Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2017, 00:35   #151
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
W kosmosie nie istniały stworzenia bardziej przerażające od prawników. Potrafili z nienagannym uśmiechem poruszać się między z pozoru sztywnymi normami obowiązującymi społeczeństwo. Zakrzywiali czasoprzestrzeń wedle własnej woli, wynajdywali wyjścia z pozornie beznadziejnych sytuacji. Paroma słowami umieli zaczarować rzeczywistość, lepiąc ją wedle swojej wygody - a raczej wygody tych, którzy im zapłacili. Byli do wynajęcia - czarnoksiężnicy ery lotów międzygalaktycznych. Szarlatani przepisów, bezwzględni czarownicy kodeksów i zaklinacze norm prawnych. Wystarczyła odpowiednia kwota, żeby nadać wydarzeniom kompletnie nowy bieg. Odwrócić los. Wymazać wyrok.
Jeden taki okaz siedział obok Brown 0, ubrany w garnitur roztaczając aurę pewności siebie. Mamił i obiecywał życie tam, gdzie ona widziała już tylko śmierć. Z przyjaznym grymasem na ustach oferował nadzieję, podaną na srebrnej tacy i przystrojoną jak wykwintny posiłek na widok którego sama cieknie ślina. Słodycz i orzeźwienie, kryjące popiół i zgniliznę. Parch patrzyła na panel, obracała go w dłoniach. Nic trudnego, mogła spróbować i zyskać swoją szansę… kosztem losu Morvinovicza, który ugościł ich pod swoim dachem, pozwolił na skorzystanie z ambulatorium i był… miły. Nie potrafiła źle o nim myśleć, nawet kiedy jego ręce i nieskazitelny wcześniej garnitur ozdobiły plamy krwi. Miała go zdradzić? I dla kogo - siebie? Dla ratowania własnej skóry kosztem czyjegoś życia? Zaufania? Niebezpieczeństwa, że przestanie okazywać łaskawość i gościnę, a trzech żołnierzy spoza obsady bunkra straci własną szansę? Jedno życie przeciwko trzem, rachunek wydawał się prosty… ale raz obudzona nadzieja nie umiała odpuścić. Vinogradova mogła wrócić do normalnego życia, porzucić obrzydliwie pomarańczowy uniform, zdjąć Obrożę. Kiedyś, za jakiś czas… poczuć się człowiekiem na stałe. Tylko jakim kosztem?
Tu odpowiedź też była prosta, zawierała trzy podpunkty: Karl Hollyard, Elenio Patino. Johan Mahler. Odważni, honorowi ludzie którzy nigdy nikogo nie skrzywdzili. Po drugiej stronie wagi leżał jeden punkt: Maya Vinogradova. Parch z dożywociem, który sam zniszczył sobie życie. A teraz miał się z tego wyślizgać ot tak? Kosztem kolejnych żyć? Następnych pozycji na liście ofiar za jakich śmierć ona ponosiła odpowiedzialność? Hollyard, Patino, Mahler. Pozycje 376,377 i 378 na ścianie pamięci twarzy i nazwisk wyrytych w sumieniu. Niby nic wielkiego, skoro znajdowało się tam ich już ponad trzy setki, ale ich znała osobiście. Ich głosy, uśmiechy, sposób w jaki się krzywili gdy coś ich zirytowało. Widziała jak krwawią, zaciskając z bólu zęby. Boją się, ale maskują to butą i wytrwałością. Znała ciepło, dotyk, smak ust i czułość. Dobro i serce okazane komuś takiemu jak ona. Miała to wszystko przekreślić żeby uratować… samolubne nic nie warte życie, zakute w parchowy pancerz.
- Macie rację Olegu Kuzniecovie. Proszę mi dać chwilę - powiedziała martwo, zaciskając dłonie na komunikatorze. Wystarczyło otworzyć panel i wyciągnąć potrzebne informacje. Znała się na tym, wiedziała co zrobić na tym polu. Co z resztą?
Odpaliła holo Obroży, patrząc na pozycję pozostałych Parchów i odetchnęła, widząc, że znaleźli się już za wrotami. Poranieni, ale w komplecie co dawało nadzieję, że chłopakom też… się udało. Spojrzała na jeden z portretów, zaciskając usta. Czas naglił, uciekał i kończył się z każdą sekundą wahania.
“Zoe co byś zrobiła gdyby ktoś ci zaproponował szansę na złagodzenie wyroku i powrót do normalności? Rodziny, przyjaciół. Dawnego życia. Zaczęcie nowego.” - napisała, wgapiając się w podobiznę saper.

Odpowiedź przyszła dość szybko, wyświetlając na holo ciąg liter tym razem w niemej wersji, bez lektora.
“Szukałabym haczyka. Nie ma nic za darmo, a ludzie to kłamliwe kurwy.” - dwa krótkie zdania, po których pojawiły się następne - “Zabrali mi wszystko, a czego nie zdążyli zabrać zniszczyłam.Nie mam powrotu. Zresztą po tym co zrobiłam nie pozwolą mi odejść inaczej niż w czarnym worku. Ale nie o to chodzi, prawda? Co jest Młoda? Szczegóły.”

