Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2017, 00:37   #152
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Vinogradova nie wierzyła własnym uszom. Zrobiła wielkie oczy, przeskakując nimi z Papuga na biznesmena i na tym ostatnim w końcu całkowicie się skupiła. Gdy wydał jej polecenie zorientowała się, że przyciska dłoń do ust jakby nie chciała żeby wyleciał z nich burzący chwilę hałas. Miała prawnika… dzięki Morvinoviczovi. Otaczali ich ludzie z bronią, na białym garniturze zostały plamy krwi, ale Brown 0 nie myślała o tym. Pod wpływem chwili wyciągnęła ręce i objęła Rosjanina, po czym kiwając głową sięgnęła po holo, budząc system do życia i ustawiając parametry połączenia.
- Dziękuję Anatoliju Morvinoviczu… bardzo… nie wiem co… dziękuję - powiedziała szczerze, uśmiechając się już nie tak blado jak na początku rozmowy.

- No już, dziewuszka, no już… - gospodin z uśmiechem przytulił czarnowłosą kobietę i pocałował ją w czubek głowy. Objął ją też życzliwym gestem przytulając do siebie ale po chwili urządzenie oznajmiło nadchodzące połączenie. Morvinovicz przejął od Mayi urządzenie i puścił ją by skupić się na połączeniu.
Holo wyświetliło standardowy półprzezroczysty ekran połączenia. Na nim pojawił się znany już z wcześniejszej odtworzonej rozmowy żołnierz. Albo bardzo podobny. Okolica jednak zmieniła się. Już nie była to jakaś dżungla tylko jakieś podziemia. Kanały, korytarze albo nawet groty.
- Kim jesteś? Gdzie jest John? - w głosie komandosa słychać było zaskoczenie widokiem rozmówcy. Ale szybko dążył do wyjaśnienia sprawy.

- Nie znasz mnie? Więc nie jesteś stąd. Skromnym biznesmenem. Anatolij Mirvinovicz do usług. - przedstawił się z uśmiechem Rosjanin. - A John nie może teraz podejść do telefonu. - Rosjanin z lekkim tonem i uśmiechem przekręcił urządzenie tak, że ciało zabitego właśnie człowieka mieściło się w kadr. Dał się napatrzeć drugiej stronie z kilka sekund.

- Czego chcesz? - zapytał szybko tamten drugi. Maskę miał razem z hełmem więc nie było widać jego twarzy.

- Bezpiecznego transportu na orbitę. - odpadł bez żenady Rosjanin nadal trzymając ekran nad zabitym. Nawet klęknął przez co pewnie obraz po drugiej stronie był wyraźniejszy.

- Wykluczone. Nie jesteśmy taksówką. - odparł twardo komandos po drugiej stronie.

- O. Wykluczone tak? - Rosjanin teraz przekręcił ekran tak, że sam się pojawił ponownie na ekranie rozmówcy. - Dla mnie wyglądasz na świetnego taksiarza. Akurat na kurs na orbitę. - pokiwał głową jakby zgadzając się z pierwszym wrażeniem.

- Kończe tą farsę. - parsknął żołnierz i zaczął sunąć dłonią jakby chciał przerwać połączenie.

- Coś mam od ciebie przekazać Olimpii Conti z IGN? - zapytał pogodnie Rosjanin patrząc sympatycznie na rozmówcę. - A może sam chcesz jej przekazać? Już cię z nią łączę mam tu chyba opcję telekonferencji… - zaczął grzebać w marynarce i naprawdę wyjął swoje holo coś w nim zmieniając. Dłoń komandosa zamarła chyba nie był do końca pewny czy rozmówca z salonu nie ściemnia.

- Anatolij? Czyżbyś przemyślał sprawę i miał coś dla mnie? Akurat jestem w okolicy. - na holo Morvinovicza wyświetliła się twarz szatynki o mokrych włosach i nagich ramionach. Uśmiechała się z zainteresowaniem w swoich ciemnych oczach.

- Może byś wpadła do mnie? Mam tylko skromne jacuzzi i resztki szampana więc nie wiem czy by zadowolił tak wyrafinowany gust tak pięknej i sławnej damy. - zaszczebiotał biznesmen a reporterka roześmiała się chyba naprawdę rozbawiona.

- Och, Anatolij, ty niepoprawny pochlebco! Jakże taka skromna dziewczyna mogłaby odmówić takiemu czarującemu zaproszeniu. Będę szybciej niż myślisz. - Conti uśmiechnęła się sympatycznie i posłała całusa przez holo po czy połączenie zakończono.

- To co taksówkarzu? Wasz mały brudny kursik zostanie między nami czy ma o tym usłyszeć cała Federacja? - zapytał przyjaźnie Rosjanin patrząc na maskę komandosa po drugiej stronie ekranu.

- I co jej powiesz? Że gadałeś z jakimś uzbrojonym typem przez holo? - zapytał drwiąco specjals z drugiej strony.

- No tak, trochę słabe. - zgodził się Morvinovicz kiwając znowu głową. - Ale mam tu speca który rozgryzł tą waszą zabaweczkę. Rozgryzienie gdzie się obecnie znajdujecie nie będzie już takie trudne. W gościach mam też gliniarza. A nawet Raptora. Karl Hollyard. Nie lubię go jak psa. Ale jak mam tu zostać chętnie zaproszę go do tej konferencji. A z niego jest straszny służbista. Nawet mnie podejrzewa o straszne rzeczy. Jak sądzisz co powie jak okryje nielicencjonowane przedsiębiorstwo taksówkarskie pod swoim nosem? - zapytał z uprzejmym zainteresowaniem biznesmen patrząc w ekran. Czy żołnierz patrzył na niego nie było pewne przez tą maskę ale ruchy głowy i dłoni nie sprawiały wrażenia, że rozmowa sprawia mu przyjemność. - No i ja wiem jak poruszać się tutaj by nie wpaść na Guardiana. Naprawdę zależy mi by nasza taksóweczka wylądowała i odleciała cała. Ze mną na pokładzie. - Rosjanin pogodnie wspomniał o systemie strażniczym jaki wspierał miejscowe służby porządkowe. - No. To taksówkarzu przemyśl, pogadaj, uzgodnij. A ja idę do jacuzzi gdzie poczekam na naszą znaną i lubianą reportereczkę. Nie uwierzyłbyś jak ta dziewczyna potrafi pracować językiem. No nie wyrobi człowiek i zaraz coś chlapnie. - gospodin pokręcił głową czy to z uznaniem czy jakąś skargą na językowe umiejętności wspomnianej reporterki.

Brown 0 czekała cierpliwie aż Rosjanin skończy rozmowę, żeby nie przeszkadzać mu w interesach. Słyszała co piąte słowo, co dwudzieste do niej docierało. Udało się poukładać tyle spraw! Roy i jego pomoc przy skanerze, lekarz przyprowadzony do bunkra razem z dziennikarką. Znowu Roy - proponujący rozwiązanie kwestii sterylizacji. Pięciogwiazdkowy prawnik Kuzniecov zajmujący się jej sprawą. I Morvinovicz… ich życzliwy, hojny gospodarz który zamiast wykończyć Parcha za próbę knucia mu za plecami… chyba docenił szczerość i odpowiednio ją wynagrodził.
- Pozwolicie że już pójdę - siorbnęła nosem, uśmiechając się szeroko i z wdzięcznością patrząc na mafiozę w bieli - Macie plany, nie chcę zajmować waszego czasu i… dziękuję - dygnęła po czym widząc przyzwolenie, szybko opuściła stylizowany na salon dawnych gentlemanów pokoik. Kręciło się jej w głowie, ale było to dobre uczucie. Jak po sznurku przeszła przez salę konferencyjną, a gdy para ochroniarzy otworzyła drzwi, podziękowała im skinieniem głowy, praktycznie przebiegając przez próg. Dopiero po drugiej stronie odetchnęła. Już miała włączyć komunikator, kiedy go zobaczyła. Wpierw jako ruch, dostrzeżony kątem oka po lewej stronie i w oddali. Na drugim końcu korytarza. Wyłonił się zza zakrętu i sprawiał wrażenie, że jeszcze coś poprawia w swoim mundurze, pancerzu i tym całym oporządzeniu jakie nosił na sobie. Wszystko na nim wyglądało na mokre i on sam też szedł całkiem nieźle skoncentrowany na tych porządkowych czynnościach.
Wystarczył jego widok, żeby ułożone w myślach przemówienie Rosjanki szlag trafił. Wyglądał na podrapanego i posiniaczonego, ale żywego. Wyglądał naprawdę nieźle, pasował mu ten pancerz. Mundur też… a i bez niego prezentował się wyjątkowo interesująco. Chyba ją lubił, miała taką nadzieję.
Ruszyła mu na spotkanie powoli, ale im była bliżej tym szybciej przebierała nogami aż parę metrów od niego zaczęła biec. Wpadła na niego, obejmując z całej siły. Wiedziała że powinna coś powiedzieć, ale nie wiedziała co i jak… i jakoś nie mogła wydobyć z siebie głosu. Stała więc, przyciskając się do powgniatanego pancerza i ciała pod spodem.

Mahler nagle podniósł głowę w stronę idącej, a potem nadbiegającej osoby o czarnych włosach w pierwszej chwili minę miał bardzo zaskoczoną i przez to niezbyt mądrą. Ale zaraz wyszczerzył się radośnie i rozłożył ręce na powitanie. - Maya! - krzyknął na cały korytarz a gdy mu wpadła w ramiona najpierw podrzucił ją do góry a gdy złapał z powrotem i zamknął w mocnym uścisku. Przez chwilę nic też nie mówił ale w końcu gdy odkleił się na tyle by móc spojrzeć w jej twarz. Złapał palcami jej brodę i chwilę tak jej się przyglądał. Wodził po jej twarzy krótkimi, nerwowymi ruchami źrenic jakby chciał coś dojrzeć albo zapamiętać. Pocałował ją równie nagle i mocno jakby mieli się już żegnać a nie witać. Jego wargi wrzynały się w jej wargi a języki mieszały się między nimi równie gorączkowo i nieustępliwie. Gdy skończył znów zaczął wodzić po jej twarzy i sylwetce wzrokiem. - Ale ty jesteś czysta. - powiedział w końcu jakby nie mógł uwierzyć albo to najbardziej mu się rzucało właśnie w oczy. W końcu znów jego uwagę przykuły jej oczy i twarz. - Nie wiedziałem czy będziesz. Ale no jak jesteś no to… Oj. Nie wiem co powiedzieć. - marine wydawał się być zmieszany i w końcu umilkł wciąż trzymając Vinogradovą przyciskając do swojego przemoczonego pancerza.

- A ty… jesteś mokry - Brown 0 odpowiedziała niezbyt mądrze, uśmiechając się radośnie. Zmieniła chwyt, zarzucając mu ramiona na szyję i całując po twarzy gdy mówił. Wrócił, nie zginął tam na górze i był obok.
- A gdzie miałam być? Czekałam aż wrócisz… gdzie niby miałam iść? - spytała, przerywając stemplowanie jego policzków wargami - Też… nie wiem… cieszę się że… dobrze że wróciłeś. Nie chciałabym żebyś… żeby coś ci się stało. Tam na górze i… i w ogóle. Mam tyle do… do przekazania, dobrych wieści! - uśmiech się jej poszerzył, żeby po chwili zgasnąć - Chyba dobrych… tak mi się… myślę, że są dobre. Jeżeli… chciałbyś kiedyś… jeśli przeżyjemy… byłoby mi bardzo miło i ciesz… cieszyłabym się gdybyś… gdybyśmy… ale wyrok… i wiesz. Kryminaliści… Parchy… a-ale… ale chyba… prawnik… i Roy! Roy w ambulatorium! I lekarz! Ten Parch! On mógłby… z Royem… bo jakby… gdybym… ten zabieg… po tym jak was… można sprawdzić, czy… to co ci mówiłam… poprosiłam i potem… dobrze że już jesteś - zacinała się, wyrzucając masę wątków, aż wreszcie zeszło z niej powietrze i przytuliła czoło do czoła marine - Też.. nie wiem co mówić. Nie… wiesz, że nie jestem w tym… nie wychodzi mi. Denerwuje się… że zepsuję, boję się żę zepsuje. Nie chcę zepsuć… z tobą… bo… bardzo cię lubię… bardziej niż… niż lubię i… powiedz coś, proszę. Wygłupiam się.

- Hej, hej, hej spokojnie dziewczyno wyluzuj. - Johan nieco się schylił by spojrzeć pod powieki Parcha. Puścił jej z bliska oczko i pocałował na uspokojenie. - No chodź gdzieś pogadamy na spokojnie. - powiedział rozglądając się po korytarzu. Ten jednak wyglądał na dość mało ustronne miejsce. Strażników lokalu a obecnie schronu na widoku nie było ale sam korytarz straszył smętnymi, gołymi lampami i pustką obojętnością publicznego korytarza. Najbliższe wejścia były do tych grupowych sal z wieloma pryczami gdzie byli rozlokowani klubowi goście bliżsi obecnie nastawieniem i humorem zwykłym uchodźcom lub rozbitkom. Marine skrzywił się widząc tą zniechęcającą scenerię ale nie zniechęcał się. Ruszył do najbliższych zamkniętych drzwi dość raźno i pociągnął Mayę za sobą.
- No jestem mokry bo musiałem się przeprać. - odwrócił się na chwilę do podążającej za nim kobiety i na chwilę zawiesił na niej wzrok. - Karl mówił, że dostałabyś zawału jakbyś mnie tak na świeżo zobaczyła. - uśmiechnął się nawet na to wspomnienie. Pierwsze drzwi jakie sprawdził okazały się zamknięte. - Ale nie bój się nic mi nie jest. Wszystko dobrze! - powiedział jakby przypomniał sobie co przed chwilą mówiła Rosjanka. - Ruszył ku kolejnym drzwiom a gdy je otworzył okazało się, że to jakiś nieduży składzik. Zawahał się i podrapał po wygolonej głowie. - Właściwie to znasz jakąś miejscówkę gdzie moglibyśmy pogadać w spokoju? - zapytał patrząc pytająco na Mayę.

- Myślę… możemy iść do części mieszkalnej pana Morvinovicza i jego najbliższych współpracowników. Nie wiem czy słyszałeś pod prysznicem, ale był tak miły że pozwolił na pełne korzystanie ze swojego domu i zasobów, nie tylko medycznych… i dziewczynek - Vinogradova pokazała przeciwny kierunek, czerwona na twarzy. Odkaszlnęła i nagle się wyszczerzyła - To bardzo czarujący biznesmen… i szarmancki. Jest dobry, mówiłam Karlowi że to dobry człowiek, ale on kręcił nosem. Przyjął nas pod swój dach i dał prawa gości specjalnych. Możemy poruszać się swobodnie po pokojach. Tam musi być jakaś kuchnia, czy barek. - pociągnęła go za rękę, nie przestając gapić mu się w oczy - Zrobimy sobie kawę i znajdziemy jakąś kanapę. Jesteś głodny? I… było aż tak źle, prawda? - spoważniała i zacisnęła mocniej palce na jego dłoni - Uspokoję się kiedy zobaczę na własne oczy, że… nic ci nie jest - spaliła buraka i uciekła spojrzeniem pod nogi - A-ale najpierw… najpierw kawa, dobrze?

- Kawa? Brzmi świetnie. - uśmiechnął się dając się zaprowadzić Brown 0 w wybranym kierunku. - Morvinovicz to ten szef tego klubu? Karl mówi, że to mafioz. - zmrużył oczy jakby nie do końca pewny czy Maya mówi o tej samej osobie o której widocznie słyszał od Hollyarda. Jednak ten drobiazg chyba nie zaprzątał sobie tym głowy tak na poważnie dając się zaprowadzić gdzie go przewodniczka prowadziła.

Przeszli znowu przez bramę pilnowaną przez strażników w marynarkach. Potem podpytawszy o drogę tu i tam znaleźli jakąś kanciapę pracowniczopodobną. Co prawda gdy weszli dwie dziewczyny tam rozmawiały i paliły papierosa ale widząc, że weszli i kto i znaczące spojrzenie Mahlera z przyjaznymi uśmiechami opuściły pomieszczenie. Zostali więc we dwójkę. Pomieszczenie miało co potrzeba by czuć się dość swobodnie i samowystarczalnie. Był kącik do parzenia kawy, herbaty i podobnych napojów, był stół, krzesła, lodówka a nawet całkiem przyjemnie wyglądająca sofa.
- Nieźle. - pokiwał głową z uznaniem. Zaczął przeglądać szafki w poszukiwaniu nie wiadomo właściwie czego ale z twarzy wyglądał na zadowolonego i często zerkał na krzątającą się po aneksie Mayę. W końcu chyba nie wytrzymał bo odstawił właśnie znalezione kubki z głośnym trzaskiem na blat a w zamian złapał Vinogradovą i przyciągnął do siebie. - Chodź tu wreszcie! No wreszcie jesteśmy sami! - roześmiał się całując ją we włosy.

Nie zdążyła zapytać czego się napije, gdy szarpnął nią i poleciała do tyłu, zderzając się plecami o wojskowy napierśnik. Mówiła o kawie, na początek. Znalazł naczynia, ale chyba na tym jego cierpliwość i chęć współpracy na płaszczyźnie kuchennej się skończyła… ale nie było w tym nic złego. Też się cieszyła, że jest obok i nikt im nie przeszkadza. Mieli porozmawiać…
- Johan - zaczęła, obracając się w jego ramionach żeby stanąć twarzą w twarz. Tak uroczo się uśmiechał i chyba naprawdę się cieszył, jak i ona. Powinni przedyskutować parę kwestii… ciężka sprawa, kiedy jego usta znajdowały się tak blisko. Vinogradowa pocałowała je, zaczepiając wargami o skrzywioną dolną wargę - Chciałam… poprosić o coś, bo widzisz… - zająknęła się i westchnęła - Ale nie wiem, czy powinnam… zawracać ci głowę, bo nie znamy się długo… i na dobrą sprawę jestem Parchem. Nie wiadomo też… różnie może być… ale gdyby… gdyby była szansa… że zdejmą mi Obrożę? Czy… chciałbyś… się jeszcze kiedyś… spotkać? Pytałeś dlaczego tu… dlaczego tu trafiłam. - nerwowo strzelała oczami po jego twarzy i nie przestawała mówić - Widzisz… pracowałam… dla wojska ale jako cywil... i zajmowałam się… łamaniem zabezpieczeń… przestępców. Terrorystów i… innych. Ich systemów komunikacji, deszyfracją przesyłanych wiadomości. To była… dobra praca, lubiłam ją. Nie musiałam… rozmawiać z ludźmi i siedziałam w… przy serwerowni. Przechwyciliśmy… informację. Szczątkową, uszkodzoną. Przełożony chciał… żebym ją… naprawiła, odtworzyła i dowiedziała się… o co chodzi. - zrobiła krok do tyłu, potem jeszcze jeden aż usiadła na blacie kuchennej szafki i zwiesiła głowę - Mieliśmy mało czasu, pojedyncze sekwencje liter. Naciskali… duża presja. Ciagle… ciągle poganiali… mówili że jeżeli tego nie zrobię… nie wykonam swojej pracy… stanie się coś strasznego i… ucierpią ludzie. Przeze mnie, to będzie moja wina i odpowiedzialność i… nadal chcesz wiedzieć? Będziesz… gdy się dowiesz możesz przestać… już nie będziesz mnie lubił - wzruszyła ramionami, patrząc na ułożone na podłodze panele.

Johan śmiał się i ustami i oczami gdy widział reakcję kobiety na swój niespodziewany wybryk. Poważniał i poważniał w miarę jak snuła swoją opowieść. Czasem marszczył brwi lub mrużył oczy gdy pojawiały się kolejne wątki. Słuchał dalej. Siedziała teraz na szafce a on stał przed nią opierając swoje czoło o jej czoło i machinalnie skubiąc jej czarne kosmyki włosów. Długie i czarne były tak skrajnie odmienne od jego jasnych i przyciętych przy samej skórze.
- Możesz jakoś pozbyć się Obroży? Znaczy wypiszesz się z Parchów? - zapytał w końcu gdy umilkła. Wypisanie się ze służby oscylującej co krok pomiędzy skrajnie niebezpieczną misją bliską samobójczej a jawnie samobójczą było chyba jedynym znanym sposobem by Parch przestał być Parchem. Co prawda wracał do paki ale miał szansę, że jeśli zginie to jak tylu więźniów w więzieniach przed nim a nie z Obrożą na szyi podczas misji. Nikt chyba nie znał żadnego Parcha który dosłużyłby się w misjach na swoją wolność.
- Słuchaj to chyba by nawet lepiej było. Bo wiesz w tych PArchach… No sama wiesz jak jest… - wzruszył ramionami i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Nie musiał mówić jak jest. Jak kończą Parchy było dość powszechnie wiadomo. Zwłaszcza jak się było jednym z nich lub miało okazję spotkać takiego na polu walki podczas wykonywania parchatej misji. - Nie chciałbym byś tak skończyła. A za kratami to za kratami. No nic fajnego. No ale zawsze jakoś inaczej. - wzruszył znowu ramionami patrząc gdzieś w dół niezbyt bystrym wzrokiem. Nagle podniósł głowę i spojrzał znowu na bladą twarz okoloną czarnymi włosami. - No pewnie Mayu. Pewnie, że chciałbym cię jeszcze gdzieś spotkać. - pokiwał wygoloną głową kładąc swoją dłoń na jej policzku. Milczał chwilę. - Powiedz. Co się stało. Bo cię to będzie mećzyć. Nie mećz się z tym sama. Powiedz. - powiedział w końcu pocierając kciukiem o krawędź jej brwi i skroni.

- Była pewna… organizacja. Zajmowała się handlem ludźmi. Porywali ich do burdeli, jako dawców, króliki doświadczalne. Czasem… znajdywaliśmy… zaginionych, a raczej to co z nich zostało. Cierpieli… nie da się tego nawet opisać - ściszyła głos i zamknęła oczy, żeby nie widzieć jak się jej przygląda i zaczyna oceniać. - A my mieliśmy informacje jaki będzie ich następny cel. Robiło się… nerwowo. Bardzo nerwowo, a ja… nie jestem… taka ja wy. Jestem słabym tchórzem. Nie radzę sobie - zacisnęła dłonie na krawędzi stołu - Wymiotowałam ze stresu, nie spałam. Nadia, moja siostra… widziała to, chciała… chciała pomóc. Zawsze mi pomagała. Którejś nocy, gdy wróciłam do domu… powiedziałam jej nad czym pracuję… i że nie mamy czasu, a ja nie mam… postępów. Wszyscy na mnie naskakiwali. Każdy miał pretensje, ciągle powtarzali że to przeze mnie, że się nie staram… a starałam się. Bardzo się starałam… ale nie wystarczająco - zacięła się na dobre trzy minuty, siedząc nieruchomo i oddychając szybko.
- Udało mi się odtworzyć zapis dobę przed atakiem, zorganizowano zasadzkę, wysłano oddział do ochrony i obrony cywili… tylko oni już tam byli. Zdążyli wymordować całą stację, znęcali się nad nimi i… torturowali przed śmiercią. Tak samo jak… jak żołnierzy wysłanych na pomoc. Wiedzieli że przylecą i kiedy. Wszczęto postępowanie śledcze, które wykryło, że ktoś… ktoś ich uprzedził. Sprzedał informacje i zniknął nim go złapano. Tym kimś była moja siostra - uchyliła powieki, wlepiając zaszklony wzrok w podłogę. Kiwała się w przód i w tył i mówiła, kręcąc na boki głową - Trzysta siedemdziesiąt pięć osób… tyle zakatowano przez to, że nie potrafiłam wziąć się w garść i zachować jak dorosła. Umarli przeze mnie… to moja wina, nigdy sobie nie wybaczę. Gdybym… trzymała gębę na kłódkę, robiła co do mnie należy… była kimś mniej beznadziejnym… - zadygotała, obejmując się ramionami jakby chciała się odgrodzić od reszty świata - Sama się zgłosiłam do dowództwa, powiedziałam jak było. Postawiono mnie przed sądem, za złamanie tajemnicy wojskowej i współuczestnictwo w mordzie skazano na dożywocie. Zgłosiłam się do Parchów żeby… spróbować chociaż ten ostatni raz… zrobić coś dobrego. Komuś pomóc, zamiast niszczyć. Wciąż uważasz… że nie powinnam umrzeć? - prychnęła i zsunęła się z blatu, chcąc się ewakuować - Przepraszam… nie powinnam się do ciebie zbliżać, ani marnować twojego czasu.

Johan słuchał uważnie. Nie przerywał jej. Chwilami na początku wyczuwała, że wykonuje przeczące ruchy głową gdy mówiła o tamtej kryzysowej sytuacji która doprowadziła w konsekwencji do tej krytycznej decyzji która poprowadziła młodą, zdolną informatyczkę na szafot. Potem jednak zamilkł i znieruchomiał słuchając kolejnych elementów opowieści. Dopiero gdy otworzyła załzawione oczy i otuliła się ramionami ożywił się. Pokręcił gwałtownie i przecząco wygoloną głową i objął ja swoimi ramionami przytulając do siebie. Pocałował ją w czoło w pocieszającym geście i znów przytulił. Wreszcie podrzucił ją sobie na ramiona i zaniósł na sofę. Usiadł na niej razem z nią.
- To gruba sprawa Mayu. - zaczął biorąc jej dłoń w swoje dłonie. - Ale nie obchodzi mnie to. - pokręcił głową i uniósł jej dłoń do swoich ust całując ją lekko. Potem starł kciukiem szkliste kawałki błąkające się przy powiekach kobiety. - To jest… to było… - zaczął chcąc coś powiedzieć albo wyjaśnić ale chyba zabrakło mu słów. - Zrobię to kawę dobra? Bo tak tu siedzimy i gadamy o suchym pysku a mieliśmy pogadać przy kawie prawda? - marine uniósł nieco brwi i uśmiechnął się trochę chcąc chyba ocieplić atmosferę. Widząc skinienie głową pocałował ją na odchodne w czoło i wrócił do szafki gdzie zaczęli rozmowę. Obserwowała go gdy nastawiał wodę, zasypywał kubki i chyba cały czas myślał co ma myśleć czy jak to powiedzieć. Ruchy miał dość sztywne a twarz nieobecną.
- Okey nie wiem jak to powiedzieć. Więc powiem no jak to dla mnie wygląda. - powiedział w końcu gdy spojrzał na siedząca na kanapie czarnowłosą dziewczynę. - Jesteś czysta. - powiedział w końcu patrząc przez te kilka kroków jakie ich dzieliło. - Nie wiem jak to wyjaśnić. Ale tak uważam. - wzruszył ramionami i oparł się tyłkiem o szafkę na której przed chwilą siedziała Vinogradova. - Są ludzie, nawet nie tylko Parchy, których rozwaliłbym bez mrugnięcia okiem. Prosto w twarz. - powiedział kiwając głową i robiąc z palców pistolet który wycelował w gotujący się dzbanek. - I nawet by mi powieka nie drgnęła jakbym ich rozwalał. - wzruszył ramionami znowu.
- Ale ty taka nie jesteś. Wiem co to jest tajemnica wojskowa. Wiem co grozi za jej złamanie. I powinno to się karać bo inaczej wszystko się posypie. - powiedział to z zauważalną trudnością i oblizał wargi patrząc gdzieś w ścianę naprzeciwko. Milczał chwilę. - Ale to co powiedziałaś. Ten Sajgon co tam był. Ten co cię tam posadził pod taką presją skrewił. Jak wichura dmie wystarczająco długo to najmocniejsze drzewo strzeli. - znowu wzruszył ramionami. Odwrócił się do szafki bo czajnik cicho oznajmił, że woda jest już gotowa. Marine zamilkł gdy zalał wrzątkiem obydwa kubki. Wziął obydwa i postawił na stole przy sofie. Wrócił do szafki po mały przybornik z dodatkami do kawy i z powrotem usiadł na poprzednim miejscu.
- No i ta sprawa z siostrą. - pokręcił głową i rozłożył ramiona. - No tego chyba nikt się nie spodziewał. Nie powinnaś jej mówić. No ale po siostrze… Ale… - pokręcił głową i potarł palcami nasadę nosa gdy bił się w tym punkcie z własnymi myślami i sumieniem. - Kurwa nie wiem no! - powiedział w końcu ze złością. - Ja na to patrzę jak jest u nas. Jak żołnierz nie wykona zadania no to niby jego wina. Ale na zadanie wysyła go dowódca i jak źle wybierze to jego wina. To się zazębia. U ciebie ktoś popełnił błąd. Jak cię wsadził do takiej roboty. I w taki Sajgon. - mruknął pocierając się znowu o nasadę nosa. Nagle jednak klepnął się w czoło.
- Ale rany co ja mówię!? - pokręcił głową i przysiadł się bliżej obejmując i przytulając do siebie kobietę. - Wybacz no ja jak się czasem zapętlę w te wojskowe schematy to mnie traktorem trzeba wyrugować. - powiedział całując ją w usta. - Przecierpiałaś swoje. I ze swoim sumieniem. To musiało być dla ciebie straszne. Nadal pewnie jest. Ale słuchaj - powiedział i chwycił jej twarz w obydwie dłonie tak, że musiała popatrzyć na niego. - Nie obchodzi mnie to. Znaczy dla mnie to nic nie zmienia. Dla mnie jesteś czysta. Okey? Jakoś to pociągniemy. Ogarniemy to. Razem. Okey? - powiedział patrząc na nią uważnie.

Brown 0 kiwała głową, przytakując na wszystko co mówił. Nie musiał tego mówić, mógł wstać i wyjść. Zostawić ją, ale tego nie zrobił… i nie obchodziło go to? Nie obchodziło…siedział, obejmował. Uspokajał aż przestało nią telepać.
- Okey - zgodziła się niemrawo, ale uśmiech który po tym nastąpił był pełen ulgi. Z kubkiem w dłoniach siedziała przytulona do Mahlera, czerpiąc siłę z jego obecności. Oddałaby wszystko co jeszcze posiadała, żeby mogło tak być częściej, najlepiej już zawsze. Ale do tego pozostawała długa i wyboista droga.
- Poprosiłam Roya, tego naukowca z Seres, żeby pomógł przekalibrować skaner. Z mojego pancerza pobrał próbkę krwi xenos. Jeżeli coś macie, jest duża szansa żeby to wykryć. Trochę… - zawahała się, ale nagle doszło do niej, że nie ma czego i przede wszystkim kogo się bać - Trochę przy okazji porozmawialiśmy. Dziwił się co tu robię… próbował pocieszyć i pomóc. Znaleźć wyjście, najpierw mówił o służbie zastępczej w laboratorium chociażby. Czymś… mniej zabójczym. Resocjalizacji, albo czymś podobnym. Powiedział, że gdybym zaszła w ciążę, byłaby szansa na przepustki… i rodzinne widzenia. Jest chemikiem, umiałby przełamać blokadę sterylizacyjną, ale do tego potrzeba lekarza żeby dobrał osłonę i dawkę, bo to bardzo silne chemikalia. Trzeba je też podać… w odpowiednie miejsce, a tu potrzeba wiedzy medycznej. Dlatego tak się ucieszyłam, gdy Zoe powiedziała że znaleźliście jednego. Będzie mógł wyciągnąć wam… te anomalie i może też… spróbować ze mną. - uśmiechnęła się nieśmiało, podnosząc wzrok do góry, na twarz marine - Pan Morvinovicz to właściciel lokalu. Poprosiłam… o możliwość rozmowy z jego prawnikiem, którego Roy zachwalał. Podobno wybronił szefa już z niejednego bagna i bez niego poszedłby dawno z torbami, albo trafił do więzienia. Nasz gospodarz się zgodził, bo wcześniej, gdy do ciebie dzwoniłam… też byłam u niego. Pomagałam mu złamać kody panelu komunikacyjnego Red Ball. Dlatego mogliśmy korzystać z Ambulatorium. Potem… pozwolił porozmawiać z prawnikiem… ale on - skrzywiła się - On chciał uciec stąd, sam się ratować. Chciał żebym wyciągnęła z tego panelu koordynaty i częstotliwość kanału do połączenia. W zamian obiecał zając się moja sprawą, jak trafi bezpiecznie na orbitę. Z komputerami idzie mi lepiej niż z ludźmi… dostał te dane, ale… - zawiesiła się, upijając kawę - Morviovicz przyjął nas pod swój dach, był taki dobry i miły… a ja miałam mu wbić nóż w plecy. Bo to on zdobył ten panel i chciał… to teraz jego własność. Stałam tam przed nim, widziałam jak się cieszy… nazwał Parchy swoimi gośćmi specjalnymi… a jakby coś się sypnęło, mógł wam przeszkodzić w leczeniu i… - znowu upiła kawę i westchnęła - Przyznałam się do układu z Kuzniecovem, tym papugiem… myślałam że on się wścieknie, zrobi coś wam. Albo zamknie ambulatorium. wyrzuci…Ten prawnik zaczął się wyłgiwać, jest niesamowity… ale Anatolij… chyba mnie polubił. Kazał Kuznievicovi… mam prawnika. Gosdpodin kazał mu wziąć moją sprawę - na zakończenie odetchnęła i dodała szybko - Ale nawet jak blokada się rozpuści i tak zostanie kwestia… dzieci się nie robi samemu i… może… gdybyś… nie mówię że to… ale gdybym z kimś… nie chcę z kimś innym… ale ty możesz nie chcieć… zrozumiem, bo to problem i… słodzisz? - paniczną motaninę skończyła niemniej przerażonym pytaniem.

- A wsyp. - mruknął marine ale z dość rozkojarzonym wyrazem twarzy i dopasowanym do tego głosem. - Dzieci? - zapytał sprawdzając chyba czy dobrze usłyszał albo zrozumiał. - Możesz mieć dzieci? Znaczy ominąć to… - spojrzał na jej brzuch i przejechał językiem po wargach. - A-aha… - pokiwał głową oswajając się z tą nową myślą wciąż z oczami utkwionymi w jej brzuchu. - Aa… I ze mną? - spojrzał wyżej na jej twarz i wskazał dłońmi na samego siebie. - To byłbym ojcem? - brwi lekko mu się uniosły jakby sam pomysł go dziwił. - Aa-aha. - kiwnął głową i przetarł dłonią czoło. Westchnął i sięgnął po kubek upijając z niego łyk. Przełknął ciemny napar i zapatrzył się w niego.
- Nie, zaraz poczekaj, zwolnij okey? - pokręcił wygoloną głową lekko unosząc wolną dłoń do góry. - Znasz sposób by zajść w ciążę tak? I mówisz, że chciałabyś ze mną? - marine wyglądał jakby sprawdzał czy dobrze zrozumiał ten wątek. Znowu pokiwał głową. - Ookeeyyy. Ale powiedz mi dwie rzeczy najpierw. Pierwsza to dlaczego ja? A dwa co się stanie potem? Jeśli wrócisz w ciąży z misji? Wiesz lubię cię. Chętnie się z tobą prześpię. Ale no mówimy o zmajstrowaniu kogoś trzeciego. Chciałbym. Chciałbym by coś po mnie zostało. Ktoś. I rozumiem, że ciąża mogłaby ci pomóc w twojej sytuacji i chciałbym ci pomóc. No ale właśnie chodzi nie tylko o ciebie i o mnie ale o kogoś trzeciego. - wyjaśnił swoje zmieszanie podgolony marine. Milczał chwilę jakby się zastanawiał czy coś jeszcze dodać ale w końcu upił znowu kawy i czekał na to co odpowie Vinogradova.

Ona dopiła w milczeniu kawę, patrząc gdzieś przed siebie niewidzącym wzrokiem. Podnosiła i opuszczała mechanicznie kubek, przełykając w odpowiednim momencie żeby się nie oblać. Kanapa na której siedzieli była naprawdę ładna, szkoda było ją brudzić i nie byłoby to dobre zachowanie dla gościa.
- Po to nas sterylizują, żeby nie było… precedensów - powiedziała, odstawiając kubek na stolik - Nowe życie… niewinne. Do tego ciężarne mają masę przywilejów, zobacz jak to działa normalnie. Specjalne kolejki, miejsca w autobusach. Tutaj… najpierw musieliby mnie przenieść na oddział półotwarty, do tego mogłabym starać się o widzenia i przepustki… ale dziecko… Nie musiałbyś się do niego przyznać, że jest twoje. Nie zaszkodziłoby ci w karierze. Są więzienia dla matek… potem. Potem nie musisz się… nie musimy się widywać jeśli nie będziesz chciał. Nie chcę żebyś myślał… że tylko dlatego chcę z tobą… skoro wstrzymują egzekucje na ciężarnych, może zgodziliby się na dozór, areszt domowy… lokalizator na kostce, meldowanie o wyznaczonej porze w wyznaczonych jednostkach. Może… byłby to prawie normalny dom. Kuzniecov mówił, że stan pociążowy da się przeciągać latami… zrobić jeszcze jeden proces, którym on by się zajął. Nie musisz mi obiecywać niczego. Zrozumiem… jeśli odmówisz, nie… to popieprzone - wstała z kanapy, przechodząc na drugi koniec pomieszczenia.
- Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam… - pokręciła głową, dla zajęcia czymś rąk wstawiając kolejną porcję kawy - W innym życiu, gdybyśmy się spotkali gdzieś na ulicy… oczywiście nie zwróciłbyś na mnie uwagi… ale może gdybyś… chciałabym cię poznać. Dowiedzieć się co lubisz, co cię irytuje i męczy. Kogo uważasz za ulubionego polityka… ile słodzisz… ale to - przełknęła ślinę, sięgając po nowe kubki - Wyszliście z bagna, tam pod włazem… a ty żartowałeś i jeszcze próbowałeś… byłeś taki dzielny. Odważny i… pod kapsułą dostaliście sprzęt, mogliście iść. Mogłeś iść i nie odwracać się. Znalazłbyś samochód pod barem i sobie poradził… i nikt nigdy nie był dla mnie taki… jak ty i… i nie umiem mówić, denerwuję się i nie wiem… co… jak powiedzieć. Wiesz… cieszę się, że… że tu jestem, bo… inaczej nigdy bym cię nie spotkała. Dla tego… warto było… zostać Parchem.

Johan roześmiał się, wstał z sofy, podszedł do stojącej dziewczyny i objął ją całując w czoło.
- Też się cieszę, że tu jestem. I mogłem cię spotkać i poznać. Bo gdyby nie to wszystko. No eejjj… Dziewczyna ze sztabu i zwykły kapsel? - roześmiał się znowu na taki pomysł i złapał ją za ręce. - Zwykłych kapsli nawet nie powiadamiają gdzie jest ich sztab a co dopiero w jakiejś tam ważnej bazie z tymi wszystkimi mądrymi głowami. - pokręcił głową wciąż rozbawiony pomysłem. Uniósł w górę jej dłoń i przyglądał jej się z bliska. - Nawet pewnie byśmy się nie spotkali nigdy. Inne światy. Jak szeregowców i generałów. - wzruszył ramionami i uniósł jej dłoń by ją pocałować. Przeniósł wzrok wyżej na jej oczy i twarz choć wciąż trzymał jej dłoń przy ustach, że czuła na niej jego oddech.
- Jaka kariera? Jestem podoficerem zawodowym. Zostanę górą sierżantem. Na oficera nie mam szans. Też inne światy. Więc nie martw się o coś o co ja się nie martwię. - uśmiechnął się znowu kładąc jej swoją dłoń na jej policzku. Przesuwał chwile po nim dłonią chcąc się nacieszyć tym wrażeniem. - Zastanawiałem się jak to by wyglądało. - powiedział po dłuższej chwili milczenia. Spoważniał i twarz stała mu się nieprzenikniona. Trwał tak zawieszony na kilka oddechów. Wreszcie uśmiechnął się i pocałował znowu usta Mayi. - Jakoś to będzie Mayu. Jakoś sobie z tym poradzimy. Chodź, zobaczymy co da się zrobić. - roześmiał się wręczając jej nowy kubek z kawą, samemu biorąc następny dla siebie i wolną dłonią pociągając Vinogradovą z powrotem na sofę.

- Dobrze… to od czego zaczniemy? - Brown 0 poczekała aż usiądzie wygodnie i dopiero sama opadła na mebel, a raczej na kolana Johana, siadając na nim okrakiem i z uśmiechem patrząc mu w oczy znad parującego kubka. Drapała go po krótkich włosach, ciesząc że ze śmiesznego, kłującego uczucia które ta zabawa ze sobą niosła - Ulubiony kolor? Gdzie się urodziłeś? Masz na coś alergię? Rodzinę? Dziewczynę? Preferowany rodzaj muzyki? Co robisz w wolnym czasie i… za dużo, tak? - spaliła buraka, napełniając gadające usta kawą.

Marine przymknął powieki gdy dłoń kobiety szorowała mu po krótko ostrzyżonych włosach. Roześmiał się słysząc pytania.
- Jestem z Siódmego. - powiedział najpierw podając nazwę Sektora Federacji z jakiego pochodził. - Z Debris. - odpowiedział z wciąż przymkniętymi powiekami. - Zapisałem się do VII ale potem przeniosłem się do VI-tej Floty. - wyjaśnił tą drobną rozbieżność między miejscem pochodzenia a jednostką w której służył. Ruchy między Flotami czy Armiami sektorowymi były jednak standardowe, zwłaszcza właśnie we Flocie która niejako tradycyjnie była bardziej elastyczna i mobilna niż Armia i inne służby.
- Nie mam alergii. Lubię metal. Wolny czas jak mam wychodzę na przepustki razem z chłopakami. Z dziewczynami raczej nie mam. Nie w tej chwili. Nic poważnego w każdym razie. Służba niezbyt sprzyja stabilizacji związku. Chyba, że druga osoba też służy razem z tobą. - wzruszył ramionami a jego dłonie w końcu ożyły i zaczęły wodzić po Vinogradovej. Ale przez pancerz było to raczej doznanie wizualne niż dotykowe dla nich obojga. Dłonie marine zaczęły więc sunąć ku klamrom i zapięciom pancerza by się go pozbyć. - A ty? Skąd jesteś? Co robiłaś zanim cię zapuszkowali? Miałaś kogoś? Albo masz? - Johan otworzył oczy i zapytał zerkając ciekawie na twarz Mai.

- Urodziłam się w Jedynce… n-na Ziemi - zająknęła się, widząc do czego sytuacja zaczyna zmierzać. Po raz drugi wydobywał ją z ubrania w tym samym celu. - Dużo pracowałam i… ciągle siedziałam w pracy. Naprawdę bardzo ją lubiłam… zazwyczaj… i mówiłam ci, że przed tobą… jesteś pierwszy. Wcześniej… może ze dwa razy kogoś pocałowałam, ale tak żeby… lepiej mi szło z komputerami i… nie mam nikogo, nigdy nie miałam. Wtedy… kiedyś - Patrzyła jak mocuje się ze sprzączką pod pachą, wcześniej unosząc jej ramię żeby mieć lepszy dostęp, a niepewność zmieniła się w oczekiwanie. Poprzednio było… bardzo miło i przyjemnie, teraz też tak będzie?
- Johan… a-ale ja jeszcze… no wiesz. Ciągle jest… ta blokada - przypomniała, ale głos miała rozkojarzony. Przestała drapać krótko ścięte włosy i przeniosła dłonie niżej, na zapięcie wojskowego pancerza przy karku - Chcesz to zrobić jeszcze raz? Tutaj? Na tej sofie?

- Zaraz…
- Mahler jakby zbystrzał i na chwilę przestał gmerać przy pancerzu z brązowym “0” wybitym na widocznym miejscu. - To tam w łazience… To ja byłem twoim pierwszym facetem? - fakt ten chyba zaskoczył leżącego na sofie mężczyznę. - Serio? A myślałem… - zaczął ale urwał trochę zmieszany. - No wiesz, to nie takie częste. - powiedział w końcu i wzruszył ramionami. Dłonie jednak wznowiły pracę i pancerz odpadł z torsu Parcha. Tył poleciał w tył, na nogi marine a przód przejęły jego dłonie i odłożyły na podłogę obok sofy. Teraz jego dłonie zaczęły wodzić po podkoszulce dziewczyny. Zaczęły skromnie od jej kibici i brzucha ale stopniowo kierowały się wyżej ku zauważalnym wypukłościom na przedzie.
- Mayu. Cieszmy się chwilą póki ją mamy. - uśmiechnął się wracając do przyjemniejszych tematów. - To jesteś dziewczyną z samej Ziemi? Tak dokładnie z Ziemi czy gdzieś z układu? - dopytał się obserwując jak spod rozsuwanej koszulki wyłania się to co pod spodem.

- Z Ziemi... dokładnie z Moskwy, dystrykt Nowego Kremla... i nie okłamałam cię. Ani wtedy... w łazience, ani... teraz też... nie oszukam cię. Nigdy. Obiecuję - pomogła zdjąć różowy t-shirt, potem tego samego koloru stanik. Ułożyła się na częściowo na żołnierzu, kładąc się na boku i obejmując wedle pierwszej rady jaką jej dał.
- Mów... mów co mam robić, chcę... wiesz że chcę. - Gapiła się niepewnie na jego twarz. Żeby doszło do czegoś konkretnego musiałaby z niego zejść, ale jego ręce trzymały ją mocno... i zrobiło się tak przyjemnie, że nie chciała się ruszać.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline