarządza?
Pod nieobecność elitarnych członków drużyny, pojawiła się osoba która spytała, czego Siglar chce.
-Chcę do was dołączyć. Mogę pilnować jakiegoś miejsca gdzie chcecie. Mogę sprać komuś mordę, na tym też się znam. Tylko dajcie mi coś zjeść. Najlepiej surowe mięso!
Mężczyzna, bo takiej płci była osoba, która zwróciła uwagę na drżącego ryj Siglar-a wskazała mu karczmę. Dokładnie to samo miejsce z którego uciekł przed magiem. Krótko opisując co ma powiedzieć karczmarzowi. Najwidoczniej ulgi żywieniowe tyczyły się już samej bitwy, a raczej jej okolic czasowych. Ale surowego mięsa karczmarz raczej nie odmówi. Swoją drogą, to od karczmarza Siglar miał odebrać należytą część zapłaty za poranny transport.
Wobec tego, udał się ponownie do karczmy. Nie patrząc na otoczenie, ani na ewentualne zderzenia z bywalcami i obsługą karczmy, podszedł do lady, położył na niej dłonie i burknął
- Jest tu szef?
Karczmarz popatrzył na niego, jakby z choinki się urwał. Po czym z wielkim uśmiechem oznajmił.
- Nie ma. Co podać?
-Powiedz szefowi, że czekam na pieniądze za przywiezienie towaru. Dajcie mi mięso, surowe i jakąś zupę.
Siglar rozejrzał się po otoczeniu. Gdy spotkał wzrokiem znajome twarze, wszystkie odznaczające się jednostki, jakie miał okazję tu spotkać, razem przy jednym stole, skrzywił się i odwrócił głowę. Połączywszy wątki, zrozumiał że czarodziej który zrobił z niego pośmiewisko i grupa, z którą sobie też nie poradził najlepiej, pracują razem. W takiej sytuacji pozostało się nie wychylać, póki co. Niech tylko skończy się walka z “dymonami”, będzie bardzo rad zostawić to miasto w cholerę.
Na blat przed nim trafił talerz z sowitym stekiem, miska jakiejś gęstej zupy o dość trudnym do określenia składzie i mały mieszek z pobrzękującymi monetami.
- To dopiero. Nie myślałem, że dożyję jeszcze czasów kolejnych wojen. - Oznajmił mężczyzna dosiadając się do lady

- Czas wielkich wojen i gorących bitew ze smokami już dawno minął. A tutaj, proszę, kolejna wojna, za pasem. Mistrzu, kufel piwa. - oznajmił rozglądając się po sali. Jego twarz zdobiła gęsta broda, przycięta tylko na kształt oraz runiczne tatuaże w barwach żółci i pomarańczu.
Swoim starym zwyczajem, jako osobnik o specyficznej kulturze osobistej, wziął kawał porcji, którą dostał (nasz klient nasz pan, nawet jeśli chodzi o surowe mięso i wszystko co radośnie podskakuje po jego śliskiej powierzchni) i zaczął go przeżuwać, odrywając kolejne, wielokrotnie gryzione kawały. Jegomościa, który usiadł obok, nie dało się nie zauważyć. Siglar odwrócił wzrok, na poły znudzony a na poły zdradzający skupienie na żarciu. Uznał, że ma do czynienia z kimś, kto najlepsze lata ma dawno za sobą. Pewnie jakiś starzec, tęskni za dawną erą. Teraz w najlepszym razie, jakby kogoś pokonał, będzie ze dwa tygodnie to odchorowywać. A gdyby jeszcze jakaś nieludzka bestia stanęła na jego drodze, niedługo by powalczył. Takie Siglar odniósł pierwsze wrażenie.
Z właściwą sobie ogładą, z pełnymi ustami, nie odwracając wzroku, pozwolił sobie na słowa nie nazbyt pochlebne.
-Dziadku, chyba ci życie zbrzydło. Wojna resztki kości ci zmiażdży.
Mimo wszystko, dla Siglara bardziej zrozumiała była chęć śmierci z bronią w ręku, niż powolnego dogorywania. Jakkolwiek by dana istota słabą nie była.
- Póki w mych żyłach krew płynie póty pomogę. - oznajmił starzec - Choćbym i na placu bitwy paść miał, choć jednego ze sobą zabiorę. Ty z resztą też mi, na najmłodszego, nie wyglądasz. Na rycerza też nie.
Docinki względem rycerstwa pozostały niezrozumiane przez Siglara. Kwestie bycia lub niebycia rycerzem, były mu raczej obojętne. Co do wieku - w odpowiedzi prychnął. Nie miał czasu się zestarzeć. Perspektywa własnej starości była dla niego jeszcze mniej zrozumiała, niż ewentualne rycerstwo, niezależnie od jej realności.
-Rób jak chcesz. Ale jak będziesz bardziej przeszkadzać, niż pomagać, to ktoś cię może sprzątnąć i to raczej nie demon.
Popatrzył przez chwilę, a potem wrócił do resztek jedzenia. Pił zupę z miski, niewielkimi łykami. Wyglądało to niezbyt normalnie. Odkładał miskę z zupą, przełykał, po chwili znów brał niewielką ilość zupy do ust i odkładał miskę. Czynność zamierzał zapewne powtórzyć wielokrotnie, aż nie zje całej porcji.
Mężczyzna nic już więcej nie powiedział. Powoli sączył swoje piwo rozglądając się po karczmie. Niekiedy wśród tłumu dało się wyłapać jakieś kurduplowate istoty pokroju dzieci i kilka całkiem zgrabnych tutejszych kurew.
Siglar, skończywszy posiłek, siedział w miejscu, niemalże nieruchomo, jeszcze przez dłuższy czas. Gdy uznał, że strawa się przyjęła, jakby oprzytomniał i rozejrzał się dokoła. Tutejsze, zgrabne kurwy, przyciągnęły jego uwagę. Aż za dobrze był przy tym świadom, że zawartość jego worka z pieniędzmi dla żadnej nie będzie dostatecznie ciekawa. Wobec kobiet lekkich obyczajów czuł respekt, którego nawet nie był do końca świadom. Dla niego wszakże każda kobieta była na ten czy inny sposób, niestety kurwą. Te, które zarabiały w ten sposób na życie - były w oczach Siglara na swój sposób uczciwe wobec swojej prawdziwej natury. Poszukał wzrokiem takiej, która wyglądałaby na zorientowaną w otoczeniu.
Jedna o czarnych włosach i przy kości (ale nie szczególnie gruba) uważnie przyglądała się biesiadnikom, wyszukując właściwego dla siebie celu. Wyglądała jak drapieżnik szykujący się na polowanie.
Siglar kompletnie bez pardonu podszedł do niej i nachylił się. Patrzył beznamiętnym wzrokiem.
-Chodź na zewnątrz, mam z tobą do pogadania. Coś będziesz z tego miała.
Skinął w stronę wyjścia z karczmy.
Kobieta nie zmieniła wyrazu twarzy, jedynie zlustrowała całokształt rozmówcy.
- Słycham. - Zapytała gdy już znaleźli się na zewnątrz budynku.
Poprowadził ją do zaułka przy karczmie i zapytał bez ogródek:
-Znasz kogoś, kto dobrze zapłaci za spranie komuś mordy? - Mówiąc to, obłapiał prostytutkę wzrokiem, robiąc to wszakże przy okazji.
- Walka z ludźmi, w aktualnym stanie rzeczy, raczej nie jest zlecana. Zadania likwidacyjne, jak głoszą plotki, w gildiach zabójców. Mogę wskazać gdzie zaczerpnąć słowa, za drobną opłatą. Szybciej jednak byłoby się udać do Targas. Ostatnimi czasy… strasznie się tam zapuściło. Jeżeli myślisz o typowych miejscach gdzie normalny człowiek nie chadza, to Targas, byłoby na pierwszym miejscu.
-A gdzie jest Targas? - Siglar ściągnął brwi, widać było że nie miał do czynienia z tą nazwą. - To jakaś gospoda? Jakieś inne miasto?
- Miasto na północny wschód stąd. Jakieś 4 dni marszu. Jak szukasz bitki to najlepsze miejsce. Jeszcze niedawno prowadzili wojnę z ludźmi lasu, ale teraz nie wiadomo co się tam dzieje. Nowa władza, nowe porządki.
Siglar nie mógł sprawdzić, na ile jest to prawdziwa informacja, a nie był specjalnie chętny ku temu, aby dać się wyprowadzić na manowce przez wskazówki pani lekkich obyczajów. Lepszą opcją zdała mu się “gildia zabójców”, bez względu na to, co owo pojęcie miało znaczyć.
-Opowiedz mi o tym drugim - z wyraźną niechęcią, ociągając się, rzucił swojej rozmówczyni jedną monetę
- Najbliższe miejsce takiej działalności było w Loungher. Z przyczyn oczywistych już ich tam nie ma. Najszybciej będzie w Gata, w drugiej kolejności Targas. Miejsca ich przesiadywania są specjalnie oznakowane, poza tym trzeba znać hasło, aby móc w ogóle z nimi rozmawiać. Nie przyjmują byle kogo, co wiąże się z testami. - wyjaśniła uważnie się rozglądając. Widać kobieta miała już z nimi styczność...
-Ty dobrze oblatana jesteś.
Albo spała z kimś z tej organizacji, albo sama do niej mogła należeć. Szkoda tylko że wszystkie wymienione miejsca brzmiały jak nazwy innych miast. Otrzymane odpowiedzi nie zadowoliły Siglara. Nieco się zirytował.
-Tu naprawdę nie ma nawet jakichś walk za pieniądze? Ktoś ci może coś powiedział?
- Są areny, ale nie blisko. Ettelgen, San Serandinas lub Targas. Niestety ta okolica była od zawsze handlowa. Nikt nie zatrzymywał się na dłużej niż kilka dni. Za to burdele kwitły w dostatku. A teraz całe to napięcie wojenne.Tylko patrzeć jak ludność będzie uciekać, a z miasta zrobi się fort.
Siglar był niepocieszony. Trafił na jakieś handlowe miasto w połowie szlaku, gdzie zarabia się przede wszystkim na oszukiwaniu innych. A nie miał głowy do tego, co tanio kupić a drożej sprzedać. Może faktycznie lepiej się stąd ruszyć, ale postanowił jeszcze zasięgnąć informacji z innego źródła. Podobnie zrobił już kiedyś, po wytężonym namyśle. Machnął ręką.
-Dobra, wracaj skubać innych frajerów. Nie przeszkadzam.
Popatrzył na kobietę ze wzrokiem zdradzającym zawód, że musi po raz kolejny obejść się smakiem.
 
CHurmak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172