“Roy mówi że można cofnąć chemiczną kastrację i zajść w ciążę. Zrobi lek, ale musi go podać lekarz. Ciężarne mają masę ulg i przywilejów. Jest też prawnik. Bardzo dobry. I drogi, a ja nie mam kredytów. Ale powiedział że zajmie się moją sprawą jak mu podam namiary na ewakuację na orbitę. Mam komunikator, ale jest jedno miejsce. Chce je właściciel klubu, był miły. Pozwolił nam użyć sprzętu do przeskanowania chłopaków. Jak się dowie przestanie być miły i… wiesz. Diaz też je chciała, dla Amandy” - pisała gorączkowo, nie odrywając wzroku od portretu - “ Kończy się czas, zaraz mogą zmienić szyfry i zamknąć kanał. Zoe. Bardzo lubię Johana, on mnie chyba też. Jestem tu za karę, zrobiłam coś okropnego. Ale nie mogę o tym przestać myśleć. Nie wiem co robić.”

“Kurwa” - jedno proste stwierdzenie wyrażało więcej niż tysiąc słów. Prawie dało się wyczuć ciężkie westchnienie po drugiej stronie linii. Ósemka jednak ogarnęła się prędko - “Jak jesteś pewna dzieciaka - mamy lekarza. Parcha. Ogarniemy. Załatwiłaś badanie dla tych trepów? Dobrze. Dobra robota. Wrócili w komplecie. Ewakuacja to jedno. Trzeba dotrzeć na miejsce, nie przylecą po niego do klubu. Jest też ochrona klubu i sam szef. Papug będzie potrzebował ochrony przy relokacji. Odprowadzenia. Sam z gnidami sobie nie poradzi. Mamy rozkazy, limit czasowy. I tak jedziemy na rezerwie. Nie ma opcji szwendania. Ale. Brownpoint. Ewakuacja wojskowa. Za linię frontu. Jak przyleci Sven załatwimy mu bezpieczny transport i odprowadzimy. Inaczej lipa. Namiary. Dasz radę wyciągnąć dane i zatuszować że grzebałaś? Żeby się nikt nie zorientował? Jeśli tak - zrób to. Nie myśl. Zrób. Dyskretnie. Uważaj. Nie możemy zabijać bydła. Szkoda. Byłoby prościej. Nie powiem Dwójce. Ty tu jesteś chyba kurwa przypadkowo, łap swoją szansę. Jestem na linii. Powodzenia." - na tym przekaz się skończył.

Ledwo znaki przestały się pojawiać, Brown 0 zabrała się do pracy. Wydawało się, że plan się zazębia, nawet lekarz się znalazł. Pozostały wątpliwości. Nie myśleć, robić, ale nie mogła pozbyć się wrażenia że coś nie gra. “Bydło”? Do tej pory Ósma nie używała tego określenia.
- Nie we wszystkim macie racje - powiedziała, odpalając panel sterowania konsoletą Red Ball. Korzystając z poprzedniej furtki weszła do systemu, skupiając oczy tylko na kodzie - Wasz plan ma parę nieścisłości. Po pierwsze co wam po kodzie, jeżeli na miejsce zrzutu trzeba będzie się przemieścić? Przejść przez niebezpieczny teren, do tego potrzeba ochrony. Ludzi wyszkolonych w obsłudze broni, eskorty. Bardzo chętnie bym wam w tym pomogła, ale sama nie należę do grupy militarnej, jestem informatykiem. Jedynie Parchy mogły by się podjąć tego zadania, ale ze względu na Obroże i bardzo ograniczony limit czasowy, nie możemy się błąkać i zbaczać z wyznaczonej przez Centralę trasy. Nasze Obroże mają wbudowane ładunki wybuchowe i liczniki. Jeżeli przekroczymy dopuszczalną pulę minut na dany odcinek trasy odpala się zapalnik, urywając nam głowy. Zabezpieczenie, abyśmy się nie… zgubili, ani nie uskuteczniali samowolki. Wątpię aby ludzie pana Morvinovicza zechcieli wam pomóc tylko po to, abyście wy uszli bezpiecznie i cało, a oni tu zostali. Bo miejsce jest jedno, nie mam racji? Jeden bilet na Orbitę, bezpieczną strefę - uśmiechnęła się pobladłymi ustami - Chcecie stąd odejść. Wyjść i znaleźć się z dala od wojny. Rozumiem, sama bardzo chętnie bym tak zrobiła, gdyby nie rozkazy i odczłowieczenie, stawiające mnie w tym momencie na równi ze zwykłą paczką amunicji. A gdybym powiedziała wam, że jest jeszcze inna droga ewakuacji? Wojskowa, całkiem niedaleko i co najważniejsze - cel Parchów, do którego i tak idziemy. Po odnalezione na polu bitwy jednostki sojusznicze zostanie wysłany wahadłowiec, a my te jednostki mamy eskortować. To nasze zadanie, motywacją jest detonacja Obroży w razie niepowodzenia - ominęła kwestię, że połowa składu Black pomaga jej grzecznościowo, a zadanie dotyczy tylko Brown 0 - Zależy więc nam na powodzeniu zadania, możemy was ochronić. Zapewnić bezpieczne przejście przez niebezpieczny teren, dostarczyć do punktu ewakuacji. Musimy przeżyć oboje. Na nadprogramowe trasy niestety nie mamy już czasu, straciliśmy go tutaj sporo… od wahadłowca przejmie was wojsko, przeniesie daleko poza strefę wojny. Zapewni bezpieczeństwo. Wśród ludzi oddelegowanych do transportu mamy znajomego, on się panie zajmie na miejscu.

Palce hakerki wystukiwały nieprzerwany rytm na wyświetlanej holoklawiaturze. Podpięty naręczny minikomputerek sprawnie buszował swoimi elektronicznymi mackami po oprogramowaniu środka łączności. Brown 0 dopisało szczęście i już pierwsze przeszukiwane pliki okazały się zawierać posiadaną informację. Miała namiar na responder tamtej poszukiwanej jednostki więc gdy ją się miało można było się z nią skontaktować posiadając choćby ten środek łączności przy jakim właśnie grzebała. Choć mając go można było się połączyć z jakiegokolwiek innego choćby z tej sterówki na piętrze “Haven”, z dachu podpinając się pod samą antenę czy nawet tutaj gdyby udało się jakoś podłączyć pod któryś ze wspomnianych środków. Przy pewnej wprawie można było nawet połączyć się ze zwykłego komunikatora czy nośnika holo.

- Nie martw się o nasze plany Mayu. - odrzekł z uśmiechem prawnik nie ingerując w wymienianie informacji tekstowych Vinogradovej z drugą stroną. Mógł nie wiedzieć z kim pisze ale wiadomości było zbyt wiele by można było je przegapić siedząc obok piszącej osoby. - Jeżeli jest inna droga ewakuacji z tego miejsca to dziękuję za tą informację. Ale na razie interesuje mnie namiar na ten responder. Udało ci się go zdobyć? - zapytał uprzejmie Kuzniecov unosząc nieco brwi w pytającym grymasie. Zza drzwi doszły ich jakieś błagalne krzyki zakrwawionego mężczyzny urwane gwałtownie jednym, pojedynczym wystrzałem. Czas się kończył.

- Nie o plany się martwię. Potrzebujemy ambulatorium Morvinovicza, jego zapasów. Sprawa życia i śmierci trzech osób. - Brown 0 podniosła wzrok znad urządzenia i zawiesiła go na prawniku. Mówiła szeptem żeby nie ściągać uwagi - Mam namiar, ale co z nim dalej zrobicie? Nasz gospodarz nie może się dowiedzieć, póki… nie skończymy tego, co musimy zrobić, mniejsza o detale. Stacjonujący tu policjanci zbudowali wzmacniacz, dzięki niemu jeden z nas rozmawiał z dziewczyną a ona jest w mieście przy kosmoporcie… czyli jest zasięg. Pytanie co dalej. Dostaniecie namiar, a co z przemieszczeniem na punkt zbiórki? Na powierzchni zbliża się fala, zaraz zacznie się ostrzał artylerii. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie ryzykował przedostania się tutaj… bądź stąd, na minuty przed ostrzałem.

- Mayu. Nie mam pojęcia co za chwilę zrobi Morvinovicz. Ale jakbym miał obstawiać obstawiałbym, że będzie chciał tego samego co ja w tej chwili. Ściemnij mu cokolwiek. Chyba cię polubił więc masz u niego rabat. Taki, że możesz tutaj łazić samopas co nie zdarza się codziennie. Ubłagałaś go by ci pomógł i twoim przyjaciołom więc pewnie i dasz radę zrobić to ponownie gdy nie podasz mu od ręki tego co mnie. Graj na zwłokę. Gdy będę na pokładzie dam ci znać. Chcesz to jemu zaproponuj wycieczkę tym promem o jakim mówisz. Ale ja cię proszę o namiar na ten responder. Pozwól sobie pomóc i sama pomóż. To chyba nic zdrożnego prawda? - Kuzniecov popatrzył chwilę na drzwi i szybę w nich i widok za nimi. Tamten John z Red Ball chyba jeszcze żył i szef zafundował mu grę w rosyjską ruletkę. Z więcej niż jedną kulą i życiem celu. Bo trafiony na przemian darł się z bólu i nawijał co mu ślina na język przyniosła byle tylko nie doszło do finałowej rozgrywki. Rosjanin w białym garniturze uśmiechał się do niego po przyjacielsku i równie po przyjacielsku kiwał głową. Ciężko było powiedzieć ile to potrwa. Mogło się przeciągać nie wiadomo jak długo a mogło się skończyć momentalnie.

- Jak znikniesz nagle będzie wiedział że to moja sprawka. Nie ma tu innych hakerów. Ty uciekniesz, a my? - zadała jedno proste pytanie, patrząc facetowi głęboko w oczy.

- Ja zniknę tak, że trochę czasu minie nim się Morvinovicz połapie. A ty po prostu graj swoją rolę jak umiesz najlepiej. A jak ci to nie pasuje to spróbuj być daleko gdy się skapnie. Póki wszyscy jesteśmy tu uwięzieni to i tak jest ten namiar niesprawdzalny bez środków łączności z nim. Masz sprytne rączki i mądrą główkę więc spróbuj coś pomyśleć w tym kierunku. - zaproponował prawnik patrząc na hakerkę z Obrożą. Sam namiar gdy nie miało się jak z nim połączyć był równie wartościowy jak numer telefonu gdy nie miało się telefonu. Zza drzwi doszedł ich krzyk rozpaczy i przerażenia który nagle umilkł. Tym razem jednak iglica musiała trafić na pustą komorę bo pomieszczeń nie zakłócił odgłos wystrzału. Za to rozszedł się śmiech Rosjanina w białym garniturze.

Brown 0 zamknęła oczy, odetchnęła powoli i gdy resztki powietrza opuściły jej płuca, podjęła decyzję.
- Namiary są twoje - powiedziała i opadły jej ramiona - Mam tylko nadzieję, że będziesz o mnie pamiętał. Mogę cię… tylko o to prosić i nic poza tym. Czy dotrzymasz słowa i… jeśli przeżyję… jeśli się uda… czy mi pomożesz jak obiecałeś.

- Nie obawiaj się Mayu. Może jestem tylko prawnikiem ale wywiązuje się ze swoich zobowiązań. - Kuzniecov nie ukrywał uśmieszku zadowolenia. Wziął w dłoń mały nośnik danych na który Brown 0 zgrała akta swojej sprawy i sprawdził przesłane dane na responder promu. Z uśmiechem pokiwał głową. - To teraz zostaje druga część zadania czyli oboje musimy utrzymać się przy życiu. - spojrzał na hakerkę całkiem wesołym i przyjemnym wzrokiem. Z sąsiedniej sali padł strzał.

- Sprawdźcie go i sprzątnijcie to ścierwo. - powiedział Anatolij podnosząc się z fotela i odkładając rewolwer. - Gdzie jest Oleg? - zapytał rozglądając się po pokoju. Prawnik uśmiechnął się przepraszająco do hakerki i rozłożył ręce w geście bezradności i zaczął wstawać z krzesła.

- Jak już skończyliście to wracam! - krzyknął zgarniając urządzenie łączności z Red Ball i idąc w stronę drzwi prowadzących do salonu. - To nie w moim stylu. - powiedział z gładkim uśmiechem przechodząc do salonu.

- Dobra chodź, już po wszystkim. - uspokoił go szef z nonszalanckim uśmiechem. - O właśnie, widzę, że masz. Ten dupek coś ględził ale myślałem, że może jeszcze powie coś ciekawego. - Rosjanin w białym garniturze pokiwał głową widząc niewielkie urządzenie jakie podał mu jego prawnik.

- Mayu? Jesteś tam? To ja Johan. Wróciłem. Jestem cały. No i tak mówię. A co u ciebie? - widowisko Brown 0 przerwał trzask słuchawki komunikatora który odezwał się głosem podgolonego marine. Nie była pewna na ile zostanie tu sama i “gospodin” albo prawnik przypomną sobie o niej.

- Johan! - wyrwało się Vinogradowej go usłyszała. Znieruchomiała… bo i co miała mu powiedzieć? Albo od czego zacząć? Włączyła komunikator i otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk przez pół minuty.
- J… Johan? - powtórzyła tym razem do mężczyzny po drugiej stronie linii i to jakby coś w niej przełamało - Jesteś cały, nie ranili cię? N...nic ci nie jest? Bardzo… tak się cieszę że wróciłeś, że tu… tak się bałam, że coś ci się stanie, tam na górze. Brzmiało… jak ostatnio rozmawialiśmy… te strzały i wybuchy… jak się czujesz? Bardzo cię poszarpały? Martwiłam się, nie mam was w HUD, nie wiedziałam co sie dzieje, a nie chciałam zawracać głowy i was rozpraszać… a jak Ósmej… coś się stało… widziałam na wykresach… mamy takie w Obroży. Nasze parametry życiowe… jak jej prawie stanęły… myślałam że was tam wykańczają. Poprosiłam Hektora i Chelsey żeby do was pobiegli… pomogli, bo… siedziałam tutaj i nic nie mogłam zrobić. Nie dałabym rady… wam pomóc. Tylko bym wam zawadzała… przepraszam że… że mnie tam nie było… jestem beznadziejna. Tak mi przykro… powinnam… nie umiem… - mówiła szybko i nieskładnie, przełykając łzy i zacinając się co parę słów. Wyrzucała pospieszne zdania, często się jąkając i gubiąc wątek, ale nie przestawała - Udało się… pan Morvinovicz pozwolił… jest skaner w Ambulatorium, Roy zna… zna cała sprawę. Pomaga. Ustawia go. Żeby… żeby poszukać… możemy poruszać się po prywatnym terenie, tutaj… poprosiłam pana Morvinowicza, a on się zgodził… nam pomóc. Idź… idźcie tam, do Roya. On… on pomoże… chłopaki! Matko Boska… jestem taka głupia. Elenio i Karl? Zoe mówiła… pisała znaczy, ze są cali. R...rozmawiałam z nią, zanim… jestem u pana Morvinovicza, nie...niedługo wyjdę. Czy… proszę, uważaj… i może… jakbyś chciał… czy… wypić kawę… albo… albo może porozmawiać. Bałam się, że już nigdy cię nie usłyszę - na koniec wywaliła co jej leżało na wątrobie, zatykając usta dłonią żeby nie rozryczeć się na głos.

W słuchawce komunikatora Brown 0 słychać było oddech i odgłosy jakby druga strona coś czasem próbowała powiedzieć albo po prostu potakujące mruknięcia. W każdym razie słychać było, że ktoś tam cały czas jest i słucha. W końcu gdy Vinogradova ostatecznie umilkła przemówił Mahler.
- Nie no coś ty Mayu, spokojnie, nic mi nie jest. - zapewnił ją od razu. - Zoe i chłopakom też nie. Nikomu nic się nie stało. Wróciliśmy wszyscy. Nawet zgarnęliśmy jakiegoś Parcha. Chyba lekarz. I dziennikarkę. Nadała na żywo, byliśmy w holo! W IGN! - Johan mówił jakby chciał szybko uspokoić Mayę ale gdy doszedł do tematu reporterki i występu na żywo wyraźnie się ożywił z wrażenia.
- Cholera to ja się chyba na nią wydarłem jak wróciła… - powiedział niepewnie jakby usiłował sobie coś przypomnieć. W tle doszedł jakiś cichy, monotonny szum jak spod prysznica. - Ale nieważne! Jakby co to ona ma to nagrane to się z nią pogada to będziesz mogła sama zobaczyć jak wyszło. O rany a kojarzysz Amy? Ta blondyna. Ale ona to dała czadu do kamery! No zobaczysz, śmiechu co nie miara, prawdziwy kabaret! - Johan roześmiał się z czegoś chyba bardzo zabawnego i śmiał się takim szczerym, radosnym, relaksującym śmiechem dobrą chwilę. W końcu jednak przestał po chyba zakrztusił się z tego śmiechu i chwilę kasłał. Splunął, westchnął ale zaraz wrócił do rozmowy.
- Hektor to ten duży? No to był, dobiegł do nas. Ta Latina też. Poszli poruchać cizie teraz. Ale wrócili z nami nic im nie jest. - marine wrócił do tematu i znów chciał chyba uspokoić Mayę. - I dogadałaś się z Mirvonoviczem? No nieźle. Karl to jest na niego chyba trochę cięty. I jaki Roy? Jaki skan? Jakie badanie? - brzmiał na słuch jakby marine zmarszczył brwi i próbował domyślić się o czym mówi czarnowłosa hakerka. - No i daj spokój jaka beznadziejna?! - podniósł głos jakby właśnie przypomniało mu się co Maya właśnie powiedziała. - Ej no zobacz ile podziałałaś. Nie sądziłem, że z tym Ruskiem da się dogadać. Karl to mówił, że on jest z jakiejś mafii i trzeba na niego uważać. A kawę. No pewnie. Ja zaraz skończę prysznic to zaraz do ciebie dojdę. Ale gdzie ty właściwie jesteś? - zapytał na końcu marine jakby doszło do niego, że nie ma pojęcia gdzie rozmówczyni jest w tym bunkrze. On nie miał namiaru na nią tak samo jak ona na niego. Przez drzwi widziała jak Morvinovicz i Kuzniecov oglądają trzymane urządzenie do łączności i obaj jak na komendę spojrzeli w jej stronę. Pewnie rozmawiali i o tym ustrojstwie i osobie jaka umie je obsłużyć.

- Roy… naukowiec z Seres. Jest tutaj… bardzo miły i… to chemik, ale umie obsługiwać… nie wiem jak to się nazywa, ale może wykryć… anomalie w ciele. Obce elementy - mówiła szybko, wiedząc że czas się jej kończy - Jest w ambulatorium, czeka… powiedziałam o tych… wyszarpaniach, wie czego szukać. Jak jest lekarz… też może pomóc. Zrobi wam skan, poszuka i znajdzie… co trzeba znaleźć. Nie musimy martwić się… że w Seres… że tam zniszczone wszystko.. Nie chciałam siedzieć… nie mogłam tak siedzieć bez celu. I tak teraz czeka nas ostrzał Artylerii, posiedzimy tutaj… w tym czasie sprawdzimy i załatwimy przynajmniej jeden problem - westchnęła, zagryzając wargi. Ściszyła głos do nerwowego szeptu - Jestem u naszego gospodarza, próbuję… załatwić jedną rzecz. Jeśli się uda… może coś się zmieni, nie wiem. Spotkamy się przed jego salą konferencyjną? Niedługo skończę i… teraz jesteś sławny, byłeś w telewizji. Na pewno sobie świetnie poradziłeś. Za każdym razem to robisz - uśmiechnęła się do niego, chociaż nie mógł tego zobaczyć.

- Sala konferencyjna? Dobra znajdę. - Mahler wyłapał co wydało mu się chyba najistotniejsze. Jego twarzy nie widziała ale tu i tam dało się wyczuć, że się uśmiecha podobnie jak kiwanie głową gdy mówiła mu o tym czy innym elemencie ze swojego pobytu w tych podziemiach. Tylko przy tym gdy mówiła o badaniach i temacie z tym związanym wydawał się być poważny.

- Mayu pozwól tu na chwilę. - Kuzniecov otworzył drzwi jakie ich rozdzielały i zaprosił ją gestem do salonu gdzie czekał już Morvinovicz i trzymane przez niego urządzenie. Gdy tam weszła szef spojrzał na nią uśmiechając się ponownie całkiem przyjemnie. Zupełnie jakby o dwa kroki od niego nie leżało ciało denata obszukiwane właśnie przez Wasilija.

- Anatoliju Morvinoviczu. - odezwał się jeden z ochroniarzy. Szef zwrócił na niego swoje już nagle znacznie mniej uśmiechnięte oblicze. - Brama wewnętrzna. Mówią, że ci co byli na dole są tam i przyszli poruchać. A ta Latina jeszcze chce do Amandy. Wpuścić ich? - zapytał strażnik.

- No pewnie. Niech dziewczynki nie zapominają, gdzie, po co i dla kogo pracują. Niech ich obsłużą ekstra by nawet tym dwojgu nie postanęło, że gdzieś poruchają lepiej. Poza tym do cholery niech mnie nie obżerają za darmo. A tamci mogą nam się jeszcze przydać. - odezwał się znów z chytrym uśmiechem szef obecnie jak najbardziej podziemnej organizacji. Wartownik kiwnął głową zamaszyście i zaczął coś mówić w słuchawkę ale szef nagle podszedł do panelu przy drzwiach i coś pomajstrował.
- Mówi szef. - zaczął i jego głos nagle dał się słyszeć w zamontowanych w ścianach głośnikach. - Parchy w moim podziemnym domku są moimi specjalnymi gośćmi. Chcę, żeby opuścili te moje skromne progi w pełni usatysfakcjonowani. No chyba, że zmienię zdanie ale to wtedy też wam powiem. No to zaczynamy zabawę! - na koniec roześmiał się a strażnik przestał nadawać to co właśnie mówił. Wszyscy w salonie wydawali się jakoś rozluźnieni tym krótkim występem.
- Ach wybacz, że musiałaś tyle czekać Różyczko! - uśmiechnął się Rosjanin mówiąc po rosyjsku i z rosyjskim zwyczajem biorąc swojego gościa w ramiona powitalnego uścisku. - Pamiętasz to urządzonko? - zapytał gdy ją puścił w zamian podstawił jej do góry urządzenie do orbitalnej łączności. - Pomajstruj przy nim troszeczkę. Ten cwaniak co jedna nie był taki cwany jak myślał coś bredził o namiarze na statek którym miał dysponować. Wyszperaj ten namiar dla mnie. Zrobisz to? - zapytał wręczając jej w dłonie drobny ale nowoczesny system łączności.

Vinogradova przyjęła go i pokiwała głową, mimo że wzrok uciekał jej ku trupowi na podłodze. Słyszała jak gospodarz znęcał się nad nim, nie ostatecznie nie posłał do piachu… ale kim ona była, żeby oceniać i potępiać cudze postępowanie?
- Postaram się A… Anatoliju Morvinoviczu… i... - przeniosła wzrok na jego twarz, tak inną od tej jaką pokazywał katowanemu, albo wcześniej, przy Karlu. Był uprzejmy, pomocny i pomógł, chociaż nie musiał. W zamian za drobną przysługę, a ona miała go z premedytacją zrobić w balona. Oszukać, okłamać… zrobić świństwo gospodarzowi. Komuś kto przyjął ją pod swój dach i traktował jak gościa. Łamała jedno z najstarszych, najświętszych praw ze wschodnich rejonów Ziemi. - Zrobię co… co tylko - szczęka jej zadrżała, kiedy tak patrzyła w te pogodne oczy ponad głową. Nie mogła. Nie mogła mu tego zrobić. - Przepraszam was… a-ale nie. Nie można, nie wypada... - ramiona jej opadły, przerażenie zagościło na twarzy. I wstyd - Wpuściliście mnie do waszego domu, okazaliście dobroć i… pomogliście, chociaż nie musieliście… nie mogę, nie zrobię tego. Nie oszukam was, nie… tak nie wolno. Prosto w oczy… jeszcze kłamać - podniosła urządzenie, kładąc je na otwartych dłoniach aby Rosjanin mógł po nie bez problemu sięgnąć - Już sprawdziłam. Wyciągnęłam dane… mówiłam wam dlaczego chciałam porozmawiać z prawnikiem. To… to miała być cena, zapłata. Usługa za usługę… ale nie… nie wolno knuć dobremu człowiekowi i gospodarzowi za jego plecami, pod jego własnym dachem - pochyliła głowę, zamykając oczy. Zaraz ją zastrzeli, jak tego biednego człowieka na podłodze, ale nie można było odpłacać się w ten sposób - Jeszcze nie nawiązano połączenia, ale sugerowałabym pośpiech póki kanały są jeszcze otwarte i… to moja wina. Ukarzcie mnie… ale nie tych z którymi tu przyszłam. Oni… oni nie są niczemu winni.

Anatolij Morvinovicz skinął głową łagodnie z uprzejmym uśmiechem gdy Maya wzięła od niego urządzenie. Zaczął nawet zapraszająco kierować ją w stronę jednego z foteli i stolików pewnie by mogła tam usiąść i popracować. Ale w miarę jak Rosjanka mówiła jedno i potem drugie jego krok zamierał a na twarzy skropionej kroplami czerwieni i roztrzepanymi wciąż włosami zaczynał zamierać uśmiech i uprzejmość a w zamian pojawiło się niezrozumienie tego co słyszy. Zaraz jednak zmieniło się ono w wyraźną podejrzliwość gdy spoglądał co chwila to na twarz swojego prawnika to na swojego gościa. Kuzniecov natomiast przez sekundę zacisnął szczęki i rozdymał nozdrza ze złości ale w tym pierwszym momencie szef z niedowierzaniem wpatrywał się w rozmówczynię więc pewnie tego nie zauważył. A potem już było za późno bo prawnik świetnie panował nad mimiką twarzy.

- Więc już wyciągnęłaś te dane tak? - zapytał chyba proforma Rosjanin w białym garniturze. Patrzył chwilę przenikliwym wzrokiem na hakerkę a potem równie przenikliwie spojrzał na prawnika.

- Owszem wyciągnęła Anatolij. - prawnik skinął głową potwierdzając słowa Parcha. - Mam je tutaj. - powiedział przekazując szefowi mały nośnik z danymi. Ten spojrzał na wyciągnięte rękę i mały nośnik ale nie ruszył się z miejsca. Powoli podniósł wzrok z powrotem na twarz prawnika.

- No świetnie. To świetnie. Bardzo dobrze Oleg. Świetna robota. - szef kiwał głową ale patrzył gdzieś tak po suficie i po ścianach za Olegiem. - A powiedz Oleg, kiedy zamierzałeś podać mi te dane? - zapytał nadal wodząc wzrokiem po tych ścianach salonu i nie patrząc na twarz szefa. Sytuacja po niedawnym wybuchu wesołości i chwili niejasnej sytuacji jaką wywołały chaotyczne słowa kobiety z Obrożą teraz wyraźnie tężała z każdym oddechem. Strażnicy wewnątrz salonu w lot to wyczuli i zerkali nerwowo na obydwu mężczyzn i kobietę pośrodku salonu. Dłonie jakoś robiły częstsze i bardziej nerwowe ruchy na automatach. Wasilij albo skończył albo przestał przeszukiwać ciało za to wyprostował się jakby oczekiwał rozkazu czy okazji do użycia swoich umiejętności.

- Jak tylko ją sprawdzimy Anatolij. - prawnik wskazał brodą na czarnowłosą kobietę i uśmiechnął się lekko jakby mówił o jakimś prawniczym triku. Szef przeniósł spojrzenie z powrotem na hakerkę.

- Sprawdzimy? - zapytał teraz patrząc na nią.

- Naturalnie. Zastanów się Anatolij. Ile mamy tu speców od takiego sprzętu? Bo chyba mamy tylko ją. A jak sprawdzisz speca w jego dziedzinie jak sam specjalizujesz się w czym innym? - zapytał prawnik nieco nachylając się w stronę szefa w białym garniturze. - Tylko jeśli dwa razy poda ten sam wynik. Raz podała go mnie, drugi raz musiałaby podać tobie. Sam rozumiesz i znasz moje metody. Musiałem być przekonywujący by mi uwierzyła. Może ci pokazać nagranie bo te ich Obroże nagrywają wszystko. - prawnik powiedział gładko wskazując na stojącą obok kobietę. Morvinovicz patrzył właśnie na nią i wyraźnie wahał się i trawił usłyszane od niej i od niego informacje.

- A co ty na to powiesz Różyczko? - zapytał mrużąc oczy i spoglądając na Brown 0 spod tych półprzymkniętych powiek. Wyglądał jak biały kocur któremu przyszło zdecydować z którą myszką zabawić się najpierw.

- Te dane to koordynaty i współrzędne… mogłam się pomylić, ale nie wydaje mi się aby zaszła pomyłka… akurat w tym - Vinogradowa stał na sztywnych nogach bojąc się poruszyć żeby nie upaść Rosjaninowi pod nogi. Oleg próbował się wymigać, a jako prawnik od razu przygotował odpowiednią wersję. Nie życzyła mu śmierci, ona nawaliła, nie on. - Będzie jedna szansa na połączenie, potem prawdopodobnie dokonają zmian, a ścieżka zostanie zamknięta. Profilaktyka. Każde urządzenie można śledzić, wiedzą że coś się stało. Kwestia… wykręcenia właściwego numeru. Zdarzają się błędy, nawet komputery je popełniają. Rozumiem… przeprowadzony zabieg - obróciła spojrzenie na prawnika i zacisnęła pięści, wracając uwagą do gospodarza.
- Nigdy nie było szansy… trik, zabieg. Sztuczka… żebym współpracowała. Obietnica czegoś, zmiany. Szansy na powrót do… do bycia człowiekiem, nie numerem w Obroży - wzrok kobiety zjechał na klapę białego garnituru, a po policzkach potoczyły się łzy - Nie miał zamiaru zająć się moją sprawą, zależało tylko na danych. Jeżeli przeżyję, wrócę do celi. Nie będzie… odwiedzin, ani… złagodzenia wyroku. A on dba o dobro klienta, który mu płaci. Jak każdy dobry prawnik… priorytety. Użytkowanie narzędzia… jestem Parchem. Nikogo nie obchodzę - przesunęła dłonią nad panelem łączności przygotowując do użycia. Uniosła brodę do góry, ale efekt dumy psuły zaczerwienione oczy i wilgoć na twarzy - Może mam wyrok i jestem tu w charakterze przedmiotu… ale to było wyjątkowo okrutne. Skończmy… wasze testy. Chciałabym spędzić te parę ostatnich minut spokoju z kimś bliskim… póki jeszcze oboje żyjemy, jest bezpiecznie i potwory nie rozerwały nas na strzępy.

Morvinovicz wciąż miał ten badawczy wyraz twarzy i patrzył nadal tylko na czarnowłosą hakerkę. Przyglądał się jej prawie nie odrywając od niej wzroku. Kuzniecov też się jej przyglądał ale odezwał się pierwszy.

- Częsta linia obrony, kobiece łzy i próba wywołania współczucia. Daj spokój Anatolij przecież widziałeś to u nich tyle razy. - machnął ręką patrząc na toczące się po twarzy Rosjanki strużki.

- Tak. Tak. One często płaczą. Jakby to kiedykolwiek miało im w czymś pomóc. - kiwnął głową biznesmen w białym garniturze ale mówił dość zamyślonym głosem.

- Zresztą motywy nie są istotne. Ważne są dane. Jeśli metoda była skuteczna no to jak w sądzie. Wygraliśmy! - Oleg uśmiechnął się i złapał za obydwa ramiona stojącego o pół kroku przed nim szefa.

- No tak. Wygraliśmy. - szef w zamyśleniu pokiwał głową ale jakoś nie odwzajemnił uśmiechu. Dalej wyglądał na zamyślonego.

- Więc Anatolij chodźmy wykorzystać to zwycięstwo i wynegocjujmy nasz bilet. Mam parę pomysłów na odpowiednią strategię. Dziękujemy ci za pomoc Mayu. - prawnik objął ramię białego garnituru i wyglądało, że ma zamiar gdzieś wyjść z szefem.

- A powiedz mi Oleg. Widziałeś akta jej sprawy? - Morvinovicz zmrużył znowu powieki i nie dał się zgarnąć.

- Zgrałem je. Nie miałem ich jeszcze kiedy przejrzeć. - Oleg zatrzymał się widząc, że szef nie ma zamiaru się ruszyć z miejsca.

- A powiedz mi Oleg. Jak chciałeś ją tylko sprawdzić. To po co ci jej akta? - szef dalej drążył temat unosząc nieco głowę do góry jakby chciał spojrzeć na hakerkę pod innym kątem albo lepiej usłyszeć co odpowie prawnik.

- Musiałem być przekonywujący. Prawnik nie może się zająć sprawą jeśli jej nie zna. - powiedział spokojnie Kuzniecov tłumacząc tą oczywistą zależność. Szef chwilę trawił słowa prawnika i znów kilka razy pokiwał głową.

- No tak, tak. To oczywiste. - szef przeczesał palcami czarne włosy nadal mówiąc jakby coś nie dawało mu spokoju. - Ale gdyby dalej drążyła temat do oczywiście miałeś gotową odpowiedź jak i kiedy zamierzasz sie zająć tą sprawą. Prawda? - zapytał i pierwszy raz od dłuższego czasu nieco przechylił wzrok by spojrzeć na twarz prawnika.

- Tak i spytała o to. Powiedziałem jej, że zajmę się tym jak będę bezpieczny na orbicie. - Kuzniecov cicho westchnął ale skoro szef pytał to odpowiedział i na to pytanie.

- Świetne. Genialne. Ty to masz łeb Oleg! - roześmiał się nagle Morvinovicz obejmując prawnika w niedźwiedzim uścisku. Ten też wydawał się wreszcie uszczęśliwiony. Szef puścił go i spojrzał wesoło na Vinogradovą. - Więc zajmiesz się tym jak będziesz na orbicie. - roześmiał się jakby właśnie wymyślił najlepszy dowcip świata. Za to prawnik spojrzał na niego w jawnym zdumieniu.

- Jak to na orbicie? Przecież mamy namiar już zrobiła swoje. - zaprotestował zaskoczony Kuzniecov patrząc na plecy odchodzącego szefa.

- Ale mnie się Różyczka podoba i jak nam załatwiła bilet no to jakaś zapłata jej się po prostu należy. Poza tym nie słyszałeś co mówiłem przez głośniki? To są moi specjalni goście i mają wyjść stąd usatysfakcjonowani. Chyba, że powiem inaczej. No! Morda Oleg! Uśmiechnij się! - humor Morvinovicza zdawał się pobrzmiewać euforią i radością z każdą chwilą. Za to twarz prawnika choć już przybrała maskę życzliwości i uprzejmości nadal prześwitywała zaskoczeniem na decyzję szefa. Za to po ochroniarzach przeszedł pomruk zadowolenia i ulgi, że sprawa, już tak nabrzmiała w ostatniej chwili rozeszła się po kościach. Szef z wciąż uśmiechem zatrzymał się przed Vinogradovą.
- Połącz się. - polecił jej wskazując brodą na trzymane przez nią urządzenie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline